Tylko dlaczego otoczka tego importowanego święta jak tak banalna, że aż mdli? Bo mnie mdli. Tak już mam i nic na to nie poradzę.
Wysyp serduszek, pluszaczków, poduszeczek, wszelkiej maści aniołeczków, koteczków i innych "gadżetów" w kolorze czerwonym jest ponad moje siły.
Dziś schodząc na śniadanie (tak się składa, że spędzam urlop w górach) zauważyłam że wszystkie stoliki udekorowane są brokatowymi serduszkami. Przy szwedzkim stole, między jajkami na twardo a tymi na miękko, pluszowe serduszka, nad ekspresem do kawy zwisa rząd małych mieniących się serduszek, nawet jajecznica wydała mi się lekko czerwona i ułożona w serca? Czy to możliwe? Czy to walentynkowa schizofrenia?
Ale dość rozważań. Niech będzie - Dzień Zakochanych. Zakochanych... na przykład w książkach.
Tytuł mojej urlopowej książki nieoczekiwanie wpisuje się w dzisiejsze święto - "Miłośnica" Marii Nurowskiej. Zbeletryzowana opowieść o autentycznej postaci Krystynie Skarbek - polskim szpiegu z czasów II wojny światowej. Była bardzo piękną kobietą, uwodzicielką, arystokratką, a do tego asem wywiadu. Nieprawdopodobnie odważna, spontaniczna, niezwykła.
Dobrze czyta się tę opowieść, a Nurowska prowadzi ją w ciekawy sposób. Mamy tu współczesną dziennikarkę-narratorkę, która na zlecenie szuka materiałów do biografii o Krystynie. Widzimy jak rodzi się fascynacja postacią Skarbek, jak odkrywa kolejne fakty, jak dochodzi do swych odkryć.
I jeszcze jedna dygresja. Skoro dziś o miłości. Miłość do książek to jedno, ale skoro książki przechowują biblioteki, to w zasadzie i te ostatnie można darzyć uczuciem. Czemu nie?
Spacerując sobie po beskidzkim Ustroniu natrafiłam na ... bibliotekę. W zabytkowym, odnowionym budynku. A na ścianach... murale. Ale jakie!
Z miłości do książek okazuje się, że można namalować wszystko i wszędzie.