Wschodziło czerwone słońce. Jest takie powiedzenie, że "gdy słońce czerwone wstaje marynarz w porcie się kryje". I chyba coś w tym było, coś wisiało w powietrzu. Po ostatnim upalnym tygodniu, zapanowała w kraju porannej mgły susza. Wszystko było nijakie i bez wyrazu. Teraz powietrze pachniało zbliżającym się deszczem.
Wsiadła do samochodu, przekręciła kluczyk stacyjki . Rozległ się cichutki pomruk motoru. Zawsze ją uspokajał, tak samo jak jazda samochodem. Ruszyła. Budził się dzień, nie było jeszcze piątej i niebo zaczynało różowieć. Lubiła poranki, tajemnicze, pełne niespodzianek i przepełnione śpiewem budzących się ptaków. Był to moment, kiedy zapominała o kalendarzu, o obowiązkach, o codzienności i całym skomputeryzowanym i zagonionym świecie. To był jej moment, tylko i wyłącznie jej.
Nagle chmury zakryły słońce. Różowiące się niebo stało się w jednej chwili szare. Wszystko wyglądało na stracone. Nie poddała się i wyruszyła na poszukiwanie zagubionego porannego światła .
Wtem, gdzieś na końcu dębowej alei zobaczyła je, ostatnie promienie, przebijające się przez gęste, deszczowe chmury. Zerwał się wiatr i silnym podmuchem przywiał złoty deszcz kwietnych płatków, opadających z pobliskich drzew. To był ten moment. Cała aleja została spowita złotym światłem, walczącego z chmurami słońca. Moment na który trzeba czekać całą wieczność. Chwila warta uwiecznienia!
.... Nagle wszystko znikło i spadły pierwsze krople deszczu.
Czerwony poranek.
Złoty deszcz w złotej alei .
Wsiadła do samochodu, przekręciła kluczyk stacyjki . Rozległ się cichutki pomruk motoru. Zawsze ją uspokajał, tak samo jak jazda samochodem. Ruszyła. Budził się dzień, nie było jeszcze piątej i niebo zaczynało różowieć. Lubiła poranki, tajemnicze, pełne niespodzianek i przepełnione śpiewem budzących się ptaków. Był to moment, kiedy zapominała o kalendarzu, o obowiązkach, o codzienności i całym skomputeryzowanym i zagonionym świecie. To był jej moment, tylko i wyłącznie jej.
Nagle chmury zakryły słońce. Różowiące się niebo stało się w jednej chwili szare. Wszystko wyglądało na stracone. Nie poddała się i wyruszyła na poszukiwanie zagubionego porannego światła .
Wtem, gdzieś na końcu dębowej alei zobaczyła je, ostatnie promienie, przebijające się przez gęste, deszczowe chmury. Zerwał się wiatr i silnym podmuchem przywiał złoty deszcz kwietnych płatków, opadających z pobliskich drzew. To był ten moment. Cała aleja została spowita złotym światłem, walczącego z chmurami słońca. Moment na który trzeba czekać całą wieczność. Chwila warta uwiecznienia!
.... Nagle wszystko znikło i spadły pierwsze krople deszczu.
Czerwony poranek.
Złoty deszcz w złotej alei .