Autor: Witold Gombrowicz
Gatunek: klasyka polska
Ilość stron: 264
Ocena: 8/10 (!)*
Opowieść o niebanalnym Józiu, który ma
30 lat i postanawia napisać książkę. Akurat w trakcie pracy nad dziełem,
pojawia się znikąd w jego mieszkaniu profesor Pimko. Zadaje mu wiele
najróżniejszych pytań, po czym stwierdza, że jego wiedza jest niepełna i
wysyła go do szkoły – 6 klasy. Ponadto dba on o nowe zakwaterowanie
Józia w domu Młodziaków – ludzi nowoczesnych. W trakcie spędzonego czasu
w szkole i „nowym domu” po raz kolejny zostaje wciągnięty w wir bójek,
rozterek miłosnych, zdrad i dziecięcego animuszu, który, jak się okazuje
jest wszędzie. Gdziekolwiek nie spojrzysz jesteś upupiany. Strzeż się!
Kompletny bełkot! Jak ja to zniosę?! – tak brzmiały moje pierwsze myśli związane z „Ferdydurke”. Jednakże im bardziej zagłębiałam się w lekturę, tym bardziej dostrzegałam, że ta niebanalna forma jest częścią kreacji głównego bohatera – zagubionego w świecie pełnym gęb, gdzie ciągle trzeba nadstawiać gębę, żeby nie być upupianym. Nie chcesz być upupiany? I tak zostaniesz, na to nie ma rady."Szła spokojnie z podniesioną głową, a na twarzy jej widniała szczególna mądrość, rzekłbym mądrość urządzeń kanalizacyjnych."
Bezsensowna szkoła i tak samo bezsensowne nauczanie. W
szkole Józia nie ma czasu na naukę, nie ma nauczycieli z pasją. Mają
być nudni, monotonni według zarządzenia dyrektora. Dlatego większość z
nich stanowią dinozaury nie z tej planety, których wiedza kończy się na
stwierdzeniu „… wielkim poetą był”. Nazwisko nie gra roli w trakcie
zajęć z literatury. Dopiero, gdy ktoś nie zgadza się z tą tezą, w klasie
zaczyna panować chaos. Nauczyciel wpada w amok, nie wie co robić.
Uczniowie muszą poddać się jego woli. Stosuje do tego najróżniejsze
techniki – płacz, zgrzytanie zębów, pokazywanie zdjęć rodzinnych oraz
błaganie. Przypominają się czasy PRL-u, lecz w krzywym zwierciadle.
Upupianie i te wszystkie pozy i gęby. W
pierwszym rozdziale nasz bohater został upupiony (upokorzony,
udziecinniony) przez profesorka, za co wdzięcznie mu się odwdzięczy pod
koniec utworu. (W jaki nie zdradzę). W każdym razie nikt nie jest
dojrzały, wszyscy są niedojrzali i postępują jak inni, bo różnorodność
jest zła. Tylko schematy są dobre w rzeczywistości Józia. Dlatego
wszelakie formy zerwania ze zniewoleniem przez formę są niedopuszczalne i
kończą się klęską. Brzmi podobnie? Też tego doświadczasz? Pozy i gęby
to oddzielna tematyka. Nikt nie jest sobą, zarówno wszyscy są sobą, bo
nikt twojej gęby nie założy na twarz. Pozy i gęby tworzą sztuczną
rzeczywistość, która staje się normą w świecie, gdzie wszyscy stosują tę
samą technikę. Banalne, a zarazem genialne.
Filidor i Filibert – coś z innej beczki. Innej
czy tej samej? Oto pytanie. Tematyka taka sama, lecz niezwiązana z
Józiem. Dwie historyjki wplątane w powieść opowiadają o wpływie ludzi
nas otaczających na nas oraz nasze życie. Wszyscy wiemy, jak to jest z
wieżą z klocków i jeśli usunie się jeden element z dołu. Wieża runie. W
życiu nie ważne jaki wykonasz ruch, każdy jest ważny, można nawet
powiedzieć, że od ciebie zależą losy innych ludzi i ty jak się już
pewnie domyśliłeś, także od nich zależysz. Piękne stwierdzenie i jakże
trafne, przynajmniej moim zdaniem.
Dojrzałość w słowniku Gombrowicza
to słowo zbędne, bo nie ma dojrzałości w świecie ciągle niedojrzałych.
Można powiedzieć, że rzeczywistość Józia to taka Nibylandia, w której
nikt, nawet Kapitan Hak swoim zachowaniem, nie przypomina dorosłego. I
właśnie przez to czytelnikowi nasuwa się pytanie po przeczytaniu (lub w
trakcie lektury) „Co to jest dorosłość? Czy będzie mi dana?”. Moim
zdaniem, nikomu nie będzie dana. Bądźmy i żyjmy jak ludzie nowocześni.
Nie przejmujmy się niczym, a w razie kłopotów zróbmy to co Józio.
Książka
ta była dla mnie na początku samym bełkotem, potem się do niej coraz
bardziej przekonywałam, lecz mogę powiedzieć jedno – gdyby było jeszcze
więcej tego bełkotu pewnie bym nie wytrwała do końca lektury tak szybko.
Kunszt literacki, to zagmatwanie słów i ich bezsensowność tworzą sens.
Jest to część kreacji Józia oraz jego dziwnego świata, który jest
równocześnie naszym światem. Światem absurdu. Po przeczytaniu i w
trakcie lektury dopadło mnie przekonanie, że niczym się nie różnimy od
Józia i jemu podobnych. Akcja wartka, narracja pierwszoosobowa i
wydarzenia z życia Józia są zabawne, wręcz komiczne. Polecam przede
wszystkim fragmenty o Filibercie i Filidorze. Moim ukochanym fragmentem,
a zarazem rozdziałem jest „Przedmowa do Filidora dzieckiem podszytego”.
Zastanawiałam się nawet, czy powinnam była tę książkę ocenić, bo jest
nie do ocenienia. Po prostu do przeczytania.
*- serdecznie polecam.