No i wszystkie zaklęcia i odczynianie uroków, a i niepobożne życzenia co do losów niejakiej Marzanny, wzięły w łeb!
Już w sobotę wszelkie znaki na niebie i ziemi, a głównie te w moich kościach, wskazywały, że lepiej nie będzie. Ale to, co zaproponowała mi pogoda w niedzielę rano, no to już tak zwane przegięcie jest! Jak zaczęło lać, to tak mam do dziś, Uhh
Niedzielne spacery, wyjazd do lasu, sadzenie kwiatków...... taa, jasne!
Na stole miast serwety, kwiatów i takich tam niedzielnych gadżetów, pojawiły się pędzle, farby, kleje i papier ścierny, no mówię Wam, odświętnie jak diabli:)) Podłoga usiana skrawkami wycinanego papieru, wprawiła M. w osłupienie, ale nie mogłam fundować sąsiadom odkurzania przy czerwonej kartce w kalendarzu. Z tyłu głowy miałam upominający tekścik "pamiętaj, abyś dzień święty święcił", ale bez instrukcji (choćby małym druczkiem), jak go święcić, przy takiej pogodzie. Ehhh... Wykorzystując lukę w niebiańskich przepisach, wzięłam się do roboty, a radość tworzenia niech mi będzie , gdzie trzeba, policzona....
Tak oto w strugach zaokiennego deszczu powstała skrzyneczka na herbatę techniką print room zdobiona, bo musiałam sprawdzić, czy potrafię:))
Jeszcze w słoneczny piątek odwiedziłam dziewczyny z "W malowanym kufrze" i oprócz fajnych formatek, po które się tam wybrałam, przytargałam do domu papier z adekwatnym motywem i, co najważniejsze, inspirację oraz instrukcję obsługi tegoż. Potem to już poszło łatwo, bo Marta z "Deco-pasji" czarno na białym (sensu stricte!) wyłożyła w swoim kursiku, o co chodzi z tym print roomem. Marto jesteś wielka!!!
Pudełko wyszło nieco przeładowane, ale musiałam popróbować wszystkiego jednocześnie:))) Fajna zabawa!
No, ale co tu robić, kiedy lakier schnie?
Machnę sobie wieszaczek, pomyślałam radośnie i machnęłam :))
A potem to już się zrobiła noc ciemna ( z deszczem bez zmian), a ja bez dokumentacji zostałam....
Ktoś kiedyś jednak tę lampę błyskową w aparatach wymyślił w jakimś konkretnym celu. Myślę, ze specjalnie dla mnie i na takie okazje:)) Wdzięczna niezmiernie pomysłowemu wynalazcy, pstryknęłam fotki puzderka, wieszaczka, a i jeszcze zegar się załapał, com go do kuchni bieliła kilka dni temu :)) Po czym ukontentowana wielce, że niedziela minęła mi bez używania brzydkich wyrazów w ilości przekraczającej zasady dobrego wychowania i nie nadwyrężających poczucia smaku, udałam się na spoczynek.
Fachowcy od pogody mówią, że mam jeszcze parę dni poczekać.... Dobra, poczekam, ale tylko parę, bo potem rezerwuję bilet do Egiptu, albo gdzieś obok, byle w tamtym kierunku:)))
Pozdrawiam Was bardzo bardzo ciepło i serdecznie:)))