Tytuł:“Zbrodnia i kara”
Autor: Fiodor Dostojewski
Gatunek: kryminał/psychologiczna
Ilość stron: 378
Ocena: 3/6
Rodion Romanowicz Raskolnikow był studentem prawa. Niestety
z powodu problemów finansowych musiał przerwać naukę. Przez nadmiar
wolnego czasu, samotność oraz melancholijne usposobienie postanowił
zaplanować zbrodnię lichwiarki Lizawiety. Pomimo udanego zamachu,
dopadają go wyrzuty sumienia oraz wielki żal z powodu popełnionego
przeciwko sobie czynu – zgubieniu człowieczeństwa. Z pomocą przychodzi
mu Sonia, pobożna chrześcijanka. Pragnie, aby przyznał się do swojego
czynu, by móc ponownie normalnie funkcjonować. Raskolnikow nie ustępuje,
dzięki czemu dochodzi do potyczki śledczy-morderca.
Książka, jak książka. Da się przełknąć,
jednakże język autora jest trudny. Mnie w szczególności przeszkadzały
anonimowe nazwy ulic, jak np. na S-kiej. Co więcej, nie przekonał mnie
do siebie główny bohater. Od początku do końca uważam go za wielkiego
obiboka, lenia i miernotę. Cały czas nie potrafił znaleźć dla siebie
żadnej pracy? Trochę dziwne. Prawdopodobnie po prostu jej nie chciał.
Było kilka różnych aspektów, dzięki którym mógłby być osobą pozytywną w
oczach niektórych, m. in. z powodu tego, że pomógł rodzinie Sonii po
śmierci jej ojca, nie chciał, aby jego siostra wyszła za mąż, aby go
oddłużyć. Powieść ta jest specyficzna, z powodu tego, że widzimy ją
oczami mordercy – amatora, któremu się poszczęściło i nie jest o nic
podejrzewany, jednakże po dokonaniu zbrodni staje się coraz słabszy
psychicznie, przez co zwraca na siebie uwagę i niejednokrotnie zostawia
poszlaki śledczym. Najbardziej interesującymi momentami w powieści były
spotkania Raskolnikowa ze śledczym – Porfirym, w trakcie których
stanowczo zaprzeczał, że zabił.
Dlaczego w ogóle zabił? Z powodu wywodu
psychologicznego, którego był twórcą. Chciał się przekonać, czy jest
jedynym z tych, którzy czynią wielkie rzeczy, ponosząc tym samym wielkie
ofiary (ludzkie) niczym Napoleon. Czy właśnie samą ofiarą, zwykłym
szeregowym na polu bitwy. Okazało się, że nie był tym, za kogo się
uważał – wielkim. Dlatego też nie potrafił poradzić sobie z sumieniem.
Popełniony czyn przerósł go i przez to cierpiał. Taka była jego kara za
zbrodnię. Męka z powodu niemożności pogodzenia się ze złymi uczynkami,
których był przyczynodawcą.
Temat powieści, rozłam psychiczny zbrodniarza – amatora,
został podjęty ciekawie. Każdy, kto zabił miał przecież kiedyś swój
pierwszy raz i czuł się tak samo jak Raskolnikow. Zabawa zaczyna się w
tym przypadku później, kiedy toczy się walka moralności ze zwierzęcą
naturą istoty ludzkiej wg teorii Freuda. Dlatego też często mówi się o
habilitacji więźniów, bo w ich przypadku wygrywa moralność. Są niestety
także i przypadki, w których wygrywa instynkt przetrwania, dzięki czemu
co jakiś czas słyszymy, czy to w filmach, czy powieściach o seryjnych
mordercach.
Trudno mi powiedzieć, czy książka jest ciekawa, czy nie,
bo zdania są naprawdę bardzo podzielone. Moim zdaniem jednakże,
przeczytać tę książkę warto, przynajmniej z powodu na problem
etyczno-moralny, który jest w niej poruszany.