Pokazywanie postów oznaczonych etykietą foto. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą foto. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 24 lipca 2016

16:47. KY 5: Śpiewające Wzgórza, czyli kamping w Cave City



Jak już kiedyś wspominałam, z kampingami bywa różnie, czyli trochę ruletka albo inny hazard. W zeszły weekend nocowaliśmy w parku stanowym Jubilee College i teren był ładny, choć bez fajerwerków, ale łazienka z prysznicami okropna, jak na obszar rządowy.

Tym razem mieliśmy jednak więcej szczęścia, o wiele więcej. Kamping jest prywatny, troszkę droższy niż w Jubilee ($25 od nocki, bez prądu), ale zupełnie w normie. Zamówiliśmy sobie miejsce już kilka tygodni temu.

W budce z napisem OFFICE przywitał mnie mocno brodziaty dżentelmen o miłym głosie i od razu dało się zauważyć, że atmosfera jest tu powolna, z czasem na wszystkie wymiany how are you itd. Pan przyjął zapłatę, po czym obdarował mnie plikiem papierów. Oprócz standardowej mapki kampingu otrzymaliśmy na przykład kartkę z informacjami o sklepach – od Walmarta po drobne sklepiki amiszów; ze szpitalem, pogotowiem, weterynarze i nawet pet groomingiem, czyli gdyby ktoś miał życzenie uczesać pieska czy przypiłować mu pazdurki.

Na kampingu jest też bardzo przyzwoite wi-fi i to z dwóch antenek, czyli powinno dla wszystkich starczyć. Hasła do niego są wydrukowane na kwitku od zapłaty, więc nietrudno znaleźć.

Najbardziej jednak zdumiała mnie jeszcze jedna kartka z informacją o... kościele. Pan Gospodarz powiedział, że w niedzielę rano ich nie ma, bo idą na nabożeństwo i my też możemy przyjść, gdybyśmy chcieli, serdecznie zapraszają. Nie pójdziemy, bo mamy wykupione zwiedzania jaskini z przewodnikiem, ale pogadaliśmy sobie trochę, co tam kto studiuje, że oni Ewangelię Łukasza, a my Dzieje Apostolskie.

Samo miejsce pod namiot przydzielono nam raczej niewielkie, bo cała posesja jest stosunkowo nieduża. Wszędzie jednak czysto, porządeczek, gdzieniegdzie wianki ze wstążek – ktoś tu chyba ma kraftowe hobby.

No i łazienki z prysznicami też całkiem przyzwoite – nie jest to może szczyt szczytó, ale też czysto i przyjemnie. Ciepła woda, wszystkie potrzeby przewidziane i zaopatrzone – i jest gdzie porozwieszać to, co się do łazienki przywlecze, i położyć na półeczkach też.

Sąsiadów mamy dwójkę, a właściwie czwórkę, jeśli doliczyć dwa wielkie, ale bardzo grzeczne psy. Myśleliśmy, że przyjechała z nimi sama pani, bo ambitnie sprowadziła drewno i dmuchała w ogień (dziwiliśmy się tylko, że namiot ma taki wielki, a garnków i kondymentów nawiozła ze trzy razy więcej niż my). Drugiego dnia rano wynurzył się jednak z zielonej budki zaspany brodacz, w sporej części pokryty tatuażami. Może też był na wycieczce w Jim Beamie, tylko więcej zdegustował i musiał odespać.

sobota, 26 grudnia 2015

15:67. nowa świecka tradycja, czyli świąteczna wycieczka do Chicago


Najwyraźniej ukształtowała nam się przysłowiowa nowa świecka tradycja w postaci świątecznych wycieczek do Chicago. Czasem skaczemy tam na moment jedynie, jeśli jest przeraźliwie zimno; czasem bardzo wcześnie rano, żeby zaparkować gdzieś na darmowym (bo parkingi w Chi kroją chyba bardziej niż gdziekolwiek indziej w tym kraju: wczoraj za 40 minut daliśmy 5 dolarów). 

A tym razem pojechaliśmy leniwie, bo wśród moich małych codziennych marzeń na pierwszym miejscu stoi niespieszenie się przez dzień albo dwa. Od powrotu z Polski 1 grudnia cały czas właściwie wisi nade mną pokaźna lista rzeczy do zrobienia i co wykreślę jakiś punkt, wpada następny.

Wyturlaliśmy się więc dopiero po dziewiątej, zatrzymaliśmy pod Instytutem Sztuki i poszliśmy do Fasolki. Nie my jedni! Ale chicagowskie downtown jest chyba sporą atrakcją, sądząc po rejestracjach zaparkowanych w okolicy aut z wielu stanów, i to wcale nie sąsiednich. 


Pozdrawiamy z krzywego zwierciadła!


Widok pod spodem jest dość dziwaczny.


Obok Fasolki jak co roku urządzono lodowisko.


Sunęła po nim również pani w takim rynsztunku - jeśli ona potrafi, to każdy potrafi :)


Kawałek dalej pojawiła się z kolei nowa rzeźba (bo Millennium Park to również swego rodzaju galeria pod chmurką).


A tu myśleliśmy, że właśnie dokończono świeży wieżowiec, ten niebiesi na środku - potem jednak okazało się, że to Legacy Tower, obecna w tym miejscu już od 2009 r.! Trochęśmy się zagapili najwyraźniej. (Polecam przy okazji pooglądanie galerii wnętrz i widoków.)


A potem pojechaliśmy do palmiarni w Garfield Park Conservatory i było to bardzo piękne... zdjęć tyle, że ciężko wybrać kilka i nie zanudzić Czytelnika :)

C.D.N.