Pokazywanie postów oznaczonych etykietą lato. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą lato. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 7 sierpnia 2014

Życie bez kawałka cienia byłoby nie do zniesienia!

Cień - słowo jak słowo, rymuje się z sień, o której jedynie tyle dobrego można powiedzieć, że sprzyja ochłodzie w upale dni - jeśli kto, oczywista, ma wiejską chatynkę na lato.
A teraz powoli i lubieżnie wypowiedzmy słowo cień po angielsku: Shadow.Shaaaadooow. To jest dopiero słowo! Ileż w nim tajemniczości, mroku, przeszywającego do szpiku cienia.
Podobno każdy jest fetyszystą czegoś, nawet nieuświadomionym, podprogowo reagującym nieznanymi mi w detalach zmianami chemicznymi które skutkują podjarką, gęsią skórką i ogólnie nieprzyzwoitym zachowaniem.
Nie wypowiadajcie przy mnie słowa shadow ;).

A teraz przejdźmy do cienistej inwentaryzacji, poetycko-obrazkowej:

Na początek cienie, które opowiadają inne historie:


via 25 Photos Of Shadows That Tell A Different Story, więcej tu [klik]

A cienisty ów temat nasunął mi się oczywiście w związku z obchodami pierwszosierpniowymi, gdyby ktoś przypuszczał niecnie, że nie ma we mnie ducha narodowego i tylko zajmuje mnie w ten wakacyjny czas osłona przed słonecznym prażmem.

"Sta­re grzechy mają długie cienie."
(Agatha Chrisie)

"Cza­sami naj­więcej rzu­cają cienia włas­ne wyjaśnienia."
(J. I. Sztaudynger)

"Cudze złe na słońcu, swo­je w cieniu sta­wiamy radzi."
(Fredro)

No dobra, dość tej propagandy histerycznej. Lecimy z czymś weselszym. Ale teraz, oo, zdziwka - nie znam nic wesołego z cieniem jako składnikiem:
"Ludzie ma­li biorą zwyk­le swój duży cień za miarę swej wielkości. "
(Aleksander Świętochowski)

"Gdy słońce kul­tu­ry chy­li się ku zacho­dowi, to na­wet karły rzu­cają długie cienie."
(Karl Kraus)
(to chyba coś dla wielbicieli Gry o Tron, hmm? ;)

Przewrotne zdjęcia Jana Kriwola

Zabawy z cieniem to nieustające źródło inspiracji, zwłaszcza dla imprez takich jak Satyrykon albo komiksów o poprawności politycznej:


"After Haitian immigrant Abner Louima was assaulted by white NYPD officers in 1997, Harry Bliss zeroed in on then-Mayor Rudy Giuliani's semi-secret paranoia"





czyli New York Times na tropie prawdziwej paranoi mieszkańców białych przedmieść.

A ponieżej krajowo: bardzo stary ale nadal jary satyrykon na temat jak nasze społeczeństwo znosi kolejne reformy premiera tysiąclecia (sza!)
...
Czas na poezję. Zaczynamy od sztandarowego wiersza noblistki:

Cień
Wisława Szymborska

Mój cień jak błazen za królową.
Kiedy królowa z krzesła wstanie,
błazen nastroszy sie na ścianie
i stuknie w sufit głupią głową.

Co może na swój sposób boli
w dwuwymiarowym świecie. Może
błaznowi źle na moim dworze
i wolałby się w innej roli.

Królowa z okna się wychyli,
a błazen z okna skoczy w dół.
Tak każdą czynność podzielili,
ale to nie jest pół na pół.

Ten prostak wziął na siebie gesty,
patos i cały jego bezwstyd,
to wszystko, na co nie mam sił
- koronę, berło, płaszcz królewski.

Będę, ach, lekka w ruchu ramion,
ach, lekka w odwróceniu głowy,
królu, na stacji kolejowej.
Królu, to błazen o tej porze,
królu, położy sie na torze.



Daj mi wstążkę błękitną
Norwid

Daj mi wstążkę błękitną – oddam ci ją
Bez opóźnienia…
Albo – daj mi cień twój z giętką twą szyją;
- Nie! nie chcę cienia.
Cień – zmieni się, gdy ku mnie skiniesz ręką,
Bo – on nie kłamie
Nic – od ciebie nie chce, śliczna panienko
Usuwam ramię…
fot. Hanna Seweryn

Po amputacji dokonanej przez najbardziej mrocznego z wieszczy idziemy dalej.  

"Patrzcie, jak drzewo rzuca długie cienie,
I nasz, i kwiatów cień pada na ziemię:
Co nie ma cienia, istnieć nie ma siły."

(Czesław Miłosz, Wiara)


"Miłość jest jak cień człowieka,
Szkoda, kto dla niej wiek trwoni,
Kiedy ją gonisz, ucieka,
Kiedy uciekasz, to goni."

(Jan Ursyn Niemcewicz)
„Ziemię twardą ci przemienię
w mleczów miękkich płynny lot,
wyprowadzę z rzeczy cienie,
które prężą się jak kot,
futrem iskrząc zwiną wszystko
w barwy burz, w serduszka listków,
w deszczów siwy splot (...)"
(K.K.Baczyński)

fot. Alexey Menschikov



















Cień
Bolesław Leśmian

Anim patrzał na słońce przez lny,
Anim chodził do boru po sny -
Jenom widział, jak rzucony wzdłuż
Cień mój powstał, by nie upaść już.


Przetarł oczy i otrąsnął pył,
Co był złoty i wiekowy był,
W dniach zamierzchłych rozejrzał się wstecz.
Przywdział zbroję i przypasał miecz.

Siadł na rączy, na bułany koń,
Uśmiechnięty cwałował przez błoń,
Kopytami tratując na płask
Kół słonecznych po murawie brzask!


(...)
Anim patrzał na słońce przez lny,
Anim chodził do boru po sny -
Jenom widział, jak w wiosenny czas
Z cieniem moim Bóg spotkał się raz...

Cień Chopina
Kazimierz Przerwa-Tetmajer

Na wiejskie gaje, na kwietne sady,
na pola hen,
idzie nocami cień blady,
cichy jak sen.

Słucha, jak szumią nad rzeką lasy
owite w mgły;
jak brzęczą skrzypce, jak huczą basy
z odległej wsi.

(...)
W wodnych wiklinach, w blasku księżyca,
w północny chłód,
rusałka patrzy nań bladolica
z przepastnych wód.

(...)
Słucha, jak serca w bólu się kruszą
i rwą bez sił - -
słucha wszystkiego, co jego duszą
było, gdy żył...

Ależ się reumatycznie zrobiło. Na zakończenie zatem Konstanty w wesołym skeczu o ośle:
Konstanty Ildefons Gałczyński
Teatrzyk Zielona Gęś
ma zaszczyt przedstawić bajkę Ezopa

"Osioł i jego cień"

Podróżny
(na Ośle, za plecami Właściciela, od którego Osła wynajął jako środek lokomocji): Słońce w zenicie. Ani jednej chmurki. Ani jednego drzewa na horyzoncie. Gdzie tu, jak tu odpocząć? (zamysla się) Wiem. (każe wstrzymać Osła jego Właścicielowi i układa się na spoczynek w cieniu Osła)

Właściciel:
Ach, ty spryciarzu, won natychmiast z tego cienia, ten cień jest dla mnie. Ja wynająłem osła bez cienia. (usiłuje ułożyć się w cieniu Osła)

Podróżny:
Precz, łachudro, chałwiarzu! Jeśli ja wynająłem osła od ciebie, to znaczy się ze wszystkimi możliwościami, czyli i z cieniem. Nie ruszę się z miejsca. (nie rusza się z miejsca)

Osioł:
(korzystając z zamieszania, rusza się z miejsca i - lekki - znika na horyzoncie)

Morał
CZASEM O BYLE CIEŃ
CZŁOWIEK MA ŻAL DO CZŁOWIEKA,
A ŻYCIE JAK OSIOŁ UCIEKA.

...
Gdyby zawitali tu jacyś niepełnoletni - to lżejszej degustacji wierszyk Rafała Lasoty o cieniu tu [klik]
...
Dziękuję za uwagę.
Oraz oczywiście jak ktoś ma aforyzm stosowny, a nawet własny, to zapraszam do podziału ;)

I pamiętajcie:
Pul­vis et um­bra su­mus

środa, 14 sierpnia 2013

Nie jestem z cukru więc nie obawiam się deszczu

... czyli zgrabna Jola, parasolka, syrenka i odznaka PTTK (ktoś ma?)
Baaardzo zmysłowe, zwłaszcza pan Janek z wacikiem ;)



Najgorszy żar, mam wrażenie, już za nami. Nie mniej po to zesłano nam czwartkowe święto by za miasto wyjechać, niewątpliwie. Z jakimś młodym małżeństwem ;)

środa, 29 sierpnia 2012

Na popitkę Coca-Cola

Odkryłam co mi najlepiej gasi pragnienie w letnie upały  i jest to taa-dam: Schweppes Lemon z lodem. A czasem z lodem i listkami świeżej mięty, a w sytuacjach ekstremalnie towarzyskich z lodem, miętą, cytryną, cukrem trzcinowym i rumem (i wtedy nazywa się to mojito i w zależności od proporcji ingrediencji oraz bartendera inteligencji raz wychodzi lepiej a innym razem wychodzi tą samą drogą co weszło, no ale nie trzeba było - jak ostatnio- wlewać pół butelki rumu o niekorzystnym stosunku ceny do jakości). Tak.

Chociaż oczywiście najlepszy jest, w zimie czy w lecie, sok malinowy własnej produkcji z wodą. I woda 'Kinga', mmm, jestem uzależniona od Kingi, ręce mam już do kolan od ciągłego taszczenia pięciolitrowych kingo-baniaczków ze sklepu. Czy naprawdę nie można by wprowadzić do sprzedaży baniaczków 10 litrowych z płozami i rączką albo choć wypukłowklęsłym miejscem do popychania nóżką z kopa? (co zresztą przy stanie warszawskich chodników skończyłoby się po 2m wywrotką)
Natomiast od czasu do czasu mam też, niestety, małe napadowe epizody z wlewem Coli. No i się okazało, że niestety niestety bardzo niestety.

http://finanse.wp.pl/kat,104124,title,Coca-Cola-zawiera-alkohol,wid,14730128,wiadomosc.html

A niektórzy podobno decydują się na lodówkę jak w promocji wnętrze jej wypełnia tysiąc pięćset puszek Coli. Hmm. Ciekawa jestem czy ktoś jeszcze uprawia proceder mycia wanny Colą, jak to kiedyś bywało ;).














Błagam cię Boże, nie kuś mnie już nigdy więcej tą musującą brązową posoką. Never.


niedziela, 8 lipca 2012

A dzisiaj ja i mój gach południe spędzimy tak, ach!















Jednakże kiedy tylko wyjdzie mam zamiar stracić nawet resztki foczej godności ;)

piątek, 2 września 2011

No i co tam po powrocie?

Ogród się rozhulał i rozbujnił. Tak przejrzałe, że aż znudzone maliny wiszą tuż nad ziemią na uginających się krzakach. Orzechy włoskie wiszą z kolei buńczucznie, gotowe przyprawić mnie o zatrucie pokarmowe, ponieważ wiem, że tak jak w zeszłym roku nie będę mogła się oprzeć, aby nie zjeść na raz co najmniej kilograma. Z mało efektownych roślin, które wyglądały jak z dupy, porobiły się olśniewające kwiaty ( czyli zupełnie na odwrót niż ze mną po powrocie z urlopu ;(
A komary tną tak ja tły, heh. Ok – tną tak, ja cięłły.
Znowu polszczyzna, blee.

środa, 31 sierpnia 2011

Urlop w Hiszpanii nie jest do bani

Nie wiem czemu wszyscy odradzali mi wyjazd w sierpniu, w końcu na urlopie chyba o to chodzi, żeby było ciepło. No i było. Na tyle, żeby wybaczyć Hiszpanom ich zaawansowaną durnotę i brak znajomości języków obcych. Madryt mi się podobał, jak każde ciepłe miasto, gdzie jest dużo miłej dla oka architektury, fontann i knajp, gdzie piwo kosztuje 1 euro, a z wężyków umieszczonych pod parasolami spryskuje się ludzi wodą (nie ma jak oduczać palenia przez jego rzetelne uniemożliwienie).
W Madrycie nowopoznani Hiszpanie pytali mnie ciągle:
- No i jak ci się tu podoba?
- Macie bombowe metro! – odpowiadałam entuzjastycznie, dopóki nie przyszło mi w końcu do głowy, że to trochę niezręczne sformułowanie, na który to wniosek od razu powinny mnie naprowadzić ich niewyraźne miny.

Madryt pulsował, wypełniony tysiącami, a potem, kiedy okazało się, że na urlop zjedzie tu również ze świtą głowa państwa watykańskiego o numerze seryjnym B-16, zwana potocznie Papieżem, milionami turystów. Człowiek mógł klinem wbić się w dowolną grupę i uprawiać konwersację w dowolnym języku. Co niestety uzmysłowiło mi potrzebę dalszej nauki, jako że moje trzy przywiędłe, nieodkurzone języki okazały się osiągnięciem dość słabym w tej międzynarodowej kakofonii możliwości. Co jednak wcale mnie nie zrażało, ponieważ w kwestii bycia polyglotą nieodmiennie jestem Pollyanną ;)

Ponieważ walizeczce, wielce niechińskiej, którą ostatecznie wybrałam, już pierwszego dnia zaciął się suwak, uniemożliwiając wyciągnięcie czegokolwiek sensownego ze środka, odebrałam to jako oczywisty sygnał zachęcający mnie do pójścia na ciuchowe wyprzedaże ;)
Pani ‘odprawowa’ z lotniska darowała mi w drodze powrotnej naprawdę sporo kilogramów nadbagażu, chociaż byłam gotowa wyrzucić kilka par butów - z dymiącymi jeszcze od licznych wędrówek podeszwami, natomiast inne, mniejsze rzeczy, np. połknąć, póki jeszcze na odprawach nas nie ważą. Co do połykania: niestety zamówienie w samolocie, dzięki radom doświadczonych podróżników, posiłku koszernego, skutkuje co prawda szacunkiem współpasażerów (i znowu okazaliśmy się najorginalniejsi, bo pozostali żrą kanapki z szynką ha!), ale bardzo zawodzi w sensie kalorycznym – posiłek koszerny składa się bowiem z dwóch koszernych krakersów oraz mazi pasztetowej która swoim wyglądem i smakiem zachęca nas do rozważenia prawdopodobieństwa, czy nie jest to przypadkiem fragment jakiegoś zmielonego rabina, np. byłego konsultanta do spraw avionicznej diety.

Dlatego w drodze powrotnej postanawiam (i udaje mi się) wnieść na pokład zestaw składający się z 2 jabłek i sprężynowego scyzoryka do ich obierania; udaje mi się najwyraźniej dzięki filozofii maniany, którą praktykował również pracownik lotniska śpiący na slajdach z rentgena jako podkładce.
Ponieważ już drugi raz zostałam usadzona (może w ramach prorodzinnych praktyk dla samotnie podróżujących kobiet) obok pary z niezbyt-cichym-noworodkiem, brutalnie dźgałam scyzorykiem moje jabłko, rzucając rzeczonej parze wilczo-słodkie uśmiechy, dopóki, śmiertelnie przerażeni, nie zdołali jakoś uciszyć swojej latorośli.
No i tyle. Wróciłam.

Teraz zamiast podeszew dymi mi czaszka, zwłaszcza w kwestii: jak tu zagospodarować sezon jesienny. A w związku z tym, że teraz zamiast dużo chodzić, zaczęłam dużo myśleć - czemu zawsze towarzyszy skubanie się w brodę i drapanie po czole – natychmiast popsuła mi się cera. A ponieważ zamiast regularnie kąpać się w blasku południowego słońca naświetlam się syntetyczną poświatą z monitora, zbladłam o jakieś 3 tonacje. Bolą mnie nogi. Muszę ze wszystkimi rozmawiać po polskiemu. Mam 123 nieodebrane wiadomości mailowe.
Nienawidzę swojego pourlopowego życia.

piątek, 20 sierpnia 2010

Oda do sierpnia

Nadchodzi nie wiadomo skąd, jakoś pokątnie, wzbudzając wyrzuty sumienia, że zmarnowaliśmy połowę lata, a słońce nas ledwie ledwie liznęło, o czym świadczą ledwie ledwie widoczne zarysy dekoltu i rękawów od koszulki. Nadchodzi przynosząc melancholijną wizję złotej jesieni, pełnej dzieci, liści i kasztanów w parkach, do których nigdy się nie wybierzemy, bo to jesień z broszur reklamowych 3 filaru, podczas gdy ta realna oferuje nieledwie pakiet chłostania deszczem i wycia wiatru, przyprawiający o pragnienie zakupu kablówki i siedzenia w domu.
Nadchodzi jak zawsze z fasonem, obwieszczany w stolicy syrenami i flagami narodowymi. Paskudne ustrojstwo obwarowane potrzebą zakładania pulowerka popołudniami i o dniach kończących się przed godziną 20.
Sierpień.

czwartek, 15 lipca 2010

Lipcowe opady śniegu

Niby lipiec, a pada śnieg. Ocieplają osiedle i styropianowa pianka wpada wprost do filiżanki z kawą, gdy rano wychodzę powitać poranek. Czuję się trochę jak w studiu filmowym – z tym sztucznym śniegiem i obnażonymi, spoconymi tarzanami z budowlanki porozwieszanymi na linach na okolicznych blokach.

Moje lipcowe ciało zaczyna mnie nudzić. Ciągle się czegoś domaga - smarowania filtrami, spryskiwania mgiełkami, wieczornej obrony przed komarami, leczenia stóp po bieganiu w japonkach (tak ranić mogą tylko buty wynalezione przez okrutnych Japończyków)

Niektórym marzy się lato na morzem. Zabawy na piasku i świeżo wyciśnięte cytrusy.

czwartek, 8 lipca 2010

Pieprzykowo

Jak zwykle blada jak kartka papieru, mimo nieśmiałych prób uwiedzenia słońca, za to pieprzyki na ciele wyjątkowo bujnie rozrośnięte, pomnożone przez swoją wielokrotność. Rozważam możliwość letniego związku z niewidomym, który mógłby czytać mnie jak otwartą księgę – tak, brajlem....

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...