Pokazywanie postów oznaczonych etykietą tagi. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą tagi. Pokaż wszystkie posty

piątek, 4 kwietnia 2014

1427. po wyprawie

Dawno już nie było tak wielkiej dziury w zapiskach - a z wyprawy powróciliśmy już ho-ho temu. Nie ogarniam jednak tego wszystkiego, a im starsza jestem, tym bardziej nie ogarniam (a nie powinno przypadkiem być odwrotnie?) Tyle rzeczy by można wiedzieć, grzebać, czytać... Zapisałam się na darmową edukację z uniwersytetu w Tel-Awiwie o tym, jak wyłaniał się dzisiejszy Bliski Wschód i z jednej strony nie jest to wiele, jakieś półtorej godzinki wykładu do przesłuchania tygodniowo (w zgrabnych odcinkach), ale też robię sobie notatki, doczytuję w wiki itp.,  więc idzie powoli. Frajdę z tego mam jednak nielichą, szczególnie przypominając sobie porównawczo wymuszoną naukę historii w szkole czy nawet na studiach. Poza tym teraz dużo rzeczy się wiąże i generalnie uczenie się nowych rzeczy jest łatwiejsze.

To tak, jak z językiem - w kilka godzin jestem w stanie wciągnąć dość sporo hiszpańskich słówek, bo przyczepiają się do już istniejących - angielskich czy francuskich, albo gdzieś tam nawet do łaciny. Słówek hebrajskich weszłoby pewnie z dziesięć razy mniej, bo nie mają się na czym opierać, to wyciupywanie całkiem świeżego chodnika w mózgowym kamieniołomie.

Szybkie wciąganie hiszpańskich słówek w samolocie się przydało, bo w Kostaryce jest masa bardzo miłych ludzi, którzy ni w ząb nie znają angielskiego. To było jedno z większych zaskoczeń na wyprawie. Spodziewałam się, że ponieważ jeździ tam ponoć "mnóstwo Amerykanów", to i Kostaryka się dostosowała i nauczyła angielskiego. Nie wiem jednak, gdzie by owe mnóstwo Amerykanów było - możliwe, że siedzą po kurortach i tam też łatwiej się dogadać. Górale sprzedający queso ani pani z przydrożnego straganu z fruterią i verdulerią nie zawracają sobie głowy przystosowywaniem się do turystów.

Niemniej jednak udało nam się niejeden raz dopytać po hiszpańsku o drogę, zainstalować na noclegach, zamówić jedzenie w knajpkach, zwiedzić parki narodowe, kupić znaczki na poczcie (to dopiero była przygoda!), wymienić pieniądze w banku, dopytać o płacenie w dolarach w rozmaitych miejscach i o godziny otwarcia, zatankować, pozyskać kwitki na parking, nabyć owoce rozmaite... A za każdym razem, kiedy okazywało się, że osoba mówi choć troche po angielsku, odczuwałam wielką wdzięczność :)

Uważam jednak, że przy podróży do obcego kraju wypada choć troszkę zapoznać się w miarę możliwości i czasu z jego językiem, a nie oczekiwać, że to ów kraj nauczy się z nami dogadywać.

=======

Trochę wbrew zdrowemu rozsądkowi zabrałam się dziś rano za mały krafcik - jest bowiem wiele pożyteczniejszych i potrzebniejszych zajęć... niemniej jednak mała kraftoterapia się przyda, poza tym rzuciłyśmy sobie wyzwanie z Mrouh, którą również świerzbią palce, poza tym wkrótce nadchodzi cały rządek okazji, na które będę potrzebowała kartki, poza tym trafia się... możliwość udzielania krafto-lekcji, więc trzeba odmrozić umiejętności.

Takoż i na biurku w kraftowni pojawił się mały bałaganik, a z niego wykluwa się drobiazg, tag/zakładka:



piątek, 9 listopada 2012

1234. budujemy nowy dom...

...przypomniała mi się ta piosenka, choć ni do końca się sprawdza, bo okazja, na którą robiłam karteluszki, to zwykła przeprowadzka, a nie wielkie budowanie czegoś od podstaw.


Z radością zastosowałam dwa stempelki siedzące już od jakiegoś czasu w poczekalni.


Z innych wiadomości - w ciągu ostatnich kilku dni zrobiłam 45 torebeczek - chybam sobie jeszcze nigdy w życiu takiego maratonu nie zapodała :) Tu jest ich więcej, bo miałam jeszcze conieco z poprzedniego kiermaszu, tak że w sumie mam 70 (10 jeszcze w osobnym pudełku).


No i jeszcze maraton przywieszkowo-wizytówkowy... recyklinguje się karton ze starych kartek świątecznych, które na zakładzie miano wyrzucać, ale przecież tyle tam jest fajnej powierzchni!


Tak, że na dzisiejszy wieczór zostało właśnie skończenie tagów, napieczątkowanie na torebki, wklejenie tekstów do eksplodujących pudełek i ogólne spakowanie. Na jutro nie ma co liczyć, bo trzeba wyjechać o siódmej, wszak udaję się w nieznane i dość daleko.

czwartek, 22 grudnia 2011

1057. dzień drobnych misji

Dziś czeka mnie sterta małych czynności - zaczęłam od... rozprostowania gałązek na choince, ustrojonej już parę tygodni temu przez Dziadka z Wnuczką. Małe sprzątania, wyprawa do biblioteki, zakupy tycie, składanie prania, takie tam. Jedna większa - pieczenie ciasteczek, co też znalazło odbicie w dzisiejszym tagu. I mam całą kolejną rozkładówkę!


16 - przyszła paczka z PL
17 - piekłam serniki z limonkami i czarnymi ciasteczkami
18 - kończenie kartek-domków
19 - rozdawnictwo kartek w pracy, pakowanych z niebieskimi wstążeczkami
20 - wizyta audytora Larry'ego
21 - wyprawa do Hobby Lobby po ramkę na Sztukę z Alaski (nie minęło półtora roku, a już...)
22 - przyszło nowe wydanie Cloth Paper Scissors
23 - snickerdoodles!



W muzeum dziś kolejna błyszcząca kartka - taka sobie białoperłowa, z wytłoczeniami. Prosta, skromna, a jest się w co zapatrzyć.



Kartka druga (to by było za wczoraj :) jest całkiem niezwykła w dotyku, bo wydrukowana na jakimś takim zamszowym papierze. Po pierwsze się więc maca i prawie że wącha :) Po drugie - trzeba ją odsunąć trochę od nosa, żeby zobaczyć, że stoi na niej rządek brzóz, bo z bliska może to wyglądać na jakieś abstrakcyjne plamy.


Po trzecie zaś - patrzymy pod światło, żeby przeanalizować dodatek srebrzystej folii w zagłębieniach oraz jej kontrast z wspomnianym zamszem.


Ta ciekawa poligraficznie kartka przyszła daaaawno temu do pewnej redaktorki, która już u nas od paru lat nie pracuje. Z odwrotu dowiadujemy się, że przysłała ją firma FiberMark, specjalizująca się właśnie w niecodziennych materiałach drukarskich, a zamsz nazywa się Senzo.


A żeby dzień wśród domowego kurodomostwa nie wypadł nazbyt przygnębiająco - kitek świąteczny! (Niniejszym muzeum jest na bieżąco :D) Nie jest to nawet prawdziwa kartka, tylko reklamka producenta kartek, z całą listą ofert na odwrocie - ale przecież takiego obrazka nie można wyrzucić! 

piątek, 16 grudnia 2011

1053. bordowo, tagowo

Wczorajszy dzień zakończył drugą grudniową tago-rozkładówkę w art journalu. Jakoś mi wszystko na bordowo wyszło, czyżbym się jakoś podświadomie zainspirowała tłem?


8 - próbka serii bombkowych kartek
9 - pierwszy śnieg
10 - wysyłka magazynów w drukarni + lunch głównie z seniorami
11 - koncert świąteczny w Chicago
12 - próbka kartek z koronkami
13 - instalacja gałęzi... perypetie z pianką florystyczną
14 - śniadanie  Egg Harbor Cafe w pracy
15 - Dzień Produktu w pracy, czyli rozdawnictwo kosmetyków


Przez kraftostół przelatuje ostatnia seria kartek - praktycznie każda trochę inna, ale schemat ten sam. Na razie naciupałam sobie baz.


Jutro zaś będę się zajmować sałatkami i sernikami - zobaczymy jak to pójdzie. W planie jest sernik czekoladowy z czarnymi ciastkami oreo oraz sernik zielonkawy, limonkowy. Oba eksperymentalne, jak na mnie - dość ambitne :)


Na koniec tygodnia w muzeum wrzucamy wesołą kartkę zimową - misie słuchają I-coda (gra słów z I-podem, oczywiście, cod to dorsz :)


piątek, 9 grudnia 2011

1049. wysyp gwiazdkobaniek

Dziś rano skończyłam kleić ostatnią część zamówienia od kobietki z pracy. Wczoraj zaczęłam tę serię od testowego taga:


A potem się posypało:




Zdjęcie stadne:


Gwoli porządku zamieścić jeszcze należy rodzinną fotkę poprzedniej serii, wczoraj dokończonej wykropkowaniem:


Znienacka moim najlepszym kumplem stała się buteleczka z Glossy Accents - można kropkować, wypełniać, akcentować... a nawet cały kształt pociągnąć jak szkiełkiem.



W muzeum miała być dziś inna kartka, ale ponieważ rano sypnęło pierwszym śniegiem...


...nastąpiła zmiana planów i obrazek dziś znów śnieżysty i mroźny...


...ozdobiony niewielką ilością błyszczydła, w sam raz:

środa, 7 grudnia 2011

1047. ładny pasztet

N Craftypantkach prace kumulacyjno-opakowaniowe prezentują dziś kombatantki. Moje dzieło wzięło swój początek w Pasztecie Wiejskim Firmowym, który musieliśmy pędem zjadać, żebym pozyskała pudełko w celach kraftowych. Pomalowałam je najpierw gesso, a potem akrylówkami - białoperłową i błękitną. Miały być jeszcze przecierki papierem ściernym, ale się nie udały, bo farba schodzi zwitkami, zamiast prezentować srebrny metal spod spodu.


Przykrywkę wymodziłam sama z kartonu - dawno już nic okrągłego nie konstruowałam, więc wyszło mi ciut krzywawo. Na to poszło znowu gesso i akrylówki, a na samym wierzchu kółko z papieru kredowego barwionego kremem do golenia i barwnikami spożywczymi. Do tego puchata śnieżynka, takoż z kremu i kleju białego. Do tego ozdóbstwa i błyszczydła skrapowe - brokaty, farbka 3d, embossing na gorąco, dziurkacz Marthy S.


No i mam nadzieję, że wyszedł mi z tego w miarę ładny pasztet :)

Obecnie zaś przez kraftostół przelatuje kolejna partia kartek świątecznych - na razie prefabrykaty, czyli obrazunie sporządzone za pomocą embossingu na gorąco i akwarelek.


Testową odbitkę zrobiłam na tagu do grudniowej kolekcji - z radością stwierdzam, że pierwsza rozkładówka się już zapełniła :) Daleko tym moim tagoszczakom do dzieł Tima H., który w swoich procesach nie schodzi poniżej 30 kroków, ale co tam, grunt, że powstają.



1 - papiery używane w kartkach świątecznych
2 - werset z rozważań przypowieści Salomona
3 - wizyta w kraftosklepie z wykorzystaniem kuponu zniżkowego
4 - ciasteczka spękane - cappuccino crinkles
5 - tworzenie puszki na wyzwanie Craftypantek
6 - finisz tłumaczenia kościółkowego kalendarza
7 - kolekcja kartek embossingowo-akwarelowych


A w muzeum dzisiaj znowu zaspy, tylko że z piasku, więc raczej wydmy. Karteluszka niewielka, na najzwyklejszym kartonie lekko błyszczącym, ćwiartka A4, i nic o niej nie wiem, bo ktoś mi ją przekazał do przeróbki, utargawszy wcześniej tylną część (w ramach ochrony danych osobowych, hehe). Stąd ten brzydki brzeg po lewej. Niezmiernie podoba mi się jednak ta ilustracja i chętnie bym ją jakoś twórczo zmałpowała na moje własne kartki :)


wtorek, 6 grudnia 2011

1046. śniegu jeszcze nie ma...

...ale święta, oczywiście, coraz bliżej. Craftypantki w ramach przygotowań zapraszają dziś na Wielką Premierę prac naszych Świeżynek - pakujemy mianowicie prezenty świąteczne, korzystając z materiałów i technik przedstawianych od stycznia bieżącego roku. Można sobie wybrać jedną, ale zachęcamy serdecznie do kumulacji! Dla ułatwienia sporządziłyśmy album z kolażami - pamiętnik prac stworzonych w ciągu ostatnich 11 miesięcy.

Kombatantki wypowiedzą się na ten sam temat jutro, a u mnie dziś w ramach zapowiedzi tag z resztek powstałych przy tworzeniu mojego opakowania... i chyba na dodatek nie jest jeszcze skończony, bo widzę, że zapomniałam dorobić krechę przy Ł! No i nie ma cyferki. Ale tak to jest, jak się tworzy bladym świtem po bardzo krótkiej nocy.



Śnieg za to zawitał znów do kartkowego muzeum. Dziś pasiemy oczy Sztuką przez duże S, a mianowicie obrazem samego Claude'a Moneta pod tytułem "Pociąg w śniegu". To jeden z moich ulubionych malarzy, o ile nawet nie NAJ. Cieszę się, że od czasu do czasu możemy wsadzić nos do Instytutu Sztuki i pooglądać jego oryginały - toż to jak dziury w ścianach, przez które zagląda się do całkiem innego świata (często w oczobipnych kolorach, co oczywiście raduje moje serce :)


Dodaję jeszcze bonus oznajmiając, że dotarli już do nas pierwsi Trzej Mędrcy. Trochę się pospieszyli, ale to nic nie szkodzi - dołączają w ten sposób do mojej małej kolekcji mędrcowych kartek :)

piątek, 2 grudnia 2011

1042. grudniownik raz

Dzielna jestem i mam już trzy tagi... czyli jeszcze tylko dwadzieścia dziewięć zostało. Widać już nieco lepiej, jak się to będzie prezentowało na stronie.

Pierwszy tag wstępny jest ze starej koperty; drugi przedstawia ścinki świątecznych papierów, jakie właśnie mam na kraftostole, a trzeci (zupełnie bez związku ze świętami) upamiętnia wczorajsze studium Przypowieści Salomona.





W muzeum dzisiaj znowu zaspy, ale miasto wody lśnią srebrzyste drzewa. Kartka jest politycznie poprawna, bo "Merry Christmas" zastąpiono na niej "Season's Greetings", więc co się komu podoba, to sobie może podciągnąć. Zwykle nie jestem zwolenniczką masowych błyszczydeł, ale święta stanowią wyjątek :) Tęczowo srebrzyste drzewa fajnie się komponują z embossingowym śniegiem.

Kartka przyszła do redakcji w pakiecie reklamowym od firmy produkującej takie właśnie korporacyjnie neutralne życzenia; w środku jest napis "tu wydrukujemy twoje przesłanie", czyli raczej mało świątecznie, ale i tak pozwoliłam sobie eksponat przechwycić do kolekcji.


środa, 30 listopada 2011

1040. nowe strony

Kolejna strona z ostatnich dwóch tygodni... chyba dlatego, że nie mogłam się w żaden sposób pozbyć tego zdjęcia w tle, bardzo intensywnego pod względem kolorów i ogólnego zagracenia. Takoż i dopisał się, wspomnieniowo z czasów studiów w Krakowie, wierszyk o Xanadu (jakżeż ja lubię to słowo :), a do tego naprzylepiało się ścinków różnych i powstała taka oto wirująca rozkładówka:


Skąd ten rower? - zapytałby ktoś.
A czemu nie? - odpowiadam... i uśmiechałabym się przy tym pod wąsem, ale wąsa nie ma, więc raczej pod nosem, ale to brzmi o wiele mniej szlachetnie. Takie to strony, prowokujące do bujania w obłokach.


A w związku ze świętami, podczas klejenia kolejnych kartek (utajnionych :) pomyślałam sobie, że może spróbowałabym tym razem podpiąć się pod grudniowniki, choć w minimalnej wersji - tagowej. Zrobiłam sobie 8 stron w art journalu, na każdą z nich zmieszczą się 4 chude tagi... i zobaczymy, na ile mi starczy zapału. Oto tag wstępny, przy którym odkryłam, że żółty klajster z brokatem znakomicie nadaje się do rozświetlania okien na obrazkach:



Dzisiejsza kartka niekoniecznie wygląda na świąteczną, ale wewnątrz ma wdrukowane fabrycznie życzenia na tę porę roku. Dostaliśmy ją w redakcji od firmy wspomagającej nas w organizowaniu targów.


Baaardzo mi się podoba ten wzorek - gdzieś pomiędzy mozaiką a witrażem, kolorowy, śliczny i symetryczny.