Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Agnieszka Steur. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Agnieszka Steur. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 26 lutego 2018

Agnieszka Steur – „Wojna w Jangblizji. We wnętrzu” # 3










Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Autorki. Dziękuję!



Wydawnictwo: POLIGRAF
Brzezia Łąka 2017
Ilustracje: Ewa Kieńko Gawlik



Generalnie przyjęło się, że literatura fantastyczna to gatunek, który posiada tendencję do polaryzowania czytelników. Często mówi się, że tylko „poważni” czytelnicy sięgają po książki realistyczne, zaś fantastyka dotyczy przede wszystkim dzieci lub tych, którzy postrzegają czytanie jako swego rodzaju formę eskapizmu. Niektórzy idą nawet o krok dalej i uparcie twierdzą, że fantastyka posiada znacznie mniejszą wartość niż literatura realistyczna, dlatego też powszechnie kojarzona jest z dziećmi i ich silnie rozbudowaną wyobraźnią. Okazuje się jednak, że w ostatnich latach to właśnie literatura fantastyczna przoduje, jeśli chodzi o czytelnicze gusta. Oprócz literatury kobiecej i kryminałów, czytelnicy najczęściej sięgają właśnie po fantastykę. Dzieje się tak bez względu na wiek odbiorcy. Dlaczego? Cóż takiego szczególnego akurat ten rodzaj literatury ma do zaoferowania czytelnikom? Może po prostu szukamy w nim samych siebie, lecz z drugiej strony to, co tam widzimy niekoniecznie musi się nam podobać, gdyż fantastyka ma to do siebie, że z reguły pokazuje nasz świat niczym odbity w lustrze. Tak więc czytając fantastykę możemy z łatwością odnaleźć w niej własne odbicie. I możliwe, że właśnie ten fakt tak bardzo przyciąga nas do tego rodzaju książek.

Pomiędzy XVIII a XIX wiekiem snucie opowieści fantastycznych i realistycznych stało wobec siebie nawzajem w opozycji i korespondowało z rozwojem osobnej literatury przeznaczonej dla dzieci i dorosłych. Poważna powieść realistyczna skierowana była jedynie do dorosłych czytelników płci męskiej, podczas gdy fantastyka i romanse były przeznaczone odpowiednio dla dzieci i kobiet. W tym wszystkim interesujące jest to, jak bardzo z biegiem czasu zmieniało się odbieranie fantastyki nie tylko przez samych czytelników, ale także przez krytyków. Dziś już nie wyobrażamy sobie rynku książki bez tego rodzaju literatury. Nietrudno zauważyć, że fantastyka nie stanowi obecnie jedynie osobnego gatunku, ale wplatana jest również do powieści obyczajowych czy historycznych. Ponadto już dawno przestała kojarzyć się nam jedynie z literaturą dziecięcą czy młodzieżową.

Fitels
© Ewa Kieńko Gawlik
Wracając jednak do przeszłości, istotne jest także, aby zaznaczyć, iż tworzenie fantastyki zaczęło być w tamtym okresie postrzegane jako element kultury popularnej, a zatem ogólnie przyjmowano, że jest to gorszy rodzaj literatury, aniżeli realizm. Tego rodzaju opinia bardzo często przekazywana była z pokolenia na pokolenie, gdyż uważano, że literatura fantastyczna jest po prostu zła. Nierzadko dorośli zalecali dzieciom, aby wreszcie przeczytały coś „wartościowego” i „właściwego”, zamiast wciąż ślęczeć nad opowieściami oderwanymi od rzeczywistości. Zastanawiam się zatem, czy tego pokroju krzywdzące opinie nie były spowodowane zwykłym strachem, ponieważ świat fantastyczny wykreowany przez tego czy innego autora wielokrotnie stanowi lustrzane odbicie świata realnego, o czym już wspomniałam powyżej. To na kartach książek fantastycznych czytelnik może z łatwością odnaleźć wszelkiego rodzaju ludzkie wady, którymi tak naprawdę nie warto się chwalić i które mogą sprawić, że w końcu dotrze do nas, iż wcale nie jesteśmy tacy idealni, jak mogłoby się nam wydawać. Czasami świat ten przedstawiony jest w krzywym zwierciadle lub po prostu śmiesznie, ale zawsze będą to realia, które mają wiele wspólnego z rzeczywistością, jaka nas otacza. Tak właśnie uczyniła Agnieszka Steur, pisząc swoją trylogię zatytułowaną Wojna w Jangblizji. Jak na dłoni mamy tutaj bowiem namalowany słowami obraz współczesnego społeczeństwa. 

Choć rzeczona Jangblizja jest światem stricte fikcyjnym, to tak naprawdę już od pierwszego tomu W Tamtym Świecie, czytelnik nie może pozbyć się wrażenia, że świat ten jest mu bardzo bliski i wcale nie dlatego, że główni bohaterowie w magiczny sposób przedostają się do świata ludzi, który nazywają Tamtym Światem, lecz dlatego, iż tak naprawdę mieszkańców Jangblizji od ludzkości odróżnia jedynie wygląd. Generalnie Jangblizjanie powinni czuć lęk już na samą myśl o życiu w nowym miejscu, lecz są chyba na to zbyt młodzi i niedoświadczeni, więc na wiele rzeczy patrzą inaczej niż robiłyby to istoty dorosłe, które w swoim życiu znacznie więcej przeżyły i widziały. Podróż do Tamtego Świata wcale nie jest dla nich taka przypadkowa. W ich świecie trwa straszna wojna ze Szmaragdową Panią, więc trzeba stamtąd uciekać, aby ratować nie tylko własne życie, ale także swoich przyjaciół. Tylko czy w nowym miejscu odnajdą bezpieczeństwo i spokój? A może po piętach będą im deptać wrogowie, dla których unicestwienie dzieci władcy stanie się najważniejsze?

Na kartach drugiego tomu zatytułowanego W domu, czytelnik jest świadkiem rozgrywania się akcji na dwóch płaszczyznach, czyli innymi słowy w dwóch równoległych światach: w Jangblizji i Tamtym Świecie. Wydaje się, że okrutna Szmaragdowa Pani jest nie do pokonania, natomiast mieszkańcy Jangblizji z każdym dniem coraz bardziej tęsknią za normalnością. Pragną, aby do ich świata powróciła normalność, jaką pamiętają sprzed wojny. Aby tego dokonać, trzeba stawić czoło niebezpieczeństwu i pokonać zło, które zakorzeniło się w świecie naszych bohaterów. W miarę upływu czasu wychodzą na jaw fakty, które są dla nich ogromnym zaskoczeniem, ponieważ nigdy nie spodziewali się, że mieszkańcy Jangblizji to nie do końca takie dobre istoty, za jakie je uważano. I tak, jak w naszym – ludzkim – świecie, tam także na światło dzienne wychodzą wady charakteru, zaś ekstremalne warunki, w jakich bohaterowie muszą żyć doskonale temu sprzyjają.


Miasto, w którym mieszkają Wilcy
© Ewa Kieńko Gawlik



I tak oto ostatecznie docieramy do końca tej niezwyklej historii, której finalną odsłoną jest tom trzeci zatytułowany We wnętrzu. Tym razem bohaterowie będą musieli zmierzyć się z rzeczywistością po zakończeniu wojny. Choć walki już się zakończyły, a Szmaragdowa Pani nikomu nie zagraża, to jednak, niczym grzyby po deszczu, zaczynają pojawiać się nowe problemy. Teraz najważniejsze jest bowiem, aby przywrócić normalność w Jangblizji. Szybko okazuje się, że nie będzie to wcale takie proste, jak mogłoby się wydawać. Pokonanie wroga to dopiero połowa sukcesu. To, co najważniejsze jest jeszcze przed naszymi bohaterami. Istoty wracają zatem do swoich domów i choć, jak tylko potrafią, starają się odbudować zniszczony wojną świat, to jednak bardzo szybko zdają sobie sprawę z tego, że nie uda im się powrócić do tego, co było. Będą więc zmuszeni budować nowe życie na zgliszczach starej Jangblizji. I jak to w życiu bywa, jedni są pełni zapału i wierzą, że uda się tego dokonać, zaś drudzy nie chcą już powrotu do przeszłości, a wszelkiego rodzaju próby odbudowania ich krainy jedynie ich drażnią i irytują.

Podobnie jak w poprzednich tomach, tutaj również na pierwszy plan wysuwają się dzieci króla Jangblizji – Nana i Roan. Wraz z grupą oddanych przyjaciół wyruszają w podróż, której głównym celem jest odnalezienie tajemniczych kul. Mają one bowiem zapewnić Jangblizji szczęście i przywrócić równowagę. Gdzie zatem należy się udać, aby móc je odnaleźć? Czy poszukiwania okażą się bezpieczne? Dlaczego te kule są dla nich tak bardzo ważne? Nasi bohaterowie przemierzają zatem swój świat wszerz i wzdłuż. Po drodze odkrywają miejsca, o których do tej pory nie mieli pojęcia. Spotykają także nieznane im dotąd istoty. Podczas tej podróży przeżywają szereg przygód, czasami są to przygody naprawdę niebezpieczne, a ich życie jest poważnie zagrożone. Jak gdyby tego wszystkiego było mało, ich przyjaźń wystawiana jest na próbę. Dopiero teraz okaże się, czy więzi, które ich łączyły będą naprawdę tak silne, że nic nie zdoła ich zerwać, czy może ta przyjaźń była silna tylko z pozoru.

Wiedźmy Przemiany 
© Ewa Kieńko Gawlik
W trzecim tomie trylogii Agnieszka Steur zwraca szczególną uwagę na to, co dla młodego człowieka wkraczającego w dorosłe życie jest najbardziej istotne. Chodzi mianowicie o przyjaźń, która stanowi dla młodych ludzi ogromne wsparcie, gdy wokół wszystko staje na głowie i wydaje się, że nic nie można już zrobić, aby sytuację naprawić. Pojawiają się także pierwsze poważniejsze uczucia, jak zauroczenie płcią przeciwną, co z biegiem czasu może przeobrazić się w prawdziwą miłość. W tym wszystkim jest również miejsce na więzi rodzinne i relacje pomiędzy rodzicami a ich dziećmi. Z powodu różnicy pokoleń nie zawsze będą do dobre relacje, ale najważniejsze, aby nadać im właściwy kierunek. Autorka porusza także problem poświęcenia. Nie chodzi tutaj o sytuację, w której ktoś staje się tak zwanym kozłem ofiarnym, lecz o prawdziwe poświęcenie w imię najwyższych wartości.

Oprócz powyższego, cała ta historia od samego początku do końca niesie ze sobą jedno najważniejsze przesłanie. Nie wolno odrzucać kogoś tylko dlatego, że jest inny i że wyróżnia się na tle ogółu społeczeństwa. Jest to problem, który coraz częściej obserwujemy w dzisiejszym świecie. Brak tolerancji, współczucia czy zrozumienia i akceptacji inności sprawia, że wielu ludzi cierpi z tego powodu. Można zatem rzec, że pod tym względem Wojna w Jangblizji to historia na wskroś edukacyjna. Rolą pisarza nie jest bowiem pisanie dla mas łatwych, lekkich, przyjemnych i wielokrotnie pustych powieści, lecz edukowanie poprzez literaturę, szczególnie jeśli jest to literatura adresowana do młodego czytelnika. Mamy bowiem taki czas, kiedy młodzież czerpie wzorce przede wszystkim z Internetu czy innych mediów. Takie wzorce nie zawsze będą tymi właściwymi, zważywszy na fakt, iż jest tam naprawdę sporo nienawiści skierowanej do drugiego człowieka. Agnieszka Steur wychodzi temu naprzeciw i pokazuje, że można żyć zupełnie inaczej pomimo trudnej sytuacji. Autorka poprzez pokazanie tak ogromnej różnorodności wśród bohaterów stara się uzmysłowić czytelnikowi, że inność to nic złego. Inność może być naprawdę czymś dobrym, jeśli postaramy się ją zrozumieć, a jeśli nam się nie uda, to przynajmniej ją zaakceptujmy i dajmy szansę na jej istnienie, zamiast odtrącać. Aby to zrobić, należy najpierw zajrzeć do własnego wnętrza, jak robią to bohaterowie powieści, aby potem móc podjąć właściwe decyzje.

Zachęcam zatem każdego czytelnika, nie tylko tego młodego, ale również starszego, do sięgnięcia po Wojnę w Jangblizji, ponieważ całą tę historię nie tylko czyta się doskonale, ale także wynosi się z niej naprawdę wiele dobrego. Jest ona bowiem bardzo mądra pod względem życiowym. Fakt, iż jest to fantastyka dodatkowo podnosi jej walor. Dodatkowo wszystkie trzy tomy uzupełniają przepiękne ilustracje, od których nie można oderwać oczu.







niedziela, 14 września 2014

Agnieszka Steur – „Wojna w Jangblizji. W domu” #2
















Wydawnictwo: POLIGRAF
Brzezia Łąka 2014
Ilustracje: Ewa Kieńko Gawlik





Czy wierzycie w istnienie światów równoległych? Czy możliwe jest, aby w tym samym momencie drugi „Ty” lub druga „Ja” wykonywali te same czynności? Czy w jakiejś innej rzeczywistości funkcjonują stworzenia, które są do nas-ludzi bardzo podobne, a może nawet identyczne pod względem wyglądu i cech charakteru? Gdzie zatem szukać takiego świata? Czy jest on blisko? A może bardzo daleko? Gdzieś za Morzem Południowym i Borami Słońca Mniejszego albo Jeziorem Północy? Na chwilę obecną taki świat na pewno odnajdziemy w książkach Agnieszki Steur. Autorka do tej pory wydała dwa tomy trylogii, w których opowiada o niezwykłej krainie i równie wyjątkowych istotach, które ten kraj zamieszkują. Ale zacznijmy od początku.

Jangblizja to świat, w którym nie dzieje się dobrze. Już od pewnego czasu jest on pogrążony w wojnie, której końca tak naprawdę nie widać. Nic więc dziwnego, że mieszkańcy Jangblizji żyją w ciągłym strachu. Wielu z nich zaginęło. Dzieci potraciły rodziców. Nie wiadomo czy zabrała ich śmierć, czy może żyją gdzieś uwięzieni, licząc na to, iż ktoś wreszcie przywróci im wolność. Aby uchronić swoje dzieci przed gniewem Szmaragdowej Pani, której wojska tak niespodziewanie zaatakowały Jangblizję, król Taro Karmit Namin i królowa Zara zdecydowali się na wyprawienie ich do Tamtego Świata, gdzie książęta żyli przez wiele miesięcy i dokonali tam odkryć, o których nawet im się nie śniło. Zdali sobie sprawę, ile tak naprawdę zostało przed nimi ukryte. Nawet rodzice, którym przecież można bezgranicznie zaufać, nie okazali się tacy idealni. Nana i Roan szczególnie zawiedli się na swoim ojcu. Czy zatem będą w stanie mu wybaczyć to, co uczynił swoim poddanym? Czy król Taro dostanie drugą szansę nie tylko od swoich dzieci, ale także od poddanych? Czy władca Jangblizji będzie zdolny do tego, aby móc naprawić wyrządzone krzywdy i czy będzie można mu ponownie zaufać?

fot. Peter Scheek
Oczywiście Nana i Roan nie wyruszyli do Tamtego Świata samotnie. Królewscy rodzice nigdy by na to nie pozwolili, dlatego też opiekę nad swoim potomstwem powierzyli Owcowatej Irys. Z biegiem czasu okazuje się jednak, że w Tamtym Świecie żyje znacznie więcej mieszkańców Jangblizji, których przed rozpoznaniem chroni pewien magiczny pył. To właśnie dzięki niemu mogą poruszać się swobodnie po Tamtym Świecie, nie obawiając się, że zostaną zidentyfikowani. Czy Nana i Roan czują się dobrze w nowej rzeczywistości, która była im dotąd znana tylko z bajek dla dzieci? Otóż nie bardzo. Książęta wciąż tęsknią za swoim światem. Martwią się sytuacją, jaka ma miejsce w Jangblizji. Niepokoją się o matkę, którą na rozkaz Szmaragdowej Pani uwięziono w Wieży Wschodniej. Sen z powiek spędza im także nagłe zniknięcie króla Taro. Nikt tak naprawdę nie wie, gdzie on jest. Czy został zabity podczas Wielkiej Bitwy? Czy może jednak udało mu się przedostać do Tamtego Świata i teraz gdzieś się ukrywa? W jakim jest stanie fizycznym? Czy jest ranny, a może ma się całkiem dobrze, tylko z jakiegoś powodu nie ujawnia miejsca swojego pobytu?

O tym wszystkim dowiedzieliśmy się z tomu pierwszego, który nosi tytuł Wojna w Jangblizji. W Tamtym Świecie. Z kolei druga część tej niezwykłej historii rozpoczyna się powrotem księżniczki Nany do Jangblizji. Oczywiście Nana nie wraca do swojej ojczyzny samotnie. Ma obok siebie przyjaciół, którzy byli przy niej wtedy, gdy przebywała w Tamtym Świecie. Poznała też ludzi, którzy pomimo wszystko chcą jej pomóc i nie bacząc na niebezpieczeństwo razem z księżniczką wyruszają w nieznane. Zapytacie zatem, gdzie jest Roan? Czy książę jest razem z siostrą? Otóż nie. Roan – jak na razie – wciąż przebywa w Tamtym Świecie, ponieważ jego misja nie została jeszcze zakończona. Kiedy zatem wróci do domu? Nie wiadomo.  

Dragober
Akcja drugiego tomu Wojny w Jangblizji rozgrywa się równocześnie w dwóch rzeczywistościach. Tak więc z jednej strony mamy Tamten Świat, zaś z drugiej jest Jangblizja, którą trzeba jak najszybciej wyzwolić z rąk Szmaragdowej Pani, ponieważ im dłużej będzie ona w jej władaniu, tym szybciej świat ten ulegnie zniszczeniu. Kogo zatem spotykamy w Jangblizji? Otóż, żyją tam Myszowaci, Koniowaci, Ludzcy, Owcowaci, Krowi, Niedźwiedzi Wilcy, Psowaci i wielu innych, z których każdy posiada swoje własne państwo. Czy przypadkiem czegoś nam to nie przypomina? Przecież na Ziemi również żyją rozmaite narodowości mieszkające w granicach swoich państw, gdzie funkcjonują prawa i obyczaje charakterystyczne tylko dla tego konkretnego kraju. Niemniej, wydaje się, że Jangblizjanie są tymi, którzy nie wiedzą co to kłótnie, zwady, wyzwiska rzucane pod adresem innych tylko dlatego, że należą oni do innego gatunku czy posiadają odmienne zdanie na dany temat. Ale czy tak będzie już zawsze? Czy wszystko nie zmieni sie w momencie, kiedy w Jangblizji zatriumfuje Zło, którego symbolem jest właśnie Szmaragdowa Pani? Aby temu zapobiec trzeba więc przygotować armię i wyruszyć na kolejną wojnę. To już nie będzie bitwa, która miała miejsce tuż po zaatakowaniu Jangblizji przez żołnierzy Szmaragdowej Pani. Tym razem będzie to zacięta i krwawa wojna, którą należy wygrać, aby w Jangblizji znów żyło się tak, jak przed okupacją wroga. Czy faktycznie tak się stanie? Czy Jangblizjanie są gotowi na walkę? Czy posiadają wystarczająco dużo żołnierzy, aby stawić czoło okupantowi?

Lumachel
Oprócz pary książąt, w powieści na pierwszy plan wysuwają się też tacy bohaterowie, jak pustelnik Lumachel. Jest to dość specyficzna postać, która nigdy tak naprawdę nie miała łatwego życia. Jest też Myszowaty o imieniu Dragober, na którego barkach naprawdę wiele spoczywa i czasami nie ma on już sił, aby swoje posłannictwo ciągnąć dalej, lecz wie, że to właśnie od niego zależy czy Jangblizja znów będzie mogła cieszyć się wolnością. Są także Wróblowaci, którzy w całej tej historii odgrywają naprawdę kluczową rolę. Można powiedzieć, że są oni dość szczególni, jak gdyby pochodzili z zupełnie innej epoki. Jest również niejaki Obsydian, któremu księżniczka Nana niemało zawdzięcza.

Po przeczytaniu dwóch tomów tej niezwykłej trylogii, mogę śmiało stwierdzić, że Agnieszka Steur stworzyła opowieść, która literaturze młodzieżowej jest bardzo potrzebna, szczególnie literaturze fantastycznej. Mówi się, że fantastyka to taka gałąź literatury, w której wszystko jest dozwolone i autor może pozwolić sobie na bardzo wiele. Tylko że czasami takie pofolgowanie wyobraźni może doprowadzić do tego, iż czytelnik otrzyma jakąś karykaturalną opowieść, gdzie poszczególne wątki zupełnie się ze sobą nie łączą, lecz są jakby oderwane od całości. Tutaj na pewno tego nie spotkamy. Fantastyka w wykonaniu Agnieszki Steur to od początku do końca historia przemyślana i dająca naprawdę sporo do myślenia. Podczas lektury młody czytelnik będzie zmuszony do zastanowienia się nad wieloma kwestiami, które nie są nam obce. Jangblizja to z jednej strony świat bardzo różny od naszego, lecz z drugiej stanowi swego rodzaju lustro, w którym możemy się przejrzeć i ujrzeć nasze wady oraz zalety. To tak, jakby stanąć przed wielką szybą i obserwować samych siebie, aby móc zdać sobie sprawę z tego, jak wiele błędów popełniamy i do czego te błędy nas zaprowadzą, jeśli nad nimi nie zapanujemy i nie zmienimy toku naszego myślenia. W dobie konfliktów na skalę światową, tego typu literatura jest nam bardzo potrzebna. Jest ona niezbędna szczególnie młodym czytelnikom, którzy dopiero co kształtują swój światopogląd i wypracowują w sobie rozmaitego rodzaju poglądy i oceny różnych sytuacji.

fot. Peter Scheek
Wojna w Jangblizji to powieść nie tylko o przygotowaniach do wyzwolenia fantastycznego świata, ale przede wszystkim jest to opowieść o przyjaźni, lojalności, przebaczeniu, zaufaniu oraz miłości, której zalążki pojawiają się na kartach drugiego tomu. Ponieważ planowany jest jeszcze tom trzeci, Autorka zręcznie daje czytelnikowi sygnał, czego może spodziewać się po części trzeciej. Pojawiają się niedopowiedzenia oraz niewyjaśnione sytuacje, od których tak naprawdę wszystko się zaczęło, niemniej nikt z zainteresowanych bohaterów nie zwrócił na nie uwagi. Prócz tego, na kartach książki mamy również doskonały opis scen batalistycznych, które w tego rodzaju fabule są niezbędne. 

Cóż jeszcze rzuca się w oczy podczas czytania? Na pewno są to wspaniałe ilustracje, które znajdziecie nie tylko w drugim tomie Wojny w Jangblizji, ale także w części pierwszej. Ta niezwykła grafika dodaje obydwu książkom niesamowitej magii. Dzięki tym ilustracjom możemy jeszcze silniej poczuć klimat powieści, zaś postacie, o których czytamy mamy wręcz na wyciągnięcie ręki i możemy spojrzeć im w oczy, niemalże w dosłownym tego słowa znaczeniu. 

Choć nie jestem ekspertem w dziedzinie literatury fantastycznej, to mimo wszystko z całym przekonaniem mogę stwierdzić, że opowieść o krainie, gdzie prawowite rządy należą do dynastii Karmit Namin, to doskonały materiał na duży ekran. Podczas lektury nie potrafiłam pozbyć się wrażenia, że Jangblizja znakomicie sprawdziłaby się w wersji kinowej. Mam nadzieję, że pewnego dnia do tego dojdzie i będziemy mogli obejrzeć na ekranach kin produkcję na miarę serii o Harrym Potterze czy Opowieści z Narnii.




Za książkę serdecznie dziękuję Autorce






_________________________________________

* Zdjęcia pochodzą z prywatnego archiwum Autorki i zostały zrobione podczas spotkania autorskiego w Ambasadzie Polskiej w Hadze w dniu 12 września 2014 roku.
** Ilustracje zamieszczone w recenzji pochodzą z książki.







środa, 1 maja 2013

Wydaje mi się, że pisanie od zawsze było częścią mnie...



LITERAT MAJA 2013



ROZMOWA Z AGNIESZKĄ STEUR


Żona i mama. Mieszka w Holandii. Absolwentka Wydziału Języków Słowiańskich i Kultury na Uniwersytecie Amsterdamskim. W 2008 roku wyróżniona w Konkursie na Nagrodę Marszałka Senatu dla dziennikarzy polskich i polonijnych. W 2010 roku zdobyła pierwsze miejsce w Międzynarodowym Konkursie „Emigracja” portalu kobietawuk.info. Od 2011 roku nauczycielka języka polskiego w Polskiej Szkółce w Utrechcie. Od 2010 roku pisze felietony w języku polskim dla Sceny Polskiej – Pools Podium w Holandii oraz artykuły popularno-naukowe w języku niderlandzkim dla Biuletynu Polsko-Niderlandzkiego Stowarzyszenia Kulturalnego PNKV.



Agnes Anne Rose: Witam Cię serdecznie na moim blogu i dziękuję, że zgodziłaś się na rozmowę w ramach cyklu Literat Miesiąca. Agnieszko, na początek zapytam, co takiego wydarzyło się w Twoim życiu, że zdecydowałaś się poświęcić tworzeniu literatury? Bo przecież chęć opowiadania innym rozmaitych historii musi mieć gdzieś swoje źródło.

Agnieszka Steur: Bardzo dziękuję za zaproszenie. Wydaje mi się, że pisanie od zawsze było częścią mnie. Chęć opowiadania nie ma źródła w jakimś konkretnym wydarzeniu mojego życia. Określone tematy tak, tworzenie w ogóle już nie, ono jest we mnie. Nie jest wynikiem, stanowi raczej treść. Z jednej strony to wewnętrzna potrzeba przelewania na papier myśli, pomysłów, a z drugiej chęć spotykania innego człowieka w ten wyjątkowy sposób, właśnie dzięki temu, co robię. Już będąc małą dziewczynką zmieniałam swoje marzenia w opowiadania i przelewałam je na papier. W ten sposób się spełniały. Gdy wyjechałam za granicę, pisanie zyskało jeszcze jeden wymiar, stało się bardzo ważnym elementem podkreślającym moją tożsamość. Piszę po polsku i dzięki temu nie tracę tego, co za sobą zostawiłam.

AAR: Niedawno ukazała się Twoja debiutancka powieść pod tytułem „Wojna w Jangblizji. W Tamtym Świecie”. Jest to powieść fantasy adresowana przede wszystkim do młodzieży. Dlaczego właśnie tę grupę czytelników wybrałaś jako odbiorców Twojej twórczości?

AS: Każdy etap w życiu człowieka ma swoją magię, ale wkraczanie w dorosłość wydaje mi się bardzo czułą i wyjątkową chwilą. Wtedy przecież tak wiele się decyduje. Młodzi ludzie przestają być dziećmi, ale jeszcze wierzą w bajki. Żaden szczyt nie jest zbyt wysoki, ale i świat rzeczywisty zostaje już odbierany wszystkimi zmysłami. Bunt, kwestionowanie wartości i poszukiwanie własnej drogi, przecież to bardzo ważne. Moje dzieci stoją na granicy tego etapu i z ogromną ciekawością będę obserwować ich drogę. Jak one będą przeżywać zmiany. Bardzo bym chciała, aby potrafiły zachować w sobie coś z dzieci, ale i pewnie wkroczyły w kolejną fazę życia. Czasem myślę, że również ja nie chcę stracić tej cząstki naiwności, która jest we mnie i dlatego tak lubię literaturę dziecięcą i młodzieżową.

AAR: Przyznam, że kiedy czytałam Twoją powieść byłam pozytywnie zaskoczona jej oryginalnością. Przeważnie jest tak, że bohaterowie z naszego świata przedostają się w jakiś magiczny sposób do świata baśni, gdzie spotykają rozmaite istoty. U Ciebie jest na odwrót. Skąd pomysł, aby to obce byty wysłać w podroż do świata ludzi?

AS: Od wielu lat mieszkam poza granicą Polski. Stałam się Emigrantką i w pewnej chwili przeraził mnie fakt, że to jedno słowo w jakiś sposób definiuje całą moją osobę.  W tych doświadczeniach znalazłam inspirację do mojej książki. Problem bycia obcym bardzo mnie fascynuje. Już dawno odkryłam, że to uczucie to w dużej mierze stan umysłu. Wyobcowanie często jest wewnętrzną częścią człowieka, a nie czymś poza nim. Ta świadomość nie jest pocieszająca. Ponadto mieszkanie w innym państwie przekonało mnie, że czasem to, co oczywiste może stać się dziwne, a codzienność innych ludzi potrafi nas bardzo zaskoczyć. Chciałam pokazać znany świat, jako obcy. Bardzo ważnym był dla mnie zabieg tego odwrócenia. Dzięki niemu Jangblzijanie przyszli do czytelnika lub może czytelnik odkrył w sobie Jangblizję. Przecież wokół nas jest mnóstwo zwykłości, których nie rozumiemy. Wcale nie musimy wyjeżdżać, aby zadać sobie pytanie, dlaczego jest właśnie tak, jak jest i dlaczego (o zgrozo!) tyle osób zgadza się na to milcząco.

AAR: Twoja powieść zawiera w sobie szereg uniwersalnych wartości, jak miłość, przyjaźń, tolerancja, ale też nie brakuje tego, co złe. Dlaczego, Twoim zdaniem, tak wielu autorów wciąż skupia się na walce Dobra ze Złem? Przecież ten problem poruszany w tak licznych publikacjach może dla wielu czytelników okazać się nudny i przegadany. Nie obawiałaś się właśnie tego rodzaju krytyki, tworząc fabułę swojej powieści?

AS: Tworząc Jangblizję obawiałam się krytyki, ale akurat nie w tym temacie. Głęboko wierzę, że istnieją treści, które nigdy nie staną się nudne. Może to cliché, ale walka Dobra ze Złem toczy się w każdym z nas. Nie mam na myśli tak ekstremalnych sytuacji jak wojna, ale całkiem zwykłe. Codziennie podejmujemy decyzje, które w jakiś sposób wpływają na innych i na nas. Ważne jest, aby pozwalać w takim właśnie wymiarze Dobru wygrywać. To są tematy uniwersalne. To trochę tak, jakby zapytać czy książki o miłości kiedyś staną się nudne, albo kryminały, albo czy znudzą się wampiry i magia. Kolejne pokolenia będą się tym fascynować i być może dla kogoś te tematy są trochę przegadane, ale należy je powtarzać.

AAR: Świat Jangblizjan, który stworzyłaś jest z jednej strony światem bardzo podobnym do naszego, ale z drugiej można też wywnioskować, że w sposób znaczący różni się od rzeczywistości, jaka otacza ludzi. Oczywiście mam tutaj na myśli przede wszystkim mieszkańców Jangblizji. Jak udało Ci się stworzyć tak oryginalne postacie o dość specyficznym wyglądzie i upodobaniach?

AS: Puściłam wodze fantazji. Zdaję sobie sprawę z tego, że wymyślić coś nowego jest prawie niemożliwe. Nowe rzeczy to najczęściej układanki z tego, co już było. Jednak bardzo chciałam mieć coś swojego. Moja twórczość jest podyktowana tym, co dzieje się w moim życiu. Któregoś dnia dzieci zapytały o ewolucję i o to, co różni ludzie na ten temat twierdzą. Odpowiadając na ich przeróżne pytania wpadłam na pomysł, że może stworzę historię, w której ewolucja pójdzie w różnych kierunkach. Każdy zadaje sobie pytanie, co by było gdyby. Moją odpowiedzią stała się cała historia innego miejsca.

AAR: Przypomnijmy także, że Twoja powieść została opatrzona niezwykłymi ilustracjami autorstwa Ewy Kieńko Gawlik. Skąd pomysł, aby w ten sposób ubogacić stronę wizualną książki?

AS: Ewę znam już wiele lat. Zawsze podziwiałam jej twórczość. Praca z nią jest czystą przyjemnością i jestem pewna, że jeszcze nie raz pojawimy się jako duo. Ona jest bardzo delikatną osobą o niezwykłej sile. Najbardziej boli to, że mieszkamy tak daleko od siebie. Każde spotkanie z Ewą bardzo mnie inspiruje. Szkoda tylko, że tych spotkań jest tak mało. W chwili, gdy w mej głowie zrodziła się królowa Zara wiedziałam, że Ewa musi stworzyć wizualną część książki. Same rysunki zmieniały się już w trakcie rysowania. Najpierw chciałyśmy, aby to były szkice, ale Ewa zaproponowała, aby dodać kolor. Opowiadałam jej, jak widzę ilustracje, a ona te pomysły przelewała na papier i za każdym razem mnie zaskakiwała, ponieważ to, co tworzyła było piękniejsze niż sobie wyobraziłam.

AAR: Jako emigrantka niezwykle aktywnie działasz na rzecz Polonii w Holandii. Mogłabyś zdradzić czytelnikom na czym ta działalność polega i co takiego wnosi w życie Twoje i Polaków mieszkających na obczyźnie?

AS: Zajmuję się przeróżną polonijną działalnością. Bardzo często są to akcje związane z kulturą. W chwili obecnej jestem członkiem jury w konkursie poetyckim dla dzieci „Tuwimować mi się chce” zorganizowanym przez Korespondencyjny Klub Literacki Młodej Polonii. Dostaję cudowne wiersze pisane przez dzieci mieszkające poza granicami Polski. Zaangażowanie w to sprawia mi ogromną radość, ale i martwi, bo muszę podjąć decyzję. Dzieci są fantastyczne, a ja muszę stwierdzić, że ktoś jest lepszy, a ktoś gorszy, to ogromna odpowiedzialność. Niezwykle ważnym jest też dla mnie temat dwujęzyczności dzieci mieszkających w Holandii. Są rodzice, którzy zaniedbują język polski swych pociech, ale i tacy, którzy mają mnóstwo wątpliwości w tym temacie. Spotykam też rodziców, potrzebujących tylko usłyszeć, że inni borykają się z takimi samymi problemami. Angażuję się w spotkania polonijne i opowiadam o dwujęzyczności oraz jej dobrych stronach. Dzięki temu też poznaję cudownych ludzi. To są niezapomniane chwile.

AAR: Jesteś również laureatką kilku nagród literackich i wyróżnień, wśród których znajduje się wyróżnienie samego marszałka senatu RP dla dziennikarzy polskich i polonijnych. To chyba wyjątkowa nagroda dla Ciebie, prawda? Pamiętasz, co czułaś, kiedy dowiedziałaś się, że to właśnie Tobie ją przyznano?

AS: To była moja pierwsza nagroda na obczyźnie. Byłam bardzo dumna, ponieważ otrzymałam ją za mój debiut dziennikarski. Było mi również bardzo miło, gdy miałam okazję spotkać się osobiście z marszałkiem senatu. Wtedy też po raz pierwszy zrozumiałam, czym jest związek autor-czytelnik. Po publikacji nagrodzonych tekstów zaczęłam otrzymywać listy od osób, które czytając przeżywali. Gdy słyszę lub czytam, że moje teksty wywołały uczucia, coś dały, to jest największa nagroda.

AAR: Krótka forma literacka również nie jest Ci obca, bo przecież potrafisz pisać fantastyczne opowiadania z oryginalnym przesłaniem. Planowane jest także wydanie zbioru felietonów Twojego autorstwa. Możesz zdradzić czytelnikom jaką tematykę w nich poruszasz i do kogo są skierowane?

AS: Pierwsze moje teksty, które zostały opublikowane w prasie polonijnej to były felietony dotyczące życia na emigracji. Z czasem zaczęłam pisać o wszystkim.  Od kilku lat współpracuję ze Sceną Polską w Holandii. Również pisanie dla Lejdiz Magazine w Anglii jest dla mnie powodem do dumy. Gdy w 2011 roku współpracowałam z PNKV w Holandii, zaproponowano mi wydanie moich felietonów, których wtedy już się sporo uzbierało, w formie książki. Ten projekt jest dla mnie bardzo ważny, ponieważ będzie to wydanie dwujęzyczne i będzie nosić tytuł „Słowa do użytku wewnętrznego”. Czytanie moich słów w innym języku jest dziwne, ekscytujące i trochę nierealne.

AAR: Masz już za sobą pierwsze spotkanie autorskie, które odbyło się w Polsce w Twoim rodzinnym mieście. Czy było to dla Ciebie bardzo stresujące wydarzenie jako debiutantki?

AS: Pierwsze spotkanie autorskie było dla mnie bardzo stresującym przeżyciem. Przyznam Ci się, że były chwile, gdy myślałam, że będę pierwszym w historii debiutantem, który zejdzie z tego świata podczas takiego spotkania. Teraz, gdy mam to już za sobą, mogę z ręką na sercu powiedzieć, że wieczór w Wałbrzychu w Bibliotece pod Atlantami pozostanie jednym z moich najmilszych wspomnień. Poznałam tylu miłych i ciepłych ludzi. Na spotkanie przyszły osoby z mojej przeszłości, ale i obcy, którzy ściskali mi dłonie i dzielili się przeżyciami.

AAR: Planujesz kolejne spotkania autorskie, na przykład w Holandii?

AS: Spotkania z czytelnikami są cudowne i z pewnością, gdy tylko będzie okazja będą organizowane. W niedalekiej przyszłości odbędą się w Holandii spotkania z czytelnikami mojej drugiej książki, zbioru felietonów.

AAR: Być może jeszcze zbyt wcześnie pytać Cię o to, ale ciekawi mnie czy chcesz pisać tylko dla młodzieży, czy może masz w planach napisanie kiedyś powieści adresowanej do dorosłych czytelników?

AS: W tej chwili jestem pochłonięta dalszymi losami Jangblizjan, rozpoczęłam też cykl bajek dla najmłodszych. W głowie mam mnóstwo pomysłów. Myślę, że kiedyś napiszę coś adresowanego do dorosłych. Teraz jednak przez jakiś czas pozostanę w świecie bajek i fantasy.

AAR: O ile mi wiadomo „Wojna w Jangblizji. W Tamtym Świecie” równocześnie miała ukazać się w Polsce, Holandii i Anglii. Czy jest jakaś różnica pomiędzy odbiorem książki przez czytelników w tych trzech krajach? A może ich gusta wszędzie są takie same?

AS: To prawda. Odbiór bardzo się różni, ale powodem nie jest różnica w gustach czytających. Emigranci to ludzie dorośli, którzy ciężko pracują i często nie mają czasu na wyprawy do świata fantasy. Za granicę przyjeżdżają z dziećmi, które tu chodzą do szkół i bardzo szybko zaczynają czytać w języku danego kraju. Młodzież mieszkająca w Holandii czyta właściwie już tylko po holendersku, więc może jeśli uda mi się książkę przetłumaczyć, znajdę więcej czytelników. Oczywiście nie jest to reguła, ale niestety większość. Zresztą zobaczyć „Jangblizję” wydaną po niderlandzku jest moim kolejnym marzeniem do zrealizowania.  

AAR: Wiem, że Twoja debiutancka powieść to tylko początek opowieści o Jangblizjanach. Ta historia ma mieć formę trylogii. W związku z tym, kiedy możemy spodziewać się dalszego ciągu tej wyjątkowej baśni?

AS: Chciałabym, aby druga część ukazała się rok po premierze pierwszej. Mam nadzieję, że podołam wyzwaniu. Już wiem, że książka ta będzie obszerniejsza. Postaci żyją w mojej głowie i zmuszają do pisania.  „Wojna w Jangblizji. W Tamtym Świecie” to dopiero początek. W kolejnej części wątki się rozwijają i padają odpowiedzi na zadane wcześniej pytania.

AAR: Agnieszko, serdecznie Ci dziękuję za rozmowę i życzę Ci samych sukcesów u progu Twojej kariery literackiej.

AS: To ja dziękuję za rozmowę i możliwość goszczenia na Twym blogu.



Rozmowa i redakcja: 
Agnes Anne Rose




Jeśli chcesz przeczytać ten wywiad po angielsku, kliknij tutaj.
If you want to read this interview in English, please click here