Troszkę pada, ale jednak cały czas i tak susza daje się we znaki. Niby owoce dojrzewają, niby nie, spady są twarde i niesmaczne. Jeżeli zatem uda się znaleźć krzew lub drzewo z naprawdę dojrzałymi i smacznymi owocami, warto je zebrać - nawet wtedy, kiedy ilość owoców kwalifikuje je na bezpośrednie spożycie w postaci kompotu. Ale jest szansa, że zebrawszy różne owoce uda się przygotować smaczną marmoladę.
Tak też ostatnio uczyniłam. W skład mojej dzikiej marmolady weszły owoce, które akurat udało mi się zerwać: garść dzikiej róży, cudownie dojrzała aronia, jeżyny leśne, papierówki, gruszki, śliwka mirabelka. Niezbyt słodka i aksamitna, bo zmiksowana i przetarta dodatkowo przez sito marmolada jest po prostu przepyszna.
Dzika marmolada z owoców mieszanych
1 - 1,2 kg oczyszczonych z pestek różnych owoców (aronia, dzika róża,dzikie śliwki, jabłka, czeremcha, gruszki, jeżyny) z przewagą jeżyn
20 dkg cukru
szklanka wody
szczypta czarnego pieprzy i soli
Jeżyny i czeremchę krótko gotujemy i przecieramy przez gęste sito, aby pozbyć się pestek. Do przecieru dodajemy aronię, wydrylowane owoce dzikiej róży i śliwki, obrane oraz pokrojone na mniejsze kawałki jabłka i gruszki. Dodajemy cukier, sól, pieprz i smażymy owoce do momentu, aż woda z przecieru odparuje a przetwór uzyska satysfakcjonującą gęstość, czyli objętość marmolady zmniejszy się o mniej więcej połowę. Następnie miksujemy ją i przekładamy do słoików. Ze względu na niską zawartość cukru, napełnione i zakręcone słoiki pasteryzujemy około 15-20 minut.
Warto pamiętać, że przewaga wagowa konkretnego owocu w marmoladzie decyduje o jej smaku i aromacie. Wyjątkowość smaku mojej dzikiej marmolady to zasługa leśnych jeżyn :) Ale właśnie czeka na obróbkę inny zestaw dzikich owoców! Bez, jabłka, mirabelki i dzika róża. Pomyślę, co tu z nich wyczarować i dam Wam znać :)
Tymczasem życzę smacznego!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gruszki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gruszki. Pokaż wszystkie posty
środa, 21 sierpnia 2019
niedziela, 18 czerwca 2017
Wsiowy eksperyment, czyli herbata gruszkowa
Zieleń jest niezwykle inspirująca. Przechodzę obok zielonego i od razu myślę, co by tu z niego zrobić. Ostatnio natknęłam się na zazielenione drzewo gruszy, pomyślałam więc chwilę i zdecydowałam się na eksperymentalną herbatę. Liści gruszy nigdy nie "fermentowałam" i to miał być mój pierwszy raz. Zresztą, uważam, ze młode liście są na herbaty najlepsze. Teraz może juz troszkę za późno, ale nie szkodzi, bo za rok znowu będzie wiosna :)
Zasada "fermentowania" liści jest dokładnie taka sama jak przy pozostałych herbatach, o których pisałam wcześniej. Jedna istotna uwaga: czas "fermentacji" jest znacznie krótszy, bo wystarczy doba. Liście gruszy są bardzo delikatne, kruche i soczyste. Po ewentualnym opłukaniu a przed rolowaniem należy je dobrze obsuszyć, bo będzie zbyt dużo "soku", a to by sugerowało ewentualne ryzyko zgnicia liści.
Dodatkiem do herbaty miały być owoce gruszki, pokrojone w kostkę i wysuszone. Mam nadzieję, że i ta herbata znajdzie swoich zwolenników - ma wyczuwalny aromat gruszkowy. Początkowo - podczas suszenia - był niemal perfumowany. Obecnie ma przyjemny herbaciano-owocowy zapach, który postanowiłam podkręcić "na świątecznie" dorzucając do herbaty goździki, odrobinę cynamonu i wspomniane już suszone gruszki.
Smacznego!
Zasada "fermentowania" liści jest dokładnie taka sama jak przy pozostałych herbatach, o których pisałam wcześniej. Jedna istotna uwaga: czas "fermentacji" jest znacznie krótszy, bo wystarczy doba. Liście gruszy są bardzo delikatne, kruche i soczyste. Po ewentualnym opłukaniu a przed rolowaniem należy je dobrze obsuszyć, bo będzie zbyt dużo "soku", a to by sugerowało ewentualne ryzyko zgnicia liści.
Dodatkiem do herbaty miały być owoce gruszki, pokrojone w kostkę i wysuszone. Mam nadzieję, że i ta herbata znajdzie swoich zwolenników - ma wyczuwalny aromat gruszkowy. Początkowo - podczas suszenia - był niemal perfumowany. Obecnie ma przyjemny herbaciano-owocowy zapach, który postanowiłam podkręcić "na świątecznie" dorzucając do herbaty goździki, odrobinę cynamonu i wspomniane już suszone gruszki.
Smacznego!
sobota, 12 grudnia 2015
Kompot wigilijny inaczej
Kompot z suszu owocowego jest jednym z tradycyjnych dań podawanych podczas wigilii świąt Bożego Narodzenia. Najbardziej popularnym kompotem jest ten gotowany z jabłek, gruszek i śliwek węgierek. W kuchni regionalnej różne z doborem owoców bywało. Na Podlasiu na przykład gotowano kompot z suszu z dzikich gruszek i czarnych jagód, ale generalnie po domach gotowało się kompoty z tego, co udało się zebrać i było w okolicy dostępne latem i jesienią, czy też, co można było kupić. Kompot podawano na deser lub jako zupę do cieniutko krajanego makaronu. W moim rodzinnym domu właśnie tak ów kompot jadano - bez zagęszczania, z makaronem.
Tradycyjnie kompot-zupę przygotowywano w mojej rodzinie z suszu z jabłek, gruszek ulęgałek oraz nie wędzonych śliwek węgierek. Pamiętam, że jabłka i gruszki były zbierane lub darowane, śliwki węgierki - kupowane i suszone domowym sposobem - podobnie zresztą jak jabłka i gruszki - w piekarniku węglowego pieca, na blachach. Kiedy owoców do suszenia było sporo, tata zabierał je do pracy i suszył w suszarkach mieszczących się w fabrycznych halach ;) Owoców w kompocie było zawsze dużo, podczas gotowania kompot był słodzony cukrem (a kto tam myślał wtedy o miodzie!?) i było go zawsze na święta dużo. Lubiliśmy sobie taką wigilijną zupkę zjeść i w pierwszy dzień Świąt.
Oczywiście i w tym roku będzie u mnie kompot taki, jaki znam z dzieciństwa. Postanowiłam jednak ugotować także inny - prawdziwie wsiowy i dziki, bo tylko z tych owoców, które udało mi się zebrać podczas letnich wędrówek i jesienią. A zatem w skład eksperymentalnego suszu weszły: rajskie jabłuszka, dzikie gruszki, głóg, aronia, czeremcha i dzika róża. Będzie pysznie? Jeżeli kompot okaże się mało wyrazisty, dodam odrobinę musu z mirabelek - dla smaku.
Owoce na kompot najlepiej namoczyć na noc. Ja nigdy tej zasady nie przestrzegam i gotowanie kompotu zazwyczaj trwa nieco dłużej. Śliwki zawsze gotuję oddzielnie, kompot z nich trafia do garnka z gotującymi się pozostałymi owocami a śliwki, po pokrojeniu na drobno - do pierogów :) Śliwki gotuję w osłodzonej wodzie, później nie muszę już dosładzać farszu, ani posypywać ugotowanych pierogów cukrem, wystarczy je polać stopionym masłem z bułeczką.
Jeżeli chcemy ugotować kompot z samych śliwek, potrzebować będziemy około 0,5 kg suszu, cukier i na przykład kawałek cynamonu oraz skórkę cytrynową. Kompot można też wzbogacić suszonymi figami (w proporcji pół na pół ze śliwką). Można też przygotować kompot z suszonych gruszek, śliwek, jabłek, moreli i brzoskwiń oraz podprawić go cukrem i skórką pomarańczową. Będzie na bogato ;) Dla mnie jednak najważniejsze jest, aby było tradycyjnie :)
Dosuszanie mieszanki owocowej trwa a świętami już nawet pachnie :)
![]() |
Tradycyjnie kompot-zupę przygotowywano w mojej rodzinie z suszu z jabłek, gruszek ulęgałek oraz nie wędzonych śliwek węgierek. Pamiętam, że jabłka i gruszki były zbierane lub darowane, śliwki węgierki - kupowane i suszone domowym sposobem - podobnie zresztą jak jabłka i gruszki - w piekarniku węglowego pieca, na blachach. Kiedy owoców do suszenia było sporo, tata zabierał je do pracy i suszył w suszarkach mieszczących się w fabrycznych halach ;) Owoców w kompocie było zawsze dużo, podczas gotowania kompot był słodzony cukrem (a kto tam myślał wtedy o miodzie!?) i było go zawsze na święta dużo. Lubiliśmy sobie taką wigilijną zupkę zjeść i w pierwszy dzień Świąt.
Oczywiście i w tym roku będzie u mnie kompot taki, jaki znam z dzieciństwa. Postanowiłam jednak ugotować także inny - prawdziwie wsiowy i dziki, bo tylko z tych owoców, które udało mi się zebrać podczas letnich wędrówek i jesienią. A zatem w skład eksperymentalnego suszu weszły: rajskie jabłuszka, dzikie gruszki, głóg, aronia, czeremcha i dzika róża. Będzie pysznie? Jeżeli kompot okaże się mało wyrazisty, dodam odrobinę musu z mirabelek - dla smaku.
Owoce na kompot najlepiej namoczyć na noc. Ja nigdy tej zasady nie przestrzegam i gotowanie kompotu zazwyczaj trwa nieco dłużej. Śliwki zawsze gotuję oddzielnie, kompot z nich trafia do garnka z gotującymi się pozostałymi owocami a śliwki, po pokrojeniu na drobno - do pierogów :) Śliwki gotuję w osłodzonej wodzie, później nie muszę już dosładzać farszu, ani posypywać ugotowanych pierogów cukrem, wystarczy je polać stopionym masłem z bułeczką.
Jeżeli chcemy ugotować kompot z samych śliwek, potrzebować będziemy około 0,5 kg suszu, cukier i na przykład kawałek cynamonu oraz skórkę cytrynową. Kompot można też wzbogacić suszonymi figami (w proporcji pół na pół ze śliwką). Można też przygotować kompot z suszonych gruszek, śliwek, jabłek, moreli i brzoskwiń oraz podprawić go cukrem i skórką pomarańczową. Będzie na bogato ;) Dla mnie jednak najważniejsze jest, aby było tradycyjnie :)
Dosuszanie mieszanki owocowej trwa a świętami już nawet pachnie :)
poniedziałek, 19 października 2015
Jesienne zupy: dyniowa i wiejska polewka z gruszek
Jesienią chętnie zjada się ciepłe, niebanalne zupy. Nadają się na śniadania, obiady i kolacje, są smakowite i pachną jesienią. Świetnie, kiedy można wykorzystać do ich przygotowania dary zebrane podczas zielarskiej wyprawy :) Dziś proponuję dwie zupy i każda z nich wiąże się ze wspomnieniami.
Pierwsza propozycja to zupa dyniowa z makaronem. Dynie to jedno z moich ulubionych warzyw, w sezonie jada się we Wsiowej Kuchni całkiem sporo a i poza sezonem także. Każdego roku do spiżarki trafiają słoiki z przecierem będącym podstawą wielu smakowitych dań z dyni: placków, ciast, makaronów, sosów, dżemów i zup właśnie.
Na wsi w regionie w okolicach Łasku, Widawy, Zduńskiej Woli, tam skąd pochodzili moi rodzice, dyni uprawiało się sporo. Nazywano ją banią i czasem trudno było rozpoznać, czy to dynia rośnie, czy cukinia, czy kabaczek, bo wszystko rosło wielkie i na jednym zagonie. Banie, które dostawałam od dziadka miały zieloną gładka skórkę, niektóre były okrągłe a inne podłużne i olbrzymie ;) Do dziś nie wiem, co to była za odmiana. Miały niepowtarzalny smak a kolor miąższu jak u dyni Hokkaido. Zupę, którą tu proponuję przygotowałam na bazie rosołu: litr dobrego rosołu, pół kilograma oczyszczonej dyni, gotujemy, miksujemy, doprawiamy solą, pieprzem i carry. Podajemy z makaronem i posypujemy zieleniną. Ja użyłam pokrojonego makaronu typu spagetti a do posypania wykorzystałam posiekane drobno młode liście balkonowej babki lancetowatej. Zupę ozdobiłam kleksem śmietany i świeżo mielonym kolorowym kleksem.
Druga zupa, o której chce napisać to zupa przecierana z ulęgałek czyli wiejska polewka gruszkowa. Jadłam ją kilka razy w dzieciństwie. Jest bardzo prosta w przygotowaniu, w mojej rodzinie jadało się ją na wsi jako tzw. bieda-zupę, czyli wtedy, kiedy nie było za bardzo co jeść. Mój tata wspominał, że polewkę z gruszek jego mama a moja babcia gotowała, kiedy był dzieckiem, podawała z tłuczonymi ziemniakami i taka zupa miała wystarczyć domownikom na cały dzień pracy czy nauki. Smak tej zupy należy do jednych z moich ulubionych. No i cóż... Mam do niego prawdziwy sentyment.
Aby przygotować zupę wystarczy mieć gruszki i ziemniaki. Ja wykorzystałam ulęgałki zebrane podczas jednej z moich zielonych wypraw. Zresztą to te gruszki były najczęściej wykorzystywane w domowej kuchni, te ładne, "luksusowe" sprzedawano na targach a owoce ze starych drzew, które były niewielkie i mniej smaczne, wykorzystywano w domu.A zatem bierzemy litr, półtora wody, wrzucamy pokrojone gruszki (malutkich nie warto obierać ze skórki ani wykrawać gniazd nasiennych) rozgotowujemy i przecieramy przez sito. Dosładzamy i trochę solimy do smaku, mieszamy z łyżką lub dwiema śmietany. Oddzielnie gotujemy ziemniaki, które po ugotowaniu tłuczemy na gładko może być z masłem i odrobiną mleka. Podajemy w jednej misce ziemniaki i polewkę.
Pamiętajcie jednak, że dzikie gruszki, takie niewyrośnięte są kwaśne i czasem z goryczką. Ona przejdzie do smaku zupy. Jeżeli ktoś chce mieć łagodny aromat i smak gruszkowy powinien raczej użyć owoców kupionych w sklepie czy na targu, obrać je ze skórki oraz pozbyć się gniazd nasiennych. W wersji lux można dodać do polewki trochę wina a ziemniaki zastąpić drobnymi grzankami. Podajemy ją wtedy w filiżankach, bo nawet niewielka ilość tak zaprawionej polewki porządnie rozgrzewa :)
Wspomnień czas :) Smacznego!
Pierwsza propozycja to zupa dyniowa z makaronem. Dynie to jedno z moich ulubionych warzyw, w sezonie jada się we Wsiowej Kuchni całkiem sporo a i poza sezonem także. Każdego roku do spiżarki trafiają słoiki z przecierem będącym podstawą wielu smakowitych dań z dyni: placków, ciast, makaronów, sosów, dżemów i zup właśnie.
Na wsi w regionie w okolicach Łasku, Widawy, Zduńskiej Woli, tam skąd pochodzili moi rodzice, dyni uprawiało się sporo. Nazywano ją banią i czasem trudno było rozpoznać, czy to dynia rośnie, czy cukinia, czy kabaczek, bo wszystko rosło wielkie i na jednym zagonie. Banie, które dostawałam od dziadka miały zieloną gładka skórkę, niektóre były okrągłe a inne podłużne i olbrzymie ;) Do dziś nie wiem, co to była za odmiana. Miały niepowtarzalny smak a kolor miąższu jak u dyni Hokkaido. Zupę, którą tu proponuję przygotowałam na bazie rosołu: litr dobrego rosołu, pół kilograma oczyszczonej dyni, gotujemy, miksujemy, doprawiamy solą, pieprzem i carry. Podajemy z makaronem i posypujemy zieleniną. Ja użyłam pokrojonego makaronu typu spagetti a do posypania wykorzystałam posiekane drobno młode liście balkonowej babki lancetowatej. Zupę ozdobiłam kleksem śmietany i świeżo mielonym kolorowym kleksem.
Druga zupa, o której chce napisać to zupa przecierana z ulęgałek czyli wiejska polewka gruszkowa. Jadłam ją kilka razy w dzieciństwie. Jest bardzo prosta w przygotowaniu, w mojej rodzinie jadało się ją na wsi jako tzw. bieda-zupę, czyli wtedy, kiedy nie było za bardzo co jeść. Mój tata wspominał, że polewkę z gruszek jego mama a moja babcia gotowała, kiedy był dzieckiem, podawała z tłuczonymi ziemniakami i taka zupa miała wystarczyć domownikom na cały dzień pracy czy nauki. Smak tej zupy należy do jednych z moich ulubionych. No i cóż... Mam do niego prawdziwy sentyment.
Aby przygotować zupę wystarczy mieć gruszki i ziemniaki. Ja wykorzystałam ulęgałki zebrane podczas jednej z moich zielonych wypraw. Zresztą to te gruszki były najczęściej wykorzystywane w domowej kuchni, te ładne, "luksusowe" sprzedawano na targach a owoce ze starych drzew, które były niewielkie i mniej smaczne, wykorzystywano w domu.A zatem bierzemy litr, półtora wody, wrzucamy pokrojone gruszki (malutkich nie warto obierać ze skórki ani wykrawać gniazd nasiennych) rozgotowujemy i przecieramy przez sito. Dosładzamy i trochę solimy do smaku, mieszamy z łyżką lub dwiema śmietany. Oddzielnie gotujemy ziemniaki, które po ugotowaniu tłuczemy na gładko może być z masłem i odrobiną mleka. Podajemy w jednej misce ziemniaki i polewkę.
Pamiętajcie jednak, że dzikie gruszki, takie niewyrośnięte są kwaśne i czasem z goryczką. Ona przejdzie do smaku zupy. Jeżeli ktoś chce mieć łagodny aromat i smak gruszkowy powinien raczej użyć owoców kupionych w sklepie czy na targu, obrać je ze skórki oraz pozbyć się gniazd nasiennych. W wersji lux można dodać do polewki trochę wina a ziemniaki zastąpić drobnymi grzankami. Podajemy ją wtedy w filiżankach, bo nawet niewielka ilość tak zaprawionej polewki porządnie rozgrzewa :)
Wspomnień czas :) Smacznego!
Subskrybuj:
Posty (Atom)