Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Karta pacjenta - Książeczka zdrowia kota. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Karta pacjenta - Książeczka zdrowia kota. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 13 listopada 2014

Piszczałek. Karta pacjenta.

Wieści, które Wam dziś niosę o Piszczałku nie mogę nazwać ani bardzo dobrymi ale też nie zupełnie złymi.


Wczoraj rano zawiozłem go do lecznicy gdzie przeszedł ponowne gruntowne badania. Nie obyło się bez lekkiej narkozy aby móc zrobić serię badań, rentgena i dokładnie obejrzeć wnętrze przewodów słuchowych.

Dobra wiadomość jest taka, że zmiany w prawym uszku jakby "przybladły" i nie wykazują cech nowotworowych, można powiedzieć, że w tej chwili są to już niewielkie zmiany zapalne możliwe do rychłego wyleczenia. Natomiast zła wiadomość dotyczy uszka lewego. Tutaj, bardzo głęboko występuje duża zmiana rozrostowa w typie polipu/brodawczaka, co najgorsze nieuszypołowana i związana ze ścianką przyśrodkową przewodu słuchowego. Usunięcie nowotworu z tak niefortunnie ulokowanego miejsca jest możliwe ale bardzo trudne, wymagałoby rozcięcia ucha na tyle "drastycznie", że istnieje zbyt duża obawa powikłań, komplikacji w gojeniu rany - bez gwarancji, że nowotwór mimo usunięcia nie zacznie rosnąć od nowa (nie ma tu możliwości wycięcia marginesu wokół guza) i nie zacznie zarastać czy wrastać w przewód słuchowy co prowadziłoby do konieczności całkowitego usunięcia tego przewodu. Nie możemy przeprowadzić badań histopatologicznych ponieważ miałby one sens tylko w przypadku wycięcia całego guza.

Po konsultacjach i badaniach, które przeprowadziłem w dwóch niezależnych lecznicach podjąłem decyzję o nie poddawaniu Piszczałka operacji. Przeanalizowałem dostępne możliwości i scenariusze i doszedłem do wniosku, że usunięcie polipa jest obarczone zbyt ryzykownymi konsekwencjami bez gwarancji powodzenia tych działań. Pójdziemy inną drogą. Piszczałka czeka kosztowne i długotrwałe leczenie mające na celu zatrzymanie rozrostu guza a nawet jego minimalizacja. Z moim weterynarzem opracowujemy teraz plan leczenia obejmujący nie tylko walkę z nowotworem ale również z innymi przypadłościami, które ujawniły się w trakcie badań, jak np. zmiany pozapalne okołoskrzelowe i w tkance śródmiąższowej płuc powodujące ataki kaszlu i duszności a wymagające antybiotykoterapii i/lub terapii sterydowej. Moim celem jest zapewnienie Piszczałkowi jak najdłuższego i komfortowego życia bez przysparzania mu cierpień a wierzę, że dzięki podjętym działaniom damy Piszczałkowi długie i szczęśliwe życie.


Wzorem moich innych podopiecznych zakładam Piszczałkowi swoją wirtualną kartę pacjenta. Jest to patent, dzięki któremu tutaj na blogu mam w jednym miejscu zebrane wszelkie informacje o chorobach, podjętym leczeniu i stosowanych medykamentach - co mogę zawsze sprawdzić gdziekolwiek jestem bez konieczności noszenia ze sobą papierowych książeczek, wydruków z wyników badań czy zdjęć rentgenowskich.


Piszczałek - karta pacjenta.

Imię: Piszczałek
Płeć: kocur
Rok urodzenia: 13.10.2012 (?)
Data adopcji: 13.10.2014
Rasa: europejska
Umaszczenie: bury pręgowany


13.10.2014 Zapalenie oskrzeli, świerzb uszny, zapalenie rogówki i spojówek. Leczenie w okresie od 13.10. do 23.10.2014. Odrobaczanie i odpchlanie. Waga: 3,85 kg

22.10.2014 Wykonano test na FIV/FeLV. Wynik ujemny. Waga: 3,60 kg

30.10.2014 Kastracja


30.10.2014 Obustronnie stwierdzono obecność zmian rozrostowych w formie polipu o zabarwieniu czarnym. Zlokalizowane dość głęboko w przewodzie słuchowym, trudne do usunięcia. Duże prawdopodobieństwo zmian złośliwych. Wstępna diagnoza: obustronny nowotwór przewodu słuchowego.

Przewód słuchowy lewy:


Przewód słuchowy prawy:



6.11.2014 Morfologia. Podwyższone: WBC (43,8), LYM (20,4), MON (1,9), GRA (21,5). Pozostałe znaczniki oraz profile wątrobowe, sercowe w normie. Waga: 3,70 kg.

12.11.2014 Otoskopia: W lewym przewodzie słuchowym duża zmiana rozrostowa w typie polipu/brodawczaka nieuszypułowana związana ze ścianką przyśrodkową przewodu słuchowego. W prawym przewodzie słuchowym drobne zmiany zapalne na ścianie przewodu.

RTG: Klatka piersiowa. Rozsiane zmiany naciekowe tkanki śródmiąższowej płuc i okołoskrzelowej (zmiany pozapalne po przejściu infekcji wirusowej) z miejscowymi obszarami nadpowietrznymi (typowe dla FAS). Waga: 3,6 kg.




Zalecenia:

- do ucha lewego: codziennie BeforeX z dexametazonem 1xdziennie na ok. 5 min. przed zastosowaniem Oridermyl. Ucho prawe: co drugi dzień Oridermyl.
- doustnie Immunodol 1 tabletka dziennie.
- w przypadku zaostrzenia objawów kaszlu i duszności antybiotykoterapia i/lub steryd.

Szczegółowy plan leczenia w trakcie opracowywania. Za miesiąc: kontrola uszu, morfologia, test FIP.

29.11.2014 Kontrola. Uszko lewe: guz zmniejszył się (jest bardziej płaski) - pojawił się prześwit. Zastrzyk: Dexafort. Zalecenia j.w., kontynuacja: Before X + Oridermyl. Waga: 4,15 kg. 

10.12.2014 Kontrola i ponowne badania. Waga: 4,20 kg.

Z prawym uszkiem jest już prawie bardzo dobrze:

Ucho prawe z dnia 10.12.2014:

Na powyższym zdjęciu mamy już niemal czysty przewód słuchowy z widoczną błoną bębenkową i znajdującą się za nią kosteczką słuchową (młoteczek?).

Leczenie przynosi efekty a guz w lewym uszku zmniejszył się o połowę:

Ucho lewe z dnia 10.12.2014:

Zdjęcie zostało wykonane przed czyszczeniem uszek - po oczyszczeniu guz wzbudził się i "napęczniał": 


Kontynuujemy więc leczenie "magiczną miksturą" mego weta by guz w lewym uszku zmniejszył się jeszcze bardziej a żeby go nie podrażniać nie będziemy go ruszać czy czyścic przez jakiś czas.

Wykonaliśmy też ponowne badanie rtg klatki piersiowej. Troszkę jakby się "przejaśnia" ale nadal występują zmiany na terenie płuc z przewagą nacieków śródmiąższowych (szczególnie w w płacie prawym) - zaś w lewym płacie płuc przewaga obszarów nadpowietrznych mogących dawać objawy astmy.

Morfologia: Hematokryt 27,8% (30-45), Leukocyty 19,97 tys/mm3 (5,5-19,5), Monocyty 6,6% (0-5).

Planowane:

10.01.2015 Morfologia, kontrola uszek
10.03.2015 rtg, kontrola uszek

piątek, 7 listopada 2014

Piszczałkowy zawrót głowy

Witajcie. Wiem, że się niecierpliwicie i oczekujecie (dobrych) wieści o Piszczałku. Wczorajsze badania i konsultacje z weterynarzem, może nie dołożyły ale też nie rozwiały naszych wątpliwości.O ile sam Piszczałek czuje się dobrze, ma apetyt, nie stracił na wadze a badania krwi poza znacznie podwyższonymi białymi krwinkami zachowują normy to pytania dotyczące zabiegu usunięcia nowotworów wciąż pozostały otwarte ze względu na ryzyko powikłań czy skuteczności zabiegu i ich trudne umiejscowienie.

Nie ukrywam, że przytłacza mnie ta odpowiedzialność, głowa mi pęka od myśli nad możliwymi rozwiązaniami i miotam się pomiędzy dostępnymi alternatywami. Wiem, że nowotwór w cudowny sposób sam nie zniknie a życie Piszczałka będzie powoli gasło, z drugiej strony ryzyko jakim jest obarczony zabieg i jego konsekwencje mogą mu dostarczyć wielu cierpień przez następne miesiące. Rozumiecie więc chyba moje rozterki i świadomość zagrożeń bez względu na podjętą decyzję.

Postanowiłem dokonać konsultacji z jeszcze jednym weterynarzem i wykonać u niego serię dodatkowych badań a i dzięki blogowej przyjaciółce (wprawdzie zaocznie - telefonicznie/mailowo) skonsultować się z trzecim fachowcem z innego miasta. Czas nieubłaganie ucieka ale jest to na tyle trudny przypadek, że następne kilka dni chcę jeszcze mimo wszystko poświęcić na dokładne rozpoznanie ale też pozbycie się wciąż dręczącego świerzba z uszek Piszczałka, tak by w przypadku zabiegu były już czyste i nie wdała się infekcja.

Proszę o wyrozumiałość i cierpliwość bo nie chcę podawać Wam tutaj nie do końca pewnych informacji a i unikam pochopnych działań.Piszczałek jest w dobrych rękach, ja zapewniam mu leczenie a rodzina Sylwii ciepło i codzienną opiekę. Podrzucam mu jedzonko, zabaweczki a w nowym domu otaczają go miłością.



Chciałbym Wam pokazać zdjęcie, które zrobiłem przedwczoraj...


... jest ono wykonane z tego samego miejsca jak to pochodzące z 1888 roku gdy ówczesna Straż Ogniowa przeprowadzała manewry na budynku Ratusza. Podaję to jako ciekawostkę ale ma to również związek z Piszczałkiem bo w miejscu, z którego je robiłem jeszcze kilka tygodni temu dokarmiałem tego bezdomnego wtedy łobuziaka...


Wiem, że każdy ma swoje życie, obowiązki, troski i wielu z Was boryka się ze swoimi własnymi problemami a mimo to okazaliście nam wiele serca i zainteresowania a nawet wsparliście rzeczowo i finansowo mimo, że macie swoje wydatki, zobowiązania i również Wam nie jest lekko.

Alina (Piła), Ewa (Warszawa), Julita (Warszawa), Atena (Głogów), Marianna (Warszawa), Jolanta (Białystok), Magdalena (Złotoryja), Nina (Olsztyn), Małgorzata (Wrocław), Teresa (Szczecin), Ewa (Bolesławiec), Anna (Gottingen), Barbara (Białystok), Katarzyna (Sosnowiec) ... to dzięki Waszym darom jest możliwe bieżące opłacanie rachunków u weterynarza, kosztów leczenia, medykamentów i testów. Jeżeli kogoś pominąłem to proszę wybaczyć ale sami wiecie jak to jest z bankami, łapczywie i natychmiastowo ściągają opłaty zaś wpływy na konto księgują opieszale i z długim opóźnieniem.

Chciałbym Wam podziękować oraz złożyć wyrazy wdzięczności i szacunku za Wasze wsparcie - to moralne również ponieważ Wasze ciepłe serca są nie do przecenienia. Dziękuję. Czekajcie na Piszczałkowe wieści.


poniedziałek, 3 listopada 2014

Piszczałek. Pytania, wątpliwości, obawy...

Ten wpis był właściwie aktualizacją poprzedniego ale wielu z was zwróciło mi uwagę, że ludzie czytają tylko to co nowegoim się wyświetli w aktualnościach i rzadko wracają do poprzednich wpisów. Wyciąłem więc "aktualizację" i niczego nie zmieniając wklejam jako osobny wpis bo tak na prawdę nic się nie zmieniło: walczę o życie wspaniałej istotki zwanej przeze mnie Piszczałkiem...

Cały weekend dręczyły mnie różne myśli na temat Piszczałka. Dziś nie wytrzymałem i poszedłem do lecznicy dopytać wiele rzeczy. Oba nowotwory znajdują się bardzo głęboko w przewodzie słuchowym. Nie da się ich ani zobaczyć ani wyczuć dotykiem bo zakryte są chrząstką (wręcz wnikają w czaszkę). Pobranie tkanki poprzez biopsję jest niemożliwe, więc należy rozciąć mu tył głowy aby dostać się do tych miejsc a to wymaga narkozy i w przypadku złośliwości tych tworów naruszenie ich stanowi poważne zagrożenie. I tu właśnie jest duże prawdopodobieństwo, że jest to jednak nowotwór złośliwy a ten w drugim uchu jest jego przerzutem. Istnieje też kwestia gojenia rany po ewentualnym zabiegu, uszka wciąż są bardzo zanieczyszczone zarówno ze świerzba jak i "wydzielin" guzów, do tego bardzo niepokojące jest krwawienie nie z samych nowotworów lecz ich okolic. To wszystko prowadzi do konkluzji, że skoro pobranie tkanki wiąże się z narkozą, zabiegiem, naruszeniem prawdopodobnie złośliwego tworu oraz możliwościami powikłań to równie dobrze można próbować wyciąć te guzy - w obu przypadkach narażając życie Piszczałka na poważne ryzyko. Aby dowiedzieć się czy nowotwór nie objął też kości czaszki można wykonać rtg, pomijając że musiało by się to odbyć w znieczuleniu to gdyby tak rzeczywiście było to nazwijmy to brutalnie nie byłoby już żadnej nadziei. Kontrast nie da właściwego obrazu ze względu na zainfekowane i krwawiące uszy... Piszę to bardzo chaotycznie ale to bardzo skomplikowany przypadek, rodzący więcej pytań, wątpliwości i obaw niż odpowiedzi.

Ustaliliśmy więc z weterynarzem, że nie będziemy działać pochopnie aby Piszczałkowi nie zaszkodzić, by próbując leczyć nie zabić go przedwcześnie lub nie sprawić mu dodatkowych cierpień. W czwartek wykonamy następne badania, "zajrzymy" mniej inwazyjnie do ucha i podejmiemy kolejne kroki. Pośpiech nam tu nic nie da, wierzę że weterynarz wie co robi i znajdziemy najlepsze rozwiązanie.



PS Wracając z lecznicy z dokumentacją Piszczałka uderzył mnie w oczy szyld jakiegoś lokalu gastronomicznego... aż mnie wryło w ziemię bo odczytałem "Piszczałka" zamiast "Pizzałka". Kocham go i nie pozwolę mu zginąć. Jedno życie dostał od swoich rodziców, drugie dałem mu ja zabierając go z ulicy - nie wykorzystał swego kociego limitu siedmiu żyć, będziemy o nie walczyć.



Spływają do mnie pieniądze od Was... Jestem wzruszony i nie wiem jak mam Wam podziękować.To Wy, jakby nie było obcy ludzie, okazujecie zupełnie bezinteresownie tyle serca gdy człowiek na co dzień przekonuje się, że w różnych sytuacjach życiowych potrafią zawieść nawet bliscy znajomi czy przyjaciele. Wierzę, że Wasza ofiarność i nasze działania przyniosą pozytywne rozwiązanie.

Piszczałek w ciepłym domu ze swoją przybraną psią siostrą Kropką:


sobota, 1 listopada 2014

Piszczałek. Psikus od losu.

Święto Zmarłych i Dzień Zaduszny to czas naszych wspominek o tych co odeszli, zadumy nad życiem i śmiercią a dla niektórych to też okres halloweenowej zabawy i przebieranek. Dla wielu zwierzolubnych, to nie tylko dni pamięci o najbliższych nam ludziach ale również o naszych czworonożnych przyjaciołach. Powinienem dziś wspomnieć Baldricka, Szanę czy niedawno tragicznie zmarłego Kapitana Morgana. Oni oczywiście wciąż są w mojej pamięci, bardzo za nimi tęsknię i wciąż zastanawiam się czy ich śmierci można było uniknąć. Trudno mi dziś jednak roztrząsać to co przeszłe gdy przewrotny los stawia mroczne karty na najbliższą przyszłość.

Piszczałek pomyślnie przeszedł kastrację i bez komplikacji wybudził się z narkozy. To jednak koniec dobrych wiadomości...


Podczas narkozy była możliwość dokładnego wyczyszczenia jego mocno zaświerzbionych uszek. Zabieg ten ujawnił jednak coś nieporównywalnie gorszego. W jego uszkach stwierdzono obustronnie obecność zmian rozrostowych w formie polipu o czarnym zabarwieniu zlokalizowane dość głęboko w przewodzie słuchowym, trudne lub nawet niemożliwe do usunięcia... Wstępna diagnoza mówi o obustronnym nowotworze przewodu słuchowego z dużym prawdopodobieństwem zmian złośliwych. Piszczałek traci na wadze (teraz waży zaledwie 3,6 kg) a ucisk guzów na nerwy powoduje problemy ze wzrokiem, może być też przyczyną jego niespodziewanych i niezrozumiałych zachowań agresywnych...


Wnętrze prawego ucha Piszczałka z widocznymi zmianami nowotworowymi:


Wnętrze lewego ucha Piszczałka z widocznymi zmianami nowotworowymi:



W przyszłym tygodniu zrobimy badanie mikroskopowe oraz jeśli się da to pobierzemy wycinek do badania histopatologicznego, na wyniki którego trzeba będzie jednak poczekać długie tygodnie. Jestem zdecydowany go leczyć i wykonać zabieg ale to zależy od wielu czynników. Jak będzie postępować spadek jego wagi, jak będą się rozwijać guzy, czy nie nastąpią dalsze przerzuty i najważniejsze czy interwencja chirurgiczna będzie w ogóle możliwa.

Zabrałem Piszczałka z ulicy by uchronić go od niechybnej śmierci. Leczyłem go aby żył długo i szczęśliwie w swym nowym domu. Losie przewrotny! Czemu ukazujesz cynizm i okrucieństwo Lokiego? Czemu niweczysz ten wysiłek chcąc przeciąć nić z takim trudem ratowanego żywota? Mało zła  ta cudowna istota doświadczyła od ludzi? Dlaczego? 

Nie potrafię dziś zebrać myśli. Tyle pytań kołacze po mojej głowie. Czy nowotwory w obu uszkach okażą się rzeczywiście złośliwe? Czy jest jakaś szansa by móc przeprowadzić zabieg ich usunięcia w tak trudnym i niedostępnym miejscu? Jak długo Piszczałek będzie żył gdy nie będzie możliwości ich wycięcia lub gdy uda się ich pozbyć to czy nie wystąpią komplikacje i przerzuty? Wreszcie czy jego cierpienie nie zmusi nas do ostatecznej i nieodwracalnej decyzji o jego uśpieniu? Jestem rozbity...

PS Siedzę, myślę, czytam, pytam, szukam rozwiązań. Na pewno wiem, że zrobię wszystko co będzie w mojej mocy i mocy weterynarzy aby uratować Piszczałka. Złożymy się z Sylwią na jego leczenie ale nie wiem czy będziemy w stanie udźwignąć wszystkich kosztów badań (morfologia, rtg, histopatologia, itd.), zabiegu oraz działań pooperacyjnych mając na uwadze to, że oboje mamy jeszcze swoje domowe zwierzęta, które również wymagają opieki weterynaryjnej.


środa, 8 października 2014

Wroga inwazja w Tawernie

Po dzisiejszy wpisie będzie... Was swędzieć. Będziecie czuli jak coś po Was pełza i skacze. Wprawdzie nie ma zaimplementowanych opcji rozszerzających doznania płynące z czytania bloga o zapachy, dotyk, czucie, smaki ale nasza psychika sama podsunie nam te bodźce.

Od dwóch tygodni prowadzimy nierówną walkę z przeważającą siłą wroga. Wprawdzie dysponujemy nowoczesną bronią chemiczną ale nieprzyjaciel zaskakuje nas swą liczebnością, sprytem i mobilnością, rozbudowaną siecią tajnych kryjówek, które wciąż dostarczają nowe posiłki zastępujące ich martwych towarzyszy a w miejsce systematycznie likwidowanych kryjówek pojawiają się następne jeszcze lepiej ukryte i trudniejsze do wytropienia.

Wróg jest sprytny i podstępny. Przez długi czas, cichaczem, bez rozgłosu, niczym duch wysyłał na terytorium naszej Tawerny pojedyncze oddziały dywersyjne, tworzył tajne komórki, formował zdradzieckie piąte kolumny, rozlokowywał oddziały, prowadził akcje dezinformujące. Zanim się zorientowaliśmy i przystąpiliśmy do obrony,  nieprzyjaciel opanował większość terytorium naszej Tawerny.

Stoimy w obliczu zmasowanej inwazji pcheł i ich parszywego pomiotu. Prowadzimy zarówno walkę obronną jak i agresywną mającą na celu nie wyparcie lecz całkowite unicestwienie wroga.

Skąd wzięły się u nas pchły?

Początkowo stawiałem na to, że zostały przyniesione przeze mnie od jakiegoś bezdomnego kota, którego dokarmiam lub ze spaceru z moimi kotami od jakiegoś zaprzyjaźnionego kota lub psa, które spotykamy podczas naszych wędrówek. Ale ze względu na dużą ilość pcheł oraz znalezionych w mieszkaniu jaj, larw i ich wylinek oraz poczwarek, które kryły się w szczelinach między panelami podłogowymi i na legowiskach kotów możliwe jest, że pchły pojawiły się wraz z Moirą tylko wcześniej tego nie zauważyłem.

Jak mogło dojść aż do takiej inwazji?

Moje koty, mimo że raczej krótkowłose są wyczesywane bardzo często (mniej więcej co dwa-trzy dni). Nabrałem tego nawyku by nie tylko pozbyć się martwego i wypadającego owłosienia ale czas ich czesania jest bardzo dobrą okazją by sprawdzić czy nasze koty nie mają jakichś pasożytów, sprawdzić stan skóry i czy nie występują na niej jakieś niepokojące zmiany. Zaglądam wtedy też do uszek, sprawdzam uzębienie, oczka i nosek. Jak widać, nawet tak częsty i dokładny przegląd nie uchronił nas przed taką inwazją.

Mefisto jeszcze we wrześniu był codziennie oglądany przeze mnie jeszcze dokładniej - niemal jak przez lupę ze względu na pojawiające się rany i rozdrapania.Jest prawdopodobne, że niedawna alergia nie była alergią pokarmową spowodowaną podkradaniem przez Mefisto karmy przeznaczonej dla Moiry ale świąd był wywołany uczuleniem na pchły.


Pchły atakują kota wtedy, kiedy są głodne. Z tego właśnie względu trudno jest je zobaczyć na naszym zwierzęciu w przypadku niewielkiej inwazji. Ich obecność można wykryć przez znalezienie ich odchodów, pod postacią czarnych lub brunatnych ziarenek przyczepionych do skóry i sierści. Pojawiające się na wannie i umywalce krwiste plamy okazały się pchlimi odchodami - była to po prostu przetrawiona kocia krew, która w kontakcie z wodą z postaci czarnych ziarenek rozpłynęła się w krwistą plamkę.

Walkę z pchłami rozpoczęliśmy od spryskania naszych kotów środkiem w sprayu, odkurzenia całego mieszkania, wymycia podłóg, wyprania pościeli, kocyków i legowisk. Spray zabił lub sparaliżował mnóstwo dorosłych osobników, których truchła znajdowaliśmy przez kolejny tydzień w mieszkaniu. Wiele z pcheł uciekało przed działaniem sprayu w okolice głowy, uszek, pyszczka i oczek gdzie łatwiej było je dopaść i unicestwić. Niestety mimo dokładnego sprzątania, mycia, prania i zaglądania z nożykiem (do rozgniatania) w każdy kąt i szparę w celu zniszczenia jakiejkolwiek formy ich bytności - pojawił się nowy pchli pomiot, bardzo malutki lecz niezwykle żwawy, który jeszcze trudniej dostrzec, złapać i zniszczyć. 

To będzie długotrwała wojna, więc póki co przedstawiam Wam to czego się o pchłach dowiedziałem.

Pchła kocia (Ctenocephalides felis) – owad z rodziny Pulicidae. Pasożyt zewnętrzny kota.

Samiec osiąga wielkość 1,5 mm długości, samica jest większa i mierzy 2,5- 3,2 mm długości. Budowa bardzo podobna do pchły psiej z tym że głowa jest bardziej wydłużona a stosunek długości do szerokości głowy wynosi 2:1. Różnią się dodatkowo długością grzebyków (ctenidium) na policzkach, które u pchły kociej są dłuższe.

Pchły roznoszą bakterie chorobotwórcze, m.in.:
- mycoplasma - powodujące niedokrwistość ze stanami gorączkowymi,
- bartonella - wywołujące u ludzi chorobę kociego pazura,
- rickettsia - wywołujące ostre stany gorączkowe, wysypkę, wymioty.

Powodują alergiczne pchle zapalenie skóry (APZS) wywołujące objawy świądu, intensywnego podrażnienia skóry co może prowadzić do łysienia plackowatego ale również różnych infekcji i grzybic.

Odpowiedzialne są również za przenoszenie psich tasiemców, dla których koty są żywicielami pośrednimi.

Mogą być powodem znacznej utraty krwi i anemii przy dużej inwazji prowadząc nawet do śmierci zwierzęcia.




Pchły mogą występować na kocie przez cały rok - przy czym szczyt ich występowania przypada na okres od lata do jesieni.

Dorosła pchła bytuje na kocie przez cały czas praktycznie go nie opuszczając. W ciągu doby pochłania 20 razy więcej krwi niż sama waży.

Pchła może cały rok czekać w bezruchu, by na odgłos ludzkich (albo psich) kroków natychmiast wyrwać się z odrętwienia i wskoczyć na swoją nową, żywą spiżarnię.

Dorosłe pchły, mimo że pochodzą z jaj złożonych w jednym czasie, nie opuszczają swoich kokonów wszystkie na raz.

Pchła kocia pozostaje dożywotnio wierna swojemu żywicielowi.

95% pcheł (jaja,stadia larwalne,poczwarki) jest obecna w środowisku (domu),a tylko 5% znajduje się na przebywających w nim zwierzętach.

Dzięki temu, że ich "mięśnie" zawierają niezwykle sprężystą substancję zwaną rezyliną, potrafią wykonać aż 30 tysięcy skoków bez przerwy. A każdy skok można przyrównać do skoku człowieka na wysokość wieży Eiffla z przyspieszeniem rzędu 140 G, czyli 50 razy większym niż ma rakieta kosmiczna.



Dorosła samica pchły musi ssać krew, zanim będzie mogła się rozmnażać. Jaja pcheł nie przyklejają się do włosów i spadają na ziemię, gdzie odbywa się ich rozwój, dlatego u zwierząt zauważalne są jedynie dorosłe formy tych owadów.

Jaja pcheł mają wygląd maleńkich, połyskujących, białych kulek i często można znaleźć je na parapetach, krzesłach i wszędzie tam, gdzie przebywały zapchlone psy czy koty. 

Larwy wylęgające się z jaj przypominają maleńkie gąsieniczki, można je rozpoznać po obecności dwóch wystających z tyłu wyrośli i szczecinkach odbytowych. Pchły w tej postaci unikają suchych i jasnych miejsc, przebywają w różnego rodzaju szczelinach lub pod dywanami, gdzie przechodzą w stadium poczwarki

Postać dorosła przed opuszczeniem kokonu jest bardzo odporna na niską wilgotność oraz temperaturę, i pozostaje w nim tak długo, aż ruch powietrza, ciepło i dwutlenek węgla dadzą znać o obecności potencjalnego żywiciela.


W najbliższym otoczeniu zwierzęcia pchła przechodzi w czasie 3-4 tygodni pełny cykl życiowy (od jaja do postaci dorosłego owada).

Zapłodnione samice po napiciu się krwi składają jaja. Dziennie około 15 sztuk. Jaja mają kształt elipsoidalny, są barwy białawej.

Po 2-8 dniach wykluwają się larwy, które są beznogie, posiadają aparat gębowy typu gryzącego i poruszają się ruchem robakowatym. Odżywiają się ekskrementami i resztkami organicznymi. Stadium larwalne trwa 7-18 dni.

Stadium poczwarki zaś 2- 14 dni. Po dwukrotnym linieniu następuje przepoczwarczenie w imago w luźnym oprzędzie zmieszanym z ziarnami kurzu.


Głównym problemem w zwalczaniu populacji pchły domowej są oporne poczwarki. Mogą one leżeć uśpione przez wiele miesięcy i umożliwiają wykluwanie się żywych, dorosłych pcheł nawet wtedy, gdy wszystkie inne jaja, larwy i osobniki dorosłe zostały zabite. Z tego powodu bardzo ważnym elementem walki z pchłami jest ich eliminacja ze środowiska, w którym przebywają nasze zwierzęta.

Walka trwa nadal. Codziennie powtarzamy ten sam rytuał: odkurzanie, mycie, pranie, dokładny przegląd kotów. Czekamy na możliwość drugiego oprysku kotów (ze względu na ich zdrowie musi upłynąć odpowiedni okres między opryskami) ale prawdopodobnie konieczne będzie zastosowanie silnego środka, który wyeliminuje jaja, larwy i poczwarki w mieszkaniu. 


Jak walczymy z pchlą inwazją?

29.09.2014 Użyliśmy środka Fiprex w sprayu, który jest przeznaczony do zwalczania kleszczy, pcheł i wszy u psów i kotów. Substancją czynną zawartą w środku jest fipronil – insektycyd i akarycyd, łączący wysoką skuteczność w eliminowaniu kleszczy i pcheł z niską toksycznością dla zwierzęcia i jego otoczenia a przede wszystkim dla człowieka.

Preparat eliminuje większość kleszczy wgryzionych w skórę czworonoga w ciągu 24-48 godzin od zaaplikowania, natomiast w stosunku do pcheł obecnych i wgryzionych w skórę – działają praktycznie natychmiastowo - zabijając je. Fiprex tworzy na skórze zwierzęcia warstwę ochronną skutecznie zabezpieczając przed ponowną inwazją kleszczy do 4 tygodni oraz przed ponowną inwazją pcheł do 8 tygodni.

Preparat stosuje się w dawce 1,5 do 3, 0 ml na 1 kg m.c. – tj. 7, 5 – 15 mg fipronilu/kg m.c., co odpowiada 3-6 naciśnięć pompki dozownika (doza 0,5 ml) butelki 100 ml na 1 kg m.c. oraz 1-2 naciśnięć pompki dozownika (doza 1,5 ml) butelki 250 ml na 1 kg m.c.

Preparat należy podawać z zachowaniem minimum 4-tygodniowych odstępów pomiędzy kolejnymi aplikacjami.

Doza rozpylacza 0,5 ml --> w przypadku Moiry 8 dawek a Mefisto i Morfeusza około 25-30 dawek 0,5 ml.

8.10.2014 W związku z tym, że oprócz dorosłych pcheł na kotach  znaleziono na terenie mieszkania inne stadia rozwojowe pcheł (jaja, larwy, poczwarki) konieczne było oczyszczenie całego domu aby zabezpieczyć przed kolejną inwazją. Użyliśmy Ani Medica Flee Spray 3 w 1- preparat do zwalczania pcheł, roztoczy i alergenów w otoczeniu człowieka i zwierząt.

Ani Medica Flee Spray to 0,4% roztwór Dimeticonu - działa jako lepka pułapka na wszystkich etapach rozwoju pchły i roztocza kurzu domowego.

Dorosłe pchły są unieruchomione w ciągu 3 minut. Larwy po 10 minutach. Poczwarki, mimo dalszego rozwoju tracą możliwość wyklucia się i tym samym cykl życiowy zostaje przerwany. Efekt zlepienia utrzymuje się do 6 dni na powierzchni spryskanego dywanu, na wszystkich stadiach rozwojowych. Otoczenie spryskanego miejsca pozostaje wolne od pcheł na około 9 tygodni. Alergeny roztocza kurzu domowego są również przez ten czas skutecznie zwalczane.

Produkt nie jest wchłaniany przez skórę i nie jest toksyczny dla innych zwierząt. Może być stosowany w środowisku, w którym bytują gady i ryby. Jest całkowicie bezpieczny dla zwierząt domowych ale nie należy stosować go bezpośrednio na skórę zwierząt. Może być używany swobodnie w całym domu nawet jeśli przebywają tam na stałe dzieci i kobiety w ciąży.

Sposób użycia: Preparat należy stosować w bezpośrednim otoczeniu człowieka i zwierząt w miejscach predysponowanych do występowania pcheł i roztoczy ( dywany, posłania dla zwierząt, zasłonki, meble tapicerowane). Preparat należy stosować z odległości 40 cm spryskując metr kwadratowy powierzchni około 10 sekund. Preparat wysycha całkowicie w ciągu kilkunastu minut w zależności od spryskanej powierzchni.

Posiadam mieszkanie około 55 metrowe i według informacji o produkcie pojemność pojemnika powinna wystarczyć co najmniej na jeden pełen oprysk mieszkania. Niestety, zawartość pojemnika skończyła się po opryskaniu zaledwie jednego małego pokoju o wymiarach 2,5 na 3,5 metra. Przed przystąpieniem do spryskania pomieszczenia dokładnie zapoznałem się z instrukcją na opakowaniu oraz dodatkową ulotką a ponadto z informacjami, które znalazłem na stronach internetowych (w tym na stronie producenta)a wszystkie czynności wykonałem dokładnie z zaleceniami producenta.

Środek Flee jest dosyć drogi (zapłaciłem za niego 90 zł), nie mogę pozwolić sobie na zakup kolejnego pojemnika a nie ukrywam, że czas nagli ze względu na występującą w moim domu inwazję pcheł. Złożyłem więc reklamację i czekam na rozpatrzenie.

21.10.2014 Ponowne spryskanie kotów - tym razem Frontline w sprayu. 3 do 6 ml preparatu na kg masy ciała, co odpowiada 2 do 4 naciśnięciom pompki dozownika w przypadku flakonów 250 ml.

28.10.2014 Wytoczyliśmy kolejne działo w walce z wrogą inwazją. Tabletki: Beaphar Diagnos Vlooien Anti-conceptie, które wprawdzie nie zabijają pcheł ale zapobiegają produkcji jaj w rezultacie prowadzać do przerwania cyklu życiowego pcheł. Tabletki nie są dostępne w Polsce a otrzymaliśmy je od Amyszki za co serdecznie dziękujemy. Tabletki będziemy podawać co miesiąc aby uzyskać pewność, że inwazja zostanie opanowana. PS Uwzględniono naszą reklamację i firma AniMedica przesłała nam nowy pojemnik Flee Spray do zastosowania w pomieszczeniach.


środa, 28 maja 2014

Wyniki badań Mefisto

Po półtora miesiąca oczekiwań otrzymaliśmy wreszcie wyniki badań wyciętej tkanki z pyszczka Mefisto.

Przypomnę w czym rzecz. Kilka miesięcy temu wyczułem na jego pyszczku zgrubienie, które początkowo wyglądało jak niewinny strupek. Powiększało się jednak, przybierając brzydką formę czarnego guzka, na którym wyczuć i dostrzec można było grudkowate twory (taki paciorkowaty/perełkowaty pierścień z suchym czopem po środku).

8 kwietnia wykonaliśmy zabieg usunięcia tego guza. Mefisto zabieg zniósł bardzo dobrze, rana goiła się szybko i ładnie więc po 10 dniach mogliśmy usunąć szwy bez żadnych komplikacji.




Bez specjalistycznych badań trudno było jednak orzec z czym właściwie mamy do czynienia.Wycięta tkanka została wysłana do badania histopatologicznego na Uniwersytet Przyrodniczy - Katedra Anatomii Patologicznej - Wydział Medycyny Weterynaryjnej w Lublinie.

Protokół badania:



Materiał: guz z okolic policzka kota. Kierunek badań: histopatologiczny.

Wyniki badania: W badaniu mikroskopowym wycinka guza stwierdzono zmianę nowotworową o charakterze raka przypodstawnokomórkowego (carcinoma basocelullare / basalioma) wykazującego niski stopień złośliwości (miejscowa złośliwość). Guz usunięty w całości z zachowanym marginesem tkankowym.

W zależności od punktu widzenia są to średnio dobre lub średnio złe wieści. Pocieszające jest to, że charakterystyczną cechą tego nowotworu jest tylko wyjątkowe występowanie przerzutów a jego złośliwość jest niskiego stopnia i ma charakter raczej miejscowy. Można jednak o nim powiedzieć, że jest nowotworem półzłośliwym. W zasadzie nie daje on przerzutów ale inwazyjny wzrost w głąb tkanek niektórych jego form może być przyczyną wznowy pooperacyjnej. Dlatego chirurgiczne usuwanie guza powinno przebiegać z wycięciem sporego marginesu zdrowej tkanki - wznowa miejscowa może być następstwem niecałkowitego wycięcia. W przypadku Mefisto wycięcie zostało wykonane prawidłowo z zachowaniem odpowiedniego marginesu tkankowego.

Ten rodzaj nowotworu jest dość często występującym u psów i kotów ale dotyczy głównie zwierząt starych lub w średnim wieku (Mefisto ma około 4,5 roku). Jest to zazwyczaj pojedynczy, niewielki, twardy i wolno rosnący guz umiejscowionym w skórze właściwej oraz tkance podskórnej głowy lub szyi. Skóra nad guzem może ulegać owrzodzeniu. Niektóre guzy zawierają dużą ilość melaniny i w związku z tym mogą być mylone z czerniakami --> taki wygląd guza Mefisto poddał pierwszą myśl, że może to być czerniak.

Jakie są przyczyny? Nie znam jednoznacznej odpowiedzi. Dowiedziałem się jednak, że np.długotrwała ekspozycja skóry na promienie UV sprzyja rozwojowi takiego właśnie guza podstawno komórkowego. Czyżby nasze słoneczne spacery miały wpływ na rozwój tego nowotworu? Główka jest bardziej wystawiona na działanie promieni słonecznych ale byłaby to bardziej prawdopodobna odpowiedź gdyby dotyczyło kota białego. Z pewnością jednak ograniczymy spacery w pełnym słońcu - nowotwór ten choć o teoretycznie niskiej złośliwości budzi obawy przed nawrotem a słońce może stanowić dodatkowy stymulant do jego rozwoju...

Nie ukrywam, że jestem zły na siebie, że trochę wcześniej nie zdecydowałem się na zabieg. Dobrze, że nie zwlekałem dłużej bo za kilka miesięcy mogłoby być już bardzo, bardzo źle. Dokładnie obserwuję okolice pyszczka po zabiegu by w razie nawrotu szybko zareagować. Gdy spojrzeć w książeczkę zdrowia Mefisto to trudno uwierzyć ile on już w swoim krótkim jak dotąd życiu przeszedł ("Karta pacjenta - Mefisto")...


wtorek, 22 kwietnia 2014

Mefisto po zabiegu cz. 2

Wprawdzie jego wygolony pyszczek i gojący się pod szwami strup mogą budzić litość ale niezniszczalny Hrabia czuje się bardzo dobrze - co więcej po zabiegu jest jakby radośniejszy, bardziej żwawy i skory do zabawy. To świadczy o tym, że zabieg był konieczny a ten niezidentyfikowany histopatologicznie jeszcze guz musiał mu doskwierać i miesiącami negatywnie oddziaływać na jego organizm i samopoczucie.



Do lecznicy mamy kawałek drogi. Moje wysłużone auto już od kilku miesięcy z braku funduszy stoi pod domem nie naprawione a dość ciężki i gabarytowo niezgrabny transporterek plus ponad sześciokilowy kot w środku niezręcznie obija mi się po kolanach (zresztą hrabia Mefisto nie będzie przecież podróżował w jakiejś klatce!) Spacer na smyczy tym razem odpadał zupełnie, by po drodze ocierając się o drzewka, murki, słupki lub cokolwiek innego Mefisto nie zdarł szwów i nie zainfekował rany. Na codzienne zastrzyki (wzmacniające organizm, zapewniające gojenie się rany i chroniące organizm przed infekcjami) udawaliśmy się więc w nietypowy dla nas sposób.



Po powrotach z lecznicy pozwalaliśmy sobie jednak na krótki i kontrolowany spacer...


... przy asyście wiernego Kapitana Morgana...



Mefisto ma już zdjęte szwy a pyszczek powoli zarasta nowym futerkiem. Pozostaje nam tylko teraz czekać na wyniki pobranej tkanki. 

Mam nadzieję, że już nigdy czy to w przypadku Mefisto, Morfeusza czy jakiegokolwiek innego kota, nie będziemy musieli przeżywać takich smutnych obrazków jak poniżej.




środa, 9 kwietnia 2014

Mefisto po zabiegu

Mój doświadczony przez los, choroby i przypadłości M.E.F.I.S.T.O. (Miaucząca Encyklopedia Futrzakowych Schorzeń Treściwie Opisana) zaliczył kolejny poziom w swojej historii chorób. Jakiś czas temu zauważyłem na jego pyszczku, ni to guzek ni to brodawkę. Wyglądało to dosyć niepokojąco, przy skórze można było wyczuć grudki zakończone suchym czopem. Paskudztwo zaczęło się powiększać. Bez specjalistycznych badań nie można było określić czym właściwie to coś jest. Materiał tkankowy był jednak zbyt mały by w Polsce laboratoryjnie uzyskać wiarygodną odpowiedź. Istniała obawa, że Mefisto sam lub podczas zabawy i bójek z Morfeuszem może sobie to rozdrapać, co w przypadku jakiejś złośliwej francy mogłoby się skończyć bardzo źle.



Wczoraj wykonaliśmy zabieg usunięcia tego czegoś. Mefisto dobrze zniósł całą operację, jest już w domu i dochodzi do siebie po narkozie. Nic więcej na razie na ten temat nie napiszę, bo wycięty materiał został wysłany do histopatologa aby ocenić charakter materiału tkankowego. Oby to nie było nic złośliwego i przerzutowego...





wtorek, 14 lutego 2012

M.E.F.I.S.T.O. (Miaucząca Encyklopedia Farmakoterapii Schorzeń Treściwie Opisana)

Mefisto obdarzony został chyba jakąś mesjanistyczną, aczkolwiek niewyjaśnioną, misją dziejową lub też postanowił zostać chodzącą encyklopedią chorób, schorzeń i dolegliwości wszelakich, albo egzemplarzem pokazowym o etykietce "Miałem je wszystkie!" (mowa o chorobach oczywiście). Odkąd przygarnęliśmy go ze schroniska poddawany jest nieustannemu leczeniu na różnorakie przypałości. Część udało się wyeliminować, po niektórych nastąpiły powikłania, kolejne badania wykazują poprawę stanu zdrowia w jakimś przypadku, by ujawnić coś nowego. Gdyby nie to, że Mefisto nie potrafi mówić a do tego nie jest fałszywcem jakimi bywają ludzie, można by go uznać za hipochondryka ("tu mnie boli, tam mi strzyka, panie doktorze"). Badania, zastrzyki, lekarstwa... i tak wkółko. Co mu troszkę odrośnie sierść na łapkach lub brzuszku, to znów trzeba golić, celem pobrania krwi lub zrobienia usg.... Serial, lub bardziej reality show, pt. "Dr. Schwintuch (czyli ja) i jego domowy koci szpital" trwa...

Większość tego co przeszliśmy razem z Mefisto opisałem w dziale "karta pacjenta", możecie się tam zapoznać co i czym go leczyliśmy przez ostatnie miesiące. Tego nie da się nawet w skrócie wypisać. Ze schroniska przybył z kocim katarem, zapaleniem spojówek i ucha zewnętrznego, świerzbowcem usznym. Towarzyszyły temu wydzielina w uszach, ropiejące oczka, łupież, widoczne odchody pchle, ogólny stan zapalny, biegunka, wychudzenie.

Krótko mówiąc, było z nim bardzo źle. Na tyle, że nawet w "dokumentacji" medycznej, którą udało nam się wyprosić ze schroniska, tamtejszy weterynarz zapisał: "rokowania niepewne", co w praktyce oznaczało, że szanse na przeżycie miał niewielkie.

Koci katar u Mefisto przybrał formę przewlekłą i nastąpiły powikłania, których efektem są trwające do dziś problemy z płucami (przewlekłe zmiany zapalne w oskrzelach i płucach), które powodują duszności i kaszel. Do tego doszły problemy z pęcherzem moczowym, kłopoty z wypróżnianiem się, co znów doprowadziło do braku apetytu.

Tak więc od kilku miesięcy Mefisto dręczony jest różnymi badaniami (morfologie, usg, rtg), kłuty zastrzykami i faszerowany kolejnymi specyfikami. Jesli dodamy do tego kastrację, testy na kocią białaczkę FeLV i kociego hiva FIV (na szczęście wynik ujemny), szczepienia przeciwko panleukopeni , zakażeniom wywoływanym przez kalciwirus kotów oraz herpeswirus kotów typ I (koci katar), leki i zastrzyki przeciwzapalne, przeciwgorączkowe i przeciwbólowe, inhalacja czy choćby odrobaczanie, to dopiero uświadamia ile przecierpiał w tak krótkim czasie (zaledwie cztery miesiące).


Gdyby to był koniec problemów, ale gdzież tam. Nadal brak apetytu, kłopoty z wypróżnianiem się (Mefisto często przykuca w kuwecie, ale nic nie udaje mu się zrobić, lub żałośnie miauczy, po raz pierwszy też kilka razy zwymiotował). Obecnie jako uzupełnienie diety otrzymuje tabletki witaminowo-aminokwasowe z wyciągiem wątrobowym (ma już tego dość, więc rozkruszając tabletki, robię zawiesinę rozpuszczoną w wodzie i delikatnie podaję mu strzykawką do pyszczka).

Przechodzi też 3-tygodniowe faszerowanie tabletkami, które mają pobudzić u niego apetyt - kuracja tabletkami zawierającymi mianserynę, która choć zawarta w lekach psychotropowych w leczeniu depresji, wykazuje też działanie oreksjogenne (zwiększające apetyt), uspokajające, poprawiające jakość snu, przeciwwymiotne, przeciwlękowe. Zaobserwowałem, że prowadzą u Mefisto do pewnych zaburzeń emocjonalnych - w rezultacie mogę więc mieć sytego lecz psychopatycznego kota... To co zauważyłem: stopniowy wzrost apetytu (choć póki co szału nie ma), ale też zaburzenia w zachowaniu Mefisto (zmienne nastroje, "zawiesza się", miauczy bez celu, czasem niespodziewanie włącza mu się delikatny "agresor", jest mniej aktywny i skory do zabawy) oraz wyraźne obniżenie ciepłoty ciała (Mefisto śpi teraz całymi dniami albo zagrzebany głęboko pod kołdrą i kocami, albo na kaloryferze dopóki nie zacznie go parzyć grzejnik).

Najgorsze jednak, że w okolicy doogonowej nerki usg wykazało dziwne masy wielkości 2x3 cm (na szczęście same same nerki są o prawidłowej echostrukturze). Jest obawa, że konieczne będzie chirurgiczne "otworzenie" Mefisto...

Nie chcę powtórki z nieodżałowanego Baldricka, choć to zupełnie inna przypałość... Pragnę, by Mefisto dożył sędziwego wieku, szczęśliwy i wspaniały taki jakim jest...

Sagi z choróbskami cdn(iestety) pewnie niedługo nastąpi....



Oprócz przejrzenia "karty pacjenta" możecie poczytać na tym blogu jeszcze dokładniej o:

Kocim katarze (na przykładzie Mefisto) >>>
Jak samemu zrobić inhalator >>>
Przewlekłej niewydolności nerek (na przykładzie Baldricka) >>>


piątek, 2 grudnia 2011

Karta pacjenta

Założyłem nowy dział: "karta pacjenta", czyli wirtualną "książeczkę zdrowia" moich kocurków.

Będę tu wpisywał przebiegi wizyt, szczepień i kontroli lekarskich,  zalecenia weterynaryjne, rozpoznane choroby i ich przebieg, zastosowane leczenie i lekarstwa, itp. itd. czyli wszelkie sprawy zdrowotne moich kocurów. Jak też informacje o kocich chorobach oparte na fachowej literaturze.

Być może okaże się to przydatne dla innych miłośników kotów, a ja przy okazji będę miał zawsze "pod ręką", czyli wszędzie tam, gdzie jest dostęp do internetu "książeczkę zdrowia kota", bez konieczności zabierania ze sobą tej prawdziwej, papierowej i garści wydruków od weterynarza.

Właśnie wprowadzam pierwsze dane na temat Mefisto, który odziedziczył po pobycie w schronisku trochę chorób. Naszą walkę zaś o życie nieodżałowanego Baldricka opisałem w poście pt. "Koci zabójca - Przewlekła niewydolność nerek u kotów".