Wciąż jestem do tyłu z pracami wiosennymi. Ostatnie rabaty nie oczyszczone z resztek roślin zaschniętych po zimie, a początek przydałoby się oplewić. Do tego dochodzą większe i mniejsze podziały bylin masowo wzrastających tu i ówdzie, starych kęp host na których łamią się łopaty. Delikatne przerwanie i poskromienie zadarniaczy, przycięcie przemarzniętych gałązek i ewentualne uzupełniające dokupienie kolejnych krzaczków jagody amerykańskiej.
A w między czasie chciałoby się poleniuchować ciesząc oczęta coraz częstymi oznakami wiosny. Wszak praca w ogrodzie nie polega tylko na patrzeniu i podziwianiu roślin w pozycji kucznej z pazurkami w ręku.
Czasem chciałoby się pokucać ot tak sobie dla przyjemności by rozkoszować się widokiem kwitnących w pełnej krasie serduszek kapturkowatych (Dicentra cucullaria):
Rozpłynąć się w zachwycie nad złoto rudymi blaskami w kruchych liściach jeffersonii (Jeffersonia dubia) kontrastujących z sino błękitnymi płatkami kwiatów :
Bo u drugiej jeffersonii (Jeffersonia diphylla) kwiaty praktycznie przekwitają i zaraz zamienią się w pomarańczowe torebki nasienne:
Chciałoby się załamać ręce nad kępką zawilca żółtego (Anemone ranunculoides), który niegdyś skupiony w mocną słoneczną plamę teraz "rozszedł się" punktami pod murkiem:
W końcu coś podnoszącego na duchu. Otóż przywarka japońska 'Moonlight' (Schizophragma hydrangeoides) na całej masie gałązek zadowalająco puszcza młode listki, jak nigdy bez uszkodzeń mrozowych. W poprzednich latach suche pędy były w przewadze, a na kwiaty które widziałam w fazie sklepowej nie było szans. Teraz mogę wyglądać kwiatostanów - kaszki w otoczeniu sercowatych płatków: