czwartek, 4 lutego 2016

Najlepsza książka na świecie - Peter Stjernström



Najlepsza książka na świecie to mocno autoironiczna opowieść, uderzająca w świat pisarzy i wydawnictw.
Jej główny bohater, Tytus Jensen, to uzależniony od alkoholu pisarz – niegdyś osiągał szczyty popularności, dziś już jedynie bawi gości klubu swoimi zabawnymi – i zawsze pijackimi – interpretacjami głosowymi podawanych mu tekstów.

Podczas jednej z alkoholowych wieczorów po występie, wraz z kolegą po piórze, Eddiem X, wpada na pomysł stworzenia Najlepszej książki na świecie, łączącej w sobie wszystkie gatunki i mogącej zdobyć status bestsellera w kilku kategoriach jednocześnie: miałby to być kryminał, książka kucharska, poradnik odchudzania, podręcznik zarządzania, poradnik dla majsterkowiczów, instrukcja pierwszej pomocy, opowieść o miłości, porady dla goniących za szczęściem – słowem, wszystko (i nic, chciałoby się dodać).

Myśl o książce staje się jego idée fix. Bohater nie skupia się już na niczym innym, jak tylko na swoim przyszłym dziele. Pomysłem zaraża swojego wydawcę, który nie tylko godzi się na zainwestowanie w  przyszły bestseller, to jeszcze buduje wokół niego cały system zabezpieczający, pozwalający pisarzowi wyjść z nałogu i wrócić na właściwe tory, koncentrując się miast na spożyciu alkoholu – na tkaniu opowieści.

Na drodze do sukcesu Tytusa staje nie kto inny, jak Eddie X, na którym pomysł również wywarł ogromne wrażenie.

Rozpoczyna się wyścig twórców, z których jeden właśnie jest na szczycie i z łatwością zyskuje poparcie fanów, a drugi stara się odzyskać utraconą niegdyś popularność i szacunek. Kto pierwszy ukończy swoje dzieło?

Peter Stjernström jako udziałowiec w jednej z najważniejszych szwedzkich agencji literackich wie, co w trawie piszczy. Jego bohaterowie zdają się stanowić odpowiedź na to, co obecnie dzieje się na rynku wydawniczym – poszukiwanie pomysłu na pewny bestseller, wyścig szczurów wśród autorów, niemożność przewidzenia tego, co się sprzeda, a co nie, co spodoba się czytelnikom, a co zostanie przez nich odrzucone, jaka kreacja twórcy jest pożądana, a jaka paseé.

Czyta się ją z wielką przyjemnością, obserwując ten pełen autoironii i wychylania się twórcy przed szereg wyścig. Dobra lektura, słodko-gorzka, z przemyślaną intrygą i świetną grą tytułem.

Okładka idealnie oddaje synkretyzm tego, co ma powstać spod pióra Tytusa, a sam tytuł jest kapitalnym chwytem marketingowym - nie dość, że oddaje istotę, to jeszcze słusznie przyciąga uwagę.
Co niektórzy mogą sądzić, że jest mocno przesadzony i zuchwały i z tych względów po książkę nie sięgnąć, myślę jednak, że zwycięży ciekawość...:)
Jeden z wielu przykładów cudownej ironii


środa, 3 lutego 2016

Dziewczyna z ogrodu – Parnaz Forountan



- Z  jakiego powodu muszę marnować wszystko, co zbudowałem? Dlaczego? Dla niej, matko? Dla tej nicniewartej dziewczyny? (…) Mężczyzna, który nie ma syna, matko, to w  ogóle nie jest mężczyzna[1].

Dziewczyna z ogrodu to opowieść o rozpaczliwym pragnieniu dziecka, ewokowanym przez żydowską tradycję ważniejszą, niż cokolwiek innego. O świecie, w którym kobieta, która nie dała mężczyźnie syna, nie jest traktowana jako pełnowartościowa, a ten może posiąść kolejną małżonkę, byle tylko doczekać się męskiego potomka.

Znajdziecie tu aranżowane małżeństwa, związki bez miłości, miłość bez związków, silne więzi rodzinne i przywiązanie do zwyczajów.

Autorka przenosi nas do Iranu XX-go wieku i prowadzi w świat Bliskiego Wschodu inspirowany rzeczywistymi wydarzeniami. Książka jest debiutem prozatorskim autorki i pokazuje nieznane życie Żydów mieszkających na terenie zdominowanym przez kulturę muzułmańską.

Rachel, to kobieta, która od lat stara się dać swojemu mężowi, Aszerowi, syna – stosowała metody naturalne a nawet rytualne. Niestety, jak dotąd nic nie poskutkowało. Jej mąż jest niepocieszony, pragnie bowiem, następcy, po jego śmierci przejmującego wszystko, co dotąd udało mu się osiągnąć. Biorąc pod uwagę jego pozycję w  Kermanshah i wieloletnie poważanie wśród ludzi, jest tego niemało. Ludzie z  coraz mniejszą życzliwością spoglądają na jego małżonkę, która nie jest zdolna do spłodzenia męskiego potomka. Tradycja jest surowa – jeśli syna nie będzie, kobieta zostanie potępiona i uznana za nicniewartą przez społeczeństwo.

Rachel nie potrafi poradzić sobie z presją otoczenia, która wzmaga się, gdy jej szwagierka zachodzi w ciążę. Kobieta cieszy się szczęściem krewnej, lecz także ogromnie zazdrości jej stanu błogosławionego, co z  czasem pogrążą ją w depresji oraz prowokuje do zachowań, na trwałe naznaczających jej rodzinę piętnem bezwzględności i okrucieństwa. Bohaterka nie cofnie się przed niczym, by uratować swój honor.

Surowe prawo, inna kultura, odmienna mentalność i sposób przeżywania codzienności, to elementy które wyłaniają się z książki, czyniąc ją dla czytelnika zakorzenionego w obyczajowości europejskiej atrakcyjną, ale też trudną i emocjonalnie angażującą. Autorka pokazuje rzeczywistość, w której nie ma miejsca na litość dla kobiety, w której wciąż podporządkowuje się Prawu i mężczyzn ma się za wartościowych i ważnych, ich małżonki uznając jedynie za istotne jedynie wówczas, gdy są w stanie przedłużyć linię rodową.

Całkiem niezły to debiut, choć niestety mogący zniknąć w zalewie podobnej mu literatury na sklepowych półkach. Z pewnością brakuje mu oryginalnego podejścia do tematu – podobnych historii – choć wstrząsających i oburzających – jest niestety bardzo wiele i tylko doskonały pomysł na jego realizację mógłby książkę uratować przed zaszufladkowaniem. Tego tutaj niestety zabrakło – część została potraktowana bardzo pobieżnie, za co autorki nie sposób winić. Skupiając się na postaci Rachel, siłą rzeczy zrezygnowała z zaangażowania w  zarysowywaniu pozostałych bohaterów tego życiowego dramatu.

Z żalem muszę więc przyznać, że choć jest dobra, może nie zyskać tak szerokiej publiczności, jak byłoby to pożądane dla dalszej pisarskiej kariery Foroutan.




[1] Dziewczyna z ogrodu, Parnaz Foroutan

wtorek, 2 lutego 2016

Co nowego w biblioteczce?



Oprócz książek w tym miesiącu moja biblioteczka na skutek likwidacji antykwariatu Kocham Książki wzbogaciła się o kolejne dwa regały. Dzięki temu połowa moich zbiorów ma wreszcie swoje godne miejsce i prezentuje się tak:

Jeszcze przed dodaniem dużego regału... Na zdjęciu mniej więcej połowa moich zbiorów


Reszta książek jest tak bestialsko upchana na starych regałach, że wolę misternej konstrukcji nawet nie poruszać, bo mieści w sobie tyle, ile widoczne wyżej regały razem wzięte i jakakolwiek próba ingerencji mogłaby się zakończyć tragicznie:D




Dobra, dobra.
Przecież nie obiecywałam, że nie będę kupować i recenzować.

Okej, okej. Nie mam już miejsca i muszę opanować moje zbieractwo książkowe, ale póki co... cieszę oko nowościami stycznia;) Tradycyjnie już części książek nie ma na fotografii, bo albo poszły w świat, albo zostały wkomponowane w półki tak bardzo, że nie sposób ich odnaleźć;)

E-booki
Lista Olafa, Nie patrz w  tamtą stronę, Chłopczyce z  Kabulu 

Zakupy niekontrolowane:
Mansfield Park, Przeminęło z  wiatrem, Nędznicy t.1, Nędznicy t.2, Dobre dziecko, Szopka, Wczesne sprawy Poirota, Dobrze się myśli literaturą

Z likwidacji antykwariatu:
Granica, Małżeństwo Anny, Ustawa Karta Nauczyciela, Sublokatorka, Namiętność, Radykalni


Wymiana w Bytomiu:
Nowe przygody Mikołajka, Między książkami, Twierdza, Gastrofaza, Na domiar złego, Lolo, Ostrze Darwina, Feblik, Marsz Polonia, Trzy metry nad niebem, Krwawy południk, Spis cudzołożnic, Alibi na szczęście, Krok do szczęścia

Prezenty:
Zima świata, Krawędź wieczności, Upadek gigantów, Antipolis


Reszta:
Ostatni raz, Akademia Pennyroyal [recenzja]Córka rzeźbiarza [recenzja]Ostatnia noc w  Tremore Beach, Ofiara dla burzy, Ginekolodzy [recenzja]Venla [recenzja]Brzemię, Córeczka, Żniwa zła, Lewa strona życia, Dziewczyna z ogrodu [recenzja jutro]Wiek cudów, Xięgi Nefasa. Trylogia Władca Losu, Raven [recenzja 02.03]Najlepsza książka na świecie [recenzja 05.02]Zima świata, Wisława Szymborska. Życie w obrazkach.




Łupy z wymiany



Co czytać?!


Tylko martwi nie kłamią – Katarzyna Bonda



Tylko martwi nie kłamią to druga powieść, gdzie pierwsze skrzypce gra Hubert Meyer, profiler policyjny, któremu  nie sposób odmówić talentu do wnikania w ludzką psychikę i motywacje.

Rzecz dzieje się w Katowicach przy ulicy Stawowej 13. W zabytkowej i obciążonej historią kamienicy dochodzi do brutalnej zbrodni. Początkowa faza śledztwa prowadzi jednak w nieco innym, niż pożądany dla dobra sprawy kierunek. Podejrzanych jest wielu, świadków prawie żadnych – centrum miasto stało się doskonałą przestrzenią dla mordercy – mógł zbiec z miejsca zbrodni niezauważony, całkowicie wtapiając się w krajobraz – przy dworcu prawie nigdy nie brakuje ludzi, a skrzyżowanie 3-go maja i Stawowej tętni życiem, zamierając jedynie w weekendy, kiedy to popełniona zostaje zbrodnia.

Hubert Meyer, mając do pomocy niezwykle piękną panią prokurator, próbuje rozwikłać zagadkę śmierci, swym śladem prowadzącą zarówno daleko w przeszłość, jak i poza obszar Katowic. Przy okazji prowadzenia dochodzenia, główni bohaterowie zbliżają się do siebie bardziej niż to konieczne, prowokując się do myślenia o czymś zgoła innym niż śledztwo.

Podziwiam Bodnę za jej dbałość o szczegóły. Każdy, nawet najmniejszy detal zdaje się wkomponowany dokładnie tam, gdzie powinien przynależeć, każda błahostka jest sprawdzona, dograna, zbadana, tak, by nie budziła żadnych, nawet najmniejszych wątpliwości. Choć książka do najkrótszych nie należy, czyta się ją w mgnieniu oka, chłonąc jak gąbka każdy kolejny szczegół.

Ogromnie ucieszyło mnie zlokalizowanie akcji w Katowicach i częściowo w mojej rodzinnej Rudzie Śląskiej. Aż dziw brał mnie, gdy dowiadywałam się o nich kolejnych rewelacji, o których – mieszkając tu niemalże ćwierćwiecze, nie miałam pojęcia. Stanowiło to dla mnie dodatkowy walor podczas lektury.

Kawał świetnej roboty – widać jak wiele pracy włożyła Bonda w zgromadzenie materiału, jak ogromnego poświęcenia to wymagało. Efekty są jednak więcej niż zadowalające. Póki co, Tylko martwi nie kłamią, to dla mnie top 1 powieści autorki. Dopracowana, doskonale pomyślana, zahaczająca o historię, zakorzeniona w  teraźniejszości. Także elementy topografii nie są przypadkowe – opisy są odzwierciedleniem rzeczywistości, czytelnik mógłby wziąć książkę do ręki i potraktować ją jako przewodnik po stolicy Górnego Śląska.

Świetna – doceniam masę mrówczej roboty i podziwiam za talent!


Recenzje innych książek Bondy:

Pochłaniacz / Okularnik 

Książkę kupisz w okazyjnej cenie (-36%!) tutaj:



poniedziałek, 1 lutego 2016

Studio Accantus na żywo w Teatrze Korez - spełnienie marzeń



Brakuje mi słów, żeby to opisać, a wiecie, że zdarza się to rzadko.


Odebrało mi mowę.


To była najlepsza rzecz na jakiej kiedykolwiek byłam - a wizyt w teatrach, teatrach rozrywki, operach, filharmoniach i wszelkich innych ośrodkach kultury mam w życiorysie bardzo wiele . 

Zgadzało się wszystko - wykonawcy, dobór utworów (mogli wybrać wszystko, a wybrali między innymi dwie moje ulubione!), klimat, talent, fenomenalne wykonanie. 

Tłumy czekają po recitalu na autografy:)


Są niemożliwi, aż chciało mi się (i chce nadal) płakać. 

Karolina Warchoł i Adrian Wiśniewski - mistrzowie dzisiejszego wieczoru, odpowiedzialni za mój stan.




Reżyser studia dzielnie podpisuje:)

Adrian Wiśniewski nie pozostaje w tyle;)


Rewelacyjne covery piosenek, wykonania po stokroć lepsze niż oryginały, a przy tym fantastyczna gra aktorska - kreacja konfrontacji Jekylla i Hyde'a była nie do podrobienia (a spektakl, z którego utwór pochodzi miałam okazję widzieć wcześniej w Teatrze Rozrywki w Chorzowie, więc wiem o czym mówię). 

Wzruszająco i przepięknie zaśpiewane utwory z Anastazji i Dzwonnika z Notre Dame ściskały za serce, a zagrany na bis Czas żreć dopełnił dzieła.

KAPITALNY RECITAL.

Jeśli kiedykolwiek będziecie mieli możliwość posłuchać Studia Accantus na żywo - nie wahajcie się. Gwarantuję, że są warci każdych pieniędzy.

Poniżej próbka ich talentu, część tego czego mogłam dziś słuchać w Teatrze Korez. Tutaj widzicie jedynie tyle, ile można zrobić w studio. Dodajcie do tego oświetlenie, muzykę na żywo, grę aktorską, interakcję z publicznością i będziecie mieli maleńkie pojęcie o tym, co dziś działo się na scenie.

Spełnienie marzeń, emocje długo nie opadną!







Szwecja czyta, Polska czyta, red. Katarzyna Tubylewicz i Agata Diduszko-Zyglewska




O kondycji polskiego czytelnictwa pisano już wiele.
Rokrocznie powstają raporty, od których czytającym włos jeży się na głowie. Polacy nie czytają, nie kupują książek, nie wypożyczają, unikają wszelkiego kontaktu ze słowem pisanym – podobno najgorzej jest wśród młodzieży.

Moje osobiste obserwacje zdają się zadawać kłam tego typu doniesieniom, bo – chyba mam ogromne szczęście lub to kwestia wyboru ścieżki życiowej – obracam się wśród niemalże samych czytających. Czytających i kupujących książki masowo. Lub masowo je wypożyczających. To jednak nie zmieni statystyk, nie zreformuje kultury czytania w Polsce w ogóle. Zawsze z wielka ochotą sięgam po teksty pochylając się nad tym tematem.

Wyjątkową pozycją poruszającą tę problematykę jest Szwecja czyta, Polska czyta biorąca pod lupę dwa sąsiadujące ze sobą kraje – Polskę i Szwecję, które dzieli nie tylko morze, ale także ocean jeśli idzie o sposób podejścia do czytania i wychowywania pokolenia młodych czytelników.

Katarzyna Tubylewicz i Agata Diduszko-Zyglewska podjęły się rozmów z przedstawicielami Szwecji i Poski, mającymi znaczący wpływ na poziom czytelnictwa w tychże. Wśród nich znaleźli się pisarze, bibliotekarze, udziałowcy w największych wydawnictwach – wszyscy zatroskani o kulturę czytania, wskazujący na sposób walki o nią w obu krajach.

Niemalże już od pierwszych wypowiadanych przez nich słów widać różnice w sposobie rozumienia tematu – Polska po upadku komunizmu zachłysnęła się wolnością, która to widoczna jest również w  sposobie wydawania i promowania książek. O czytelnika nie dba się od najmłodszych lat, dopiero od niedawna słychać głosy wsparcia dla czytania od urodzenia, stąd wśród młodzieży znaczący spadek zainteresowania lekturą – szczególnie jeśli zamiast niej mogą sięgnąć po to co łatwiejsze i szybsze – film czy grę. Szwedzi natomiast statystycznie czytają 20 minut dziennie – niby nic, droga z pracy do domu – a jednak to właśnie między innymi ten drobiazg wskazuje na szacunek i przywiązanie Szwedów dla słowa pisanego w ogóle. My wracając z  pracy, najczęściej mamy w ręku telefon.

Nie sposób jednoznacznie ocenić powodów takiego stanu – jest ich wiele. Zupełnie inna sytuacja ekonomiczna, inny status pracownika, inne zarobki, inny czas pracy, inne warunki życia. Nie można zatem Szwecji czcić bałwochwalczo, można jednak przeczytać, wyciągnąć wnioski i wprowadzić – często naprawdę drobne – zmiany, mogące budować kulturę czytania od najmłodszych lat.

Kapitalna pozycja, dla wszystkich zatroskanych o stan czytelnictwa w Polsce - wydawców, bibliotekarzy, nauczycieli, księgarzy, czytelników. Kopalnia pomysłów, inspiracji i iskierka nadziei – wszak podobno w  tym roku Polacy książek kupowali więcej…


Lektura obowiązkowa!