Ah, co za pogoda. Zdecydować się biedna nie może. Raz leje i pokazuje, że przecież już przyszła jesień strasząc 12 stopniami, kiedy to marznę opatulona w wełnianą chustę. A zaraz dzień później lato się wścieka, że wcale jeszcze nie odeszło i męczy 29 stopniowym upałem... zwariować można.
Ale przynajmniej moje skarpetki doczekały się mikro sesji (eh, chyba nigdy nie złapię prawdziwych, żywych kolorów) i mogę się pochwalić, że naprawdę je skończyłam i nawet codziennie noszę. No chyba, że jest upał.
Robienie samemu sobie zdjęć jest trudne. Szczególnie focenie skarpetek, kiedy to trzeba się nieźle nagimnastykować, żeby jakoś to wszystko wyszło i nie przypominało trudnych do zindentyfikowania dziwact.
Najpierw poczyniłam te szare wakacyjne.
A potem zabrałam się za jednomotkowe, krótkie, które prawie w całości wydziergałam we wszelkich środkach transportu, zaczynając od pociągów, przez kolejki, autobusy aż na tramwajach kończąc.
Obydwie pary robiłam z tego samego wzoru i tych samych włóczek.
włóczka: Filcolana Arwetta Classic- szara i czerwona; Malabrigo Sock- Ochre
druty: 2 mm
I jak widać dziergało mi się je cudownie, tak, że właśnie zaczęłam kolejną parę. Tym razem z własnej farbowanki [te fioletowe paski na dwóch pierwszych to również moje dzieło], a do tego z takim uroczym znacznikiem. ^^
Oprócz tego mam na drutach nadal zieloną chustę, do której jakoś nie mam serca wrócić. Ale za to uporałam się (o zgrozo! dopiero...) z wiosenno-letnim wdziankiem z Milis od J.A., które oczekuje na blokowanie i zdjęcia.
No i wreszcie czas na zimowe swetrzyska! Już nie mogę się doczekać. Oczywiście tylko dziergania i noszenia (broń borze lesisty temperatury!), najlepiej w pomieszczeniach, bo na zewnątrz już zdarza mi się zamarzać. Dwa już mam w planach i na dniach zabieram się za pierwszy z nich.
A Wy, dziergacie już wielkie swetrzyska?