![](http://library.vu.edu.pk/cgi-bin/nph-proxy.cgi/000100A/https/blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEirudF8M7CVjdKGuBuPnMiLK1CNwP7ZVwlM3-bMkXkrI2bUeWFZQWz6eO0UMjS8xSSYQ_mPu66068Ai8SpK9aMu4aOjoP0omIuzS6Y3i-Z_k7vBGH37guK98y3Zno0lXbZeJlBR0vACCBs/s320/SP_A1144.jpg)
Jednego banana kroimy na kawałki, dodajemy rodzynki, płatki/słupki migdałów i garść wiórków kokosowych, polewamy miodem daktylowym i już :)
Uprzedzając pytania: miód daktylowy to gęsta, płynna substancja otrzymana przez gotowanie suszonych* daktyli w wodzie w proporcji objętościowej 1:1. Gotujemy godzinę na małym ogniu, co jakiś czas mieszając i zbierając szumowiny. Po tym czasie przelewamy pozostały płyn do naczynia, a daktyle przecieramy w miarę możliwości przez sito (nie przetrzemy za dużo, bo są dość włókniste). To, co mamy w naczyniu, to miód daktylowy, który należy przelać do słoiczka i zakręcić - jest gęsty,ciemny i bardzo słodki. To, co zostało na sitku możemy uznać za dżem i użyć do smarowania tostów albo np przełożenia ciasta.
Podobno da się go zrobić szybciej miksując daktyle z wodą i potem wyciskając przez gazę, ale nie ręczę. Gotowany wydał mi się bardziej esencjonalny.
* suszone na słońcu. Te niesuszone są konserwowane siarką, która co prawda nic nam nie zrobi, ale powoduje ponoć zwiększoną emisję gazów. Wg znajomej chemiczki, siarka ulotniła się w zebranej przeze mnie pianie; mimo wszystko będę propagować używanie tych suszonych na słońcu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pisz na temat :>