Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo Prószyńki i S-ka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo Prószyńki i S-ka. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 12 października 2015

Wielkie kłamstewka - Liane Moriarty


O kłamstwach każdy wie tyle, że nie warto w nie brnąć, bo prędzej czy później – i to najchętniej w najmniej pożądanym przez nas momencie – wychodzą one na jaw. Czym ich więcej, tym trudniej zorientować się w odpowiedniej chwili, że nasza misterna układanka oparta na oszustwie zaczyna przewracać się jak domino.

Sytuacja komplikuje się, gdy nasze oszustwo staje się niejednoznaczne moralnie – kłamiemy, by chronić innych, mijamy się z prawdą w dobrej wierze, milczymy na tematy, które w naszej opinii powinny pozostać nietknięte. Choć z naszej perspektywy wydaje się to gestem miłosierdzia, nierzadko okazuje się, że swoim milczeniem podwoiliśmy krzywdy.

Liane Moriarty w swej najnowszej powieści tka historię trzech kobiet – Madeline, Jane i Celeste, które choć pochodzące z zupełnie różnych światów, borykające się z innymi trudnościami i mierzące z inną historią życia, spotykają się, a ich losy nierozerwalnie łączą – bohaterki zaprzyjaźniają się, stając w swojej obronie nawet w najtrudniejszych sytuacjach.

Madeline to czterdziestolatka wychowująca wraz z mężem dorastającą Adeline, córkę z poprzedniego małżeństwa, która z dnia na dzień bardziej fascynuje się nową rodziną taty, a także dość niekonwencjonalnymi metodami zabierania głosu w sprawach świata. Madeline ma trudności w pogodzeniu się z powoli rozluźniającymi się więzami z córką, tym bardziej, że dziewczyna postanawia wyprowadzić się do biologicznego ojca.

Celeste to najdostatniej żyjąca z kobiet. Wszędzie gdzie się pojawia, wzbudza zachwyt i nieme krzyki zazdrości. Jest nie tylko bogata, ale także porażająco piękna i – jak wszyscy sądzą – szczęśliwa w związku małżeńskim. Żyje w luksusie, wychowuje bliźniaków i w oczach wielu uchodzi za kobietę spełnioną. Niestety to tylko pozory, o których zachowanie Celeste bardzo skrupulatnie dba. Pod fasadą jej idealnego życia, kryje się bowiem cierpienie i przemoc domowa.

Jane to najmłodsza z przyjaciółek – ma dwadzieścia cztery lata i właśnie przeprowadziła się do  miasta wraz ze swoim małym synkiem. Kobieta próbuje zbudować dla niego spokojny, szczęśliwy i w końcu stały dom, bez konieczności nomadycznego zmieniania miejsca zamieszkania przy każdym niepowodzeniu. Bohaterka z nikim nie chce rozmawiać o ojcu swojego dziecka, ukrywając straszną prawdę na jego temat. Niestety, przeszłość odnajduje ją wszędzie tam, gdzie postanawia wyruszyć, a jej synek  Ziggy od początku ma trudności w szkole, wynikające ze sporego nieporozumienia podczas pierwszej w niej wizyty. Te z kolei przypominają Jane o jego ojcu, po którym mógł odziedziczyć pewne skłonności…

Losy tej trójki wiążą się tym silniej, gdy w szkole podczas wieczoru integracyjnego w tragicznych okolicznościach ginie jeden z rodziców – wydaje się, że źródłem konfliktu i tragedii jest pojawienie się w szkole Ziggy’ego, okazuje się jednak, że prawda jest o wiele bardziej skomplikowana.

Moriarty zdecydowała się na doskonałą formę narracyjną – oprócz regularnego tkania kolejnych elementów całości w sposób tradycyjny, do każdego rozdziału dołączyła fragmenty przesłuchań policyjnych, które pozwalają czytelnikowi na powolne odkrywanie przyczyn zdarzeń, o których jeszcze nie przeczytał, a których może się domyślać.

Wybór tej formuły był strzałem w dziesiątkę – dzięki niej napięcie cały czas wzrastało, a ciekawość musiała zostać zaspokojona poprzez niezwłoczną lekturę kolejnego rozdziału.

Poza doskonałym warsztatem, Moriarty cechuje się celnym trafianiem w problem – pokazuje ona uniwersalną prawdę o człowieczych tajemnicach, które skrywamy głęboko, mając nadzieję, że nigdy nie zostaną odkryte. Uwypukla ona ludzkie dążenie do uporządkowania swojego życia, nawet za cenę życia w kłamstwie, po to tylko, by oszczędzić bliskim cierpień i rozczarowań. Moriarty zdaje się krzyczeć: „wiem, że Ty również masz jakąś tajemnicę, większą czy mniejszą, mniej lub bardziej bolesną. Wiem, że nikomu nie chcesz o niej powiedzieć, przejrzałam Twoją grę”.

Autorka pokazuje jak łatwo nam dać się zmanipulować, jak wspaniale ulegamy wpływom, wierzymy w wykreowane na potrzeby chwili maski, nie dostrzegamy prawdy o życiu nawet najbliższych nam osób, jeśli tylko te nie będą tego chciały.

Przemoc, zdrady, bolesna przeszłość, potrzeba utrzymania swojego wizerunku za wszelką cenę to jedynie kilka poruszonych tutaj kwestii. Moriarty nadgryza ich znacznie więcej, wkłada szpile tam, gdzie nie chcielibyśmy kierować wzroku. Powoduje dyskomfort i zmusza do głębszego spojrzenia na życie nasze i życie naszych bliskich: być może Ci, których znamy również mają jakiś bolesny sekret, którego odkrycie pozwoliłoby im na zmierzenie się z przeszłością?

Wielkie kłamstewka to tytuł oddający istotę – czasem nawet to, co małe i niepozorne, błahostka może urosnąć do niebotycznych rozmiarów i spowodować nieopisane szkody.

Pędźcie do księgarni i zarezerwujcie popołudnie dla Moriarty – gwarantuję  satysfakcję z lektury.





Inne ksiązki w serii Kobiety to czytają:

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Pęknięte odbicie – Dawn Barker


Od jakiegoś czasu w dobieranych lekturach, niczym cień, snuje się za mną przepracowywany na wiele sposobów temat macierzyństwa.

Kolejno czytane książki zazębiają się, nakładają na siebie, tworząc wielopłaszczyznowe spojrzenie na gros traumatycznych możliwości towarzyszących ciąży i późniejszemu rodzicielstwu.
Tym razem, stałam się czytelniczką opowieści poruszającej trudny temat poporodowej psychozy, która nieleczona zdolna jest zniszczyć życie cudze i własne.

Świeżo upieczona mama, Anna, inaczej wyobrażała sobie pierwsze tygodnie z  dzieckiem. Mimo że wiedziała jakie kłopoty wiążą się z pierwszym miesiącem nowej sytuacji, nie spodziewała się, że tak bardzo ją przerosną. O dziecku marzyła od dawna: było wyczekane, wyśnione, upragnione.

Niestety, nikt z  jej bliskich nie zauważył (lub nie chciał, bo tak było wygodniej) jak źle Anna znosi czas po porodzie. Coraz smutniejsza, całkowicie rezygnująca ze snu, wyczerpana, nerwowa, stroniąca od kontaktów z bliskimi, wymagającymi zabawieniem tych, na których nie chciała w  tym momencie patrzeć.

Jej mąż, Tony, bardzo się martwi – mimo że Jack jest ich wyśnionym dzieckiem, jego pojawienie się zmieniło Annę nie do poznania. Mężczyzna składał jej zachowanie na karb wahania hormonów: kobieta raz płakała, by za chwilę uśmiechać się od ucha do ucha. Bohater sądził, że jak tylko jego żona przyzwyczai się do nowej sytuacji i trochę odpocznie, wszystko się ułoży.

Tymczasem jednak Anna i Jack znikają, a ich ślad prowadzi nad urwisko. Co stało się z  dzieckiem i jego mamą? Dlaczego bohaterka postanowiła udać się tak daleko od domu? Co nią kierowało?

Dawn Barker porusza niezwykle delikatny i trudny temat depresji i psychozy poporodowej, z  którą zmaga się coraz więcej kobiet, nierzadko niezrozumianych przez swoich partnerów, a w  konsekwencji także nieleczonych. Kreśli bohaterów, których trudno jednoznacznie ocenić, stawia pytania o to czy łatwiej wybaczyć komuś, kto działał pod wpływem choroby psychicznej, czy też w  całkowitej świadomości? Czy pewne czyny w  ogóle można wybaczyć? Kto ponosi odpowiedzialność za tragedie wynikające z  psychozy: chory czy ten, który choroby nie zauważył lub zignorował? Jak uporać się ze stratą ukochanego dziecka?

Barker nie raczy nas miłą i ciepłą opowieścią, do której chętnie się wraca. To raczej opowieść rozdzierająca, trudna, bolesna. Być może jednak – choć w  ferowaniu takich sądów byłabym ostrożna – ma ona działanie katartyczne dla osób, które zmagały się z podobną  tragedią.
Nie ulega wątpliwości, że autorka stworzyła opowieść poruszającą, o której niełatwo będzie zapomnieć, z  której sceny jeszcze długo będą nam stały przed oczami.


Mocna, niełatwa w odbiorze, ale warta spędzonych z nią godzin: wyczula bowiem na ludzie cierpienie, uczy empatii i konieczności myślenia dalekosiężnego. Pokazuje jak istotne dla kobiet po porodzie jest wsparcie partnera i jak wiele zależy od tego, by przez wszystkie trudności przechodzić wspólnie.

piątek, 29 maja 2015

Cząstka Ciebie – Ella Harper




Lucy i Luke tworzą małżeństwo idealne – za takie uchodzą wśród bliskich, sami również mają poczucie wyjątkowości swojej więzi. Ich relacje są wzorem do naśladowania dla innych: każdy, kto na nich spojrzy, zazdrości im niezmiennej od lat miłości i wiecznego zadurzenia. Wydaje się, że w ich przypadku mimo upływu lat, okres zakochania nie mija, a jedynie narasta. Do szczęścia brakuje im jednego: upragnionego dziecka.

Gdy przed laty, jeszcze zanim zostali małżeństwem, udało im się naturalnie począć maleństwo, nie posiadali się ze szczęścia. Niestety bohaterka poroniła, a każda kolejna próba zajścia w ciążę kończyła się poronieniem. Ich tragedia była niewyobrażalna. Gdy małżeństwo zdecydowało się na poddanie zabiegowi in vitro, o niczym nie poinformowali bliskich – nie chcieli zapeszać. Gdy kolejną ciążę Lucy udaje się donosić aż do piątego miesiąca, para jest pełna nadziei – wydaje się, że w  końcu wszystko zaczyna się układać, a ich pragnienie stworzenia pełnej rodziny wreszcie się ziści. Niestety, właśnie wtedy wszystko się rozpada: Luke ulega wypadkowi, na skutek którego zapada w śpiączkę, Lucy po raz kolejny traci dziecko, a w jej życiu naznaczonym podwójnym dramatem pojawia się Stella, z  którą bohater zdradził swoją żonę i która teraz nosi jego dziecko.

Kobieta nie potrafi opanować rozpaczy: ma świadomość, że za sprawą jednej nocy obca kobieta dała jej mężowi to, czego ona mimo usilnych starań nie mogła dać mu od lat. Bohaterka nie wie co jest dla niej większym dramatem: sama zdrada i to, że Luke mimo złożonej kiedyś obietnicy ukrył ją przed żoną, czy ciężarna kobieta, która pojawiła się w  ich życiu, nosząca dziecko jej męża, będące owocem jednej nocy niewierności.
Śpiączka Luke’a to bolesne doświadczenie nie tylko dla jego żony, ale też mamy, z którą bohaterka dotąd niespecjalnie się zżyła oraz rodzeństwa – Nell i Ade’a, który po latach wrócił z  Australii, by być wsparciem dla rodziny, niegdyś tchórzliwie porzuconej.

Opowieść Harper to nie tylko historia współczesnej hiobowej rodziny, której wszystko zdaje się psuć, ale także narracja o miłości zdolnej pokonać każde cierpienie i ważny głos w sprawie małżeństw starających się o potomstwo. Stawia pytania niewygodne: na ile pragnienie posiadania dziecka przyćmiło więź łączącą nas z partnerem; na ile współżycie zostało sprowadzone do mechanicznej czynności, mającej przynieść określony efekt; czy partner będzie dla nas wystarczający, jeśli nie uda się począć dziecka; do czego jesteśmy zdolni, by zostać rodzicami; jak silne jest w kobiecie pragnienie obdarowania życiem? To jedynie wierzchołek góry lodowej pytań rodzących się w czasie lektury, pytań niełatwych i niedających prostych odpowiedzi.

Choć opowieść ta zmierza ku nieuniknionemu finałowi, możliwemu do przewidzenia, nie pozwala na wzięcie oddechu ani chwilę spokoju: pokazuje relacje bohaterów z  różnych perspektyw, ukazując pełny obraz sytuacji. Dzięki temu podejmowane decyzje możemy ocenić obiektywnie, widząc jak wiele czynników się na nie złożyło i jak nie zawsze wszystko jest czarno-białe. Harper pokazuje życie takim, jakim jest: nieprzewidywalnym, bolesnym, naznaczonym cierpieniem, ale też wielką ludzką życzliwością, wsparciem i zdolnością do pokonania wszelkich przeszkód, jeśli tylko będziemy rozmawiać i wyrażać swoje prawdziwe uczucia, zamiast tłamsić je w sobie, by później z  rozpaczy i frustracji popełniać czyny, których bardzo szybko zaczniemy żałować.

Kipiąca od emocji, poruszająca książka, której tematem wiodącym jest chęć posiadania dziecka, a wątki poboczne są tak mnogie, że nie sposób ich wszystkich wymienić. Wśród nich samoakceptacja, zdolność do wybaczania sobie i innym popełnionych błędów, bezpłodność, in vitro, osamotnienie, niezrozumienie, zdrada, relacje rodzinne, miłość małżeńska kontra miłość rodzicielska.

Choć wszystkie książki z serii Kobiety to czytają są ogromnie wartościowe, w  moim odczuciu Cząstka ciebie jest jedną z najbardziej dramatycznych i poruszających. Warta uwagi, obowiązkowa lektura dla czytelników chcących powieści obyczajowej, która nie byłaby mdła i wtórna. 
Jeśli samodzielnie nie będziecie w stanie ukierunkować swoich refleksji po lekturze, z  całą pewnością pomocne będą pytania zamieszczone, tradycyjnie, na końcu.
Świetna powieść, do przeczytania z wypiekami na twarzy!



Przeczytaj również inne książki z serii:







sobota, 23 maja 2015

Ostatnie pięć dni – Julie Lawson Timmer



Ostatnie trzy lata nauczyły mnie, że nigdy nie można być pewnym przyszłości. Swojej, swoich bliskich.  Nieważne czy jest się młodym, czy starym, czy ma się dzieci na wychowaniu, marzenia do zrealizowania, czy może nie.

Los okrutnie drwi z naszych planów, kładąc na nasze ramiona ciężar – zdawałoby się – nie do udźwignięcia. Nagłe odejścia, niespodziewane choroby, rodzinne dramaty. O tym jak niepewne jest jutro przekonała się także bohaterka powieści Ostatnie pięć dni Julie Lawson Timmer, wpisującej się w  cykl Kobiety to czytają!


Mara właśnie dowiaduje się, że cierpi na nieuleczalną chorobę Huntingtona. Przypadłość ta, nie dość, że nie pozwala w  żaden sposób się powstrzymać, to jeszcze kompletnie komplikuje życie: zmienia charakter, ogranicza swobodę ruchów, powoduje niekontrolowane zachowania, z  których cierpiący nierzadko nie zdaje sobie w  ogóle sprawy. Opoką dla Mary jest Tom – kochający mąż, pragnący trwać przy niej bez względu na okoliczności i opiekować się ich adoptowaną córeczką Laks. Kobieta wiedząc jak przebiega choroba, przy pojawieniu się pierwszych objawów sugerujących, że zaczęła ona przechodzić do następnej fazy, postanawia dać sobie ostatnie pięć dni życia, po czym odejść zanim nie będzie już zdolna samodzielnie podjąć takiej decyzji.

Sygnałem do podjęcia ostatecznych działań były dla niej wydarzenia dnia, w którym zamiast pakować akta to teczki i wybierać się do kancelarii, musiała założyć pieluchomajtki, by nigdy już publicznie nie przeżyć wstydu związanego z  czynnościami fizjologicznymi, które jej mózg przestał kontrolować. Ostatecznym ciosem było jednak życzenie Laks, by mama już więcej nie przychodziła po nią do szkoły i nie robiła jej wstydu, bowiem wszystkie dzieci, nie wiedząc, że jest chora, ciągle się z  niej śmieją.

Śmierć Mary w  jej opinii ma być ulgą dla jej najbliższych – kobieta nie wyobraża sobie, by jej rodzina musiała oglądać ją na wózku, niezdolną do jakichkolwiek reakcji oraz by była przez nią ograniczona.

Przeciwwagą dla historii Mary jest opowieść o życiu  Scotta, mężczyzny, który właśnie – po roku opieki nad ośmioletnim chłopcem z  trudnego środowiska, którego pokochał jak własnego syna – musi oddać go biologicznej matce, właśnie kończącej odsiadkę. Przywiązanie do Młodego Człowieka jest jednak tak wielkie, że mężczyzna nie potrafi się z  nim pogodzić. Ma pięć ostatnich dni, by jak najlepiej je wykorzystać. 

Pożegnanie jest trudne i gorzkie, tym bardziej, że po latach starań o dziecko Scottowi i jego żonie w  końcu się udało – oczekują własnego maleństwa, a opieka nad Curtisem była dla nich próbą generalną.


Bohaterowie spotykają się wirtualnie – na forum poświęconym nietradycyjnemu rodzicielstwu – gdzie wiele godzin spędzają na rozmowach o swoich doświadczeniach, dzielą się trudami, są dla siebie wsparciem i, co ważne, nie oceniają się wzajemnie.

Ich historie – choć tak różne od siebie – wiele łączy. Patronuje im miłość do bliskich, która popycha bohaterów do zachowań i decyzji, których bez niej nie byliby zdolni podjąć.
Głęboko poruszająca opowieść, ucząca wrażliwości, każąca doceniać życie i nie oceniać innych, bez znajomości ich konkretnego przypadku, motywacji, pragnień. Jej dodatkowym walorem jest przybliżenie problematyki choroby Huntingtona, której świadomości dotąd nie miałam.

Pokazuje, że ludzkie wybory nie zawsze są czarno-białe, a często poprzedzone wielką walką wewnętrzną. Wskazuje także na to, czym jest prawdziwa siła, jak wiele jej trzeba, by mocować się z życiem i nie popaść w  zwątpienie.
Dodatkowo podejmuje także trudny temat miłości rodziców biologicznych i adopcyjnych. Mocna lektura, która na długo pozostanie w  Waszej pamięci.


Inne książki z serii Kobiety To Czytają!
Sekret mojego męża / Dobry ojciec / Wracajmy do domu / Nie odchodź 



piątek, 22 maja 2015

Szyfr – Mai Jia


Nie wiem od ilu dni myślę nad tym, jak ubrać w słowa, to co towarzyszyło mi podczas lektury. Niedowierzanie? Oczekiwanie na jakąkolwiek akcję? Znudzenie? Boleść i męka? Zaciekawienie jak to wszystko się rozwinie? Rozczarowanie, że się wcale nie rozwija? Fascynację?

I uwierzcie mi  lub nie – nie wiem. Tak kołującej lektury dawno nie miałam w rękach. Niby dobra, ale taka… inna, taka… niepewna, taka… zupełnie niespodziewana.

Wybierając ją do czytania, myślałam: kurczę, chińskie horrory, filmy są zazwyczaj naszpikowane emocjami, które zwalają z  nóg, sprawdzę jak to pracuje w  powieściach.

I wiecie jak? W ogóle. To historia niespieszna do granic wytrzymałości, akcji właściwie brak, narracja kapie jak woda z niedokręconego kranu – powoluteńku, po-oma-alu-te-e-ńku, ka-a-p, niby leci, ale nigdzie nie pędzi, ka-a-p, gdy już myślisz, że przyspieszy, to ona znów sennie ka-a-ap.

Nieoczekiwanych zwrotów nie ma, o wartkości możecie zapomnieć. Jeśli jednak oczekujecie wypełniającego ją spokoju, wręcz ślimaczego tempa, ale wciąż – co dziwi! – wywołującego zainteresowanie – to może być strzał w  dziesiątkę. Mimo tej senności opowieść ta bowiem wcale nie jest nudna (no dobra, chwilami jest).
Zaskoczeni?

Mai Jia prowadzi narrację bardzo specyficzną, która działa na odbiorcę w  dwójnasób – jednocześnie męczy, jak i w pełni oddaje klimat historii. Owa „męka” jest bowiem wpisana w  odbiór, nie sposób jej uniknąć, jest konieczna, dla niektórych może być także oczyszczająca. O czym jednak traktuje powieść?

O naukowcach. O osiągnięciach. O marzeniach. O upadkach.

To swoisty zapis dziennikarskiego śledztwa, którego ośrodkiem zainteresowania stał się Rong Jinzhen – nieprawdopodobnie utalentowany, genialny kryptograf i matematyk, którego poznajemy właściwie jedynie za sprawą relacji świadków.

Okładka mówi, że to thriller – ja mówię, że nie. Nie ma tu stałego napięcia, nie ma tych emocji niezbędnych przy konstruowaniu tego gatunku, to powieść, z  którą – jak sądzę – europejski czytelnik będzie się zmagał, będzie się mocował. Przepaść kulturowa jest ogromna i widać to nawet w  formie prowadzenia narracji: nie jesteśmy do niej przyzwyczajeni i raczej nie będziemy.

Traktuję zatem tę książkę nie jako kolejny thriller, lecz jako doświadczenie łamania barier i kultur. Właściwie tylko to pozwala mi ją należycie docenić – inaczej (gdybym miała to w  zwyczaju) rzuciłabym nią w kąt po 3 pierwszych rozdziałach.

Chińczycy i Azjaci w ogóle, kojarzą mi się – nie wiedzieć czemu – z wielką pracowitością, i  uporządkowaniem. I owe cechy bardzo widoczne są w sposobie opisywania umysłowości Jinzhena – to nie tylko pokazanie jego geniuszu, ale też śledzenie drogi dochodzenia do niego – powolnych narodzin, odpowiedniego ukierunkowania, nadzoru, kontrolowanego wzrostu, który – nieodpowiedzialnie potraktowany – może doprowadzić do nieuniknionego szaleństwa, zatracenia się we własnej odkrywczej myśli, której nie sposób przekuć w namacalne doświadczenie.

To wszystko mocno uwypuklone zostało w  tejże powieści.

Jeśli zatem macie w  sobie odwagę, czujecie potrzebę wyzwań, chcecie choć minimalnie zakosztować lektury naprawdę niecodziennej i niebywale odległej od naszych europejskich czytelniczych przyzwyczajeń – polecam. 

wtorek, 21 kwietnia 2015

Usmiech Madeline – Darien Gee


Uśmiech Madeline to kontynuacja poprzedniej książki Darien Gee – Herbaciarni Madeline, opisująca codzienne życie mieszkańców małego miasteczka Avalon. Jak w  każdej społeczności, także i tutaj znajdują się postaci wiodące i te, które dają się wieść.

Bettie Shelton, to dość ekscentryczna i nieznosząca sprzeciwu (a właściwie tak zmyślnie tocząca dyskusję, że jakikolwiek sprzeciw przestaje być możliwy) kobieta o wielkim sercu, założycielka i główna agitatorka Klubu Miłośniczek Albumów i Scapbookingu. Spotkania członkiń klubu odbywają się w  herbaciarni Madeline i zrzeszają coraz większą grupę pasjonatów i tych, których „szefowa” skutecznie próbuje przeciągnąć na swoją stronę.  Zebrania nie są jedynie szansą do zetknięcia się z  podobnymi sobie fascynatkami i okazją do stworzenia czegoś niebanalnego – to tak naprawdę centrum wydarzeń kulturalnych miasteczka, ośrodek wsparcia i pomocy, przestrzeń dobroci i miejsce rozwiązywania sporów, to wreszcie tętniące serce Avalon. 

Uczestnikami spotkań są między innymi Connie – młodziutka menażdżerka herbaciarni, zakochana w znalezionek kozie Serenie; Isabel rozpamiętująca swoje życie i zdradę męża; Ava – samotna matka, była kochanka tragicznie zmarłego męża Isabel i matka jego syna, Maxa, która nie ma nikogo na świecie i jako osobę kontaktową podaje właśnie kobietę, której odebrała ukochanego; Frances, która mimo posiadania dwójki synów stara się o adopcję dziewczynki - Mei Ling, która ma jednak spore kłopoty zdrowotne oraz Yvonne – hydraulik pochodząca z bogatej rodziny plantatorów żurawiny, która po odejściu narzeczonego w  dniu ślubu wciąż próbuje uporządkować sobie życie. Dla tych młodych kobiet spotkania i tworzenie albumów to próba przepracowania strat i zranień, która połączona z  rozmowami staje się skuteczną drogą do osiągnięcia katharsis, a także wszczepieniem się w  życie miejskiej wspólnoty.

Świetnym zwieńczeniem tej publikacji jest umieszczenie na końcu przepisów kulinarnych, porad dotyczących scrapbookingu, a także adresy portali społecznościowych, które zrzeszają miłośników ozdabiania albumów. To opowieść, którą czyta się z dużym zadowoleniem, przypomina leniwie toczącą się serialową sagę, kojarząca się z latem, pozytywnym nastawieniem, dobrym humorem.
Uśmiech Madeline to książka do niespiesznej lektury, kojąca i przekazująca strumień ciepła zainicjowany przez prawdziwe relacje serdeczności i życzliwości. Historia o tym, jak nawet największe zranienia i cierpienia można przekuć w dobro, pokazująca, że także to, co wydaje nam się przypadkowe i niesprawiedliwe jest częścią większego planu mającego wyzwolić nas z  pęt ograniczeń nakładanych przez samych siebie. Czasem troska, której nie rozumiemy to jedynie pretekst do walki o takie wersje nas samych, które chcielibyśmy widzieć. Powieść ta jest także świadectwem tego, jak ważna jest bliskość i wsparcie bliskich osób, jak gruntują one przyjaźń i cementują dobre relacje, pozwalając życiu toczyć się zgodnie z  jego rytmem.  Choć początkowo wydaje się, że snute tutaj historie mają niewiele ze sobą wspólnego, dość szybko okazje się, że splata je niewidzialna nić przeznaczenia umocniona ludzką dobrocią.

Polecam tę opowieść w  szczególności tym, którzy lubią zatopić się w opowieści pokaźnych rozmiarów, zostać w  niej na dłużej, niespiesznie oddychać codziennością bohaterów, z  którymi – gwarantuję – bardzo łatwo się zżyć. Choć książka jest pokaźnych gabarytów – w  ogóle ich nie odczujecie, całkowicie poddając się naturalnemu rytmowi narracji.

czwartek, 9 kwietnia 2015

Wojna się skończyła, walka wciąż trwa (Wciąż czekam – Louisa Young)



Wraz z zakończeniem I wojny światowej do domu wracają żołnierze, który przeżyli. Choć minęło już pół roku od podpisania rozejmu, w  duszach i psychice walczących wciąż pozostały ogromne niezasklepione wyrwy, które całkowicie zmieniły ich sposób przeżywania codzienności, ich relacje z  otoczeniem i samym sobą – wielu z nich boryka się z niemożnością wybaczenia samemu sobie tego, że przeżyli, podczas gdy innym nie było to dane. W pamięci żołnierzy wciąż tkwią obrazy ich wiernych przyjaciół umierających na ich rękach, pozbawionych kończyn, rozerwanych  niemalże na strzępy, ginących w  okrutny sposób. Takie wspomnienia nie mogą pozostać bez śladu. 


Nie da się patrzeć na cierpenie innych i nie oślepnąć. Nie da się kręcić w kółko co noc, dopóki nie rozpłyniesz się we łzach... [1]

 
Choć wojna się skończyła, ich walka nadal trwa – tym razem nie stawiają czoła żołnierzom, nie chronią się przed bombami czy pociskami, lecz starają się przetrwać we własnych domach.
Pamiętając morze krwi rozlewającej się po bitewnych polach, nie są już w  stanie zasiąść do rodzinnego posiłku, przytulić ukochanej czy bawić się z  dziećmi – tak trywialne czynności stają się barierą nie do przeskoczenia.

I nie są to ludzie starsi, doświadczeni wiekiem i życiem – to młodzi ludzie, nasi rówieśnicy: dwudziestotrzylatek Riley Purefoy i jego świeżo poślubiona żona Nadine. Młody mężczyzna został mocno okaleczony, tak bardzo, że musiano dokonać rekonstrukcji szczęki, która choć się powiodła, całkowicie zmieniła jego życie: bohater ma trudności z  przełykaniem i jedzeniem twardych pokarmów, musi mierzyć się z litością lub obrzydzeniem widzianym w  oczach mijających go ludzi, a to wszystko jedynie błahostki przy wizjach wojennych, które wciąż go nie opuszczają. On i Nadine muszą ratować swoje małżeństwo, zanim na dobre zostanie ono skonsumowane – także i z  tym okazuje się problem, bowiem ona nie chce go do niczego zmuszać i poganiać, wiedząc jak mocno wojna okaleczyła jego psychikę, on zaś myśli, że przestał być dla niej atrakcyjny, gdy nie potrafi nawet jej pocałować.
 
Ta para jednak, radzi sobie nienajgorzej, mimo braku akceptacji ze strony rodziców.

Gorzej rzecz ma się z  Peterem i jego zoną Julią. Ich małżeństwo niemalże wisi na włosku – mężczyzna jest tak silnie dręczony demonami wojennymi, że zamienia się w  odludka znajdującego zapomnienie jedynie w  alkoholu. Przed oczami wciąż stoją mu podwładni, których stracił – jak sądzi, na skutek swoich złych decyzji. Julia robi co może, by ulżyć jego cierpieniom – próbuje rozmawiać, wraz z  jego kuzynką Rose dają mu wytchnienie, starają się, by niczego mu nie brakowało, organizują spotkania z  Rileyem. On jednak jest nieustępliwy – wojna okaleczyła go bardziej niż wszyscy są w  stanie przypuszczać. Wydaje się, że nie ma już dla niego ratunku. Opuszcza go najpierw kuzynka, później żona – w dodatku będącą w  kolejnej ciąży. 


Każda śmierć przywraca wszystkie te, które wydarzyły się przed nią - z czego wcześniej nie zdawała sobie sprawy. [2]


Jak potoczą się losy tych dwu, na zawsze splecionych ze sobą par? Czy demony wojny w końcu ustąpią pod naporem miłości i czułości? Czy człowiek jest w  stanie zapomnieć to wszystko, z  czym przyszło mu się dotkliwie mierzyć? Czy ci, którzy przeżyli okropieństwo wojny są w  stanie na powrót stać się szczęśliwymi?

Louisa Young po raz kolejny podejmuje podobną problematykę, snując opowieść będącą luźną kontynuacją wcześniejszej, fenomenalnie napisanej książkiKochanie, chcę Ci powiedzieć, stanowiącej zapis zmagań wojennych Rileya i Petera oraz przeżyć ich kobiet, próbujących radzić sobie z rozłąką i widocznymi zmianami zachowania swoich ukochanych mężczyzn. 
Znowuż pozwala zauważyć jak wielką wrażliwością cechuje się jej pisanie, jak doskonale potrafi poddać się syntonii z  bohaterami, z  jaką łatwością – mimo historycznej odległości wydarzeń – jest w  stanie odtworzyć uczucia, emocje, trudności tamtych chwil, parę miesięcy po zakończeniu kaleczącej wojny, parę lat przed jej jeszcze straszniejszą powtórką.

To książka nie tak dobra jak poprzednia, ale wciąż wyróżniająca się wśród powieści obyczajowych z  wątkiem wojennym.
Obyśmy nigdy nie musieli stać się uczestnikami podobnych wydarzeń, depozytariuszami podobnych traum i tragedii.
Ku przestrodze, ku zrozumieniu, ku poruszeniu.


[1] Louisa Young, Wciąż czekam, Warszawa 2015, s. 114.
[2] Tamże, s. 183.