Dawno temu, kiedy byłam młoda... no powiedzmy młodsza:) buntowałam się, kiedy Mama na obiad podawała np. kopytka z sosem i sztuką mięsa, pierogi leniwe, ruskie, kotlety mielone... itp itd...
Planowałam wówczas, że kiedy będę prowadziła swoją kuchnię, to na pewno będę gotowała inaczej znaczy: zdrowiej, ciekawiej, wykwintniej...w każdym razie nie tak pospolicie:).
Pierwszą książką kulinarną jaką wtedy nabyłam, była 'Potrawy z różnych stron swiata' M.Halbańskiego. No i rozpoczęłam moją przygodę z gotowaniem.
Na różnego typu okazje przygotowywałam np: ryż po egipsku, gulasz węgierski, ślimaki po francusku, wołowinę po burgundzku, meksykańskie buritos... wymyślałam cuda, nigdy nie mogło być tak zwyczajnie i po polsku... musiało być koniecznie oryginalnie... i było (a musicie wiedzieć że, były to trudne zaopatrzeniowo czasy).
Mijały lata, a ja powoli zaczęłam doceniać rodzime produkty, 'nasze' potrawy, od których stroniłam i uporczywie uciekałam. Musiało minąć trochę czasu, nim doceniłam sprawdzone mamine lub ciocine przepisy i stwierdziłam że są naprawdę wspaniałe. Jest w nich tyle prostoty, zdrowych dodatków, klasycznego smaku. i pokłady nieocenionego domowego ciepła!
Teraz świat stoi przed nami otworem, nie ma problemu ze zdobyciem jakiegoś egzotycznego produktu czy przyprawy. Łatwość zdobycia ich, sprawia że...na ironię, wcale nie są już takie atrakcyjne.
A kiedyś...żeby przygotować np ślimaki, musiałam najpierw pojechać za miasto, nazbierać winniczków, potem (wciąż żywe!) przegłodzić, (okropnie piszczące!... pewno z głodu) wrzucić na wrzątek, ugotować, po czym wypatroszyć i odciąć maleńki jadalny ogonek wielkości paznokcia, umieścić w wyszorowanej muszli wraz z masłem czosnkowym i zapiec w piekarniku.... ufffff.... nawet nie wyobrażacie sobie ile pracy i samozaparcia wymagało przygotowanie takiejgo dania:))) ... nawiasem mówiąc, do dziś mam w uszach pisk tych głodujących, cierpiących stworzeń...:( , wtedy postanowiłam nigdy już ich nie jeść!
Dla mojego widzimisie dziesiątki ślimaków torturowałam (siebie również) , pastwiłam się nad nimi, tylko po to, by było wykwintnie i by stały się maleńką przystawką dla kilku osób...
Lubię eksperymenty i poznawanie nowych smaków, jednak...
Teraz już nie jestem fanką oryginalnych za wszelką cenę potraw, często poprzestaję na dobrym, domowym jedzeniu...leniwych, kopytkach, mielonych, śledzikach w oleju, jajkach w sosie tatarskim...:) Mamy bardzo dużo świetnych potraw, którym przypisano hasło: niezdrowe i niemodne, i ich po prostu nie jemy - a szkoda!
LENIWE PIEROGI - przepis mojej Mamy
/proporcje dla 4 osób/
* 6 ugotowanych ziemniaków
* 3 szkl mąki pszennej
* 3 duże jajka
* 60 dag sera twarogowego tłustego
* szczypta soli
Ziemniaki i ser rozgnieść widelcem, dodać resztę skladników /makę dosypywac partiami , może jej być trochę więcej lub mniej/.
Zagnieść dość lepkie ciasto, podsypując mąką. Podzielić na 5-6 części, z każdej uformować wałek. Lekko spłaszczyć nożem, tempą stroną ostrza 'narysować' kratkę i pokroić ukośnie na kopytka - ok 3 cm.
Gotować w osolonym wrzątku kilka minut od wypłynięcia na powierzchnię. Nie gotować zbyt długo bo bedą zbyt 'rzadkie'.
Podawać polane stopionym masłem, posypane cynamonem i cukrem.
Smacznego!