Obserwatorzy

środa, 21 września 2011

Tak dużo wokół się dzieje ...

... że zupełnie zapomniałam o blogu.
Na mojej Ogrodowej poraz kolejny rozkopali działkę, jeszcze w tym tygodniu w rowkach znajdą się rury drenażowe odprowadzające nadmiar wody z rynien do studni. Będziemy mieć wodę "za darmo" do podlewania roślinek, które kiedyś, mam nadzieję urosną. A jak przykryją rury geowłókniną i zakopią, będą mogli wytyczyć wjazd do garażu i ścieżkę od furtki, a pomiędzy ... pomiędzy posadzę pierwsze rośliny! Na razie układam koncepcję tego co się tam znajdzie, czasu do pierwszych przymrozków coraz mniej i trzeba się spieszyć.
W domu też dużo zmian. Kończą schody, zaczęli drewniane podłogi (płytki już są).  Jeszcze tylko montaż drzwi i można zabrać się za generalne porządki, wieszanie lamp. Nie mamy jeszcze wszystkich mebli, a właściwie mamy tylko nieliczne, niewiele zabieramy ze sobą z obecnego mieszkania, a te które zabieramy i tak niektóre trzeba będzie wymienić: o ile wpasowały się do małego mieszkania w bloku o tyle trudniej będzie im przetrwać w naszym domku. Mam nadzieję, że "problem" mebli rozwiąże się po weekendzie - wybieramy się do Czacza. Czacz to niewielka miejscowość 50 km od Poznania słynąca z handlu używanymi meblami, głównie holenderskimi. Ale meble holenderskie to nie tylko skóra i kicz, można wyszukać całkiem interesujące "perełki". Czacz stał się miejscowością owianą legendą, wszyscy wokół o nim mówią, a jak jest naprawdę - zobaczę i podzielę się wrażeniami.
Tymczasem dzielę się tym co mam: szafą Babci, która będzie stała w pokoju gościnnym, aby każdy mógł ją podziwiać i meblami kuchennymi, które teraz choć przykryte folią bardzo mnie cieszą. Długo nie mogłam się zdecydować czy meble w kolorze kości słoniowej z brązowymi dodatkami czy raczej ciemne. Wybrałam ciemne, niby praktyczniejsze, jak będzie to się okaże.
Większość zdjęć jest zrobiona aparatem w telefonie komórkowym, który zawsze jest pod ręką, więc przepraszam za jakość.

Szafa Babcina wraz z zawartością czyli moją ukochaną Julką :))





I kuchnia:



środa, 7 września 2011

Wrześniowe dylematy ...

i choć tak dużo dzieje się "na budowie" to dylematy nie są akurat z tym związane.
Mam w domu trzyletniego Przedszkolaka.
1 września było całkiem dobrze, a potem ... potem zaczęły się schody. Bunt, płacz ... aż żal serce ściska. I choć wróciłam do aktywności zawodowej gdy Marcin miał pół roku to płakać mi się chce gdy słyszę, że "płakałem bo Mamy nie było". Powtarzam sobie jak mantrę, że to minie, że tak jest lepiej (dla kogo?), że jest z dziećmi, że sie rozwija, że rysuje, maluje ...

A może rzucić to wszystko w ch... spędzać czas z dzieckiem i zarabiać haftowaniem i szydełkowaniem, na które teraz w ogóle nie mam czasu?