"Radiowiec, kelner, panna młoda, pisarka, mąż i żona oraz behawiorysta zwierząt dostają ataku paniki". Pamiętam, że gdy przeczytałam w przedzień seansu ten opis filmu, poczułam zniechęcenie. "O, nie. Kolejny kolaż wątków i postaci, które spotykają się na koniec w imię naciąganego na potrzeby fabuły motywu głównego". Wyobraźcie sobie więc moje zdumienie i radość, gdy po seansie zorientowałam się, że losy bohaterów filmu śledziłam z wypiekami na twarzy, śmiałam się z ich perypetii wraz z całą salą i nie spojrzałam na zegarek podczas seansu ani razu. Takie to było dobre!
środa, 4 października 2017
Atak paniki [recenzja]
wtorek, 23 sierpnia 2016
Śmietanka towarzyska
Ostatnimi laty podoba mi się mniej więcej co drugi lub trzeci film Woody'ego Allena. Gdy po świetnej Blue Jasmine w dorobku reżysera przytrafiły się dwa, nieciekawe filmy z Emmą Stone w roli głównej, z następującą po nich Śmietanką towarzyską wiązałam duże nadzieje. Choć z moim dużym dystansem do Allena nadzieje to może zbyt duże słowo - filmy reżysera nadal specjalnie mnie nie ekscytują i zdecydowanie ich nie wyczekuję. A, umówmy się, ten film miał akurat wyjątkowo niezachęcający zwiastun i obsadę (oprócz Blake Lively, oczywiście, bo, jakby to powiedzieć, zgadnijcie dla kogo właściwie poszłam do kina...).
czwartek, 21 lipca 2016
Kamper
"Widziałaś może Kampera? Bo właśnie wyszedłem z kina i muszę z kimś pogadać". Gdy w niedzielę dostałam takiego smsa od Szymalana, pomyślałam: "Ale jak to? O polskim filmie, na który w ogóle się nie wybierałam?". Więc się wybrałam, a gdy w niespełna dwa dni później sama wychodziłam z seansu i dyskutowałam z Szymalanem o Kamperze pół wieczoru, pomyślałam, jak niewiele brakowało, bym przegapiła jeden z najlepszych polskich filmów ostatnich lat. Dlaczego najlepszych? Bo najbliższych temu, czym żyjemy na co dzień.
czwartek, 13 sierpnia 2015
Nieracjonalny mężczyzna
Jeszcze kilka lat temu mój brak sympatii do kina Woody'ego Allena spotykał się z mieszanymi reakcjami. Fani reżysera, słysząc o mojej niskiej ocenie, potrafili wręcz się obrażać, z wyższością stwierdzając, że nie jestem wystarczająco dojrzała, by zrozumieć takie kino (serio). Dziś w dyskusjach o nowych filmach Allena nawet oni są bardziej powściągliwi, dostrzegając coraz mocniej brak pokory i silne parcie na szkło wytwórni filmowych współpracujących z reżyserem i jego samego twórcze lenistwo, każące mu co roku opowiadać widzowi tę samą historię, coraz częściej z tymi samymi bohaterami (i nawet aktorami). Nieracjonalny mężczyzna nie jest tu żadnym wyjątkiem.
wtorek, 4 sierpnia 2015
Komedie, których lepiej nie oglądać
Nakręcenie dobrej komedii to nie lada wyzwanie. Biorąc pod uwagę fakt, jak wiele nas różni, w jak rozmaite ramy wkładamy nasze poczucia humoru, jak inne rzeczy, zjawiska, sytuacje nas bawią, stworzenie historii uniwersalnie zabawnej wydaje się wręcz niemożliwe. Twórcy gatunku dwoją się więc i troją, by nadać taki komunikat, który dotrze do jak najszerszej grupy widzów, ci ambitniejsi dodatkowo taki o walorach ponadczasowości, z żartami, które bawią całe pokolenia. Znamy mnóstwo takich komedii, ale nie o nich dziś mowa. Dziś o tych, którym powyższe... nie wyszło.
wtorek, 21 lipca 2015
Ted 2
Nie trzeba być ani pruderyjnym, ani wyrafinowanym, by nie mieć po drodze z humorem Setha MacFarlane'a. Wulgarne, seksistowskie, sprośne, czasem wręcz ordynarne i bardzo niesmaczne żarty są cechą charakterystyczną jego stylu, wyróżnikiem wszystkich jego produkcji - od animowanego Family Guy aż po perypetie ożywionego misia, tytułowego Teda właśnie. I tak jak nie muszą się wszystkim podobać, tak naturalne jest, że czasem wywołują uśmiech, szczególnie gdy serwowane są w czasie, gdy lekka rozrywka jest wszystkim, czego potrzebuje zmęczony pracą/sesją i upałami widz. O ile jednak Ted dostarczał pod tym względem wyjątkowo przyswajalny zestaw dowcipów, o tyle w jego kontynuacji MacFarlane po prostu przesadził. I wcale nie chodzi wyłącznie o niewybredne żarty.
piątek, 8 maja 2015
Dziewczyna warta grzechu
Pewnie nie tylko ja tak mam, że oglądając w kinie komedie nie raz zastanawiam się, czy na pewno wszystko ze mną w porządku. Nie bawią mnie ekranowe żarty, nie śmieję się wraz z innymi do rozpuku, gagi, na które widzowie reagują entuzjastycznie u mnie wywołują zaledwie podniesienie kącika ust, a wiele nie powoduje w ogóle żadnych emocji. Jeszcze gorzej, gdy to film z tzw. humorem klozetowym, gdzie ilość idiotycznych, zwykle fizjologicznych dowcipów sięga zenitu i trzeba mieć włączony totalny off, by przełknąć to bez żadnej wewnętrznej awarii. Tym bardziej należy docenić filmy, których bazą jest zdrowy, inteligentny humor, komizm sytuacyjny, komedia omyłek. Dziewczyna warta grzechu jest właśnie takim typem komedii.
wtorek, 3 marca 2015
Disco Polo
Zwiastun filmowy już dawno przestał być zapowiedzią, prezentującą wybrane sceny filmy - na tyle lakoniczne, by nie zdradzić jego fabuły, wystarczająco atrakcyjne, by zachęcić do obejrzenia go. Dziś w zwiastunach mówi się wszystko, tylko nie to, o czym właściwie jest dany film. Nie jest to regułą, ale takie przypadki jak niedawna zapowiedź Pani z przedszkola, reklamująca kuriozalny dramat z homoseksualizmem w roli głównej jako "komedię, jakiej jeszcze nie było" o pewnej "najbardziej zakręconej rodzinie", są w kinie coraz częstsze. Disco Polo wpisuje się w ten trend. Jednak o ile wspomniany film Marcina Kryształowicza był właścicielem jednego z najzabawniejszych zwiastunów roku, a w ostatecznym kształcie okazał się wielkim rozczarowaniem, o tyle zwodzący zwiastun "Disco Polo" zapowiada przemiłą niespodziankę.
piątek, 26 grudnia 2014
Za jakie grzechy, dobry Boże?
Jeden z najmniej fajnych typów reklam na plakatach filmowych to ten odwołujący się do innego, głośnego i (zawsze) kasowego tytułu. Nie dość, że bezczelnie pasożytuje na cudzym sukcesie, to jeszcze bezwstydnie oszukuje. W 99% przypadkach ów film okazuje się nie tylko nie tak dobry, jak ten, na który się powołuje, ale i zwyczajnie żałosny. Po francuskiej komedii, obiecującej emocje podobne do tych, towarzyszących nam podczas seansu fantastycznych Nietykalnych, trudno było spodziewać się czegoś innego. Ale - choć swojej poprzedniczce nie dorasta do pięt - okazała się zaskakująco miłą rzeczą.
wtorek, 16 grudnia 2014
Mów mi Vincent
Ależ to było zaskoczenie, mówię Wam. Ja, która nie cierpi Billa Murraya, Melissę McCarthy do dziś kojarzy wyłącznie z wiadomą sceną z Druhen, a na widok Naomi Watts na rurze i z rosyjskim akcentem dostaje drgawek, ja - ta sama - uznaję najnowszy film z tym składem za udany. Ba, nawet dobrze się na nim bawiłam, kilka razy się uśmiechnęłam, wzruszyłam. A najlepsze jest to, że mało który ostatnio oglądany przeze mnie film był tak przewidywalny i utkany z tak wielu stereotypów jak ten. Ciekawe?
czwartek, 11 grudnia 2014
Pani z przedszkola
Przyznam szczerze, że mało który zwiastun w tym roku poderwał mnie z fotela tak jak Pani z przedszkola. Oglądałam go z uśmiechem na twarzy i rosnącą niecierpliwością - chciałam już, natychmiast zobaczyć, czy faktycznie film będzie tak nieszablonowo zabawny, jak wygląda w tych krótkich wycinkach. Pierwszy raz dostałam obuchem w głowę, gdy zobaczyłam plakat filmu (no bo... serio?), drugi - gdy odkryłam, że to film Krzyształowicza, autora świetnie przyjętej chyba przez wszystkich oprócz mnie Obławy. Ale i tak wierzyłam, że będzie fajnie. No bo Kulesza, Woronowicz z fajnymi wąsami, Janda i jej cięte riposty. Nie wystarczyło.
piątek, 25 kwietnia 2014
Grand Budapest Hotel
O tym, jakie właściwie wrażenia pozostawił we mnie Grand Budapest Hotel zastanawiam się odkąd wyszłam z seansu. I chyba wciąż nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, nie popadając w sprzeczności. Kiedyś powiedziałabym, że z Wesem Andersonem mam problem, bo choć bardzo cenię to, co robi w kinie i dla kina, jego filmy nie zachwycają mnie.. Dziś powiem inaczej: to nic złego, że tak się dzieje, bo kino jest jak pudełko czekoladek... a Wy doskonale wiecie, jak kończy się to zdanie.
piątek, 3 stycznia 2014
Wilk z Wall Street
Na każdy film z DiCaprio czekam jak na prezent. I tak też się nim cieszę - cokolwiek by to nie było, miły jest już sam gest, a jeśli przy okazji sam podarunek spełnia moje oczekiwania, to szczęścia mam pełnię. W przypadku Leo nigdy nie musiałam martwić się, że prezentem będę zawiedziona. To facet, który od 20 lat udowadnia, że może jeszcze więcej. I z każdą kolejną rolą to widać coraz mocniej. Jakkolwiek wydaje Wam się, że właśnie zobaczyliście jego najlepszy występ, jesteście w błędzie. Jego talent nie zna granic, a najlepsze dopiero przed nim.
poniedziałek, 30 grudnia 2013
Don Jon
Wzbraniałam się przed tym filmem rękami i nogami, ale są święta i warto sprawiać ludziom przyjemność. Robię to więc i przyznaję: niepotrzebnie walczyłam. Debiut Josepha Gordona-Levitta to całkiem zręczny obraz współczesnych relacji damsko-męskich, a niepoważny z pozoru motyw główny wypada w nim zaskakująco poważnie i świeżo.
środa, 6 listopada 2013
Gorący towar
Oglądanie filmów z ulubionymi aktorami nie należy do najprzyjemniejszych zajęć. Czeka się na tę rolę miesiącami, reaguje na premierę z podekscytowaniem, do seansu zasiada z wielkimi oczekiwaniami, a potem... potem jest różnie. Najczęściej nie smakuje to dobrze i trudno się też temu dziwić - większość aktorów, których darzymy sympatią, lubimy przez wzgląd na przynajmniej jedną, bardzo dobrą kreację, do której nieświadomie każdą kolejną porównujemy. A, umówmy się, trudno jest niektóre przebić. Weźmy takiego Ledgera aka Joker, rozumiecie. Oczywiście Sandrze Bullock i jej dotychczasowym, niezłym rolom do Heatha daleko, ale nie zmienia to faktu, że moja sympatia do niej ma się całkiem dobrze od lat. Co innego jednak rola, co innego film - szczególnie z gatunku kiepściunich, których nawet nie wiem jak dobre aktorstwo nie wzniesie na wyżyny. Chyba że jest się Denzelem Washingtonem, który z absolutnie każdego filmu, potrafi zrobić coś zjadliwego - ale to już inna historia.
środa, 30 października 2013
AmbaSSada
Jestem od trzech bez mała tygodni w jakimś przedziwnym pędzie. Robię dwa razy więcej niż jeszcze miesiąc temu, energii bez porównania więcej, spotkań, wydarzeń i ludzi całe mnóstwo, planów, pomysłów i myśli ogrom, a czasu, no cóż, jakoś nie przybywa. Tym gorzej, gdy te wykradzione różnym fajniejszym momentom chwile spędza się na rozrywce tak wątpliwej jakości jak seans AmbaSSady. Machulski miał jednak szczęście, bo zdobył mnie zanim pojawił się pierwszy kadr filmu: najpierw nakręcił Kołysankę, która do dziś mnie bawi, potem dał kolejny kontrakt Więckiewiczowi, którego chyba nie da się nie szanować za warsztat, a na koniec - już nie Machulski, tylko ja osobiście - do kina na film zaciągnęłam turystkę, Maję w sensie, Wiecznie zaczytaną, no i było mi serdecznie głupio tak totalnie film zmieszać z błotem. Cała radość jednak w tym, że mam większe szczęście niż Machulski: Maja ma w nosie, że mi głupio i z uśmiechem na ustach daje mi w tej chwili, czuję to, wolną rękę w krytykowaniu. No to ją biorę.