Się porobiło mi tu :)))
Wychodzę z mojego lasu i nie oglądam się za siebie, ale drzwi zostawiam otwarte, przecież wrócę.... niedługo, hmm.
Dąb pożegnał mnie rudą czerwienią, a brzoza westchnęła i zaszeleściła białą korą...wrócisz?
No jasne , że wrócę, lesie mój prywatny, ale teraz inne mi krajobrazy po skołatanej głowie chodzą:)) O takie:
Granada. Zdjątko z netu |
Kochani, doczekałam się! Lecę do Andaluzji zobaczyć się z dziecięciem i sprawdzić, czy opowieści o Maurach i konkwistadorach, to czasem nie ściema i jeszcze zobaczę, czy małpy na Gibraltarze mają się dobrze i czy panowanie Anglików nie jest zagrożone :)) Zawszeć to lepiej wiedzieć ......Tak się cieszę!!!!!!!!!!!!!!!
Póki co, latam, ale po chałupie i organizuję m. i Jaśkowi życie na męsko-kocią łapę, z pomocą dobrej sąsiadki kociary, żeby w czas niebytności mojej kocisko z tęsknoty nie głodowało :)). No a Panowie patrzą na mnie ze zdumieniem, bo kolejna koncepcja, co to ja mam spakować, upadła i wszystko zaczynam od początku... Chyba mam syndrom sójki :)))
A tu jeszcze kolejna niespodzianka spadła jak anioł z nieba i stosownego komentarza koniecznie wymaga. a było tak:
-Jasieeeeeeeek! Chodź tu szybko! - zawyłam radośnie, zamykając drzwi za listonoszem.
- Co jest?! - Kot z impetem wskoczył na stół, a trafiwszy na śliski papier, ledwo wyhamował przy krawędzi.- -Jedzenie? Pora na jedzenie? No gdzie jest?- oblizał się i nerwowo rozejrzał wokół, widząc na stole jedynie pokaźnych rozmiarów kopertę.
- Żadne jedzenie, żarłoku jeden, przyszła przesyłka od Cheni, chodź zobacz- rozrywałam z niecierpliwością paczuszkę.
- Co, znowu, coś ci przysłali - mruknął Jasiek i niby od niechcenia, przymierzał się do zagarnięcia kolorowego sznureczka.
- No przysłali - cieszyłam się jak dziecko, bo domyślałam się, że paczuszka kryje obiecany inicjał zrobiony na szydełku przez zdolną Chenię, specjalnie dla mnie!
- Otwieraj- zdecydował kot i przysunął się bliżej.
- O matko!!!! - nie kryłam zdumienia, usiłując obejrzeć prezent, zaglądając między łapami Jaśka, ale nie dało rady.
- Jasiek! A skąd wiesz, że to dla ciebie?- próbowałam się z nim droczyć.
- Jasne, że dla mnie, to oczywiste, ty przecież lubisz ptaszki, po co ci mysz? - tłumaczył nieoczekiwany beneficjant i oglądał zdobycz.
- Piękna!- sapał z podziwem - i jakie ma czarne oczka i długie wąsiki, prawie jak moje - dodał zachwycony - o i sznurek z kółeczkiem ma do powieszenia, chodź się bawić - spojrzał na mnie błagalnie - potem sobie resztę obejrzysz.
= O nie, kochany, żadne potem, dostałeś mysz, to się baw, ja tu muszę wszystko dokładnie pooglądać.
- Jak sobie chcesz, ale ja spadam - to mówiąc , Jasiek porwał zdobycz i pognał z nią do pokoju.
- A dziękuję?- zawołałam za nim, bo sporo pracy wkładam codziennie w uczenie go dobrych manier i była okazja do sprawdzenia postępów w nauce.
- Dziikuje badzo- doszły mnie z pokoju kota bełkotliwe wyrazy wdzięczności, a po chwili słyszałam już tylko tupot kocich łap i radosne pomiaukiwanie.
Taka to jest kocia wdzięczność, Cheniu Kochana. Ja natomiast będę Ci dziękować po swojemu.:))
Po pierwsze za to, że zechciałaś mnie tak pięknie obdarować.
Po drugie, że zrobiłaś specjalnie dla mnie śliczną literę "S" i jeszcze uszyłaś do niej woreczek.
Po trzecie, dziękuję za przecudny haft z literką s i ptaszkiem na woreczku pełnym lawendy.
Po czwarte za cudną mysz dedykowaną Jasiowi.
Po piąte za słodką karteczkę z motylkiem i szydełkowym kwiatkiem.
A po szóste, i za to najbardziej, za przemiłe słowa, własną ręką na tej karteczce zapisane.
Dziękuję.
Czyż świat nie jest piękny?
No to ja lecę, cokolwiek to znaczy, a Wszystkich Zewsząd pozdrawiam serdecznie, dziękując, że pozwalacie mi dzielić się ze sobą dobrymi myślami.