Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo Akurat. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo Akurat. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 25 września 2017

Doskonała - Cecelia Ahern



Doskonała Cecelii Ahern, to kontynuacja Skazy ­­­– pierwszej w dorobku autorki powieści young adult. Napisana z dużo większym rozmachem i doskonale wykorzystująca potencjał swojej poprzedniczki historia, którą wyróżnia skoncentrowanie się na przemianie głównej bohaterki – Celestine. Oto młoda dziewczyna, niegdyś potulna, wycofana i grzeczna, teraz staje się symbolem społecznych przemian i ruchu będącego formą buntu przeciwko władzy i nierówności. Dynamizm widoczny jest jednak nie tylko za sprawą głównej postaci, ale praktycznie na każdym poziomie powieści. Akcja pędzi, nie myśląc wcale o tym, by choć na chwilę pozwolić czytelnikowi na oddech. Tę prędkość czuje się nawet wtedy, gdy książkę czyta się urywkami, z dużymi przerwami – to zaś świadczy o wielkim talencie pisarki do podtrzymywania zainteresowania odbiorcy.
Dziewczyna potraktowana ze szczególnym okrucieństwem przez sędziego, ma w swoich rękach ogromny atut – jest w posiadaniu filmu, który nie dość, że obnaża przedstawiciela Trybunału jako fałszywego i sadystycznego, a ją samą jako ofiarę nieludzkich rozkazów, to jeszcze każe poddać w wątpliwość słuszność wszelkich osądów przezeń dokonanych.

Sędzia za wszelką cenę będzie chciał uciszyć bohaterkę, nie licząc się z nikim i z niczym – gra toczy się bowiem o władzę i honor. Ku jego nieszczęściu, dziewczyna ma u swego boku szereg ludzi widzących w niej nadzieję na wyjście spod reżimu, których wiara przemienia ją w prawdziwą przywódczynię – tym prędzej, że niesiona jest również mocą rodzącego się, ale jakże silnego, młodzieńczego uczucia.
Autorce udało się utkać kontynuację znacząco przewyższającą poziomem swoją poprzedniczkę – w pierwszym tomie bowiem wyczuwało się pewną pisarską nieśmiałość, delikatność podczas stawiania kroków w nowym gatunku, będącym dla Ahern niczym innym jak terra incognita.  Doskonała pozwoliła jej na rozwinięcie skrzydeł i wykazanie się nie tylko sprawnością pisarską, ale również umiejętnością wplatania w fabułę istotnych wątków społecznych o wymiarze ogólnoludzkim i uniwersalizującym. Autorka pozwala wybrzmieć poglądów bohaterów na temat świata zdominowanego przez reżim doskonałości, stającej się obsesją każdego z mieszkańców. Tak silną, że w jej imię godzili się na jawną niesprawiedliwość i bezlitosne traktowanie tych, którzy w sztywne ramy perfekcji zwyczajnie się nie mieścili, odstając mniej lub bardziej od tego, co władza nazwała idealnym i nieskażonym. Ahern ukazuje świat, w którym ludzie owładnięci szałem stali się wrogami sami dla siebie, ale i w którym wciąż tli się iskierka nadziei.
Doskonała niewątpliwie wywołuje wiele emocji i nie pozwala nudzić się podczas lektury. Ma ponadto wymiar nienachalnie dydaktyczny i refleksyjny – stanowi swoistą przestrogę przed tym, byśmy nigdy nie dopuścili do powstania świata zdominowanego przez obsesję doskonałości, którą tak usilnie promują media, chcące zarobić – nic więcej – na ludzkiej podatności na sugestie.

Polecam Waszej uwadze. 

Inne książki Ahern na blogu:



środa, 10 maja 2017

Dźwięki duszy [Lirogon - Cecelia Ahern]



Podczas kręcenia filmu dokumentalnego zwieńczającego materiał o dwu braciach bliźniakach, po śmierci Toma, jednego z nich, głęboko w leśnej dziczy, przez grupę filmową odnaleziona zostaje wyjątkowa dziewczyna, długo ukrywana przed światem. Laura porozumiewa się z nim nieco inaczej niż inni ludzie – uczy się go i oswaja, naśladując nowo zasłyszane dźwięki.

Jej zachowanie przypomina lirogonaptaka mającego praktycznie nieograniczone zdolności mimetyczne. Niezwykły talent z miejsca zostaje dostrzeżony przez Solomona, mężczyznę równie wrażliwego na dźwięki, z którym od razu nawiązuje nić porozumienia oraz Bo – jego życiową i zawodową partnerkę, chcącą wykorzystać dziewczynę, by za jej przyczyną wypromować kolejny film, mający być dopełnieniem jej kariery. Z tego powodu, mimo sprzeciwu Sola, angażuje ją w program StarrQuest, ten zaś w krótkim czasie robi z niej celebrytkę. Dziewczyna zagubiona jest w chaosie świata, który dopiero poznaje. Kakofonia dźwięków towarzysząca jej każdego dnia, wprowadza w jej życie napięcie i zagłusza odgłosy jej młodego serca. Serca po raz pierwszy przeżywające prawdziwą miłość, która – jak się wydaje – będzie niemożliwa do spełnienia. 

Źródło


Trudności z odnalezieniem się w nowej rzeczywistości, mnogość nowych obowiązków, zadań do wykonania i poleceń koniecznych do wykonania na mocy umowy z programem telewizyjnym przytłaczają dziewczynę, powoli tracącą kontakt z osobami, którym zawdzięcza ujawnienie światu po latach życia w ukryciu i odosobnieniu.


Cecelia Ahern po chwilowym spadku formy znów zachwyca. Ujęła mnie historią Laury, całkowicie kupiłam jej nieprzystawalność do dzisiejszych realiów, jej wyobcowanie, a jednocześnie autentyczność, jakiej próżno dziś szukać. Kobieta wyrażała siebie w sposób całkowicie naturalny, czując, że jej serce w końcu może zostać oswojone. 

Lirogon to chwytająca za serce historia nieśmiałej dziewczyny i jej wielkiego talentu, mającego moc przemieniać dusze tych, którzy się z nim zetkną. Niezwykle szczera, naturalna, odarta ze sztuczności współczesnych.

Przy tym wszystkim to opowieść o zgiełku wielkiego miasta oraz mediów i skontrastowanym z nim życiu w leśnej ciszy. Piękna historia, wychwalająca łączność z naturą, mogącą umożliwić odnalezienie samego siebie, a także piętnująca pogoń za sławą i pieniądzem za wszelką cenę, nawet za cenę szczęścia i wolności innych ludzi. Na czasie, choć wcale nie moralizatorska rzecz o kilku bolączkach współczesnego świata. Ahern z właściwą sobie subtelnością i trafnością dokonuje pewnej diagnozy społecznej, ubierając ją w świetną powieść, od której nie sposób się oderwać, i która pozostaje z czytelnikiem na długo. Sama zaś historia miłości rodzącej się w książce, to miód na serce - narodziny pięknego, czystego uczucia wnoszą w czytelnika radość i nadzieję. 

Szalenie mi się podobała.

PO-LE-CAM!

Lirogon - źródło


Czytaj również:





czwartek, 17 listopada 2016

Carnivia. Rozgrzeszenie - Jonathan Holt



Carnivia to jedna z najbardziej klimatycznych i fascynujących serii ostatnich czasów wpisujących się w thrillery. Doskonale zarysowany i pomyślany świat wirtualnej rzeczywistości skonfrontowany z prawdziwą Wenecją, pobudza wyobraźnię i zachęca do jego eksplorowania.

Trzecia część cyklu - Rozgrzeszenie - wprowadza nie lada zamieszanie. Oto Daniele Barbo, założyciel Carnivii, decyduje się na całkowite od niej odcięcie, co prowokuje hakerów do własnych działań. Te nie są jednak jedynie niewinną próbą przejęcia władzy, lecz zagrożeniem dla funkcjonowania całego państwa oraz groźbą wypłynięcia na światło dzienne tego, co na zawsze powinno zostać zakryte.

Wydarzenia te zbiegają się z  otwierającym powieść odnalezieniem zwłok na jednej z weneckich plaż – sposób ich okaleczenia jednoznacznie wskazuje na związek z masonerią. Kapitan Kat Tapo samodzielnie prowadzi śledztwo, które od samego początku zdaje się pułapką. Sprawę komplikuje tożsamość zamordowanego – był on bowiem współwłaścicielem katolickiego banku zaangażowanego w negocjacje z jednym z najbogatszych mieszkańców Włoch.

Wszystko wskazuje na to,  że obie sprawy mogą mieć związek, a Kat uwikłała się w niezwykle trudną sprawę, w  której pomocny może być jedynie mało skłonny do współpracy Daniele.

Jonathan Holt po raz kolejny wykreował rzeczywistość, w której chce się przebywać, i do której chce się wracać, mimo czającego się zewsząd niebezpieczeństwa. Spiski, układy, układziki, niezwykła sceneria dodająca kolorytu i kapitalnie poprowadzona narracja – wszystkie te elementy sprawiają, że nie miałam ochoty rozstawać się ze światem Carnivii. Bardzo dobrze pomyślana intryga, plastyczny język, gros interesujących postaci przewijających się przez książkę i wreszcie sam koncept wirtualnego świata, to elementy, które powieść (a właściwie całą serię) wyróżniają.


Polecam, zachęcam. Zasmakujcie w  Carnivii, a już nigdy nie będziecie chcieli jej opuszczać. Tam bowiem, możecie być kimkolwiek chcecie…

niedziela, 10 lipca 2016

Nie omijaj szczęścia - Ewa Podsiadły-Natorska


O tym jak często trudność sprawia znalezienie w życiu tego co dobre, wie niejeden z nas. Codzienne troski, zmartwienia – większe i mniejsze – stres związany z pracą, obserwacją tego, jak mimo ogromnych chęci nie sposób zrealizować swoich pasji, pogonią za pieniądzem, lepszym życiem, próbą usamodzielnienia się i życia inaczej niż do pierwszego – wszystko to sprawia, że coraz mniej ludzi nazwać może się szczęśliwymi – coraz mniej cieszy się bowiem z drobnostek, coraz więcej rezygnuje z przyjaźni i miłość i na rzecz kariery, coraz trudniej znaleźć chwilę na oddech, coraz częściej dopadają nas choroby i tragedie.

W  obliczu takich zmagań, nie mamy czasu na siebie i szukanie dobra w sytuacji w jakiej się znajdujemy. 

Podobnie miała Kaja Redo – bohaterka drugiej po Błękitnych dziewczynach książki, opisującej jej losy. Życie bohaterki powoli zaczyna się naprostowywać – znajduje pracę w wymarzonym zawodzie, otrząsa się z nieudanego związku, jednocześnie powoli wkraczając w nowy i – na co wskazuje wiele – dojrzalszy. Wszystko to w momencie, gdy założony przez nią profil na Facebooku, zrzeszający SZCZĘŚLIWE POLKI, zaczyna cieszyć się tak ogromną popularnością, że nie tylko daje jego pomysłodawczyni radość, ale także i dodatkowy dochód. Kaja rozpoczyna współpracę z poczytnym  czasopismem i znajduje spełnienie w miłości oraz przyjaźni. Niestety definiując własne szczęście zapomina, że życie nie może być aż tak różowe. Cieniem na jej codzienności kładzie się brak chęci ze strony Michała do złożenia jakiejkolwiek deklaracji – mimo że są razem, mężczyźnie niespieszno do wyznawania uczuć, a wręcz przeciwnie – unika jednoznacznych sformułowań, tak jakby czegoś się bał. Gdyby tego było mało, życiem przyjaciółek Kai wstrząsają pojawienie się uciążliwego stalkera u jednej i bliźniacza ciąża u drugiej. Jak młode kobiety, hołdujące tradyjnym wartościom, przedkładające szczęście nad zarobki, poradzą sobie z zawirowaniami losu?

Ewa Podsiadły-Natorska skonstruowała powieść pełną optymizmu i zaraźliwej wręcz pogody ducha. Dzięki prostocie i przejrzystości językowej czyta się ją w mgnieniu oka, co doskonale relaksuje i daje odpocznienie po lekturach cięższego kalibru.

I choć jest przewidywalnie – ta lektura była mi potrzebna. Stałą się jak balsam na zranione i udręczone serce. Ciepła, pogodna, na każdym kroku pokazująca, że najważniejsze jest nasze nastawienie do codzienności. Czytałam z tak dużą przyjemnością, że z prawdziwą radością sięgnę po część trzecią, która musi powstać – nie może stać się inaczej:) Mało tego! Wrócę do pierwszego tomu, by jeszcze bliżej poznać bohaterki, z którymi podczas jednego dnia zdążyłam się zżyć tak, jak gdybym naprawdę je znała.

Autorko, Kaju– dziękuję za ładunek dobrej energii. Taki kopniak wakacyjnej radości każdemu jest potrzebny.

Zatem drogie Panie – jeśli czujecie się przytłoczone, zmęczone, wyczerpane, smutne – sięgnijcie po Nie omijaj szczęścia i bawcie się dobrze!



zdjęcie Autorki dzięki uprzejmości Wydawnictwa  MUZA.

Biorę udział w konkursie Błękitne Dziewczyny z okazji premiery książki Nie omijaj szczęścia Ewy Podsiadły-Natorskiej. Autorka debiutowała powieścią Błękitne Dziewczyny – opisała w niej przygody tryskającej energią Kai Redo, która tworzy internetowy projekt zmieniający życie jej oraz tysięcy kobiet z całej Polski. Nazywają się Błękitnymi Dziewczynami – są szczęśliwe i akceptują siebie.


czwartek, 2 czerwca 2016

Miłość i kłamstwa - Cecelia Ahern




O tym, że Cecelia Ahern jest moją ukochaną pisarką wie już cały świat i nikogo przekonywać nie muszę. Moja wielka sympatia to autorki zrodziła się za sprawą jej powieści z pierwszego etapu twórczości – kiedy wydarzeniom codziennym towarzyszyła ukryta magia, historie zawsze miały słodko-gorzki finał i niemalże z całą pewnością można było powiedzieć, że zestawem obowiązkowym do czytania (oprócz książki i dobrej herbaty / kawy) będzie solidna paczka chusteczek.

Od tamtego czasu Ahern przeszła długą drogę pisarską, a jej twórczość ewoluowała. Dziś mogę jedynie z rozrzewnieniem wspominać tamte powieści, bowiem cała magia w  nich zaklęta bezpowrotnie zniknęła – w  jej miejsce pojawiło się twarde stąpanie po ziemi i ugruntowanie akcji w świecie rzeczywistym. Wątki obyczajowe i same pomysły na snute historie wciąż są jednak doskonałe, zatem po każdą kolejną powieść pisarki sięgam ochoczo i bezzwłocznie.

Pomysł na Miłość i kłamstwa poznałam rok temu z ust samej autorki, jednak jego realizację stworzyłam sobie w  głowie całkowicie inną od tego, co dostałam.

Oto Sabrina Boggs podczas porządkowania rzeczy swojego ojca, natrafia na tajemniczą i niezwykle cenną kolekcję, o której istnieniu nie miała pojęcia. Okazuje się, że jej tata był kolekcjonerem i jednym z najlepszych graczy w kulki o jakim słyszała okolica.

Jak więc doszło do tego, że najbliżsi nie mieli pojęcia o jego pasji? Kobieta postanawia dociec prawdy i poznać prawdziwą twarz ojca, którego, jak się okazuje, zupełnie nie znała. Bohaterka działa z tym większą determinacją, gdy dowiaduje się, że najcenniejsze okazy z kolekcji bezpowrotnie zniknęły. Próbuje dowiedzieć się kto stoi za kradzieżą i co tak naprawdę łączyło go z  jej ojcem.
Podczas swoich poszukiwań poznaje dzieciństwo Fergusa, docieka źródła jego zainteresowania i dowiaduje się co przyczyniło się do tego, że marmurki stały się miłością jego życia. Miłością i największym kłamstwem. Pają i obsesją.

Ahern stworzyła powieść, w której oddaje hołd nie tylko pasjom i pragnieniom (oczywiście, gdy nie przesłaniają one reszty życia), ale także sile rodzinnej miłości. Pokazuje jak wielką moc mogą mieć zainteresowania, na które przekierujemy całą życiową energię i którym podporządkujemy wszystko. Autorka pokazuje zarówno moc twórczą, jak i destruktywną zamiłowań. Tak naprawdę książka ta to oddanie głosu samemu Fergusowi – to on wysuwa się na pierwszy plan, on staje się głównym bohaterem, on opowiada o swoim życiu, on staje się przykładem tego, co pasja może zrobić z człowiekiem i jak mocno można się w niej zatracić.

Powieść ta nie zdeklasyfikowała ona innych publikacji autorki stojących na moim osobistym podium, jest jednak dobrym uzupełnieniem kolekcji (sic!)
Akcja płynie w niej dość sennie, monotonnie, nie ma co liczyć na nagłe zwroty akcji czy kaskadę emocji.

Polecam ją wiernym fanom pisarki, reszcie – szczególnie tym, którzy jej twórczości jeszcze nie znają – radzę zacząć od innej jej powieści. Ta może Was znużyć, a byłaby to niepowetowana strata.


***


A wiecie, że rok temu spędziło się moje największe marzenie i miałam możliwość zjeść z  Cecelią Ahern śniadanie? To dopiero była magia! Jeśli jesteście ciekawi jak było, zapraszam na relację – klik. 



Recenzje innych książek Ahern na blogu:






środa, 2 marca 2016

Raven - Sylvain Reynard



Sylvain Reynard to jeden z najbardziej tajemniczych autorów (autorek, duetów?). Utrzymuje kontakt z czytelnikami jedynie za pośrednictwem swojej strony internetowej, nadając twórczości rys tajemniczości. Nie przeszkadza to jednak jego tekstom wspinać się na listy bestsellerów, a raczej – jak przypuszczam – jedynie tę wędrówkę przyspiesza.

Wielu z Was zrezygnuje pewnie z lektury jeszcze zanim porządnie się zastanowi. Wampiry źle się już dziś bowiem kojarzą – motyw wyeksploatowany okrutnie i to niekoniecznie przez wszystkich dobrze. Był czas gdy sklepowe półki mieniły się od wykwitów wampiropodobnych, niszczących tradycję gatunku, na wiele lat skazując książki o tychże na kpiące uśmieszki – Stoker odszedł w niebyt, pozostała Meyer i mniej lub bardziej udane kopie jej twórczości. Tym z Was jednak, którzy nie do końca przejedliście się tematyką – zachęcam do lektury. Oto bowiem pojawia się coś, co może wspomóc walkę wampirów o dobre imię.

Raven, to poruszająca się o lasce dziewczyna, która nad własne bezpieczeństwo, przedkłada troskę o innych. Na co dzień zajmuje się ona renowacją obrazów we florenckiej galerii Uffizi. Jej tradycją jest odbywająca się po pracy rozmowa z bezdomnym Angelo. Gdy pewnego wieczoru, podczas powrotu z imprezy, staje się świadkiem brutalnego napadu na tegoż, nie waha się, by spieszyć mu z pomocą. Jej decyzja pociąga za sobą wściekłość napastników, co może skończyć się dla niej tragicznie. I tak faktycznie by było, gdyby z pomocą nie pospieszył jej tajemniczy wybawca.

Po zajściu dziewczyna budzi się z  kompletną luką w pamięci. Okazuje się, że w  pracy nie było jej ponad tydzień, a jej zniknięcie zbiegło się z kradzieżą cennych dzieł Boticellego z galerii. Siłą rzeczy dziewczyna stała się jedną z głównych podejrzanych w śledztwie, tym bardziej, że po powrocie wygląda jak zupełnie nowy człowiek – nie kuleje, jest o wiele szczuplejsza i piękniejsza. Okazuje się, że bohaterka uwikłała się w znacznie poważniejszą sprawę, a pomocą może jej służyć jedynie tajemniczy wybawca, William.

Podobało mi się pochodzenie mężczyzny i jego znajomości. Wtręty o obrazach Boticellego, o Dantem, Machiavellim, Stokerze dodawały lekturze smaczku i uczyniły z niej – miast płytkiej powieści wampirycznej – ciekawą przygodę intertekstualną. Interesujące było ludzkie życie Williama i czasy, w których żył, które uczyniły z niego erudytę i znawcę Pisma Świętego biegle posługującego się łaciną oraz specjalistę od najwybitniejszych dzieł sztuki. Chwała autorowi również za to, że jego książka nie epatuje seksem i rozbuchanym erotyzmem. Owszem, ten w przypadku sagi o wampirach jest nieunikniony, bo stanowi element natury tychże, jednak autor pokazał jak można smacznie i mądrze zaprezentować rzeczywistość często skupiającą się właśnie na scenach łóżkowych, które stanową dominantę kompozycyjną. U Reydana na szczęście jest to jedynie element poboczny, nieprzyćmiewający głównej osi fabularnej, stanowiący nieunikniony i niezbędny dodatek, czyniący z  opowieści miłosną grę.

Niczego nie można odmówić także językowi. Powieść napisana jest tak, by wciągnąć. Nie ma w niej zbędnych opisów spowalniających akcję, sceneria zmienia się co rusz, podobnie jak emocje i doznania głównych bohaterów. Jest nad czym się zastanowić, jest czemu się przyjrzeć, jest się czym pobawić.

Mądra powieść o wampirach? Macie ją przed sobą. Reynard rozpoczął serię będącą opowieścią o tym, co z  pozoru niemożliwe – uczuciu rodzącym się pomiędzy kaleką dziewczyną a niezdolnym do kochania i empatii Księciem Florencji. Ich spotkanie zmienia losy całego miasta, mieszając świat ludzi z przestrzenią ich koszmarów, a czytelnikom dostarczając wielu emocji.


Zapraszam do lektury. Premiera już 16 marca.

środa, 20 stycznia 2016

Amber - Gail McHugh




Amber to książka, która budzi tak skrajne emocje, że nie sposób podejść do niej z należytym obiektywizmem.

Opowiada historię dziewczyny, która mimo młodego wieku została tak bardzo doświadczona przez życie, że dziś chroni się przed każdą formą zaangażowania emocjonalnego, kompensując je seksem bez zobowiązań. Wychowywana była przez rodziców uzależnionych od narkotyków, którzy nie tylko ranili ją swoim nałogiem, ale także zginęli na jej oczach – ojciec zastrzelił matkę, po czym popełnił samobójstwo. Scena ta na zawsze wryła się w  młody i nieukształtowany jeszcze umysł dziewczyny. Dziś pragnie zacząć nowe życie – jako studentka w  miejscu, w którym  nikt nie zna jej przeszłości i demonów.

Niestety od początku nic nie idzie po jej myśli – potykając się, wpada wprost na kolana największego szkolnego przystojniaka i uwodziciela, Rydera, mającego opinię złego chłopaka, który całując ją kradnie jej serce. Parę chwil później z pomocą spieszy jej jego najlepszy przyjaciel oraz drugi szkolny obiekt westchnień – Brock, gentelman ratujący ją z opresji. Nie mija wiele czasu, gdy Amber uświadamia sobie, że z osoby niezdolnej do obdarzenia kogokolwiek uczuciem zamienia się w kobietę kochającą jednocześnie dwu mężczyzn. To z kolei sprowokuje ciąg dalszy jakiego nikt nie mógłby się spodziewać…


Mimo dobrze skrojonego zarysu fabularnego, w wielu miejscach razi i załamuje jej język – chwilami jak u Greya. Skoncentrowany jest on przede wszystkim wokół seksu traktowanego jako zaspokojenie podstawowych żądz seksualnych ukierunkowanych na dowolnego, względnie atrakcyjnego przedstawiciela płci przeciwnej (w większości), sceny w prawdziwie amerykańskim stylu. Przy wielu fragmentach zastanawiałam się: czy nastolatkowie naprawdę myślą w  ten sposób? Czy dialogi, które czytałam nierzadko z obrzydzeniem są standardem u dzisiejszej młodzieży? Nie wiem, do głów nie wejdę, mam jedynie świadomość, że dla mnie, mimo braku przesadnej pruderii, były w  książce momenty niestrawne: wulgarne, epatujące erotyzmem, zwierzęcością, nieważne czy pisane z  perspektywy dziewczyny czy chłopaka. Co bardziej irytujące, sformułowania typu (cytat oryginalny) „dochodzę tak mocno, że chyba deformuję mu twarz” zestawione są tu z czułostkami rzędu „brzoskwinko” czy „bursztynowa królewno”, które w takim kontekście jawią się jako infantylne, niestosowne i zupełnie nie na miejscu, wychodzące z gardła schizofrenika.

Mimo porażki językowej to opowieść emocjonująca, generująca sprzeczne uczucia, sprawiająca, że jej lektura staje się – chcąc, nie chcąc – niezapomniana. Z  całą pewnością trafi do nastolatków czy też młodych dorosłych coraz częściej zmagających się z  podobnymi sytuacjami.



Emocjonalny wulkan, który kipiąc, pozostawia czytelnika w oczekiwaniu na wybuch mający nieuchronnie nadejść. Odbiorca, mimo realnego zagrożenia, nie będzie potrafił oderwać się od lektury, narażając się na poważną w skutkach uczuciową erupcję: będzie trawiony to niezrozumieniem, to zniesmaczeniem i gniewem na niesprawiedliwość losu, to współczuciem i współodczuwaniem cierpienia wraz z bohaterami, to wreszcie radością z ich szczęścia. Prawdziwa jazda bez trzymanki, kolejka, z której po starcie nie da się już wysiąść – nawet jeśli często ma się na to ochotę. 


Inne książki Gail McHugh:


Premiera 3 lutego.

piątek, 25 września 2015

Pulse – Gail McHugh


Nie będę ukrywać, że podobało mi się znacznie mniej niż Collide. Czuję pewne rozczarowanie, bo lektura poprzedniego tomu rozochociła mnie mocno, mimo że powoli zaczynam czuć przesyt podobnymi opowieściami i chyba należy mi się ucieczka w inny gatunek. Pulse daleki jest od emocji pierwszej części, brakuje tego wulkanu energii, siły wybuchającego uczucia. Jest jedynie… nuda?
Przeczytałam ją nad wyraz szybko, jednak równie prędko rozstałam się z bohaterami i zanurzyłam nos w innej książce.  Nie znaczy to jednak, że jest że – jest po prostu poniżej oczekiwań.

Gavin, mimo poświęcenia ze strony Emily, wciąż dąży do autodestrukcji. Mało tego – on sieje zniszczenie wszędzie, gdzie się pojawi, aż strach byłoby podobną osobę spotkać na swojej drodze. Kobieta musi podjąć rozpaczliwą decyzję – próbować ratować ukochanego przed nim samym, nie mając żadnej gwarancji na powodzenie swojej misji lub też zapomnieć o nim i wrócić do swojego dawnego życia, które tak właściwie przestało istnieć. Decyzja byłaby może prostsza, gdyby nie niepewność towarzysząca bohaterce – tak do końca nie jest ona przekonana o uczuciach Gavina – bo ten manifestuje je w bardzo dziwny dla niej sposób. Tak właściwie losy tej dwójki to ciągłe miotanie się – rozpaczliwa próba stworzenia związku, wydobycia z siebie choć krztyny siły i wiary w uczucie, a przy tym bezustanne zmaganie się z trudami życia, które bohaterów nie oszczędza ani trochę. Wydaje się wręcz, że pisane jest im trwałe rozstanie i życie w cierpieniu.

Choć zdawać by się mogło, ze emocji  nie brakuje, funkcjonują one jedynie na poziomie fabularnym, nie mają mocy przedostania się do z kartek do emocjonalności czytelnika – zupełnie inaczej niż było to w Collide. Tam gdy cierpiał Gavin, cierpieliśmy my; gdy płakała Emily, łzy ciurkiem ciekły nam po policzkach. Tutaj brakuje tej jedności i intensywności, mimo ogromnego ładunku emocjonalnego zawartego w treści, odbiór jest znacznie spokojniejszy, może dlatego, że wyczuwamy dobry finał. Owszem, odczytujemy wachlarz złożonych uczuć na poziomie intelektualnym, ale… przecież nie o to chodzi w emocjach.

Oczywiście jest także dużo scen łóżkowych ze „szmeksownym” Gavinem, które to epizody tej jesieni mogą rozpalić co niektóre czytelniczki do czerwoności.

Powieść ratuje finał – jest na co poczekać, bo staje się on doskonałym triumfem dobrego nad złym. Nie mogę także odmówić autorce talentu do tworzenia plastycznych i działających na wyobraźnię opisów.

To książka, która rewelacyjnie sprawdzi się w chłodniejsze dni – rozgrzeje Was od środka, zapewni sporą dawkę emocji, zagwarantuje szybko płynący czas przy lekturze i nie będzie wymagać dodatkowych źródeł ciepła z zewnątrz – powieść wygeneruje odpowiednią temperaturę sama.



Premiera 7 października.

środa, 17 czerwca 2015

Collide – Gail McHugh


Collide otwiera serię romansów, których bohaterami jest trójkąt damsko-męski.

Ona, Emily, po ukończeniu college’u traci matkę, która umiera na raka.

On, Dillon, w  tych trudnych chwilach jest dla niej ogromnym wsparciem. Gdy dziewczyna nie potrafi już znaleźć sił na ostatnią opiekę nad mamą, przychodzi jej z  pomocą, będąc dla niej oparciem i niosąc jej pocieszenie. Oboje wyprowadzają się do Nowego Jorku, gdzie Dillon ma dobrze płatną pracę, a Emily będzie mogła rozpocząć wszystko od nowa.

Choć bohaterka kocha swojego chłopaka, zdarzają jej się chwile zwątpienia, gdy ten pokazuje swoje prawdziwe – i niezbyt dobre – oblicze.

Emily w  Nowym Jorku poznaje Gavina – mężczyznę tak elektryzującego, że wystarczyło jedno spotkanie, aby kobieta oszalała na jego punkcie. Przystojny, zmysłowy, elegancki – nie sposób było mu się oprzeć, mimo że starała się wyjątkowo intensywnie. Niestety, okazało się, że mężczyzna to przyjaciel Dillona, co mocno skomplikowało i tak już niełatwe sprawy – Emily i Gavin będą musieli często się spotykać i jakimś sposobem ukrywać to, co z  łatwością można  wyczytać z  ich oczu. Kobieta znajduje się odtąd w  bardzo trudnym położeniu – musi wybierać między wiernością mężczyźnie, który wspierał ją gdy było jej najtrudniej, a rosnącym przyciąganiem do tego, który pragnie jej udowodnić, że to co do niej czuje to nie jedynie namiętność, a prawdziwa miłość.

Choć zarys fabularny powieści nie zaskakuje, jest to doskonała – i pewnie dlatego tak wyczekiwana – propozycja na zbliżający się czas: wypełnia ona pustkę wakacyjnego rozleniwienia i lekkiej, przyjemnej nudy, poprawia nastrój, pozwala na relaks i oddanie się powieści, z  której najlepiej rozgrzesza właśnie letnia aura.

Nie jest rozwleczona, epatująca nadmiernym erotyzmem czy obarczona odrzucającym językiem (choć i tu zdarzają się wpadki – oczywiście wulgarne). To raczej klasyczny romans, w którym nie brakuje emocji, dylematów, trudnych wyborów, irracjonalnych kłótni, decyzji dyktowanych chwilą, szalejącymi uczuciami i kipiący namiętnością.

Bohaterka jest zmanipulowana przez swojego dotychczasowego partnera, nie potrafi poradzić sobie z  decyzją o odejściu, szybko ulega i – ze względu na dotychczasowe doświadczenia – z  niezwykłą łatwością można ją zranić. Nie wie czy kierować się sercem, czy rozumem, nie potrafi rozpoznać komu zaufać, z  kim się związać i czy w  ogóle kolejna zmiana to dobry pomysł.

A postaci mężczyzn? Za ich sprawą poznajemy nie tylko nowojorski świat bogaczy i mechanizmy rządzące biznesem, ale też nieprzekraczalne granice pewnych zachowań, nękanie psychiczne, przemoc emocjonalną, uzależnienie od drugiego człowieka, niemożność wyjścia z  toksycznego związku, trudną przeszłość skłaniającą do zakładania masek.

To dopiero pierwszy tom – jestem ciekawa w  którym kierunku podąży autorka dalej: czy rozwinie wątki obyczajowe, rozbuduje portrety psychologiczne postaci, czy raczej zdecyduje się na poszerzenie elementów stricte romansowych. 

Nie wiem, jestem zainteresowana – tym bardziej, że powieść kończy sygnalny rozdział kolejnego tomu – on jeden wystarczył, by jeszcze bardziej skomplikować to, co samo w  sobie było wystarczająco zapętlone.


Polecam tę pełną pasji lekturę na zbliżające się wakacje – dodatkowo podniesie  temperaturę ciała i otoczenia, bo:


Uwaga! Podczas lektury robi się gorąco! Ubierzcie się lekko i zapomnijcie o herbacie. 


Premiera dziś.

wtorek, 19 maja 2015

Śniadanie z Cecelią Ahern



Co byście zrobili, gdybyście dowiedzieli się, że macie możliwość spotkać się ze swoim 'najulubieńszym' pisarzem?:) No właśnie. Ja oszalałam ze szczęścia.

Sobota. Warszawa. Maj. Piękna pogoda. Pijalnia Wedla. Dzień spełniania marzeń.

Gdy w  ubiegły poniedziałek dowiedziałam się, że wygrałam śniadanie z  Cecelią Ahern, nastąpiła pełna mobilizacja (łzy wzruszenia miałam już przy samym ogłoszeniu, że taki konkurs w  ogóle jest – wówczas wypłakałam co się dało:D). Jako że tego samego dnia musiałam być w domu i to o przyzwoitej porze, bo w  niedzielę skoro świt pędziłam do pracy, mój wyjazd musiał być skrupulatnie przemyślany. W  stolicy byłam pierwszy raz, chciałam zatem mimo czasowych ograniczeń co nieco zobaczyć. Pójście na targi odpuściłam sobie zatem zupełnie – tłumy ludzi mnie przytłaczają, wolałam w zamian pospacerować po mieście.




Do Warszawy planowo mieliśmy przyjechać już o godzinie 7.20, ze względu na opóźnienie pociągu byliśmy dopiero o 8, stąd część planów turystycznych nie wypaliła. Na naszym katowickim dworcu byliśmy już o 4, dlatego trochę sennym krokiem wkroczyliśmy do stolicy.



Gdy już przy pomocy nawigacji namierzyliśmy Pijalnię, ze spokojnym sercem ruszyliśmy na Stare Miasto. A tam – szału nie było! Warszawa mnie nie przekonała – ten jej eklektyzm, namieszanie wszystkiego ze wszystkim zupełnie mnie nie uwiódł. Może gdybym miała więcej czasu…


Nie byłam jednak ani nad Wisłą, ani w  Łazienkach, zatem jeszcze kiedyś dam jej szansę, podejrzewając, że tam będzie znacznie lepiejJ Jako że to była nasza pierwsza wizyta wszędzie byliśmy grubo przed czasem, nie do końca mając rozeznanie (i zaufanie:P) ile poszczególne przemieszczanie się z  miejsca na miejsce zajmie nam czasu i dlatego jakieś 2 godzinki zamiast zwiedzać – oczekiwaliśmy. A to na Polskiego Busa, a to pod Pijalnią na same spotkanie:)

Przechodząc jednak do najistotniejszego – spotkania.



Jestem urzeczona! Było tak jak sobie wymarzyłam, a nawet jeszcze lepiej! Cecelia jest obłędna – uśmiechnięta, pogodna, życzliwa, otwarta, mogłabym wymieniać i wymieniać. Bałam się, że wszystkich zje stres, jednak cudowna atmosfera stworzona przez Darię z Business&Culture, tłumaczkę Martę i – oczywiście – samą Cecelię była fenomenalna. Siedzenie naprzeciwko Autorki początkowo mnie krępowało, jednak później było już cudnie. Każdy miał okazję przeprowadzić indywidualną rozmowę (jako że ja i Meme startowałyśmy, to właściwie Cecelia zadawała nam więcej pytań niż my Jej:P). Świetne, bogate doświadczenie, którego nigdy nie zapomnę i długo będę wspominać:) Były podpisy, były zdjęcia, był spokojny czas na polsko-irlandzką wymianę uśmiechów i wreszcie była czekolada – międzynarodowe spoiwo:)


Rewelacja!
Raz jeszcze gorąco dziękuję za tę możliwość! Jestem wnie-bo-wzię-ta!
Jedyne czego żałuję to tego, że nie udało się porozmawiać ze wszystkimi blogerami - niby byliśmy tak blisko siebie, ale każdy był zaaferowany Cecelią i osobami siedzącymi najbliżej:)


Stół obfitości:)