Pokazywanie postów oznaczonych etykietą omlet. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą omlet. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 11 października 2010

Grecki Nomlet:)

Lubię omlety z tofu i pomyślałam, że grecki nomlet z Vegan College Cookbook będzie bardzo smaczny, ze szpinakiem, oliwkami, na wędzonym tofu... wyszedł ok, był smaczny, delikatny w smaku, z bardziej słonymi miejscami, ale nie zachwycił mnie fakturą. Zmieniłam trochę przepis, żeby dostosować go do polskich warunków i dodałam cebulę - co to za greckie danie bez cebuli?? Przepis miał być na jedną porcję, ale ja zrobiłam z niego dwie duże, które na dodatek robiły się zdecydowanie dłużej niż powinny wg przepisu. Poza tym robi się go w mikrofalówce, jak większość rzeczy z tej książki, ale myślę, że spokojnie można go usmażyć. Masa lepiej się trzyma niż do tortilli, a one jakoś wychodzą.



2 kopiaste łyżki mąki ziemniaczanej
3/4 szklanki mąki
pół szklanki mleka sojowego, albo wody
1,5 łyżeczki zmielonego siemienia lnianego plus 2 łyżki ciepłej wody
1/4 kostki tofu, jak użyłam wędzonego
10 oliwek bez pestek (wzięłam zielone)
1/4 szklanki rozmrożonego szpinaku - jakieś pół szklanki zamrożonego. Oczywiście można zmiksować świeży
1-2 krążki cebuli, użyłam czerwonej
łyżeczka soli czosnkowej

Drobno pokroić cebulę i oliwki. W misce roztrzepać siemię lniane z wodą, dodać mleko i mąkę, wszystko wymieszać. Drobno poruszyć tofu do miski, dodać resztę składników, wymieszać, żeby równo się rozłożyły.  Wyłożyć połowę masy na talerz i włożyć do mikrofalówki na 600 W na 5 minut, albo na większą moc na wasze ryzyko.

Był bardzo smaczny z grillowanymi pomidorami.


sobota, 13 marca 2010

Pyszny zielony omlet - historia ku pouczeniu młodych kucharzy



Kuchnia Wielkanocna 2010


Od dawna miałam ochotę zrobić śliczny, żółciutki omlet z Vegan Brunch, ale kiedy przychodziło co do czego zawsze nie miałam połowy składników, przede wszystkim jedwabistego tofu, które było wymieniane jako niezbędne. W końcu pragnienie zjedzenia omletu wygrało i przystąpiłam do poszukiwania potrzebnych produktów po szafkach:

Tofu było, odmiana oczywiście twarda, ale dość miękkie, więc doszłam do wniosku, że się nada. W przepisie było prawie pół kilo, ale po co mi cztery omlety - wzięłam pół kostki. Drugim problemem był brak mąki z cieciorki, następnego niezbędnego składnika, który normalnie pałęta mi się po szafce, ale tym razem zniknął na dobre (puszka była pusta). No więc. W obliczu braku kurkumy oraz soli jajecznej wyszło na to, że równie dobrze mogę odłożyć książkę, co zrobiłam, i wyjąć wszystko z lodówki.

Znalazłam pół szklanki zielonej soczewicy. Soczewica ładnie się miksuje i lepi - dajemy. Znalazłam przesolone pesto - dajemy. Sos tabasco - pewnie. Do tego trochę papryki i mąka ziemniaczana i już można miksować.

Zblendowałam wszystkie składniki (poza mąką) na gładką masę, po czym uznałam, że to jest za gęste (moje doświadczenie - nie wiem, jak wasze - mówi, że im gęstsze ciasto, tym gorzej się smaży) i dodałam wody. Wymieszałam z mąką. Znowu dodałam wody. Zjadłam trochę i dodałam więcej sosu tabasco. Ilość masy podwoiła się w tajemniczy sposób.

Sięgnęłam do książki po instrukcje smażenia, posmarowałam nieprzywierająca patelnię cienką warstwą oliwy, włączyłam mały ogień i wrzuciłam połowę masy. Natychmiast zaczęło się smażyć, nie dając mi czasu na rozprowadzenie masy, więc delikatnie zaczęłam zdejmować nadmiar i przekładać w puste miejsca, zalepiając masą z miski. Posłusznie odczekałam 5 minut, aż brzegi zbrązowiały a górna strona zaczęła się ścinać. Postanowiłam przewrócić.

Masakra. Ciasto było tak puchate i delikatne, że nie szło go ruszyć łopatką ani łopatą, mimo że nigdzie nie przywarło. W końcu zsunęłam je na talerz, odwróciłam na patelnię i chyba pierwszy raz w życiu wylądowało mi coś płasko, a nie złożone.

Postanowiłam uzbroić ciasto najlepszym wzmacniaczem jaki zna świat - bułką tartą. Sypnęłam chojnie, wymieszałam, znowu dolałam wody i w ten sposób uzyskałam nawet więcej masy niż na pierwszy omlet. Zsunęłam elegancko nieco zbyt brązowy eksperyment z patelni i wylałam resztę masy. Bingo. Nie przywiera, nie przysmaża się, daje się przewracać. Czas na konsumpcję:



Omlet bliżej to ten pierwszy, delikatniejszy - w konsystencji i w smaku. Prawie nie było go czuć. Wersja z bułką tartą wygrała na całej linii - chrupką, mięciutka i puchata, nie za słona, nie za mdła; o jakości tego przepisu może zaświadczyć to, że omlety nadziałam wędzonym tempeh (i sałatą, i świeżą bazylią, i ogórkiem konserwowym) i to nie ono było w tym wszystkim najsmaczniejsze.


Ostatecznie, prawidłowa lista składników na dwa pyszne, zielone omlety wygląda tak:

pół kostki (100g) kruszącego się w palcach tofu (po prostu musi być bardzo świeże)
pół szklanki ugotowanej zielonej soczewicy (brązowa też da radę)
2 czubate łyżki bułki tartej
2 płaskie łyżki mąki ziemniaczanej
ok 3/4 szklanki wody w temp. pokojowej
2 łyżki pesto
ząbek czosnku
sos tabasco, wędzona papryka, ew. sól (jeżeli pesto nie dosoliło samo z siebie) i oliwa (dodaj jeżeli ciasto się rozpada albo twoje pesto zawiera jej mało)

Pokruszone tofu, soczewicę, pesto, czosnek i przyprawy miksujemy blenderem na bardzo gładką masę. Dolewamy pół szklanki wody, bierzemy trzepaczkę i roztrzepując dodajemy bułkę i mąkę. Jeżeli ciasto jest za gęste, żeby swobodnie się je mieszało, dodajemy jeszcze trochę wody. Smarujemy nieprzywierającą patelnię oliwą i smażymy na małym ogniu ok 4 minuty z każdej strony.


Przepis dorzucam do akcji wielkanocnej, bo choć osobiście nie planuję wtedy omletów, to może ktoś się skusi. Za to teraz pójdę kombinować z produkcją słodkiego:)

środa, 29 lipca 2009

Filmiki i omlet marchewkowy z pikantną raitą

Najpierw chciałabym się podzielić dwoma filmikami, które ostatnio znalazłam i które mnie zafascynowały.

Warzywna Orkiestra - przypominam sobie, że słyszałam o nich kilka lat temu, ale na pewno nie widziałam, jak robią instrumenty, co możecie zobaczyć tutaj:





A tutaj instalacja - Zwierzątka Kiełbaski:




Teraz możemy przejść do części właściwej, czyli do przepisów:)

Jakoś w zeszłym roku robiłam omlet marchewkowy i teraz, obserwując powolną śmierć młodych karotek w mojej lodówce, postanowiłam zrobić go jeszcze raz, tym razem bogatsza o doświadczenie robienia nierozpadających się wegańskich omletów (wg przepisu) - no i składniki są inne :) Poza tym, chciałabym zauważyć, że nie da się zrobić omletu z jajka i puree marchwiowego, gdyż wyjdzie nam wodnista klucha, więc jest to prawdziwie oryginalny i nieimitujący niczego istniejącego przepis :) (i jaki dobry!)


Omlet marchewkowy

pół kilo młodej marchewki
pół kostki naturalnego tofu
2 łyżki siekanej cebuli
łyżeczka świeżego siekanego imbiru
2 łyżki oliwy z oliwek
łyżeczka czarnej soli
kopiasta łyżka mąki z cieciorki

Marchewkę obieramy - to ta część, która sprawia, że przepis nie jest "szybki" - i kroimy na kawałki strawialne przez nasz blender. Przekładamy do szerokiego naczynia (pójdzie szybciej) i dodajemy oliwę, cebulę, imbir i czarną sól. Wkruszamy tofu i mielimy wszystko na gładką, jednorodną masę, co trochę potrwa i nadwyręży wasz blender, bo młode marchewki są okropnie twarde :) Po zmiksowaniu próbujemy, czy nam smakuje, nie zjadamy całości na miejscu, ew. doprawiamy i mieszamy dokładnie z mąką z cieciorki (która,jak wiemy, surowa jest okropna w smaku i dlatego nie chcieliśmy próbować masy z jej zawartością). Teraz możecie masę usmażyć, a ja przełożyłam ją do natłuszczonego naczynia do kuchenki mikrofalowej i piekłam na najwyższej mocy - chyba 800W - przez 10 minut.


Tutaj mamy gotowe, marchewkowe serduszka polane pikantną raitą, która miała być z zieloną papryką, ale zapomniałam, że przecież ją zjadłam na obiad.


Pikantna pomidorowa raita

pół kubka (70 ml) sojowego jogurtu naturalnego
1/3 szklanki przecieru pomidorowego lub zmiksowanych pomidorów (jak kto ma)
łyżeczka chana masali
2 łyżki siekanej cebuli
1 posiekana papryczka serrano (można więcej, ale ja ciężko znoszę ten rodzaj pikantności i wystarczy mi jedna) lub inna ostra, z zalewy
łyżeczka świeżego siekanego imbiru
szczypta wędzonej papryki
sól do smaku

Mieszamy wszystkie składniki ze sobą i lekko schładzamy. Polewamy gotowy omlet i przygotowujemy duuużą szklankę wody na wypadek, gdybyśmy przesadzili z przyprawami :)

piątek, 12 grudnia 2008

Tortilla wegańska!

Jak zapewne wiecie, tortilla hiszpańska to taki gruby placek z jajek i ziemniaków, plus zazwyczaj cebula i ewentualnie coś jeszcze. Bardzo ją lubiłam, toteż kiedy znalazłam na ojos veganos przepis na wersję wege, nie wahałam się ani chwili przed jej zrobieniem - mimo, że nigdy przedtem nie robiłam nawet oryginalnej, jajecznej wersji. Wyszła przepyszna, a ja nauczyłam się paru rzeczy o przewracaniu półtorakilogramowych omletów :D


Przepis na 4 osoby. Ja zrobiłam z połowy i wyszedł mi wielki, gruby i ciężki omlet, do którego przewracania potrzebne były 2 osoby i który łatwo było przypalić (jak widać na załączonym obrazku). Smak rekompensuje wszelkie trudy i frustracje, poza tym zawsze możecie podzielić masę i smażyć na mniejszych patelniach, więc do roboty:

szklanka wody
3 średnie ziemniaki
1 cukinia (średnia, trochę większa od ogórka szklarniowego)
duża, słodka cebula (biała)
4 łyżki mąki z cieciorki - besan (ja użyłam więcej kukurydzianej)
3 łyżki mąki kukurydzianej
patruszka, pieprz, oregano, sół
oliwa do smażenia (nie radzę robić na oleju, będzie zupełnie inny smak)


Obrać i poszatkować ziemniaki i cebulę (osobno). Rozgrzać oliwę na patelni (mniej więcej tyle oliwy, żeby przykryła całe dno półcentymetrową warstewką) dodając soli do smaku. Kiedy będą prawie miękkie dodać cebulę i smażyć razem aż dojdą. Zdjąć z patelni i odlać pozostałą oliwę.

Wymieszać dokładnie na gładko wodę z mąkami i przyprawami. Mieszanka powinna mieć konsystencję średniogęstego ciasta naleśnikowego - ok. 60% wody. Dodać startą na drobnej tarce cukinię i wymieszać. Dodać cebulę i ziemniaki i wszystko ostrożnie wymieszać.

Rozgrzać patelnię z pozostałą po smażeniu oliwą i przełożyć masę na patelnię, rozprowadzając ją równomiernie po całej szerokości tak, żeby dotykała ścianek (dobrze jest wysmarować je dokładnie oliwą). Tu moja uwaga: ideą tortilli jest to, że jest gruba - przynajmniej 2 cm - i zajmuje całą patelnię, żeby usmażyła się po bokach. Jak już zauważyłam wcześniej, a wy zapewne też przy podnoszeniu miski z masą na tortillę, jest to dość ciężkie, ale jeżeli chcecie mieć ułatwioną pracę przy przewracaniu MUSICIE wziąć mniejszą w średnicy patelnię - nie ma sensu robić cieńszej tortilli, bo złamie się wam przy przewracaniu, no i to już nie będzie tortilla, tylko omlet.

Smażymy z jednej strony na małym ogniu, żeby się nie spaliła (o czym ja zapomniałam) i pilnujemy brzegów - kiedy zaczną same odchodzić albo będzie można je łatwo podważyć, a na wierzchu pojawią się bąbelki, przewracamy całe ustrojstwo za pomocą pokrywki - łopatką się nie da, chyba że macie bardzo małą patelnię, wtedy można użyć dużej łyżki cedzakowej. W Hiszpanii sprzedają do tortilli takie specjalne podwójne, dwustronne patelnie (podobne do pojawiających się u nas patelni do naleśników) i chyba sobie taką sprawię :)

Smażymy z drugiej strony aż łopatka wsunięta pod spód nie będzie czysta, możemy też użyć wykałaczki i sprawdzić jak ciasto w piekarniku, wkłuwając ją kilka cm od środka i sprawdzając, czy wyjdzie czysta. Zdejmujemy patelnię z ognia, tortillę z patelni i zostawiamy na kilka minut, żeby osiągnęła właściwą sobie strukturę (czyli trochę osiadła). I jemy, na ciepło albo na zimno, w towarzystwie jakiegoś sosu :)


Jak już wspomniałam, to była moja pierwsza tortilla i jestem z niej dumna, bo poza leciutkim rozlatywaniem się spowodowanym zapewne brakiem mąki besan i przypaleniem z jednej strony wyszła idealnie :)

niedziela, 16 listopada 2008

Orzechowy omlet z kiełbaskami

Osoby, które regularnie czytają tego bloga wiedzą, jak bardzo nie umiem usmażyć czegoś w konkretnym kształcie i, o ile nie jest to coś, co robiłam setki razy, wolę zrobić to w mikrofalówce.

Już raz robiłam kiedyś omlet i tym razem postanowiłam iść trochę bardziej w stronę przepisu z FatFree Vegan, jeżeli chodzi o składniki. Myślę, że moje ciasto było po prostu za ciężkie i zwarte, żeby porządnie się ściąć, więc w tym przepisie podaję więcej wody:

pół kostki nie do końca twardego tofu (lepiej się miksuje)
1/3-1/2 szklanki wody
2 łyżki mąki
łyżka masła orzechowego
łyżka przecieru pomidorowego
łyżka oliwy
łyżeczka płatków drożdżowych
duża szczypta czarnej soli jajecznej
1 sojowa parówka

Pokruszyć tofu, wymieszać z mąką, masłem orzechowym, przecierem, oliwą, płatkami i solą. Dolać trochę wody i zmiksować na gładką masę. Dolewać starannie mieszając resztę wody, do osiągnięcia konsystencji bardzo gęstego ciasta naleśnikowego. Pozostawić na chwilę, żeby składniki się związały.

W międzyczasie pokroić parówkę sojową na małe kawałeczki i wymieszać ją z ciastem. Tak wygląda omlet na tym etapie:


Grubą patelnię cienko posmarować oliwą (muszę sobie kupić takie pędzelek), postawić na średnim ogniu i natychmiast przełożyć ciasto, zanim oliwa się rozgrzeje - musimy je najpierw dobrze rozprowadzić po całej patelni. Smażymy na złoty brąz z obu stron.



Mój zjadłam z pomidorem i prażoną cebulą; całość polałam sosem z oliwy i sosu sojowego (łyżeczka oliwy:1,5 łyżeczki sosu). Był przepyszny, o świetnej konsystencji i zapachu, mimo swoich bezkształtności prezentował się dobrze. Naprawdę polecam :)

środa, 1 października 2008

Omlet z marchewki i wędzonego tofu

Gry komputerowe są straszne, zwłaszcza, gdy pojawia się w nich jedzenie; od wczoraj chodził za mną omlet z marchewką, więc dzisiaj rano otwarłam lodówkę i wyprodukowałam wegańską wersję.

1 duża ugotowana marchewka
pół kostki (ok 100 g) wędzonego tofu
3 łyżki mąki ziemniaczanej
sos chili
sól
trochę ciepłej wody

Tofu kruszymy, marchewkę rozgniatamy widelcem i mieszamy. Dodajemy trochę ciepłej wody i miksujemy na jednolitą masę (może być gładka lub nie, jak wolicie. jeżeli tofu jest twarde, trudno będzie uzyskać mieszankę bez żadnych widocznych kawałków). Solimy, polewamy sosem chili i dokładnie mieszamy; następnie posypujemy cienko mąką ziemniaczaną i jeszcze raz mieszamy, uważając, żeby nie zrobiły się grudki. Odstawiamy na 5 minut, żeby skrobia miała czas związać ciasto.

Najpierw chciałam usmażyć omlet na patelni, ale pierwszy mi przywarł, więc drugi zrobiłam w mikrofalówce. Omlet jest gotowy, kiedy zmieni kolor na soczyście pomarańczowy i będzie stałej konsystencji.


Mój zjadłam z liśćmi świeżego szpinaku, surowym brokułem i sosem do pizzy:) Sam omlet jest pyszny, wędzone tofu daje mu niepowtarzalny smak, a skrobia miękką, ale zwartą konsystencję. Jeżeli chcecie uzyskać delikatniejszy omlet możecie dodać mniej kartoflanki, ale nie wiem, jak to wpłynie na łączenie się składników; ja chciałam uniknąć tutaj zwykłej mąki, ale możecie trochę jej dodać.

Przepis jest na jeden duży i gruby omlet albo dwa mniejsze i cieńsze. Polecam z sokiem cytrusowym albo innym kwaśnym; doskonałe śniadanie na szary, deszczowy poranek.

niedziela, 29 czerwca 2008

Parówcie w cieście i inne eksperymenty

Nie wiem, czy kiedyś się wynurzałam, że uwielbiam parówki sojowe? W każdej postaci. Dzisiaj postanowiłam zrobić sobie parówki w cieście i oto co z tego wynikło:


Ciasto:
pół szklanki mąki
pół szklanki mleka - dowolnego, ale ja użyłam owsianego, które jest bardzo lepkie
pół płaskiej łyżeczki sody
łyżeczka tymianku (suszonego)
łyżeczka rozmarynu (j.w.)
szczypta cayenne, szczypta kurkumy i sól do smaku

Przepis jest oczywiście prosty, mieszamy wszystkie sypkie składniki i wlewamy mleko roztrzepując masę, żeby nie było żadnych grudek; masa ma być bardziej gęsta niż na naleśniki. W tej masie maczamy kawałki parówek i smażymy na patelni.

To jest właśnie to, co zamierzałam zrobić. Okazało się jednak, że podana wyżej porcja ciasta to o wiele za dużo jak na parówki. Dokładnie rzecz biorąc, o tyle za dużo:



Nie wiem, czy zgadniecie, co to jest: po prawej, między ogórkami - parówcie w cieście, na górze grzanka z chleba razowego a na dole omlet (czy cokolwiek, nigdy nie rozróżniam tych nazw).

Powiem wam tak - chleb w cieście jest niezły. Bierzemy grubą kromkę chleba razowego, obtaczamy ją dokładnie w cieście i smażymy jak parówki. Resztę ciasta wylałam na pustą już patelnię i usmażyłam coś w rodzaju omletu - było bardzo delikatne, smakowało trochę jak ciasto z serkiem ziołowym i usmażyło się bez większych problemów w jakieś 2 minuty. Nie byłam przygotowana na taki rozwój wydarzeń i nie zrobiłam nadzienia, więc w końcu załadowałam do środka ogórki konserwowe. Myślę, ze nadawałaby się tak każda łagodna pasta, bez zdecydowanego smaku, albo coś pikantnego, albo smażone grzyby.


Niemniej jednak na przyszłość polecam wszystkim dostosowywanie proporcji składników do pożądanych rezultatów :) Jeżeli chcecie zrobić same parówki, użyjcie 1/4 tego ciasta.

niedziela, 6 kwietnia 2008

Mój pierwszy zwijany omlet :)

Długo się do tego przymierzałam, aż znalazłam idealną instrukcję robienia tamagoyaki - japońskiego zwijanego omletu. Pożyczyłam prostokątną patelnię (przyznam, że nie mam zielonego pojęcia, jak to zrobić na okrągłej), darowałam sobie dashi, zamiast sake użyłam białego wina i wyszło :) brązowe, nierówne, ale jest:



Będę dążyć do perfekcji, chyba że wcześniej przestanę jeść jajka :D

Potem nastąpiła dalsza profanacja omletu, to znaczy konsumpcja na krakersach i z musztardą francuską. Przepyszne...

środa, 12 marca 2008

Omlet z serem

Pogoda płata figle i czasami rano jest tak zimno, ze człowiek nie wie, gdzie się podziać... W takie dni ma się ochotę na ciepłe, sycące śniadanie, na przykład omlet z camembertem. Ja robię go tak:

Jedno jajko roztrzepujemy z ok. pół szklanki mleka i dosypujemy tyle mąki, żeby ciasto było gęstsze niż na naleśniki. Dodajmy soli, białego pieprzu i pieprzu ziołowego i przelewamy na talerz żaroodporny. Wkładamy do mikrofalówki na temperaturę używaną zazwyczaj do podgrzewania (nie za mocną) na ok 5 minut, jeżeli nie zetnie się do końca, dodajemy jeszcze ze 3 minuty. Taki omlet pięknie rośnie w środku, niestety zawsze mi szybko opada, co widać na załączonym obrazku. Na ciepłe ciasto wysypujemy pokrojony w kostkę camembert i robimy sobie kawę czy herbatę, a w międzyczasie ser ładnie się rozpuszcza.

8.03.08


Bardzo smaczne śniadanie, ale wolałabym, żeby rano było po prostu cieplej :D
Ranking i toplista blogów i stron