Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ubrania. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ubrania. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 22 czerwca 2017

Szafa mamy. Uniform No 2.

Jakiś czas temu pokazywałam na blogu uniform. Dlaczego nie fartuch? Noszę go nie tylko w kuchni, podczas gotowania. Bardzo często zakładam od rana i chodzę tak ubrana przez większą część dnia. Jako, że uniform pierwszy świetnie się sprawdzał uszyłam jeszcze jeden.


Tym razem uniform krótki, w formie kamizelki. I okazało się, że traktuję go raczej jako ubranie, wychodzę w nim także poza mieszkanie. Lubię. Mój codzienny strój to zazwyczaj dżinsy i biała koszulka z krótkim bądź długim rękawem. Podczas tegorocznej, chłodnej wiosny bardzo chętnie uzupełniałam go tą kamizelką. Kilkukrotne przeszycia były zamierzone. Krój bardzo fartuchowy. Boki nie są zeszyte, wykończone odszyciem i wiązaniem. Niby prosty, ale ma trochę indywidualizmu. Tkanina to szary len z IKEA.


Serdecznie pozdrawiam


środa, 14 czerwca 2017

Szafa mamy. Sukienki dresowe.

W dzisiejszym wpisie z serii "Szafa mamy" następuje rozdźwięk pomiędzy tym, co noszę, a tym co chciałabym nosić. Są to rzeczy, które mi się podobają, wpisują się w tworzony przeze mnie, nazwijmy to styl, dobrze w nich wyglądam, ale z jakiegoś powodu ich nie noszę... To nowa obserwacja. W tworzeniu przemyślanej szafy chodzi generalnie o to, żeby były w niej tylko takie rzeczy, które nosimy i żeby do siebie pasowały. Minimaliści idą dalej, mają w szafie minimalną ilość rzeczy, które są potrzebne do normalnego funkcjonowania. Ja póki co próbuję jakoś te moje półki ogarnąć i widać już efekty w mniejszej ilości rzeczy. Znacznie szybciej dokonuję wyboru stroju przed wyjściem z różnych okazji, a torba na wyjazd jest mniejsza. Poza tym mało rzeczy mi przybywa, zakupy nie kuszą, chyba że spotkam coś, co jest mi  po prostu potrzebne. Zdecydowanie do przodu. A jednak...


Jesienią ubiegłego roku uszyłam te sukienki/tuniki z dresu i miałam je na sobie zaledwie kilka razy. Myślałam, że będą częściej wykorzystywane wiosną, ale wiosną znów była jesień, a teraz już lato. Nie wiem co z nimi zrobię. Jeszcze chwilę poleżakują i pomyślę. W szafie mam znacznie więcej miejsca niż kiedyś i spokojnie się w niej mieszczą. 

Na zdjęciach powyżej jest prosta sukienka z kieszeniami, poniżej ten sam dres z aplikacją z... jedwabiu... Właściwie to nie jest aplikacja tylko warstwa jedwabiu. Dostałam kawałek tej tkaniny i wykorzystałam jak widzicie. Teraz trochę żałuję, że nie połączyłam go z czymś lżejszym. Szczerze mówiąc, do głowy mi nie przychodziło, że nie będę w tych kieckach chodzić... I z tego przekonania uszyłam dwie od razu... 



Jak już pisałam sukienki bardzo mi się podobają dlatego je pokazuję, mimo braku pewności, że zostaną ze mną na dłużej. Tak na pamiątkę mojej kolejnej lekcji praktycznej.

Z pozdrowieniami


czwartek, 23 marca 2017

Szafa mamy. Wiosenna bluzka i taka zwykła.




Do mojej szafy dołączyła wiosenna bluzka w liście. Jako, że moje zdolności artystyczne są równe, bądź bliskie 0, postanowiłam wykorzystać stemple. Nie, to nie jest fałszywa skromność. Nie potrafię rysować ani malować. Nawet proste drzewo, czy inna grafika to problem dla mojego mózgu i dłoni. Tak, potrafię zrobić wiele rzeczy, które gdzieś tam o sztukę mogą zostać posądzone, ale to raczej rzemieślnictwo. Wracając do tematu bluzki. Wszelkie moje doświadczenia z malowaniem i stemplowaniem tkanin zawarłam TUTAJ. Wykorzystałam farbę do tkanin. Wiem, że jest bardzo wytrzymała, bo w ten sam sposób i ten sam motyw wykorzystałam na TYM obrusie, który jest często prany. Mam wrażenie, że zupełnie nic nie stracił po tym czasie. Dodam, że był także namaczany w wybielaczu. Reasumując: uszyłam bluzkę z białej bawełny i ozdobiłam ją stemplami z liści. Koniec.






I jeszcze ta zwykła z tytułu. Biała miękka bawełna, krojona w całości z rękawami. Lubię. Chustę, mojej igły, można zobaczyć w poprzednim wpisie.



Serdecznie Was pozdrawiam i miłego popołudnia życzę.


niedziela, 22 stycznia 2017

O tym jak stara wyga uczyła młodą - historia uniformu.

Uniform to zdecydowanie najlepsze określenie dla ubrania, które sobie uszyłam w ubiegłym tygodniu. Sama nazwy nie wymyśliłam, podobny wcześniej uszyła  Aga i opowiedziała o nim fajną historię. (Aga, nie pamiętałam, że miałaś zdjęcia z konewką! - serio! - dopiero podczas linkowania zauważyłam. Moja podświadomość zakodowała Twoją stylizację jako idealną i zgapiła pomysł. A niech tam. Najlepszych warto naśladować 😊 Jednak uniform wyzwala potrzebę pracy!



Po co mi uniform. Mój codzienny strój to dzianinowy T-shirt lub long sleeve i spodnie. Przez większość dnia coś robię - trochę sprzątam, trochę gotuję, czasem szyję, czasem coś z drewna dziubię. Chciałabym żeby uniform był częścią mojego ubrania codziennego. Do prac cięższych, do których zabieram się świadomie i wiem że się ubrudzę mam  stroje i fartuchy robocze, ale wiele rzeczy robię bezwiednie i do takich ma być ON. To taki fartuch, jakiego używały moje babcie. Nosiły go od rana do wieczora, jako część ubrania. Pamiętam, że miały nawet fartuchy gorsze i taki "na niedzielę". Ten ma być z tych lepszych. No zobaczymy - to część projektu "szafa mamy" - całość można przejrzeć w zakładce ubrania.



To zdecydowanie egzemplarz próbny, nie do końca udany, o czym dla chętnych na końcu. Muszę przetestować, czy się nada, czy będę wykorzystywała, czy jednak idea minie się z rzeczywistością. Może doszyję kieszonkę (przydałaby się jedna na telefon, zazwyczaj cały dzień go szukam).  Początkowo planowałam obszyć brzegi fartucha lamówką, ale nie udało mi się kupić odpowiedniego koloru. Druga wersja to podwinięcie wszystkich brzegów. Len to materiał, który mocno się strzępi, dlatego postanowiłam wybrać się na kawę do posiadaczki owerloka. Po obszyciu obie uznałyśmy, że tak wygląda całkiem fajnie. No i zostaje na razie tak.



O uniformie to wszystko. Teraz nastąpi kilka zdań ku przestrodze początkujących szyjących, albo dla mnie do przeczytania przed kolejnym szyciem. 
  1. Zrób formę z gotowego ubrania lub kilku ubrań, które przypomina lub posiada cechy rzeczy, którą chcesz uszyć (podkroje dekoltu, rękawów, szerokość).  A ja: nie zrobiłam formy, to znaczy zaczęłam, ale później poszłam na żywioł... Czasu mi było szkoda.
  2. Wkrój sprawdź na zbędnym, tanim materiale. Obojętnie jakim. Zszyj tylko części, zobacz, jak papier przekłada się na tkaninę. A ja: od razu cięłam z właściwego materiału. Wymarzonego lnu... Taaa... I nie napiszę teraz: wszyscy, którzy słyszeli ode mnie tę radę niech mnie kopną, bo się boję konsekwencji... I na tym szarym lnie, cudnym, zaczęłam swoje wycinanki i poprawki. Jedyne co mnie tłumaczy to fakt, że len zakupiony został na dziale wyprzedażowym Ikea, był panelem zasłonowym  dlatego kolory przodu i tyłu są trochę nierównomierne.
  3. Nie nanoś poprawek po kilku godzinach, nazwijmy to pracy z wykrojem, a już na pewno nie dlatego, że zaraz wychodzisz z domu. Zostaw, zacznij jutro od przymiarki. Tu odegrał się ostateczny dramat... Zmniejszenie rozmiaru fartucha, który miał być over size...ech...
  4. Pamiętaj o dekatyzacji tkanin przed szyciem, zwłaszcza tych naturalnych jak len. Dekatyzacja materiału, czyli poddanie go wysokiej temperaturze, aby wstąpił się tyle co potrzebuje i nie robił tego więcej na gotowym produkcie. Najlepiej tkaninę wyprać i wyprasować jeszcze lekko wilgotną. A ja: nie zrobiłam tego bo myślałam, że fartuch będzie over size i te parę centymetrów mniej po praniu nie zrobi mu różnicy, ale po 3 powyższych punktach już nie jest over size i po praniu to się dopiero okaże.
Podobno jak chcesz sprawdzić fach kucharza karz mu ugotować... sos pomidorowy, żadnych tam cudów na kiju. Być może prosty fartuch sprawdza umiejętności krawieckie... Krawiec ze mnie żaden, ot domorosła szyjąca mama.



Generalnie nie jest dobrze popadać w rutynę, ale stosowanie pewnych procedur ułatwia życie. Jestem przekonana, że nie zaoszczędziłam ani minuty swojego czasu pomijając je,  a wręcz przeciwnie.  Warto co jakiś czas zaliczyć taką "wpadkę", żeby się o tym przekonać, zwłaszcza gdy przekonamy się na swoim, nie na cudzym materiale. Ostatecznie uniform będę nosiła, przynajmniej do pierwszego prania... Nie mogę go zakładać na obszerniejsze ubrania, ale gdy pracuję to nie noszę ciepłych ubrań. Poza tym bardziej dopasowany fason jest wygodniejszy do pracy, nie zwieszają się z niego metry materiału przy skłonie, jak przy standardowych kreacjach over size. Co mogłoby przecież grozić wkręceniem, dajmy na to w koło młyńskie ;-)

Czerpać z doświadczenia, nie wpadać w rutynę. Złota myśl na ten tydzień. Zapowiada się pracowity.

wtorek, 17 stycznia 2017

DIY - jak uszyć prosty fartuszek bez wykroju.


Przy okazji szycia fartuszka przed świętami przygotowałam DIY. Fartuszek z książką kucharską tworzył zestaw prezentowy. Sprawa dotyczy fartuszka dla dzieci, w bardzo dużej rozpiętości wiekowej/wzrostowej. Ogólnie rzecz ujmując, bez naciągania czy podwijania fartuszek pasuje na dziecko w wieku lat 6 i 12 (wzrost 128 i 154).

Fartuszek ma dodatkowy atut - do szycia nie potrzebujemy wykroju. Wystarczy zastosować się do poniższych wymiarów i zaczynamy zabawę.


Po rozłożeniu materiału fartuszek wstępnie wygląda tak:


Zabieramy się za szycie. Na początek zaprasowujemy brzegi fartuszka i zszywamy. Zaczynamy od górnego brzegu. Najpierw zaginamy materiał na 1cm i zaprasowujemy, a następnie raz jeszcze raz na 2cm i zapinamy szpilkami. Jeśli to niejasny opis to kilka zdjęć niżej (przy podwijaniu boków ze skosu, są dodatkowe zdjęcia tego procederu. Zawinięte w ten sposób brzegi nie będą się strzępiły  i fartuszek będzie trzymał ładną formę.



Podobnie postępujemy z dwoma długimi brzegami. Zaprasowujemy oba długie brzegi i przypinamy szpilkami. 


Następna czynność to szycie. Przeszywamy trzy zaprasowane przez nas brzegi: górny i dwa boczne.




Teraz zajmujemy się brzegami ze skosu. W tuneliki, które tutaj powstaną będziemy wciągać tasiemkę. Na zdjęciu poniżej widać dokładny proces podwijania każdego z brzegów.
Najpierw zawijamy brzeg na 1 cm i zaprasowujemy. Następnie podwijamy ten sam brzeg raz jeszcze. W przypadku tych brzegów musimy zwrócić uwagę na szerokość tuneliku i dostosować ją do tasiemki, którą na końcu przeciągniemy przez powstały tunelik. Tak więc tunelik, który powstanie musi być odpowiedniej szerokości. Moja tasiemka ma 3 cm, dlatego zaprasowałam brzeg na 3,5 cm. Po przeszyciu akurat zmieści się tam 3cm tasiemka.



Przymiarka tasiemki do tunelika.


Z drugim skośnym brzegiem postępujemy analogicznie.


Tak wygląda przeszycie z prawej strony. Tkanina lekko pofalowała, ale wystarczy rozprasować brzeg żelazkiem.


Na końcu podwijamy dół fartuszka.


Bawełniane tasiemki także podszywamy na końcach, inaczej będą się strzępiły. Ja zakupiłam gotową taśmę bawełnianą w pasmanterii. Można oczywiście uszyć taką taśmę z tego samego materiału co fartuszek. Potrzebujemy ok. 2m taśmy w jednym kawałku.


Niestety fartuszki szyłam na "raty" i zapomniałam zrobić zdjęć podczas szycia kieszonki. Nie jest to skomplikowane. Wykroiłam z szarego lnu kieszonkę o wielkości: 30cm na 20cm.  Zaprasowałam górę kieszonki (jeden z szerszych boków), w taki sam sposób jak każdy z brzegów fartuszka (raz na 1cm, a następnie na 2cm). Przypięłam zaprasowanie szpilkami i przeszyłam. Następnie podwinęłam i zaprasowałam  na ok. 1cm (tylko na raz) każdy z pozostałych brzegów kieszonki. Szpilkami przypięłam kieszonkę do fartuszka i przeszyłam. Oczywiście górną stroną kieszonki jest ta, z podwinięciem podwójnym. Dodatkowo przeszyłam kieszonkę na środku tworząc wąską kieszonkę na łyżkę.


Na koniec wciągnęłam taśmę w sposób widoczny na zdjęciu i fartuszek gotowy.


Użyte materiały:
Gruba bawełna w paski (Ikea)
Len - kieszonka (Ikea)
Bawełniana tasiemka szer. 3cm (pasmanteria)


ZapiszZapiszZapiszZapisz