Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlam posty z etykietą drobne słodkości

Ostatni odcinek piernikowej opowieści:)

Za oknem piękne słońce, mroźnie skrzą się zaspy. Skrzydlaci goście jakby bardziej puszyści i nastroszeni. W domu jasno i ciepło. Jeszcze tylko żeby nikt nie kichał i nie kasłał. Trzymam kciuki za domowych chorujących, gotuję im rosół i donoszę herbatki. Jeszcze po cichu marzę o realizacji niektórych aromatycznych i słodkich planów. Zakupiłam furę bakalii. Może zdążę coś jeszcze upiec. A może nie. Przecież "choinka potrzebuje pięknego brokatowego łańcucha". I to jest znacznie ważniejsze. I to, że Petson z Findusem zrobili najdziwniejszą pod słońcem choinkę klik . I śnieżynkowe wycinanki na kuchennym oknie, jak co roku :))) Zdjęcia pierników robiłam w ponure wtorkowe popołudnie, kiedy słońce spało gdzieś wysoko, opatulone w szare piernaty. Za to ja pochylona nad kuchennym parapetem, najjaśniejszym miejscem w całym domu, przegrywałam walkę z odchodzącym dniem. Poddałam się, kiedy zapaliły się przed moim...

Pod śniegiem...

Schowane pod śniegiem świerki, zwykłe szyszki, z których mróz robi niezwykłe srebrne precjoza. Otulone zimową kołdrą koraliki jarzębin. I zbłąkany zimowy gość, który przysiadł tylko na chwilę, a może wcale go tam nie było.

Zagadka piernikowej porcelany

Urzekła mnie od pierwszego spojrzenia. Te wszystkie filiżanki, kubki, dzbanuszki... Wszystkie z motywem jelenia na tle zimowego lasu. Nie pamiętam zbyt wielu przepisów z tej książki, za to tę świąteczną porcelanę pamiętam ze szczegółami. Bardzo chciałabym taką mieć. Skoro jednak, jak można przeczytać w książce, jest to nierealne, postanowiłam ją sobie wyczarować w inny sposób. Kolorowy lukier na śnieżnobiałej cukrowej porcelanie to całkiem niezły pomysł, nieprawdaż? Przy okazji wpadłam na pomysł. Dla tego kto pierwszy wpisze w komentarzach tytuł książki , którą inspirowałam się przy produkcji piernikowej porcelany, otrzyma w prezencie dwa pierniczki: imbryczek i filiżankę . Postaram się jakoś tak je zapakować, żeby przetrwały trudy podróży.

Mroźny błękit i staroświeckie koronki.

Dawno temu, kiedy mroźne dni wyostrzały krajobraz, ogród spał, otulony skrzącą się gładką powierzchnią białego puchu. Cały świat zdawał się zwalniać swój szalony pęd.  Można było ze spokojem zasiąść w pobliżu wesoło migoczącego pomarańczowym światłem kominka, dziergając koronki. Tylko dzieci, którym nigdy jakoś zima nie straszna, nie bacząc na malinowe policzki i szczypiące nosy, z zapamiętaniem toczyły po podwórzu śnieżne kule.  Później, grzejąc zziębnięte palce przy kubku kakao, wesoło machały przez szybę do odpowiadającego im węgielkowym uśmiechem strażnika zimowego ogrodu.  Nastały takie dni, kiedy nie jest mi dane nacieszyć się dniem, chyba, że przez okno w pracy. Robienie zdjęć odłożyłam więc aż do dzisiaj. Lepsze nawet takie szare, ale jednak dzienne światło od wyżółcającej wszystko żarówki. Jutro zapraszam na dalszy ciąg piernikowej odysei 2012 ;)

Trochę starego złota i ...słodyczy ;)

Od dwóch dni mój świat to kuchenny stół, miseczki, szklaneczki, wykałaczki i pędzelki. No i audiobooki w tle całej tej zabawy. Zasypiam z widokiem pierniczków pod powiekami. Szaleństwo, prawda? Jednak nie potrafiłabym z niego zrezygnować. Wiem, że te widoczki pojawiły się już kiedyś w blogu. Jakoś co roku nie mogę się powstrzymać przed ich zrobieniem, zresztą jest na nie zapotrzebowanie wśród odbiorców ;))) Tak więc coś dla starszych: i coś dla trochę młodszych:

Piernikowe wprawki.

Jak co roku najpierw biały lukier. Za gęsty, potem trochę zbyt napowietrzony. Pierwsze koślawe linie. Trzy pierniczki lądujące w brzuchu. Zdecydowanie nie do pokazania światu :))) Już się trochę rozkręciłam. Niedługo przyjdzie czas na kolory.

Na rozgrzewkę :)

Przed nami zima. Nie ma się co oszukiwać, chociaż ostatnie tygodnie, z temperaturą w okolicach 8 stopni, uśpiły nieco moją czujność. Przecież nie można w nieskończoność żegnać się z jesienią. W końcu to już grudzień. Dzisiaj za oknem zimowy pejzażysta poszalał srebrnym pędzlem. Na początek delikatnie podkręcając spłowiałą zieleń i całą paletę brązów. Dodając nieco chłodnej szlachetności. Zakładam kurtkę wychodząc na balkon, dosypać słonecznika sikorkom. Chowam do domu resztę dyniowych zapasów. Z rozpędu zapominam o rękawiczkach i cały spacer spędzam z rękami w kieszeniach. W dodatku przytupując. Wyjmuję z szafki świąteczne kubki. Tak, już na nie czas. I na herbatę z karmelem. Na rozgrzewkę w pierwszy grudniowy weekend piekę ciastka. A jutro... Jutro robię ciasto na tegoroczne pierniki. Ciastka owsiane z żurawiną i pistacjami 200 g mąki krupczatki 100 g płatków owsianych (najlepiej błyskawicznych) 180 g mas...

W wigilijny wieczór...

Za oknami buro, mokro. W domu świetliście i ... tak jak zawsze, co roku. Kojąca powtarzalność rytuałów, zapachów, ciepłych spojrzeń. Niesłabnący dziecięcy entuzjazm, kiedyś mój i mojego brata, teraz moich dzieci. Wspomnienia, te najstarsze i te najmłodsze. Życzę wszystkim tu zaglądającym zatrzymania się na chwilę na tym świątecznym przystanku w podróży codziennego życia, "złapania oddechu", odnalezienia w sobie dziecięcych emocji. Zamiast śniegu trochę lukrowanej bieli.

Gdy chłód różowi policzki, czyli jesiennych nastrojów cz. 2

Krajobraz za oknem powoli się zmienia. Płowieje. Nasycone wcześniej barwy łagodnieją, coraz więcej w nich brązu, beżu i wszelkiego rodzaju szarości. Niby jeszcze gdzieniegdzie zielono, niby wciąż w krzaczorach znajdujemy ostatnie jeżyny. Smaczne, że hej, taki skoncentrowany smak minionego lata. Tylko, że jest jakoś inaczej. Wiatr smaga policzki. Coraz częściej wylegiwanie się w słońcu zastępuje energiczny marsz. Ciemne okulary spoczęły w szufladzie. Zamiast nich pojawiły się ogrzewacze, szalik i rękawiczki. I kurtka już jakby cieplejsza, najchętniej na polarze. Jedno się nie zmieniło. Ochota na przygodę, na wyjście z domu, póki jeszcze się da. Chęć, by łapać ostatnie ciepłe promienie, a kiedy ich brak, ogrzać zmarznięte ręce przy ognisku. Banalne to, ale ogień ma magiczną moc przyciągania. Można się zapatrzeć na długie minuty, pewnie nawet godziny, gdyby nie chłód skradający się za plecami. Kiedy byłam dzieckiem, wyobrażałam sobie, że żarzące się drewno to sto...

Białe wspomnienia i czekoladowy suflet

Lasy otulone błękitną poświatą. Bezkreśnie skrzące się pola. Płaskie, zamarznięte, białe tafle, obwiedzione aureolą drzew. Siwe pióropusze trzcin. Koronkowe ażury polnych zarośli. Białe pupy saren przemykające tuż przed samochodem. I przepastne czarne oko jednej z nich, patrzące prosto na mnie. Napuszone pierzaste drapieżniki, grzejące się tu i tam na gałęzi. Czerwone jak samochód strażacki, grubiutkie gile, podrywające się do lotu niemal tuż spod kół. Rogaty "pociąg" przycupnięty w promieniach słońca, wzdłuż miedzy. Wszystko utrwalone w kadrach mojej pamięci, tylko pamięci. Aparat został w domu, a gdyby nawet, liczył się czas, licznik zbyt ochoczo nabijał kolejne kilometry. Taki był mój weekend. Głównie w podróży. Raczej śnieżnobiały niż czekoladowy. Mimo planów i zapasów ciemnobrązowej, aksamitnej słodyczy. Postanowiłam nie przejmować się i nadrobić to, nieważne nawet, że spóźniona. Poszperałam i znalazłam u Komarki nieskomplikowany wydawałoby się przepi...

To cóż, że ze Szwecji :)

W najbliższą sobotę pewien mały dżentelmen zza morza będzie obchodził urodziny. Ciekawe, jak poradzi sobie ze zdmuchnięciem aż dwóch świeczek. Właśnie upiekłam i polukrowałam specjalne, urodzinowe ciasteczka. Jutro o świcie zostaną nadane pocztą lotniczą (w walizce babci ;)) i trafią prosto w ręce adresata. Mam nadzieję, że zabłysną radością błękitne oczy i buzia się roześmieje. Zastanawiałam się jaki ciasteczkowy przepis wybrać na tę okazję. Wybór padł na przepyszne ciasteczek Nigelli, z jej książki "Nigella gryzie". Bardzo łatwe w obróbce ciasto, które się dobrze wałkuje, szczególnie po leżakowaniu w lodówce. Ciasteczka szybko się pieką, robiąc się przyjemnie rumiane i chrupiące. Mają delikatny migdałowy smak. Nie zmieniają kształtu, co czyni je idealnymi do lukrowania. Ciasteczka Nigelli Lawson Składniki: 175 g miękkiego masła 200 g cukru brązowego 2 jaja 1/4 łyżeczki esencji migdałowej (ja dałam cukier waniliowy, bo olejek migdałowy toleruję tylko w ma...