Pokazywanie postów oznaczonych etykietą nobliści. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą nobliści. Pokaż wszystkie posty

środa, 24 kwietnia 2024

"Miasto ślepców" José Saramago




Miasto ślepców to historia epidemii, która po kolei ogarnia wszystkich mieszkańców miasta, a póżniej kraju. Pierwsza osoba zaraża najbliższych tylko przez krótki kontakt z nimi, aż epidemia rozprzestrzenia się na całe społeczeństwo. Pierwsi oślepli zostają internowani w byłym szpitalu psychiatrycznym. Okazuje się jednak, że żona jednego ze ślepych widzi, ukryła to, by móc towarzyszyć mężowi. Nie zdradza jednak tego faktu innym. Mimo braku wody i funkcjonujących urządzeń sanitarnych grupa ślepców jako tako radzi sobie. Po pewnym czasie dołączają do nich kolejni chorzy i warunki życia stają się katastrofalne – wszystko tonie w brudzie i smrodzie. Ponadto grupa ślepców przejmuje przydzielane racje żywnościowe, by czerpać z ich rozdzielania profity.

Od pierwszych stron zaskoczył mnie język Saramago – autor nie wydziela graficznie dialogów,  wplecione są natomiast w długie zdania i oznaczane wielką literą. Potrzebowałam chwili, by przyzwyczaić się do tego sposobu pisania, zwłaszcza, że czytałam tę powieść po portugalsku. Dzięki temu zabiegowi Saramago przykuwa czytelniczkę do swojej powieści, nie ma tu miejsca na oddech czy pauzę.

Miasto ślepców można rozważać na wielu płaszczyznach. Naturalnie najpierw będzie to sama treść i akcja powieści, czyli obserwacja zachowań ludzkich wobec epidemii. Saramago podsuwa czytelniczce wiele pytań – jak szybko człowiek przejmuje zachowania zwierzęce, jak istotny jest wzrok do normalnego funkcjonowania, czy możliwa jest organizacja państwa, jeśli wszyscy są niewidomi, jaki sens ma takie życie, czy niewidomi mają jakąkolwiek przyszłość poza wegetacją i walką o pożywienie, jakie znaczenie ma miłość?

Saramago nakreśla jednak także drugą płaszczyznę – funkcjonowanie państwa i społeczeństwa. MOżna oceniać zachowanie państwa wobec początku epidemii – najpierw będzie to walka o przetrwanie i zachowanie organizacji państwowych, a później terror i bezduszność.

Nie sposób nie dostrzec, że Miasto ślepców to powieść-metafora. Saramago na płaszczyźnie językowej korzysta z ogromnego bogactwa portugalskich przysłów, powtarza wiele razy podobne lub te same słowa, a nawet sposób zapisywania dialogów wiąże się z tematyką powieści – na początku czytelniczka czuje się ślepa. Te metafory językowe rozciągają się na treść i rozważania: czy osoba widząca może być ślepa? Czy zachowanie wzroku wśród niewidomych jest błogosławieństwem czy przekleństwem? Czy odzyskanie wzroku oznacza utratę ślepoty?

Saramago niezwykle plastycznie oddaje obrazy destrukcji i zezwierzęcenia, pobudzając w czytelniczce wszystkie zmysły (nie tylko wzrok!). Zadziwiająca alegoria, która po ostatniej pandemii nabiera innego wymiaru.

José Saramago, Ensaio sobre a Cegueira, 299 str., Porto Editora 2016.

piątek, 15 grudnia 2023

"Zgubiona dusza" Olga Tokarczuk, Joanna Concejo

 


To nietypowa dla moich wyborów czytelniczych publikacja, ale książka warta uwagi i piękna. Jej przesłanie jest proste i wcale nieodkrywcze. Człowiek pędzi, żyje, pracuje, wszystko się zgadza, ale pozornie, bo odczuwa jakąś pustkę lub ucisk w klatce piersiowej lub zagubienie lub... Okazuje się, że jego dusza została w tyle i nie jest w stanie dogonić pędzącego człowieka. Nic nowego, prawda? Kto nie zna tego z autopsji? To jednak prawda, o której warto wciąż przypominać. 

Krótki tekst Olgi Tokarczuk to jednak mała część tej książki, jej integralną częścią są bowiem także ilustracje Joanny Concejo. Melancholijne, nastrojowe i skłaniające do przemyśleń. Concejo opowiada swoją historię, rozwija myśl Tokarczuk i dodaje swoje graficzne inspiracje. 

Piękna książka do wielokrotnego przeglądania.


Moja ocena: 5/6

Olga Tokarczuk, Jonna Concejo, Zgubiona dusza, 48 str., Wydawnictwo Format 2017.

sobota, 21 października 2023

"Tortilla Flat" John Steinbeck


Tortilla Flat do dzielnica na przedmieściu Monterey - niezbyt elegancka, właściwie taka raczej poślednia. To właśnie tam Danny dziedziczy dom i nagle z włóczęgi i lekkoducha staje się właścicielem. To ogromna zmiana, ale przechodzi ją wraz z kumplami. Ta paczka jednak rośnie i zadomowia się u Danny'ego. To zbieranina przeróżnych typów i charakterów, których głównym celem w życiu jest odpoczynek, kołowanie wina na galony i uciechy z kobietami. 

Steinbeck opisuje przygody tej paczki, każdy rozdział to inne wydarzenie, które najczęściej prowadzi ro rozrośnięcia się grupy. To opowieści pełne komizmu, zwłaszcza sytuacyjnego. Choć wszyscy bohaterowie to rzezimieszki na bakier z prawem, to nie sposób nie zapałać do nich sympatią. Steinbeck wspaniale oddaje ich sposób myślenia, logikę i pokrętne wytłumaczenia, by nie pracować i usprawiedliwić kradzieże. Nie sposób nie śmiać się podczas lektury, choć, przyznam, miałam także sporo refleksji. Każdy z bohaterów nie ma szans na wyrwanie się z kręgu biedy i drobnych wykroczeń - często wpadli w taki rytm przypadkowo lub w takich warunkach się urodzili. Łączy ich jednak przyjaźń i braterstwo.

Bardzo ciekawa jest postać Danny'ego, który w pewnym momencie nie wytrzyma życia bardziej uregulowanego, życia posiadacza domu. Ten melancholijny rys tworzy z tej powieści coś więcej niż tylko lekki opis dwudziestowiecznych sowizdrzałów, a i mnie skłonił do wielu przemyśleń, bynajmniej nie wesołych. 

Steinbeck uwodzi oczywiście językiem - celnym, ostrym, ironicznym. W tej powieści przecież niewiele się dzieje, a i tak trudno się od niej oderwać. Nie poleciłabym jej może na pierwsze spotkanie z noblistą, ale każda fanka i każdy fan Steinbecka na pewno ją doceni.

Moja ocena: 5/6

John Steinbeck, Tortilla Flat, tł. Jan Zakrzewski, czyt. Marcin Popczyński, 287 str., Czytelnik 1980.

czwartek, 19 października 2023

"Księgi Jakubowe" Olga Tokarczuk


Bałam się długo tej książki, odkładałam lekturę, przerażała mnie objętość i tytuł. Tak się jednak złożyło, że została mi wybrana do przeczytania na ten rok, a ja trafiłam na audiobook. Wzięłam ją więc na dwa fronty - uszami i oczami. Bardzo szybko przepadłam w świecie Jakuba Franka i zostałam w nim na blisko dwa miesiące. Nie zawsze było łatwo, nie uniknęłam chwil nudy i zagubienia oraz znużenia, ale były to chwile, które szybko umykały, bo kolejna strona otwierała zupełnie inny świat. Czym są więc Księgi Jakubowe? Eposem, powieścią historyczną, psychologiczną i skarbnicą wiedzy w jednym. Jestem porażona i oczarowana detalami, szczegółami, wiedzą, ciekawostkami, tłem historycznym, kreacją postaci (bardzo licznych), opisem strojów, życia, warunków. To jest nieopisanie gargantuiczna praca, jaką autorka włożyła w stworzenie tej powieści. 

Trudno jednoznacznie powiedzieć, o czym Księgi Jakubowe są, bo dla każdej czytelniczki i każdego czytelnika będą o czymś innym. Dla mnie w pierwszej linii są o kulcie jednostki - o tym, jak powstaje guru i jak tworzy swoją komunę. Tokarczuk mimochodem opisuje mechanizmy powstawania sekty czy grupy wyznaniowej, sposoby finansowania, posłuszeństwo i manipulacje. Frank to bez wątpienia człowiek z charyzmą, ale też erotoman, nie znoszący sprzeciwu despota, jednym słowem guru. Narracja tej powieści jednak jest tak poprowadzona, że nie ma tu ocen ani subiektywnych opinii. To relacja historyczna, obiektywna, dająca czytelnicze ogromne pole do przemyśleń. Jakub Frank może wprawiać w zachwyt, denerwować, odstręczać i wzbudzać całą gamę innych emocji - wpływ na nie jednak będzie miał opis jego poczynań, a nie ocena autorki.

Zarazem ta powieść to szeroki obraz Polski tuż przed rozbiorami, Polski i krajów przygranicznych, bo jest tu i Turcja, i Czechy i Niemcy. Tokarczuk wspaniale opisuje życie w tych rejonach - takie zwykłe codziennie, czyli strawę, strój, dom, stosunki międzyludzkie, handel, zwyczaje itd. To wszystko kryje się gdzieś między wierszami, przemyka mimochodem, ale daje niesamowity obraz tamtych czasów. Nie wyobrażam sobie tego ogromu badań i pracy, który autorka musiała włożyć, by odtworzyć realia osiemnastowiecznej Polski i Europy. Są tu przecież szczegóły i szczególiki - listy, opisy, wspomnienia, zakupy, rozmowy.

I wreszcie cały żydowski i hebrajski kontekst - poczynając od alfabetu, na obyczajach kończąc. Temat dla mnie, słabo obeznanej z tą kulturą, ciekawy, fascynujący i pouczający. I tu ponownie podziw za wiedzę i zapewne ogromną pracę badawczą. 

Księgi Jakubowe to wreszcie książka o tolerancji, o tym, że wielkie religie więcej łączy, niż dzieli. To hymn na cześć ich połączenia, ujednolicenia, zrównania i międzyludzkiego zrozumienia. Ten wniosek tak oczywisty wciąż na nowo skłania do refleksji.

Przekonana jestem, że ta książka kryje w sobie o wiele więcej i jak pisałam, wierzę, że każda osoba znajdzie w niej dla siebie coś innego albo skupi uwagę na innym aspekcie. To powieść do wielokrotnego czytania, odkrywania i kontemplacji.

Moja ocena: 5/6

Olga Tokarczuk, Księgi Jakubowe, 912 str., Wydawnictwo Literackie 2014.

czwartek, 12 października 2023

"Die Straußenfeder" Eugenio Montale


 

Cieszę się, że trafiłam na opowiadania włoskiego noblisty i w ten sposób mogłam bliżej poznać jego twórczość. Same poezje są dla mnie trudne do oceny, ale i do zrecenzowania. Ten zbiór to teksty miniaturki, które bazują na wspomnieniach i przeżyciach autora z okresu dzieciństwa w Ligurii, a następnie lat dorosłych w Genui, Florencji i Mediolanie. Autor nie jest tu na pierwszym planie, nie jest oczywisty, ale gdzieś tam zawsze ukrywa się w tle. Te nowelki skrzą się od humoru, ironii, służą bardziej rozrywce, ale nie pozbawionej refleksji.

W tych tekstach przewija się wiele podobnych motywów - bardzo widoczna jest włoska natura, czy to pod postacią zwierząt (węgorzy chociażby) czy bujnej roślinności (wawrzyn). Montale chętnie podejmuje motyw wspomnienia i zapomnienia, który symbolizują dość ulotne rekwizyty jak np. tytułowe pawie pióro. Każde opowiadania zabiera czytelniczkę w inną sytuację, wrzuca w środek wydarzeń i zaskakuje pointą. Bardzo mi pasuje taka lakoniczność, podobają się nietuzinkowe postaci, które Monate wykreował, ale także delikatna nuta pesymizmu, która przy całej ironii pobrzmiewa w tych tekstach. Widać w nich także echa wojen - nigdy na pierwszym planie, ale zawsze obecnych.

Z tego, co udało mi się znaleźć, te nowele nie ukazały się po polsku, jeśli jednak czytacie w innych językach, polecam.


Moja ocena: 4,5/6


Eugenio Montale, Die Straußenfeder, tł. Alice Vollenweider, 145 str., Piper 1990.

poniedziałek, 18 września 2023

"Pigmalion" Bernard Shaw

 


Nie wiedzieć czemu, nigdy nie czytałam tej sztuki, choć oczywiście o niej słyszałam. Co więcej, treść zupełnie mnie zaskoczyła, nie miałam zupełnie świadomości, o czym ta komedia jest. Spodziewałam się klimatów antyczno-mitologicznych, tymczasem wylądowałam w Londynie.

Henry Higgins to profesor, specjalista od języka i fonetyki, który w lot rozpoznaje akcent współrozmówców. Gdy przypadkowo spotyka kwiaciarkę, Elizę Doolittle, jest zafascynowany jej językiem i zakłada się z innym pasjonatem tego tematu, pułkownikiem Pickeringiem, że nauczy dziewczynę poprawnej angielszczyzny, manier i konwenansów, by mogła wystąpić na salonach. Początkowo Eliza jest podejrzliwa, przyzwyczajona jest bowiem do samostanowienia i niezależności. Wie także, że za każdą propozycją może stać fortel lub chęć wykorzystania jej. 
Dziewczyna jednak w końcu przystaje na propozycję Higginsa, a plan się udaje. Eliza w lot łapie akcent i staje się prawdziwą damą. Problem zaczyna się po eksperymencie. Eliza jest pozornie wolna, może opuścić swojego chlebodawcę, ale jest świadoma, że nie przystaje już do swojego środowiska. 

W posłowiu autor rozwodzi się nad tematem miłości - Higgins rzekomo podświadomie zakochuje się w Elizie i rozumie to dopiero, gdy dziewczyna chce odejść. To obcesowy, impertynencki człowiek, mimo swojego pochodzenia. I to właśnie on uczy dziewczynę manier, aż ona sama zaczyna rozumieć, że dobre wychowanie i zachowanie nie jest zależne od miejsca urodzenia. A o uznaniu świadczy to jak dana osoba jest traktowana przez inne. Bardzo mi się podoba ten, wręcz feministyczny, aspekt - Eliza ceni sobie swoją niezależność i jest bardzo świadoma, że  po tym, jak zmienił się jej sposób mówienia i zachowania, nie ma już powrotu do poprzedniego życia ulicznej kwiaciarki. Wie też, że zamążpójście oznaczałoby wygodne życie, ale życie zależne od kogoś. Ta rezolutność, poczucie własnej wartości i samoświadomość są świetne i nawet jeśli mają być komediowe, ja odbieram je jako pozytywny aspekt tej sztuki. Wszystkie męskie postaci wypadają tu blado - brak im perspektyw, empatii, zrozumienia. Zarówno matka Higginsa, jego służąca jak i Eliza są o niebo bardziej wyraziste i pewne siebie. Cieszę się, że przeczytałam tę sztukę i mam nadzieję, że uda mi się ją kiedyś zobaczyć w teatrze.

Moja ocena: 5/6

Bernard Shaw, Pygmalion, tł. Harald Mueller, 127 str., Suhrkamp Verlag 1990.

sobota, 16 września 2023

"Poeci Nobliści"

 


Jest wśród noblistów wielu poetów i wiele poetek. Jeśli są to osoby, które nagrodę otrzymały stosunkowo niedawno, bez problemu można dostać tom ich wierszy. Jeśli jednak chcemy poznać poezję z początków czy połowy XX wieku robi się trudno. Wiersze można wyszukiwać w antologiach i zbiorach, ale nawet po niemiecku było mi dość trudno znaleźć odpowiednie publikacje. Dodatkowo poezji nie czytam i czytać nie umiem. To niestety zupełnie nie moja bajka, choćbym nie wiem, jak się starała, więcej niż kilku wierszy nie dam rady przeczytać. 

Ta antologia była więc dla mnie wyborem idealnym - przedstawia wielu laureatów i laureatki, także tych tworzących głównie prozę. Każda postać poprzedzona jest krótką notą biograficzną, a następnie umieszczono kilka wierszy. Autor wyboru, Andrzej K. Waśkiewicz, w obszernym wstępie dochodzi do podobnej konkluzji jak ja - bardzo trudno o przekłady całych tomów poezji poszczególnych laureatów. Ten wstęp, choć pisany na początku lat 90. w wiele kwestiach jest wciąż aktualny. Autor rozważa bowiem pytanie, które zadaje sobie z pewnością wielu, zasadności nagrody. Nie jest tajemnicą poliszynela, że wielu laureatów (celowo używam maskulatywu, bo na początku byli to głównie mężczyźni) na tak wielkie wyróżnienie niekoniecznie zasłużyło, a równocześnie wielu wspaniałych pisarzy i pisarek nigdy nie zostało uhonorowanych. Autor słusznie zwraca uwagę na dominację pisarzy europejskich, podkreślając pierwsze nagrody dla autorów z innych kontynentów. 

Same wiersze są tak różne jak ich autorzy i autorki. Niektóre bardziej, inne mniej przystępne. Żeby jednak nie popadać w banały, nie będę analizować poezji kilkunastu noblistów. Ja skupiłam się oczywiście na autorach, którzy tworzyli właściwie tylko lirykę i te wiersze czytałam z większą uwagę. Myślę tu o następujących autorach: Sully Proudhomme, Giousè Carducci, Erik Alex Karlfeldt, Juan Ramon Jiménez, Saint-John Perse, Giorgos Seferis, Pablo Neruda, Vicente Aleixandre czy Odysseas Elytis. Przyjrzałam się też bliżej Gabrieli Mistral (choć czytałam już jej wersje baśni dla dzieci) oraz Nelly Sachs, bo nie jestem pewna, czy znajdę inne utwory.

Poezja żadnego z tych laureatów nie zachwyciła mnie na tyle, by sięgać po dalsze utwory, ale, jak wspominałam wyżej, ja z zasady nie czytam poezji, więc niestety nie potrafię jej też docenić.

Polecam ten tomik wszystkim zainteresowanym Nagrodą Nobla, bardzo udana publikacja.

Moja ocena: 5/6

Poeci Nobliści 1901-1993 Antologia, red. Andrzej K. Waśkiewicz, 348 str., Wydawnictwo Anagram 1994.

piątek, 15 września 2023

"L'Arrabbiata", "Das Mädchen von Treppi" Paul Heyse


Nie wiedzieć czemu, ten niemiecki noblista całkowicie mnie ominął na studiach. Chyba że czytałam, ale nie pamiętam. Sięgnęłam więc po słynną żółtą książeczkę wydawnictwa Reclam z dwoma nowelami Heysego. Akcja obu rozgrywa się we Włoszech. W pierwszym tekście tytułowa L'Arrabbiata to młoda, piękna dziewczyna, która odrzuca konkury wszystkich zalotników. Podczas przeprawy na wyspę Capri zwierza się księdzu, że przyczyną tego jest przemocowy ojciec, który maltretował jej matkę. Tymczasem przewoźnik od dawna podkochuje się w dziewczynie. Jak się można domyślić, wszystko będzie zmierzać do happy endu, czyli przekonania niechętnej małżeństwu dziewczyny do tego kroku.

Akcja drugiej noweli natomiast umiejscowiona jest w Apeninach, w trudno dostępnej wiosce, w której skrywają się przemytnicy i rewolucjoniści. Tam mieszka energiczna, ognista kobieta, która uchodzi za kogoś w rodzaju czarownicy. Gdy w góry przybywa pewien prawnik, ona wyjawia mu, że pamięta go sprzed lat i od tamtego czasu kocha. Mężczyzna nie jest zainteresowany kobietą, ale ta pragnie postawić na swoim i wymyśla pewien fortel, by zatrzymać ukochanego przy sobie.

Heyse przedstawia tu dwie pozornie przeciwstawne kobiety - jedną przeciwną miłości, drugą pełną pasji. Obie piękne, tajemnicze, pełne emocji. Heyse stworzył tym pierwszym tekstem podwaliny noweli idealnej. Ten gatunek literacki interesował go od zawsze, parał się kolekcjonowaniem nowel, wydawał je i katalogował, próbując zarazem stworzyć wyraźne rozróżnienie między nowelą, a powieścią. W obu tekstach widać więc wyraźną linię narracyjną, charakterystyczną bohaterkę, dramatyczny punkt kulminacyjny i rozwiązanie, a nawet pointę. Oba teksty bardzo mocno osadzone są w konkretnych miejscach, natura koresponduje z wydarzeniami i ma na nie wielki wpływ - w pierwszym tekście jest to morze, w drugim urwiste góry. Heyse przypisuje naturze wielką rolę, opisując ją szczegółowo, począwszy od wyglądu danej okolicy, pogody, a na roślinach skończywszy. Bardzo wyraźne są tu romantyczne inspiracje i wpływy.

Dla współczesnej czytelniczki te teksty są nieco naiwne - sprowadzanie roli kobiety do namiętnej kochanki i przedstawianie małżeństwa jako jej nadrzędnego nie zadowoli krytycznego oka. Podobnie będzie z emocjonalnymi rozwiązaniami fabularnymi - nagły skok do wody, upadek ze skały itd. Doradcza rola podśmiechującego się w duchu księdza także może wyjść niejednym bokiem. Te teksty to świadkowie dawno minionych czasów, choć czyta się je zadziwiająco dobrze. 

Moja ocena: 3/6

Paul Heyse, L'Arrabbiata, Das Mädchen von Treppi, 103 str., Reclam Verlag 2002.

środa, 13 września 2023

"Pamiętniki i opowieści. Moje początki" Frédéric Mistral


 

Ta książka to wspomnienia noblisty z dzieciństwa i okresu szkolnego aż do zdania matury, które spędził w Prowansji. Mistral opisuje swoją rodzinę (ojca, matkę, dziadków, ich pochodzenie, zawody) i najwcześniejsze wspomnienia. To beztroskie dzieciństwo pośród natury, wypełnione zabawami i psotami. Autor opisuje wiele z nich dość szczegółowo, przy okazji odmalowując piękno natury - kwiatów, łąk, drzew, ale i zapachów i krajobrazów. Noblista przedstawiając swoje perypetie w domu, a potem w kolejnych miejscach, gdzie pobierał nauki, skupia się przede wszystkim na swojej małej ojczyźnie.

Te opowieści przetykane są mnóstwem legend, baśni, opowieści głęboko osadzonych w prowansalskiej kulturze. Mistral przytacza pieśni i powiedzonka, szczególnie podkreślając wagę języka prowansalskiego oraz jego historyczne znaczenie. Można tu znaleźć opisy obchodzenia Bożego Narodzenia czy innych świąt oraz typowych dla tego regionu zwyczajów.

To bardzo nostalgiczna relacja, pozwalająca wyobrazić sobie życie na południu Francji w XIX wieku, ale także przekazująca ogromną miłość do Prowansji. Językowo nie jest to trudna lektura, co w przypadku noblisty z początku XX wieku jest ważną rzeczą. Cieszę się, że wybrałam tę książkę, bo faktycznie dzięki niej poznałam bliżej mało mi znany region, a przede wszystkim jego folklor i kulturę.


Moja ocena: 4/6

Frédéric Mistral, Kindheit und Jugend in der Porvance, tł. Noa Kiepenhauer, 159 str., Anaconda 2014.

czwartek, 31 sierpnia 2023

"Nie opuszczaj mnie" Kazuo Ishiguro


Hailsham to elitarny internat gdzieś w Anglii. Wśród młodzieży uczącej się w szkole są Ruth, Kathy i Tommy, ale to Kathy jest narratorką tej powieści. Z jej wspomnień wyłania się życie w szkole pełne nastoletnich problemów i marzeń. Są pierwsze miłości, kłótnie, niepewność i oczekiwania wobec własnej przyszłości. Kathy opowiada o tym z perspektywy czasu, przeplatając te wspomnienia wzmiankami o swojej aktualnej pracy i dzięki temu czytelniczka stopniowo orientuje się, jaki świat tym razem odmalował w swojej powieści Ishiguro. By nie zdradzić zbyt wiele - to młodzież bez rodziców, hodowana w pewnym konkretnym celu. Bohaterowie książki niby o tym wiedzą, ale jednak nie zdają sobie do końca sprawy z tego, co ich czeka po opuszczeniu szkoły. Czepiają się strzępków wiedzy, wierzą, że ich kreatywność ma sens i może im w przyszłości pomóc przesunąć przeznaczenie. 

Ishiguro pokazuje możliwą przyszłość, mroczną, ale i niepełną, pozostawiając czytelniczce wiele pola do domysłów. Nie wiemy dokładnie, kto zarządza szkołą, kto wpadł na ten konkretny pomysł i jak on do końca działa. Autor pozostawia nas dokładnie w orbicie wiedzy Kathy, co czyni książkę jeszcze bardziej opresyjną i przerażającą. Poczucie kogoś, enigmatycznych onych, którzy zarządzają światem jest przemożne. Nawet przypadkowe spotkanie byłych uczniów z nauczycielką po opuszczeniu internatu niewiele wyjaśnia. 

Ciekawe jest, jak Ishiguro przedstawia związki i stosunki między młodzieżą i młodymi dorosłymi, którzy dorastają bez tła rodzinnego. Kathy przyjaźni się z Ruth, która wcale nie wydaje się być dobrą przyjaciółką. Jest opryskliwa, obcesowa, humorzasta, jednak Kathy pozostaje jej wierna. Dla bohaterów zresztą palącą kwestią jest pochodzenie - pragną się choćby dowiedzieć, kto był ich pierwowzorem. Ta potrzeba poczucia przynależności jest bardzo smutna, bo wiadomo, że niemożliwa do zrealizowania. 

Dzięki uprzedniej lekturze Klary i słońca widzę, jak te dwie książki się uzupełniają w dystopijnej wizji świata. W obu narratorką jest głos kobiety, ale przyznam, że Klara bardziej mnie ujęła i narracja w tej książce wydała mi się być bardziej spójna, dopracowana. Językowo także Klara bardziej przypadła mi do gustu. Kathy często popadała w zbyt pensjonarski styl i opowieść o perypetiach w internacie fragmentami nudziła. Mimo to cenię prozę Ishiguro, podoba mi się, jak uzupełniają się te dwie powieści, ich melancholijny klimat oraz dystopijna wizja autora.

Moja ocena: 4,5/6

Kazuo Ishiguro, Nie opuszczaj mnie, tł. Andrzej Szulc, czyt. Maria Peszek, 320 str., Wydawnictwo Albatros 2015.

sobota, 8 lipca 2023

"Powróceni" Abdulrazak Gurnah


Jako że staram się przeczytać przynajmniej jedna książkę każdego noblisty, to Gurnah był na mojej liście od dawna. Ostatnio nieco zaniedbałam ten projekt, ale mam nadzieję, że wreszcie do niego wrócę, bo przeczytałam już naprawdę wielu laureatów.

Gurnah interesował mnie nie tyle ze względu na nagrodę, a na kraj jego pochodzenia. O Tanzanii literacko jeszcze niewiele wiem, a ta książka w kwestii samego kraju nie rozczarowuje. Akcja Powróconych jest głęboko osadzona w realiach tego kraju i to w realiach z początku XX wieku, co daje świetny wgląd w, mi dotąd nieznaną, historię. Gurnah nakreślił sytuację polityczną kraju, który był kolonią niemiecką, a potem miejscem rozgrywek kolonialnych między Niemcami, a Anglią, przybliżając działania mocarstw europejskich w Afryce. To nie jest nowość, że Afrykańczycy byli marionetkami w rękach białych, że traktowani byli nawet nie jak ludzie drugiej kategorii, ale jak zwierzęta, że byli tylko środkiem do wypełnienia własnych celów. W przypadku Niemców były to Schutztruppen, które zasilali młodzi mężczyźni służący w efekcie jedynie jako mięso armatnie.

Gurnah przedstawia na tym tle historycznym losy kilku osób - Ilyasa, który zaginął po tym, jak wstąpił do wojska, jego siostry Afyii, która musiała cierpieć za to, że potrafiła pisać, Khalifa, którego życie się wprawdzie ułożyło, ale było zrządzeniem przypadku i wreszcie Hamsy, który przetrwał służbę w Schutztruppen. Autor przedstawia zwykłe losy, bez wielkich zwrotów akcji, fajerwerków, koncentrując się na trudach życia i opisie funkcjonowania pod rządami kolejnych okupantów. Zanim jednak rozwinie się taka narracja, trzeba się przedrzeć przez dość suchy i informacyjny styl. Przyznam, że początkowo sądziłam, że nie dotrwam do końca książki. Na szczęście wybrałam audiobook, bo jeśli byłaby to wersja papierowa, pewnie bym ją porzuciła. Warto jednak przebrnąć przez początek, bo narracja ciekawie się rozwija i losy bohaterów faktycznie mnie zainteresowały. Choć dla mnie najważniejszą wartością tej książki pozostaje tło historyczno-społeczne. Wspomniałam o audiobooku, więc dodam, że pochwały należą się dla lektora, Adama Ferencego, który ze starannością czytał liczne nazwy niemieckie. Jest ich faktycznie dużo, łącznie z poezją, więc nie było to łatwe zadanie.

Moja ocena: 4/6

Abdulrazak Gurnah, Powróceni, tł. Krzysztof Majer, czyt. Adam Ferency, 399 str., Wydawnictwo Poznańskie 2022.

niedziela, 21 maja 2023

"Grona gniewu" John Steinbeck

 


Nie od dziś wiem, że Steinbeck to mistrz i że prawdopodobnie pokocham wszystko, co wyszło spod jego pióra. Grona gniewu to kolejna książka Amerykanina, która mnie całkowicie porwała. To opowieść, której akcja rozgrywa się podczas Wielkiego Kryzysu. Mieszkający w Oklahomie ludzie tracą swoje gospodarstwa na rzecz wielkich plantacji bawełny. Nie ma już miejsca na małe pola i prywatne uprawy. Rodziny więc masowo wybierają się na zachód, do Kalifornii, skuszeni ulotkami obiecującymi pracę przy zbiorze owoców. Wśród nich jest rodzina Joadów - dziadkowie, rodzice i szóstka dzieci, a także mąż jednej z córek, wujek i pastor. Ta karawana wyrusza na zdezelowanej ciężarówce do obiecanego edenu, niepewna przyszłości, trapiona zmartwieniami i troskami finansowymi. 

Joadowie to cała gama różnych charakterów. Każda z postaci reprezentuje inne podejście do wyprawy, do przyszłości i do tego, co po sobie zostawiła. Najtrudniejsza jest sytuacja dziadków, którzy z trudem znoszą niewygody podróży, ale nie tylko fizycznie. Dla dziadka tęsknota za ziemią i dotychczasowym życiem będzie zabójcza. Przeciwwagą są tu najmłodsze dzieci, dla których wyjazd jest wielką przygodą, choć oczywiście i na nich nie przejdzie bez echa. Wraz z postępem podróży niewygody będą coraz większe - auto będzie się psuć, jedzenie kończyć, a napotkani wędrowcy będą opowiadać o rozczarowaniu, jakim była dla nich Kalifornia. Joadowie nie spodziewają się bowiem, że kapitalizm może wystrychnąć ich na dudka, że sama chęć pracy nie wystarczy, by przeżyć. Zobaczą głód, który zabija tuż obok obsypanych owocami drzew. 

Narracja powieści prowadzona jest z perspektywy Toma - tuż przed wyjazdem na zachód wyszedł z więzienia i przypadkiem odszukał rodzinę, zanim ta zniknęła z Oklahomy. Tom wylądował za kratkami za morderstwo, popełnione podczas przypadkowej bójki. Okazuje się, że jest on ważnym filarem rodziny, podporą, wsparciem i mózgiem. To on jako pierwszy zrozumie mechanizmy, które rządzą zachodem i których skutkiem jest marna opłata za ciężką pracę, głód i gniew robotników. Jednak najważniejszą postacią tej powieści jest matka, która nie traci energii, siły i rozsądku mimo kolejnych ciosów. To ona rozumie, że przetrwają tylko, gdy będą trzymać się razem. W najtrudniejszych momentach to ona bierze na siebie ciężar podjęcia decyzji. Kobieta dba o porządek, o strawę, o pakowanie i rozpakowywanie, troszczy się o młodsze dzieci, ale wspiera też będącą w ciąży córkę. Wie, jak postępować z mężem i bratem, wie jak trzymać w krabach synów i potrafi temperować gorącą głowę Toma. To ona jest siłą napędową, czego zwieńczeniem jest ostatnia scena książki. Symboliczna, poruszająca, niesamowita. 

Nie spodziewałam się tego po lekturze, ale to w gruncie rzeczy powieść głęboko feministyczna, ukazująca siłę kobiet i ich umiejętność przetrwania najgorszych kryzysów. W najtrudniejszych sytuacjach mężczyźni stają się bezradni, ich działania nie przynoszą skutku, podczas gdy matka zawsze potrafi zachować zimną krew. To oczywiście także powieść o kapitalizmie i jego najbardziej krwiożerczej twarzy, o nienawiści do obcych, o walce o przetrwanie. To fantastycznie skomponowana narracja przeplatana esejami na temat aktualnej sytuacji, która zachwyca językiem i plastycznością opisów. Steinbecka warto i należy czytać.

Moja ocena: 6/6

John Steinbeck, Grona gniewu, tł. Alfred Liebfeld, czyt. Marcin Popczyński, 672 str., Wydawnictwo Prószyński i s-ka 2012.

poniedziałek, 1 maja 2023

"Klara i słońce" Kazuo Ishiguro


Po moim ostatnim rozczarowaniu prozą Ishiguro (Pogrzebany olbrzym) zupełnie nie planowałam sięgnięcia po jego kolejną książkę. Na tę lekturę w końcu namówiła mnie znajoma i bardzo się cieszę, bo ta powieść całkowicie mnie oczarowała. Co ciekawe, gdybym wcześniej wiedziała, że sięgam po dystopię, zapewne zwlekałabym z lekturą! To jednak wspaniale skonstruowana wizja świata napisana z perspektywy Klary, która bynajmniej człowiekiem nie jest. To pewien rodzaj człekokształtnego robota, nazywanego sztuczny przyjaciel, który można kupić, by został towarzyszem nastoletniej pociechy. 

Klara długo czeka w sklepie, nawet pobyt na wystawie i łapanie środków odżywczych słońca jej nie pomaga. Wreszcie jednak zostaje kupiona przez mamę Josie i wyrusza do ich domu. Josie jest jednak chora i zadaniem Klary jest opieka nad nią i wypatrywanie wszystkich sygnałów pogorszenia stanu dziewczyny. Poznajemy świat z perspektywy Klary, która ponoć jest wyjątkowo mądrym robotem, który dzięki szczególnemu zmysłowi obserwacji potrafi przyswoić więcej informacji niż inni SP. Klara od razu poświęca się całkowicie swojej nowej właścicielce i dba o nią, jak tylko może. Oczami Klary widzimy świat, który jest podzielony na dzieci, które przeszły korektę i na te, które się na nią nie zdecydowały, widzimy świat pełen zanieczyszczeń, nieuleczalnych chorób, podziałów i problemów. Ishiguro nie dopowiada, nie tłumaczy istoty tego świata z przyszłości, pozostawia czytelniczkę z domysłami, co akurat bardzo mi się podobało. Zresztą bez problemu przyjęłam, że widzimy ten nowy świat z perspektywy Klary, która także się go uczy. Tak samo jak uczy się emocji i sposobu myślenia ludzi dookoła niej. 

Klara i słońce to jednak nie tyle powieść o niezbyt świetlanej przyszłości, a raczej książka o uczuciach, np. o miłości, która nie zawsze będzie trwać. Widzimy tu związek rodziców Josie oraz matki jej przyjaciela, także ten między Josie i jej przyjacielem oraz między Klarą i Josie. Te uczucia będą inne, będą zależeć od wielu warunków, a Ishiguro opisze je z równą czułością i szczerością. To będzie miłość, która nie przetrwa, ale pozostawi po sobie coś pięknego, miłość pełna troski o drugą osobę a także przyjaźń, która przeradza się w miłość.

Nie spodziewałam się, że taka, w sumie, prosta historia, tak bardzo mnie ujmie i zachwyci. Urzekł mnie język Ishiguro - jakby słowami malował świat, a także sposób, w jaki wykreował Klarę i jej perspektywę. Piękna książka.

Moja ocena: 6/6

Kazuo Ishiguro, Klara i słońce, tł. Andrzej Szulc, czyt. Laura Breszka, 320 str., Wydawnictwo Albatros 2021.

czwartek, 13 października 2022

"Kroniki Tom 1" Bob Dylan

 


Po tę książkę sięgnęłam tylko i wyłącznie ze względu na Nobla dla autora. Piszę to na początku, bo niestety Kroniki niemożebnie mnie rozczarowały. Tak, nie jestem fanką Dylana, tak, nie słucham jego muzyki, ale chętnie poznałabym jego przemyślenia i życiorys, staram się nie ograniczać do jednej bańki przecież. Niestety opowieść Dylana jest tak potwornie nudna, że z ulgą ją odłożyłam po skończeniu. 

Dylan wprawdzie opowiada o sobie, pozwala zajrzeć w jego życie prywatne, ale czyni to tak bezpłciowo i monotonnie, że trudno wskrzesić w sobie choć krztę entuzjazmu. Przede wszystkim opowieść nie jest uporządkowana chronologicznie, to raczej zbiór esejów, w których Dylan wraca do tych samych wydarzeń lub powtarza sytuacje. Po drugie autor kreuje siebie na artystę przypadkowego, który wcale nie chciał zrobić kariery, a już na pewno nie kariery barda. Sława mu ciąży, popularność przeszkadza i to widać wyraźnie w jego rozważaniach. Po trzecie książka pełna jest nazwisk, postaci, nazw lokali, ulic, dzielnic - z trudem przedzierałam się przez szczegółowe informacje o osobach, które mnie nie interesują, o których nigdy nie słyszałam i pewnie nigdy tej niewiedzy nie zmienię. Te opisy są przeraźliwie monotonne, a przecież mogłyby stanowić ciekawy kolaż, ilustrację życia w Nowym Jorku w ubiegłym wieku - no właśnie nawet dokładnie nie wiadomo, co kiedy się dzieje, bo Dylan nie dba o swojego czytelnika, a raczej zmusza go do własnych poszukiwań. Dla fanów barda to może łatwizna lub wiedza oczywista, dla mnie kolejne utrudnienie podczas lektury. 

Nie ukrywam, że Nobel dla Dylana był dla mnie dużym zaskoczeniem i do dziś jest decyzją niezrozumiałą. Odbieram muzyka jako postać bardzo głęboko osadzoną w kulturze amerykańskiej, która tematyzuje tamtejsze problemy czy bolączki, a zdecydowanie wolę, gdy honorowane są mniej znane kultury. 

Moja ocena: 2/6

Bob Dylan, Chronicles Volume One, tł. Kathrin Passig, Gerhard Henschel, 304 str., Hoffmann und Campe 2004.

czwartek, 23 czerwca 2022

"Cynkowi chłopcy" Swietłana Aleksijewicz

 


To moja piąta książka Aleksijewicz i kolejna, która mnie poruszyła do głębi. Cynkowi chłopcy to ten rodzaj literatury, który pozostaje na długo w pamięci. Aleksijewicz odczuwa i pokazuje świat tak, jak ja go widzę. Jej reportaże pełne są współczucia, zrozumienia, empatii i pragnienia pacyfizmu. I tak, jestem pacyfistką, ale po lekturze książek Białorusinki jestem nią po stokroć.

W tej książce Aleksijewicz rozmawia z matkami poległych żołnierzy w Afganistanie oraz z tymi, którzy z wojny wrócili. Spotkała też sporo kobiet, które były tam pracownicami cywilnymi. Te wywiady pokazują oblicze wojny, ale przede wszystkim rosyjską politykę w tej kwestii. To obraz machiny państwowej, dla której człowiek nie odgrywa żadnej roli, jest marionetką, środkiem do osiągnięcia celu. Przerażający jest sposób, w jaki byli traktowani młodzi ludzie, wysyłani do Afganistanu na pewną śmierć, często wbrew ich woli. Równocześnie Aleksijewicz przedstawia obraz radzieckiej mentalności, dla której życie ludzie nie ma nadrzędnej wartości, dla której poświęcenie się dla kraju ma wartość najwyższą. Dla kogoś, kto w takim reżimie nie dorastał i dla kogoś, kto nie zaznał takiego sposobu wychowania takie podejście jest przerażające. 

Aleksijewicz obnaża tę wojnę, ukazuje jej całkowity bezsens, okrucieństwo wysyłania kolejnych pokoleń mężczyzn na pewną śmierć. Pokazuje także, jak indoktrynacja, propaganda uczyniły z wielu mężczyzn powolnych żołnierzy, gotowych poświęcić wszystko w imię idei. Opowieści żołnierzy, którzy z Afganistanu wrócili są przerażające - obezwładnia to, co mówią o uposażeniu armii, sposób, w jaki byli rekrutowani, warunki, w jakich żyli. Najbardziej przerażają jednak opowieści matek, dla których synowie byli całym światem. Te historie paraliżują, pozostawiają ogromne piętno. Ich rozpacz jest niemożliwa do opisania i przyznam, że podczas słuchania nieraz połykałam łzy.

Skąd więc tytułowy cynk? Z tego materiału zbudowane były trumny żołnierzy, którzy nie wrócili z tej trumny żywi. Takie cynkowe trumny dostały z powrotem matki, często bez słowa wyjaśnienia i z prikazem milczenia. 

Druga część reportażu to relacja z procesu sądowego, jaki wytoczyli autorce niektórzy z żołnierzy i niektóre z matek. Przerażające jest, jak daleko sięgnęła propaganda i manipulacja radziecka, jak bardzo straumatyzowane były rodziny poległych, że zdecydowały się na proces sądowy ze wszystkimi jego konsekwencjami.

Nie sposób czytać tę książkę bez refleksji na temat aktualnej wojny prowadzonej przez Rosję. Nie sposób nie wyciągać paraleli i wniosków....

Moja ocena: 6/6

Swietłana Aleksijewicz, Cynkowi chłopcy, tł. Jerzy Czech, czyt. Krystyna Czubówna, 312 str., Wydawnictwo Czarne 2015.

poniedziałek, 25 października 2021

"Kain" José Saramago

 


To moje drugie spotkanie z prozą Saramago, spotkanie udane, bo Kain to powieść zaskakująca, prowokacyjna i pełna humoru. Portugalski noblista opisuje historię stworzenia świata, wygnania z raju i następnie skupia się na Kainie, które za zabójstwo brata zostaje przez Boga skazany na wieczne błąkanie.

W ten sposób Kain odwiedza różne biblijne miejsca i asystuje przy wielu znanych z Biblii wydarzeniach, takich jak budowa wieży Babel, wygnanie z Sodomy i Gomory, oddanie Izaaka jako ofiarę itd. Saramago przytacza biblijne opowieści, czyni to jednak z innej perspektywy. Obserwatorem, ale i uczestnikiem wydarzeń jest Kain. To uczestnik aktywny, który stara się wpłynąć na decyzje i wkracza do akcji, np. gdy Abraham chce złożyć w ofierze Izaaka. Kain jednak przede wszystkim komentuje decyzje i zachowania Boga, oceniając je. Jako osoba pokrzywdzona przez boskie decyzje - preferowanie Abla bez wyraźnej przyczyny, uzurpuje sobie do tego prawo. Kain bardzo celnie i bez skrupułów punktuje okrucieństwo Boga, jego zerojedynkowość, brak współczucia, nieprzemyślane decyzje. 

Saramago skupia się na ukazaniu niekonsekwencji wielu biblijnych wydarzeń. Jego powieść skrzy się od humoru, pełna jest odwołań do współczesności (a nawet do Portugalii, np. w historii o wieży Babel), a zarazem jest bardzo krytyczna wobec Starego Testamentu. Co jednak istotne, Portugalczyk nie uprawia krytyki wprost, nie gardłuje się, nie wywyższa, jego krytyka jest dyskretna, inteligentna, ironiczna, a przez to niezwykle celna. Kain jest tu przeciwnikiem Boga, ale to przeciwnik konsekwentny, racjonalny, który bada boskie decyzje z rozmysłem, mądrze wyszukując wszelkie niekonsekwencje. Tworząc takiego bohatera, Saramago nie musi uprawiać krytyki bezpośredniej, nie musi wchodzić w polemikę, samo działanie Kaina obnaża wszystkie powyższe boskie wady.

Ta książka zaskakuje, zmusza do zastanowienia, wyraża w sposób skondensowany to, nad czym pewnie wiele osób się zastanawiało (czyli okrucieństwo boskich decyzji, bujna seksualność wielu biblijnych postaci, łatwość w zabijaniu itd). Powieść Saramago można odczytywać jako igraszkę, literacką zabawę z biblijnym kanonem, ale zdecydowanie należy ją widzieć jako rozrachunek i krytykę Biblii spisaną w stylu najwyższej klasy.

Moja ocena: 5/6

José Saramago, Kain, tł. Karin von Schweder-Schreiner, czyt. Helmut Krauss, Hoffmann und Kampe Verlag 2011.

piątek, 14 maja 2021

"Ein Himmel voller Raben" Jaroslav Seifert

 


Jaroslav Seifert to noblista poeta, więc miałam ciężki orzech do zgryzienia, wybierając jego książkę do przeczytania. Chciałam uniknąć poezji, bo bez bicia przyznaję, że ani jej nie umiem czytać, ani recenzować. Z drugiej strony w przypadku poety należy czytać te jego działa, które zostały uhonorowane. W końcu zdecydowałam się na wspomnienia, w których zamieścił też kilka wierszy. 

Dopiero po zakupie książki zorientowałam się, że to drugi tom, co jednak w niczym nie przeszkadzało, bo nie jest to chronologiczny dziennik, a raczej luźne, nie powiązane ze sobą wspomnienia. Nie jestem w stanie ocenić poezji, ale Seifert potrafi w prozę. Jego opowieści są bardzo plastyczne, zachwycające językowo, często urocze, a także dowcipne. Noblista pisze wiele o spotkaniach z innymi postaciami czeskiego świata literackiego - wspólnym pisaniu, wymienianiu poglądów, piciu, rozmowach, ale i o kolejnych pogrzebach przyjaciół. Bardzo dużo tu odwołań do polityki, ówczesnych wydarzeń oraz ich wpływu na życie literatów. Czech zamieszcza także wiele opisów Pragi, a zwłaszcza jego rodzinnego Žižkova i innych przez niego odwiedzanych rejonów. W przypadku stolicy są to wspomnienia szczególnie sentymentalne, pełne emocji. Mimo tych wszystkich niezaprzeczalnych zalet ta książka mnie nie zachwyciła, powiem szczerze, wymęczyłam ją. Główną przyczyną jest to, że nie jestem zupełnie zorientowana w czeskiej scenie literackiej opisywanego okresu. Nic mi nie mówią wymieniane nazwiska, wydarzenia, dyskusje, postaci. Zupełnie nic. Co więcej, by zrozumieć teksty Seiferta, ta wiedza jest jednak potrzebna. Nie mogłam się wyzbyć ciągłego wrażenia, że tracę świetną część znaczenia, dowcipu czy nawet pointy, nie potrafiąc umieścić tych opowieści w ramach kulturowych. Tym sposobem wspomnienia Seiferta, tak mocno osadzone w czeskich realiach, były dla mnie nudne. 

Jedynym pozytywnym aspektem tej lektury jest dla mnie fakt, że poznałam bliżej czeskiego noblistę, mam wyobrażenie o jego życiu i twórczości.

Moja ocena: 3/6

Jaroslav Seifert, Ein Himmel voller Raben, tł. Hans Gaertner, Paul Taussig, 311 str., Goldmann 1988.

piątek, 7 maja 2021

"Zwierzenie afrykańskie" Roger Martin du Gard

 


Ta niewielka nowelka francuskiego noblisty to literackie cudeńko. Lektura niezwykle fascynująca i uwodząca pięknym językiem. Konstrukcja tego utworu jest nieco przewrotna. To list autora do przyjaciela, który prosił go o tekst do swojego czasopisma. Autor przesyła mu więc wyciąg ze swojego dziennika z podróży. Był to rejs statkiem pocztowym z Afryki do Europy, podczas którego po raz drugi spotkał pewnego człowieka. Pierwsze spotkanie nastąpiło lata wcześniej w sanatorium w południowej Francji, gdzie ów człowiek opiekował się chorym na gruźlicę siostrzeńcem. Sam był księgarzem w dużym mieście w północnej Afryce, prowadził tam słynną księgarnię wraz ze swoim szwagrem. 

Po śmierci chłopca obaj mężczyźni utrzymywali sporadyczny kontakt listowny, aż do momentu przyjazdu autora do owego miasta w Afryce. Spędził tam sześć tygodni podczas których księgarz zorganizował mu wiele zajęć i wycieczek. Następnie udali się wspólnie w podróż do Europy. To właśnie długie godziny na pokładzie sprzyjały rozmowom i zwierzeniom. Wtedy po raz pierwszy księgarz opowiedział o swojej przeszłości. Te zwierzenia wracają do lat dzieciństwa i młodości, do wspomnień o ojcu i siostrze. Owa siostra, którą miał okazję poznać pisarz bardzo się zmieniła. Jako młoda dziewczyna była urodziwa, pełna werwy i energii. Małżeństwo uczyniło z niej stateczną, otyłą matronę, matkę wielu dzieci, która ciągle podjada łakocie. Stopniowo księgarz wyznaje, jaki związek łączył go z siostrą. 

Roger Martin du Gard wspaniale opisuje to spotkanie, opowieść księgarza - potrafi stworzyć bardzo intymny klimat, dobrać adekwatne słowa, zachwycić czytelnika. To jeden z nielicznych noblistów, którego utwór podobał mi się tak bardzo, że mam ochotę poznać inne jego książki.

Moja ocena: 6/6

Roger Martin du Gard, Das Geständnis, tł. Christoph Schwerin, 72 str., Manholt Verlag 1992.

sobota, 20 marca 2021

"Babbitt" Sinclair Lewis

 


Babbitt to kolejne spotkanie z noblistą i kolejne udane, choć nie była to lekka lektura. Dużą rolę odegrało tu jednak wydanie z 1981 roku, drobny druk, cienki papier i brak wyszczególnionych dialogów. Moje przyzwyczajone do kindle lub dużej czcionki oczy strajkowały lub odmawiały współpracy, ale udało się i cieszę się, że wybrałam akurat tę pozycję. George F Babbitt to amerykańska wersja pani Dulskiej. Dla niego liczy się rodzina, praca i opinia społeczna oraz przynależność do odpowiedniej klasy. Babbit, dzięki studiom, awansował na drabinie społecznej i za nic na świecie nie chce opuścić tego szczebla, co więcej chce się dopasować, spełnić oczekiwania, być akceptowanym. 

Jego życie to egzystencja pełna napięcia - Babbitt musi uważać komu się przymilić, z kim rozmawiać, jak rozmawiać, gdzie jadać śniadania, kogo zapraszać na przyjęcia, u kogo bywać, a kogo unikać. Brak wtedy czasu dla trójki dzieci i znudzonej żony. Tymczasem starsze dzieci to już młodzi dorośli, którzy niekoniecznie chcę spełniać marzenia ojca. Babbit pragnie, by syn został prawnikiem, co jemu nie było dane, choć praca w biurze nieruchomości daje mu sporo satysfakcji i finansową stabilność. Biuro należało do teścia, Babbit jako współudziałowiec zajmuje wysoką pozycję w pracy i na arenie miasteczka. 

Lewis opisuje życie Babbitta z ogromną dozą sarkazmu, wielokrotnie odnosiłam wrażenie, że podśmiewa się ze swojego bohatera i traktuje go z pobłażaniem. Awans społeczny, życie zgodnie z konwenansami i spełnianie oczekiwań nadszarpną psychikę Babbita i skuszą do małego skoku w bok, czyli imprez w podejrzanym towarzystwie, spotkań z kobietą i politycznych wypowiedzi niezgodnych z miasteczkową linią. Próżno mieć jednak nadzieję na wyrwanie się z unormowanego życia nudy i zasad, Babbit nie ma w sobie tej siły, zresztą najpewniej jej nigdy nie pragnął mieć. 

Lewis napisał tę powieść około stu lat temu, ale to niezwykłe, jak bardzo jest nadal aktualna. Babbitt jako oportunista, szowinista, wielbiciel moralności, której brak w jego interesach, dostosowany do obowiązujących norm i zachowań nadal żyje. Wiele z jego wypowiedzi jest niemal identycznych z tymi, które słychać z ust polskich polityków. Co ciekawe, powieść Lewisa stanowi świetną bazę, by zrozumieć, jak funkcjonuje USA. Ta lektura otwiera oczy na wiele mechanizmów, które ukształtowały to społeczeństwo - sporo tu odniesień to emigracji i jeszcze dość młodego ducha amerykańskiego.

Moja ocena: 4,5/6

Sinclair Lewis, Babbitt, tł. Daisy Bródy, 330 str., rowohlt 1981.

środa, 17 lutego 2021

"Anna In w grobowcach świata" Olga Tokarczuk

 


Sumeryjski mit o Isztar/Inannie - bogini wojny i miłości nie był mi znany. Pewnie dlatego, że w mitach zaczytywałam się w wielu nastoletnim i nie miałam wtedy dostępu do mitologii mezopotamskiej. Uzupełniłam więc moje informacje, by móc w pełni skorzystać z lektury tej książki. Tokarczuk interpretuje w niej historię Inanny, która zdecydowała się zejść do królestwa podziemi Kur, by objąć nad nim władanie. Zostaje jednak uwięziona przez Ereszkigal, władczynię tego świata, a jej sługa Ninszumbur stara się o ratunek swojej pani u jej ojców i matki, który nadchodzi pod jednym warunkiem - wyznaczenia zamiennika Inanny. Zostaje nim jej kochanek - Dumuzi.

W powieści sługa staje się kobietą Niną Szumbar, a mężem Inanny jest Ogrodnik, ojcowie bogini natomiast nie są zainteresowani ratunkiem niesfornej córki. Dopiero jej matka skłania ich do pomocy. Mimo tych zmian, sama idea mitu pozostaje - a Tokarczuk przedstawia kobietę silną, odważną, zadziorną. Co jednak najbardziej zaskakuje w tej powieści, to jej forma przypominająca science-fiction. Świat wykreowany przez autorkę jest zupełnie osobnym bytem, w którym zakotwiczona jest narracja. Przyznam jednak, że doczytałam tę powieść tylko ze względu na piękny język. Treść do mnie zupełnie, ale to zupełnie nie trafiła. To pierwsza powieść Tokarczuk, która przeszła zupełnie obok mnie. Nie znalazłam żadnych punktów zahaczenia, żadnego zdania, które by mnie ujęło, żadnej interpretacji, która by do mnie trafiła. Nie wykluczam, że moje pojmowanie świata jest zbyt proste, by ogarnąć umysłem zamysł tej powieści. Przyznaję jednak szczerze, że ta lektura była dla mnie męczarnią i nie jestem w stanie w niej czegokolwiek docenić. 

Czuję się w pewien sposób zażenowana, że nie potrafiłam docenić tej powieści, ponieważ Tokarczuk czytam od wielu, wielu lat i jestem od dawna jej fanką. Z drugiej strony może i dobrze, że dopiero teraz trafiłam na tę książkę, bo mam już ugruntowaną opinię o prozie noblistki.

Moja ocena: 2/6

Olga Tokarczuk, Anna In w grobowcach świata, 196 str., Wydawnictwo Literackie 2015.