Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Pascal. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Pascal. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 13 stycznia 2014

KONKURS, wygraj ''Dziecko śniegu''!

Obiecałam Wam jakiś czas temu konkurs, w którym ktoś z Was będzie mógł wygrać recenzowaną już przeze mnie powieść Eowyn Ivey Dziecko śniegu. Możecie przeczytać recenzję, jeśli nie wiecie o czym ta książka jest, ale naprawdę warto o nią powalczyć i przekonać się o jej wyjątkowości.  Konkurs organizuję z wydawnictwem Pascal i nie przedłużając już, przejdźmy do tego, co trzeba zrobić, żeby wziąć udział.



Wystarczy w komentarzu podać swój e-mail, oraz odpowiedzieć na pytanie konkursowe:

Jak Wy umilacie sobie dzień, gdy za oknem pada śnieg i jest zimno?

  20 stycznia wylosuję jedną osobę, do której trafi powieść. :) Konkurs trwa więc do 19 stycznia do północy. Po ogłoszeniu wyników odezwę się do zwycięzcy na podany e-mail - gdy nie dostanę odpowiedzi w ciągu tygodnia, będę losować drugi raz.

Życzę powodzenia! :)


sobota, 11 stycznia 2014

Hrabina. Tragiczna historia Elżbiety Batory - Rebecca Johns


Tytuł oryginału: The Countess
Wydawnictwo: Pascal
Data wydania: 28 sierpnia 2013
„Kiedyś wyśmiewałam próżność czterdziesto- i pięćdziesięciolatek, smarujących się kosmetykami na bale i przyjęcia, wybielających podstarzałą skórę ołowiem, ale teraz rozumiem, że to nie wybiegi starych wiedźm, polujących na młodych mężów. To maska, którą zakładamy, aby choć na chwilę rozpoznać w lustrze siebie.”

Elżbieta Batory to jedna z tych postaci historycznych, o której chyba każdy umiałby coś opowiedzieć. To osoba, którą oskarżano o czary, morderstwa młodych dziewcząt, a nawet kąpiel w ich krwi. Nazywana przez wielu wampirzycą z Siedmiogrodu lub najsłynniejszą seryjną morderczynią w historii. W większości są to kłamstwa, jednak w opowiadanych od pokoleń legendach musi kryć się cząstka prawdy, bo nie powstały one przecież przez przypadek. I tak też jest w rzeczywistości. Rebecca Johns w Hrabinie odsłania kulisy węgierskiej księżnej, która wbrew pozorom nie różniła się aż tak bardzo od innych kobiet żyjących w tamtych czasach.

Báthory Erzsébet już jako jedenastolatka musiała opuścić rodzinny dom i przyjąć zaręczyny, które były planem dorosłych po to, aby połączyć ze sobą dwa ważne rody. Dziewczynka szybko staje się kobietą, od której oczekuje się wywiązania z obowiązków żony. Nie jest to łatwe, kiedy jest się samą wśród obcych ludzi. Ludzi dla których intrygi, gra o władzę i przemoc są czymś normalnym. Bohaterka stara się o ich względy, ale nie robi tego z przyjemności, a z konieczności przetrwania w świecie, o którym nie miała wcześniej żadnego pojęcia.

A może jednak nie to? Może to postać, która przez nieodwzajemnioną miłość zaczęła ulegać swojej wyobraźni i dostrzegać, że krew uczyni ją piękniejszą i silniejszą. Młode kobiety, które przybyły do jej zamku w poszukiwaniu pracy, miały już nigdy go nie opuścić...

Muszę przyznać, że sięgając po tę książkę spodziewałam się powtórki z usłyszanych dotąd legend, a dostałam coś, o czym nawet przez chwilę nie pomyślałam. Zapewne wiele osób ciekawi postać Elżbiety Batory i myślę, że zaczynając czytać tę historię nie wiedzieli, że autorka postanowiła odrzucić wszystkie przesądy na jej temat, opowieści i wydarzenia, których nie udało się nikomu udowodnić. Sądzę, że było to dobrym rozwiązaniem, ponieważ dzięki temu powieść mnie nie nudziła, nie dłużyła mi się, a pisarka dzięki temu mogła mnie na każdym kroku zaskakiwać, intrygować i coraz bardziej zachęcać do przekręcania kolejnych kartek. Rzadko kiedy sięgam po tego typu pozycje, albo nawet w ogóle, dlatego też nie do końca wiedziałam, co mogę w niej znaleźć i na początku obawiałam się, że mi się nie spodoba. Niemniej jednak ta beletryzowana biografia wywarła na mnie ogromne wrażenie i jestem przekonana, że za jakiś czas przeczytam ją ponownie.

Czytając Hrabinę najbardziej zwróciłam uwagę na chronologię zdarzeń i narrację z punktu widzenia Elżbiety - sama bohaterka przedstawia czytelnikom swoje dzieciństwo, dorastanie, zamążpójście, zdrady i wiele innych elementów jej życia. Miałam wrażenie, że trzymam w rękach pamiętnik tej historycznej postaci, która odsłania przed całym światem prawdę, której nikt nie chciał nigdy usłyszeć. Rebecca Johns stworzyła kreację żywą, wyrazistą, silną i doskonale zdającą sobie sprawę z własnej wartości. Przedstawiła jej drogę do zguby, która zaczęła się już w najmłodszych latach, a jej skutkiem była zrujnowana psychika i ciągłe usprawiedliwianie się za swoje czyny. Śledzenie jej losów było interesującym doświadczeniem, aczkolwiek również wstrząsającym i długo zapadającym w pamięć.

Hrabina to powieść, którą bez wahania mogłabym postawić na półce obok pozycji, po które mogę sięgać nieskończoną ilość razy, a i tak nigdy mi się nie znudzą. Nie mam nic do zarzucenia autorce tej książki. Rebecca Johns porwała mnie nie tylko lekkością stylu, ale również umiejętnym połączeniem ze sobą historii, fikcji, legendy oraz wiarygodnym przedstawieniem obyczajów tamtej epoki. Udowodniła czytelnikom, że odsunięcie na bok utartych schematów i opowieści jest znakomitym pomysłem, aby stworzyć książkę, o której można opowiadać i o której może być głośno. Polecam gorąco!
Moja ocena 5+/6, 9/10
Za książkę dziękuję wydawnictwu Pascal.

niedziela, 29 grudnia 2013

Dziecko śniegu - Eowyn Ivey


Tytuł oryginału: The Snow Child
Wydawnictwo: Pascal
Data wydania: 25 października 2013
„Czy jej siostra mogła mieć rację, sugerując, że sami decydujemy o zakończeniach, wybierając smutek bądź radość? A może po prostu okrutny świat dawał i odbierał, dawał i odbierał, miotając się na oślep?''

Baśnie bywają piękne i smutne. Nie zawsze kończą się szczęśliwie i tak jakbyśmy tego chcieli. To najczęściej one uczą dzieci odróżniać dobro od zła oraz przekazują ważne wartości w życiu każdego człowieka. Wszyscy znają opowieść o Czerwonym Kapturku, Jasiu i Małgosi czy chociażby o Kopciuszku. Jednak niewiele osób kojarzy historię o dziewczynce, która pojawia się każdej zimy w sercach starszego małżeństwa. Eowyn Ivey stworzyła powieść, w której rzeczywistość przeplata się ze starą rosyjską baśnią, o której pamięta tylko garstka osób. Odtwarza ją na nowo, a przy tym wplata umiejętnie nowe wątki i tworzy książkę, o której chce się dyskutować.

Jack i Mabel zdecydowali się wyruszyć na Alaskę, by zacząć od nowa swoje życie i zapomnieć o stracie dziecka, którego brak w ich życiu powodował nieustannie smutek i ból. Szukali spokoju, wyciszenia i na początku to otrzymali. Ich życie było bezbarwne i pozbawione jakichkolwiek kolorów. Wszystko się jednak zmieniło, gdy spadł śnieg, to właśnie wtedy u Jacka i Mabel pojawiła się radość z tak zwykłego, wydawać by się mogło zjawiska. Podczas chwil szczęścia postanowili ulepić postać dziewczynki. Następnego dnia figurki nie było, a jedynym co zauważyli to ślady niewielkich stóp i dziewczynkę, która zniknęła za drzewami. To ona zaczęła nadawać ich życiu jakikolwiek sens: jej odwiedziny, krótkie rozmowy, zapach, wygląd. Małżeństwo obdarzyło ją ciepłym uczuciem i traktowało jak członka rodziny...

Dziecko śniegu to powieść, na którą nie zwróciłabym uwagi gdyby nie jej piękna oprawa. Wydaje mi się, że każdy kto ją gdzieś zauważy, po chwili do niej wróci i zacznie czytać opis. Okładka jest jedną z największych zalet tej książki i trudno byłoby mi o niej nie wspomnieć. Drugim czynnikiem, który popchnął mnie do przeczytania tej historii był fakt, iż fabuła rozgrywa się na Alasce - krainie zimna, lasów, dzikiej przyrody. Muszę przyznać, że trochę mnie zaintrygowało to, jak autorka poradzi sobie z opisem tego miejsca i jak przedstawi swoją opowieść o tamtym rejonie. Teraz po przeczytaniu tej pozycji mogę szczerze napisać, że Eowyn Ivey poradziła sobie z tym świetnie i dużo lepiej niż mogłam się tego spodziewać.

Autorka buduje napięcie już od samego początku, gdzie też przedstawia nam tylko ogólny zarys fabuły, a później rozdział za rozdziałem coraz bardziej ją komplikuje, a nowe wątki pokazuje w całkowicie innym świetle. To co najbardziej urzeka w tej książce to codzienność życia starszych ludzi obok których pojawia się dziecko, o którym nie wiedzą zupełnie nic. Postać dziewczynki otoczona jest aurą tajemniczości, a zjawiska których są świadkiem wydają się być dla nich nienaturalne. To sprawia, że czytelnik nie wie w co tak naprawdę wierzy, ale zdaje sobie sprawę z tego, że jest widzem jakiegoś pięknego i spektakularnego spektaklu. 

Eowyn Ivey stworzyła opowieść podzieloną na trzy części. Na początku każdej z nich jest tak jakby zapowiedź całości w formie krótkiego fragmentu baśni. Czytelnik chce wiedzieć czy historia autorki popłynie takim samym torem oraz jak się ona zakończy. Książka o dziewczynce pojawiającej się każdej zimy u Mabel i Jacka wywarła na mnie niezmiernie pozytywne wrażenie i cieszę się, że postanowiłam ją przeczytać. Na pewno nie zmieniła mojego życia, ale myślę, że wniosła do niego odrobinę magii, nadziei i wiary w to, co na pierwszy rzut oka wydaje się niemożliwe.

Dziecko śniegu mogę bez wahania zaliczyć do jednych z najlepszych książek tego roku - świadczy o tym nie tylko charakterystyczny język autorki, którym ukazuje nam piękną i dziką Alaskę, ale również różnobarwna kreacja bohaterów, którzy po bliższym zapoznaniu tętnią życiem i energią. To powieść, która pozostaje na długo w nas i ma się ochotę opowiadać o niej nie tylko swoim przyjaciołom, ale ludziom których praktycznie nie znamy. Jestem pewna, że kiedyś wrócę do tej historii i spróbuję poznać ją na nowo, a teraz pozostaje mi zazdrościć tym, którzy mają ją jeszcze przed sobą. Gorąco zachęcam do przeżycia wspaniałej przygody u boku ludzi, którzy mogą nas czegoś nauczyć.
Moja ocena 5+/6, 9/10
Za książkę dziękuję wydawnictwu Pascal.

***
W końcu coś przeczytałam i napisałam recenzję, a blogger nawet normalnie działał! Powinnam na dniach dodać konkurs, w którym do wygrania będzie jeden egzemplarz Dziecka śniegu.:)

czwartek, 14 lutego 2013

Zawsze o tym marzyłam - Rita Golden Gelman


Tytuł oryginału: Tales of female nomad: living at large in the world
Wydawnictwo: Pascal
Data wydania: październik 2012
,,Jej opowieść przypomniała mi, że kiedyś marzyłam o pływaniu dookoła świata, spływie Amazonką, spotkaniach  z pierwotnymi plemionami i poznawaniu ich życia. Kochałam tę ukrytą we mnie dziewczynę, która potrafiła marzyć.''

Są książki po które sięgam rzadko, ale to właśnie one wywierają na mnie największe wrażenie, inspirują, zmuszają do działania i sprawiają, że wiara w swoje marzenia nie zanika, a powiększa się. Mam na myśli pozycje podróżnicze, w których ludzie opisują jakie przeżyli niesamowite przygody, co musieli zrobić, co wpłynęło na to, że podjęli takie kroki. Historie takich osób są niezwykle motywujące i podbudowują naszą osobowość. Jak w takim razie wypadła opowieść spisana przez Ritę Golden Gelman?

Główną bohaterka jest sama autorka, bo to ona opisuje nam jak wyglądało jej życie po rozwodzie z mężem. Wiele osób po takim zdarzeniu rezygnuje ze wszystkiego, a ona postanowiła poszukać innego sposobu na życie, bez faceta u boku. I odnalazła. Przez ponad dwadzieścia lat podróżuje, prowadzi koczowniczy styl życia i nie ma stałego adresu. Jej pasją jest poznawanie ludzi, co można zaobserwować na pierwszy rzut oka czytając Zawsze o tym marzyłam. Nieustannie zawiera z kimś przyjaźnie, ktoś zaprasza ją jako nieznajomą do swojego domu, a po wymianie zdań stają się dla siebie bliższymi osobami. Jej sposobem na ich lepsze poznanie, jest zamieszkanie wśród danej społeczności - nieważne czy to będą dzikie plemiona czy rodzina książąt. Miała możliwość brać udział w religijnych ceremoniach, widzieć skutki czarnej magii. Rita sama nie wie gdzie będzie za pół roku, zawsze idzie za instynktem, który prowadzi ją w najbardziej fascynujące miejsca świata.

Książka przeleżała u mnie kilka miesięcy i mimo że codziennie mój wzrok padał na jej piękną okładkę, mówiłam sobie, że przeczytam ją za jakiś czas. Ten ''jakiś czas'' stanowczo za bardzo się przedłużył i postanowiłam spróbować wgłębić się w świat podróży w ferie, dni wolne od szkoły. Myślałam, że pochłonę ją w mgnieniu oka, a tak się nie stało. Historia wciąga, jest opowiedziana bardzo ciekawie i realistycznie, ale w między czasie wiele razy budziłam się na tym, że zamiast czytać rozmyślam nad tym, co ja zrobiłabym w  danej sytuacji, czy odważyłabym się. Pytań miałam tysiące i do siebie i do autorki i to właśnie spowodowało, że czas czytania się wydłużał. Niemniej jednak cieszyłam się z tego, ponieważ nie chciałam szybko zakończyć zwiedzania oczami wyobraźni tych pięknych miejsc, chciałam jak najdłużej cieszyć się z tego, czego doświadczyła autorka.

Sięgając po Zawsze o tym marzyłam, wiedziałam że nie zobaczę zdjęć, które z pewnością podwyższyłyby jakość tej książki, ale czytając tę historię wiele razy zastanawiałam się, dlaczego ich tu nie ma. Fotografie urozmaiciłyby lekturę, pomogłyby w budowaniu pewnej atmosfery. Zabrakło mi też pewnych szczegółów, chociaż zdawałam sobie sprawę z tego że byłoby to niemożliwe, bo książka miałaby wtedy trzy razy tyle stron. Rita Golden Gelman często przedstawiała pewne fazy gotowania i samo jedzenie, tak o jedzeniu można było przeczytać co kilka stron. Było to interesujące i sprawiało, że czytelnik sam miał ochotę pójść i to ugotować, ale oczekiwałam bardziej przedstawienia szczegółowo miejsc, w których była, niż tego co jadła.

Zawsze o tym marzyłam to książka po której spodziewałam się trochę więcej, ale nie jest z pewnością tak źle, jak mogłoby być. Opowieści były bardzo intrygujące i sprawiały, że nie mogłam usiedzieć na miejscu, bo automatycznie chciałam być tam i przeżywać to co Rita. Poznawać tak niezwykłych ludzi, ich obyczaje i tradycje, starając się przy tym do niczego nie wtrącać. Autorka odnalazła nowy sposób na życie, przy tym motywując wielu ludzi, do których teraz należę i ja. Poznawanie świata jest czymś niezwykłych, więc dlaczego by nie próbować? Mimo kilku wad, uważam że po pozycję warto sięgnąć i poczytać o doświadczeniach tej fascynującej kobiety, która odważyła się pojechać do miejsc nieznanych i tajemniczych. Polecam!
Moja ocena 4+/6, 7/10
Za książkę dziękuję wydawnictwu Pascal!

Strona autorki: tu

środa, 26 września 2012

Hiszpańska fiesta i soczyste mandarynki - Alex Browning


Tytuł oryginału: Shooting Caterpillars in Spain. Two innocents abroad in Andalucia.
Wydawnictwo: Pascal
Data wydania: sierpień 2012
Książka dostępna tutaj: .klik.
,,Dziękujemy - były to najbardziej ekscytujące wakacje, jakie kiedykolwiek przeżyłyśmy''

Lubię od czasu do czasu sięgnąć po jakąś lekką książkę, której fabuła rozgrywa się w dalekim, ciepłym miejscu. Tym razem postanowiłam zaznajomić się z krajobrazem Hiszpanii, i jej mieszkańcami - czyli tym co jedzą, czego nie tolerują itp. Częściowo właśnie tego się dowiedziałam dzięki powieści pt. Hiszpańska fiesta i soczyste mandarynki. Ale czy uważam ją za dobrą? O tym za chwilę.

Historia opowiada o szczęśliwym małżeństwie, które postanawia przeprowadzić się do Hiszpani, ze względu na dziwne odczucie, że czegoś im w życiu brakuje. Okazuje się, że tym brakującym elementem jest zmiana otoczenia, zmiana nawyków, języka i znajomych. Alex i James mają w planach otwarcie hotelu, jednak to co na początku wydawało się takie proste, wcale takie nie jest. Przeżyją niesamowite przygody z sąsiadami, kotami, znajomymi, wężami i innymi rzeczami, które spotkać można w tym kraju.

W pierwszym akapicie zadałam pytanie sama sobie, czy książkę uważam za dobrą i moja odpowiedź brzmi: nie jest to dobra lektura. Tutaj, Moi Drodzy, niestety nie napiszę, że jest to świetna i znakomita pozycja, którą bardzo polecam. Bo tak nie jest. Historia jest przeciętna, nie wyróżnia się niczym szczególnym, co zwróciłoby moją uwagę na tyle, żeby do niej kiedyś wrócić. Co prawda sięgając po tego typu literaturę nie powinniśmy spodziewać się arcydzieł, jednak sądziłam, że Alex Browning stworzy dużo bardziej ekscytującą historię. Historię, którą czytałabym z wypiekami na twarzy..

Zaczęłam od minusów i dalej będę je wypisywać.. Nie podobało mi się to, że autorka zastosowała tak wiele opisów, a dialogów było naprawdę niewiele, co utrudniało czytanie i przez to często odkładałam książkę, zmęczona tym, że bohaterowie rzadko kiedy wymieniają się poglądami i tak naprawdę wiem o nich to co przeczytałam z opisów. Pisarka postawiła nam wszystko na tacy i raczej nie było fragmentów, gdzie sami moglibyśmy się czegoś domyśleć. Po drugie muszę wspomnieć o błędach, które w książce znalazłam, a są to literówki, albo jakiegoś wyrazu w zdaniu nie ma w ogóle, przez co w ogóle treść nie ma sensu. Przykładem może być następujące sformułowanie: ,,Penny zabrała mnie do siebie, gdzie razem z niecierpliwością powrotu naszych mężów'' (str.201).

Teraz czas na plusy. W Hiszpańskiej Fieście i soczystych mandarynkach podobało mi się poczucie humoru pisarki, dzięki czemu dosyć często chichotałam pod nosem z zachowania bohaterów. Po drugie po przeczytaniu tej książki moja wiedza na temat Hiszpanów i samego kraju się zwiększyła, z czego bardzo się cieszę - przyjemne połączone z pożytecznym. Również dzięki tej powieści, mimo niektórych przeszkód przyjemnie spędziłam ten czas, ponieważ czytanie w zimne i pochmurne dni o zrywaniu z drzew mandarynek i o upałach, poprawił mi humor i chociaż przez chwile mogłam poczuć, że tam jestem.

Hiszpańska fiesta i soczyste mandarynki to pozycja średnia, która ma wiele mankamentów, po której nie można spodziewać się czegoś świetnego. Ale to również powieść, dzięki której możemy przenieść się do Hiszpanii i uwierzyć w to, że w życiu można zrobić wszystko jeśli się tego naprawdę bardzo chce. Czy ją polecam? Nie wiem i sami odpowiedzcie sobie na pytanie, czy chcecie ją przeczytać, czy też nie.
Moja ocena 3/6 , 4/10
Książkę otrzymałam od wydawnictwa Pascal, za co serdecznie dziękuję.