Kontakt

Jeśli macie jakiekolwiek pytania, sprawy, propozycje - piszcie:
e-mail: cottien@gmail.com
gg: 8279084
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sos. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sos. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 24 maja 2015

TOFU część 1.

Ja żyję! Tak, tak, żyję i mam się świetnie.
Nie było mnie tu trochę czasu ale w sumie niewiele się u mnie zmieniło: nadal studiuję Ochronę Środowiska, nadal trochę wolontariuszuję w Vivie, nadal mam beznadziejny aparat (a tym samym koszmarne fotki jedzenia), nadal jestem weganką (cztery lata minęły <3). W ogóle to niedawno się zorientowałam, że już od 10 lat nie jem mięsa! <3
Zmieniły się u mnie w sumie trzy rzeczy: moja figura (kuleczka!), mój stan zwierzyńcowy (miałam trojaczki, teraz dwojaczki...) i moja aktywność fizyczna (ćwiczę! I zakochałam się w Endomondo).
Miałam dłuższy okres, kiedy bardzo mało gotowałam, żywiłam się okropnie, teraz trochę to zmieniam na lepsze (napisała Karolina popijając 2. szklankę cydru). W sumie takim etapem zwrotnym było to, że zaczęłam chodzić na siłownię. Udało mi się załapać na darmowe zajęcia, korzystam z tego mocno i po jakichś 10 zajęciach widzę wyraźną różnicę - jednak mam jakieś mięśnie! Niestety, póki co tylko w ramionach ;). A tak na serio - poprawiła mi się kondycja, już nie umieram po podbiegnięciu 50 metrów do autobusu (po 100 metrach już tak). Zaczęłam wprowadzać nowe sporty: rower, trochę biegania a jak tylko dostanę mój zaległy prezent imieninowy to będę jeździła na rolkach <3. [Czekam też niecierpliwie na lato i wypad na kajaki, w których zakochałam się w sierpniu <3]

Ale do rzeczy. Ten trochę przydługawy wstęp miał być wprowadzeniem do tego, że zaczęłam dbać trochę bardziej o siebie, co zbiegło się przypadkowo z Tygodniem Wegetarianizmu oraz akcją, którą organizuje firma Polsoja. Z okazji wspomnianej imprezy producent chyba najbardziej znanych produktów wegańskich w Polsce postanowił sprezentować kilkunastu blogerom ich tofu z nowej linii Bio. Jakimś dziwnym cudem zaprosili do współpracy również mnie (a student nigdy nie odmawia, zapamiętajcie!) i tym sposobem weszłam w posiadanie 10 kostek tofu: po dwie z każdego nowego smaku:

  • BIOtofu z ziołami
  • BIOtofu naturalne
  • BIOtofu wędzone
  • BIOtofu z pomidorami suszonymi
  • BIOtofu marynowane w sosie tamari
Zdążyłam już spróbować Tofu z ziołami i tofu w sosie tamari a jutro (w sumie dzisiaj ale Ciiiii) rano wypróbuję tofu pomidorowe,

Co już mogę powiedzieć o tych produktach? Wg mnie są one wysokiej jakości. Kiedy jest napisane, że to tofu z ziołami to tych ziół jest naprawdę sporo. Dla mnie są one wyraziste w smaku, chociaż widziałam kilka opinii, że trochę za mało; myślę, że to kwestia gustu. Tak samo wszyscy znajomi zachwalają Tofu tamari jako najlepsze z całej serii a mnie nie powaliło, zdecydowanie bardziej pasowało mi to z ziołami właśnie.
Z tofu tamari zrobiłam klasyczną tofucznicę - na patelni podsmażyłam na oleju cebulę białą i czerwoną, dodałam rozdziabaną widelcem kostkę tofu, później pomidory. Dusiłam to przez jakieś 5 minut a jak już zdjęłam z ognia to dodałam jeszcze pokrojony szczypiorek. Przyprawiałam całość kurkumą, papryką słodką i solą czarną (tą jajeczną). Standard. Bardzo pożywne śniadanie, szczególnie w porze obiadu ;)
Z tofu ziołowego zrobiłam RE-WE-LA-CYJ-NE 'pesto' bazyliowe. Naprawdę NIEZIEMSKIE! A pomyśleć, że jak zaczynałam przygodę z weganizmem to nienawidziłam bazylii...

Pesto z tofu i bazylii
Składniki:
tofu z ziołami
pęczek bazylii (ja poucinałam tak, żeby bazylia mogła jeszcze rosnąć)
makaron spaghetti
oliwa, woda
czosnek
pomidor
Przygotowanie:
Ugotować makaron wg zaleceń z opakowania. Bazylię pourywać/poobcinać z gałązek, wrzucić do kielicha blendera. Dodać pokruszoną kostkę tofu, oliwę i wodę, zmiksować dokładnie. Dodać czosnek, zblendować ponownie. Pomidora pokroić w kostkę. Makaron nałożyć na talerz, nałożyć pesto i kostkę pomidorową, wymieszać równomiernie. Można zajadać ;)
Jak ktoś ma to może dodać płatki drożdżowe, mi się niestety skończyły, za to posypałam wszystko jeszcze zmielony siemieniem lnianym, żeby było zdrowiej :)

A i jeszcze jeden myk: to bazyliowe pesto idealnie nadaje się na pastę do chipsów i nachosów, przetestowałam na żywych organizmach :D

Dobra, to już chyba wszystko na ten moment. Następnym razem napiszę o tofu pomidorowym albo naturalnym, jeszcze się zobaczy :).
(a jak skończę pisać o tofu to zniknę znowu z Waszego życia na kolejne 2 lata, nie bójcie się ;P)

Dobrej nocy i do zobaczenia w sieci!
Cottie

PS. Jak ktoś ma ochotę pogapić się na moje fatalne fotki to zapraszam na instagrama, mój nick to szczurza_mama, wrzucam tam czasami zdjęcia jedzenia, zarówno mojego, jak i zamówionego w różnych wege knajpkach :)

To moje ulubione zdjęcie :D
Z dedykacją dla Upierdolonej Kuchni :D

czwartek, 6 września 2012

Zapiekanka warta grzechu!

Szybciutki post, bo muszę wracać do nauki, ochrona przyrody sama do głowy nie wejdzie...
Pracuję teraz sporo i na niewiele rzeczy mam czas, opuściłam się na bloggerze, nie piszę od 2 miesięcy tutaj, nie wspomnę już o setkach nie przeczytanych postów innych blogerów :(... Ale dzięki tej pracy mogę sobie pozwolić na zakupy w sklepach z wegańską żywnością, wcześniej raczej tego nie robiłam...
W każdym razie do tej pory spróbowałam bitej śmietany sojowej w sprayu*, wegańskich lodów rożków no i dzisiaj kupiłam karob i sery...Teraz  właśnie o tym serze wegańskim będzie...
Od bardzo niedawna w Evergreenie dostępna jest nowa marka, o której do tej pory nigdy nie słyszałam: Veganline! Mamy 5 smaków do wyboru, ja zdecydowałam się na mozarellę i naturalny. Słyszałam z różnych źródeł, że są świetne i nie mogłam się już doczekać aby dostać je do łapek własnych... Dziś po pracy odebrałam swoje produkty z siedziby Evergreenu i popędziłam do domu, żeby jak najszybciej wypróbować! Tylko co by tu zrobić? Pierwsza myśl - pizza. Niestety ciasto drożdżowe zbyt długo się robi a ja byłam głodna. Stanęło więc na zapiekance makaronowej (trochę natchnęła mnie Olga). I dobrze, bo wyszła nieziemska :)

Zapiekanka makaronowa (porcja dla dwóch osób albo dla jednej na dwa dni ;]) 
Składniki:
200 gram makaronu świderki, najlepiej razowego a jak się da to i tri-colore ;)
1/2 opakowania przecieru pomidorowego (zużywanie 'końcówek' z lodówki)
1/2 - 3/4 puszki kukurydzy
1 duża cebula
1 ogromny ząbek czosnku
10-12 pomidorów suszonych, z oleju
olej, woda
przyprawy (papryka, kurkuma, miks do gyrosa, odrobina natki pietruszki suszonej i suszonego lubczyku, pół kostki bulionowej), ziarna słonecznika i mielone siemię lniane
ser wegański mozarella
+ dowolne ulubione dodatki
Przygotowanie:
Gotujemy makaron wg przepisu na opakowaniu (jeśli wyjdzie trochę za twardy - to nic, wystarczy zrobić trochę rzadszy sos i dłużej zapiekać), odcedzamy i przekładamy do żaroodpornego naczynia, polewamy olejem od pomidorów (aby kluski się nie sklejały), posypujemy kukurydzą, słonecznikiem i siemieniem, mieszamy. Siekamy cebulkę i podsmażamy ją do zarumienienia na niedużej ilości oleju, dodajemy pokrojone pomidorki. W garnku przygotowujemy sos: wlewamy przecier, wrzucamy kostkę bulionową, kiedy zacznie się lekko gotować dodajemy trochę wody, przyprawy i zawartość patelni, dusimy 5 minuty, następnie wrzucamy przeciśnięty przez praskę czosnek i gotujemy na małym ogniu przez kolejne 2 minuty, przelewamy do makaronu. Wszystko razem dokładnie mieszamy, na końcu posypujemy startym serem. Wkładamy do piekarnika i zapiekamy przez około pół godziny w temp 180 stopni.

Co do samego sera (mozarella)... Jest specyficzny. Kiedy otwiera się pierwszy raz opakowanie czuć zapach ewidentnie serowy! Wiem, bo moja rodzina je ser, mam porównanie. Natomiast później czuć zapach jakby masła, bardzo specyficzny i TŁUSTY. Nie wiem jak zapach może być tłusty ale NAPRAWDĘ jest. Co do smaku... na surowo zupełnie mi nie odpowiada, natomiast po upieczeniu jest smaczny. Myślę, że byłby genialny, gdyby po utarciu wymieszać go z przeciśniętym przez praskę ząbkiem czosnku, stałby się bardzo wyrazisty :). Co do konsystencji - jest dużo lepszy niż inny ser dostępny w Evergreenie (który miałam kiedyś możliwość wypróbować), jest twardy, dobrze się trze, tylko odrobinę łamie w dłoniach. Po upieczeniu niestety nie ciągnie się, nie topi się też zbyt ale to może wynikać u mnie z trochę zbyt wysokiej temperatury na początku pieczenia.
W każdym razie póki co ten produkt w skali od 1 do 5 ma u mnie 3,5. Jutro w pracy poddam go próbie mikrofali, zobaczymy co z tego wyjdzie. Pojutrze prawdopodobnie będę męczyć ju ser naturalny.

Na koniec dwa zdjęcia - śmieszna kawa bananowo-czekoladowa, smaczna ale dziwną formę przybrała (a wszystko przez różnicę gęstości! jak ona śmiała?!), oraz moja propozycja bento na konkurs, jak łatwo można się domyślić nie wygrałam :P.
No dobra, dość już zawracania Wam głowy...
Pozdrawiam i do następnego posta, Cottien

Ah! Prawie zapomniałam! Dziękuję za to, że mnie obserwujecie mimo moich pewnych oczywistych wad :). Dziękuję, że pojawiają się nowe osoby, które mnie obserwują... Mam już 50 śledzących mój blog na bloggerze a niedawno na facebooku 'dobiłam' (raczej Wy dobiliście :]) do 200 like'ujących... WIELKIE DZIĘKI, Kocham Was :)

poniedziałek, 24 października 2011

Marchewkowe spaghetti

Słyszeliście może o spaghetti z dyni? W sensie, że zastępujecie makaron włóknami z miąższu? Ja tak, znalazłam taki przepis w "Wegańskiej Bogini w Kuchni" i tak mnie jakoś zainspirował niedawno do zrobienia spaghetti z... marchewki. Wyszło smacznie, co jest dla mnie niezwykłe, gdyż nie znoszę* gotowanej marchewki :D.

Spaghetti Marchewkowe z sosem pomidorowym
Składniki: (na mniej więcej 2 porcje)
3 długie i grube marchewki
3 pomidory
1 duża cebula
parówki wegańskie
oliwa
przyprawy (kostki bulionowe, lubczyk, papryka słodka, przyprawa do ziemniaków, liść laurowy)
opcjonalnie ziarna słonecznika, sezamu i siemienia
Przygotowanie:
Myjemy warzywa. W dużym garnku zagotowujemy wodę z kostkami bulionowymi, lubczykiem, liśćmi laurowymi. Marchewkę obieramy ze skórki i kroimy w jak najdłuższe 'patyczki' (lepiej to brzmi niż prostopadłościany...), następnie wrzucamy do gara, gotujemy do względnej miękkości (trzeba uważać aby nie gotować za krótko, bo będą za twarde, ani za długo, bo będą się rozpadać, najlepiej cały czas kontrolować). Czekając na nasz 'makaron' szykujemy sos. Tutaj mamy pełną dowolność, ja zrobiłam najzwyczajniejszy - pokroiłam cebulę, podsmażyłam ją na patelni z odrobiną oliwy, podziabałam pomidory i dodałam do cebulki, dusiłam przez jakiś czas do uzyskania jednolitej masy, przyprawiłam, później dodałam pokrojone i podsmażone parówki.
Kiedy marchewki będą odpowiednio miękkie odcedzamy je w durszlaku, układamy ładnie na talerzu, polewamy sosem, posypujemy ewentualnie ziarnami słonecznika, siemienia i sezamu :)

Jak zauważyliście, składniki podane są na dwie osoby a ja jestem jedna - ugotowałam za dużo. I co teraz zrobić z nadmiarem jedzenia, którego nie da się podgrzać bo się rozpaćka? Zrobiłam z tego pastę kanapkową. I wyszło pysznie! Jest lekko słodko-kwaśna, taka delikatna, w sam raz :). Koniecznie trzeba dodać dużo ziaren

Do tego jeszcze zrobiłam koktajl szpinakowy, przepis na puszce.

To by było chyba wszystko, życzę miłego dnia :).
*Poza potrawką warzywną (tzw. "warzywa do ryby po grecku") i marchewką z groszkiem - te dwie potrawy UBÓSTWIAM.

niedziela, 2 października 2011

Razowe Penne z sosem pomidorowo-paprykowym

Weganizm zmienia ludzi :). Kiedyś (dawno to było ale jednak) jadałam sosy pomidorowe wyłącznie ze słoika, kupne. W ogóle nie spodziewałam się, że ze świeżych pomidorów samemu można zrobić sos! Teraz na myśl o gotowym, kupnym sosie jest mi jakoś nieswojo, aż dreszcze przechodzą...
Wracając do rzeczywistości... Jakiś miesiąc, może dwa temu zrobiłam PRZEPYSZNY sos pomidorowy, a jaki prosty! :)
Tak poza tym, nie wiem czy wiecie ale w sieci Auchan można dostać przepyszne makarony razowe, BIO, w niewielkiej cenie, około 2,50 zł za opakowanie 250 gram. Bardzo polecam, smaczniaste! No i są różne rodzaje, nie same świderki, czy penne, musicie koniecznie spróbować. W moim przepisie właśnie z tych skorzystałam

Razowe Penne z sosem pomidorowo-paprykowym
Składniki
(mniej więcej jedna porcja, może 1,5 ;P)
Makaron penne, około 125 gram?
2 pomidory
pół papryki
2 małe cebulki
tofu sałatkowe (takie w pojemniczku, Orico, ja kupuję w Kauflandzie za około 4 zł za opakowanie)
odrobina oleju/oliwy z oliwek
odrobinka mleka sojowego naturalnego
siemię lniane, ziarna słonecznika
przyprawy (papryka słodka, lubczyk, przyprawa do ziemniaków itp)
Przygotowanie:
Cebule posiekać i zeszklić na odrobinie oleju, dodać pokrojone pomidory i paprykę, dusić jakiś czas (można podlać odrobiną wody). W międzyczasie ugotować makaron w osolonej wodzie. Tofu rozetrzeć widelcem w miseczce, pomagając sobie odrobiną mleka sojowego, uzyskać jedwabistą masę. Dodać do rozpadających się warzyw. Przyprawić i dusić jeszcze jakiś czas, na końcu dodać siemię i słonecznika. Nałożyć porcję makaronu na talerz, nałożyć sos, posypać na wierzchu papryką słodką i lubczykiem.

Niby zwykły sos a jednak to tofu robi coś takiego, że... nie, tego nie da się wyrazić słowami ;). Naprawdę pyszne :)

Gratisowo jeszcze zdjęcie cebulowej zupy-kremu, który jakiś czas temu ZNOWU robiłam :D. To chyba najczęściej przygotowywany przeze mnie przepis :). Grzanki to wytwór Jędrzeja (u którego wtedy gotowałam).

poniedziałek, 27 czerwca 2011

Czerwony ryż i wypasione papryczki

Dzisiaj trochę pobawiłam się w kuchni i wymodziłam dwa 'nowe' dania. Tylko to okropne zmywanie i sprzątanie... :/

Zapiekany ryż w sosie pomidorowym
Składniki:
2-3 torebki ryżu (ja wzięłam 'naturalny')
3 małe cebulki
5 pomidorów
trochę papryki (powiedzmy, że pół)
olej
przyprawy (papryka słodka, pieprz, sól, przyprawa do ziemniaków, przyprawa do gyrosa, Sekrety Indii - Bombay Masala, Sekrety Orientu - Cairo Shoarma)
Przygotowanie:
Najpierw gotujemy ryż wg przepisu na opakowaniu. Parzymy pomidory i zdejmujemy z nich skórki. Kroimy cebulki oraz paprykę i podsmażamy na oleju w rondelku. Kiedy cebula się zarumieni dodajemy pokrojone pomidory, przyprawiamy i dusimy całość na wolnym ogniu, co jakiś czas mieszając. Kiedy ryż już będzie gotowy (może być lekko przytwardy) wykładamy go do naczynia żaroodpornego, zalewamy gotowym sosem, dodajemy utarty wegański ser (jeśli ktoś ma, ja niestety nie) i w stawiamy do piekarnika na 25 minut (temp. 200 st.). Warto raz, czy dwa zamieszać w trakcie pieczenia.
Ewentualnie jeśli ktoś jest bardzo głodny może zrezygnować z zapiekania i po prostu zalać ryż sosem (tylko wcześniej sos trzeba by zagęścić śmietaną sojową z mąką, wiecie jak ;D)

Faszerowane papryczki
Składniki:
3 papryki
3 małe cebulki (u mnie jedna była ciemna)
pół puszki fasoli czerwonej, pół puszki kukurydzy, pół puszki cieciorki (<3)
Powinna być jeszcze marchewka albo dwie ale nie mogłam znaleźć, schowały się gdzieś :P
Olej
Przyprawy (papryka słodka, pieprz, sól przyprawa do gyrosa, Sekrety Indii - Bombay Masala, Sekrety Orientu - Cairo Shoarma, wasabi, sos sojowy)
Przygotowanie:

Kroimy cebule na kawałki o dowolnym kształcie, dodajemy fasolę, kukurydzę i cieciorkę. Do miseczki wyciskamy trochę wasabi, zalewamy to odrobiną sosu sojowego, wsypujemy resztę przypraw w dowolnej ilości, dolewamy oleju i mieszamy dokładnie, dodajemy do warzyw. Ucinamy końcówki papryki (te z ogonkiem) jak najwyżej, wyjmujemy nasiona. Nakładamy masę do powstałych paprykowych miseczek, te wkładamy do naczynia żaroodpornego, wokół wysypując te warzywa, które nie zmieściły się do papryk Wstawiamy do piekarnika na około 35 minut (temp 180 st). Można piec pod przykryciem (np. owinąć od góry folią aluminiową albo włożyć całość do rękawa do pieczenia).

To by było na tyle. Przepraszam za kiepskie zdjęcia, robione telefonem z powodu tymczasowego braku aparatu. Papryczki wyglądają w rzeczywistości 100 razy lepiej :P. Co do potraw to naprawdę polecam, wyszły pysznie a to wszystko takie proste do zrobienia... Polecam też przepis opublikowany przez autorkę 'więcej yofu!' ;).

Pozdrawiam i życzę miłego wieczoru, Cottie.

środa, 15 czerwca 2011

Śmieciodanie, czyli coś ze wszystkiego + koktajl

Dawno nic nie pisałam, plany na post miałam niesamowite a tu kicha :P. Tak więc prosto dzisiaj, nawet bardzo.

Takie danie jak dzisiejsze powstaje zwykle kiedy kilka dni pod rząd powstają nowe 'potrawy' i z każdej zalega odrobinka w lodówce. Ewentualnie zrobiliście coś dawno i niedługo trzeba będzie wyrzucić.

Śmieciodanie* vel Resztkożarcie* :)
Składniki:
Ugotowany kilka dni temu w nadmiarze makaron
Przygotowane kilka dni wcześniej kotlety sojowe (natarte przyprawą do kurczaka przed usmażeniem, oczywiście wcześniej ugotowane w bulionie)
Zrobiony wczoraj seitan (który trochę się nie udał ale jest zjadliwy), warzywa zapiekane razem z seitanem (wg przepisu)
Sos pomidorowy ze słoika
Resztki z puszek (u mnie cieciorka =3)
Przyprawy
Przygotowanie:
Płuczemy makaron pod bieżącą, ciepłą wodą i wrzucamy na patelnię, polewamy sosem pomidorowym. Dodajemy warzywa od pieczenia seitanu (marchewka, cebula, cieciorka). Kroimy kotlety sojowe i seitan w kosteczkę, wrzucamy na patelnię. Smażymy trochę, przyprawiamy i wrzucamy na talerz. Można posypać świeżymi ziołami, np. bazylią, lubczykiem...

Prawda, że proste? :P

Co do seitanu to coś zrobiłam źle (nie do końca stosowałam się do instrukcji i robiłam na 'mniej więcej') i ostatecznie wyszła taka gąbeczka xD. Tak, czy inaczej nie zważajcie na moje niepowodzenie w tej kwestii (które zamierzam naprawić, przy kolejnym podejściu za jakiś czas) i spróbujcie przepisu. Cały czas nie mogę przestać się zachwycać nad pracą włożoną w wykonanie tego tutoriala dla wygody innych, jesteście wspaniali (Zenona i jej mąż oczywiście ;])

Tak poza tym to oczywiście dalszy ciąg truskawek.
Ponieważ od jakiegoś czasu kręci się mi w głowie miętowym uderzeniem to przy każdej wizycie w każdym sklepie przeszukuję dział z ziołami w poszukiwaniu tego właśnie krzaka. Dziś mi się udało i pierwsze, delikatne użycie.
Ten koktajl, przy miksowaniu wrzucamy kilka liści mięty. Podajemy z kostkami lodu.
Banał ale TOTALNIE orzeźwia, także polecam.

Niedługo coś zupełnie odmiennego, bez truskawek, za to z miętą.
I jeszcze kolejny przepis z książki "Zaskakujące Tofu".
(tak, wiem, że obiecuję już od wieków to wszystko ale... no nie mogę się ogarnąć jakoś i zmusić do ruszenia...)

Dobra, to tyle.
Pozdrawiam, Orzeźwiona Cottie

*to wcale nie jest tłuste, wbrew wyglądowi, prawie w ogóle nie używałam oleju

wtorek, 31 maja 2011

Nadszedł czas na japoński klimat, czyli kulki ryżowe

Raz na jakiś czas, gdy zbliża się jakieś święto kwiatowe, pewna firma zajmująca się wysyłką kwiatów ma zatrzęsienie pracy i wynajmuje dodatkowych pracowników. Znajoma jakiś czas temu wciągnęła mnie właśnie do takiej 'sezonowej' pracy, ciężkiej ale także nieźle płatnej więc nie narzekam. Praca była przez 12 h dziennie od pon do pt (+ czasami po godzinach i ja jeszcze dostałam propozycję zostania również w sobotę). Jak się domyślacie związane to było z Dniem Matki.
Dlatego właśnie nie odzywałam się prawie w ogóle i nie pisałam postów. Co do gotowania to trochę potraw przygotowałam sobie w weekend ale w środku tygodnia nie miałam już siły robić cokolwiek.
Jednak udało mi się wypróbować pierwszy przepis z książki "Zaskakujące tofu" pani Marioli Białołęckiej i teraz go wam przytoczę ;).

"Ryżowe kulki" (około 15 sztuk)
Składniki:
90 gram tofu naturalnego (1/2 lub 1/3 kostki)
1 szklanka ugotowanego ryżu

1 łyżka soku z cytryny
1/2 - 1 łyżeczki utartego imbiru
4-5 łyżek drobno posiekanej dymki
1 ząbek czosnku
przyprawy
Przygotowanie.
Rozdrabniamy tofu widelcem, dodajemy ryż, imbir, dymkę, czosnek, sok z cytryny, przyprawy i mieszamy na w miarę jednolitą masę. Formujemy kuleczki (3-4 cm), wykładamy je na blaszce posmarowanej tłuszczem i wstawiamy do nagrzanego do 200 stopni piekarnika na około 20-25 minut i pieczemy na złoty kolor ;).

Do tego jest sos, którego nawet nie próbowałam robić, połowy składników nie miałam akurat (a kupować sensu nie ma, raz użyję i co potem?). Może wam się spodoba i sprawdzicie?
Sos
Składniki:
3 łyżki lekkiego sosu sojowego (np. shoyu)
1/2 - 1 łyżeczka oleju sezamowego
1 łyżeczka utartego imbiru
1 łyżeczka octu ryżowego
1/2 łyżeczki wasabi
Przygotowanie:
Składniki sosu mieszamy ze sobą i odstawiamy aby smaki przeszły sobą.

Co do kulek to jest to fajna przekąska na imprezę. Mnie osobiście jakoś szczególnie nie zauroczyły ale to nie dlatego, że to jest niesmaczne tylko ja średnio przepadam za daniami ryżowymi. Zrobiłam to bo potrzebowałam czegoś łatwego do przenoszenia i szybkiego do zrobienia, żeby móc to zabrać do pracy - bardzo w tej roli się sprawdziło.
Tak więc jeśli lubicie dana z ryżu (tak jak np. autorka bloga Więcej Yofu) to na pewno posmakuje wam ta prosta i szybka przystawka (bądź danie główne, dla jednej, dwóch osób).

Teraz w planach mam tartę truskawkową, przymierzam się do tarty czekoladowej i dalej zbieram się do przygotowania dango...

A tak w ogóle to dziękuję bardzo za zainteresowanie moim kontem na facebooku, bardzo mi miło, że już są ze mną 24 osoby! To naprawdę fajne uczucie :D
I dziękuję osobą odwiedzającym i komentującym bloga, bardzo mi miło czytać wasze wpisy, uwagi, rady :).

I jeszcze zapomniałam się pochwalić, byłam na zdjęciach z fotorelacji z Dnia Ziemi ;) Nie powiem, żebym wyszła pięknie ale po nieprzespanej nocy, małej ilości jedzenia wegańskiego na imprezie może mi to wybaczycie... [pomijam moją prywatną nie-fotogeniczność :]]

Pozdrawiam was ciepło i już się zamykam :P. Do napisania-przeczytania :*