Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura zagraniczna. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura zagraniczna. Pokaż wszystkie posty

środa, 29 sierpnia 2018

20. Ktokolwiek ratuje jedno życie, jakby ratował cały świat, Tatowierer-„Tatuażysta z Auschwitz” :

Od lewej: Okładka książki „Tatuażysta z Auschwitz”  oraz główni bohaterowie książki, małżeństwo Ludwig  „Lale” Sokolov (Eisenberg)
 i Gita Sokolov (Furman).
ródło: Archiwum prywatne)
Notka wydawnicza:
autorHeather Morris, tytuł oryginałuThe Tattooist of Auschwitz,
tłumaczenieKaja Guciotytuł: Tatuażysta z Auschwitz,  
liczba stron335format: Książka papierowawydawnictwoMarginesy,
rok wydania2018ISBN978-83-65973-31-3.



O autorce:
Heather Morris: Pochodzi z Nowej Zelandii. Pracując w szpitalu położonym w Melbourne, spotkała na swojej drodze starszego Pana, który nosił w swoim sercu historię sprzed ponad pół wieku. Połączyła ich wielka przyjaźń. Lale zdradził Heather swoje najdroższe wspomnienia z czasów pobytu w obozie Zagłady. Początkowo miały one postać scenariusza. Po dwunastu latach Morris zdecydowała się zmienić go w pierwszą autorską powieść „Tatuażysta z Auschwitz” (źródło: http://marginesy.com.pl/autor/286, dostęp: 2018-08-28, godzina 10:50).

Cytat:
s. 23: „(...)Lale patrzy z niedowierzaniem, jak więzień nanosi mu igłą na skórę jedna za drugą cyfry 32407. Umocowana w drewnianej obsadce igła porusza się szybko i bezboleśnie. Następnie mężczyzna bierze do ręki szmatkę umoczoną w zielonym tuszu i wciera go mocno w ranę na przedramieniu(...)(...)Jak można coś podobnego zrobić drugiemu człowiekowi? Zastanawia się, czy przez resztę życia, jakkolwiek krótkie, czy długie by ono nie było, będzie go już zawsze definiowała ta chwila, ten nierówny numer(...)”.

Opis fabuły:
Ludwig „Lale” Sokolov (dawniej Eisenberg) z pochodzenia Słowak, urodzony w miejscowości Krompachy. Wychował się w rodzinie żydowskiej. 23 kwietnia 1942 r. w wieku dwudziestu sześciu lat zostaje niewolnikiem Birkenau. Początkowo przypisano go do grupy więźniów, zmuszanych do ciężkich prac przy rozbudowie obozu. Młody mężczyzna nieustannie szczepi wśród towarzyszy cierpienia chęć przeżycia w piekle. Po czasie Lale zapada na tyfus. Esesmani rzucają jego na wpół umarłe ciało na stos przeznaczony do krematorium. Ocalony przez swych współbraci, Lale niespodziewanie zostaje Tatowierer w szeregach Wydziału Politycznego SS. W szeregach największego wroga. Lale jest zmuszony naznaczać numerami przedramiona innych więźniów transportowanych do obozu. Właśnie wtedy poznaje jedyną miłość swojego życia- Gitę. Ich uczucie dojrzewa w czasie hitlerowskiej makabry. Lale wykorzystuje przywilej częściowej nietykalności wobec niemieckich strażników, by nadstawiać karku i nieprzerwanie dopomagać innym więzionym. Pragnie dziękować za odratowanie jego życia „Ktokolwiek ratuje jedno życie, jakby ratował cały świat” (s. 52).

Moja opinia:
Zdarzają się książki, które wyrywają mnie ze snu w porach kiedy moja codzienna rzeczywistość jeszcze śpi, a niebo ma czarny kolor. Czytam je ukryta pod kołdrą w ciszy wczesnego poranka, w niewyraźnym świetle lampki nocnej i latarni ulicznych, przebijającego się przez zasłonięte szyby. Na moich powiekach i w kącikach oczu królują oznaki niewyspania. Nie zważam na dźwięk budzika w telefonie obok poduszki ani na narastające krzątanie się domowników w mieszkaniu. Nie dbam o własny, przepełniony pęcherz i o brzuch nawołujący o pierwsze śniadanie. Kiedy przewracam ostatnią kartkę, a dalej jest już tylko tylna strona okładki, którą muszę zamknąć książkę, czuję, jak mój świat się zatrzymuje. Nie jestem do końca pewna, co mam zrobić. Czy powinnam wyjść przed blok, by nabrać powietrza w piersi? Czy może bardziej powinnam rzucić się z krawędzi urwiska? Wreszcie decyduję się ruszyć do kuchni, aby w końcu coś zjeść. Wyciągam z szafki połowę bochenka chleba zamkniętego w kawałku folii. Wpatruję się w rząd kromek pokrojonych równo przez maszynę w piekarni i zastanawiam się, czy należy mi się jedna, czy dwie. Wyjmuję jedną, zaglądam do lodówki i sięgam po kubeczek ze śmietankowym serkiem z dodatkiem szczypiorku i ziół. Czy chęć posmarowania nim suchego chleba nie zakrawa na przesadę? Nie wspomnę o mocnej kawie z mlekiem, którą wypiłam do kanapki w białym kubku w drobne różowe różyczki. Skręcam do łazienki po szybki prysznic i martwię się, czy strumień gorącej wody, połączony z perfumowanym mydłem i szamponem do włosów, to dla mnie nie za duży luksus? Nie, nie umyłam się poprzedniego wieczoru. Nie mogłam oderwać się od czytania. Po godzinie może dwóch po kąpieli budzę się z własnego letargu, jednak myślami nadal czytam niedawno skończoną książkę. Nadal jestem z „Tatuażystą z Auschwitz”. Wciąż Lale jest obok mnie...
~*~
Historia wszystkich wydarzeń II Wojny Światowej pozostanie niepojęta i na zawsze nieskończona. Nigdy nie opiszą jej w pełni żadni odkrywcy, historycy, scenarzyści, pisarze i muzycy. Książki literatury faktu, wojenne dokumenty i reportaże są fragmentami tej historii, które lubię wyłapywać i wciąż, ciągle i ciągle czerpać z nich dla siebie nową wiedzę.  

Bardzo się cieszę, że mogę podzielić się myślami o Tatuażyście z Auschwitz” z moimi Czytelnikami. Gorąco zachęcam Was do przeczytania tej książki. Sięgnijcie po kolejny fragment historii. 

Arianka 

sobota, 25 sierpnia 2018

19. Emocjonalny walec: „Cudowny Chłopak”, R. J. Palacio i jej kanapeczka:

Od lewej: Okładka książki „Cudowny Chłopak” i  autorka R. J. Palacio
(źródło: Archiwum prywatne + https://www.goodhousekeeping.com/life/entertainment/a46798/wonder-author-rj-palacio-question-answer/,dostęp: 2018-08-23, godzina 21:38)

Notka wydawnicza:
autor: R. J. Palacio, tytuł oryginału: Wonder,
tłumaczenie: Maria Olejniczak-Skarsgårdtytuł: Cudowny Chłopak,  
liczba stron: 416format: Książka papierowawydawnictwo: Albatros,
rok wydania2018 (wydanie II)ISBN978-88-8125-074-0.


O autorce:
R. J. Palacio: Pisarka z Nowego Yorku. Ukończyła Wyższą Szkołę Sztuki i Projektowania na Manhattanie oraz Parsons School of Design, dzięki której zyskała zawód ilustratorki. Przez wiele lat była dyrektorem artystycznym kilku dużych wydawnictw książek. Stworzyła tysiące okładek dla rzeszy twórców prozy non-fiction, a także fikcji literackiej. Powieść „Cudowny Chłopak” to jej autorski debiut, wydany w czterdziestu pięciu krajach. Zyskał do tej pory ponad sześć milionów fanów (żródło: http://cudownychlopak.pl/o-autorce/, dostęp: 2018-08-23, godzina 22:25).

Cytat:
s. 272-273: „(...)nie, nie, wcale nie decyduje przypadek. gdyby to rzeczywiście on decydował o wszystkim, świat zostawiłby nas samymi sobie, a przecież tak nie robi. troszczy się o najsłabsze stworzenia w niezauważalny dla nas sposób, na przykład poprzez rodziców, którzy obdarzają cię ślepą miłością(...)(...) albo poprzez chłopaka mówiącego chropowatym głosem, od którego z twojego powodu odcięli się koledzy(...)(...) być może świat jest loterią, ale w końcu doprowadza do tego, że następuje równowaga. świat troszczy się o wszystkie swoje ptaszki(...)”.

Opis fabuły:
Dziesięcioletni August Pullman to całkiem zwyczajny dzieciak. Jest mądry, przyjacielski i zabawny, uwielbia „Gwiezdne Wojny”. Ma bardzo kochających rodziców i starszą siostrę Vię. Auggie urodził się z rzadką chorobą genetyczną, która uczyniła jego twarz zupełnie inną niż u większości ludzi. Deformacje, szczególnie te w okolicach oczu i żuchwy, przypominają widok jak po ciężkim poparzeniu. Chłopiec przeżył dotychczas kilkadziesiąt operacji z tego powodu. Przez to, że musiał być cały czas kontrolowany przez lekarzy i ciągle rehabilitowany, zawsze uczył się tylko w swoim domu. Tej jesieni pierwszy raz w życiu, zostaje zapisany do normalnej szkoły, w której może przebywać razem z innymi dziećmi. Świeżo upieczony uczeń opowiada czytelnikom o swojej niezwykłej codzienności. Nowe sytuacje z nowymi ludźmi dla każdego bywają nieprzyjemne, nawet dla tych, którzy nie są Augustem i mają zupełnie zwyczajną twarz. 

Moja opinia:
Powieść „Cudowny Chłopak”, choć tak lekka, że mogłam ją bez rozpraszania, czytać w zatłoczonym, gwarnym korytarzu u drzwi gabinetu lekarskiego, była dla mnie jak emocjonalny walec. Rozpłaszczałam się pod jej naporem jak miękkie i delikatne ciasto naleśnikowe.
Podobnie jak bardzo pozytywny, mały bohater Auggie przyszłam na świat z chorobą, która sprawia, że jestem sprawna inaczej. Moje ciało nie jest takie, jak u większości zdrowych, atrakcyjnych kobiet, które na ogół podobają się mężczyznom. Miewam ograniczone ruchy. W mieście poruszam się na wózku inwalidzkim, bo moje nogi nie są tak silne, aby pokonywać długie dystanse. Jeśli już chodzę to tylko w obszarze niewielkiego mieszkania, w dodatku w tak pokraczny sposób, że aż bywam tym zakłopotana. Każdego dnia, jak Auggie, spotykam się z ludzkim strachem w kontaktach ze mną, ciekawskimi spojrzeniami na ulicy i głupimi dla mnie pytaniami. W przeszłości tak samo jak on przeszłam kilka operacji, które przez pewien długi czas zamykały mnie samą, na zmianę w szpitalu lub w domu. Nie mogłam wówczas chodzić do szkoły, rozmawiać i spędzać czasu z moimi kolegami i koleżankami klasowymi. Jeśli już oni mnie odwiedzali, większość z nich otwarcie przyznawała, że wychowawca obiecał dać im plusa za aktywność. Okrutne, ale to fakty. W obliczu dorosłego życia uważam, że przez tamte wydarzenia bardzo dużo straciłam, zwłaszcza jeśli chodzi o zawiązywanie relacji społecznych. Dziś jako kobieta mająca grubo ponad dwadzieścia lat na karku, czuję się czasami jak trzynastolatka, ucząca się nieznanych zachowań kroczek po kroczku. Książka „Cudowny Chłopak” budziła we mnie ponure duchy z dawnych lat, wprowadzała w negatywne nastawienie, ale też wzruszała i bawiła. Nie sposób było nie potraktować jej bardzo osobiście.
~*~
Czy kojarzycie autora bestsellerowej powieści z 2014 roku „Gwiazd naszych wina” albo wydanej ponad pół roku później „Will Grayson, Will Grayson”? Książki stworzone piórem młodego pisarza Johna Greena, jakie miałam okazję przeczytać do tej pory, kojarzą mi się z kanapkami. Jednak nie z takimi zwykłymi kanapkami, które mama przygotowuje nam do szkoły albo, które sami od niechcenia robimy w pośpiechu, przed pracą, żeby nie umrzeć głodnymi. Chodzi mi bardziej o takie serwowane przez catering przy okazji wydarzeń kulturalnych lub przygotowywane przez restauracje na akcje promocyjne. Maleńkie kanapeczki z mnóstwem kolorowych, przepysznych dodatków w połączeniach, które nie przyszłyby nam do głowy. To znaczy, cieszą one najpierw nasze oczy, zadowalają podniebienie i umysł, pozostają nam po nich miłe wspomnienia, ale tak naprawdę to chap, chap, dwa gryzy i po jedzeniu. Przepraszam, umieram z głodu, pisząc ten fragment. John Green pisze powieści trochę takie jak te kanapeczki. Bardzo wartościowe i miłe, ale też leciutkie, łatwe do przeczytania w każdych warunkach. Chap, chap. Nim się obejrzymy, już jesteśmy na końcu książki. Czytając „Cudownego Chłopaka”, od początku miałam wrażenie, że debiutująca R. J. Palacio albo czytała powieści Greena równie zapamiętale, jak ja, albo tak samo miała wielką ochotę na kanapeczkę. Pokuszę się też o stwierdzenie, że sposób napisania niektórych fragmentów książki (np. s. 249-273) jest jak kopia oryginałów, które zapamiętałam z „Will Grayson, Will Grayson”.

Arianka

OCENA9/10 (bardzo dobra)



poniedziałek, 21 sierpnia 2017

14. Autorka sławnej powieści „Dziewczyna z pociągu” powróciła z nowym thrillerem. Czy „Zapisane w wodzie” dorównuje debiutowi Pauli Hawkins?

Paula Hawkins w sesji zdjęciowej dla The Hollywood Reporter[1]
(Niniejsza publikacja zawiera fotografie pobrane ze stron internetowych. 
Wykaz linków z dołączoną datą i godziną dostępu został umieszczony w końcowej części publikacji).
Notka wydawnicza:
autor: Paula Hawkins, tytuł oryginału: Into the water,
tłumaczenie: Jan Kraśko, tytuł polski: Zapisane w wodzie
liczba stron: 364, format: Książka papierowa, wydawnictwo: Świat Książki,
rok wydania: 2017, ISBN: 978-83-8031-708-6.

O autorce:
Pierwsze zdanie w mojej książce, to niekoniecznie pierwsze zdanie, które napisałam. Często wszystko zmieniam. Zdarza mi się napisać pięćdziesiąt tysięcy słów, zupełnie bezsensu” - przyznaje z rozbawieniem Paula Hawkins podczas wywiadu dla programu „Dzień dobry TVN” z reporterką Anną Senkara.
Urodziła się w Południowej Afryce, jako siedemnastolatka na stałe zamieszkała w Londynie. Nim podjęła się pisania powieści, pracowała dla brytyjskiego dziennika „The Times” w dziale biznesu. Wiele lat niepowodzeń na ścieżce autorskiej wpędziło ją w poważne finansowe tarapaty. Wydanie „Dziewczyny z pociągu” w styczniu 2015 roku stanowiło w tej sytuacji ostatnie koło ratunkowe. Książka, jak i film, który powstał do niej półtora roku później, przyniosły kobiecie ogólnoświatowy rozgłos. Napisanie drugiej powieści „Zapisane w wodzie” wiązało się więc z ogromną presją czasu i oczekiwań ze strony fanów. Jak mówi sama Paula Hawkins: „Strasznie stresuje mnie, to co inni ludzie myślą o mojej pracy. Co, gdyby ktoś powiedział, ta książka jest okropna?”. Czy nowy thriller powtórzy wielki sukces „Dziewczyny z pociągu”?
Opis fabuły:
Beckford, cholernie porąbane miasto z dziwnymi ludźmi i jeszcze dziwniejszą historią. Jakby na uboczu, oddalone o godziny drogi od cywilizacji. Gdziekolwiek tu pójdziesz, zawsze trafisz na wodę. Najbardziej interesujące wydaje się zakole rzeki, nazwane przez tutejszych mieszkańców Topieliskiem. Miejsce niewiarygodnie urokliwe, lecz także bardzo niebezpieczne. Mówi się, że dawniej topiono tutaj kobiety oskarżane o używanie czarnej magii. Lodowata woda, ciemna i lśniąca skrywa pod powierzchnią mroczne sekrety. Wielka szara skała, góruje nad nią niczym wyzwanie. Przyciąga nieszczęśnice, kobiety pechowe, zrozpaczone i zagubione (niewygodne).
Latem 2015 roku z Topieliska zostaje wyłowiona martwa Danielle Abbott. Krnąbrna pisarka, utalentowana fotografka, prowokująca piękność. Znienawidzona przez większość miejscowych za wywlekanie na wierzch brudów, o których wszyscy woleliby zapomnieć. Julia Abbott, osoba pozostająca z Danielle w śmiertelnym konflikcie, od wielu lat nie miała kontaktu ze swoją starszą siostrą. Pewnego dnia powraca do znienawidzonego Beckford, by odkryć tajemnicę jej nagłej śmierci. Dwa miesiące wcześniej młodziutka córka Whittaker'ów popełnia w Topielisku samobójstwo. Czy ma to związek ze śmiercią artystki? Czy w obydwie sprawy uwikłane są duchy torturowanych w przeszłości kobiet?
Hawkins Paula, „Zapisane w wodzie”, Świat Książki, Warszawa, 2017 r.
(źródło: Archiwum prywatne).


Moja opinia:
Zacznę od tego, że najbardziej cenię u Pani Hawkins podejście do bohaterów tworzących jej historie. W przypadku tej, jak również poprzedniej powieści, miałam wspaniałą okazję do poznania ich od każdej możliwej strony. Paula Hawkins skupia się na dokładnym opisywaniu wyglądu, cech charakteru oraz zachowania danej postaci. Takie mocne oddziaływanie na wyobraźnię i możliwość dogłębnego zrozumienia tego, co kieruje bohaterami, sprawia, że niezależnie od tego, co prezentuje cała książka, dość dobrze zapada ona w pamięć.
Od dnia, kiedy opublikowałam na blogu recenzję ekranizacji „Dziewczyny z pociągu” niecierpliwie, czekałam na pojawienie się w polskich księgarniach kolejnej powieści autorki. Gdy wreszcie wzięłam ją do rąk, pozwoliłam sobie na chwilę zachwytu nad samą okładką. Wydała mi się bardzo estetyczna i tajemnicza. Była ogromną zachętą do czytania niczym świetna opinia z ust zaufanej osoby. Książka „Zapisane w wodzie” zapowiadała się bardzo dobrze. Spędzanie z nią czasu sprawiało mi na początku dużą frajdę. Postanowiłam wcielić się w rolę detektywa, kreśliłam więc skrupulatne notatki, zaciekle kalkulowałam, poszukując odpowiedzi, na co rusz stawiane pytania. Wymagało to sporego skupienia, ponieważ występująca w powieści duża ilość narratorów i ich bardzo różne punkty widzenia, wywoływały ogromny zamęt.
Później jednak coś poszło nie tak. Nim dotarłam do zakończenia książki, udało mi się rozwikłać wszelkie niewiadome. Wtedy miejsce wcześniejszej ekscytacji zajęły nuda i lekkie rozczarowanie. Zaczęłam czuć się przy tej książce podobnie jak na nieudanym pokazie balonów, w którym kiedyś uczestniczyłam. Oczekiwałam wówczas mocy atrakcji, np. nauki robienia balonowych rzeźb, puszczania setek różnobarwnych balonów w niebo, czy wygłupów z helem. Tymczasem zostałam uraczona widokiem jednego dużego balonu, który nawet nie chciał wzbić się do góry, bo warunki pogodowe były niesprzyjające.  To samo mogę napisać o „Zapisanych w wodzie”. Po intrygującej fabule, zawierającej w sobie elementy niepokojącej, gotyckiej historii o autentycznych wydarzeniach sprzed setek lat, spodziewałam się czegoś lepszego. Obiecywane na okładce książki magia i fajerwerki, okazały się w rzeczywistości małym niewypałem.
Podsumowanie:
Jak mówi stare przysłowie „Nie oceniaj książki po okładce”. Chciałabym jeszcze dodać do niego zdanie „Nie oceniaj książki po jej autorze”. Mimo że z perspektywy czasu muszę przyznać, że „Dziewczyna z pociągu” także nie należała do specjalnie porywających lektur, to jednak dotknęła  pewnych osobistych sfer i mojej wrażliwości. Byłam nią po ludzku poruszona. Skusiłam się więc na zakup drugiej powieści Pauli Hawkins, myśląc, że zrobi na mnie, nie tyle takie samo wrażenie, ale, przynajmniej porównywalnie pozytywne. „Zapisane w wodzie” to nie jest moja zła propozycja dla Was. Jednakże powinniście wiedzieć, że księgarnie dysponują już szerokim wachlarzem tak samo dobrych i jeszcze lepszych thrillerów. Nie zniechęcam nikogo, przekonajcie się sami.
— Arianka

OCENA: 6/10 (dostatecznie dobra)


 Wykaz źródeł fotografii użytych w niniejszej publikacji:
 [1]Fotografia autora:
http://www.hollywoodreporter.com/features/emily-blunt-girl-train-author-933239
(dostęp dn. 21.08.2017 r., godzina 16:44);
[2] Hawkins Paula, „Zapisane w wodzie”, Świat Książki, Warszawa, 2017 r.
Okładka książki:
Archiwum prywatne

Facebook:
http://www.facebook.com/spotkanieprzyliteraturze/


Instagram:
http://www.instagram.com/spotkanieprzyliteraturze/

LubimyCzytać:
http://lubimyczytac.pl/profil/581753/przyliteraturze


wtorek, 4 lipca 2017

13. W miejscu, gdzie zwykłe rzeczy nie dzieją się zbyt często... Kultowe „Lśnienie”:

Od lewej: Okładka książki, autor Stephen King w wieku 30 lat (na zdjęciu z prawej)[1].
(Niniejsza publikacja zawiera fotografie pobrane ze stron internetowych. 
Wykaz linków z dołączoną datą i godziną dostępu został umieszczony w końcowej części publikacji).
Notka wydawnicza:
autor: Stephen King, tytuł oryginału: The Shining,
tłumaczenie: Zofia Zinserling, tytuł polski: Lśnienie
liczba stron: 515, format: Książka papierowa, wydawnictwo: Prószyński i S-ka,
rok wydania: 2014, ISBN: 978-83- 7648-809-7.

O autorze: 
„Stephen King urodził się 21 września 1947 roku w stanie Maine. Od dziecka pisał opowiadania na podstawie komiksów i filmów. Jego mama zawsze namawiała, go do tworzenia własnych tekstów. Jako prezent z okazji Bożego Narodzenia otrzymał od niej pierwszą maszynę do pisania. Po raz pierwszy wysłał swoje opowiadanie do wydawcy, kiedy miał trzynaście lat. Od tamtej pory konsekwentnie dostarczał swoje utwory wydawnictwom oraz redaktorom czasopism. Bez powodzenia. W 1970 r. ukończył studia na University of Maine w Orono, dzięki czemu uzyskał tytuł nauczyciela angielskiego[...]”.
(Powyższy fragment pochodzi z posta, pt. „KRÓLEWSKIE STRASZAKI?”: Przemyślenia Arianki na temat twórczości Stephena Kinga [CZĘŚĆ PIERWSZA]”, który został opublikowany na blogu Spotkanie przy Literaturze, dn. 06.12.2016 o godzinie 13:03. Całość tekstu dostępna jest pod poniższym linkiem:
Opis fabuły:
Przypadłość stara jak świat objawiająca się u ludzi nią dotkniętych, szczególnym zamiłowaniem do kielicha (niejednego) oraz do przeróżnych pastylek na kaca, uczyniła z życia John'a Torrance'a długie pasmo niepowodzeń. Nauczyciel angielskiego i wschodzący pisarz, w krótkim czasie przemienił się z szanowanego obywatela w menela utytłanego we własnych rzygowinach. Pewnego dnia za sprawą koneksji u starego kumpla od szklaneczki whisky (niejednej) główny bohater otrzymuje posadę dozorcy w położonym w górach hotelu Panorama. Opieka nad budynkiem w czasie zimy, gdy hotel jest opuszczony przez klientów, stanowi ostatnią nadzieję na odwrócenie złej passy. Torrance wprowadza się do pracowniczego mieszkania razem z małym dzieckiem i żoną Winifred, kiedy ostatni goście odjeżdżają z hotelowego parkingu (pustka).
Sześcioletni Danny ma niezwykłą zdolność do przewidywania zdarzeń przyszłych. Chłopczyk potrafi również dostrzec rzeczy, których nie zobaczy dorosłe oko (jasne Czytelniku, dzieci zawsze widzą więcej od własnych rodziców, to wyłącznie kwestia wyobraźni... Właśnie Czytelniku W-Y-O-B-R-A-Ź-N-I-A). Kiedy gwałtowna śnieżyca odcina rodzinę od reszty świata w Panoramie, mają miejsce zjawiska, od których człowiekowi miesza się w głowie. Całej trójce zagraża ogromne niebezpieczeństwo (Redrum! Redrum! Redrum!). Tylko mały Danny może ich uratować. 
Moja opinia:
„Lśnienie” jest utworem, o którym na długo nim zapadła decyzja o przeczytaniu, usłyszałam z ust znajomych wiele różnych legend, mrocznych opowieści i pochwalnych pieśni. Mimo wszystko podjęłam tę lekturę z towarzyszącą mi gmatwaniną sprzecznych myśli. Z doświadczenia wiem, że książek spod ręki Pana Kinga nie można  „połknąć” w całości w czasie kilku przerw reklamowych na kanale TVN, dlatego z jednej strony obawiałam się rozpocząć kolejną niełatwą powieść w dodatku z dużą ilością, być może, zbyt strasznych dla mnie fragmentów, z drugiej zaś byłam bardzo ciekawa, jaką to znów przedziwną historię przygotował dla mnie mój mistrz.
Przy całej początkowej nieufności książka ta pochłonęła mnie bez reszty. Kiedy obowiązki dnia codziennego zmuszały mnie do oderwania się od czytania, niecierpliwie wyczekiwałam wolnej chwili, aby móc do niej wrócić. Pan King napisał w tym przypadku dynamiczną, bardzo intrygującą i nieco niepokojącą opowieść. Czytając ją, czułam się jak zawodniczka w biegu o złoty medal, która ledwie łapiąc powietrze w płuca, rozemocjonowana, wreszcie zdobywa metę, wygrywając tym samym pierwszą nagrodę. Autor w „Lśnieniu” poświęcił dużo uwagi, występującym w powieści bohaterom. Stworzył ich tak, by głęboko zapadali w pamięć. Z dokładnością nakreślił portrety psychologiczne każdego z nich i dla dodania czytelnikowi rozrywki, przez całą książkę zmieniał je, przeinaczał i bawił się nimi. Nie brak tu także, używając kolokwialnego wyrażenia „chorych” pomysłów na straszenie marki „King”, a jeśli tak, jak ja lubicie delektować się czarnym humorem, ta książka i pod tym względem Was nie zawiedzie.
Podsumowanie:
„Lśnienie” autorstwa Stephena Kinga to sławna powieść, o której przez lata (nawet jeśli nie wszyscy po nią sięgnęli) zdążyły usłyszeć rzesze czytelników. Jest zdecydowanie warta waszego zainteresowania. Polecam ją szczególnie osobom cierpliwym i lubiącym myśleć przy książce, bo nie jest to lektura prosta. Jednak, gdy zdecydujecie się na czytanie, nie zmarnujecie swojego czasu. „Lśnienie” zapewnia bardzo różne emocje.
Miłego popołudnia — Arianka.

OCENA: 9/10 (bardzo dobra)

Wykaz źródeł fotografii użytych w niniejszej publikacji:
[1] Fotografia autora:
 http://peterstraub.net/photo-gallery/
(dostęp 03.07.2017, godzina 15:46);
Stephen King„Lśnienie”, Prószyński i S-ka, 2014 r.
Okładka książki:
Archiwum prywatne.



Facebook:
http://www.facebook.com/spotkanieprzyliteraturze/


Instagram:
http://www.instagram.com/spotkanieprzyliteraturze/

LubimyCzytać:
http://lubimyczytac.pl/profil/581753/przyliteraturze



sobota, 25 lutego 2017

12. Richard Paul Evans: „Szukając Noel”:

(Niniejsza publikacja zawiera fotografie pobrane ze stron internetowych. 
Wykaz linków z dołączoną datą i godziną dostępu został umieszczony w końcowej części publikacji).
Notka wydawnicza:
autor: Richard Paul Evans, tytuł oryginału: Finding Noel,
tłumaczenie: Bartosz Gostkowski, tytuł polski: Szukając Noel,
ilość stron: 289, format: Książka papierowa,
wydawnictwo: Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
rok wydania: 2012, ISBN: 978-83-240-1684-6.

O autorze:
Moja koleżanka P. zwykła mówić o Panu Evans w dwóch zdaniach: „Człowiek piszący przyjemne, lekkie powieści zawierające wartościowe przesłanie. Sięgam po nie najczęściej wtedy, gdy mam czytelniczy zastój, pomagają mi czytać więcej”. To właśnie w jej domu podczas spotkania ze znajomymi, znalazłam bogatą kolekcję dzieł tego autora. Dużo wcześniej czytałam w sieci wiele pochlebnych opinii o jego twórczości, jednak mając dość ograniczony budżet na zakup książek, zawsze wybierałam coś innego. Miło mi, że los po raz  kolejny zaprowadził mnie do biblioteczki znajomej osoby.
Drodzy czytelnicy, „Szukając Noel”, jak pewnie łatwo się domyślić, to moja pierwsza powieść z literackiego dorobku Pana Evans. Obecnie nie mogę napisać o nim więcej niż, napisałam powyżej. Wraz z kolejnymi książkami, pożyczanymi od P., co pewien czas w recenzjach, będę dzieliła się z Wami pojawiającymi się w mojej głowie przemyśleniami.
Opis fabuły:
Gdyby tak zmierzyć rozmiar dołka emocjonalnego, w jakim nagle znalazł się Mark, główny bohater powieści, wówczas z pewnością moglibyśmy mówić o kanionie. Jedno wydarzenie sprawiło, że jako-tako poukładane życie młodego mężczyzny zaczęło stopniowo przewracać się niczym kostki domina. Zwykły przypadek, a może przeznaczenie zaprowadziło go do kawiarni, gdzie serwowano najpyszniejsze słodkości w okolicy. W późny, listopadowy wieczór, kiedy całe miasto walczyło z atakiem potężnej śnieżycy, strudzony Mark poznaje śliczną kelnerkę o imieniu Macy, która obdarowuje go chwilą rozmowy i kubkiem gorącej czekolady. Wkrótce pomaga mu wydostać się z życiowych tarapatów. Kobieta, mimo że w przeszłości też została doświadczona przez los, wszystkimi siłami daje siebie potrzebującym. Dwoje młodych ludzi z niepokojem obserwuje pojawiające się między nimi uczucie. Czy duchy smutnej przeszłości nie przeszkodzą ich rodzącej się miłości? Kim okaże się tytułowa Noel, którą oboje będą starali się odnaleźć?
Moja opinia:
To przypadkowe spotkanie opisane w książce, pokazuje, że czasami wykonanie drobnego gestu pomocy względem potrzebującego człowieka, oznacza bardzo wiele. Poświęcenie naszej uwagi, podarowanie komuś zaledwie kilku minut na rozmowę, nie wymaga od nas wiele trudu, a można tym samym wesprzeć kogoś w kłopocie, czy też cierpieniu. Zachowanie bohaterów tej historii sprawiło, że zadałam sobie pytania, czy w obecnej rzeczywistości, kiedy żyjemy w ciągłym zabieganiu, jesteśmy zajęci ogromem własnych spraw, istnieje ludzka bezinteresowność? Czy w momencie, gdy coraz częściej brakuje nam chwili dla siebie, potrafimy jeszcze myśleć o innych? Jestem pewna, że wielu z nas to potrafi. W książce napisano, że: „Anioły naprawdę czasem przebierają się za ludzi
i schodzą na ziemię
”. Wielu z Was może uzna to twierdzenie za idealistyczne. Ja odpowiem Wam, że znam ludzi, których czasem nazywam w myślach moimi aniołami. Mam w życiu szczęście.
„Szukając Noel” to romantyczna opowieść utrzymana w klimacie Świąt Bożego Narodzenia, w której autor zawarł nawiązania do wydarzeń opisanych w Piśmie Świętym. Mowa w niej nie tylko o bezinteresowności, lecz przede wszystkim o ludzkim dążeniu do poczucia bliskości i stałości. Do odnalezienia własnego miejsca na Ziemi.
Podsumowanie:
Na pewno nie jestem aniołem. Staram się być jedynie dobrym człowiekiem i nieść pomoc ludziom, którym miła jest moja obecność pośród nich. Powieść autorstwa Richarda Paula Evans, pt. „Szukając Noel”, przypomina czytelnikowi o życiowych wartościach, o których zdarza się zapominać w dzisiejszym świecie. Jest to historia, zdecydowanie pisana marzeniami, ale... Kto powiedział, że marzenia się nie spełniają?

OCENA: 8/10 (dobra)

Wykaz źródeł fotografii użytych w niniejszej publikacji:
[1] Fotografia autora:
http://www.deseretnews.com/article/700123577/Richard-Paul-Evans-feeling-some-pain-of-his-own.html
(dostęp 16.01.2017, godzina 21:37);
[2] R. P. Evans„Szukając Noel”, Instytut Wydawniczy Znak, Kraków, 2012 r.
Okładka książki:
Archiwum prywatne.


 

Facebook:
http://www.facebook.com/spotkanieprzyliteraturze/


Instagram:
http://www.instagram.com/spotkanieprzyliteraturze/

LubimyCzytać:
http://lubimyczytac.pl/profil/581753/przyliteraturze


wtorek, 6 grudnia 2016

2. „KRÓLEWSKIE STRASZAKI?”: Przemyślenia Arianki na temat twórczości Stephena Kinga [CZĘŚĆ PIERWSZA]:

Stephen King na przestrzeni lat.
(fotografie zostały pobrane ze strony:
http://stephenking.pl/galerie/stephen-king/, dostęp 27.11.2016, godzina 06:36).
 „Od pracownika pralni miejskiej do króla literatury grozy”

Stephen King urodził się 21 września 1947 roku w stanie Maine. Od dziecka pisał opowiadania na podstawie komiksów i filmów. Jego mama zawsze namawiała, go do tworzenia własnych tekstów. Jako prezent z okazji Bożego Narodzenia otrzymał od niej pierwszą maszynę do pisania. Po raz pierwszy wysłał swoje opowiadanie do wydawcy, kiedy miał trzynaście lat. Od tamtej pory konsekwentnie dostarczał swoje utwory wydawnictwom oraz redaktorom czasopism. Bez powodzenia. W 1970 r. ukończył studia na University of Maine w Orono, dzięki czemu uzyskał tytuł nauczyciela angielskiego. Rok później ożenił się z Tabithą Spruce, która była jego pierwszym czytelnikiem, a do dziś pozostaje uczciwym krytykiem i wierną towarzyszką życia. Start państwa King nie należał do łatwych. Małżonkowie zmagali się z poważnymi problemami finansowymi. Stephen King początkowo otrzymał posadę w pralni miejskiej, później uczył literatury w szkole średniej. Dodatkowo każdego dnia pisał opowiadania dla gazety skierowanej do mężczyzn. Mimo to, otrzymywane wynagrodzenie nie wystarczało na opłacenie nawet najpotrzebniejszych rachunków. Los młodego małżeństwa odmieniło wydanie książki „Carrie”...
Dziś Stephen King jest jednym z najwybitniejszych i najbogatszych autorów literatury grozy. Każda jego książka niemal od razu po ukazaniu się w księgarniach trafia na listy światowych bestsellerów, a wytwórnie filmowe toczą między sobą walki o prawa do ekranizacji. Pisarz wspiera Amerykańskie Towarzystwo Walki z Rakiem, sponsoruje różnorodną działalność charytatywną oraz funduje stypendia dla uczniów szkół średnich. Prywatnie jest ojcem trójki dzieci, córki Naomi oraz synów Joego i Owena, którzy zawodowo poszli  jego śladami. (powyższy fragment posta opracowałam na podstawie biografii Stephena Kinga autorstwa Magdaleny Walusiak, dostępną na stronie http://stephenking.pl/biografia/, dostęp 03.12.2016, godzina 6:00).

Książki autorstwa Stephena Kinga, które już przeczytałam.
(fotografie zostały pobrane ze strony: http://lubimyczytac.pl/autor/13997/stephen-king, dostęp 03.12.2016, godzina 05:54).










„Królewskie straszaki?”
Do tej pory przeczytałam 8 na 69 wydanych w Polsce książek z bibliografii Stephena Kinga. Zdaniem niektórych to dużo, ale dla mnie taka ilość jest kroplą w oceanie twórczości autora, którego misterium chcę badać. Na przestrzeni lat świat nadał pisarzowi zaszczytny tytuł mistrza horroru. W tej części posta chciałabym się zastanowić nad tym, czy utwory Pana Kinga, tylko i wyłącznie straszą czytelników?
Kiedy sięgamy po horrory, z reguły spodziewamy się znaleźć w nich czynniki, które przyprawią nas o gęsią skórkę, dzięki którym będziemy mieć omamy w ciemności i będziemy bali się spokojnie zasypiać. Stephen King kreuje 

w swoich książkach szalone nierzadko zakrawające o absurd straszaki, m.in. rozwarstwiający się na kawałki szeryf i zwierzęce figurki w „Desperacji” (1996), koty kurzu w Dolores Claiborne” (1992), czy też szkaradne wampiry
w
„Miasteczku Salem” (1975). Zdarzają się również bohaterowie, jak na przykład mąż tytułowej Rose Madder” (1995), którzy niepokoją samym zachowaniem. Jednak szczególnym i w moim odczuciu skutecznym narzędziem wywoływania lęku jest religia i wiara. King na potrzeby stworzenia swoich bohaterów lub sytuacji, w jakich się znajdują, bardzo często manipuluje religijnymi symbolami, biblijnymi motywami oraz postaciami. W ten sposób
z powodzeniem buduje prawdziwą atmosferę grozy. Zadaniem czytelnika jest odnaleźć w tym wszystkim granicę pomiędzy przerażaniem a własną wiedzą i rozsądkiem. Odszukać różnicę między prawdą a fikcją. To nie zawsze jest proste.
Z drugiej strony w całym fantastycznym świecie magicznych mocy i paskudnych stworów, malowanym gigantyczną wyobraźnią autora, znalazłam ogromną przestrzeń dla prawdziwych spraw.
Z pomocą swoich bohaterów Pan King poważnie opowiada czytelnikom o życiu. W swoich powieściach poświęca bardzo dużo uwagi problemom społecznym i politycznym, relacjom międzyludzkim i rodzinnym oraz przyjaźni. Pisarz bardzo dokładnie analizuje te kwestie pod kątem psychologicznym, jak również obyczajowym. Jego rozważania zmuszają mnie często do głębokiego myślenia. Przy tym pisarz przedstawia nam interesujący obraz wnętrza teraźniejszych Stanów Zjednoczonych z perspektywy małych, ubogich miejscowości.
Twórczość Stephena Kinga stanowi iście kunsztowne połączenie wielu gatunków literackich. Powieść psychologiczna, obyczajowa, sensacyjna, fantasy i science fiction. Horror jest tylko jedną z części składowych tworzących całą książkę autora, zapewniającą emocjonujące wrażenia. Jego książki nie tylko straszą, ale też poruszają i uczą. Pan King z pewnością zasługuje na miano MISTRZA, lecz dla mnie nie tylko horroru, ale... LITERATURY?

Polecam wydawnictwo: