Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Egmont. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Egmont. Pokaż wszystkie posty

5 marca 2016

Bookowo 2/2016 (35)

Stosik stosikowi nie równy, no nie? Ja co miesiąc robię fotkę książek z danego miesiąca i... zapominam ją wstawić. Potem zastanawiam się czy wstawić ją w poniedziałek, albo środę... W końcu nie wstawiam wcale, albo wstawiam w zupełnie niespodziewanym momencie. Dziś co prawda nie jest ostatnia sobota miesiąca, albo ostatni dzień miesiąca, ale pierwsza sobota miesiąca, więc... może nie jest ze mną aż tak źle? Oto mój lutowy stosik. 


Jak widzicie, odrobinkę tego do mnie w lutym spłynęło. W sumie dobrze, że nie zrobiłam fotki w sobotę, bo w poniedziałek chyba jeszcze 6 książek dostałam... A teraz odrobinkę o nich. 

Od prawej:
Kamień i sól - Victoria Scott (IUVI) - na tę książkę czekałam bardzo długo. Strasznie często śnią mi się wydarzenia z pierwszej części, potem długo dochodzę do siebie. Mam nadzieję, że wkrótce uda mi się sięgnąć po tę część i dowiem się, jakie są dalsze losy bohaterów Wody i Ognia. 
Say it - Paula Bartosiak (Novae Res) - jeszcze nie miałam okazji przeczytać, ale oceny są bardzo dobre, mam więc nadzieję, że mnie ta książka nie zawiedzie. 
Jesteś moja, dzikusko - Agnieszka Lingas-Łoniewska (Novae Res) - To już egzemplarz finalny. Jedna z moich ulubionych. Recenzja TUTAJ
Siła wiary - Sandra Orzelska (Novae Res) - lektura jeszcze przede mną. Ale na pewno wkrótce przeczytam :) 
Piętno Midasa - Agnieszka Lingas-Łoniewska (Novae Res) - książkę przeczytałam już dawno, daaawno temu. Recenzja pojawi się w maju, ale już teraz mogę wam powiedzieć, że zdecydowanie warto sięgnąć po tę powieść. 
Wiedźma z lustra - Maggie Stiefvater (Uroboros) - to trzeci tom serii The Raven Cycle. Poprzednia część mnie zachwyciła, już nie mogę doczekać się lektury. 
Tu i teraz - Ann Brashares (YA!) - już wkrótce planuję zacząć czytać tę książkę. Słyszałam o niej wiele dobrego :) 
Ta dziewczyna - Colleen Hoover (W.A.B.) - to finał serii Pułapka uczuć. Według mnie wspaniała seria. Recenzję możecie przeczytać TUTAJ
Łowczyni - Virginia Boecker (Jaguar) - to początek serii Łowczyni i niespodzianka dla mnie od wydawcy. Postaram się przeczytać jak najszybciej :) 
Tak słodko... - Tammara Webber (Jaguar) - to trzeci tom serii Kontury serca. Już nie mogę doczekać się, gdy zacznę czytać. 
Odkąd cię nie ma - Morgan Matson (Jaguar) - poprzednia książka tej autorki - Lato drugiej szansy, bardzo mi się podobała. Mam nadzieję, że i ta przypadnie mi do gustu. 
Biała róża - Amy Ewing (Jaguar) - to kontynuacja serii The Lone City. Poprzednia część mną wstrząsnęła, nie mogę się więc doczekać lekury. 
Długo i szczęśliwie - Soman Chainani (Jaguar) - to trzeci tom serii Akademii Dobra i Zła. Czekam :) 
Życie i Śmierć - Stephenie Meyer (Dolnośląskie) - to już piąty tom sagi Zmierzch. W sumie chyba nikt się tego nie spodziewał, ale... Czy to naprawdę kontynuacja sagi? Raczej nie. Dostajemy nowe wydanie pierwszej części i nową powieść autorki, która z okazji 10 lat od wydania Zmierzchu postanowiła napisać książkę od drugiej strony. Ale nie jest to powieść z punktu widzenia Edwarda, czego wszystkie fanki pragną. 
Sześć serc - L.H. Cosway (Filia) - jest to pierwsza część cyklu Hearts. Już nie mogę doczekać się, gdy sięgnę po tę powieść. 
In vitro - Anna Krawczak (Muza) - to pozycja, po którą sięgnę jako następną. Już nie mogę się doczekać. Książkę napisała jedna z założycielek Stowarzyszenia Nasz Bocian. Temat jest mi bardzo bliski, mam nadzieję, że już wkrótce nasza droga się zakończy, ale jestem przekonana, że dzięki tej pozycji mi będzie o wiele łatwiej...Książka otrzymana od portalu DużeKa. 
Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego - Wojciech Sumliński (Wojciech Sumliński Reporter) - to lektura, za którą zabrał się mój małżonek. Recenzję możecie przeczytać TUTAJ. Książka przeczytana dzięki uprzejmości księgarni internetowej Matras
Na koniec, choć nie ostatnia - kolorowanka Fantastyczne konstrukcje - Steve McDonald (Egmont)

I na koniec tradycyjnie, coś polecacie? Coś odradzacie? 

28 listopada 2015

Bookowo 11/2015 (32)

Kolejny miesiąc się kończy, wypada się więc "wyspowiadać" z listopadowych zdobyczy. Nie będę dziś przedłużać, oto i one. 


To może zacznę od lewej strony :) 

Na początek - kolejna książka kucharka (kocham), czyli ABC Gotowania - Marieta Marecka (Egmont). Bardzo dziękuję wydawnictwu za tę książkę, wiem, że nie była zasadniczo przewidziana dla blogerów :) 

Kolejne dwie pozycje, to mój zaków z Targów Książki w Katowicach. Doszły więc do mojej domowej biblioteczki książki od Sonii Dragi, czyli Niebezpieczna znajomość - Christine Drews oraz W nocnej mogile - Peter Robinson. 

Dalej jedna z największych zdobyczy listopada, czyli Jesteś moja, dzikusko - Agnieszki Lingas-Łoniewskiej (Novae Res). Jest to oczywiście egzemplarz przedpremierowy. Recenzja pojawi się w styczniu. Dla tych, którzy "siedzą w temacie", to tak naprawdę debiut Agnesscorpio na pewnym forum, czyli - Trudna miłość. Uwielbiam tę książkę i już nie mogę doczekać się aż szersze grono będzie mogło się z nią zapoznać.
No i oczywiście w końcu dotarła do mnie wędrująca książka, również autorstwa Agnieszki, czyli W zapomnieniu. W przyszłym tygodniu ruszy dalej :)

Po wielu perturbacjach dotarła do mnie powieść Restart - Amy Tintera (MAG). Bardzo chciałam i chcę dalej przeczytać tę powieść, więc na pewno wkrótce po nią sięgnę. 

Pewne przeboje były również z kolejną przesyłką. W końcu jednak dotarły do mnie zamówione w wydawnictwie Filia powieści, czyli Jeden krok - Heather Gudenkauf oraz Śnieżynki - Liliany Fabisińskiej. 

Ostatnio otrzymałam do recenzji Dzień 21. Jednak nim przeczytam tę powieść muszę zapoznać się z pierwszą częścią. Na szczęście udało mi się ją zdobyć dzięki wymianie na LC. Czytam więc teraz Misję 100 - Kass Morgan (Bukowy Las). 

Kolejne perturbacje przeżyła książka Pan Przypadek i fioletowoskórzy - Jacka Getnera, którą otrzymałam od autora. W końcu jednak do mnie dotarła, mam więc nadzieję, że wkrótce uda mi się ją przeczytać. 

Dotarła również długo wyczekiwana książka Jay'a Ascher'a - Trzynaście powodów. Za książkę dziękuję portalowi Duże Ka i wydawnictwu Rebis. 

Wydawnictwo Otwarte przesłało mi finalny egzemplarz Tajemnego ognia - C.J. Daugherty [RECENZJA], oraz Podaruj mi miłość, czyli opowiadania 12 znakomitych autorów. Książkę do recenzji dostała Wiktoria, więc nie ma jej w stosiku. 

Dalej mamy powieść od Albatrosa. Giełda słów - Aleny Graedon bardzo mnie pociąga. Mam nadzieję, że wkrótce ją przeczytam. 

Ocalenie Callie i Kaydena - Jessica Sorensen to już powieść od wydawnictwa Zysk. Jeszcze poprzednia część przede mną, liczę, że wkrótce nadrobię zaległości. 

Na koniec, ale nie ostatnia - książka od Feerii Young, czyli Pojedynek - Marie Rutkowski. Recenzja wkrótce. 

To tyle. 
Jak zwykle pytam: coś polecacie? Coś odradzacie? Coś chcielibyście dla siebie? 

24 lipca 2015

W poszukiwaniu siebie ("Nie do pary" Ewa Nowak)


"Nie do pary" Ewa Nowak
wyd. Egmont
rok: 2015
str. 351
Ocena: 3.5/6


Każdy z nas przeżywał okres buntu. Niektórzy przeżywają go właśnie teraz. Wiadomo, że objawia się on na różne sposoby. Jedni imprezują, upijają się do nieprzytomności, ćpają. Inni mają wywalone na cały świat, uważają, że tylko oni mają rację. Ale są też tacy, którzy zabawiają się uczuciami innych.

I taką osobą jest szesnastoletni Alek. Choć on buntował się już od małego, z powodu matki - niedoszłej artystki, która musi być zawsze krok do przodu od wszystkich. Kiedy na świat przyszedł mały Alek mama postanowiła, że to nim się pochwali. Dlatego też, kiedy ten tylko zaczął mówić, próbowała nauczyć go odczytywania godzin z zegara tarczowego. Niestety Alek opanował tylko jedną sentencję: za piętnaście trzecia, ale to nie zniechęciło mamy do spacerów z nim, a gdy tylko wiedziała, że zaraz na zegarze ma wybić 14:45, pytała synka o godzinę – ten spoglądał na zegarek na swojej rączce i mówił "za piętnaście trzecia". Oczywiście, że odbywało się to przy odpowiedniej publiczności – na przykład w parku. Kilka lat później nauczyła go tabliczki mnożenia i wykorzystywała biedaka do dręczenia uczniów, którym udzielała korepetycji. Ale w tym czasie nie obyło się, oczywiście, bez różnych numerów wykręcanych matce. Alek, gdy przyszło do wyboru szkoły średniej, aby zrobić matce na złość, wybrał tę o profilu artystycznym. Dlaczego? Ponieważ mamusia uważa go za kompletne beztalencie. Ale, nie jest to książka o Alku i jego mamie, ale o Alku i "jego dziewczynach". Chłopak w szkole poznaje niejaką Karinę, w której zakochuje się niemal od razu. Choć słowo "zakochuje" jest tu nieco na wyrost, ale pozostańmy przy tej wersji. Ich związek trwa kilka tygodni i wydawałoby się, że wszystko jest cudownie, dopóki Karina nie stawia mu ultimatum: albo ona albo imprezy. Co wybierze Alek? Jak skończy się ich rozmowa? I co najważniejsze: będzie happy end?

Będąc szczerą, to myślałam, że ta historia będzie lepsza. Jednak okazała się… nudna jak flaki z olejem. I nie dość, że nudna, to jeszcze postawa Alka i jego kolegów doprowadzała mnie do szału. Wiem, że tak zachowują się dzisiejsi nastolatkowie (sama nim, a raczej nią, jestem), ale cały czas nie potrafię tego przeboleć. Co mi się jeszcze w tej książce nie podobało, to to, jak jest ona napisana. Nie wiem czemu, ale nie przepadam za książkami pisanymi w formie pamiętnika. Jest jednak kilka plusów, na przykład wątek humorystyczny, bo nie da się ukryć, że kawały, które Alek wycinał mamie, były śmieszne.

Nie wiem sama, komu mogłabym polecić Nie do pary, Może osobie, która lubi czytać o cudzych problemach?


Vic :D


20 maja 2015

No stress („Modowe kolorowanie. 100 ciuchów i dodatków do pokolorowania” Marie Perron)

„Modowe kolorowanie. 100 ciuchów i dodatków do pokolorowania” Marie Perron
wyd. Egmont
rok: 2015
Ocena: 5/6


Więc chodź, pomaluj mój świat
Na żółto i na niebiesko,
Niech na niebie stanie tęcza
Malowana twoją kredką. 1)

Ostatnio zapanowała moda na kolorowanie. Wszędzie kolorowanki. Gdzie się nie obejrzę, tam albo kredki, albo farbki. Sama zawsze lubiłam pomazać sobie po papierze. Zwykle bardziej skupiałam się na rysowaniu czy też zamazywaniu, niż kolorowaniu, ale... w końcu i na mnie przyszedł czas. Szczególnie, że jakoś więcej stresów w moim życiu ostatnio jest. Ale, kto tych stresów nie ma? Tak więc odkąd w moim domu zawitało Modowe kolorowanie, jakby trochę lżej przechodzę niektóre sytuacje. Wracam z pracy do domu, nie mogę się skupić, nie mogę się wyłączyć, nic nie mogę. Sięgam po kredki i... robi mi się lżej na sercu. Taki reset jest wręcz znakomitym rozpoczęciem drugiej, spokojniejszej części dnia. No więc koloruje tak sobie, choć raczej nie jestem na takim poziomie, jak inni. Rozglądam się już za porządnymi kredkami, bo te, w które zainwestowałam nie były warte wydanych pieniędzy. Kolory nie są żywe, a żeby zacienić jakiś fragment naprawdę trzeba się napracować. Dlatego też do kolorowanki sięgam raczej rzadziej niż częściej. Bo mogłabym kolorować codziennie, a zabieram się do tego tylko kilka razy w tygodniu. No i zamiast zamalowywać całe obrazki zajmuję się interesującymi mnie fragmentami. Nie ma chyba jednak jakichś specjalnych wymogów w tym zakresie.

Modne kolorowanie to kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset bardzo ciekawych i wciągających dodatków do strojów. Kapelusze, naszyjniki, chustki, płaszcze, szpilki. Co chcecie - to macie. Ja nie koloruję po kolei. Otwieram tę obszerną kolorowankę na chybił trafił i decyduję, czy to właśnie ten detal chciałabym dziś wypełnić kolorami. Idzie mi dość mozolnie, przede wszystkim z racji kredek, ale już chyba na nie dość ponarzekałam.

Papier w Modowym kolorowaniu jest gruby, dzięki czemu kolory nie przebijają z drugiej strony. Ja, póki co, używałam na nim jedynie kredek, wydaje mi się jednak, że farbki też dałyby radę. Może nawet któregoś dnia sama je wypróbuję? To na pewno będzie równie dobra zabawa, jak obecnie (a może nawet lepsza?).

Pozycje Marie Perron zdecydowanie polecam tym, którzy potrzebują chwili wytchnienia. Jeśli lubicie pobawić się modą, a stres czasami wam doskwiera, śmiało powinniście sięgnąć po Modowe kolorowanie.

Sil


1) Dwa plus jeden - Chodź pomaluj mój świat


30 kwietnia 2015

Bookowo 4/2015 (26)

Bla, bla, bla... aby tradycji stało się zadość powinnam ponawijać coś o tradycji, o zmianach itp. I pewnie zaraz zacznę naturalne dla mnie lanie wody, ale... na pewno nie w pierwszym zdaniu. No może nawet nie w dwóch, czy trzech pierwszych :)

Jakoś mi ostatnio nie idzie trzymanie się wytyczonych ram. Stosiki miały pojawiać się w ostatnie soboty miesiąca, ale nie zawsze mi to wychodzi. Tak jak na przykład jest teraz. Już dużo po 21, czwartek, ostatni dzień miesiąca. A ja właśnie sobie uświadomiłam, że nie tylko nie wstawiłam postu w minioną sobotę (zrobiłam to z premedytacją zresztą), to jeszcze dziś zaraz po pracy, zamiast pisać, położyłam się na kanapie i trochę pospałam. A co, kto bohatemu zabroni, jak to się zwykło mawiać. No i w ten oto sposób, późną porą, stukam w klawiaturę... w sumie sama nie wiem po co :) Bo przecież wystarczy wstawić fotki i po sprawie :) Więc wstawiam :) 

Tym razem fotek jest kilka. Pierwsza wykonana zaraz po "postawieniu" nowego regału. Reszta aktualna :) 

Na Starter - Lisy Price (Albatros) już nie mogę się doczekać. Mam nadzieję, że wkrótce uda mi się rozpocząć lekturę :) 

Wszyscy ludzie przez cały czas - Marty Guzowskiej (GW Foksal) to kontynuacja serii o zwariowanym i ekscentrycznym archeologu Mario Yblu. Liczyłam, że na koniec miesiąca będę już po lekturze, niestety - nie udało się. Ale może wkrótce się uda :) 

Bałkany zebrane z asfaltu - Michał Mazurek (Novae Res) to lektura, która oczekuje na Artura. Małż się za nią zabiera, ale do końca zabrać się nie może. Oby wkrótce pojawiła się recenzja :) 

Eleonora & Park - Rainbow Rowell (Otwarte) to moja wielka porażka. Porażka, bo to nie ja czytałam i recenzowałam tę powieść, tylko oczywiście Wiktoria. RECENZJA. Ja mam nadzieję, że książkę przeczytam na urlopie :) 

Po zmierzchu - Alexandry Bracken (Otwarte) przeczytałam już jakiś czas temu. w kwietniu doczekałam się egzemplarza papierowego, za co bardzo dziękuję wydawnictwu. Cała seria jest świetna i polecam ją z czystym sumieniem. RECENZJA.

Na tym stosiku brakuje powieści, która trafiła bezpośrednio do Wiktorii, czyli Biorąc oddech - Rebeki Donovan (Feeria) RECENZJA oraz filmu Furia, który do recenzji od Dużego Ka (RECENZJAdostał Artur i który położył... nie wiem gdzie :) 

Na kolejnym "stosiku" widać powieści, które dotarły do mnie w drugiej połowie kwietnia. 

W ostatnich dniach przyszła do mnie Metalowa Dolna - Bruna Kadyny (od autora). Książeczka niepozorna, ale podobno bardzi ciekawa. 

After. Już nie wiem, kim bez ciebie jestem - Anny Todd (Między Słowami) czytałam jeszcze w marcu i na początku kwietnia. Polecam i zapraszam na RECENZJĘ.

Pięknego drania - Christiny Lauren (Zysk i s-ka) zamówiłam już tak dawno, iż byłam przekonana, że już do mnie nie dotrze. Ale dotarła. Pewnie więc wkrótce będę miała okazję ją przeczytać :)

Opis Chłopca w lecie - Cartera Wilsona (Świat Książki) zaintrygował mnie. Bardzo się cieszę, że będę miała możliwość przeczytania tej powieści. 

Na koniec wisieńja na torcie. Wiem co jem. Przepisy z programu - Kasia Bosacka (Grupa Publicat). Program oglądam od początku jego emisji i uważam, że jest świetny. Książę przeczytam więc z wielką przyjemnością. 

No i coś na odstresowanie. 100 ciuchów i dodatków do pokolorowania. Modne kolorowanie (Egmont). A poniżej kredki. Ja już się kolorowanie nie mogę doczekać :)
















A jak u was? Podobne stosiki? Coś podkradacie? Coś odradzacie? 

21 marca 2015

Indiańska bańka („Apacze i Komancze” Wolfgang Kramer, Michael Kiesling)

„Apacze i Komancze” Wolfgang Kramer, Michael Kiesling
wyd. Egmont
rok: 2014
liczba graczy: 2-4
czas rozgrywki: 60 minut
wiek: 10-110 lat
cena: ok 90 zł
Ocena: 4/6

W nasze niecierpliwe łapki trafiła gra Apacze i Komancze. Po okładce i tytule sądziłem, że będzie to gra wojenna o krwawych porachunkach między tytułowymi plemionami. Liczyłem na figurki reprezentujące oddziały wojskowe. Tymczasem po brutalnym zdarciu folii z pudełka i niecierpliwym otwarciu, w środku nie znaleźliśmy ani skrawka plastiku (no może poza workami foliowymi skrywającymi w sobie niektóre elementy gry).

Kafelki, czyli plansza do gry, cztery plansze gracza oraz żetony reprezentujące tipi i czółna.

Od razu zabraliśmy się za rozdzielanie, przeglądanie oraz ocenę jakości tekturowych elementów gry. Wszystko ładnie wydrukowane i sprawiające wrażenie trwałego, a to bardzo szybko okazało się potrzebne, bo nasz kot skoczył na stół, ale się przeliczył i przejechał po nim na jednym z kafelków robiąc wielki bałagan i wylewając herbatę. Wszystko mokre, ale po przetarciu i wysuszeniu nie ma ani śladu po katastrofie. Wśród dotychczas wymienionych elementów zabrakło pionków do gry. Otóż one są, bo jakże wyglądałaby gra planszowa bez pionków? Tak więc są i mają się dobrze, bo wykonane są z drewna (jakieś podobieństwo z grą Agenci?). Zwykłe drewniane klocuszki pomalowane farbą. Tak więc w poprzedniej recenzji się nimi zachwycałem, bo eko i fajne, no ale żeby we wszystkich tak samo? Wydawca mógł się pokusić o jakieś lepsze wykonanie, ale może wówczas gra była by droższa? Jest jeszcze jedno podobieństwo do gry Agenci - za duże pudełko, z którym teraz będę miał problem, aby je schować do szafy, ale za to mogę powiedzieć, że na pewno przyciąga wzrok.

Jak już wspomniałem sama rozgrywka nie ma nic wspólnego z krwawą indiańską wojną, a jej celem jest zdobywanie zasobów zwierzęcych (bizony, łososie i indyki), co jest bardzo charakterystyczne dla indiańskich krain. Zasady gry początkowo są bardzo zawiłe, a przebrnięcie przez instrukcję jest nużące i to bardzo (małżonka zasnęła, gdy czytałem). Pierwsze etapy gry są raczej męczące i niektórych na pewno doprowadzą do szewskiej pasji. Z czasem jednak, gdy tylko pierwsze koty już poszły za płoty, a zasady stały się logiczne i oczywiste, to gra przynosi wiele radości. Nam grało się bardzo przyjemnie i z przykrością przyjęliśmy fakt końca rozgrywki.

Sama gra opiera się na zdobywaniu regionów, a w zasadzie na zdobywaniu zasobów z regionów. Gracze po wybraniu koloru plemienia i otrzymaniu zestawu startowego przystępują do rozgrywki. Każdy gracz kolejno ma do wykonania maksymalnie cztery akcje.

Plansza gracza i początek gry


Kolejne kafelki na stole

Pierwszą z nich jest losowanie i rozkładanie kafelków, czyli elementów planszy do gry. Każdy kafelek składa się z trzech regionów: preria, na której mogą być bizony, rzeka gdzie oczywiście mogą być łososie oraz gór z indykami. W tej części gracze mogą wprowadzać do gry swoich Indian. Teraz można przystąpić do kolejnych akcji, czyli ruchu swoimi Indianami oraz budową tipi oraz czółna. Każda jednak czynność kosztuje gracza i musi za nią zapłacić swoimi zasobami zgodnie z tabela kosztów. Cała zabawa polega na tym, aby mieć więcej Indian lub lepsze „budowle” w danym regionie od swoich przeciwników. Po zakończeniu wszystkich akcji przez wszystkich graczy następuje podliczanie punktów, czyli ilość zebranych zasobów z opanowanych regionów. O zwycięstwie w grze musimy myśleć od samego początku gry i to mimo tego, że o naszym zwycięstwie decyduje ostatnia runda. Tak więc do ostatniej chwili każdy z graczy ma szansę wygrać, chyba ze zupełnie zawalił rozgrywkę.

Prawie koniec rozgrywki

W grze fajne jest to, że ciągle trzeba liczyć i sprawdzać jaki ruch się bardziej opłaca. Co prawda ruchy Indian są ograniczone i trochę kosztowne, ale pozwalają na interakcje między graczami. W zasadzie to nie wyobrażam sobie, aby ta gra mogła działać inaczej. W rodzince zagraliśmy ledwie kilka partii i to w dwie osoby i się dobrze bawiliśmy. Jednak pudełko delikatnie maskuje to, co jest wewnątrz. Miała być wojna, a jest zbieractwo.


Artur Borowski

6 marca 2015

Tajniacy („Agenci”)

„Agenci”
wyd. Egmont
rok: 2014
Ocena: 4/6



W nasze ręce dostała się już jakiś czas temu gra Agenci, wydana przez Egmont. Znacznych rozmiarów, porządnie wykonane, pudełko skrywa w sobie szereg elementów niezbędnych do zabawy. Karty do gry i plansza sprawiają wrażenie trwałych, a co najważniejsze - estetycznie i profesjonalnie wykonanych. Ponadto miły zaskoczeniem są ascetyczne pionki do gry oraz kostka wykonane z drewna - ekolodzy i fani zielonego życia na pewno będą mile zaskoczeni. Nie potrafię zrozumieć jednak, z jakiego powodu pudełko jest tak znacznych rozmiarów, skoro skrywa w sobie ledwie kostkę do gry, plansze, 26 kart ściśle tajne oraz po siedem kart agentów, pionków agentów, znaczników punktów i kratę sejfu, no i oczywiście cienką, ale bardzo jasno napisaną i wszystko wyjaśniającą instrukcję. Takie pudło, choć ładnie się prezentuje, to jednak zajmuje dość dużo miejsca w schowku na gry. Może to o to chodzi, aby więcej gier się nie zmieściło, zwłaszcza tych z konkurencyjnych wydawnictw?

Sama gra ma trzy warianty, różniące się od siebie jedynie nieznacznie. W zasadzie jedynie pierwsza rozgrywka może być rozegrana w wariancie podstawowym, w celu wdrożenia się w grę, bo zaznajomienie się z zasadami, nawet ośmiolatkowi przyjdzie bardzo łatwo.

Recenzja, a w zasadzie opis gry powstaje w trakcie gry i tuż po jej zakończeniu - tak, więc na gorąco. Nasza dwuosobowa rodzinka rozegrała kilka partyjek w niedzielny wieczór.  Nasz zwierzyniec chciał się do nas dołączyć, ale niestety musieliśmy ich wykluczyć, bo w grę można grać od ósmego roku życia. Tak więc pies i kot muszą poczekać jeszcze sporo lat (chyba, że będziemy liczyć ich psie i kocie lata, a nie ludzkie). Jedna runda to około 30 minut grania przy herbacie i ciastku. Grę bardzo łatwo i bardzo szybko się rozstawia. Każdy z graczy losuje tożsamość agenta, w którego się wcieli i stara się zdobyć jak najwięcej punktów, aby wygrać, ukrywając przed rywalami swoją tożsamość. Nie jest to takie oczywiste, bo w grze uczestniczy zawsze więcej pionków niż graczy i każdy gracz może ruszyć każdego agenta na planszy. W każdym razie nie poczujemy tu emocji rodem z tajnych operacji wywiadowczych czy filmów z agentem 007.

Agenci to po prostu bardzo przyjemna rozgrywka, dająca wiele radości na wiele godzin, w niezbyt dużym gronie rodziny i/lub znajomych.  Mogę polecić grę z czystym sumieniem i tylko zaporowa cena (jak mi się wydaję), może stanowić nie lada problem przed zabawą.


Artur Borowski

28 lutego 2015

Bookowo 2/2015 (24)

To już u mnie mała tradycja (nawet pewna nie jestem, czy czasem zawsze nie zaczynam tego postu w ten sam sposób). Nadchodzi ostatnia sobota miesiąca i jeśli mam czym, to się tym z Wami dzielę. Niech moja radość będzie choć odrobinę Waszą radością. Bo mnie na przykład wszystkie wstawiane przez Was stosiki bardzo cieszą. Lubię zerkać na to co inni otrzymali, kupili, pożyczyli i czym w najbliższych miesiącach będą zajęte ich myśli. W styczniu stosik pojawił się tydzień za wcześnie, przez co niektóre pozycje otrzymane w ostatnim tygodniu tamtego miesiąca, pojawiają się dopiero w stosie lutowym. Do tego wydawcy nie szczędzili mi szczęści i naprawdę obdarowali mnie wieloma książkami (i nie tylko). Oczywiście są również pozycje, na które wciąż czekam. Na przykład upragniona Misja 100 z Bukowego Lasu, którą podobno już dawno do mnie wysłano. Jeśli w poniedziałek nie znajdę jej na poczcie, chyba zacznę płakać :( No i Losing Hope, które czytałam w formie elektronicznej w ubiegłym roku i którego wypatruję usilnie w wersji papierowej. Ale pewnie się w końcu doczekam :) A teraz już to, co najważniejsze, czyli lutowy stos :)

Sporo z zaprezentowanych pozycji zostało już przeze mnie przeczytanych. Brakuje też jednej książki, mianowicie "Wróć, jeśli pamiętasz" Gayle Forman od wydawnictwa NK i portalu DużeKa. Recenzję możecie przeczytać TUTAJ.

Na pierwszy ogień idzie gra z wydawnictwa Egmont - Pan tu nie stał! Demoludy. Już nie mogę się doczekać, kiedy w to zagram :)

Ksiazki Alex Kavy uwielbiam i nigdy nie mogę się im oprzeć. Tak samo było z Mrocznym tropem, który już za mną. Za książkę dziękuje wydawnictwu Mira (recenzja).

Pierwszą część Chłopaka NIKT przeczytałam kilka miesięcy temu, i choć początkowo byłam sceptyczna, ostatecznie bardzo mi się ta powieść spodobała. Dlatego nie wahałam się i po drugą część sięgnęłam zaraz po jej otrzymaniu. I choć książka mogłaby być lepsza, to i tak uważam, że autor spisał się bardzo dobrze. Chłopaka NIKT. Jestem misją - Allen'a Zadoff'a otrzymałam od wydawnictwa Feeria (recenzja)

Jeśli chodzi o powieści Agnieszki Lingas-Łoniewskiej, to jestem ich wielką zwolenniczką. Seria Szukaj mnie wśród lawendy również mnie nie zawiodła. Zofia jest wspaniała i sercecznie polecam lekturę. Pozycja otrzymana od Novae Rec (recenzja).

Świat Książki obdarował mnie powieściamu Paulliny Simons - jedną starszą (upragnioną - Czerwine liście) i najnowszą (niespodziankową -Tully). Bardzo dziękuję. Liczę, że Tully uda mi się przeczytać wkrótce po premierze :).

Kolejna pozycja, to już prawdziwa królowa. I to zarówno dosłownie, jak i w przeności. Odrobinę się na nią naczekałam, ale w końcu dotarła od wydawnictwa Otwartego. Choć czytam coś teraz, to dziś planuję rozpocząć lekturę Czerwonej królowej -Victorii Aveyard.

Książkę kucharską. Dieta przyspieszająca metabolizm -  Haylie Pomroy, to pozycja od portalu Duże Ka i wydawnictwa Burda Książki. Bardzo dziękuję. Recenzja powinna ukazać się wkrótce.

Dziennik perfekcyjnej pani domu 2015. Ponad 1000 porad na każdą okazję - Weroniki Łęckiej otrzymałam od portalu Czytajmy Polskich Autorów. Recenzja wkrótce :)

Od powieści Mercedes Lackey zaczęła się moja przygoda z gatunkiem fantasy, którym do dziś jestem zafascynowana. Po Locie sowy wydanym przez Zysk i s-ka, a otrzymanym od portalu Duże Ka bardzo dużo sobie obiecuję, choć jeszcze nie miałam okazji przeczytać nic Larry'ego Dixona, drugiego autora tej powieści. Na recenzję pewnie przyjdzie wam chwilę poczekać, ale liczę na to, że to nie będzie bardzo długie oczekiwanie.

Królewna mroku - Sabine Thiesler to powieść z mojej ulubionej półki Sonii Dragi, czyli Thriller. Pozycję otrzymałam od księgarni internetowej Matras i liczę, że wkrótce ją przeczytam :)

Od Grupy Wydawniczej Foksal otrzymałam w tym miesiącu aż kilka pozycji i z wszystkich jestem wprost nieprawdopodobnie zadowolona. Tajemnice makijażu - Agaty Wyszomirskiej mam jeszcze przed sobą, ale mam nadzieję, ze wkrótce uda mi się ją zrecenzować. Mare Dyer. Tajemnice przeczytałam niedawno i się zakochałam. Przemiany - Michelle Hodkin, wyczekiwałam niczym spragniony szklanki wody. W końcu przyszła. Niestety listonosz dość poważnie ją zniszczył, podczas nieudanej próby wepchnięcia paczki do skrzynki. No nic, jakoś to przeżyję, choć bardzo nad tym zniszczeniem ubolewam :(. Kolejne pozycje od GW Foksal to już totalna bomba. Pułapkę uczuć  - Colleen Hoover przeczytałam w ubiegłym tygodniu. Zakochałam się (recenzja). Już wcześniej miałam zamówioną drugą część tej serii, czyli Nieprzekraczalną granicę. Powieśc dotarła do mnie w piątek. Nie mogłam się jej oprzeć i spędziłyśmy razem wspaniałą noc. Recenzja właśnie się pisze. Powieść polecam z całego serca.

Przysięgę - Michael'a Palmer'a otrzymałam od wydawnictwa Albatros. Wkrótce planuję jej lekturę, bo tematycznie książka bardzo mnie interesuje.

O wydawnictwa Jaguar otrzymałam w tym miesiącu aż dwie pozycje. Najpierw przyszła książka Coś do ocalenia (trzeci tom serii) autorstwa Cory Carmack, a później Próba ognia - Josephine Angeliny. Na lektury obu powieści czekam z drżeniem serca. Wkrótce powinnam się nimi zająć.

Tak czy inaczej, czy coś was ze stosiku zainteresowało? Zaintrygowało? Coś polecacie, a co odradzacie? Czekam na wasze opinie :) 

9 stycznia 2015

Zawsze pysznie („Moje wypieki i desery. Na każdą okazję” oraz "Moje przepisy i pomysły" Dorota Świątkowska)

„Moje wypieki i desery. Na każdą okazję” oraz "Moje przepisy i pomysły" Dorota Świątkowska
wyd. Egmont
rok: 2014
str. 304 + 192
Ocena: 5,5/6

Kiedy rozpakowywałam najnowsze Moje wypieki... wiedziałam, że będzie smacznie, choć nie do końca byłam świadoma, co znajdę w środku. I gdy w końcu ją otworzyłam, zajrzałam do środka i przeczytałam wstęp - zaczęłam się śmiać. Mąż siedział obok, patrzył na mnie skonsternowany i na pewno zastanawiał się, czy z moja psychiką wszystko jest w porządku. Kiedy już zaczynał się przekonywać, że chyba powinien zabrać mnie do lekarza, wyjaśniłam mu, co znalazłam w środku. Podaję tu najlepsze przepisy na Wielkanoc i Boże Narodzenie - na popularne serniki, trufle, pierniki i ciasta czekoladowe*. A święta Bożego Narodzenia właśnie się skończyły, a do tego, właśnie w tym roku (w zasadzie już w ubiegłym) zdecydowałam się odmienić moje Bożonarodzeniowe wypieki i sięgnąć po coś nowego. No i oczywiście przeczesałam Internet, by znaleźć coś ciekawego. A ta książka stała w mojej biblioteczce już od kilku tygodni, tylko nie za bardzo miałam czas ją rozpieczętować i zapoznać się ze znajdującymi się w niej przepisami. Dobrze, że Wielkanoc wkrótce, wówczas na pewno skorzystam z porad Doroty Świątkowskiej.

Oczywiście Wielkanoc i Boże Narodzenie to nie jedyne okazje, w związku z którymi autorka zachęca nas do słodkiego pichcenia w kuchni. Jest jeszcze Tłusty czwartek, Walentynki, Halloween. Są urodziny, imieniny. Są pikniki, drugie śniadania i zachcianki dzieci. Zapraszamy gości na kawę czy na majówkę. I na każdą z powyższych okazji, Dorota Świątkowska znajduje odpowiednie przepisy i w dostępny sposób prezentuje je czytelnikowi.


Ja już po kilku minutach znalazłam przepisy, które na pewno wykorzystam w najbliższym czasie. Na przykład piętrowy tort czekoladowo-borówkowy. Tak jak autorka mam wątpliwości, czy mi wyjdzie przygotowywanie piętrowego dzieła, ale dlaczego mam nie spróbować? Uwielbiam marcepan, na pewno więc któregoś dnia przygotuję minibabeczki marcepanowo-pomarańczowe... co najwyżej zastąpię czymś te ostatnie, bo za pomarańczami w ciastach nie przepadam, a mój małżonek na skórkę pomarańczową reaguje wręcz alergicznie. Sernik créme brûlée czy jagodowa panna cotta? To również przepisy które wykorzystam w najbliższym czasie. Boziu, aż mi ślinka cieknie na samą myśl o tych pysznościach.












Na samym końcu książki znajdują się podstawowe przepisy i przeliczniki kulinarne, które zawsze się przydają. Dzięki tym stronom dowiadujemy się między innymi jak prawidłowo wykonać kąpiel wodną, jak zrobić kruszonkę i idealny lukier. Przepisy zamieszczone w Moich wypiekach i deserach są szczegółowe i dobrze opisane. Krok po kroku dowiadujemy się, co powinniśmy dalej wykonywać. Każdy przepis zajmuje 2-3 strony, w tym na jednej prezentowany jest wynik (fotografia), jaki w efekcie powinniśmy otrzymać. Niestety, autorka, jak i w pierwszej części, nie zaprezentowała czytelnikom ani kosztów danego deseru, ani jego kaloryczności, ani informacji, dla ilu osób go wystarczy i gdzie kupić składniki. Gdyby te informacje znalazły się w Moich wypiekach... spokojnie pozycja otrzymałaby ode mnie mocną 6. Myślę jednak, że 5,5 to bardzo dobra ocena, na którą wielki wpływ ma jeszcze jeden element - perspektywę dokupienia przepiśnika. 


Autorka przygotowała dla czytelników prawdziwą gratkę - możliwość stworzenia własnej książki kucharskiej. Całość jest odrobinę przedobrzona, autorka wstępnie przygotowuje dla nas spis treści i wskazuje, jakie rozdziały powinny się w niej znaleźć. Ja już swój przepiśnik zaczęłam wypełniać, ale zdecydowanie nie trzymam się przygotowanego przez Dorotę Świątkowską schematu. Na końcu znajdują się porady autorki, za które dziękuję jej z całego serca. Znalazłam w nich wiele przydatnych informacji, na przykład jak uniknąć zakalca. Summa summarum uważam, że pozycja jest wspaniała, idealna jako prezent dla siebie i dla bliskich nam osób. Zdecydowanie polecam zarówno komplet, jak i każdą z tych pozycji z osobna.




Sil


*str. 5


29 listopada 2014

Bookowo 10/2014 (22)

Jest ostatnia sobota miesiąca, a to nieuchronnie, przynajmniej w moim wypadku, zwiastuje pojawienie się książkowego stosu. Nie inaczej jest i w listopadzie. Nie przedłużając, zapraszam do zapoznania się z nowymi nabytkami w mojej biblioteczce. 

Tylko, od czego by tu zacząć? Może od początku :)
A więc, na początku był Egmont, w którym odrobinę się pozmieniało. Po chwilowych zawirowaniach wszystko wróciło do normy, a nawet weszło na wyższy poziom. Bardzo więc dziękuję pani Magdalenie za Moje wypieki i desery na każdą okazję (Doroty Świątkowskiej), Moje przepisy i pomysły (j.w.) oraz za Potwory w Tokio (Richarda Garfield'a). Recenzje wszystkich pozycji wkrótce :) 

Jeśli mowa o "dalszym ciągu", to w wypadku mojego najnowszego stosu ma on wiele do powiedzenia. Przede wszystkich jest Jaguar i zbiór z opowieściami Kiery Cass, czyli Książę i Gwardzista. Ta raczej cieniutka książka ma czytelnikom przybliżyć osoby Maxona i Aspena z bardzo popularnej serii Selekcja (lektura nowel jeszcze przede mną), a także Tak krucho (Tammary Webber), czyli druga część serii Kontury Serca. Powieść jeszcze przede mną, ale z racji wielkiego jej wyczekiwania, długo na półce czekać nie będzie. Za książki wielkie podziękowania należą się pani Agnieszce :)

Za serię i kontynuację serii wzięło się również wydawnictwo Novae Res. Tu znajdziemy trzeci tom Ostatniej spowiedzi (Niny Richter), oraz Szukaj mnie wśród lawendy - Zuzanna (Agnieszki Lingas-Łoniewskiej). Obie powieści mam już za dobą. Recenzję Ostatniej spowiedzi znajdziecie TUTAJ . Już minęła chwila odkąd skończyłam czytać tę książkę i przyznać się muszę, że z każdym dniem utwierdzam się w pewności, że ostatnia część była najlepsza z całej serii. Tylko trzeba ją przeczytać do samiutkiego końca. Moje zdanie na temat wszystkiego co jest autorstwa Agnieszki Lingas-Łoniewskiej chyba nie jest nikomu obce. Osobiście uwielbiam jej sposób przekazywania czytelnikowi nowej historii, nie inaczej jest i z Lawendą, choć ta seria odrobinę odbiega od tego, co kocham najbardziej i za co pokochałam A. L-Ł. Do recenzji zabieram się powoli, ale możecie być pewni, że wkrótce ją przeczytacie :) Pani Doroto - dziękuję!

To oczywiście nie koniec "dalszych ciągów", Do mojej biblioteczki zawitała książka z wymiany na LC, wydana we wrześniu przez Filię. Jedno małe kłamstwo (K.A. Tucker) to kontynuacja serii Dziesięciu płytkich oddechów, która mnie zachwyciła. Książka jeszcze przede mną, ale na pewno nie zawiodę się podczas lektury :) Za wymianę dziękuję Gabii62.

Dalej w stosiku znajdują się Zbuntowani (C.J. Daugherty) od wydawnictwa Otwarte. Boziu, ile ja mam nie przeczytanych powieści, na które tak długo czekałam. Zbuntowani to czwarta odsłona serii Nocna szkoła. Oczywiście Otwarte nie tylko tym chciało się ze mną podzielić. Właśnie jestem w trakcie lektury znakomitej powieści - Losing hope. Premiera już w styczniu, u mnie recenzja już wkrótce :) Za wszystko bardzo dziękuję pani Monice :)


Na końcu tej istnej serii serii znajduje się jedna z pozycji Feerii, czyli Niebezpieczne istoty, które nie tylko są początkiem nowej serii Kami Garcia i Margaret Sthol ale równiez stanowią spinoff bestsellerowej serii Kroniki obdarzonych. Za pozycję serdecznie dziękuję pani Monice.

Ostatnią pozycję recenzencką stanowi Adwokat spraw ostatnich (Pawła Mirosława Szlachetko), którą otrzymałam od wydawnictwa Prószyński i CPA. Dzięki wielkie :)

Na koniec, choć zdecydowanie nie ostatnie, są zakupy targowe, prezenty oraz nagrody. Manipulatora (Max Landorff) zakupiłam na stoisku Sonii Dragi na Targach Książki w Katowicach (przy okazji, to początek serii :)), Przyjaciele z daleka (Matti Rönkä) - otrzymałam na spotkaniu blogerów książkowych (to trzeci tom serii!), Czarne skrzydła wygrałam na spotkaniu blogerów.

To by było na tyle. Czy coś przypadło Wam do gustu? Coś szczególnie polecacie? Coś odradzacie? 

19 listopada 2014

POTWORY W TOKIO – Grą Roku 2014!

Z Arturem ostatnio, nie za często, ale zawsze... próbujemy różnych gier planszowych. Mam nadzieję, że wkrótce uda nam się zagrać w Potwory w Tokio. Poniżej ociupinka informacji o tej grze :)

Polska wersja światowego bestsellera „King of Tokyo” Grą Roku 2014. Eksperci związani z rynkiem gier planszowych i karcianych docenili wydane przez Egmont Polska „Potwory w Tokio”.
 



GamesFanatic.pl – najstarszy serwis o grach planszowych i karcianych w Polsce - w ramach plebiscytu Planszowa Gra Roku przyznał główną nagrodę Gra Roku 2014 planszówce „Potwory w Tokio” wydanej przez Egmont Polska. Tytuł Gry Roku przyznawany jest planszówkom, które cechuje nie tylko wysoka jakość wykonania, ale fakt, że zachęcają do wspólnego spędzania czasu w gronie rodziny i znajomych oraz rozbudzają zainteresowania potencjalnych nowych graczy.

Polski sukces „Potworów w Tokio” potwierdzają 22 zdobyte nominacje oraz nagrody na całym świecie. W tym:

Najlepsza gra planszowa (Włochy 2012)
Najlepsza gra dziecięca (USA 2012)
Najlepsza gra rodzinna (USA 2012)
Najlepsza gra imprezowa (USA 2012)
Najlepsza gra rodzinna (Holandia 2013)

„Potwory w Tokio” to emocjonująca kościana gra imprezowa przeznaczona dla 2 do 6 graczy, rekomendowana osobom w wieku powyżej 8 lat. Autorem gry jest Richard Garfield, amerykański profesor matematyki oraz twórca najpopularniejszej na świecie kolekcjonerskiej gry karcianej: Magic the Gathering. Rewelacyjne ilustracje do planszówki stworzył Benjamin Raynal.

Dlaczego warto w nią zagrać? Powodów jest wiele. Ma ona stosunkowo proste i pomysłowe zasady, a także klimatyczne ilustracje. Każdagra jest dynamiczna i emocjonująca. Dodatkowo zróżnicowane karty sprawiają, że poszczególne rozgrywki są niepowtarzalne.

Więcej informacji o nagrodzie Gra Roku: www.planszowagraroku.pl
Więcej informacji o grach planszowych Egmontu: www.KrainaPlanszowek.pl

6 listopada 2014

Pamięć o Asterixie („Asterix i spółka”)


„Asterix i spółka”
wyd. Egmont
rok: 2014
Ocena: 5/6




W ręce wpadła nam gra, o dziwo nie gra komputerowa, a gra planszowa, jak nam się wtedy wydawało o nic nieznaczącym tytule „Asterix i spółka”. Po odleżeniu „urzędowego czasu” na półce, któregoś jesiennego i ciepłego popołudnia, postanowiliśmy zobaczyć co kryje w sobie gustowne i ładne, acz dość małe pudełko. I to był wielki błąd.

Folię z pudełka zrywaliśmy jak wygłodniałe lwy skórę ze świeżo upolowanej antylopy. Po otwarciu pudełka, moja druga połówka, jak to kobieta, zabrała się za przeglądanie instrukcji, a ja szukałem planszy, aby sprawdzić jak duża i czy bardzo kolorowa. Otóż Asterix i spółka to gra karciana, ale nie martwcie się, przynajmniej oficjalnie nie będziecie potrzebowali do niej pieniędzy, a tym bardziej nie będziecie musieli się rozbierać - to nie poker. Egmont, czyli producent gry, bardzo się postarał i napracował nad oprawą graficzną, co zresztą można zobaczyć na poniższych zdjęciach. Kolorowo, czytelnie i bardzo trwale wykonane są wszystkie elementy tej produkcji – łącznie z pudełkiem. W samym opakowaniu znajdziemy instrukcję, co jest oczywiste. Jest ona dość skromna, ale bardzo jasno i czytelnie napisana. Gwarantuje, że jedno czytanie i nawet najmłodszy, a nawet najstarszy zrozumie bez najmniejszych problemów. Jest pełna obrazków, a więc z mojej strony wielki plus. Ponadto w pudełku są dwa rodzaje kart, a raczej można by rzec - kafelki i karty. Tych pierwszych jest siedem, a tych drugich zawrotna ilość - czterdziestu dziewięciu, podzielonych na siedem kategorii. Tak, dobrze się domyślacie, istnieje ścisłe powiązanie między kartami i kafelkami


Rys1 (kafelki kategorii)

Rys2 (karty do gry)

Teraz wypadałoby wyjaśnić o co chodzi w grze. Otóż już śpieszę z odpowiedzią. Naszym zadaniem jest zebranie jak największej ilości kart. Aby wygrać musimy mieć ich oczywiście więcej niż przeciwnik. Karty zdobywamy dzięki swojej pamięci. Sama rozgrywka jest bardzo szybka i dynamiczna, oczywiście jeśli mamy dobrą pamięć i refleks. 

Do rozgrywki potrzebny jest nam kawałek stołu lub jakiejś innej, w miarę równej powierzchni do której wszyscy uczestnicy gry mają łatwy dostęp. Mając „stół” rozkładamy kafelki i do nich dokładamy karty odpowiadające im kolorem. Kładziemy je obrazkami do góry tak, aby każdy z graczy zapamiętał. Gdy wszyscy będą gotowi karty zakrywamy. Teraz przechodzimy do gry właściwej, a więc tasujemy pozostałe karty i kładziemy na kupce na stole tak, aby obrazki były przed nami ukryte.
Rys3 (przygotowanie gry)

Rys4 (rozgrywka pierwszy krok)

Rys5 (pierwsze losowanie)

Teraz jeden z graczy rozpoczyna i wyciąga pierwszą karę z kupki i odwraca tak aby wszyscy widzieli obrazek i jej kolor. W tym momencie wszyscy przypominają sobie jaki obrazek był na karcie leżącej na stole pod kafelkom o takim samym kolorze jak wylosowana karta. Kto pierwszy ten lepszy. Podaję nazwę i w tajemnicy sprawdza karę leżąca na stole. Jak się zgadza to ją zabiera i pod kafelkiem ląduje dopiero co wylosowana karta. Znowu zapamiętujemy obrazek odwracamy i gramy dalej. Tak w kilku prostych i łatwych zdaniach przedstawiłem zasady rozgrywki. Uf trochę przypomniała mi się scena z filmu „Sen Życia według Monty Pythona” odbywająca się w szkole i tycząca wieszaków i listów. Jak ktoś zrozumiał tamtą scenę to teraz zrozumiał to co napisałem. 

Sama gra swoją fabułą nawiązuje do komiksu/filmu/bajki o dzielnych galach. No dobrze, może nie fabuła gry, bo takowej chyba nie ma, a oprawa graficzna nawiązuje do wspomnianego wcześniej cyklu. Na kartach są nie tylko postacie, ale także przedmioty którymi się posługują, elementy ich garderoby i wyposażenia, oraz bliżsi i dalsi zwierzęcy przyjaciele a także ich jedzenie. Ci co doskonale znają Asterixa i jego świtę szybko odnajdą się w obrazkach, zwłaszcza w imionach galów. Pozostali i dzieci mogą mieć pewne problemy z nazewnictwem, ale nic w tym trudnego, bo zawsze można mówić ten gruby w zielonym, albo ten z siwą brodą. Dla chcącego nic trudnego i wszystko jest kwestią ustaleń. Gra naprawdę jest dla graczy od piątego roku życia. Choć wydaje mi się, że młodsi też dadzą sobie radę, przy małej pomocy opiekunów.

No dobrze, podsumowując szybko, gra jest naprawdę fajna i wciągająca. Stąd moje stwierdzenie z początku „i to był błąd”. Graliśmy we dwójkę i zabawa była naprawdę przednia i ciężko było przestać, a przecież trzeba było przyszykować obiad i wyjść z psem na spacer! Gra jest czystą zabawą pamięciową i tak naprawdę na obrazkach mogłoby znaleźć się wszystko, a i tak gra by się nie zmieniła i zapewne nie straciła wiele na atrakcyjności. Nawiązanie do Asterixa na pewno dodaje grze więcej smaczku i zapewne skłoni kilka osób do zakupu. Ja osobiście na pewno zabiorę tę grę ze sobą na wakacje, ze względu na szybką rozgrywkę i niepowtarzalność każdej tury – jeśli rozumiecie o co chodzi. Tu nie nauczymy się odpowiedzi na pytania i będziemy królami każdej rozgrywki. Możemy poznać wszystkie obrazki, ale to nam nic nie da, bo tu liczy się pamięć i refleks.


Artur Borowski 

31 października 2014

Bookowo 9/2014 (21)

Bardzo chciałam się wszystkimi nabytkami podzielić wcześniej. Niestety, nie udało się. Ten dzień był dla mnie bardzo pracowity, a do tego, jakby nie chciał się skończyć. Zresztą u mnie tak zawsze w ostatnim dniu miesiąca jest. Taka praca. Dlatego dopiero teraz łączę się z Wami i prezentuje moje październikowe zdobycze. Tak, tak - troszkę się ich zebrało :)


Gry planszpwe, czyli Asteriksa i spółkę oraz Apaczy i Komanczów otrzymaliśmy do recenzji od wydawnictwa Egmont. Recenzje właśnie się piszą - już teraz mogę wam zdradziś, że obie są bardzo fajne i pouczające. OkołoEgmontowa jest również pozycja Moje przepisy i pomysły. Pozycję zakupiłam na Targach Książki w Krakowie i jest to swoisty, piękny i praktyczny notatnik do zapisywania przepisów, zaopatrzony w informację o podstawach pieczenia :)

Wydawnictwo Feeria postanowiło uszczęśliwić w tym miesiącu zarówno mnie, jak i Wiktorię. Na zdjęciu powyżej znajdziecie książkę zatytułowaną Chłopak Nikt, autorstwa Allena Zadoffa. Recenzja znajduje się już na blogu, książkę polecam z całego serca. Do Wiktorii przywędrowały natomiast dwie pozycje, a mianowicie: Notes „Bądź swoją siłą” Demi Lovato, oraz Cena odwagi - Ewy Seno.

Od Otwartego otrzymałam Julię. Trzy tajemnice (Tahereh Mafi) oraz przedpremierowo Black Ice (Becca Fitzpatrick). Czekam jeszcze na Zbuntowanych (C.J. Daugherty) oraz na Piątą falę. Bezkresne morze (Rick Yancey), liczę, że wkrótce przyjdą. Lektury wszystkich, i każdej z osobna, już nie mogę się doczekać.

Serafina (Rachel Hartman) oraz Miasto niebiańskiego ognia (Cassandra Clare) to egzemplarze recenzenckie od wydawnictwa MAG. Co prawda przeczytałam dopiero pierwsze dwie części serii Dary Anioła, ale liczę, że wkrótce uda mi się resztę nadrobić :)

Miasto z lodu (Małgorzata Warda) oraz Gdy przejdziesz przez próg (Paula Daly) przywędrowały do mnie od wortalu Granice. Wkrótce zabieram się za lekturę tych pozycji.

Białe róże dla Matyldy (Magdalena Zimniak) to jedna z nowości wydawnictwa Prozami. Do przeczytania wkrótce :)

Jeśli chodzi o książkę, z wielką reklamą "Zbrodnia", to jest to oczywiście powieść Na spokojnych wodach (Viveca Sten), na podstawie której nakręcono serial AXN Zbrodnia. Dodatkowo od Czarnej owcy otrzymaliśmy, a w zasadzie Artur otrzymał, Korespondentów.PL (Dorota Kowalska, Wojciech Rogacin). 

Powoli finiszuję, ale oczywiście pozostało kilka pozycji do omówienia :)

Od wydawnictwa Muza i jego już dość sporego dziecka Akurat otrzymałam Niechcianych (Yrsa Sigurdardóttir) oraz Swobodną (S.C. Stephens). W zasadzie, całkiem prawdopodobne, że książki znalazły się u mnie dzięki uprzejmości portalu Duże Ka. Ale trudno stwierdzić, bo sama również prosiłam o nie wydawcę :)

Złap mnie (Lisa Gardner) przywędrowało do mnie od Sonii Dragi, Mroczny zakątek (Gillian Flynn) to egzemplarz recenzencki od wydawnictwa Znal LiteraNova, audiobook Zaginiona dziewczyna (Gillian Flynn) otrzymałam od wydawnictwa Burda Książki. Masa o pieniądzach polskiej mafii (Artur Górski, Jarosław Sokołowski) otrzymał Artur od Czytajmy Polskich Autorów oraz wydawnictwa Prószyński. Na sam koniec, choć nie ostatnia, jest najnowsza powieść Agnieszki LIngas-Łoniewskiej, zatytułowana Szukaj mnie wśród lawendy. Zuzanna tom 1. Książka została wydawanych przez Novae Res. Ten akurat egzemplarz, to zakup targowy (jeden z nielicznych książkowych).

I jak, przypadł Wam do gustu mój stosik? Znaleźliście coś dla siebie? Jakieś rady odnośnie harmonogramu czytania? Czekam na komentarze od Was :)

ps. Zauważyliście małe zmiany na blogu? Podobają się?

3 października 2014

Basia i kolory (Basia, Łap kolory)

Basia, Łap kolory
wyd. Egmont
rok: 2012
Ocena: 5/6


Dotarł do nas zestaw dwóch ładnie wydanych książeczek i... pudełka. Misiek natychmiast porwał książeczki i koniecznie chciał, żeby mu je przeczytać przed snem. Tak też się stało. Historie o Basi, która uczyła się wartości pieniędzy w czasie zakupów oraz tańca(?), bardzo się Miśkowi spodobały. Po dokładniejszej analizie okazało się, że są to tylko dwie, z całej serii książek dla dzieci. Twarda oprawa, duże litery i kredowy papier, na którym ładną kreską zwizualizowano treść opowiadania, to zdecydowane atuty historii z życia Basi i jej rodzinki. W treści można znaleźć bardzo współczesne i naturalne słownictwo - takie, jakie na co dzień słyszymy w rozmowach.


A pudełko czekało.


Kilka dni później Misiek zapytał o zawartość pudełka na szafie. No cóż, trzeba sprawdzić, co jest sensem niniejszej recenzji. Uwagę dziecka przykuła przede wszystkim wszędobylska Basia. W końcu to z Nią dzieci będą poznawać kolory. No właśnie... poznawać kolory? Po otwarciu pudełka i rozpakowaniu wszystkich elementów okazało się, że kolorów nie ma zbyt wiele... Zielony, biały, niebieski, żółty... Podstawa, którą de facto każdy przeciętny adresat tej gry już zna. O co więc chodzi? W pierwszej kolejności o dopasowanie par. Par, które z jednej strony są czarno-białe, a dopiero po odkryciu pokazują swoją rzeczywistą kolorystykę. Gra trochę stereotypowo (ale to raczej zaleta, niż wada) uczy, gdzie w przyrodzie można spotkać odpowiednie kolory. Zielone drzewo, czerwony rak, biały bałwanek - to tylko kilka przykładów par obiekt-kolor. W czym tkwi więc siła gry? W strategii.


Pora opisać samą grę. W pudełku znajdziemy 40 kart postaci (po 10 dla gracza), 50 obrazków (białe, czarne, czerwone, zielone, żółte) oraz 12 kart Basi (z piłkami w różnych kolorach: 2x5 kolorów oraz 2 wielokolorowe). Pierwszy wariant gry (prostszy), polega na zdobyciu jak największej liczby obrazków. Gra trwa 10 rund (w tym wariancie nie biorą udziału karty wielokolorowe): karty Basi wyznaczają w każdej rundzie aktywny kolor, w jakim obrazki trzeba „zamawiać” żetonami graczy. Z całej gamy obrazków na stole wyłożonych jest 16 (w kwadracie 4x4) i tylko spośród nich należy wybierać właściwe. Zarezerwowane obrazki (właściwy kolor obrazka i odpowiednia karta postaci), można zabrać do siebie. Gra kończy się po dziesięciu rundach (gdy wyłożona zostanie ostatnia karta Basi z piłką). Pierwsza wersja gry pozwala ćwiczyć przede wszystkim refleks. Szybka rozgrywka (rzadko przekracza 15 minut zapowiedziane na pudełku), pozwala na rozegranie nawet kilkunastu partii w jedno popołudnie. Dolne ograniczenie wiekowe (pięć lat) jest umowne, ponieważ czasami nawet czterolatek poradzi sobie z podstawową rozgrywką. Młodsze dzieci mogą korzystać z obrazków i rozpoznawać dzięki nim zwierzęta, obiekty czy kolory. 
Wersja rozszerzona pozwala na wykorzystanie wszystkich kart Basi z piłką. Oprócz dziesięciu rund standardowych wprowadza ona również dwie rundy specjalne – z wielokolorowymi piłkami. Gracze biorą wtedy po dwa żetony w wybranym przez siebie kolorze i zajmują cały wiersz lub kolumnę (blokując przeciwległe końce żetonami postaci). Gracze zdobywają wszystkie żetony w linii, które są w wybranym przez nich kolorze. Małe urozmaicenie rozgrywki, które czyni ją bardziej nieobliczalną i wydłuża o kolejne kilkanaście minut.




Gramy w kolory? Gramy!


Gra „Basia, Łap kolory” i dwie książki z serii przygód o rezolutnej, ciekawej świata dziewczynce, spodobają się każdemu dziecku, które poznaje świat poprzez literaturę i zabawę. Spodoba się także rodzicom, bo nie ma nic lepszego, niż spędzanie czasu z dziećmi na zabawie i nauce.


Sławek