Pokazywanie postów oznaczonych etykietą farbowanie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą farbowanie. Pokaż wszystkie posty

środa, 16 września 2015

Skarpetkowo

Ah, co za pogoda. Zdecydować się biedna nie może. Raz leje i pokazuje, że przecież już przyszła jesień strasząc 12 stopniami, kiedy to marznę opatulona w wełnianą chustę. A zaraz dzień później lato się wścieka, że wcale jeszcze nie odeszło i męczy 29 stopniowym upałem... zwariować można.

Ale przynajmniej moje skarpetki doczekały się mikro sesji (eh, chyba nigdy nie złapię prawdziwych, żywych kolorów) i mogę się pochwalić, że naprawdę je skończyłam i nawet codziennie noszę. No chyba, że jest upał.
Robienie samemu sobie zdjęć jest trudne. Szczególnie focenie skarpetek, kiedy to trzeba się nieźle nagimnastykować, żeby jakoś to wszystko wyszło i nie przypominało trudnych do zindentyfikowania dziwact.
Najpierw poczyniłam te szare wakacyjne.
A potem zabrałam się za jednomotkowe, krótkie, które prawie w całości wydziergałam we wszelkich środkach transportu, zaczynając od pociągów, przez kolejki, autobusy aż na tramwajach kończąc. 
 
Obydwie pary robiłam z tego samego wzoru i tych samych włóczek.

projekt: Gnome [szare], Fuzekle [czerwone]
włóczka: Filcolana Arwetta Classic- szara i czerwona; Malabrigo Sock- Ochre
druty: 2 mm

I jak widać dziergało mi się je cudownie, tak, że właśnie zaczęłam kolejną parę. Tym razem z własnej farbowanki [te fioletowe paski na dwóch pierwszych to również moje dzieło], a do tego z takim uroczym znacznikiem. ^^
Oprócz tego mam na drutach nadal zieloną chustę, do której jakoś nie mam serca wrócić. Ale za to uporałam się (o zgrozo! dopiero...) z wiosenno-letnim wdziankiem z Milis od J.A., które oczekuje na blokowanie i zdjęcia.

No i wreszcie czas na zimowe swetrzyska! Już nie mogę się doczekać. Oczywiście tylko dziergania i noszenia (broń borze lesisty temperatury!), najlepiej w pomieszczeniach, bo na zewnątrz już zdarza mi się zamarzać. Dwa już mam w planach i na dniach zabieram się za pierwszy z nich.

A Wy, dziergacie już wielkie swetrzyska?

czwartek, 22 maja 2014

Blacky Berry i gadanie o książkach

Oj, za daleko pobiegłam za białym królikiem i się spóźniłam!!! Oj, oj.
Tym sposobem muszę trochę nagiąć czasoprzestrzeń i dzisiaj u mnie pojawia się środa w czwartek... :p
Czyli udajemy, że jest dzień do tyłu i czas na książki i robótki sponsorowane przez akcję Maknety.

Na tapecie czytelniczej nadal tkwi "Pierścień Borgiów" M.White'a. Akcja rozwija się w swoim tempie, raczej powolnym, ale nie mogę powiedzieć by to mnie wciągało. Brak jakiegokolwiek napięcia, zaskoczenia czy czegoś co mogłoby mnie podkusić do mówienia dobrze o tej pozycji. Po rozczarowaniu ze skończonym już tydzień temu "Ekwinkokcjum" podtrzymuję swoje zdanie o tych książkach. Tak jak wspominałam moje domysły odnośnie rozwiązania zagadki okazały się słuszne [oh, co za zaskoczenie... -.-' ], a co 'najlepsze' wszystkiego można się domyśleć zaraz po poznaniu pewnej postaci gdzieś w 1/4 czy 1/3 książki. Nuda, nuda, nuda. Do tego masakrycznie irytująca główna bohaterka i ostatnie kilkanaście stron rodem z Indiany Jonesa... bleh. Ogólnie nie polecam, ale to czysto subiektywna opinia, a że każdy lubi co innego, to nie zamierzam Wam aż tak obrzydzać. 
W końcu udało mi się przeczytać całość. :p




Aby odbić sobie słabizny książkowe tym razem podczas wizyty w bibliotece wypożyczyłam 3 nowe powieści. Tym razem coś sprawdzonego czyli kryminał A. Christie, jakąś nowość z piękną okładką [haha], ponoć kryminał historyczny i coś zupełnie innego od wszystkiego co czytałam do tej pory... czyli steampunkowe przygody!


Ale, ale, ale mam dla Was ciekawostkę- chyba całkiem godną polecenia. Książkę o sklepiku z włóczkami! :D Czyli "Sklep na Blossom Street" autorstwa Debbie Macomber. 

Niestety w mojej bibliotece nie posiadają jej w ogóle, ale jeśli tylko uda mi się ją dopaść i przeczytać to dam Wam znać. Jeśli będziecie pierwsi przede mną- podzielcie się opinią, chętnie poczytam. :)


Z frontu włóczkowo dziewiarskiego: Skończyłam całkowicie łapki z pierwszego, własnoręcznie farbowanego motka. Zależało mi bardziej na szybkim efekcie i zużyciu niezbyt lubianej przeze mnie włóczki, no i oczywiście ciekawiło mnie jak mi to octowe gotowanie [?- w mikrofali] wyszło. Wybrałam więc mega prosty i niemalże błyskawiczny projekt. Narzuciłam włóczkę na najmniejsze z posiadanych druty 3mm i oto są nowe łapkogrzejki.



projekt: Blacky Berry
wzór: Rye Mitts
włóczka: Filcolana Arwetta Classic [farbowana przeze mnie-fiolet], 
resztki Malabrigo Sock- ochre
druty: Addi metalowe, 3mm

A do tego...olaboga, katastrofa, płacz i zgrzytanie zębów. Jak wspominałam pajęcza chusta poszła do sprucia całkowicie do zera. Został z niej piekny kłebuszek. Straciłam trochę serca do tej cienizny, więc na czas odpoczynku sięgam po Araucanię, która czekała w kolejce. Tym razem coś prostego i oby szybkiego- zwykła chusta, w półkolistym kształcie. Myślę, że padnie na Gingko Crescent.
A silkpaca poczeka sobie na swój lepszy czas. Czasem i tak trzeba.


W kwestii ogłoszeń: nadal poszukuję testerek do Ynis Avalach. 
Najbardziej w rozmiarze S, M. [L już są zajęte]
XS i XL póki co jest tak jakby dodatkowe.

wtorek, 20 maja 2014

Wzywam testerki, wzywam testerki!

Ostatnio na blogu trochę ciszej. Robótkowo wiele się nie dzieje. Po farbowaniu na jeżynę dziergałam zwykłe łapki, które obecnie się suszą. Pajęczynowa chusta tworzona częściowo na Dziergsession poszła do sprucia... za dużo było tam błędów, które niezmiernie trudno naprawić, z racji grubości włóczki, a uznałam, że jak mam spruć do jakiegośtam momentu i nabierać na druty kolejne 180 spadającyh oczek, to wolę zrobić od zera ponownie. 
Dzisiaj była kolejna częśc farbowania znielubianej filcolany, z przeznaczeniem najprawdopodobniej na kolejną parę łapek. Tym razem jednokolorowy turkus.

Ale gwoździem dzisiejszego programu jest efekt moich zmagań ostatnich dni. Czyli wreszcie spisany wzór!
Co ja się namęczyłam, nadenerwowałam... wreszcie jest. Póki co w wersji PL- mimo, że pisanie zaczynałam po angielsku. Jestem już za mocno przyzwyczajona do oznaczeń w 'eng', ale przy pracy okazało się, że większość napisałam zupełnie opisowo, co przyprawia mnie o stojące włosy na głowie, kiedy pomyślę, że mam to przełożyć na inny język. W dodatku na slogan dziewiarski.


Tym sposobem ogłaszam dziś wszem i wobec, że poszukuję osóbek chętnych do testowania mojego pierwszego swetra- Ynis Avalach.

Dostępny w rozmiarach: XS, S, M, L, XL. [wymiary są tutaj] -edit: testy zamknięte!
Deadline: [póki co] do końca czerwca.
Zgłoszenia i wszelkie pytania zostawiajcie w komentarzu pod tym postem. :)


A dla koloru pokazuję skończony udzierg [w zasadzie tylko kawałek] z ręcznie farbowanej przeze mnie włóczki, suszący się na wiosennym słońcu.


Teraz przede mną ważna decyzja: co dziergać. :p Powinnam zacząć tą pajęczą chustę, do tego czeka motek Araucanii [z podobnym przeznaczeniem], no i ten suszący się turkus na jakże letnie wyroby [haha]. A tak naprawdę to najmocniej mam ochotę teraz na kolejny sweterek, ale nadal nie umiem sobie wybrać wzoru ani włóczki, a po brązowym kusi, aby kolejny raz stworzyć coś zupełnie własnego.

piątek, 9 maja 2014

Mroczny bakłażan pijany denaturatem.

Jak wiadomo, uwielbiam cieniowane włóczki. Może nie w każdym kolorze i zestawie, ale nawet jeśli z nich nie robię to lubię sobie pooglądać w sieci. Od jakiegoś czasu nitkomaniaków ogarnął szał samodzielnego farbowania. Mnie też... Plany wcieliłam w życie i urządziłam sobie dziś mini warsztat farbiarski. W zasadzie dla jedynie 2 motków, ale pierwsze próby już za mną- z mikrofalówką i oparami octu.

Wyszło wszystko inaczej, cóż... dzień badziew, w którym dosłownie nic nie wychodzi.
Wczoraj latałam za barwnikami. Spragniona turkusów i fioletów odwiedziłam 3 pasmanterie o niestety mocno uszczuplonych 'zapasach'. Nabyłam sobie 4 paczuszki, w dziwnych kolorach: wrzosowy, liliowy, granatowy i rudy...
Koło południa zrobiłam włóczkom kąpiel, po czym zaczęłam je torturować podgrzewaniem w mikrofali...
Chciałam przefarbować sobie zielonego lace, wrzuciłam go więc do granatu, który nie łapał, więc potem do rudego... ale ten proces i wynik lepiej przemilczę...
Dla pocieszenia mam fiolet, a dokładniej... denaturat. Cóż, ani to wrzos, ani lilia, tylko dziwna mieszanka rażącego denaturatu, z mrocznym bakłażanem i jakąś totalnie zdziczałą śliwką. Oczywiście zdjęcia też nie mogły wyjść, bo jakże by inaczej, więc musiałam podrasować je w programie.

*aparat uparcie twierdzi, że fiolet i magenta to niebieski... -.-' *

 *w rzeczywistości kolor jest naprawdę bliżej magenty*

Co do samej włóczki: farbowałam Filcolana arwetta classic, w jasno szarym kolorze, nawet powiedziałabym, że siwym. Ten motek wchłaniał barwnik całkiem dobrze, w niektórych miejscach aż nawet za bardzo. :p Jednak niestety nitka mojego serca nie podbiła, a nawet wręcz przeciwnie, a szkoda, bo już obłędu można dostać od kłębków pt. "i tak nic z tego nie zrobię".

Decyzję odnośnie planów wykorzystania tego bakłażana odkładam sobie na przyszłość, tak samo jak losy pewnego swetra. Nie pamiętam czy wspominałam, ale jako pierwszy sweter poleciał na druty 'szarak' z tej samej włóczki. Zwykły raglan z fajnym udziwnieniem w dolnej części. Wszystko ładnie pięknie, prócz badziewnej jak dla mnie włóczki. Robię tak samo jak resztę, tymi samymi drutami, a oczka rosną jak chcą. Katastrofa! Jakieś pogibane w różne strony, jedne małe, drugie duże... eh. Ale dzielnie dodziergałam do dołu, zrobiłam mini plisę na przodzie, a rękawy czekały na lepszy dzień. Dziś kolejna próba ich stworzenia [chyba po 2 miesiącach] dostarczyła mi smutków, bo jednak z tą włóczką nie mogę się dogadać i wychodzi tak rażąco brzydko, że chyba nie zdzierżę więcej czasu z tym czymś. Skutkiem tego dałam szansę tym swetrowym zwłokom, zblokowałam je bez rękawów... 
... jeśli mnie pozytywnie zaskoczy to wymęczę do końca, a jeśli nie to albo poświęcę się i dorobię kilka rządków na krótkie, albo... żegnaj brzydalu, zostaniesz spruty!

Eh, farbowanie lipnie, sweter lipnie, zaczęte projekty lipnie, a nie wykorzystanych kłębków coraz więcej... ino na nie zerkam i wiem, że nie dam rady się z nimi męczyć, a dostaję tylko wyrzutów sumienia, bo tyle tego jest a leży i się kurzy... chyba muszę oddać je do adopcji. Tylko czy ktoś zechce pudło akryli, mieszanek z wełną, dropsowych baby merino i tym podobnego wszeteczeństwa, które doprowadza mnie to dziewiarskiej, czarnej rozpaczy. 



O, taki to dziś upiorny dzień.

A Wy macie czasem taki dzień dziewiarski, 
w którym najchętniej wszystko dalibyście na stos?