Taaak, nareszcie nadeszły wyczekiwane ferie. :D Przez najbliższe dwa tygodnie mam zamiar czytać, spędzić więcej czasu w blogosferze, czytać, jeździć na sankach, czytać i uczyć się na nadchodzące konkursy. :D Ambitnie zabrałam się właśnie za drugą część Władcy Pierścieni, co zresztą mogłyście zobaczyć na Instagramie (jestem tam o wiele częściej niż na FB czy tutaj! :D). Chciałabym przez te wolne dni skończyć Dwie wieże, a najlepiej być już w połowie ostatniego tomu - nie wiem, czy nie będą to plany na wyrost. :D Cóż, dzisiaj nie o książkach w każdym razie. :D Zapraszam Was do zapoznania się z ostatnią częścią kosmetycznego podsumowania 2015 roku. Dzisiaj skupię się na produktach pielęgnacyjnych. Większość z nich używam już od dobrych kilku miesięcy i sprawują się bez zarzutu, więc mogę Wam je polecić z czystym sumieniem. To jedziemy! :)
W pielęgnacji twarzy jestem dość monotonna. Od roku używam rumiankowej emulsji do mycia twarzy z Alverde i aktualnie w mojej łazience stoi 3 opakowanie (o ile nie pomyliłam się w liczeniu :D). Nie wyobrażam sobie zamiany tego produktu na cokolwiek innego, jest niezwykle delikatny, nie podrażnia i nie wysusza cery (choć miejcie na uwadze to, że mam cerę mieszaną :) ). Domywa resztki makijażu (oczu też). :) Po prostu geniusz w swojej kategorii,a więcej na jego tematu możecie poczytać TUTAJ.
A czym zmywam swój makijaż? Równie długo jak emulsji używam płynu micelarnego z Garniera w wersji dla skóry wrażliwej i powiem tak - usuwa wszystko to, czego najczęściej używam, czyli tuszu do rzęs, korektora i pudru. Z podkładem czy cieniami również daje sobie radę, ale nigdy nie miałam kosmetyków wodoodpornych, więc w tej w kwestii się nie wypowiem. Moją recenzję możecie znaleźć TUTAJ.
Na koniec zostawiłam sobie produkty stosunkowo najnowsze. W marcowej recenzji matująco-nawilżającego kremu z Tołpy pisałam Wam o zmianie składu produktu. Byłam nią trochę (nawet bardziej niż trochę :D) przerażona, bo dodano m.in. alcohol denat., z którym nie miałam najlepszych wspomnień. Na szczęście moje przypuszczenia były bezpodstawne i druga, tzw. "nowa wersja" była całkiem spoko, ale i tak wróciłam do tej pierwszej, bez poprawek. :) Gdzieś w październiku otworzyłam kolejny krem tej firmy, tym razem matujaco-korygujący i to jest to! Z całej trójki zdecydowanie najbardziej jego polecam, szczególnie na okres wiosenno-letnio-jesienny. Na zimę sięgnęłabym po pierwszą pozycję ze względu na większe właściwości nawilżające. :)
Ciało i włosy postanowiłam zebrać na jednym zdjęciu, gdyż nie za wiele tego mam. Jak widzicie w zestawieniu nie znalazł się żaden żel pod prysznic ani szampon z prostego powodu - są to produkty, które często zmieniam, rzadko kiedy trzymam się jednego,a dodatkowo nie są one jakoś szczególnie "odkrywcze". Jasne, chętnie w tym roku sięgałam po żele Balea, ale po prostu je lubię, to nie jest żadne "woooow" czy coś. :D Natomiast zachwyt wywołują u mnie nadal masła The Body Shop. Na zdjęciu widzicie dwie najlepsze wersje, jakie do tej pory używałam - papaję oraz masło shea. Łączy je bardzo zwarta, prawdziwie maślana konsystencja (masło masłu nie równe jeśli chodzi o TBS, lubią różnić się konsystencją) przez co świetnie nawilżają skórę po kąpieli czy prysznicu. Zapach w przypadku papai utrzymuje się bardzo długo, ale nie jest nachalny. :) Produkty są w miarę wydajne, ale "nie dłużą się" jakoś szczególnie - nie zdążycie się nimi znudzić. :) Cóż mogę więcej napisać - uwielbiam masła tej firmy! :D
Jeśli jesteśmy już w temacie wszelakich nawilżaczy to muszę tutaj wspomnieć o Cetaphilu, który w mijającym roku ratowałam mnie wiele razy. Na początku pomógł mi w walce z liszajami i suchymi miejscami w okolicach łokci, potem używałam go na nos, gdy był maltretowany chusteczkami (kaaatar! :D), a teraz zastępuje mi on krem do rąk na moje spierzchnięcia. W każdej z tych ról sprawdzał się wyśmienicie. Cetaphil MD Dermoprotektor to produkt uniwersalny, nadający się w zasadzie do wszystkiego. Jego dokładniejszą recenzję możecie przeczytać TUTAJ. :)
W tym roku zdecydowanym hitem włosowym została rokitnikowa maska Maksymalna Objętość z Natura Siberica. Niestety już powoli się kończy (albo na szczęście, bo czeka na mnie maska z Yves Rocher, której już nie mogę się doczekać!), ale myślę, że jak tylko skończę swoje zapasy to kupię ją ponownie. Świetnie dociąża włosy, ale ich nie obciąża. Sprawia, że są mega miękkie, a do tego całkiem dobrze się układają. Nie niszczy też skrętu włosów, a nawet lekko go podkręca. :D Niestety odżywka z tej serii to jakaś porażka, okropnie przeciąża włosy, które wyglądają po jej użyciu jak niemyte. :( Nie wiem, co mam z nią teraz zrobić, bo opakowanie ma AŻ 400 ml,a ja chyba nawet w połowie nie jestem. :D
Na urodziny Zaczarowana podarowała mi kurację z olejkiem arganowym 7 efektów z firmy Marion. Szczerze mówiąc, wtedy miałam swojego ulubieńca, który miał zabezpieczać moje końcówki przed uszkodzeniem ( jedwab z Green Phrmacy), ale w końcu się skończył, więc sięgnęłam po ten produkt. I bęc, bum, cyk, to najlepszy wybór był! :D Kosmetyk świetnie, wręcz genialnie pachnie, a do tego naprawdę dobrze spisuje się w roli, jaką dla niego przewidziałam i wyrzucił jedwab z mojej kosmetyczki raz na zawsze. :D
Ostatnią rzeczą, jaką widzicie na zdjęciu jest oliwka Babydream fur Mama, która znalazła się tutaj rzutem na taśmę głównie dlatego, że jest 1000 razy lepsza od wersji dla dzieci w niebieskim opakowaniu. Jeżeli właśnie jej używacie to zaopatrzcie się koniecznie w produkt ze zdjęcia - poczujecie wyraźną różnicę w olejowaniu włosów (a przynajmniej tak było u mnie). :D
Tym oto oliwkowym akcentem kończymy kosmetyczny przegląd hitów zeszłego roku. Znacie coś z tego zestawienia? Co Was najbardziej zainteresowało? :)
Pozdrawiam,
Fabryczna :D
P.S Przez urodziny u przyjaciółki gnębię w kółko piosenkę "Super Gut" MO-DO. :D KLIK dla chętnych :D
P.S2 W ten weekend wyjeżdżam do Warszawy i niestety nie udało mi się napisać niczego na ten weekend. Jest mi bardzo z tego powodu przykro, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie. :( Do zobaczenia w poniedziałek! Na pewno będę za to dostępna na Instagramie czy Facebooku, do których linki macie po prawej stronie. :)
P.S2 W ten weekend wyjeżdżam do Warszawy i niestety nie udało mi się napisać niczego na ten weekend. Jest mi bardzo z tego powodu przykro, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie. :( Do zobaczenia w poniedziałek! Na pewno będę za to dostępna na Instagramie czy Facebooku, do których linki macie po prawej stronie. :)