„Huk! Słup ognia! Anielka
jak żywa pochodnia oderwała się od płonącej kuli, w jaką zmieniła się
ciężarówka, i na oślep biegła, słaniając się na nogach i wymachując rękoma.
Nikt nie ważył się podejść tak blisko wybuchającego z coraz to nową siłą
samochodu. Anielka uszła jeszcze parę kroków i padła, zwijając się jak palony
liść. Jej krzyk przedarł się terkot karabinów i huk wybuchów. Jeszcze chwilę
drgała w śmiertelnej męce, a potem znieruchomiała i tylko płomień pełzał po jej
ciele.”*
Jakiś czas temu otrzymałam od Wydawnictwa
Szara Godzina kolejną już książkę autorstwa Aleksandry Katarzyny Maludy
pt.”Gruzowisko”. Nie ukrywam, bardzo czekałam na tę powieść, ponieważ w social
mediach pojawiło się sporo pozytywnych odczuć po przeczytaniu lektury. No i ta
okładka… od samego początku miała to coś, co nie pozwoliło mi oderwać od niej
wzorku. Nie wiem czy powodem tego była bijąca nostalgia, a może kryjąca się za
nią historia…? Wiem za to na pewno, że trzymając już w
dłoniach tę książkę byłam ciekawa jej
wnętrza.