Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gruszki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gruszki. Pokaż wszystkie posty

środa, 21 sierpnia 2019

Dzika marmolada wieloowocowa

Troszkę pada, ale jednak cały czas i tak susza daje się we znaki. Niby owoce dojrzewają, niby nie, spady są twarde i niesmaczne. Jeżeli zatem uda się znaleźć krzew lub drzewo z naprawdę dojrzałymi i smacznymi owocami, warto je zebrać - nawet wtedy, kiedy ilość owoców kwalifikuje je na bezpośrednie spożycie w postaci kompotu. Ale jest szansa, że zebrawszy różne owoce uda się przygotować smaczną marmoladę.

Tak też ostatnio uczyniłam. W skład mojej dzikiej marmolady weszły owoce, które akurat udało mi się zerwać: garść dzikiej róży, cudownie dojrzała aronia, jeżyny leśne, papierówki, gruszki, śliwka mirabelka. Niezbyt słodka i aksamitna, bo zmiksowana i przetarta dodatkowo przez sito marmolada jest po prostu przepyszna.





Dzika marmolada z owoców mieszanych


1 - 1,2 kg oczyszczonych z pestek różnych owoców (aronia, dzika róża,dzikie śliwki, jabłka, czeremcha, gruszki, jeżyny) z przewagą jeżyn
20 dkg cukru
szklanka wody
szczypta czarnego pieprzy i soli

Jeżyny i czeremchę krótko gotujemy i przecieramy przez gęste sito, aby pozbyć się pestek. Do przecieru dodajemy aronię, wydrylowane owoce dzikiej róży i śliwki, obrane oraz pokrojone na mniejsze kawałki jabłka i gruszki. Dodajemy cukier, sól, pieprz i smażymy owoce do momentu, aż woda z przecieru odparuje a przetwór uzyska satysfakcjonującą gęstość, czyli objętość marmolady zmniejszy się o mniej więcej połowę. Następnie miksujemy ją i przekładamy do słoików. Ze względu na niską zawartość cukru, napełnione i zakręcone słoiki pasteryzujemy około 15-20 minut.


Warto pamiętać, że przewaga wagowa konkretnego owocu w marmoladzie decyduje o jej smaku i aromacie. Wyjątkowość smaku mojej dzikiej marmolady to zasługa leśnych jeżyn :) Ale właśnie czeka na obróbkę inny zestaw dzikich owoców! Bez, jabłka, mirabelki i dzika róża. Pomyślę, co tu z nich wyczarować i dam Wam znać :)



Tymczasem życzę smacznego!









niedziela, 18 czerwca 2017

Wsiowy eksperyment, czyli herbata gruszkowa

Zieleń jest niezwykle inspirująca. Przechodzę obok zielonego i od razu myślę, co by tu z niego zrobić. Ostatnio natknęłam się na zazielenione drzewo gruszy, pomyślałam więc chwilę i zdecydowałam się na eksperymentalną herbatę. Liści gruszy nigdy nie "fermentowałam" i to miał być mój pierwszy raz. Zresztą, uważam, ze młode liście są na herbaty najlepsze. Teraz może juz troszkę za późno, ale nie szkodzi, bo za rok znowu będzie wiosna :)




Zasada "fermentowania" liści jest dokładnie taka sama jak przy pozostałych herbatach, o których pisałam wcześniej. Jedna istotna uwaga: czas "fermentacji" jest znacznie krótszy, bo wystarczy doba. Liście gruszy są bardzo delikatne, kruche i soczyste. Po ewentualnym opłukaniu a przed rolowaniem należy je dobrze obsuszyć, bo będzie zbyt dużo "soku", a to by sugerowało ewentualne ryzyko zgnicia liści.




Dodatkiem do herbaty miały być owoce gruszki, pokrojone w kostkę i wysuszone. Mam nadzieję, że i ta herbata znajdzie swoich zwolenników - ma wyczuwalny aromat gruszkowy. Początkowo - podczas suszenia - był niemal perfumowany. Obecnie ma przyjemny herbaciano-owocowy zapach, który postanowiłam podkręcić "na świątecznie" dorzucając do herbaty goździki, odrobinę cynamonu i wspomniane już suszone gruszki.

Smacznego!




sobota, 12 grudnia 2015

Kompot wigilijny inaczej

Kompot z suszu owocowego jest jednym z tradycyjnych dań podawanych podczas wigilii świąt Bożego Narodzenia. Najbardziej popularnym kompotem jest ten gotowany z jabłek, gruszek i śliwek węgierek. W kuchni regionalnej różne z doborem owoców bywało. Na Podlasiu na przykład gotowano kompot z suszu z dzikich gruszek i czarnych jagód, ale generalnie po domach gotowało się kompoty z tego, co udało się zebrać i było w okolicy dostępne latem i jesienią, czy też, co można było kupić. Kompot podawano na deser lub jako zupę do cieniutko krajanego makaronu. W moim rodzinnym domu właśnie tak ów kompot jadano - bez zagęszczania, z makaronem.




Tradycyjnie kompot-zupę przygotowywano w mojej rodzinie z suszu z jabłek, gruszek ulęgałek oraz nie wędzonych śliwek węgierek. Pamiętam, że jabłka i gruszki były zbierane lub darowane, śliwki węgierki - kupowane i suszone domowym sposobem - podobnie zresztą jak jabłka i gruszki - w piekarniku węglowego pieca, na blachach. Kiedy owoców do suszenia było sporo, tata zabierał je do pracy i suszył w suszarkach mieszczących się w fabrycznych halach ;) Owoców w kompocie było zawsze dużo, podczas gotowania kompot był słodzony cukrem (a kto tam myślał wtedy o miodzie!?) i było go zawsze na święta dużo. Lubiliśmy sobie taką wigilijną zupkę zjeść i w pierwszy dzień Świąt.



Oczywiście i w tym roku będzie u mnie kompot taki, jaki znam z dzieciństwa. Postanowiłam jednak ugotować także inny - prawdziwie wsiowy i dziki, bo tylko z tych owoców, które udało mi się zebrać podczas letnich wędrówek i jesienią. A zatem w skład eksperymentalnego suszu weszły: rajskie jabłuszka, dzikie gruszki, głóg, aronia, czeremcha i dzika róża. Będzie pysznie? Jeżeli kompot okaże się mało wyrazisty, dodam odrobinę musu z mirabelek - dla smaku.





Owoce na kompot najlepiej namoczyć na noc. Ja nigdy tej zasady nie przestrzegam i gotowanie kompotu zazwyczaj trwa nieco dłużej. Śliwki zawsze gotuję oddzielnie, kompot z nich trafia do garnka z gotującymi się pozostałymi owocami a śliwki, po pokrojeniu na drobno - do pierogów :) Śliwki gotuję w osłodzonej wodzie, później nie muszę już dosładzać farszu, ani posypywać ugotowanych pierogów cukrem, wystarczy je polać stopionym masłem z bułeczką.

Jeżeli chcemy ugotować kompot z samych śliwek, potrzebować będziemy około 0,5 kg suszu, cukier i na przykład kawałek cynamonu oraz skórkę cytrynową. Kompot można też wzbogacić suszonymi figami (w proporcji pół na pół ze śliwką). Można też przygotować kompot z suszonych gruszek, śliwek, jabłek, moreli i brzoskwiń oraz podprawić go cukrem i skórką pomarańczową. Będzie na bogato ;) Dla mnie jednak najważniejsze jest, aby było tradycyjnie :)





Dosuszanie mieszanki owocowej trwa a świętami już nawet pachnie :)




poniedziałek, 19 października 2015

Jesienne zupy: dyniowa i wiejska polewka z gruszek

Jesienią chętnie zjada się ciepłe, niebanalne zupy. Nadają się na śniadania, obiady i kolacje, są smakowite i pachną jesienią. Świetnie, kiedy można wykorzystać do ich przygotowania dary zebrane podczas zielarskiej wyprawy :) Dziś proponuję dwie zupy i każda z nich wiąże się ze wspomnieniami.

Pierwsza propozycja to zupa dyniowa z makaronem. Dynie to jedno z moich ulubionych warzyw, w sezonie jada się we Wsiowej Kuchni całkiem sporo a i poza sezonem także. Każdego roku do spiżarki trafiają słoiki z przecierem będącym podstawą wielu smakowitych dań z dyni: placków, ciast, makaronów, sosów, dżemów i  zup właśnie.


 Na wsi w regionie w okolicach Łasku, Widawy, Zduńskiej Woli, tam skąd pochodzili moi rodzice, dyni uprawiało się sporo. Nazywano ją banią i czasem trudno było rozpoznać, czy to dynia rośnie, czy cukinia, czy kabaczek, bo wszystko rosło wielkie i na jednym zagonie. Banie, które dostawałam od dziadka miały zieloną gładka skórkę, niektóre były okrągłe a inne podłużne i olbrzymie ;) Do dziś nie wiem, co to była za odmiana. Miały niepowtarzalny smak a kolor miąższu jak u dyni Hokkaido. Zupę, którą tu proponuję przygotowałam na bazie rosołu: litr dobrego rosołu, pół kilograma oczyszczonej dyni, gotujemy, miksujemy, doprawiamy solą, pieprzem i carry. Podajemy z makaronem i posypujemy zieleniną. Ja użyłam pokrojonego makaronu typu spagetti a do posypania wykorzystałam posiekane drobno młode liście balkonowej babki lancetowatej. Zupę ozdobiłam kleksem śmietany i świeżo mielonym kolorowym kleksem.

Druga zupa, o której chce napisać to zupa przecierana z ulęgałek czyli wiejska polewka gruszkowa. Jadłam ją kilka razy w dzieciństwie. Jest bardzo prosta w przygotowaniu, w mojej rodzinie jadało się ją na wsi jako tzw. bieda-zupę, czyli wtedy, kiedy nie było za bardzo co jeść. Mój tata wspominał, że polewkę z gruszek jego mama a moja babcia gotowała, kiedy był dzieckiem, podawała z tłuczonymi ziemniakami i taka zupa miała wystarczyć domownikom na cały dzień pracy czy nauki. Smak tej zupy należy do jednych z moich ulubionych. No i cóż... Mam do niego prawdziwy sentyment.

Aby przygotować zupę wystarczy mieć gruszki i ziemniaki. Ja wykorzystałam ulęgałki zebrane podczas jednej z moich zielonych wypraw. Zresztą to te gruszki były najczęściej wykorzystywane w domowej kuchni, te ładne, "luksusowe" sprzedawano na targach a owoce ze starych drzew, które były niewielkie i mniej smaczne, wykorzystywano w domu.A zatem bierzemy litr, półtora wody, wrzucamy pokrojone gruszki (malutkich nie warto obierać ze skórki ani wykrawać gniazd nasiennych) rozgotowujemy i przecieramy przez sito. Dosładzamy i trochę solimy do smaku, mieszamy z łyżką lub dwiema śmietany. Oddzielnie gotujemy ziemniaki, które po ugotowaniu tłuczemy na gładko może być z masłem i odrobiną mleka. Podajemy w jednej misce ziemniaki i polewkę.

Pamiętajcie jednak, że dzikie gruszki, takie niewyrośnięte są kwaśne i czasem z goryczką. Ona przejdzie do smaku zupy. Jeżeli ktoś chce mieć łagodny aromat i smak gruszkowy powinien raczej użyć owoców kupionych w sklepie czy na targu, obrać je ze skórki oraz pozbyć się gniazd nasiennych. W wersji lux można dodać do polewki trochę wina a ziemniaki zastąpić drobnymi grzankami. Podajemy ją wtedy w filiżankach, bo nawet niewielka ilość tak zaprawionej polewki porządnie rozgrzewa :)

Wspomnień czas :) Smacznego!