Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Publicat. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Publicat. Pokaż wszystkie posty

sobota, 15 listopada 2014

Kochanice króla - Philippa Gregory

W byciu nikim ważnym nie ma nic złego.''

Mam całą listę książek, które muszę koniecznie przeczytać w przyszłości i jedną z takich pozycji były właśnie Kochanice króla Philippy Gregory. Zabierałam się do nich parę lat, a kiedy powieść trafiła na moją półkę, w końcu dałam jej szansę. Zdaję sobie sprawę z tego, że jest to drugi tom Cyklu Tudorowskiego (ogarnęłam to dopiero w trakcie czytania...), ale nie miałam żadnych problemów w zrozumieniu fabuły, więc myślę, że można go śmiało czytać bez znajomości Wiecznej księżniczki

Philippa Gregory przedstawia historię Henryka VIII, a bardziej jego związku z drugą żoną, Anną Boleyn, która walcząc o serce króla i władzę z siostrą Marią potrafiła zrobić dosłownie wszystko. Dlatego też intrygi, kłamstwa i zdrady ze strony Anny nie były czymś dziwnym i zaskakującym, a wręcz normalnym. Król Anglii miał sześć żon i wiele kochanek, znany był z bycia hazardzistą, kobieciarzem i tyranem. Autorka pokazuje również funkcjonowanie dworskiego życia oraz polityczne i religijne konflikty ówczesnej Europy. Nie można też zapomnieć o obrazie szokujących zwyczajów, które panowały na dworze Henryka VIII.

Kochanice króla czytałam ponad miesiąc. Nie dlatego, że książka mnie nudziła, czy była mało ciekawa, a ze względu na obowiązki szkolne i również sam fakt, że jest obszerna. Kiedy już zaczęłam czytać, mogłam siedzieć tak cały dzień, ale kiedy już ją odłożyłam, trudno było mi do niej powrócić. Na koniec przyczyniło się do tego też to, że miałam trochę dość świata krnąbrnego króla i jego zawiłości miłosnych. Przebywanie tak długo w jego historii stało się trochę męczące. 
Nie zmienia to jedna faktu, że powieść wywarła na mnie spore wrażenie, a styl i język pisania autorki zachęcił do sięgnięcia po inne jej pozycje. Philippa Gregory przedstawia czytelnikom świat ówczesnej Europy ze wszystkimi szczegółami, a robi to w sposób, który potrafi jeszcze bardziej zaciekawić do dalszego czytania czy szukania informacji na własną rękę. Dzięki tej książce lepiej poznałam tło historyczne tamtych czasów i z pewnością więcej informacji stało się dla mnie bardziej zrozumiałych. 

Największym atutem Kochanic króla jest barwna i wyrazista kreacja bohaterów. Pisarka pomimo ogromnej liczby postaci, które umieściła w swojej historii, potrafiła każdą z nich przedstawić na tyle dokładnie, aby czytelnik nie miał problemu z przypomnieniem sobie później, kim ta osoba tak naprawdę jest. Najbardziej polubiłam Marię, która pomimo swojego niezdecydowania potrafiła walczyć o swoje, a przy tym była jedną z najnormalniejszych i najprawdziwszych ludzi na dworze. Anna za to najbardziej zaskakiwała, a jej czarny charakter wniósł do historii dużo świeżości. Poza tym wszyscy i wszystko się tutaj ze sobą wiązało, nie było żadnych sprzeczności czy niezrozumiałych fragmentów. Gregory budowała świat, w którym nie żyła, a czytając ma się wrażenie, że zdaje czytelnikom relację z tamtego okresu panowania króla Henryka VIII.

W Kochanicach króla prawda historyczna została połączona z fikcją literacką w genialny sposób. Lekki styl pisarki powoduje, że z powieścią można spędzić cały dzień dobrze się bawiąc i przy tym nie nudząc. W książce zostają poruszone problemy tamtych czasów - kobiet, które nie miały praktycznie żadnych praw i były tylko pionkami w rękach mężczyzn, niesprawiedliwości w wydawaniu wyroków i wiele wiele innych. Przygoda z tą historią pomimo, że już przesądzoną wywołuje wiele emocji i pozostawia nadzieję, że wszystko może skończy się zupełnie inaczej... 

Ogólnie rzecz biorąc jestem oczarowana piórem Philippy Gregory i gorąco polecam zapoznać się z jej twórczością. Myślę, że gdybym nie czytała książki w ciągu roku szkolnego, a w wakacje - skończyłabym ją dużo szybciej niż w ponad miesiąc, a sam świat za panowania najsłynniejszego króla Anglii na koniec nie męczyłby mnie. Bo jest przecież stworzony w tak fascynujący i mistrzowski sposób!
Ocena 5/6
Książka otrzymana od GW Publicat.

sobota, 20 września 2014

Milion słońc - Beth Revis

„Może warto zrezygnować z dobra, jeśli dzięki temu niszczy się także zło.''

Z seriami często jest tak, że kolejne tomy stają się coraz gorsze. Miałam nadzieję, że nie będzie tak w przypadku cyklu W otchłani, bo w końcu pierwsza część wywarła na mnie dość spore wrażenie. Jednak Milion słońc to pozycja, po której spodziewałam się wiele i niestety się zawiodłam. Odyseja kosmiczna zapowiadająca się tak intrygująco, posiadająca tak wiele czynników, z których można było stworzyć świetną kontynuację, stała się po prostu średnią powieścią, którą szybko się zapomina.

Misja Błogosławionego nadal trwa. Po przejęciu władzy przez następcę Najstarszego na statku panuje radość, która znika równie szybko, jak się pojawia. Okazuje się, że załoga skrywa tajemnicę, która ma coś wspólnego z dalszymi losami ich wyprawy. Na dodatek na statku ktoś regularnie morduje kolejnych ludzi, a to może doprowadzić do buntu i niepowodzenia misji. Amy próbuje dowiedzieć się nowych rzeczy o statku dzięki pewnym wskazówkom, a Starszy podejmuje się nowych wyzwań w jego życiu jako przywódcy. Wszyscy zastanawiają się, czy kiedykolwiek dotrą do nowej Ziemi.

Dość długo zabierałam się za przeczytanie tego tomu. Nie wiem do końca dlaczego, skoro W otchłani stało się jedną z moich ulubionych książek. Może obawiałam się, że nie będzie tak kolorowo i ciekawie, jak w przypadku części rozpoczynającej kosmiczną odyseję. I nie było. Początek był nudny, gdzieś w środku zaczęło dziać się coś na tyle interesującego, by nie próbować usnąć podczas czytania. Ale tak naprawdę to dopiero zakończenie jest jakąś mocną częścią powieści.

Nie podobała mi się tutaj również kreacja bohaterów - Starszy stał się taką ciapą życiową, która niby próbuje coś zrobić, ale nie wie do końca jak i popełnia błędy przez swoje słabe punkty. Tak samo Amy. Fragmenty z udziałem ich obojga denerwowały najbardziej ich infantylnością i niepotrafieniem wypowiedzenia tego, co mieli tak naprawdę na myśli. Inne postaci też nie należą do zbytnio udanych, jedynie Orion ratuje jakoś sytuację, ale jego praktycznie rzecz biorąc - nie ma. 

Fajnie za to autorka przedstawiła podążanie za wskazówkami pozostawionymi przez jednego z uczestników misji - dzięki temu dowiedziałam się wielu nowych rzeczy o statku, załodze i poznałam tajemnice, które później decydują o przyszłości całego Błogosławionego. Ciekawym zabiegiem w Milionie słońc jest również zbliżenie czytelnika do pasażerów statku - tzw. Żywicieli. Poznanie ich opinii na temat całego przedsięwzięcia, stanów psychiki, zachowań było dość ciekawe i pozwoliło trochę przewidzieć następne wydarzenia. 

Beth Revis zaczęła świetnie, ale druga część już nie wyszła tak dobrze jak pierwsza. Milion słońc to kontynuacja średnia, którą zapomina się dość szybko. Szkoda, bo miałam nadzieję, że cały cykl zostanie utrzymany na wysokim poziomie, jak w przypadku W otchłani. Pomimo tych minusów, jestem za bardzo ciekawa końca historii Błogosławionego, by zakończyć przygodę z tą serią na tym tomie. Cienie ziemi już na mnie czekają, ale sięgnę po nie dopiero za jakiś czas. 
Ocena 3+/6
Książka otrzymana od GW Publicat.

środa, 29 stycznia 2014

Miasto Śniących Książek - Walter Moers


Tytuł oryginału: Die Stadt der Traumenden Bucher
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Data wydania: 2006
„- Czasami myślę sobie, że jesteśmy jedynymi, którzy naprawdę mają pożytek z literatury - uśmiechnął się Gofid. - Wszyscy inni mają z książkami tylko masę roboty. Redagowanie. Wydawanie. Drukowanie. Sprzedawanie. Opychanie za bezcen. Studiowanie. Recenzowanie. Praca, praca, praca - my za to musimy tylko czytać. Zaczytywać się. Rozkoszować się. Pochłaniać książki - robimy to naprawdę. I jeszcze się tym najadamy. Nie chciałbym się zamienić z żadnym pisarzem.''

Nie sądziłam, że kiedykolwiek przeczytam książkę o książkach. Książkę o Mieście Śniących Książek. Powieść, w której świat literatury może być nie tylko piękny i obszerny, ale również niebezpieczny i przerażający. Nie przepuszczałam też, że pozycja ta zabierze mnie w podróż, z której nie będę chciała powrócić oraz, że dzięki niej poznam nowych bohaterów, dla których świat papieru i druku będzie czymś najważniejszym w życiu. Przekonałam się też w końcu, że nie tylko oprawa i ilustracje w środku robią wrażenie, ale sama historia, którą napisał Walter Moers.

Hildegunst Rzeźbiarz Mitów to młody poeta, który po śmierci swojego ojca chrzestnego nie otrzymuje wiele, jednak wśród wielu nieistotnych rzeczy jest pewien rękopis, który zachwyca bohatera i skłania go do odnalezienia jego autora. Wie, że jedynym miejscem, w którym może odnaleźć tajemniczego pisarza jest Księgogród - Miasto Śniących Książek. W momencie kiedy wkracza do miasta, widzi przede wszystkim księgarnie i przeróżne istoty, których praca związana jest z książkami. Jest to centrum, w którym każdy miłośnik literatury chciałby się znaleźć - a teraz jest tam Hildegunst, który dość szybko zostaje wciągnięty w świat, w którym czytanie staje się niebezpieczne, świat, w którym łowcy książek zabijają dla zdobycia bibliofilskich skarbów. Bohater na drodze odnalezienia prawdziwego autora rękopisu spotka wiele istot, o których nikt nie słyszał oraz te, które są owiane wieloma legendami. Czy uda mu się sprostać zadaniu, które sobie na samym początku wyznaczył?

„Szukamy z miłości, nie z chciwości. Szukamy sercem i rozumem, a nie toporem i mieczem. Szukamy, aby się uczyć, a nie by się wzbogacić. I szukamy lepiej! Znajdujemy najcenniejsze książki.''

Żeby oczarować się tą książką nie trzeba wiele. Wystarczy ją wziąć w ręce i przekartkować, aby zapragnąć ją lepiej poznać. Przyczyną tego jest oprawa graficzna, która naprawdę może skraść serca wielu książkoholików. Moje skradła i to właśnie za jej sprawą, postanowiłam sięgnąć po Miasto Śniących Książek. Z początku obawiałam się, że pod względem treści nie spełni powieść moich oczekiwań, ale na szczęście się tak nie stało. Autor buduje napięcie od samego początku, wprowadza nas w świat literatury i coraz bardziej intryguje wieloma tajemnicami i zagadkami, które będziemy odkrywać i rozwiązywać przez cały czas. Bardzo spodobał mi się jego pomysł prowadzenia historii, w której nie znajdzie się miejsca na nudę i monotonię, ponieważ nieustannie się tutaj coś dzieje.

Warto również wspomnieć o postaciach, bez których opowieść ta nie byłaby tak ciekawa i zajmująca. Nie ma tutaj zwyczajnych ludzi - spotkać można za to smoki, buchlingi, przeraźnice, harpiry i wiele wiele innych bohaterów, których różnorodna kreacja z pewnością podnosi poziom książki. Czytając tę pozycję nie mogłam się właściwie doczekać momentów, w których poznawać będę nowe istoty, zarówno te dobre jak i złe. Bo każda z nich była warta uwagi i o każdej chciałam się jak najwięcej dowiedzieć. Walter Moers oprócz żyjących stworzeń przedstawił czytelnikom z wielką dokładnością miejsca, w których zamieszkiwały, czy tymczasowo przebywały. A były to miejsca magiczne, pełne ciemnych zakamarków, niekiedy niebezpieczne i odrażające, innymi razy takie, których nie chciało się opuścić. Ale za to w każdym z nich można było ujrzeć książki, a właściwie masę książek, od których nawet Hildegunstowi trudno było się oderwać.

Nie umiem opisać tej książki tak dobrze jak na to ona zasługuje. Zapewne nie weszłam w łaski Orma (jeśli przeczytacie Miasto Śniących Książek będziecie wiedzieli co mam na myśli) i pewnie nigdy mi się to nie uda. Ale, ale... Nie zmienia to jednak faktu, że Walter Moers stworzył opowieść piękną i magiczną, do której będę z pewnością co jakiś czas wracać. Nie sądziłam, że czytanie oraz przeżywanie przygód Rzeźbiarza Mitów sprawi mi tak ogromną przyjemność i, że tak trudno będzie mi odłożyć pozycję z powrotem na półkę. Gorąco zachęcam Was do zapoznania się z nią, jestem pewna, że nie poczujecie się zawiedzeni i cudownie spędzicie czas przeznaczony na jej lekturę!
Moja ocena 6/6, 10/10
Za książkę dziękuję Grupie Wydawniczej Publicat.

poniedziałek, 18 listopada 2013

Zbuntowany książę - Celine Kiernan


Tytuł oryginału: The Rebel Prince
Seria/cykl wydawniczy: Trylogia Moorehawke 3
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Data wydania: 28 lutego 2012
„- Pan musi być bratem Jego Wysokości, prawda? - zapytała Maria Raziego. - Przepraszam za tę bezpośredniość, ale doprawdy nie mogę się doczekać, aż zostaniemy sobie przedstawieni. Alberon poczerwieniał. Wynter uśmiechnęła się pod nosem. Oto jak w subtelny sposób można zrugać kogoś za brak manier.

Trudno jest się rozstawać nie tylko z ludźmi, ale również z książkami - albo bardziej bohaterami, z którymi zżyliśmy się na przestrzeni kilku tomów. Starałam się zwlekać jak najdłużej z sięgnięciem po ostatnią część Trylogii Moorehawke, ale w końcu nadszedł ten moment - z jednej strony czułam podekscytowanie, a z drugiej smutek. Wiedziałam, że wystarczy parę godzin, abym dowiedziała się jak zakończy się ta fascynująca przygoda, jaką mogłam przeżyć dzięki Celine Kiernan. Nie miałam żadnych oczekiwań - po prostu starałam się wmieszać w tłum, nie krytykować wszystkiego, a bardziej obserwować, uczyć się i poznawać. A było co - nowe postacie, zmiana otoczenia, a towarzyszyło temu zwiększenie tempa akcji. Jak więc wypadł tom trzeci?

Wynter Moorehawke i Razi po latach rozłąki mają możliwość spotkać się ze swoim starym przyjacielem zabaw i bratem, a teraz następcą tronu - Alberonem. Nie wiedzą czego mogą się po nim spodziewać, ale jedno jest pewne - pod maską zbuntowanego księcia kryje się dobry i pełen miłości dorosły człowiek, który pragnie ochronić królestwo. Dla Wynter jego plany są niedorzeczne, ale w końcu zdaje sobie sprawę z tego, że dobrze przemyślane i mające szansę się ziścić. Lady Protektor będąc w pobliżu Alberona jest ograniczona dworskimi etykietami, jednak nawet one nie powstrzymują jej od śmiałego i szczerego wyrażania swych opinii. Czy Krwawa Maszyna naprawdę przyczyni się do zawarcia sojuszów? Możecie być pewni, że pytania będą się mnożyć, a czasu do uzyskania na nie odpowiedzi będzie coraz mniej!

To, co zasługuje na szczególną uwagę w tej części to bez wątpienia relacje i rozmowy pomiędzy Wynter, Razim i Alberonem, na które czekałam już od pierwszego tomu. Właściwie - nie mogłam się doczekać, kiedy zamienią ze sobą chociaż parę słów. Autorka przedstawiła je tak jak każdy miłośnik tej trylogii by tego oczekiwał - było naturalnie, czasami groźnie, ale przede wszystkim zabawnie. Dworskie etykiety, które ponownie stały się obowiązkiem dodawały tylko uroku i przypominały o tym co nieuchronne - ochronie królestwa.

Bardzo spodobało mi się to, że pisarka postanowiła nie rozdzielać plemienia Merronów z Wynter i Razim, ponieważ dzięki temu mogłam ich lepiej poznać i wyrobić sobie o nich jakieś zdanie oraz zobaczyć jak zachowują się wśród innych ludów. Muszę przyznać, że pomysł Celine Kiernan był genialny - zmiana otoczenia wpłynęła nie tylko na nich, ale również innych i bardzo często dochodziło do bardzo ciekawych sytuacji. Tak jak w przypadku poprzednich części, i tutaj autorka zastosowała język Merronów, nawiązała do ich tradycji i pokazała jak ogromne znaczenie mają dla nich pewne symbole. Wątek im poświęcony uważam za jeden z najbardziej fascynujących w całej trylogii - rzadko kiedy można przeczytać o postaciach tak odmiennych, a jednocześnie podobnych do innych. Nie zapomnijmy również o Christopherze - zabawnym, sarkastycznym, nie przejmującym się ustalonymi normami mężczyźnie, dzięki któremu powieść ożywa jeszcze bardziej.

Różnobarwni bohaterowie, piękny, a wręcz plastyczny język, podtrzymane napięcie, a co za tym idzie brak monotonii i nudy - to tylko garstka pozytywnych cech, za które można pokochać nie tylko Zbuntowanego księcia, ale również całą Trylogię Moorehawke. Ważną rolę odgrywają tutaj postacie, wierzenia, którym autorka musiała poświęcić wiele czasu, aby oddać to w tak wierny sposób. Niektórych scen nie da się wyrazić słowami, trzeba je samemu przeżyć i zobaczyć, dlaczego twórczość Celine Kiernan jest w większości polecana przez czytelników w wielu krajach. Przegapienie takiej przygody jest grzechem samym w sobie! ;)
Moja ocena 5+/6, 9/10
Za książkę dziękuję Grupie Wydawniczej Publicat.

Trylogia Moorehawke:


Zatruty tron | Królestwo cieni | Zbuntowany książę

piątek, 25 października 2013

Głębia - Tricia Rayburn


Tytuł oryginału: Undercurrent
Seria/cykl wydawniczy: Syrena 2
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Data wydania: 2012
,,Jeżeli kogoś kochasz, nie tylko znosisz czyjeś problemy. Nie tolerujesz ich z nadzieją, że może pewnego dnia same znikną. Wspólnie starasz się znaleźć rozwiązanie i to nie dlatego, że masz dość niedogodności, tylko dlatego, że życie twoje i ukochanej osoby są ze sobą splecione, związane. Kiedy ty jesteś szczęśliwa i ja jestem szczęśliwy, a kiedy cierpisz... nic innego się nie liczy...” 

Vanessa Sands odkąd odkryła kim tak naprawdę jest, nie potrafi odnaleźć się w prawdziwym świecie. Na dodatek wiedząc, że całe jej życie otoczone było licznymi kłamstwami przez najbliższych członków rodziny, dziewczyna nie potrafi nikomu w pełni zaufać. Jedyną osobą na której może polegać jest Simon. Jej kłopoty nie kończą się na sprawach osobistych, a wykraczają poza wszelkie możliwe granice. Do Winter Harbor powracają żądne zemsty istoty, które próbowała powstrzymać z przyjaciółmi jakiś czas temu. Teraz walka nie zakończy się tak łatwo, a aby wygrać Vanessa będzie musiała poznać swoją przeszłość i uświadomić sobie, że jest taka sama jak one, a jednocześnie diametralnie się od nich różni. Niebezpieczeństwo i pokusa - te słowa będą towarzyszyć jej w każdym momencie...

Głębia to już drugi tom trylogii poświęconej mitycznym stworzeniom, jakimi są syreny. Mogłoby się wydawać, że całość zostanie poświęcona tylko i wyłącznie im. Tak się jednak nie dzieje, bo realizm przeplata się z fantastyką - spotkamy tutaj przyziemne rozterki bohaterów, jak i problemy, z którymi musi uporać się Vanessa i inne podobne do niej kobiety. Muszę przyznać, że po tej serii spodziewałam się zupełnie czegoś innego, czegoś co pozwoli mi bliżej poznać te tajemnicze stworzenia. Jest inaczej, ale również ciekawie i fascynująco. W pierwszej części narzekałam na małą liczbę informacji, a tutaj ulega to poprawie - w końcu dowiedziałam się o hierarchii syren, ich mocach, celach i tym czym się wyróżniają na tle normalnych ludzi.

Kolejnym aspektem tej książki jest wątek poświęcony odkrywaniu przez główną postać własnej przeszłości i samej siebie jako istoty niebezpiecznej.  Uważam że Tricia Rayburn idealnie przedstawiła te sceny - Vanessa zakradająca się do gabinetu ojca, czytająca jego e-maile, poznająca część zagmatwanej historii, w końcu spotkanie z kimś, kto może zmienić całe jej życie i pomóc wygrać tę walkę. Warto zwrócić uwagę również na język jakim posługuje się autorka - jest prosty, owiany nutką tajemnicy i świetnie sprawdza się w tego typu powieści.

Kreacja bohaterów, która w poprzednim tomie była największym atutem pozycji, tutaj nim już niestety nie jest. Strasznie irytowała mnie Vanessa, która przez swoją nową postać całkowicie się zmieniła i na każdym możliwym kroku użalała się nad sobą i sprawiała przykrość innym. Dalej jest odważna, ale miałam wrażenie że po drodze się pogubiła i zapomniała, jakimi wcześniej kierowała się wartościami. Nadrabia jednak tym Simon - chłopak, który jest w stanie wiele poświęcić dla dziewczyny coraz bardziej go olewającej. Widać jak na kartkach powieści dorósł i stał się równie fascynującą osobą jaką wcześniej była Vanessa. Pojawia się tutaj kilka nowych bohaterów, lepiej możemy poznać tatę Sands i dzięki temu historia staje się bardziej barwna. Wspomnieć również trzeba o punkcie kulminacyjnym książki, który powinien charakteryzować się największym napięciem, a tutaj tego zabrakło. Coś niby się wydarzyło, coś ważnego, ale minęło i można było o tym od razu zapomnieć. Nie powinno tak być, czyż nie?

Po przeczytaniu Syreny wyobrażałam sobie jak może wyglądać fabuła Głębi i nawet o jedną dziesiąta nie przybliżyłam się do tego, jaka ona naprawdę była. Z pewnością cała historia poszła w innym kierunku, niż ta przeze mnie wymyślona. Ale czy lepszym? Nie umiem jednoznacznie na to odpowiedzieć, ale przyznać muszę, że drugi tom wypadł nieco gorzej od pierwszego. Pomimo licznych informacji na temat mitycznych istot i stworzenia nowych wątków, kilka rzeczy nie zostało dobrze przemyślanych. Mam jednak nadzieję, że zakończenie trylogii - Mroczna toń - okaże się naprawdę ciekawe.
Moja ocena 4+/6, 7/10
Za książkę dziękuję Grupie Wydawniczej Publicat.

Syrena | Głębia | Mroczna toń
PS. Przypominam o KONKURSIE, w którym można wygrać książkę SZUKAJĄC ALASKI - zakończenie jest dzisiaj o północy. Wystarczy kliknąć tu.

czwartek, 27 czerwca 2013

Studnia wieczności - Libba Bray


Tytuł oryginału: The Sweet Far Thing
Seria/cykl wydawniczy: Magiczny krąg III
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Data wydania: 2010
„Nigdy nie zrozumiem twojej gotowości, żeby się położyć i umrzeć. Nie mam dla ciebie współczucia, skoro nawet nie chcesz spróbować o siebie walczyć.”

Zazwyczaj jest tak, że wszystko się kiedyś kończy, nawet nasze ukochane przyjaciółki życia jakimi są książki. Kilka dni temu zakończyłam swoją przygodę z trylogią o nazwie Magiczny krąg, którą szczerze polubiłam i z pewnością kiedyś do niej wrócę. Pamiętam jak rozpoczęłam czytać pierwszy tom - bałam się, że jako jedynej nie spodoba mi się, a z drugiej strony cała byłam podekscytowana faktem, iż poznam coś nowego, zupełnie innych bohaterów i świat, o którym mogłabym rozmyślać w nieskończoność.

Nie chcę zdradzić Wam żadnych szczegółów z tej części, dlatego też opisu nie będzie, bo byłoby trudno napisać coś bez spojlerów, a jest na pewno dużo osób, które nie czytały nawet pierwszej części. Ciekawych jednak tym o czym jest ten tom, zapraszam tutaj. 

Zapoznałam się z wieloma opiniami na temat tej serii - jedni uważają, że dwójka jest najlepsza, a inni że to przy trójce uwydatniają się wszystkie emocje i to ona jest najciekawsza i najbogatsza. Są też tacy, którym początek historii, czyli Mroczny sekret podoba się najbardziej i ja właśnie do takich należę. Bo choć tam było tak naprawdę najmniej Kartika, to Gemma wydawała mi się postacią dużo ciekawszą i bardziej egzotyczną niż tą, którą jest na sam koniec opowieści. Całość była bardziej mroczna i tajemnicza, bo nic nie wiedzieliśmy i snuliśmy tylko jakieś niewyraźne domysły, które najczęściej nie sprawdzały się w nawet najmniejszym stopniu. Później miałam wrażenie, że to wszystko spowszechniało, a podróże do Międzyświata nie sprawiają tyle radości co wcześniej, tylko bardziej irytują.

Może to być spowodowane chęcią władzy i większej sławy wśród nie tylko dorosłych, ale samych przyjaciółek głównej bohaterki. Samo to uważam za dziwaczne, bo autorka kreowała je na wielkie pomocniczki, które zrobiłyby wszystko dla panny Doyle, a tutaj nagle wyskakuje z takim czymś. Przyjaźń pociąga za sobą pewne zasady i obowiązki, a ta tutaj okazała się dla mnie lekko sztuczna. No i ta końcówka, przed którą wszyscy mnie ostrzegali, że będę płakać - nie płakałam, ale zrobiło mi się smutno i nie spodziewałam się takiego obrotu wydarzeń. Od samego początku miałam jakąś tam nadzieję, że w końcu wydarzy się coś więcej i wydarzyło, ale nie tak jak bym tego chciała.

Za to pozytywnie zaskoczyła mnie Kirke i panna McCleethy, ponieważ w życiu nie przypuszczałabym że potrafią powiedzieć takie słowa, albo zrobić coś takiego! Zostawiając bohaterów, chciałabym skupić się na innych pozytywnych aspektach tej książki. Warto wspomnieć o klimacie powieści, który jest niepowtarzalny i towarzyszy nam od samego początku do samego końca. Czasami czujemy go bardziej, czasami mniej ale zawsze gdzieś tam jest. Ponadto poznajemy XIX - wieczną Anglię i porównujemy ją do tej współczesnej, a będąc w miejscach opisanych w książce, mamy wrażenie, że przed chwilą przebiegła przed nami niesforna Gemma, a w oddali przejechał powóz z końmi.

Studnia wieczności to powieść, która żyje własnym życiem i prowadzi nas przed drogi zwodnicze jak i te radosne oraz pełne spełnionych marzeń. Jestem pewna, że wejdziecie na każdą z nich i wiele innych, ponieważ cała trylogia potrafi każdego, nawet tego najwytrwalszego czytelnika mocno zmylić. Gorąco zachęcam do wejścia w świat szeleszczących spódnic i wielu tajemnic!
Moja ocena 5/6, 8/10
Za książkę dziękuję Grupie Wydawniczej Publicat.

Trylogia Magiczny krąg:


Mroczny sekret | Zbuntowane anioły | Studnia wieczności

sobota, 4 maja 2013

Królestwo cieni - Celine Kiernan


Tytuł oryginału: The Crowded Shadows
Seria/cykl wydawniczy: Trylogia Moorehawke II
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Data wydania: 5 października 2011
Każdy człowiek (...) ma swoją wytrzymałość. Kiedy wszystko, co kocha, i wszystko, co nadaje sens jego życiu i sprawia, że jest tym, kim jest, zostaje mu odebrane, zniszczone, znika w płomieniach jak sucha drzazga. Człowiek dochodzi do wniosku, że ma już tylko jeden wybór. Może zdecydować, kiedy i w jaki sposób umrze.

Są książki, które potrafią wywołać na nas całą gamę emocji i sprawić, że staną nam się bliskie jak nigdy dotąd. Jako osoba je kochająca wiem jak to jest, ale za każdym razem kiedy na swojej drodze spotykam taką powieść, mam wrażenie, że wcześniej czegoś takiego nie doświadczyłam. Świat, który stworzyła autorka jest wręcz nie do opisania i trzeba samemu przekonać się o jego pięknie i grożącym niebezpieczeństwom. Zapoznać się z bohaterami historii, porozmawiać z nimi i poobserwować ich codziennie życie. Może nawet nawiązać trwałe przyjaźnie, które poskutkują co rocznymi wizytami w królestwie króla Jonathona - Wilków, Merronów i innych plemion, ludów?

Wynter Moorehawke podróżuje po nieznanych obszarach, o których wie tylko tyle, że są niebezpieczne. Dlatego też, gdy na swej drodze napotyka się na jakichkolwiek mężczyzn, stara się przed nimi ukryć czy pozostać niezauważoną, co nie zawsze się niestety udaje. Pomimo wielu przeszkód uparcie stara się odnaleźć zbuntowanego księcia i wyjaśnić wiele spraw, dzięki którym w królestwie być może ponownie zagości spokój i tolerancja jak za dawnych czasów. Wędrówka zaskakuje dziewczynę wiele razy nie tylko wszelkimi trudnościami, ale też miłymi i niespodziewanymi spotkaniami, które z pewnością przyniosą wiele radości i szybsze wykonanie zadania. Co jednak się stanie gdy w lasach natkną się na Wilków czy chociażby Merronów? Mogę jedynie obiecać Wam, że będzie się wiele dziać!

Ostatnio kiedy sięgam po jakąkolwiek książkę staram się nie czytać jej opisów przed samym czytaniem, ponieważ zazwyczaj jest to streszczenie historii i przez to nic nas w niej nie zaskoczy. Po skończeniu Zatrutego tronu (części pierwszej) zobaczyłam czego mogę spodziewać się po Królestwie cieni. Ucieszyłam się, ale przez kilka miesięcy nie sięgałam po kontynuację i dopiero teraz kiedy nie miałam pojęcia co się tu wydarzy - przeczytałam. Wszystko było dla mnie ogromnym zaskoczeniem i dzięki temu każdą czynność, westchnienie postaci czy ich myśli odbierałam z większymi emocjami. Niejednokrotnie obawiałam się o życie swoich ulubionych bohaterów i bardzo to przeżywałam. Z przedstawionej przeze mnie sytuacji proszę Was, abyście nie czytali tego co znajdziecie na odwrocie okładki, ponieważ wtedy druga część może nie spełnić Waszych oczekiwań... A trzeba Wam wiedzieć, że jest to powieść wspaniała.

Odważę się nawet napisać, że część druga jest stanowczo lepsza niż jej poprzedniczka z kilku powodów. Po pierwsze (i najważniejsze) po cichym i spokojnym zakończeniu tomu pierwszego tutaj spływa na nas ogrom wydarzeń, wrażeń i niesamowicie pięknych scenerii, w których to wszystko się rozgrywa. Po drugie zostają rozwinięte wątki, które wcześniej się pojawiły, ale wiedzieliśmy o nich prawie tyle co nic. Po trzecie nasi bohaterowie dojrzewają, ale też pokazują swoją drugą naturę - to jacy są wrażliwi, odważni, podatni na ból, strach, miłość... Jako czytelnicy mamy idealne widoki na to co robi z nimi wędrówka, jak zmienia ich pogląd na dotychczasowe sprawy i co z tego w końcu wynika. Myślę, że to swoista duchowa podróż, która została zepchnięta na dalszy plan z powodu licznych nieprzyjemnych i niespodziewanych spotkań.

Królestwo cieni dostarcza nam wielu cennych dla miłośników twórczości Celine Kiernan informacji, o które w pierwszym tomie moglibyśmy zawzięcie walczyć. Tutaj z biegiem czasu dowiadujemy się coraz więcej, zostajemy zapoznani z kulturą Merronów i wrażliwością Christophera. Czy ktoś kto przeczytał Zatruty tron nie chciałby zobaczyć wśród jakich ludzi wychował się ten przystojny bohater? Z pewnością zaskoczą Was ich obyczaje i starodawne zwyczaje, których nie da się tak łatwo zwalczyć. Ale za to jestem pewna, że emocje towarzyszące czytaniu tych fragmentów będą dla Was nowością i dzięki temu ta pozycja trafi na listę ulubionych powieści. Czytając ma się wrażenie, że słowa zostają przez nas wchłaniane, a nie czytane. Język i styl autorki jest tak piękny i idealnie dobrany do odpowiednich sytuacji, że nawet nie ma się ochoty później sięgać po coś innego. Ponadto  uważam, że zastosowanie języka Merronów, który przypomina współczesny irlandzki był doskonałym pomysłem, dzięki któremu mogliśmy poczuć jakąś więź z tym ludem.

Reasumując. Przygody z trójką głównych bohaterów - Wynter, Razim i Christopherem to przyjemność sama w sobie. O ile w tomie pierwszym zabrakło mi na zakończenie punktu kulminacyjnego, to tutaj nic takiego nie miało miejsca, a właściwie nawet chciałam, aby w końcu przestało się tyle dziać i abym nie musiała martwić się o to, czy zaraz ktoś przypadkiem nie zginie. Królestwo cieni to dobrze napisana kontynuacja i powinna stanowić wzór dla innych pisarzy, którzy nie potrafią pociągnąć historii w sposób chociażby odrobinę interesujący. Z pewnością sięgnę po Zbuntowanego księcia, który jest zwieńczeniem tej wspaniałej trylogii. Wierzę, że przypadnie mi do gustu jak dwie pierwsze części, a Was gorąco zachęcam do zapoznania się z twórczością Celine Kiernan!
Moja ocena 6/6, 10/10
Za książkę dziękuję Grupie Wydawniczej Publicat.

Trylogia Moorehawke:
Zatruty tron | Królestwo cieni | Zbuntowany książę

piątek, 29 marca 2013

Syrena - Tricia Rayburn


Tytuł oryginału: Siren
Seria/cykl wydawniczy: Syrena I
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Data wydania: 18 maja 2011
„-Kiedy się kocha tak bardzo - powiedział, obejmując mnie w pasie i delikatnie przyciągając do siebie - zrobi się wszystko, żeby zapewnić tej osobie bezpieczeństwo. Zrobi się wszystko, żeby zadbać o to, by była szczęśliwa.”

Vanessa i Justine mają spędzić najlepsze wakacje w swoim życiu w miasteczku Winter Harbor. Jednakże pewnego dnia po rodzinnej kłótni Justine idzie nad urwisko, aby skoczyć do wody, z której następnego dnia wyławiają jej ciało. Vanessa podejrzewa, że to nie był zwykły zbieg okoliczności i że jej siostra nie popełniła samobójstwa - coś karze jej twierdzić, że za tym ktoś stoi. Ponadto w miasteczku następuje seria tragicznych zdarzeń, a mieszkańcy każdego dnia znajdują na plażach ciała mężczyzn, z twarzami o szerokim uśmiechu.  Dziewczyna podejmuje się śledztwa, w którym pomogą jej bracia Carmichaelowie i które doprowadzi ją odkrycia równie tajemniczego jak i przerażającego. Jak zareaguje na to kim naprawdę jest i co stało się z jej siostrą?

Sięgając po Syrenę miałam trochę inne wyobrażenie fabuły, niż to które otrzymałam. Niemniej jednak pomysł autorki wydaje mi się bardziej fascynujący i realistyczny. Czego oczekiwałam? Chyba tego, że całość będzie rozgrywać się w głębinach, poznam i zobaczę jak funkcjonują te mitycznie stworzenia, ale tego nie było. Dopiero sama końcówka dostarcza nam obrazu tych istot i tego, jakie są naprawdę i co nimi kieruje. Przypuszczenia okazały się błędne, ale tak naprawdę bardzo dobrze wspominam tę pozycję bo Tricia Rayburn potrafiła mnie nieustannie czymś zaskoczyć i pokazać całkowicie inną wizję tej historii. Historii, w której mało jest fantastyki, a więcej świata którego znamy na co dzień. To dopiero pierwsza część trylogii, dlatego myślę że dopiero w kolejnych tomach poznamy bliżej świat syren i skupimy się bardziej na fantastycznej stronie fabuły. 

Język jakim posługuje się autorka jest prosty i idealnie dopasowany nie tylko dla młodego czytelnika, ale również dla tego bardziej doświadczonego. Pisarka już od samego początku buduje napięcie, które osiąga apogeum pod koniec powieści i wtedy u czytającego budzą się wszystkie emocje, które gdzieś ukrywał, nawet nie będąc tego świadomym. A jestem pewna, że będzie ich naprawdę wiele, ponieważ historia opowiedziana przez Rayburn naprawdę potrafi wbić odbiorcę w fotel nie jeden raz. Odkrywanie tajemnic przez główną bohaterkę jest niezwykle intrygującym zadaniem bo - mimo że wiemy mniej więcej, kto za tym stoi, nie zostaje to wyjaśnione od razu, ze względu na nowe piętrzącego się pytania. 

Kreacja bohaterów jest całkiem interesująca - każdy z nich skrywa w sobie jakiś sekret, albo jest całkowicie in osobą. Vanessie wydaje się, że jest zwyczajną nastolatką, która boi się większości zjawisk i rzeczy, ale z biegiem czasu zmienia się w osobę odważną i taką, która zrobi wszystko dla najbliższych. Dziewczyna wywarła na mnie pozytywne wrażenie, ponieważ nie robiła wszystkiego na pokaz i tak aby wszyscy się o jej przedsięwzięciu dowiedzieli - o tym co tak naprawdę wyrabia sama w tajemniczym miasteczku, wiedziało kilka osób. Na jej śledztwo nikt nie zwrócił szczególnej uwagi, dlatego poszczególne osoby nie były nawet świadome tego, że są obserwowane. Simon to jeden z braci Carmichaelów (drugim jest Caleb), który interesuje się nauką i nie jest typem chłopaka, którego można byłoby określić jako najbardziej przystojnego, złośliwego, aroganckiego (których ostatnio jest na pęczki w tego typu literaturze). Jest dzięki temu bardzo realistyczny i nie trudno go polubić, co też można powiedzieć o Calebie. Bardzo zaskoczył mnie fakt, że z łatwością przyszło mi wyobrazić sobie te i inne postaci w tak naturalny sposób. Pisarce nie można nic zarzucić pod względem kreacji bohaterów - są ogólnie rzecz biorąc największym atutem powieści.

Syrena to książka, obok której nie można przejść obojętnie nie tylko ze względu na nietypowy temat, ale również na wiele ważnych poruszanych zagadnień. Można było zaobserwować relacje z rodzicami, które ulegają poprawie, ale też prawdziwą przyjaźń, dla której powinniśmy być w stanie zrobić wszystko. Nie ukrywam jednak, że stanowczo za mało było w tej części o syrenach, na które czekałam od samego początku. Mam nadzieję, że w kolejnych tomach Tricia Rayburn skupi się na nich bardziej i pokaże nam ich świat ze szczegółami. Muszę też zwrócić uwagę na postać Simona, którego ogólnie lubię, ale jego zamiłowanie do nauki było chwilami nad wyraz wyolbrzymione. Na koniec dodam, że jestem zadowolona z faktu, iż autorka nie zrobiła z tej historii taniego romansidła, a bardziej skupiła się na zagadkach, które owiała nutką grozy i romantyczności. Powieść oczywiście polecam, a sama za jakiś czas sięgnę po tom drugi - Głębię.
Moja ocena 5/6, 8/10
Za możliwość przeczytania dziękuję Grupie Wydawniczej Publicat.
Syrena | Głębia | Mroczna toń

sobota, 22 grudnia 2012

Zbuntowane anioły - Libba Bray


Tytuł oryginału: Rebel Angels
Seria/cykl wydawniczy: Magiczny krąg, tom II
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Data wydania: marzec 2010
Książka dostępna tutaj: .klik.
 „A jeśli zło tak naprawdę nie istnieje? Jeśli zostało wymyślone przez nas i w rzeczywistości musimy walczyć tylko z własnymi ograniczeniami? Jeśli to tylko ciągła bitwa między naszą wolą, pragnieniami i decyzjami?”

Gemma Doyle nie jest już tą samą osobą, którą była przyjeżdżając do Akademii Spence w Anglii. Dziewczyna zobaczyła na własne oczy, jak wygląda zło w czystej postaci, ale też i piękno, które razem ze swoimi przyjaciółkami widziała, wtedy gdy otwierała drzwi do międzyświata - krainy, w której spełniają się nawet najskrytsze marzenia. Bohaterka wie, że musi zmierzyć się z Kirke, aby zapanowała równowaga, spokój i bezpieczeństwo.. Zbliżają się ferie świąteczne i wkrótce Gemma opuszcza szkołę i wyjeżdża do Londynu, gdzie czekają na nią liczne bale, na których bawi się ze swoimi wiernymi koleżankami. Jednak nie tylko one na nią czekają, ale również przystojny Simon Middleton, który ewidentnie podkochuje się w pannie Doyle.

Wolny czas, który zapowiadał się tak fantastycznie, wcale taki nie jest, ponieważ Gemma miewa coraz częściej przerażające wizje, które są bardzo realistyczne. Na dodatek nieustannie nawiedzają ją trzy przerażające dziewczyny w bieli, które proszą o pomoc, a dla bohaterki jedyną opcją, żeby się o nich czegoś dowiedzieć jest wizyta w międzyświecie. Wkrótce Gemma zabiera Felicity oraz Ann do krainy, której nigdy nie chcą opuszczać. Spotykają tam Pippę, przyjaciółkę, którą nie tak dawno temu straciły i za którą bardzo tęskniły. Należy również wspomnieć o Kartiku, który nalega by dziewczyna odnalazła Świątynię i poskromiła władzę. W innym wypadku dojdzie do katastrofy.. Bohaterka chce to zrobić, bo dzięki temu stanie twarzą w twarz ze swoim wrogiem - Kirke. Jednak odszukanie jej nie jest wcale takie łatwe, można nawet powiedzieć, że strasznie niebezpieczne...

Sięgając po Zbuntowane anioły byłam podekscytowana, bo nie mogłam doczekać się dalszych przygód tej fascynującej bohaterki i jednocześnie obawiałam się, że ta część nie przypadnie mi do gustu, czegoś w niej zabraknie. Okazało się jednak, że nie miałam podstaw do tego by się aż tak obawiać, bo Libba Bray udowodniła mi po raz drugi, że potrafi zaskakiwać swoją historią. Niemniej jednak uważam, że Mroczny sekret został lepiej i ciekawiej napisany. Zdecydowanie wolę, gdy fabuła rozgrywa się w murach Akademii Spence, wtedy można lepiej odczuć tę atmosferę tajemniczości i grozy. W tym tomie niestety historia dzieje się w Londynie, na balach u boku bogatych do obrzydliwości ludzi.

W poprzedniej części zabrakło mi jednego z bohaterów, Kartika, którego było stanowczo za mało. Chciałam, aby autorka w Zbuntowanych aniołach postarała się skupić więcej uwagi na jego postaci i tak też się stało. Dzięki temu powieść stała się bogatsza i dużo ciekawsza, ponieważ możemy poznać go lepiej, poobserwować z bliska, zobaczyć jaki jest. Od samego początku go polubiłam, ponieważ był tajemniczy, cichy, szybki, arogancki i nie pozwalał nikomu rządzić sobą. Tak też jest w tym tomie, chociaż na początku może wydać się nam, że jest całkiem inaczej. Kartik jest tuż obok Gemmy jedną z moich ulubionych postaci, nie tylko ze względu na to jak się zachowuje, ale też dlatego że jest zbudowanym z krwi i kości bohaterem, w którego łatwo uwierzyć, do którego można poczuć sympatię. Nie lubię za to Felicity, Ann, Pippy, czyli przyjaciółek panny Doyle, ponieważ są zapatrzonymi w siebie nastolatkami, których nie obchodzi to, że nie mogą robić tego co im się podoba, które stale chcą więcej i więcej. Mają też problemy, które nie wywołały na mnie żadnego współczucia, a jedynie litość. Nie mogłam pojąć ich sposobu myślenia i co chwilę miałam ochotę walnąć je jakimś przedmiotem po ich ślicznych buźkach. Wyżej wspomniałam o Gemmie, która (na szczęście!) jest odpowiedzialną (w miarę) postacią, która stara się, by na świecie zapanowała równowaga. Pisarka nie stworzyła głupiutkiej dziewczyny, która płakałaby nad swym losem, co to to nie! Gdyby taka była, nie podjęłaby się walki z Kirke, czy też nie odwiedzałaby obłąkanej dziewczyny tylko po to, by odnaleźć odpowiedzi na nurtujące ją pytania..

 by Gustave Doré

W Mrocznym sekrecie marudziłam chwilami nad nużącą akcją i tutaj (niestety) też się z tym spotkałam. Niektóre fragmenty doprowadzały do tego, że bicie serca przyspieszało, a niektóre do tego, że odkładałam książkę na bok i przez jakiś czas jej nie ruszałam. Najciekawiej było wtedy, gdy dochodziło do spotkania Gemmy z Kartikiem, czy też wędrówki po międzyświecie. Chociaż co do tego drugiego, też nie końca było to tak świetne, ponieważ będąc tam, miałam chwilami wrażenie totalnej absurdalności, co mnie niesamowicie denerwowało. Nie wiem czy tylko mi się to nie podobało, czy inni też mieli takie odczucia, ale nie przypuszczałam, że tak mogę odczuć te, wydawać by się mogło, fascynujące podróże.

Reasumując, Zbuntowane anioły to dobra kontynuacja Mrocznego sekretu, niemniej jednak gorsza. O ile większa frekwencja Kartika spowodowała, że miałam ochotę powieści dać ocenę taką samą jak przy poprzedniej części, to pozostałe mankamenty jasno dowodzą temu, iż wcale ten tom tak świetny nie jest jak jego poprzedni. Mimo tego z wielka chęcią sięgnę po ostatni tom trylogii, o którym słyszałam naprawdę sporo dobrego (dosłownie każdy mówi mi o tym, że to najlepsza, najciekawsza część). Chcę, aby autorka ponownie mnie zaskoczyła i zauroczyła swoimi pomysłami tak jak było w przypadku Mrocznego sekretu. Was zachęcam do zapoznania się z drugim tomem, ponieważ uzyskacie odpowiedzi na pytania zadane w pierwszym, a osobom które nie miały styczności z Libbą Bray polecam przeczytanie recenzji (link na dole) i sięgnięcie po tę trylogię!
Moja ocena 4+/6, 7/10
Za możliwość przeczytania dziękuję serdecznie Grupie Wydawniczej Publicat!

Trylogia Magiczny krąg:
Mroczny sekret | Zbuntowane anioły | Studnia wieczności

sobota, 15 grudnia 2012

Zatruty tron - Celine Kiernan


Tytuł oryginału: The Poison Throne
Seria/cykl wydawniczy: Trylogia Moorehawke tom I
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Data wydania: luty 2011
Książka dostępna tutaj: .klik.
 „- Dlaczego tak trudno nam słuchać, gdy ludzie mówią o nas dobre rzeczy? - wyszeptał.”

Średniowiecze to okres, który jeszcze dwa lata temu temu w ogóle mnie nie interesował i mógł dla mnie nie istnieć. To się zmieniło dzięki książkom, w których fabuła rozgrywała się właśnie w tej epoce. Najbardziej spodobało mi się połączenie fantastyki z tym, co wiemy dzisiaj o tamtym czasie, ponieważ dzięki temu powieść staje się bogatsza w treść i dużo ciekawsza. W ostatnich tygodniach chciałam bardzo sięgnąć po tego typu książkę i w końcu zagospodarowałam sobie czas i wybór padł na Zatruty tron autorstwa Celine Kiernan. O tym jakie wrażenie na mnie wywarła napiszę w dalszej części recenzji, a teraz przedstawię krótki opis tego, jakiej historii możemy się spodziewać.

Wynter to piętnastolatka, córka Obrońcy Tronu - Lorda Moorehawke, która powraca z ojcem z Krain Północy w rodzinne strony, jakimi jest Hiszpania. Dziewczyna całkiem inaczej wyobrażała sobie powrót - zamiast cieszyć się ze wszystkiego jak dawniej, nieustannie coś ją zaskakuje, przeraża i w końcu uświadamia sobie, że w niegdyś spokojnym i tolerancyjnym państwie nastały ciężkie, ponure czasy. Nie ma przyjaznych relacji z kotami, czy z duchami, a jak się później okazuje - nawet z przyjaciółmi. Na królewskim dworze tortury, intrygi, walka o władzę czy duchy domagające się krwi są na porządku dziennym. Bohaterka musi podjąć wiele ważnych decyzji. Musi wybrać czy podda się woli króla, czy będzie walczyć o przywrócenie ładu w królestwie. Czy jej się uda?

Celine Kiernan mieszka w Dublinie w hrabstwie Cavan wraz z mężem i dwójką nastoletnich dzieci. Jest pisarką, ilustratorką, animatorką filmów rysunkowych i od wielu lat związana jest zawodowo z branżą filmową. Jej literackim debiutem jest Trylogia Moorehawke (Zatruty tron, Królestwo cieni, Zbuntowany książę).

Sięgając po tę powieść miałam dość spore wymagania wobec niej, ze względu na czytane przeze mnie wcześniej recenzje, w których większość osób chwaliło praktycznie wszystko w tej pozycji, a minusów było naprawdę niewiele. Mimo tego nie zawiodłam się, ponieważ autorka udowodniła mi, że pisać potrafi i to jeszcze jak! Dosłownie już od pierwszych stron zakochałam się w jej stylu pisania, ponieważ potrafiła ubrać wszystko w tak niezwykłe słowa, które miały magię przeniesienia mnie do świata Wynter. Byłam tam i wszystko widziałam i bardzo mocno przeżywałam. Do tego dochodzi jeszcze język, w którym jest pełno archaizmów, dzięki którym łatwiej jest nam wyobrazić sobie realia średniowiecza i spróbować zrozumieć sposób myślenia tamtych ludzi.

Kolejną ważną kwestią są barwni, wyraziści bohaterowie z krwi i kości, których nie sposób nie polubić! Zacznijmy od Wynter, którą wiele osób nieprawidłowo i bez podstaw ocenia tuż po przeczytaniu opisu z tyłu okładki. Nie, nie jest infantylną, pustą, której nikt nie kocha dziewczynką (jak to sobie pewnie teraz myślicie). Ma w nosie to, że ktoś może uważać ją za dziwną, która nosi spodnie zamiast sukienek. Bohaterka jest silna, odważna i próbuje dowiedzieć się, co tak naprawdę dzieje się na królewskim dworze. Nie jest oczywiście taka przez całą powieść, bo mając piętnaście lat, niemożliwością jest, aby być nieustannie silną, kiedy obok nas dzieją się tak przerażające rzeczy. 

Inną postacią na którą warto zwrócić jest ojciec dziewczyny, Lorcan. Zostaje ukazany jako silny, odważny, surowy mężczyzna, a pod tą maską kryje się zupełnie inny człowiek. W wyniku choroby jest zmuszony porzucić swoje 'przebranie', a wtedy dostrzegamy w nim wiele pozytywnych i rodzinnych uczuć, jakimi obdarza bliskie mu osoby. Kolejnym ciekawym bohaterem jest Christopher, o którym mogłabym pisać eseje, ale streszczę się w kilu zdaniach. Na samym początku zdenerwował mnie swoim zachowaniem i myślałam, że go nie polubię. Tylko, że pod koniec książki już go kochałam (:D). Poznajemy go jako złodzieja kobiecych serc, a jest tak naprawdę przyjaznym, ciepłym, silnym i zabawnym mężczyzną. Warto tutaj też wymienić Raziego, którego król siłą wyznaczył na następcę tronu. Chłopak w wyniku tego robi wszystko aby pokrzyżować plany władcy i na domiar złego, odsuwa się od bliskich.. Jednak robi to z pewnych powodów, ponieważ tylko tak może ich chronić. 

Jedynym mankamentem Zatrutego tronu jest dość nieudolne zakończenie, ponieważ spodziewałam się tam punktu kulminacyjnego, a go nie było. Było to dość dziwnie, bo pierwsza część skończyła się tak zwyczajnie i niepozornie - spokojnie. Mam jednak nadzieję, że ten zabieg był zamierzony i w drugiej części autorka zaskoczy mnie czymś już na samym początku. Wyznam szczerze, że nie mogę się już doczekać momentu, w którym wezmę do ręki Królestwo cieni i zacznę czytać część dalszą przygód Wynter!

Zatruty tron to powieść oryginalna, w której średniowiecze odżywa w zupełnie inny, niecodzienny, nowy sposób. To również jedna z tych książek, po której jeszcze długo rozmyślamy o bohaterach i żyjemy przeżytymi przygodami wraz z nimi. Dzieło to wywarło na mnie wiele skrajnych emocji - śmiałam się i uroniłam kilka łez nad pewnymi fragmentami. Dokonanie czegoś takiego, sprawienie, aby czytelnik tak zżył się z historią jest sukcesem samym w sobie. Uważam, że naprawdę warto przeczytać tę pozycję, chociażby po to, aby zobaczyć dlaczego tak się chwali twórczość tej autorki. Sami musicie zdawać sobie sprawę, że pisze się o tym w recenzjach nie bez powodu. Polecam gorąco z całego serca!
Moja ocena 5+/6, 9/10
Za możliwość przeczytania dziękuję serdecznie Grupie Wydawniczej Publicat!

Blog autorki macie TU 

Trylogia Moorehawke:
Zatruty tron | Królestwo cieni | Zbuntowany książę

niedziela, 21 października 2012

W otchłani - Beth Revis


Tytuł oryginału: Across the Universe
Seria/cykl wydawniczy: W otchłani tom I
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Data wydania: marzec 2012
Książka dostępna tutaj: .klik.
 „Chciałem cię tylko poznać. Nie wiedziałem, że zniszczę całe twoje życie.”

Dawno dawno dawno temu nie kręciły mnie powieści, których fabuła była osadzona w kosmosie, na statkach kosmicznych itp. Sama nie wiem dlaczego - może tak było bezpieczniej, nie musiałam się jeszcze bardziej obawiać o bohaterów, że coś się z nimi stanie, albo to takie moje ,,widzimisię''. Wiele osób pozytywnie wypowiadało się o pozycji Beth Revis W otchłani i w końcu postanowiłam sama zobaczyć, co jest w niej takiego, co przyciąga do niej rzesze nowych czytelników. No i się przekonałam. Kiedy zaczęłam ją czytać, nie mogłam przestać i strasznie cieszę się, że jednak dałam jej szansę.

Zanim ocenię całą książkę, chciałabym opowiedzieć Wam o czym i o kim ona jest. Wyobraź sobie, że jesteś nastoletnią dziewczyną o imieniu Amy i za chwilę masz poddać się hibernacji, aby móc polecieć na misję, której celem jest zasiedlenie innej planety. Musiałaś zobaczyć jak Twoi rodzice zostali zamknięci w specjalnych komorach i opuszczą je dopiero za ponad trzysta lat. Tyle ma trwać podróż. Możesz jeszcze zrezygnować i wrócić do rodziny, przyjaciół. Postanawiasz jednak zostać. Na statku dzieją się dziwne rzeczy, a na domiar złego zostajesz brutalnie obudzona - na pewno nie tak wyobrażałaś sobie pobudkę. Ktoś próbuje zamordować nie tylko Ciebie, ale też i innych, a Ty postanawiasz rozgryźć mordercę. Na statku kosmicznym rządzi despotyczny i przerażający Najstarszy, który żąda aby wszyscy byli wobec niego ulegli. Jest jednak jeszcze Starszy (następca Najstarszego), który jako jedyny stara się zrozumieć Twoją sytuację i próbuje przejąć władzę. Czy możesz mu zaufać? 

Beth Revis mieszka w Północnej Karolinie, gdzie pisze swoje książki. Pierwsza część jej dystopijnej trylogii W otchłani stała się bestsellerem, została też najlepszą książką Amazon.com oraz nominowano ją do wielu prestiżowych nagród. Prawa do powieści zakupiło już ponad dwadzieścia państw. Drugi tom Milion słońc cieszy się również wielkim rozgłosem, a obecnie pisarka pracuje nad trzecią częścią.

W otchłani całkowicie mnie oczarowało. Autorka zaserwowała nam coś zupełnie innego, od tego co było dotychczas - nie ma żadnych wampirów, wilkołaków, aniołów, mieszańców, wiedźm, elfów, wróżek i innych nadprzyrodzonych stworzeń. Jest kosmos, statek, ludzie i Najstarszy, który lubi zmieniać wszystko i wszystkich wokół siebie. Narracja prowadzona jest dwutorowo - poznajemy świat oczami Amy jak i Starszego, a dzięki takiemu zabiegowi powieść staje się dużo ciekawsza, ponieważ możemy porównywać ich patrzenie na świat, dostrzegać pomiędzy nimi różnice i podobieństwa.

Historia wciąga i to nawet bardzo, a mimo to nie odczułam jakiejś wielkiej ekscytacji czytając ją. A właśnie tego od niej oczekiwałam. Jasne, że bardzo mi się podobała i na pewno sięgnę jeszcze po nią nie raz, ale właśnie brakowało mi w niej więcej dynamizmu. Drugim i ostatnim, według mnie mankamentem jest infantylność Starszego, która była tak widoczna, że nie dało się tego nie zauważyć. Poza tym raczej wszystko oceniłabym pozytywnie. Kreacja bohaterów jest naprawdę interesująca - autorka stworzyła grupę Żywicieli (rolników), którzy potrzebni są tylko po to, aby ludzie ze statku mogli przeżyć. Oprócz tego nie umieją nic i są kontrolowani przez Najstarszego, który według nich jest najlepszy we wszystkim co robi. Ślepo wierzą w to co im powie, nie mają czegoś takiego jak swój sposób myślenia.  Drugą grupą są wariaci, czyli osoby kreatywne umieszczane w szpitalu - jako jedyni mogą czegoś dokonać, ulepszyć statek itp. Jest też Amy, która jako jedyna zna prawdę o Sol-Ziemi i której wcale nie podoba się to co robi z ludźmi despotyczny władca. Starszy natomiast zafascynowany dziewczyną, zaczyna buntować się przeciwko swojemu nauczycielowi. Co wobec tego wyniknie? Osobiście uważam, że nie sposób się nudzić czytając tę powieść, bo nawet sama różnorodność postaci mówi sama za siebie, że może być naprawdę ciekawie.

W otchłani jest książką, po której jeszcze długo żyjemy przygodami bohaterów, o których nieustannie rozmyślamy i nie możemy przestać. To pozycja, która nie tylko wywołuje wiele skrajnych emocji, ale też wyciska łzy - przykładem może być tu zakończenie, które wprawiło mnie w niemałe zaskoczenie, nie tylko ze względu na to co wydarzyło się podczas rozmowy Starszego z Amy, ale też dlatego, że to już się w jakimś stopniu zakończyło. Po drugi tom z pewnością sięgnę, w zasadzie to nie mogę się już doczekać, kiedy będę go miała w swoich rękach. W otchłani pokazuje nam też jakie są skutki władzy despotycznej i jak można uzależnić się od władzy, która później przejmuje kontrolę nad osobą, a nie tak jak powinno być - osoba nad władzą. Beth Revis stałą się jedną z moich ulubionych autorek i serdecznie dziękuje jej, że mogłam przeżyć tak fascynującą podroż na Błogosławionym.
Moja ocena 5+/6, 9/10
Za możliwość przeczytania dziękuję serdecznie Grupie Wydawniczej Publicat!

Tu strona na której można zapoznać się z nawigacją Błogosławionego: TU
A tutaj fragment książki: TU

Trailer:
Tu drugi, jeśli chcecie: TU

Trylogia W otchłani:
W otchłani | Milion słońc | Shades of Earth