Pokazywanie postów oznaczonych etykietą MAG. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą MAG. Pokaż wszystkie posty

piątek, 18 listopada 2016

Hyperion - Dan Simmons


Dan Simmons, znany między innymi z fenomenalnego Drooda , to twórca, po którego książki sięgam, mimo że science-fiction jest jednym z gatunków, które czytam z najmniejszym apetytem.

Hyperion stanowi wznowienie powieści, która ukazała się w Polsce po raz pierwszy w latach 90., i otwierający cykl, którego klasyfikacji gatunkowej niewielu chciałoby się podjąć – Simmons bowiem wymyka się sztywnym granicom, lawirując między gatunkami i tworząc nową jakość.

Świat Simmonsa, to świat odległej przyszłości, istniejący już po zagładzie Starej Ziemi, na której życie było niemożliwe.. W miejsce tego, co minione, pojawiło się kilkaset nowych planet, skolonizowanych przez ludzi na nowo tworzących rzeczywistość – religie, bóstwa, prawa i pragnienia. Zarysowane uniwersum to zasiedlona jak dotąd Hegemonia, WszechJedność i TechnoCentrum, którym grozi atak ze strony Intruzów.

Powieść ta, to wielopoziomowa, schodkowa historia, skupiona wokół tytułowej planety, na którą w obliczu nieuchronnie zbliżającej się międzygalaktycznej wojny zmierzają pielgrzymi. Wśród nich znajduje się Uczony, Poeta, Kapłan, Żołnierz, Kapitan, Detektyw i Konsul. Celem ich peregrynacji jest odnalezienie mitycznych grobowców, w których czai się Dzierzba (czy też Chyżwar, Awatar lub Władca Bólu), istota zdolna zapobiec niechybnej zagładzie. Cena jest jednak wysoka: każdy z pielgrzymów może przedstawić jedną swoją prośbę, z zastrzeżeniem, że wysłuchana zostanie tylko jedna z nich. Ci, którzy wypowiedzieli pozostałe życzenia, pozbawieni zostaną życia.  

Simmons dla swoich czytelników nie ma litości – nie oszczędza ich, lecz wierząc w odbiorcę idealnego, szarżuje terminologią i wprowadza na karty powieści wielość wydarzeń oraz opisów. Znakomita część powieści to historie opowiedziane przez pielgrzymów i to one nadają całości ostatecznego kształtu, czyniąc Hyperiona wyjątkowym. 

Kolejny doskonały tekst Autora, gruntujący jego pozycję i potwierdzający niebywały talent i erudycję. 


czwartek, 17 listopada 2016

Czerwony rycerz - Miles Cameron 🐉



Jeśli dotąd na słowo „rycerz” w Twojej głowie roiło się jedynie od skojarzeń pozytywnych, takich jak szarmanckość, poświęcenie czy honor; będziesz zmuszony na chwilę przeprogramować myślenie i skoncentrować się na czymś innym: na ogromnym znaczeniu przypadkowości, ale też szczęścia, które niewątpliwie stały się udziałem bohaterów Czerwonego rycerza.

Miles Cameron utkał wielowątkową powieść osadzoną w rzeczywistości średniowiecza, kiedy to najważniejszą i najszerzej wyznawaną religię stanowiło chrześcijaństwo. Jego wpływy były ogromne, a potrzeby wielkie.

Gdy pewien chrześcijański klasztor zaczynają nękać ataki ze strony nieznanego przeciwnika, stacjonujące w  nim siostry zakonne wynajmują bandę najemników, mających ich bronić, a ci bez oporów decydują się na pomoc  - zapłata bowiem jest więcej niż godziwa. Okazuje się, że obawy sióstr nie były bezpodstawne, a zakonu nie atakują pospolite rzezimieszki, lecz istoty pochodzące z  przeklętej przez Boga Dziczy, a więc bogliny, elfy i inne istoty doskonale zarysowane i oddane, podobnie zresztą jak świat, z którego przybywają.

Kapitanem najemników jest tytułowy Czerwony Rycerz – postać tyleż tajemnicza, co intrygująca. Młody, choć wprawiony w walce mężczyzna, którego historia, ukazana na tle pozostałych barwnie zarysowanych postaci, stanowi najmocniejszą stronę powieści. Powieści – trzeba dodać – tak obfitującej w szczegóły, że przy pierwszej lekturze z pewnością nie uda się całościowo świata przedstawionego objąć. Autorska wyobraźnia jest nieskrępowana, tak jak i jego język.

W Czerwonym rycerzu wiele jest brutalności, krew płynie strugami, a batalistyczne sceny oddane są z taką drobiazgowością, że co delikatniejszy czytelnik może być zmuszony do przeskoczenia kilku stron, mimo że konsekwencją podobnego gestu może być utrata wielu drobiazgów, które pojawiają się po drodze, a które są istotne dla przebiegu akcji. Tym bardziej, że wielowątkowość powieści wzbudza zdumienie i podziw – autorowi mimo wyjątkowego namnożenia wątków udaje się zachować spójność całości, a co więcej – wciągnąć czytelnika na tyle, że nie zauważa on upływającego przy lekturze czasu i z łatwością wiąże on ze sobą kolejne fragmenty tej kapitalnej układanki.

Wspaniały początek serii, do której z  całą pewnością będziecie po wielokroć wracać, i którą polecać będziecie każdemu miłośnikowi gatunku.



środa, 9 listopada 2016

Skrzydła ognia. Smocze proroctwo - Tui T. Sutherland


Skrzydła ognia. Smocze proroctwo Tui T. Sutherland to pierwszy tom serii Skrzydła ognia, która przenosi nas w uniwersum smoków.

Łupek wraz z  grupą czterech przyjaciół dorastał w całkowitej izolacji pod górą, gdzie został wychowany w tajemnicy przez Szpony Pokoju, dążące do załagodzenia panujących konfliktów, po to, by wypełnić dawne proroctwo. Według przepowiedni piątka małych smocząt zrodzonych ściśle określonego dnia, będzie miała moc zakończyć wojnę toczoną między plemionami Pyrri. Niektórym byłoby to bardzo to nie w smak, w związku z czym zrobią oni wszystko, by do tego nie dopuścić, nawet za cenę rozniecenia nowego, groźniejszego konfliktu. Gdy gra toczy się o władzę, nie można spoczywać na laurach, o czym wiedzą plemienni władcy. Tym bardziej, że smocze proroctwo jest mało precyzyjne i w żaden sposób nie zdradza jak młode pokolenie miałoby zażegnać panującą od lat wojnę - trzeba być przygotowanym na każdą ewentualność.

Smoczęta zniecierpliwione ciągłą izolacją, nad własne bezpieczeństwo stawiają sprawy ważniejsze – pewnego razu uciekają, by odnaleźć swoje prawdziwe rodziny i dowiedzieć się czemu zostały przeznaczone. Niechybnie wpadają jednak w sidła wroga, rozpoczynając walkę o zwycięstwo lub przegraną.

Smocze proroctwo to banalna, nieco naiwna historia opowiedziana prostym językiem, dedykowana zdecydowanie młodszemu czytelnikowi, który zasmakował w magicznych krainach oraz istotach i ma ochotę na dalsze zgłębianie tematu. Mimo że książka niewolna jest od naprawdę brutalnych scen i opisów, dla dorosłego jest już niestety zbyt infantylnie i prostodusznie. Świat przedstawiony zarysowany jest z wielką dbałością, choć oczywiście o oryginalności nie może być mowy. Przejrzystość języka sprawia, że książka ta staje się przygodą na góra dwie godzinki, co może zachęcić młodego czytelnika do eksplorowania smoczego świata i czerpania przyjemności z lektury, dla starszego może być jednak zbyt krótką lekturą. 

Z  pewnością wczesna młodzież w powieści się rozsmakuje i sięgnie po kolejne tomy. Starsi jednak mogą być nieco zawiedzeni.


Polecam zatem młodszym, dorośli z pewnością znajdą coś bardziej zadowalającego o podobnej tematyce.

wtorek, 22 lipca 2014

Amerykańscy bogowie - Neil Gaiman




Amerykańscy bogowie to według wielu najlepsza powieść w dorobku Neila Gaimana. Nie bez odpowiedzi pozostają także światowe – tytuł książki roku zyskała ona między innymi dzięki czytelnikom Locusa.

Czym jednak są Amerykańscy bogowie? Oto Cień, który minione trzy lata spędził w więzieniu za napad z  pobiciem, którego się dopuścił, ma właśnie po odsiedzeniu połowy wyroku wyjść na wolność. Ma to być dla niego szansą od losu na odbudowanie swojego życia – nadwątlonych relacji z żoną, a także okazją do podjęcia uczciwej pracy zarobkowej. Gdy jednak utęskniony termin się zbliża, bohater zaczyna się coraz bardziej niepokoić, jakby przeczuwając, że stanie się coś złego. I faktycznie – dwa dni przed jego wyjściem, w wypadku samochodowym ginie jego żona oraz prowadzący samochód jego przyjaciel. Okoliczności zajścia są co najmniej niejednoznaczne i tajemnicze – Cień podejrzewa partnerkę o zdradę, samemu zatracając się w smutku i marazmie.

Jakby w jego życiu mało było przewrotów, po powrocie do domu zastaje w nim pana Wednesdeya – mężczyznę twierdzącego, że jest uchodźcą wojennym oraz…byłym bogiem i królem Ameryki. Proponuje on mu zatrudnienie, którego zasady brzmią nieco enigmatycznie, jednak są niewątpliwą szansą na zmianę.

Cień decyduje się wyruszyć wraz z nim w podróż wiodącą szlakiem morderstw dokonywanych każdej zimy w amerykańskim miasteczku. Ich wędrówka okaże się fascynującą przygodą, w której co rusz pojawiać będą się bogowie, bóstwa i duchy wszelkich mitologii: na słowiańskiej poczynając, a na egipskiej kończąc.

Bogowie Gaimana istnieją dzięki wierzącym w nich ludziom. Do Ameryki przybyli w ich sercach, jednak szybko okazało się, że współczesna Ameryka niewiele ma wspólnego z  ich wyobrażeniami. Wiara przestaje mieć znaczenie, bo obiektami kultu stało się coś innego: przede wszystkim mamona. Istnienie amerykańskich bogów jest zagrożone – gdy ludzie zapomną o nich całkowicie – bóstwa zginą.  By zapobiec zagładzie starych bogów, trzeba jak najprędzej doprowadzić do wojny między nimi, a ich następcami…


Świetna lektura, z której zadowolony będzie każdy – nie tylko miłośnik fantasy, ale także uważny uczestnik współczesności, któremu leży na sercu przyszłość ludzkości. Refleksji bowiem wcale tutaj nie zabraknie. 

Polecam.




środa, 4 grudnia 2013

Kłamstwa Locke’a Lamory – Scott Lynch


Tytuł: Kłamstwa Locke'a Lamory
Autor: Scott Lynch
Wydawnictwo: MAG
ISBN: 9788374803946
Ilość stron: 556
Cena: 39 zł

Są takie cykle książek, co do których jeszcze przed lekturą nie ma się wątpliwości, że będą wyjątkowe. Nie inaczej było z serią poświęconą Locke’owi Lamorze, który zawładnął mną już od pierwszych przeczytanych stronic, zapewniając dni po brzegi wypełnione ciągiem przygód tak nietuzinkowych, że nawet jesienna chandra nie dała sobie z nimi rady, ponosząc sromotną klęskę w boju z literaturą i autorską wyobraźnią.

Locke to szef gangu Niecnych Dżentelmenów [co za cudowna nazwa!], działającego w mieście Camorra – tym silniej wyjątkowym, że przywodzącym na myśl Wenecję.
Nazywany jest Cierniem Camorry, a legendy towarzyszące jego działaniom zdają się nie mieć końca. Jedni widzą w nim bohatera i obrońcę biednych, własnego Robin Hooda, podczas gdy reszta kpi z podobnych opinii.
On sam, choć rzeczywiście owym Cierniem jest, mógłby rozczarować i jednych, i drugich. Bronią włada kiepsko, za to perfekcyjnie oszukuje. Okrada bogatych a biednym nie daje, zawłaszczając wszystko dla siebie i swojej grupy, zadając tym samym kłam legendom na swój temat.
Jego gang nie specjalizuje się w tradycyjnie rozumianych grabieżach. Jako łupieżcy mają znacznie wyższe aspiracje – nie trudnią się drobnymi kradzieżami, lecz oszustwami na wielką skalę. Okradają wysoką arystokrację, bo tylko ona posiada interesujące ich środki – reszta to tylko właściciele marnych groszy. Ich życie płynie mlekiem i miodem, do czasu gdy w małe imperium przestępcze wkracza niejaki Szary Król, krzyżujący im szyki i pokazując, jak wielką siłą napędową może być pragnienie zemsty.
Jego pojawienie się grozi rozdarciem przestępczego półświatka, zwiastuje widmo nikomu niepotrzebnej wojny i całkowitego zaburzenia własnej przestrzeni bezpieczeństwa. Locke i jego współtowarzysze zostaną poddani najwyższej próbie lojalności, w której stawką będzie ich życie.
Obok serii Lyncha, otwartej tak świetnym tomem, nie sposób przejść obojętnie.
Sportretowane przez niego postaci to prawdziwa plejada osobliwości, zarysowana z wielką dbałością o detale. Locke to postać nietuzinkowa, nadająca powieści kolorytu. Cwaniak, który bez swoich przyjaciół łotrów niewiele by zdziałał – jego wygląd bowiem daleki był od wyobrażeń mieszkańców Camorry – w wątłym Lamorym na pewno nie ujrzeliby oni legendarnego Ciernia. Jego gang to zespół indywiduów z różnymi doświadczeniami i motywacjami. Ich portretowaniu poświęcił Lynch sporo miejsca, czyniąc ich niebywale wiarygodnymi. Choć prawdopodobnie nie chcielibyśmy ich spotkać w ciemnej uliczce, na kartach książki są ulubieńcami.

Smaczku powieści nadaje jej język: soczysty, potoczysty, mięsisty, żywy, miejscami [zwłaszcza w partiach dialogowych] humorystyczny. Język doskonale oddaje realia półświatka przestępczego: nieobce mu są wulgaryzmy, te jednak nie są zbyt nachalne i bulwersujące. Lynch wykazał się doskonałym wyczuciem jeśli idzie o znalezienie złotego środka w tej mierze.  Ponadto niezwykle cennym elementem ksiązki jest sposób jej podzielenia – rozdziały dotyczące akcji właściwej przeplatane są z fragmentami, poświęconymi przeszłości Niecnych Dżentelmenów, odsłaniającymi wydarzenia, które w jakiś sposób wpływają na teraźniejszość i konstytuują poszczególnych członków grupy.

Nie sposób uwierzyć, że to debiut! Powieść tę czyta się rewelacyjnie, czując pracę autorską w nią włożoną i należycie ją doceniając.

Ogromnie polecam!

środa, 16 października 2013

Jonathan Strange i Pan Norrell - Susanna Clarke


Tytuł: Jonathan Strange i Pan Norrell
Autor: Susanna Clarke
Wydawnictwo: MAG
ISBN: 9788374802772
Cena: 59 zł
Ilość stron: 780


Seria Uczta Wyobraźni, to dla mnie gwarancja literatury fantastycznej, przy której spędzę naprawdę dobry czas. Sięgam po nią bez namysłu, wielokrotnie bowiem zostałam zaskoczona fenomenalnymi pomysłami twórców, których publikacje ukazują się w ramach tejże.

Sutanna Clarke przenosi nas do Europy w początkach XIX wieku, gdzie Napoleon zaprowadza nowy porządek.
W tym samym czasie, w Anglii, w każdą trzecią środę miesiąca, gromadzą się adepci magii, którzy nie tyle ją praktykują, ile zapamiętale studiują poświęcone jej księgi.
Dochodzą ich jednak słuchy o tajemniczym Gilbercie Norrellu, który jako jeden z nielicznych zajmuje się magią w praktyce, a oprócz tego jest posiadaczem imponującego księgozbioru wypełnionego magicznymi księgami. Zaniepokojeni dżentelmeni decydują się na spotkanie z owym magiem, co okazuje się pomysłem zupełnie nietrafionym. Podstępny Norrell zdobywa bowiem tytuł jedynego maga królestwa i wraz z przyjacielem, niejakim Jonathanem Strangem doprowadza do odrodzenia tajemnej sztuki magii. Wieść o potędze Norrella zatacza coraz szersze kręgi i szybko bohater zostaje zobligowani do wsparcia Anglii w walce przeciwko Napoleonowi. Magia ma jej zapewnić pewne zwycięstwo.

Mimo że początkowo nie jest on traktowany poważnie, do jego rozgłosu przyczynia się przywrócenie do życia narzeczonej sir Waltera Pole’a. Wydarzenie to staje się przełomowym dla maga rządnego sławy i uznania oraz respektu.

Współpraca Norrella i Strange’a początkowo układa się pomyślnie, szybko jednak dochodzi do komplikacji, na skutek których ten drugi postanawia odłączyć się od swojego mistrza i działać na własną rękę. Norrell nie pozostawia sprawy bez odwetu – knuje przeciwko Strange’owi, chcąc dowieść, że jedynie on jest w mocy parać się prawdziwą magią.

Czytelnicy mają okazję śledzić losy tych dwu barwnych postaci, a wielowątkowość fabuły będzie jedynie podkreślać złożoność spraw magicznych. Losy tej dwójki składają się na powieść niebywale rozbudowaną, rozrastającą się w nieprzewidzianych kierunkach.  Clarke obdarowuje swojego czytelnika historią tyleż długą, co frapującą. Każdy epizod urasta tutaj do rangi osobnej historii o wielkim znaczeniu, czyniąc opowieść arcyciekawą.

Zachwyciła mnie drobiazgowość Clarke i jej pieczołowitość w dbaniu o szczegóły. To one w dużej mierze decydują o oryginalności tej powieści i jej wielkiej sile oddziaływania.

Co wydaje się może nieco niewiarygodne – te wszelkie drobiazgi i błahostki okazują się ważne i konieczne, na co dowód otrzymamy w zwieńczeniu powieści.
Choć jest to powieść fantastyczna, nie brakuje w nie odwołań do wydarzeń historycznych, licznie opisywanych na kartach tej obszernej książki. To taka nieco posępna, nieco tajemnicza, baśniowa opowieść, wobec której nikt nie pozostanie obojętny. Niezwykle ważnym elementem są  w niej liczne przypisy.
Co zwraca uwagę to pietyzm z jakim pisarka oddała różnice charakterologiczne postaci.
Za sprawą tej powieści powołała ona do życia całą plejadę barwnych osobowości, stanowiących ogromny plus tej książki. To oni nadają jej smaczku i specyfiki.

Clarke posiadła niebywały dar operowania słowem, ona to, podobnie jak powołani przez nią do życia bohaterowie – czaruje, a efekt jej magicznych zdolności mamy okazję czytać i nim się zachwycać.

Polecam.

środa, 7 sierpnia 2013

Wurt – Jeff Noon


Tytuł: Wurt
Autor: Jeff Noon
Wydawnictwo: MAG
ISBN: 9788374803632
Ilość stron: 360
Cena: 39 zł



Wydany w serii Uczta Wyobraźni Wurt, to już jego reedycja. Cieszący się wielką popularnością przed dwudziestu laty, nic nie stracił na aktualności. Czytając go dzisiaj, wiąż ma się poczucie jego unikatowości i ponadczasowości.
To bardzo sprawnie napisana proza, która wciąga niczym tytułowy narkotyk. Pozwala zatracić się w narkotycznym półśnie i zajrzeć w całkowicie nowe światy.
Wurt to „zabawa” dla prawdziwych wyjadaczy. Słabi, mogą się w nim całkowicie zatracić, rezygnując z rzeczywistego życia na rzecz fikcji toczącej się w ich głowie. Trudno oddzielić sen od jawy. Fikcyjność zlewa się z prawdą, a czytelnik, podobnie jak bohaterowie gubi się w onirycznej wędrówce. Jedyną różnicą między światem Noona, a naszym jest realne oddziaływanie na siebie obu światów. Zmiana w jednym z nich, niesie za sobą zmianę w drugim. Nic nie pozostaje bez znaczenia, a każdy ruch na zawsze nas naznacza.
Wydarzenia mające miejsce w tej powieści, śledzimy z perspektywy Skryby – człowieka, który w jednym wejściu w świat Wurta utracił swoją siostrę – Desdemonę, otrzymując w zamian maziowatego Stwora. By ją odzyskać, zmuszony będzie dotrzeć do narkotyku najsilniejszego, o którym krążą jedynie legendy. Jego moc powinna pomóc mu odzyskać siostrę. Ceną jest jednak możliwość całkowitego porzucenia rzeczywistości. W jego zmaganiach pomocna będzie mu zorganizowana grupa Skitrowców, do której przynależy.
Halucynogenne oddziaływania kolejnych piórek Wurta opisane są z podziwu godną dbałością o szczegóły. Noon kreując swój świat, nie zapomniał o całej gamie neologizmów wytworzonych na potrzeby literackiej przestrzeni. Na kartach tej książki robotyka miesza się z widmowością i rzeczywistością, a możliwości wyboru własnej wirtualnej przestrzeni są wręcz nieograniczone.
Możesz cofnąć się do przeszłości, zamknąć w świecie zdominowanym przez porno, wyjaskrawić swoje cierpienia, spotęgować doznawaną przyjemność, zrelaksować się i zmęczyć – co chcesz.
Atmosfera Wurta jest gęsta i mętna. Ma się wrażenie balansowania na krawędzi i braku przynależności do któregokolwiek ze światów. Przewodnikiem po narkotycznej rzeczywistości staje się Kot Gracz – jawne nawiązanie do Alicji w Krainie Czarów.
Całość to synkretyczny kocioł, w którym gotuje się fantastyka, cyberpunk, science-fiction, oniryzm i elementy powieści sensacyjnej. Takie pomieszanie również na poziomie gatunków, potęguje wrażenie trwania w narkotycznej wizji i poczucie ulotności.

To prawdziwie pasjonująca wędrówka przez wirtualne światy, wciągająca i godna uwagi.
Polecam.

wtorek, 12 lutego 2013

Atlas chmur - David Mitchell



David Mitchell i jego Atlas chmur to powieść utkana z tak wielu wątków, że wystarczy lekkie rozproszenie, aby z łatwością się zagubić. Jako że jest to powieść wymagająca skupienia, nie każdy odnajdzie w niej odpowiedź na pragnienie lektury dającej przyjemność. Tutaj na satysfakcję trzeba sobie zapracować.

Mimo że akcja powieści rozproszona jest na przestrzeni wieków, losy wszystkich jej bohaterów splatają się, tworząc kompletny obraz. Co jednak może łączyć wędrowca, kompozytora, dziennikarkę, wydawcę książek oraz genetycznie zmodyfikowanej kelnerki i Zachariasza – światka upadku cywilizacji? Wypowiedzenie tego jest niemożnością, tak jak niemożliwością byłoby przywołanie treści bez odebrania przyjemności lektury. Wystarczy powiedzieć, że bohaterowie, których dzielą nierzadko setki lat, słyszą swoje odbicia i wyczuwają swoją obecność, co znacząco wpływa na ich życia.

Oprócz barwnej mozaiki bohaterów należących do różnych światów i porządków, powieść skrzy się także od bogactwa gatunków zawartych wewnątrz niej – nie jest to bowiem ani czyste science-fiction, ani dziennik, ani powieść epistolarna, ani gorzka wizja przyszłości. Brak klasyfikacji jest w tym przypadku klasyfikacją.

Jestem więcej niż zadowolona i mam nadzieję, że Wy również będziecie. Konieczna jednak jest cierpliwość, uważność i sprawne lawirowanie między kolejnymi relacjami.

 Polecam - tak książkę, jak jej filmową adaptację.




wtorek, 13 listopada 2012

Drood – Dan Simmons

Tytuł: Drood
Autor: Dan Simmons
ISBN: 978-83-7480-268-0
Wydawnictwo: MAG - dziękuję!
Rok wydania: 2012
Cena: 69 zł
Liczba stron: 832
Niewiele powstaje dziś książek, które można by określić mianem rzetelnych.
Coraz częściej pisarze idą na łatwiznę, ciągną dobrze sprzedający się wątek, robią z przyzwoitych tekstów tasiemce bez ładu i składu, licząc na naiwność czytelnika.

Na całe szczęście, w kakofonii publikacji słabych, wciąż można odnaleźć książki naprawdę zajmujące, napisane z sercem, rzetelnie, płynnie, takie, w których nawet momenty bez akcji nie jawią się jako nużące, bo – czy to w ogóle dziś jeszcze się zdarza? – rekompensują je piękne, bogate językowo opisy.
Dan Simmons, amerykański pisarz science fiction, skłaniający się także ku takim gatunkom jak fantastyka czy horror, w tekście Drood, wykorzystał elementy przynależące do każdej z wymienionych form literackich, tworząc tym samym dzieło nietuzinkowe i na długo zapadające w pamięć.

Postać Drooda, wprawny czytelnik miał okazję poznać za sprawą jednej z powieści Charlesa Dickensa – Tajemnicy Edwina Drooda, która to staje się, notabene, jedną z bohaterek książki Simmonsa.
Tekst stworzony przez Dickensa okazał się być publikacją najważniejszą, tą za sprawą której przeszedł on do legendy, podobnie jak samo dzieło. Niedokończone, pisane w odcinkach, tajemnicze, szeroko komentowane, a także – w jakiś niewypowiedziany sposób związane ze śmiercią samego twórcy. Nie dziwi więc, że dzieło to doczekało się szeregu kontynuacji, alternatywnych zakończeń, wyjaśnień, pisarskich prób wypowiedzenia tego, czego nie udało się dokończyć samemu autorowi.

W postaci Drooda upatrywano równie tajemnicze indywiduum. Katastrofa kolejowa, w której miał wziąć udział Dickens 9 czerwca 1865, stała się dla niego datą graniczą – początkiem końca, a jednocześnie wstępem do koszmaru i, według Simmonsa, znajomości z tą zagadkową i troszeczkę zakulisową postacią. Amerykański pisarz całe swoje ponad ośmiuset stronicowe dzieło zasadził na jednym słowie: zagadka.

- Po prostu Drood... - powtórzyła Sal. - Emma laskarka twierdzi, że był kiedyś żeglarzem; Yahee, który jest straszy niż matka Abdallah i cały świat, mówi, że wcale nie był żeglarzem, tylko dawno temu przypłynął tu na jakimś statku jako pasażer. Może to było sześćdziesiąt lat temu, a może i sto. Są jednak zgodni, że przypłynął z Egiptu...[1]

Narratorem powieści jest Wilky Collins, inny znany pisarz swoich czasów, obok Dickensa, a jednocześnie jego wieloletni przyjaciel i współpracownik. Wydarzenia spisane są w formie memuaru, mającego ukazać się wiele lat po śmierci obu mężczyzn i dotrzeć właśnie do nas – czytelników XXI wieku, którzy nie pamiętają już Londynu wyłaniającego się z oparów opium. Pamiętnik ów pisze się niejako sam – wydarzenia przyciągają czytelnika, który ma wrażenie, że podobnie jak bohaterowie Simmonsa, stał się nieświadomą ofiarą mesmeryzmu poddaną hipnotycznemu transowi.

Znacie to skupienie uwagi, pozwalające wyłączyć dopływ wszelkich bodźców zmysłowych, z wyjątkiem słów ogarnianych oczami, które przychodzi, kiedy bierzemy się za dobrą książkę?
-No pewnie! - wykrzyknął Dickenson. - Świat po prostu znika. Wszystkie inne myśli znikają! Zostają tylko widoki i dźwięki, i bohaterowie, i świat stworzony dla nas przez pisarza! Równie dobrze człowiek mógłby zostać znieczulony na przyziemny świat wokół nas. Wszyscy czytelnicy tego doświadczają. [2]

Co ciekawe, książka ta, nie jest jedynie opowieścią o Dickensie i jego najgłębiej skrywanym sekrecie; nie jest tekstem wyjaśniającym sens znajomości z Droodem i jego proweniencję; jest także, a może nade wszystko bogatą panoramą XIX wiecznej Anglii, wraz z wszystkimi zwyczajami z nią powiązanymi. To przegląd Londynu takiego, jakim był: sfery dżentelmenów, raczących się fajkami w domowym zaciszu, wyjeżdżających w literackie trasy; ale też biedoty podmiejskiej, skrywanej głęboko w podziemiach tworzącej się aglomeracji, uciekającej od codziennych trudów, dogorywającej w mrokach i oparach najlepszego, ale też najniebezpieczniejszego opium, pod rządami enigmatycznego i niezbadanego Drooda. Drooda-fantazji? Drooda-człowieka? Kim tak naprawdę jest ta postać, ukazująca się tylko nielicznym, oskarżona o setki bestialskich mordów i czego oczekuje od jednego z najwybitniejszych pisarzy wszech czasów?
Czy jest jedynie wytworem wyobraźni twórcy o niepohamowanej wirtuozerii słowa, ale też hołubiącego fantazję, a na dodatek – co nie wydaje się być bez znaczenia – uzależnionego od coraz silniejszych dawek laudanum? Czy jest efektem hipnozy, której poddał swojego przyjaciela Dickens coraz mocniej interesujący się sprawami mesmeryzmu? A może jest to postać z krwi i kości, faktyczny kapłan egipskich wierzeń, pragnący przejąć władzę nad światem? Czytelnik do końca nie wie, w jakiej przestrzeni się znajduje – czy jest świadkiem streszczenia wydarzeń faktycznie mających miejsce, bogato udokumentowanych; chociażby poprzez przytaczanie fragmentów biografii osób istniejących, czy też przebywa właśnie w sferze fantasmagorii i wyobrażeń utalentowanego twórcy, z bogatą wyobraźnią, którą bez trudu potrafi przekuć w historię sprawiającą wrażenie autentycznej.
Wiarygodność w tej książce podważana jest po wielokroć: i to wiarygodność samego narratora, ale też Dickensa, którego wypowiedzi traktowane są jako kolejna sztuczka wielkiego mistrza.

Drood, to wileki dyskurs fikcji i realności, zacieranie granic między dziełem literackim, a tekstem będącym relacją z wydarzeń, a nade wszystko to niezwykle sprawnie napisana powieść, oddająca ducha XIX-wiecznego Londynu i nad wyraz wciągająca.

Simmons, staje się znakiem jakości i gwarancją dobrze spędzonego czasu przy lekturze.
Gorąco polecam!

____
[1] Drood, Dan Simmons, MAG, 2012, s. 92.
[2] Tamże, s. 251.

poniedziałek, 26 grudnia 2011

Pocałunek nocy - Sherrilyn Kenyon


Cassandra Peters, to Apolitka, na której ród poprzysiągł polować Wulf, Mroczny Łowca – nieśmiertelny wojownik, który niegdyś zaprzedał duszę Artemidzie.

Dziewczyna obarczona jest klątwą – jej życie ma się zakończyć, gdy tylko skończy ona 27 lat, co nastąpić ma w niedługim czasie. Czyhają na nią także Daimony, co powoduje, że bohaterka decyduje się na wynajęcie ochrony. Ta jednak nie sprawdza się podczas jednej z  imprez w  pobliskim bardzie, kiedy to Daimony atakują dziewczynę, a tej udaje się przeżyć jedynie dzięki pomocy tajemniczego i niebywale pociągającego mężczyzny. Okazuje się, że jest nim nikt inny, jak właśnie Wulf Tryggvason, mężczyzna posiadający dar wywoływania amnezji u ludzi, z  którymi rozmawia. Umiejętność ta wielokrotnie pomagała mu w miłosnych podbojach, nie ułatwiała jednak wejścia w jakikolwiek związek.

Choć wydaje się to nieprawdopodbne, Cassandra jako jedyna odporna jest na dar Wulfa i pamięta go jeszcze długo po ich spotkaniu.

Kolejna część cyklu Sherrilyn Kenyon utrzymana jest na podobnym poziomie co poprzednie – mnoży się w nim od scen erotycznych, szybkich numerków i wszechobecnego seksu. Także językowo książka kontynuuje wypracowaną w poprzednich tomach formułę – jest lekko, jest dynamicznie, skrzy się od dialogów napędzających akcję, brakuje jednak głębi. Całość bazuje na banalnym schemacie i przyciągać ma nieskrępowanym erotyzmem.

Jeśli niestraszne Wam nadmierne epatowanie rozbuchaną seksualnością, cykl może Wam się spodobać. Zachęcam jednak do czytania od początku.