Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Muza. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Muza. Pokaż wszystkie posty

sobota, 20 grudnia 2014

Mroczna bohaterka. Jesienna Róża - Abigail Gibbs

Dwór, moje dziecko, jest jak akwarium. Wszyscy przypatrują się dużym i ładnym rybom. Tyle że to bez sensu, bo żadne z nas rybą nie jest. My się po prostu topimy.''

Rok temu przeczytałam pierwszą część z serii Mroczna bohaterka, która wywarła na mnie dość spore wrażenie i nie mogłam doczekać się momentu, w którym sięgnę po jej kontynuację. Jednak kiedy już to zrobiłam, zdałam sobie sprawę, że moja wizja drugiego tomu znacznie odbiega od tej, którą przedstawiła Abigail Gibbs w Jesiennej Róży I nie piszę tego po to, by teraz dać Wam znać, że dzięki temu jest lepiej, fajniej i w ogóle fantastycznie. Otóż jest niestety gorzej. 

Druga część jest przede wszystkim o Jesiennej Róży, piętnastolatce, która nie jest zwykłą uczennicą, a dziewczyną władającą magią Mędrców i dziedziczką tytułu książęcego. W szkole średniej oprócz nauki ma za zadanie chronić uczniów przed wszelkimi niebezpieczeństwami. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie ataki zabójczych Extermino, przez których do miasteczka na pomoc dziewczynie przybywa syn króla Mędrców. Do tej pory zostawiona sama sobie Jesienna Róża będzie musiała nauczyć się pracować z kimś jej podobnym oraz odkryć, co łączy ją z Pierwszą Mroczną Bohaterką - Violet. 

Wydaje mi się, że kontynuacja Kolacji z wampirem nie przypadła mi do gustu tak, jak myślałam, że przypadnie, ze względu na zmianę głównej postaci. Chciałam od razu dowiedzieć się, co słychać u Violet i co ciekawego wyrabia się w jej nowym, dziwacznym życiu. Zamiast tego dostałam piętnastolatkę, która właściwie nie wyróżniała się na początku niczym szczególnym, a bardziej irytowała mnie swoją beznadziejnością i po prostu byciem Jesienną Różą. Później zaczęła się zmieniać, a na koniec powieści nawet ją polubiłam, ale nie zmienia to faktu, że poznania jej nie będę wspominać miło.

O losie, niech te wszystkie lata lekcji etykiety nie pójdą na marne!
- Eeee... cześć.''

Abigail Gibbs można zarzucić też niepotrzebne przedłużanie fabuły przez poświęcenie praktycznie całego tomu na przedstawienie życia dziedziczki tytułu książęcego. Rozumiem, że było to potrzebne, ale można było to po prostu ująć w jakichś dłuższych opisach. Bo tak naprawdę przez większą część tej książki nic się nie dzieje - są jakieś fragmenty, w których akcja nabiera tempa i czuć lekki dreszcz emocji, ale ten kulminacyjny punkt następuje dopiero pod koniec. Wtedy też dowiedzieć się można co stało się z życiem Violet i innych bohaterów, których poznało się w tomie pierwszym. Dopiero w tym momencie rozwiązuje się wiele spraw i coś konkretnego zaczyna się dziać. Szkoda, że czekać na to trzeba było kilkaset stron. Nie podobała mi się też bijąca z tej historii infantylność, której autorka nawet nie próbowała się chyba pozbyć. Obecna była już wcześniej, ale tutaj widać ją wyraźniej. 

Największym atutem tej książki jest ukazanie przez pisarkę dziewięciu wymiarów, które reprezentuje dziewięć rodzajów mrocznych istot. Tutaj zostaje poświęcone temu zagadnieniu wiele więcej uwagi, dzięki czemu czytelnik może teraz lepiej zrozumieć niektóre rzeczy i łączyć ze sobą pewne fakty. Kolejnym plusem jest prastara przepowiednia, która się rozwija i więcej osób zaczyna być w nią zaangażowanych, dzięki czemu zapewne w kolejnych częściach stanie się w końcu głównym tematem tego cyklu. Podobał mi się również humor, który pojawiał się co jakiś czas na kartach tej powieści i sprawił, że odebrałam ją trochę lepiej.

Nie zmienia to jednak faktu, że Jesienna Róża jest niestety średnią kontynuacją. Należałam do nielicznej grupy osób, którym pierwsza część bardzo się podobała, ale nie mogę napisać tego o drugim tomie. Był przeciętny przez przedłużenie fabuły i tak naprawdę dopiero jego zakończenie przypomniało mi, jak dobrze bawiłam się czytając Kolację z wampirem. Dlatego też mam nadzieję, że trójka będzie równie dobra jak jedynka, a autorka skupi się na tym co trzeba, nie będzie wprowadzać niepotrzebnych wątków i, że jej styl się poprawi.
Ocena 3+/6
Książka otrzymana od Business & Culture.

+ Przypominam o konkursie, w którym ktoś z Was może wygrać W śnieżną noc - trwa do północy :).

wtorek, 19 listopada 2013

Mroczna Bohaterka. Kolacja z wampirem - Abigail Gibbs


Tytuł oryginału: Dinner with a Vampire 01. The Dark Heroine
Seria/cykl wydawniczy: Mroczna Bohaterka 1
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 23 października 2013
„Czas ucieka, wieczność czeka.”

Mogę się założyć, że większość z Was ma już dość wampirów i całego szumu wokół nich. Mam rację? Tak też myślałam. Ale szum minął, książek o tych istotach nie powstaje już tak dużo jak jeszcze dwa lata temu. Nawet nie sądziłam, że będę mogła zatęsknić za nimi, ale tak też się stało - bo kiedy zobaczyłam, że zostanie wydana nowa powieść poświęcona im, od razu wiedziałam że muszę ją koniecznie przeczytać. A kiedy przewróciłam kilka pierwszych stron poczułam się jak w domu - wśród potworów, których głównym pożywieniem jest krew. Pewnie to głupio brzmi, ale moda na podróże w czasie, anioły i inne wymiary nigdy tak bardzo nie intrygowała mnie jak moda na wampiry.

Violet Lee znajduje się w złym miejscu w nieodpowiednim czasie, przez co jej życie ulega drastycznym zmianom. Dziewczyna spotyka grupę tajemniczych i dziwnych mężczyzn na Trafalgar Square, którzy nie pozwalają jej odejść po tym czego była świadkiem. Skutkiem tego wszystkiego trafia do wspaniałej rezydencji, gdzie będzie musiała rozpocząć nowe życie z dala od rodziny. Bogactwo, przepych, przyjęcia, bale, hierarchie - to tylko część nowych elementów, z którymi Violet będzie musiała się oswoić. A za tym co kolorowe i piękne kryje się świat niebezpieczny - jego częścią jest Kaspar Varn - wampir pochodzący z królewskiego rodu, któremu trudno jest się przeciwstawić. Dwa odległe bieguny, dwie zupełnie inne osobowości, które będą musiały stawić czoła prastarej przepowiedni...

Kolacja z wampirem to pierwsza część cyklu o Mrocznych Bohaterkach autorstwa Abigail Gibbs, która zasłynęła w internecie już w wieku piętnastu lat publikując tam tę powieść. Muszę przyznać, że jestem pod ogromnym wrażeniem - sam fakt, że udało jej się wydać tę książkę w postaci papierowej jest już dość sporym sukcesem. Kilka lat temu byłam wierną czytelniczką kilku opowiadań, które publikowały różne osoby na swoich blogach i sama wiem, że trudno im było w jakiś sposób zareklamować swoją historię. Dlatego też zobaczenie jednej z wielu opowieści, które z początku były pisane tylko jako hobby, na półkach księgarni może uświadomić, że to co robi się od serca często owocuje czymś większym.

Książka porwała mnie już praktycznie od samego początku i nie mogłam przestać jej czytać - nawet fakt, że rano powinnam wstać niewiele poskutkował. Wmawiałam sobie, że tylko jeszcze jeden rozdział i naprawdę zrobię przerwę, dokończę następnego dnia. Minął rozdział, powtarzałam to samo. Okłamywanie samej siebie kiedy czyta się tak wciągającą powieść jest chyba normalne, prawda? Mroczną bohaterkę mogłabym porównać do tabliczki czekolady - będziemy jeść dotąd, aż się skończy. A historię o Violet czytać dotąd, aż dojdziemy do podziękowań.

Jesteście zapewne ciekawi, jakie mankamenty ma ta książka. Też byłam tego ciekawa i nawet nastawiłam się, że znajdę ich dość sporo. Mam dwa. Pierwszy i najważniejszy - najpierw otwarta wrogość pomiędzy Kasparem - Violet, a później dziewczyna nie widzi poza nim całego świata. Jeszcze byłoby wszystko okej, gdyby nie to, że na początku wyklinała cały nadprzyrodzony świat i zapierała się nogami, że nigdy do niego nie dołączy. Trochę sztuczne, nie uważacie? Drugi mniej znaczący - lekko powielony schemat z innych tego typu pozycji (nastolatka, która poradzi sobie w życiu sama, jest twarda, a innych ma totalnie gdzieś). Szkoda, że Abigail nie postarała się troszkę bardziej, ale można przymknąć na to oko - zaczynała będąc piętnastolatką. 

Wracając do plusów - bo jest ich o wiele więcej niż zapewne przypuszczacie. Muszę wspomnieć (bo gdybym tego nie zrobiła, nie byłabym Cass) o wampirze, który jest następcą tronu - Kasparze. Bardzo bawiło mnie jego zachowanie na przestrzeni całej powieści - to typ sarkastycznego, aroganckiego i zmiennego bohatera, który wbrew pozorom nie jest idealny i ma naprawdę wiele wad. Można go polubić, albo znienawidzić - wybór dość trudny, aczkolwiek da się pod koniec pierwszej części coś ustalić. Bardzo polubiłam również Jesienną Różę, której poświęcono mało miejsca, niemniej jednak mam nadzieję, że w kontynuacji dowiemy się o niej czegoś więcej. Jest tutaj wiele różnobarwnych postaci, na które warto zwrócić uwagę - autorka postarała się o to, aby każda z nich odegrała mniej lub bardziej znaczącą rolę.

Jednym z najważniejszych atutów tej książki jest wątek poświęcony prastarej przepowiedni, o której początkowo nie wiemy nic, jednak z czasem dowiadujemy się coraz więcej, a napięcie rośnie... Uważam, że Abigail Gibbs wpadła na genialny pomysł, dzięki któremu historia ożywa i staje się jeszcze bardziej fascynująca. Przy okazji tego mamy szansę usłyszeć o innych wymiarach, które z pewnością zostaną nam przybliżone w następnych tomach cyklu.

Mroczna Bohaterka. Kolacja z wampirem to bardzo dobrze napisana powieść, choć chwilami lekko infantylna. Jednak nie będę zaprzeczać temu, iż czytało się ją naprawdę znakomicie i zwracanie uwagi na mankamenty jakoś niespecjalnie wchodziło w grę. Nie zawsze trzeba krytykować każdy możliwy element - ja wyłapałam dwa, a poza tym uważam, że jest to historia z dużym potencjałem, który mam nadzieję zostanie wykorzystany również w przypadku Jesiennej Róży (zapowiadanej na 2014 rok). Polecam!
Moja ocena 5/6, 8/10
Za książkę dziękuję Business & Culture.

Tutaj macie wywiad z Abigail w DDTVN - [wywiad]
I dołączam kawałek, przy którym pisałam recenzję:

sobota, 29 czerwca 2013

Przez pustynie na ośnieżone szczyty... - Wojciech Lewandowski


Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 9 stycznia 2013
„Jaszczurek dodaje mi otuchy, pokpiwając, że nie jestem na wycieczce dla dziadków. To działa mobilizująco.''

Żeby napisać dobrą i ciekawą podróżniczą książkę, trzeba naprawdę uwielbiać opisywany przez siebie kraj czy obszar. Obowiązkowo jest wiedzieć o nim naprawdę sporo i umiejętnie nam te informacje przekazać, wplatając je w najbardziej ekscytujące fragmenty. Najlepiej jest czytać dzienniki z wypraw, ponieważ wtedy przenosimy się razem z autorem do tamtejszej teraźniejszości i możemy zasmakować tego egzotycznego życia. Zobaczyć jak czuł się autor i o czym myślał pod szczytem Aconcagui, czy pod jednym z najwyższych wulkanów świata - Chimborazo w Ekwadorze.

Wojciech Lewandowski w książce Przez pustynie na ośnieżone szczyty... opowiada nam o górach Ameryki Łacińskiej i wyjaśnia, które tereny do niej należą oraz z czego taki podział wynikł. Przedstawia również dobre i złe strony ''zbieractwa'' szczytów. Najważniejszą częścią tej pozycji są jednak opowieści o tropikalnych lasach, tajemniczej i nieznanej nam przyrodzie, wulkanach, przypadkowych spotkaniach z ludźmi pełnymi pasji oraz o górach i trudnej wspinaczce na nie. Autor wraz z towarzyszami pokazuje jak zdobył jedne z najwyższych szczytów Ameryki Południowej, idąc śladami Pierwszej Wyprawy Andyjskiej z lat 30. XX wieku.

Na szczególna uwagę zasługuje samo wydanie książki, bo tak jak w przypadku innego reportażu, o którym pisałam wcześniej - W świecie jurt i szamanów, tak i tutaj czytanie i oglądanie sprawiało ogromną przyjemność. Zdjęcia dołączane do pozycji podróżniczych są obowiązkowym elementem, dzięki któremu możemy łatwiej zrozumieć zachwyt autora, nad  wydawać by się mogło zwyczajnym kwiatkiem. Opowieść jest przesycona prawdziwymi emocjami, które automatycznie przechodzą na nas i sami mamy nieodpartą chęć towarzyszyć pisarzowi w jakiejkolwiek przygodzie. Bardzo spodobało mi się nawiązywanie do historii, czy dzielenie się z czytelnikami codziennymi i życiowymi zdarzeniami. 

Przez pustynie na ośnieżone szczyty to książka dla osób fascynujących się światem oraz dla tych, którzy chcieliby wyjechać w przyszłości właśnie w Andy - jestem przekonana, że ta pozycja pomoże wam w jakimś stopniu i dzięki niej dowiecie się naprawdę wielu przydatnych rzeczy. Przeżyjecie niesamowite chwile, a kiedy opowieść będzie dobiegała końca, postanowicie tam pojechać, albo przeczytać ją od nowa. Uważam, że relacja z tych podróży jest warta uwagi, ponieważ nie tylko uczy nas wiedzy o nieznanym nam świecie, ale również motywuje do odbycia swojej wymarzonej wędrówki, niekoniecznie tej za granicami naszego kraju. Przyjrzymy się chociażby Bieszczadom...
Moja ocena 5/6, 8/10
Za książkę dziękuję wydawnictwu Muza.

wtorek, 7 maja 2013

W świecie jurt i szamanów - Bolesław A. Uryn


Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 9 stycznia 2013
„Jeszcze dzisiaj, podróżując po Mongolii, czuje się tam bliską obecność pachnącego kumysem, groźnego, dzikiego wojownika i niemal czeka się na tętent kopyt jego konia, pętlę arkanu zaciskającą się na szyi czy świst strzały nad głową.''

 Dzisiaj mało kto nie chciałby podróżować - praktycznie wszystkich fascynuje poznawanie nowych kultur czy nawet sam fakt pojechania za granicę. Jednak większość wybiera całkiem wygodne wyjazdy z biurem podróży z noclegami w hotelu z basenem i plażą obok. Co powiecie jednak na wyjazd do krainy mało znanej i nietkniętej przez człowieka? Takiej, w której społeczeństwo żyje tak jak ich przodkowie w zgodzie z naturą? Zanim zaczęłam czytać W świecie jurt i szamanów o Mongolii nie wiedziałam zupełnie nic, oprócz tego gdzie mogę znaleźć ją na mapie...

Teraz mam wrażenie, że znam ją lepiej niż Polskę. Książka Bolesława Uryna to przede wszystkim opowieść o ojczyźnie Czyngis-chana i jego potomkach. Autor od siedemnastu lat co roku wraca do kraju pozbawionego asfaltowych dróg, który będzie spełnieniem marzeń dla osób chcących odpocząć od cywilizacji. Razem z Boleebaatarem (tak nazywają podróżnika ludzie w Mongolii) przemierzamy stepy, góry, tajgę i nawet pustynię. Poznajemy tam serdeczne osoby, które z wielką przyjemnością goszczą w swoich jurtach nowych przybyszów. Dowiadujemy się jak wygląda budowa jurty, jakie są obyczaje Mongołów, kultura i historia. Obserwujemy również przeprawę łódką jedną z rzek tej tajemniczej krainy.


Kiedy czytam jakąś książkę, wiem kiedy została napisana ona z pasją, a kiedy wręcz z przymusu. W chwili, w której wzięłam do ręki tę pozycję i przejrzałam poszczególne strony, wiedziałam już, że będzie to niesamowite spotkanie z krajem, o którym nie wiem nic. I tak też było - ilość informacji była ogromna i nie raz mogła przytłoczyć, ale za to wszystko co chciał przekazać mi autor, ja próbowałam zapamiętać. Niektóre rozdziały interesowały mnie bardziej, a inne mniej. Niemniej jednak, uważam że wszystkie są w jakimś stopniu ważne i stanowią całość. Poznać kraj, nie będąc tam jest trudno, ale warto mieć jakąś podstawową wiedzę o tym jak tam jest. Widać, że Mongolia dla Bolesława Uryna jest jak druga ojczyzna, wobec tego jego opowieść nie nudzi, a wręcz zachęca do dalszego poznawania, a na koniec ma się nieodpartą chęć pojechania tam i doświadczenia tego samego na własnej skórze.

W świecie jurt i szamanów to nie tylko sama opowieść za pomocą słów, ale również wielu pięknych i obrazowych zdjęć na które wręcz nie da się napatrzeć. Uważam to za całkowicie idealny dodatek, dzięki któremu lepiej można poznać coś czego nigdy sami nie widzieliśmy. Książka wywarła na mnie duże wrażenie i z pewnością kiedyś wrócę albo do niej albo do samej Mongolii... Teraz pozostaje mi polecić tę pozycję wszystkim miłośnikom poznawania nowych zakątków świata. Jestem pewna, że wiedza, którą podarował nam autor może zaszczepić w nas chęć zaplanowania nowej jakiejkolwiek wyprawy...
Moja ocena 5/6, 8/10
Za książkę dziękuję wydawnictwu Muza. 

niedziela, 6 stycznia 2013

Mężczyzna, którego nie chciała pokochać - Federico Moccia


Tytuł oryginału:  L'uomo che non voleva amare
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: październik 2012
Książka dostępna tutaj: .klik.

,,Tancredi ruszył w jej kierunku. Podszedł bardzo blisko. Stanął milimetr od niej. Nic nie powiedział. Dochodził ich tylko szum morza i zapach otaczającej przyrody. W końcu wyszeptał jej do ucha: - Miałem nadzieję, że włożysz właśnie tę.''

Federico Moccia to pisarz z pewnością przez Was dobrze znany, albo chociaż kojarzony z pięknymi historiami i filmami, które powstały na podstawie jego książek. Już od dawna chciałam zapoznać się z jego twórczością, zacząć od tych najbardziej znanych pozycji, ale przygodę z nim zaczęłam od tej najnowszej - Mężczyźny, którego nie chciała pokochać. Podobno literaturze bardziej dorosłej i znacznie odbiegającej chociażby od Wybacz, ale będę ci mówiła skarbie. Czy autor mnie czymś zaskoczył i sprawił, że powieść przeczytałam w błyskawicznym tempie? O tym w dalszej części recenzji, ale na początek zdradzę tylko, że dawno nikt mnie tak nie zaskoczył zakończeniem!

Sofia jest utalentowaną i uznaną na całym świecie pianistką, a muzyka to jej największa miłość - robi to z pasją od dziecka. Jest związana z Andreą, który zapowiada się na dobrego architekta. Są szczęśliwi, ale wszystko się zmienia, kiedy mężczyzna ulega poważnemu wypadkowi. Wtedy Sofia składa ślub przed Bogiem, że jeśli jej Andrea przeżyje, ona porzuci grę na fortepianie na zawsze.. Operacja kończy się sukcesem, ale życie ich nie będzie już takie proste jak kiedyś.. Drugi główny bohater jest bogaty i przystojny - ma wszystko co chce - domy, samoloty, samochody na całym świecie i własną wyspę. Nienawidzi szczęścia i robi wszystko, aby je komuś zniszczyć. Jest zimny, cyniczny. Ale pewnego dnia podczas joggingu chowa się przed deszczem w kościele i tam zauważa po raz pierwszy Sofię. Pierwszy raz od dawna stracił nad sobą kontrolę urzeczony piękną kobietą. Zaprasza ją na kawę, ale Sofia odmawia wbrew sobie. On układa nowy plan i pewny jest, że w końcu uda mu się ją zdobyć..

,,Spacerowali blisko siebie jak zwykła para, a jednak nie dotyczyły ich żadne reguły, nie liczył się czas, byli wolni od zdrady, kłamstwa, rozczarowania. Zdawało się, że tworzą idealną parę, choć z oczywistych względów daleko im było do ideału.''

Kiedy sięgnęłam po Mężczyznę, którego nie chciała pokochać, na początku gubiłam się w postaciach i nie wiedziałam chwilowo o kogo chodzi w danym fragmencie, albo zapominałam kim ten ktoś jest. Nie wiem czy jest to spowodowane tym, że autor faktycznie już we wstępie rzucił nas na głęboką wodę z tymi wszystkimi bohaterami, czy tylko ja miałam z tym taki problem. Niemniej jednak później to nie miało miejsca. Moccia z każdą kolejną stroną zwiększa napięcie i sprawia, że czytelnikowi jest coraz trudniej odłożyć książkę na bok. A już w środku jest to wręcz niemożliwe. Fabuła rozwija się w zawrotnym tempie i kiedy już myślimy, że nic ciekawszego nie może się stać, jesteśmy w ogromnym błędzie! Pisarz nieustannie czymś zaskakuje, chociaż nie mówię, że nie było kilka przewidywalnych momentów. Były, ale naprawdę niewiele.

Federico pisze prostym i zarazem poetyckim językiem, co według mnie jest idealnym rozwiązaniem, kiedy przedstawia się w formie opisów grę Sofii i jej wyćwiczone ręce - to sprawia, że samemu ma się ochotę siąść przed fortepianem i coś zagrać. Stworzył też barwnych i wyrazistych bohaterów, których losy chwytają za serce i z niecierpliwością czekamy na to co wydarzy się w ich życiu w przyszłości. Postaci ewoluują, za przykład można podać chociażby Tancrediego - na początku wyrachowanego i zimnego faceta, a pod koniec - czarującego, ciepłego, który potrafi rozkochać w sobie wszystkich wokół. Sofia na początku wiernie trzymająca się sztywnych zasad, później jest całkowicie inną kobietą, która zaskoczy Was wiele razy.

Podsumowując, uważam że Mężczyzna, którego nie chciała pokochać to powieść obok której nie mogą przejść obojętnie fani pisarza, jak i osoby, które uwielbiają romantyczne historie z odrobiną czegoś świeżego i pikantnego. Ponadto zakończenie bardzo mnie zaskoczyło, bo nie sądziłam że autor może coś takiego zrobić! Dosłownie, miałam ochotę powyrywać mu włosy, za to że nie zakończył tego po mojej myśli. Jednak to oznacza, że naprawdę potrafi zaintrygować czytelnika i udowodnić, że pisać potrafi i to nawet całkiem dobrze. Zachęcam gorąco do sięgnięcia po tę książkę, ponieważ uważam że naprawdę warto zapoznać się w twórczością tego autora. Ja z pewnością przeczytam jego inne pozycje. Polecam!
Moja ocena 5/6, 8/10
Książkę przeczytałam dzięki wydawnictwu Muza!

niedziela, 30 grudnia 2012

Jeszcze jeden dzień - Fabio Volo


Tytuł oryginału: Il giorno in piu
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: lipiec 2012
Książka dostępna tutaj: .klik.
 „Patrzyliśmy na siebie w milczeniu, a nasze postacie odbijały się na horyzoncie przed nami. Doszliśmy do granicy, przebudzenia ze snu, zakończenia bajki. Do momentu zgubionego pantofelka.”

Niektóre okładki przyciągają nasz wzrok tak, że nawet bez przeczytania opisu, wiemy że daną książkę przeczytamy. Ja tak miałam z pozycją Fabio Volo Jeszcze jeden dzień. Od razu zwróciłam uwagę na tę powieść, a później liczne opinie utwierdziły mnie w przekonaniu, że ją trzeba przeczytać. Tak naprawdę nie liczyłam na wiele, wiedziałam że będzie to jedna z tych lekkich lektur z dość schematyczną fabułą. Trochę się pomyliłam, o czym przekonanie się w dalszej części recenzji.

Giacomo jest trzydziestoletnim facetem, który nie wymaga wiele od życia. Każdy jego dzień wygląda podobnie - budzik, kawa, tramwaj, biuro, siłownia, pizza, kino, romanse. Umawia się z przypadkowo poznanymi kobietami nawet, nie znając ich imion. Nie umie, albo boi się zaangażować w poważny związek.. Jednak pewnego dnia jadąc tramwajem, spotyka pewną intrygującą dziewczynę, o której nie będzie mógł zapomnieć. Widzi ją codziennie, wyobraża sobie co wydarzyłoby się, gdyby podszedł do niej i coś powiedział. Ukradkowe, nieśmiałe spojrzenia już nie wystarczają. W końcu nieznajoma zaprasza go na kawę i oświadcza, że to spotkanie jest ich pierwszym, ale i ostatnim. Michaela wyjeżdża do Nowego Jorku.

Sięgając po tę powieść, tak jak pisałam wyżej, nie oczekiwałam wiele, ale przypuszczałam, że będzie schematycznie. Otóż, moi drodzy - nie było! Autor strasznie mnie zaskoczył, bo nie przedstawił typowego romansidła, a coś zupełnie innego. Pokazał miłość, której wcześniej nie widzieliście. Volo wymyślił sobie, że główni bohaterowie zagrają w pewną, dość intrygującą grę. Co powiedzielibyście na związek z ustaloną z góry datą ważności? Nie brzmi ciekawie? Pomysł na taką fabułę był strzałem w dziesiątkę, bo chyba nikt nie spodziewałby się czegoś takiego. Ale ten pomysł wszedł w życie trochę później, a początek był niestety dość nudny.

„-Przepraszam za spóźnienie. Szczerze mówiąc, od dwudziestu minut cię obserwowałam. Bałam się i byłam zbyt wzruszona... Kiedy przyszłam, już tu byłeś. Długo czekałeś? -Mniej więcej trzydzieści lat.”

Główny bohater - Giacomo początkowo mnie zanudzał na śmierć swoimi rozważaniami na różne tematy, czy też opowieściami co zrobił, będąc dzieckiem. Czytając te fragmenty, nasuwała mi się nieustannie myśl: ''co za dzieciak z tego trzydziestolatka!''. Z biegiem czasu jednak zmieniał się i zaczynałam go coraz bardziej lubić. Udowodnił, że nie jest wcale taki, jak mogłoby wydawać się na pierwszy rzut oka. Michaela jest postacią nadal tajemniczą, bo nie dowiadujemy się o niej zbyt wiele, niemniej jednak interesującą. Sylvię - przyjaciółkę Giacoma - odebrałam jako przyjazną, serdeczną, która uczy się być silna. Ogólnie rzecz biorąc Fabio Volo stworzył nawet godnych wzmianki bohaterów, ale nie takich, których zapamiętalibyśmy na długo.

Język jest prosty, a czasami aż do przesady. Na początku bardzo irytowały mnie pojedyncze zdania, później już przestałam zwracać na nie uwagę, a później już ich nie było. Nie tylko ewoluował bohater, ale też język i styl. Na koniec było wszystko dopięte na ostatni guzik i gdyby całość też taka była, książka otrzymałaby ode mnie dużo wyższą ocenę. Według mnie, Jeszcze jeden dzień zasługuje na ocenę dobrą, ponieważ jest to niecodzienna historia, nad którą warto się zastanowić. Opowiada też o innych problemach, które w codziennym życiu są ważne. Muszę wspomnieć też o muzyce, którą główny bohater namiętnie słucha, kupuje płyty itd. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że słucha naprawdę dobrej, bo wymienia chociażby takie kapele (bądź wykonawców) jak: Pink Floyd, Radiohead, Arctic Monkey, Billie Holiday i wiele innych. Czy polecam? Ocena dobra chyba mówi sama za siebie, że warto przeczytać i przekonać się samemu. :)
Moja ocena 4/6, 6/10
Książkę przeczytałam dzięki wydawnictwu Muza!

W książce pojawia się np. ten kawałek:

niedziela, 25 listopada 2012

Zaproszenie na morderstwo - Carmen Posadas


Tytuł oryginału: Invitación a un asesinato
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: lipiec 2012
Książka dostępna tutaj: .klik.
 ,,Nie idąc aż tak daleko i nie wdając się w przypadki równie naganne, trzeba powiedzieć, że każdy, rozumiesz mnie?, każdy ma swoje ,,nad'' i ,,pod''''

Kryminały to gatunek, po który sięgam naprawdę rzadko ze względu na to, że najzwyczajniej w świecie wolę czytać fantastykę - o dziwnych stworach, o tragicznej miłości i innych tego typu rzeczach. Zawsze mając do wyboru te dwa gatunki wybiorę właśnie ten drugi, bo tylko przy nim mogę uciec od szarej rzeczywistości i czytać o losach bohaterów z wypiekami na twarzy. W kryminałach raczej się to nie zdarza, niemniej jednak raz na jakiś czas sięgam po jakiś. Tym razem padło na Zaproszenie na morderstwo, po zapoznaniu się z opisem stwierdziłam, że może akurat mi się spodoba. Nie do końca tak się stało, ale o tym trochę niżej. Tymczasem zapoznam Was z tym co i kogo można spotkać na kartkach tej pozycji.

Olivia Urate jest świeżo po rozwodzie z (już piątym!) mężem, który postanawia odciąć ją od swoich bogactw i daje jej dość krótki czas, przez który będzie mogła jeszcze z nich korzystać. Do jednej z tych rzeczy należy łódź, którą bohaterka postanawia wykorzystać w pewnym celu. A mianowicie, organizuje przyjęcie, na którym będzie świętować swój rozwód ze swoimi,,przyjaciółmi''. Osoby, które zaprosiła, jednocześnie bardzo zaskoczyła - bo dlaczego ktoś taki jak ona mógłby chcieć ich widzieć na luksusowym jachcie?  Postanawiają jednak przybyć na uroczystość pomimo przykrości, jakie zafundowała im w przyszłości Olivia. Jak się później okazuje, przyjęcie było tak naprawdę przykrywką - bohaterka uknuła intrygę, zaplanowała własną śmierć w miejscu, w którym otaczali ją sami wrogowie...

Sięgając po tę książkę spodziewałam się naprawdę dobrego kryminału, w którym autorka mnie zaskoczy i będę miała co Wam polecić. Tymczasem Carmen Posadas mnie nie zaciekawiła i nie mam Wam za bardzo czego polecać. Zaproszenie na morderstwo zaczęłam czytać w poniedziałek i po pierwszych dwóch rozdziałach pomyślałam: ,,co to jest?!''. W ogóle początek mnie nie zachęcił do dalszej lektury, niemniej jednak dałam jej szansę, bo miałam nadzieję, że w dalszej części pisarka zrobi coś ze swoim nudnym i infantylnym językiem. Coś zrobiła (na szczęście), ale widoczną poprawę dostrzegłam dopiero od strony 164 - tutaj zaczyna się historia przedstawiona z punktu widzenia Agaty (siostry Olivii) . W pierwszej części może taki był zamiar, przedstawić główną postać jako ewidentnie głupią kobietę. No, ale bez przesady!

Kreacja bohaterów wydaje mi się całkiem ciekawa, oprócz wyżej wspomnianej Olivii. Osoby zaproszone na przyjęcie wyróżniały się, każdy miał jakieś charakterystyczne cechy, każdy miał powód do tego, by pozbyć się głównej postaci. Odkrywanie krok po kroku wszystkich dowodów, motywów przez Agatę było najciekawszym fragmentem tej książki i chyba właśnie to uratowało ją. Chwilami zachowanie siostry Olivii denerwowało mnie i na zakończenie też nie mogłam i nadal nie mogę jej zrozumieć. Dziwna postać, bardzo. Stwierdziłam też, że autorka ma coś nie tak z ludźmi homoseksualnymi, bo co jakiś czas o nich wspominała i robiła bezsensowne trójkąciki. 

Zaproszenie na morderstwo to dość średni kryminał, który raczej zniechęcił mnie do sięgania po inne pozycje Posadas. Większość elementów układanki do siebie nie pasowała, wiele rzeczy nie podobało mi się - zaczynając od języka po nudny początek i przygłupią Olivię, której gadanie doprowadzało mnie do szewskiej pasji. Niemniej jednak pomimo tylu mankamentów, chciałam dowiedzieć się jakie będzie zakończenie tej dziwnej historii i w którymś momencie nawet zostałam (na chwilę) wciągnięta w wir wydarzeń. Czy polecam? Daję na koniec tróję, więc sami oceńcie, czy skusicie się na nią.
Moja ocena 3/6, 4/10
Książkę przeczytałam dzięki wyd. Muza.

piątek, 2 listopada 2012

Jesienny kryminalno-miłosny konkurs!

Hej! Mam dziś małą niespodziankę, a mianowicie konkurs! Z racji tej, że przez pomyłkę dwa razy wysłano do mnie te same książki (te które widać niżej na zdjęciu) , postanowiłam je podarować właśnie Wam. Mam nadzieję, że jak najwięcej osób weźmie w nim udział, bo zadanie konkursowe będzie naprawdę proste i myślę, że każdy z Was będzie umiał na nie odpowiedzieć. :)
 A to regulamin:
1.Organizatorką konkursu jestem ja (autorka bloga Niebiańskie Pióro - Cassiel), a sponsorem wydawnictwo Muza. 
2.Konkurs rozpoczyna się 2 listopada 2012 roku - i trwa do 16 listopada 2012 roku.
3.Aby wziąć udział w konkursie należy:
a)w komentarzu odpowiedzieć na następujące pytanie: Gdybyś miał/a wybrać jedną z najlepszych ksiażek które przeczytałeś/aś do pory i którą jednocześnie byś bardzo chciała mi polecić - jaka by to była i dlaczego. Swoją odpowiedź uzasadnij (3 zdania to minimum, a 20 maksimum, abym przeczytała). Nie musisz kierować się tym jakie książki na ogół czytam, z chęcią sięgnę po inną, która według Ciebie jest równie dobra. :)
b)w komentarzu podać swój adres e-mail i wybrać jedną książkę, którą chcielibyście wygrać, czyli macie do wyboru: ,,Jeszcze jeden dzień'' Fabio Volo lub ,,Zaproszenie na morderstwo'' Carmen Posadas (nie można wybrać dwóch książek).
4.Wyniki konkursu podam najpóźniej 18 listopada 2012 roku w specjalnej notce i do zwycięzców wyślę e-maila, aby podali mi adresy korespondencyjne.
5.Zwycięzców wybiorę ja, wygrają dwie osoby (każda otrzyma inną książkę, taką jaką wybrała), zwycięzcami zostaną autorzy najciekawszych odpowiedzi.
6.Nagrody zostaną wysłane, kiedy otrzymam adresy i wysyłam tylko na terenie Polski.
7.Udział może wziąć każdy, osoby które nie posiadają bloga proszone są o podanie swojego imienia (najlepiej w komentarzu od razu je wpisać zamiast Anonimowy).

Nie ma banera, jednak będzie mi miło jeśli wspomnicie gdzieś na swoim blogu o konkursie. :)
Nie zapomnijcie podać e-maila i książki, którą wybieracie! :) Życzę powodzenia!
(Jeśli coś jest nie jasne - napiszcie, bo mogłam o czymś zapomnieć.)
Pozdrawiam, Cassiel :*