Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przeszłość. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przeszłość. Pokaż wszystkie posty

piątek, 25 września 2015

Pulse – Gail McHugh


Nie będę ukrywać, że podobało mi się znacznie mniej niż Collide. Czuję pewne rozczarowanie, bo lektura poprzedniego tomu rozochociła mnie mocno, mimo że powoli zaczynam czuć przesyt podobnymi opowieściami i chyba należy mi się ucieczka w inny gatunek. Pulse daleki jest od emocji pierwszej części, brakuje tego wulkanu energii, siły wybuchającego uczucia. Jest jedynie… nuda?
Przeczytałam ją nad wyraz szybko, jednak równie prędko rozstałam się z bohaterami i zanurzyłam nos w innej książce.  Nie znaczy to jednak, że jest że – jest po prostu poniżej oczekiwań.

Gavin, mimo poświęcenia ze strony Emily, wciąż dąży do autodestrukcji. Mało tego – on sieje zniszczenie wszędzie, gdzie się pojawi, aż strach byłoby podobną osobę spotkać na swojej drodze. Kobieta musi podjąć rozpaczliwą decyzję – próbować ratować ukochanego przed nim samym, nie mając żadnej gwarancji na powodzenie swojej misji lub też zapomnieć o nim i wrócić do swojego dawnego życia, które tak właściwie przestało istnieć. Decyzja byłaby może prostsza, gdyby nie niepewność towarzysząca bohaterce – tak do końca nie jest ona przekonana o uczuciach Gavina – bo ten manifestuje je w bardzo dziwny dla niej sposób. Tak właściwie losy tej dwójki to ciągłe miotanie się – rozpaczliwa próba stworzenia związku, wydobycia z siebie choć krztyny siły i wiary w uczucie, a przy tym bezustanne zmaganie się z trudami życia, które bohaterów nie oszczędza ani trochę. Wydaje się wręcz, że pisane jest im trwałe rozstanie i życie w cierpieniu.

Choć zdawać by się mogło, ze emocji  nie brakuje, funkcjonują one jedynie na poziomie fabularnym, nie mają mocy przedostania się do z kartek do emocjonalności czytelnika – zupełnie inaczej niż było to w Collide. Tam gdy cierpiał Gavin, cierpieliśmy my; gdy płakała Emily, łzy ciurkiem ciekły nam po policzkach. Tutaj brakuje tej jedności i intensywności, mimo ogromnego ładunku emocjonalnego zawartego w treści, odbiór jest znacznie spokojniejszy, może dlatego, że wyczuwamy dobry finał. Owszem, odczytujemy wachlarz złożonych uczuć na poziomie intelektualnym, ale… przecież nie o to chodzi w emocjach.

Oczywiście jest także dużo scen łóżkowych ze „szmeksownym” Gavinem, które to epizody tej jesieni mogą rozpalić co niektóre czytelniczki do czerwoności.

Powieść ratuje finał – jest na co poczekać, bo staje się on doskonałym triumfem dobrego nad złym. Nie mogę także odmówić autorce talentu do tworzenia plastycznych i działających na wyobraźnię opisów.

To książka, która rewelacyjnie sprawdzi się w chłodniejsze dni – rozgrzeje Was od środka, zapewni sporą dawkę emocji, zagwarantuje szybko płynący czas przy lekturze i nie będzie wymagać dodatkowych źródeł ciepła z zewnątrz – powieść wygeneruje odpowiednią temperaturę sama.



Premiera 7 października.

środa, 26 sierpnia 2015

O tym jak nie stałam się entuzjastką Kowalewskiej (Tam, gdzie nie sięga już cień - Hanna Kowalewska)

Nie ma lepszego miejsca na czytanie książki, której akcja toczy się nad morzem  niż morze właśnie. Polskie rzecz jasna. W tak odpowiednich i pięknych okolicznościach przyrody próbowałam poddać się magii  Kowalewskiej. Cień jej uwielbienia mnie jednak nie dosięgnął.

Inka to młoda graficzka, pracująca zawodowo w warszawskiej galerii. Pewnego dnia, po wielu latach braku kontaktu, dostaje telegram wzywający ją do Jantarni, do ciotki Berty. Okazuje się, że kobieta, która ją wychowała jest umierająca – znajduje się w końcowym stadium raka i przed śmiercią, pragnie nie tylko się pożegnać, ale także wyznać coś niezwykle ważnego.

Bohaterka nie jest mile widziana w Jantarni – traktowana jest jak przybłęda, spotyka się z ciągłymi przytykami, obrazami, uznawana jest niemalże za wroga. Inka wytrzymuje jedynie przez wzgląd na ciocię.

Co takiego stało się przed laty, że wszyscy obchodzą się z Inką tak nienawistnie i potępiająco? Opowieść ta jest powolnym odkrywaniem zdarzeń z przeszłości, prowadzącym do wyjaśnienia tej i innych tajemnic.

Język – piękny. Poprawna, płynnie lejąca się polszczyzna, aż zaszumieć może od niej w głowie, niestety treściowo i tematycznie: chyba jednak czuję przesyt, chyba zaczynam obserwować mdłości podczas czytania książek promowanych jako „wielkie emocje”, a w których tychże mi brakuje, nie zauważam ich, nie staję się ich ofiarą, nie ulegam obezwładniającej fali.

Nic mnie nie zaskoczyło, nic mnie nie porwało, ot – przeciętna lektura, niewyróżniająca się spośród innych.

Fanką Kowalewskiej się nie stanę – nie dlatego, że pisze źle – proszę mnie opacznie nie zrozumieć. Dobrze, składnie, sprawnie, wprawnie, elegancko, gramatycznie ortograficznie bezbłędnie, nie mam nic do zarzucenia.

Przynęta jednak na mnie za słaba, nie połknęłam haczyka, wędkarz pociechy ze mnie nie będzie miał żadnej. Nie wpisałam się w target, choć wiem, że Kowalewska podoba się czytelnikom bardzo. Możecie zatem próbować, kosztować - na własną odpowiedzialność i z pełną świadomością swoich upodobań czytelniczych.


poniedziałek, 29 czerwca 2015

Sklep w Paryżu – Maxim Huerta




Przed Wami kolejna opowieść delikatnie splatająca przeszłość z  teraźniejszością, ukazująca, że to przedmioty wybierają nas i że nasza ścieżka życia została zaplanowana tak zmyślnie, by posłużyć mogła za fabułę najbardziej wzruszającego i niewiarygodnego filmu.

Teresa to kobieta, która w wolnych chwilach oddaje się pasji malowania. Zarówno ona, jak i jej prowadzący kurs zauważają jednak, że w życiu bohaterki brakuje kolorów – poddała się ona smutkowi, zgorzknieniu, przestała cieszyć się tym, czym obdarowywał ją los. Wszystko odmienia się w  dniu, gdy jej kroki kierują ją do sklepu ze starociami, w  którym niczym magnes przyciągał ją stary szyld, należący wcześniej do Alice Humbert. Kobieta kupując go, kupiła nowe życie: przeniosła się bowiem do Paryża, gdzie po trudach madryckiego wegetowania postanowiła osiąść i otworzyć sklep. Jak się okazało jej wybór padł na miejsce należące wcześniej do tej samej Alice, która sprowadziła ją w  to miejsce: podopiecznej Coco Chanel, rozpoczynającej jako modelka słynnych paryskich malarzy, rozkochującej w sobie mężczyzn ówczesnej Francji. Zaintrygowana postacią, której fotografie odnalazła w piwnicy swojego sklepu, bohaterka postanawia podążyć jej śladem, przenosząc się – wraz z  czytelnikami – do Paryża lat 20. XX wieku. Z  ubóstwa, do bogactwa, z  prostoty do luksusu, z  nic nieznaczących znajomości do relacji z cesarzową mody. Jazz, blichtr, bohema, namiętność.

Co sprawiło, że losy dwu tak różnych bohaterek zostały splecione? Zdradzę, że wcale nie przypadek…:)

To książka, której bohaterowie z  miejsca zyskują sympatię odbiorców: sami pragniemy przecież historii, w  której niesieni odwagą przeniesiemy się do wielkiego miasta (odległej wsi) i tam odnajdziemy utraconą dawno siebie i całkowicie odmienimy swoje życie: będziemy żyły w  zgodzie z  własnymi pragnieniami, poznamy miłość swojego życia, wzbogacimy się i będziemy czerpać pełnymi garściami z  obfitej codzienności.

Paryż pozostaje w niej tłem – lekka mgiełka francuskiego klimatu, wplecenie w fabułę postaci Coco Chanel, wejście do jej salonu na jedno z  przyjęć, to jedynie dodatki subtelnie podkreślające koloryt opowieści.

Przyjemna, lekka, odprężająca, dobra do popołudniowej herbaty i makaroników, pozwalająca na chwilę zatopienia się w marzeniach.




poniedziałek, 2 marca 2015

Będzie dobrze kotku – Wioletta Sawicka



Tytuł: Będzie dobrze kotku
Autor: Wioletta Sawicka
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
ISBN: 978-83-7961-181-2
Ilość stron: 440
Cena: 33 zł
Premiera: 10 marca 2015.




Będzie dobrze kotku, to  druga część losów Anny i Patryka – młodego małżeństwa, borykającego się z trudnościami wynikającymi zarówno z  codzienności, jak i niezamkniętej przeszłości oraz ogromnej zaborczości mężczyzny, niezdolnego pojąć, że kobieta ma prawo do wolności, a małżeństwo nie jest rzeczą raz daną na zawsze, umową najmu kobiety, lecz wielkim przywilejem.
Część ta przede wszystkim skupia się na życiu rodzinnym głównych bohaterów i ich przyjaciół. Anna całymi dniami przebywa w  domu, starając się być dobrą mamą, żoną i gospodynią. Mimo że daje jej to prawdziwą satysfakcję, widząc pracujące i spełniające się zawodowo koleżanki, czuje, że do pełni szczęścia brakuje jej powrotu do pracy. Oczywiście Patryk nie chce o tym słyszeć, tym bardziej, że coraz trudniej poradzić mu sobie z coraz dojrzalszą Mają spotykającą się ze swoją pierwszą miłością. Bohater całą swoją frustrację i zazdrość przelewa na Annę, nie dając jej wytchnienia. A ona tymczasem  decyduje się na objęcie stanowiska dyrektora, zarabiając niemalże tyle co, co dodatkowo go rozjusza. Mało tego – w  życiu ich przyjaciół nie dzieje się najlepiej. Cała sytuacja wydaje się daleka od sielanki, a dwójce młodym ludziom coraz trudniej poradzić sobie z  rosnącym między nimi napięciem. Tym bardziej, że w  ich życiu pojawia się pewien starszy mężczyzna, a Anna zaczyna dostawać tajemnicze przesyłki miłosne.
Dzieje się wiele, a gdy wydaje się, że wszystko zmierza ku szczęśliwemu zakończeniu, następuje nagła zmiana kierunku i w  konsekwencji zakończenie otwarte – co każe przypuszczać, że w kolejnej części wiele bohaterów  końcu zostanie ustawionych do pionu, a ich życie ulegnie całkowitej przemianie. Oby, bardzo im kibicuję.
Część ta znacznie bardziej przypadła mi do gustu niż poprzednia – cieszę się, że występujące w  niej kobiety w  końcu zaczęły stawiać na swoim i buntować się przeciwko patriarchalnemu spojrzeniu Patryka na rodzinę. Ta część, to właściwie historia wyzwolenia spod zaborczego jarzma mężczyzny, pokazana na przykładzie młodej rodziny, w  której mąż i żona mają jej zupełnie inne wyobrażenie. Cieszę się, że zarówno Majka jak i Anna wreszcie postawiły na siebie, zmuszając Patryka do zastanowienia się nad sobą i swoim postępowaniem oraz zrewidowania poglądów.
Polecam Wam przebrnięcie przez część pierwszą, po to, by dobrze odnaleźć się w drugiej, zdecydowanie lepszej.

Jeśli macie na nią ochotę, przypominam o konkursie, w  którym z  łatwością możecie ją zdobyć:


Recenzja poprzedniego tomu: Wyjdziesz za mnie kotku?

poniedziałek, 23 lutego 2015

Bramy raju – Virgnia C. Andrews


Tytuł: Bramy raju
Autor: Virginia C. Andrews
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
ISBN: 9788379611560
Ilość stron: 504
Cena: 35 zł



Bramy raju – czwarty i póki co ostatni wydany w  Polsce tom sagi opisującej losy rodziny Casteel, który otwarty i zakończony został w taki sposób, że wprost nie mogę dać upustu złości, że nadal nie mam w  domu kolejnych części!
Pamiętacie jak zakończyły się Upadłe serca? Heaven zaczęła wieść szczęśliwe życie i wydawało się, że odtąd wszystko pójdzie po jej myśli i będziemy mieli okazję poczytać krzepiącą opowieść o tym, co było dalej. A wiecie jak zaczynają się Bramy raju? Heaven z  Loganem giną w  wypadku, osierocając Annie.
Osiemnastolatka budzi się po kilku dniach śpiączki i jej świat zostaje całkowicie zniszczony: dowiaduje się, że jej ukochani rodzice nie żyją, ona sama jest sparaliżowana, a opiekę nad nią przejmuje obrzydliwie bogaty Tony Tatterton, z  którym jej rodzina nie utrzymywała kontaktów od czasu wydarzeń w  Farthy, o których mama nie zdążyła jej opowiedzieć. Teraz dziewczyna zostaje zdana na łaskę człowieka, sprawiającego wrażenie opiekuńczego, choć niezwykle smutnego i osamotnionego starszego pana, a tak naprawdę skrywającego pod powierzchnią najgorsze instynkty.

Władczy Tony zapewnił Annie najlepszego lekarza, fachową pielęgniarkę, najnowocześniejszy sprzęt, po to, by – jak mówił – umożliwić jej jak najszybszy powrót do zdrowia i nadrobić stracone lata. Omamił wszystkich – Drake’a przekupił udziałami w  firmie, Loganowi zabronił odwiedzać siostrę, ciotce zakazał wstępu i na wszelkie możliwe sposoby ograniczał jej kontakty z kimkolwiek. Mało tego: zaczął decydować o tym co Annie ma ubierać, nakazał jej zmianę koloru włosów, a wszystko to, by uzyskać złudzenie posiadania koło siebie Leigh i Heaven, do których Annie była do złudzenia podobna. Dla Tony’ego czas się zatrzymał: znów miał, przed sobą ukochaną kobietę z  przeszłości i postanowił dołożyć wszelkich starań, by nikt mu jej nie odebrał. Nie przewidział jednak, że Annie jest podobna do matki i babki nie tylko z wyglądu, ale przede wszystkim z  twardego charakteru.

Jakie przeciwności będzie musiała pokonać młoda dziewczyna? Choć to dopiero pierwszy tom ściśle poświęcony jej, na powierzchnie już wydobywają się podobieństwa jej losu i losów jej przodkiń.
Bramy raju to najlepsza z  dotychczasowych części tej sagi – kipiąca od emocji, komplikująca to co i tak już skomplikowane, a przy tym wraz z (nie)nową bohaterką wtłaczającą do książki wiele świeżości, otwierając tym samym nowe furtki.
Aż dziw bierze jak w  serii tej wszystko jest przemyślane: podczas czytania poprzednich tomów często zżymałam się na niekończenie pewnych wątków, zostawianie uchylonych furtek. Teraz jednak widzę, że były to zabiegi celowe, że to co wówczas zostało niedopowiedziane, teraz znajduje swój finał.

Jeśli jeszcze nie znacie tego cyklu, a macie ochotę na coś naprawdę emocjonującego – GORĄCO polecam!

I przypominam o konkursie, w  którym można zdobyć właśnie tę książkę. Nie przegapcie tej okazji!


Kwiaty na poddaszu / Płatki na wietrze / A jeśli ciernie / Kto wiatr sieje / Ogród cieni

sobota, 27 grudnia 2014

Dobra pamięć, zła pamięć – Ewa Woydyłło


Tytuł: Dobra pamięć, zła pamięć
Autor: Ewa Woydyłło
Wydawnictwo: Literackie
ISBN: 9788308053928
Ilość stron: 280
Cena: 32,90 zł




Ewa Woydyłło – doktor psychologii, specjalistka do spraw leczenia uzależnień w Ośrodku Terapii Uzależnień Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie.
Jej dziełem jest rozpowszechnienie w Polsce leczenia według tzw. modelu Minnesota, opartego na filozofii Anonimowych Alkoholików. W swoim dorobku ma między innymi takie publikacje jak: Bo jesteć człowiekiem, Rak duszy, My rodzice dorosłych dzieci, Buty szczęścia, Poprawka z matury.
Za osiągnięcia w swojej dziedzinie otrzymała wiele nagród i odznaczeń.

Od jakiegoś czasu w księgarniach znajduje się jej najnowsza książka Dobra pamięć, zła pamięć, będąca swoistą wskazówką i drogowskazem, wskazującym jak zamienić tytułową złą pamięć na dobrą, nie tracąc przy tym siebie, bo przecież jesteśmy tym, co pamiętamy.

Książka ta jest o tyle wyjątkowa, że do jej współtworzenia zaproszeni zostali rozmówcy, w tym Anna Dodziuk (psychoterapeutka, poszukująca odpowiedzi na to jak radzić sobie ze wstydem i poczuciem winy), Małgorzata Sieczkowska (psychoterapeutka, trenerka w zakresie Somatic Experiencing, wypowiada się na temat leczenia traum), Jerzy Korzewski (psycholog kliniczny, psychoterapeuta i hipnoterapeuta, wyjaśniający rolę hipnozy w docieraniu do ukrytej prawdy o sobie) i wreszcie Wiktor Osiatyński (prawnik, autor książek o uzależnieniu, afirmatyw pracy nad własną pamięcią w rozwoju osobistym).

Wypowiedzi Woydyłło, przeplecione z wywiadami specjalistów w wymienionych dziedzinach, dają całkowity obraz poruszanej tutaj problematyki. Dopiero całościowe ujęcie, może stanowić próbę odpowiedzi na pytanie o to jak zmieniać pamięć toksyczną na to, co dobre, jak panować nad tym, co zniewalające i destrukcyjne w nas samych, jak kontrolować emocje i negatywne retrospekcje.
Oprócz konkretnych wskazówek działania, publikacja ta zawiera także część teoretyczną o sposobach funkcjonowania naszej pamięci – tego co, dlaczego i jak zapamiętujemy, tego, co z pamięci wymazujemy, czego do niej nie dopuszczamy, dlaczego wspomnienie sprawia ból i jak się takiemu stanowi rzeczy przeciwstawić. Autorka sięga do czasów dzieciństwa, które choć odległe, jest siedliskiem największej ilości zranień, toksycznych wspomnień: to ono w dużej mierze konstytuuje to, kim jesteśmy i jak pamiętamy dzisiaj. Znacie to, prawda? Rodzice są pierwszym lustrem, w którym się przeglądamy i to co o nas mówili, myśleli, jak do nas mówili wpłynęło na to, jaki obraz samych siebie mamy i jak się w związku z tym zachowujemy.


Czasem się mówi: „Słowa nie bolą”. To prawda, nie powodują siniaków ani krwawiących ran, ale potrafią głęboko w nas zapaść i pozstać tam jako część samooceny. Niesamowicie trudne jest odróżnienie części obrazu własnej osoby, którą ktoś nam wszczepił do świadomości czy podświadomości (…) od tej pozostałej, zdrowej i normalnej, choć oczywiście zawsze niedoskonałej. Dlaczego to takie trudne?(…) [1]

Ważna książka, zwłaszcza dla tych, którzy wciąż nie uporządkowali obrazu siebie, którym na bakier z ich własną pamięcią (dla wszystkich?). Polecam! Do refleksji, przemyśleń. To zakup dla samorozwoju.

[1] Ewa Woydyłło, Dobra pamięć, zła pamięć, Kraków 2014, s. 107.