Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Zimowe święta. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Zimowe święta. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 11 grudnia 2012

O! Choinka!

Witam Wszystkich Zewsząd

Wpadłam na chwil parę, żeby Wam pokazać nowego lokatora na mojej choinkowej półeczce......

Wynaleziony w Home&You i porwany do domu:))

...... i opowiedzieć , jak realizowałam najnowsze trendy w kwestii choinek.
Zachciało mi się bowiem choinki na pniu, cokolwiek to znaczy:)) A znaczy, że najpierw jest goły pień, długo, długo nic, a potem gałęzie:)

Wszędzie ich pełno, drogie jak diabli, więc nabycie drogą kupna odpadało ze względów zrozumiałych. No to trzeba samemu....
Szło jak po grudzie.
Nie mam pnia ...hmm,  ale mam drewniany pręt, to się nada.
Nie mam gałęzi iglastych, a nawet jak by były, to się będą sypać, no i szkoda takich żywych.... o matko, chyba nie będzie hitu sezonu...., zaraz, zaraz, mam girlandę sztuczną, całkiem dobrze wygląda, to się nada.
A w czym ją obsadzę ? Wiem, wiem, stara świeca w metalowej osłonce i doniczka na zewnątrz się nada!
O! I stożek mam styropianowy, ten to się dopiero nada!
Jeszcze tylko światełka, przylepiec i brązowa farba - wszystko się nada!
Poczyniłam!

Faza początkowa, czyli upinanie i osadzanie w wosku.


Efekt końcowy z lampą błyskową i bez, ta druga opcja bliższa rzeczywistości.


No i to wszystko. jak znajdę odpowiedni pień, to może podmienię, wszak na pniu być miała:)))
Myślicie, że się nada?
No to lecę, a Wam życzę samych dobrych chwil:))

środa, 5 grudnia 2012

Biało, nie inaczej :))

Witam Wszystkich Zewsząd


- Jasiu, jak zobaczysz, że zamiast realizować własne plany, zabieram się za rzeczy odgapione z blogów, to mnie ugryź, albo chociaż podrap, żebym do opamiętania doszła.
- Jak to ugryź ? - zafrasował się Jasieczek, uosobienie kociej łagodności - i dlaczego mam Cię drapać? - kocie niedowierzanie sięgnęło zenitu - A za co?!?
- Za niepohamowaną chęć natychmiastowej realizacji pomysłów i tutoriali (od których aż głowa boli, takie fajne) w momencie, kiedy inne ważne przędsięwzięcia odłogiem leżą. Właśnie za to - wyjaśniłam powód, dla którego na krwawe okaleczenia gotowam jest.
- Eeee...hmmm...nic nie rozumiem, może coś cię swędzi? - dopytywał Jasiek - pokaż, czasem polizać wystarczy - zastanawiał się współczująco i szykował z pomocą.
- E tam, Głuptasku, polizać to w nagrodę, a to kara miała być - uśmiechnęłam się do mojego kota pacyfisty i pomiziałam po kosmatym łebku.
Kocio uspokojony, że do zbrodniczych zachowań nikt go jednak zmuszać nie będzie, zajął się swoją łapą, a ja wróciłam do tematu....


Po pierwsze, wszędzie widzę choineczki, więc machnęłam swoją.
 Pobielony śniegiem w spray'u stożek, owinęłam uprzednio grubą włóczką. Naczynko, w którym osadziłam kijaszek do choinki jest zalane woskiem, coby się nie gibało:)). Na mokry śnieg sypnęłam białego brokatu, co daje delikatny połysk w świetle lampy, za to na zdjęciu (jak to u mnie), jest zupełnie niewidoczny :). Gotowe.


A teraz o kuli, na którą przepis znajduje się na blogu Modern spotyka vintage TUTAJ , ale za boga nie mogę sobie przypomnieć, która z Was ten link podała na swoim blogu, buuu. Jak znajdę, to podziękuję natychmiast, a może się sama przypomni? To poproszę:)))

Kula jest bielusieńka (pewnie do czasu), prosta w wykonaniu i według mnie, całkiem fajnie wygląda.



Sami rozumiecie, że potrzebuję jakiejś rózgi, żeby robić, to co należy. Ale skoro Jasiek, w swej łaskawości mi odpuścił , to muszę jakoś sama....
Tak , czy siak, działałam w temacie :))))


Pozdrawiam Was serdecznie i życzę dobrych dni, a sama lecę kończyć , co zaczęłam :)))

piątek, 30 listopada 2012

O matko!

Witam Wszystkich Zewsząd.


Andrzejkowy dzień nastał, a ja w tak zwanym lesie ze wszystkim.... Już się zastanawiałam , czy nie odwołać świąt, ale Jasiek się nie zgodził, bo to przecież jego pierwsze święta w naszym domu:))
Mój pokój wygląda jak pole bitwy. M. biega po mieszkaniu ze szczotką i odkurzaczem, a ja śmiecę na potęgę i przysięgam, że złośliwości w tym nie ma nijakiej, tylko narzędzia pracy zmieniają mi się jak w kalejdoskopie, raz szydełkiem będąc, raz pędzlem, a niekiedy maszyną do szycia, albo i imadłem.

Zachciało mi się płatków śniegu, więc wyciągnęłam szydło z worka (oj przeleżało wieki w tym worku) i z pomocą Bagragi kochanej  wymodziłam dwie sztuki, coby się przekonać , czy z szydełkiem jest jak z pływaniem. Zdecydowanie pływam lepiej :))


No dobra, wiem o co idzie, więc wróciłam do innych przedsięwzięć, ale zdjęć nie będzie, bo mam w domu ciemno, jak w literackiej, piwnicznej izbie.

No i decyzyjnie coś u mnie słabo......

- Jasiu, to w jakim kolorze mają być dekoracje, bo już sama nie wiem - zwróciłam się do kota, który kolejny raz wskoczył  na zabałaganiony stół, centralnie mierząc łapką w mokrą od kleju podkładkę.
- Mnie nie pytaj, chyba, że chcesz o pierniczkach pogadać - usłyszałam w odpowiedzi, zbierając w pośpiechu wszystkie mokre przedmioty ze stołu..
- Nie o pierniczkach, tylko o kolorach chcę rozmawiać, skup się kocie - zażądałam kategorycznie, rozstawiając maszynę do szycia.
- Będziesz warczeć? - Jasiek zmienił temat i zainteresowany urządzeniem, rozłożył się na stole.

- Będę, złaź  - próbowałam odsunąć kota, ale nic z tego nie wyszło, Jasiek rozsiadł się i przymierzał do obgryzania kabli.
- Takich czarnych sznurków jeszcze nie próbowałem - tłumaczył i na serio sięgał po przewody.
   
- Jasiek! Zostaw! Prąd cię kopnie, kopnięty kocie!-  zdenerwowałam się i sprawdziłam, czy maszyna nie jest przypadkiem podłączona. Nie była.
- O co ci chodzi? Nie psuj zabawy! - Słodki koteczek trzymał kolejny kabelek w łapach i brał się za gryzienie.



- Jasiek, zlituj się, zostaw tę maszynę, ja tu pracuję - jęczałam bardziej bezradna niż zła wobec tych kocich pomysłów - miałeś mi pomóc wybrać dekoracje...
- O matko!- tym razem jęknął Jasiek i spojrzał na mnie niebieskimi oczętami, niewinnie i bezbronnie -  co ty za problemy masz jakieś? Przecież to wszystko jedno w jakim kolorze będą święta i weź sobie tą swoją maszynę do warczenia, bo te kable niesmaczne, tylko najpierw powiedz, kiedy te pierniczki pieczemy?!?!



- Taa, pierniczki....  - westchnienie, jakie wydobyłam z siebie musiało zastanowić kosmatego łakomczucha, bo wszedł mi na kolana i  zamruczał ugodowo.
-  Białe byłyby fajne, pasują mi do futerka. Coś wymyślisz, a ja idę poćwiczyć kolędy - zakończył zeskakując na podłogę. 
- Hmmm... białe... no może... , ale trochę czerwonego też dodam - powiedziałam bardziej do siebie niż do Jaśka i włączyłam maszynę... - O matko! Czy zdążę?




wtorek, 20 listopada 2012

Jaśkowe szyszki

Witam Wszystkich Zewsząd.

Byliście Wszyscy bardzo dzielni, towarzysząc mi w podróży do Hiszpanii przez całe pięć postów:)) Dziękuję za fajne komentarze i komplementy. Te ostatnie przyjęłam z przymrużeniem oka, mając pełną świadomość, że już od dłuższego  czasu, funkcjonuję w myśl starego porzekadła : " z tyłu liceum, z przodu muzeum" :)) Ale jak to się rewelacyjnie czytało!!! Wielkie buziaki dla Was, Kochane :)))

Hiszpański sen minął i dziś będzie o szyszkach.


- A tak właściwie to po co Ci te szyszki? - zapytał Jasiek, śledząc dywanowy marsz maleńkiego pajączka, który wypadł z wiadra i szukał bezpiecznego schronienia.
- A zgadnij - droczyłam się z kotem, pakując pajączka do doniczki z wrzosami.
- No nie wiem, pod szafę się wszystkich nie da wepchnąć, może trzeba je powiązać - zastanawiał się Łaciaty i na wszelki wypadek poszedł po swój sznurek.


- Nie powiązać, tylko pokleić je trzeba - tłumaczyłam cierpliwie kotu, dla którego sznurek stanowi jedyne słuszne narzędzie, nadające się do każdego celu.
- Ale po co kleić, nie dadzą się turlać - marudził Jasiek wypatrując kolejnego pajączka - powiesz mi w końcu, na co ci te szyszki?


Powiem.
Szyszki zbierałam w moim lesie, nie mając w głowie sprecyzowanego planu, do czego ich właściwie użyję i kiedy m. postawił w pokoju całe wiadro darów moich sosen, najpierw się zadumałam, a potem pogrzebałam w sieci.
I znalazłam! Kilka lat temu, kochane Green Canoe udostępniło tutorial szyszkowej lampy. TUTAJ Wyszła piękna!
Wzięłam się do odgapiania i lekko modyfikując oryginał, stworzyłam coś takiego.


Szyszki na kuli styropianowej kleiłam mozolnie i mimo ostrzeżeń, od czasu do czasu parząc sobie palce:))


Ukleiłam je tak ciasno i solidnie, ze potem nie było mowy o pochowaniu przewodów od lampek i pozostały na widoku , ale jak się świecą, nic nie widać :))
Za to z wypełnienia doniczki jestem dumna, bo gips wokół rurki, w którą włożyłam trzonek lampy, trzyma mocno, a kamyki zakryły całą kombinację.


Teraz tylko rozważam, czy malować, czy może zostawić całość w stanie surowym? Bo, po prawdzie, nawet mi się taka podoba :)))


- O! Świeci! - zdziwił się Jasiek  i przestał na moment ogryzać sznurek - ale wymyśliłaś, a grzeje ta lampa chociaż?
 = No nie bardzo - przyznałam ze skruchą, że poczyniłam przedmiot, jak mi się zdawało, piękny niebywale, ale według kota arbitra, mało użyteczny.
To słabo coś - skonstatował Jasiek i wrócił do swojego sznurka.



No tak. Zostałam sama z resztą szyszek, więc już  bez kociej konsultacji machnęłam sobie podstawę do wieńca na drzwi.


 



Ale pochwalić się nie było komu, bo kocio chrapał w swoim koszyku, śniąc o kilometrach sznurka, a wrzosowy pajączek też już zasnął, ale chrapał szeptem :)))




Dobrych dni Wam życzę :)))