Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura niemiecka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura niemiecka. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 30 grudnia 2014

Grim. Dziedzictwo światła - Gesa Schwartz

„Bo na tym właśnie, panie i panowie, polega prawdziwa wolność człowieka: to wiara w to, że wszystko możliwe. W tymże sensie życzę państwu serdecznie, aby dali się państwo poruszyć czarowi tych artefaktów, nierzadko mających tysiące lat... i kto wie... może pozwolić, aby państwa przemieniły?''

Muszę się do czegoś przyznać. Jestem totalnie zakochana w Grimie. Nie, nie chodzi mi tylko o całą historię, cykl, ale też o bohatera. Rok temu przeczytałam pierwszy tom w dwa dni i nie poszłam wtedy też do szkoły. Historia opowiedziana przez Gesę Schwartz wywarła na mnie ogromne wrażenie i od czasu jej przeczytania, cały czas o niej komuś opowiadałam. Przyszła kolej na część drugą, która mnie trochę... co ja piszę, bardzo wkurzyła, ale nie przestałam przez to być zakochana po uszy w Grimie. Bo przecież w prawdziwym związku są wzloty i upadki, nie? U nas też były, a jakże.

Druga część jest w skrócie o tym, jak przed otwarciem w Luwrze wystawy magicznych artefaktów, Paryżem wstrząsa seria makabrycznych morderstw, a wszystko wskazuje na to, że ich sprawcą jest jakaś Innostota. Gargulec wraz z Mią próbują podążać tropem mordercy, ale szybko okazuje się, że staną w obliczu istot, o których dotąd słyszeli tylko legendy. Ciemni Alfowie, z którymi się zetkną, będą tylko przykrywką, bo za nimi kryje się coś znacznie potężniejszego, co może zmienić cały świat.

Dziedzictwo światła jest świetne, serio. Ponownie można spotkać się z sarkastycznym i wiecznie narzekającym Grimem, którego nie sposób nie lubić i któremu ma się ochotę wiecznie kibicować. Jest też Mia, ludzkie dziecię, która dużo poświęca, jest pomocna, uparta, odważna i wprowadza do książki normalność od tego przesycenia światem fantastycznym. Nie można zapomnieć o cudownym i przeuroczym koboldzie, którego sama obecność powoduje, że kąciki ust wędrują do góry. Mogłabym wymieniać tak bez końca, bo na stronach tej opowieści pojawia się mnóstwo bohaterów - zarówno już tych znanych, ale też dużo nowych i każdy z nich wnosi coś do tej pozycji. 

Największym atutem tej książki jest dla mnie jednak ukazanie przez pisarkę świata przedstawionego. Każde miejsce, które odwiedzili Mia z Grimem i towarzyszami było opisane ze wszystkimi szczegółami, których czytanie w żaden sposób nie nudziło. Gesa Schwartz otwierała przede mną co rusz jakieś nowe drzwi pełne magii, nowych istot i za każdym razem byłam jeszcze bardziej oczarowana niż wcześniej. Zwykłe miejsca stały się miejscami niezwykłymi, pełnymi fantastycznych postaci. W książce zostają przybliżone również różne motywy: przyjaźni, walki dobra ze złem, dążenia do władzy i pomimo, że dla niektórych wydają się już trochę schematyczne i utarte, dla mnie w przypadku Grima takie nie były. Ważne było też podtrzymanie napięcia - książka liczy sobie prawie 700 stron i gdyby nie była ciekawa, miała mało punktów zwrotnych, to miałabym ochotę ją wyrzucić przez okno. I miałam, ale to z innego powodu.
Tym powodem są błędy, błędy i jeszcze raz błędy. Literówki, brak jakiegoś wyrazu w zdaniu, samotna literka, która nie pasuje do żadnego słowa, nieodmienione wyrazy, Grim zamieniony na Gruma, brak myślników w dialogach, miecz stał się meczem, Mia poczuł i w ogóle... Mogę tak wypisać Wam całe dwie kartki. Ale nie będę. Moja złość podczas czytania Dziedzictwa światła tylko czekała na możliwość wypłynięcia na światło dzienne. No bo cholera jasna! Tego się czytać w pewnych momentach nie dało, kiedy co kilka stron, a czasami nawet na jednej zdarzało się takich błędów kilka. Jeszcze byłoby okej, gdybym tego nie wypisywała. Ale chcę oszczędzić innym tego, przez co ja przechodziłam, czytając drugi tom. Miałam wrażenie, że ta książka nie przeszła żadnej korekty, a osoba, która była za to odpowiedzialna, zawaliła na całej linii. W sumie nie to, że miałam wrażenie, tak jest serio. Gdybym zapłaciła za tę książkę 50, zł kazałabym tej osobie ją zjeść. Miałam ochotę nią rzucać. Powstrzymała mnie niesamowita fabuła, cudowni bohaterowie, fantastyczny język i styl autorki. Ale proszę, poprawcie to!

Niezbyt też spodobało mi się powtarzanie pewnych sytuacji. Przez praktycznie całą powieść bohaterom na drodze stają pewne istoty, ich walki się powtarzają, w końcu zlewają w jedno. Z czasem wydaje się, że przebiegają zbyt łatwo, a za chwilę i tak są zmuszeni do ponownego bronienia się. I tak w kółko.

Nie zmienia to jednak faktu, że darzę Grima bezwarunkową miłością. Dziedzictwo światła to opowieść napisana z wielkim rozmachem, która potrafi wciągnąć czytelnika bez reszty i sprawić, by zapomniał o całym otaczającym go świecie. Ja zapomniałam i dałam porwać się specyficznej atmosferze książki i z wielką niecierpliwością będę oczekiwać kolejnego tomu. Tylko błagam, zróbcie coś z tymi literówkami, błędami i innymi strasznymi rzeczami.
Ocena 4+/6
Książka otrzymana od wydawnictwa Jaguar.

piątek, 1 sierpnia 2014

Magiczna gondola - Eva Völler

„Możliwości nie było zbyt wiele. Na ile mogłam to ocenić - najwyżej cztery. Raz: byłam martwa i znalazłam się w ogniu piekielnym. Dwa: ktoś mnie nafaszerował narkotykami. Trzy: to jakiś film. Cztery: zwariowałam.” 

Szansa odwiedzenia Wenecji kusiła mnie już od dobrych kilku miesięcy, ale za każdym razem zabierałam się za coś innego. Magiczna gondola postała sobie u mnie od grudnia i przykuwała wzrok jak tylko się dało. Ale w końcu te wszystkie (no, prawie) pozytywne recenzje i zachęcanie innych do sięgnięcia po nią, sprawiły, że w końcu przeczytałam. Muszę przyznać, że autorce wyszło całkiem okej - ale o tym za chwilę.

Anna spędza wakacje w Wenecji, w której zwiedziła już wszystkie kościoły, zabytki, uliczki... I się nudzi. Na jednym ze spacerów zauważa czerwoną gondolę i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że w tym mieście wszystkie gondole są czarne. Niedługo potem dziewczyna razem z rodzicami ogląda paradę historycznych łodzi i zostaje wepchnięta do wody. Wyciąga ją przystojny chłopak na pokład czerwonej gondoli. Gdy próbuje wejść na pomost, wszystko rozpływa się Annie przed oczami...

Podróże w czasie nigdy jakoś specjalnie mnie nie kręciły - wolałam poczytać o wampirach, wilkołakach i innych dziwnych stworzeniach, niż o tym, że bohaterowie przenoszą się ze współczesności do wcześniejszych epok. Dlatego po tego typu powieści sięgam bardzo rzadko. Jednak Magiczna gondola okazała się całkiem fajną lekturą, przez którą płynie się lekko i przyjemnie. Nie ma może bardzo dynamicznej akcji, ale nie da się też nudzić czytając ją.

Największym atutem książki są bohaterowie - ich kreacje są wyraziste i barwne. Anna to dziewczyna, której nie da się nie polubić - jest odważna, inteligentna i pomimo tego, że znalazła się w wieku, o którym nie wie zbyt wiele, jakoś potrafi sobie poradzić. Poza tym jej cięty język i uparte dążenie do celów wiele razy mnie rozśmieszało i poprawiało humor. Drugą ciekawą postacią jest młody mężczyzna o imieniu Sebastiano. Na początku nie wiedziałam za bardzo co o nim sądzić, ale z czasem się do niego przekonałam. Jest wiele innych bohaterów, zarówno tych dobrych jak i złych, o których nie da się zapomnieć, ale musicie poznać ich sami!

Bardzo spodobało mi się również to, w jaki sposób Eva Völler przedstawiła piętnastowieczną Wenecję - opisy były plastyczne i działały na wyobraźnię. Autorka jest znawczynią tego miasta, więc myślę, że dość sporo można dowiedzieć się dzięki lekturze Magicznej gondoli. Minusem jest za to z pewnością brak informacji o podróżach w czasie, albo ich niewielka ilość. Nie dowiedziałam się na jakiej zasadzie to działa i dlaczego tak, a nie inaczej - myślę jednak, że zmieni się to w drugiej części. Zabrakło mi tutaj też punktu kulminacyjnego, chociaż może  i był, ale pisarka nie potrafiła tego przedstawić jakoś bardziej dynamicznie i tak, bym miała ochotę z niecierpliwości krzyczeć. Miałam nadzieję na coś bardziej zaskakującego, a było tak... zwyczajnie.

Magiczna gondola nie zachwyciła mnie jakoś specjalnie i też nie stała się jedną z ulubionych książek, ale uważam, że warto dać jej szansę. Przynajmniej dla samej Wenecji, która została tak ciekawie tutaj przedstawiona. Za jakiś czas pewnie sięgnę po drugi tom, aby lepiej poznać świat stworzony przez autorkę i, by zobaczyć, co słychać u bohaterów.
Ocena 4+/6

środa, 29 stycznia 2014

Miasto Śniących Książek - Walter Moers


Tytuł oryginału: Die Stadt der Traumenden Bucher
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Data wydania: 2006
„- Czasami myślę sobie, że jesteśmy jedynymi, którzy naprawdę mają pożytek z literatury - uśmiechnął się Gofid. - Wszyscy inni mają z książkami tylko masę roboty. Redagowanie. Wydawanie. Drukowanie. Sprzedawanie. Opychanie za bezcen. Studiowanie. Recenzowanie. Praca, praca, praca - my za to musimy tylko czytać. Zaczytywać się. Rozkoszować się. Pochłaniać książki - robimy to naprawdę. I jeszcze się tym najadamy. Nie chciałbym się zamienić z żadnym pisarzem.''

Nie sądziłam, że kiedykolwiek przeczytam książkę o książkach. Książkę o Mieście Śniących Książek. Powieść, w której świat literatury może być nie tylko piękny i obszerny, ale również niebezpieczny i przerażający. Nie przepuszczałam też, że pozycja ta zabierze mnie w podróż, z której nie będę chciała powrócić oraz, że dzięki niej poznam nowych bohaterów, dla których świat papieru i druku będzie czymś najważniejszym w życiu. Przekonałam się też w końcu, że nie tylko oprawa i ilustracje w środku robią wrażenie, ale sama historia, którą napisał Walter Moers.

Hildegunst Rzeźbiarz Mitów to młody poeta, który po śmierci swojego ojca chrzestnego nie otrzymuje wiele, jednak wśród wielu nieistotnych rzeczy jest pewien rękopis, który zachwyca bohatera i skłania go do odnalezienia jego autora. Wie, że jedynym miejscem, w którym może odnaleźć tajemniczego pisarza jest Księgogród - Miasto Śniących Książek. W momencie kiedy wkracza do miasta, widzi przede wszystkim księgarnie i przeróżne istoty, których praca związana jest z książkami. Jest to centrum, w którym każdy miłośnik literatury chciałby się znaleźć - a teraz jest tam Hildegunst, który dość szybko zostaje wciągnięty w świat, w którym czytanie staje się niebezpieczne, świat, w którym łowcy książek zabijają dla zdobycia bibliofilskich skarbów. Bohater na drodze odnalezienia prawdziwego autora rękopisu spotka wiele istot, o których nikt nie słyszał oraz te, które są owiane wieloma legendami. Czy uda mu się sprostać zadaniu, które sobie na samym początku wyznaczył?

„Szukamy z miłości, nie z chciwości. Szukamy sercem i rozumem, a nie toporem i mieczem. Szukamy, aby się uczyć, a nie by się wzbogacić. I szukamy lepiej! Znajdujemy najcenniejsze książki.''

Żeby oczarować się tą książką nie trzeba wiele. Wystarczy ją wziąć w ręce i przekartkować, aby zapragnąć ją lepiej poznać. Przyczyną tego jest oprawa graficzna, która naprawdę może skraść serca wielu książkoholików. Moje skradła i to właśnie za jej sprawą, postanowiłam sięgnąć po Miasto Śniących Książek. Z początku obawiałam się, że pod względem treści nie spełni powieść moich oczekiwań, ale na szczęście się tak nie stało. Autor buduje napięcie od samego początku, wprowadza nas w świat literatury i coraz bardziej intryguje wieloma tajemnicami i zagadkami, które będziemy odkrywać i rozwiązywać przez cały czas. Bardzo spodobał mi się jego pomysł prowadzenia historii, w której nie znajdzie się miejsca na nudę i monotonię, ponieważ nieustannie się tutaj coś dzieje.

Warto również wspomnieć o postaciach, bez których opowieść ta nie byłaby tak ciekawa i zajmująca. Nie ma tutaj zwyczajnych ludzi - spotkać można za to smoki, buchlingi, przeraźnice, harpiry i wiele wiele innych bohaterów, których różnorodna kreacja z pewnością podnosi poziom książki. Czytając tę pozycję nie mogłam się właściwie doczekać momentów, w których poznawać będę nowe istoty, zarówno te dobre jak i złe. Bo każda z nich była warta uwagi i o każdej chciałam się jak najwięcej dowiedzieć. Walter Moers oprócz żyjących stworzeń przedstawił czytelnikom z wielką dokładnością miejsca, w których zamieszkiwały, czy tymczasowo przebywały. A były to miejsca magiczne, pełne ciemnych zakamarków, niekiedy niebezpieczne i odrażające, innymi razy takie, których nie chciało się opuścić. Ale za to w każdym z nich można było ujrzeć książki, a właściwie masę książek, od których nawet Hildegunstowi trudno było się oderwać.

Nie umiem opisać tej książki tak dobrze jak na to ona zasługuje. Zapewne nie weszłam w łaski Orma (jeśli przeczytacie Miasto Śniących Książek będziecie wiedzieli co mam na myśli) i pewnie nigdy mi się to nie uda. Ale, ale... Nie zmienia to jednak faktu, że Walter Moers stworzył opowieść piękną i magiczną, do której będę z pewnością co jakiś czas wracać. Nie sądziłam, że czytanie oraz przeżywanie przygód Rzeźbiarza Mitów sprawi mi tak ogromną przyjemność i, że tak trudno będzie mi odłożyć pozycję z powrotem na półkę. Gorąco zachęcam Was do zapoznania się z nią, jestem pewna, że nie poczujecie się zawiedzeni i cudownie spędzicie czas przeznaczony na jej lekturę!
Moja ocena 6/6, 10/10
Za książkę dziękuję Grupie Wydawniczej Publicat.

niedziela, 27 października 2013

Grim. Pieczęć Ognia - Gesa Schwartz


Tytuł oryginału: Grim: Das Siegel des Feuers
Seria/cykl wydawniczy: Grim 1
Wydawnictwo: Jaguar
Data wydania: 8 maja 2013
 „- Masz szczególny dar. Wyczuwasz, że świat ma w sobie więcej, niż potrafi dostrzec ludzkie oko. Tęsknota za nieznanym uczyniła z ciebie osobę, którą jesteś: ubrane na czarno dziecię ciemności, które woli rysować szkice na cmentarzu, niż... robić to, co zwykle robią dziewczynki w twoim wieku.''

Paryż. Jesteś jednym z wielu, ale jednocześnie masz w sobie coś, co odróżnia cię od innych. Idziesz ciemnymi uliczkami, albo może rysujesz coś w swoim notatniku o później porze i nie zdajesz sobie nawet sprawy z tego, że nie jesteś sam. Nie podnosisz głowy do góry i myślisz, że wszystko jest okej. Że świat jest zwyczajny i nie ma w nim nic pięknego, że oprócz ludzi, zwierząt i roślin nie spotkasz nic ciekawego. Gdybyś tylko zaczął wierzyć w to, co rysujesz, a swoją wyobraźnię poszerzył poza granicę szkiców, dostrzegłbyś w całym mieście nie rzeźby z kamienia, ale to co się pod nimi kryje. Może miałbyś szczęście i zobaczyłbyś lecącego z dachu Gargulca, który myśli, że zrobił to niezauważalnie? Może pomnik lwa poruszyłby się, a świetliki okazałyby się nie świetlikami, a zupełnie czymś innym? Sądzę, że czas podnieść głowę do góry i poznać świat takim, jakim jest naprawdę. Wydaje mi się, że spodoba ci się to, co ma do pokazania Gesa Schwartz, autorka Pieczęci Ognia. Gotowy?

Grim to jeden z Gargulców, którego zadaniem jest ukrywanie przed ludźmi istot z innego świata. Jego nowa praca nie sprawia mu przyjemności, jednak stara się robić to, co do niego należy. Gargulce nazywane również potworami ze względu na swój wygląd, od dawna strzegą granic między światem śmiertelników, a krainą demonów. Są przerażające, ale również pożyteczne. Mia to druga główna bohaterka.Córka malarza, którego nikt za życia nie rozumiał, a cały świat nazywał go szaleńcem. Dziewczyna widzi rzeczy, których nie dostrzegają normalni ludzie, nie interesuje się tym, czym jej rówieśniczki - jest outsiderką. Ta dwójka z czasem będzie musiała połączyć siły, ze względu na liczne morderstwa, których ofiarami są nie tylko ludzie, ale również Innostoty. Tylko razem zdołają odkryć co tak naprawdę dzieje się w Paryżu i pod nim.

Muszę przyznać, że dawno nie czytałam tak szalenie wciągającej i oryginalnej książki fantasy. Już sam początek zwrócił moją uwagę swoją tajemniczą i mroczną atmosferą oraz intrygującymi postaciami. Rzadko kiedy zdarza, się aby rozpoczęcie jakiejś historii było takie jak to tutaj. To ono zabrało mnie do świata, z którym pod koniec nie chciałam się rozstawać. Właściwie, miałam ochotę tupać nogami i domagać się o drugą część, która mam nadzieję, że pojawi się dość szybko. Myślę, że drogą do sukcesu autorki w przypadku Pieczęci Ognia było stworzenie różnobarwnych bohaterów, podtrzymanie napięcia, zbudowanie świetnie skonstruowanych dialogów oraz wymyślenie naprawdę intrygującej fabuły. Również z biografii pisarki dowiedzieć się można, że od zawsze interesowała ją fantastyka i to też mogło mieć ogromny wpływ na finalny efekt powieści. 

„-Każdy ma własną granicę - mruknął, idąc za nimi. - A dla mnie jest nią najwyraźniej gówno na twarzy.'' 

Bardzo spodobał mi się pomysł pokazania całej historii z punktu widzenia Grima i Mii, dzięki czemu mogłam lepiej poznać tę dwójkę, światy, w których żyli oraz istoty lub osoby jakimi się otaczali. Oprócz Gargulców spotkać można było wampiry, wilkołaki, koboldy i inne stwory, ale to jednak ci pierwsi odgrywają tutaj najważniejszą rolę. To właśnie oni mnie najbardziej zaciekawili, ich hierarchie, zwyczaje, mowa, sposób poruszania się - wszystko wydawało mi się nowe, mroczne, a jednocześnie bardzo barwne. Sam opis ich świata, przedstawienie Ghrogonii, która jest stolicą Gargulców wywarły na mnie ogromne wrażenie. Gesa Schwartz opisywała wiele miejsc ze szczegółami, a przedstawiała je w tak piękny sposób, że czytanie literek zamieniało się w zwiedzanie i podziwianie. Nie tylko Paryż i wąskie uliczki, ale również Włochy i wiele innych terenów, które potrafią jednocześnie oczarować i przerazić.

To, co zasługuje na szczególną uwagę to wyrazista kreacja bohaterów. Wystarczy przeczytać pierwszy rozdział, aby polubić Grima i zafascynować się jego postacią. To Gargulec, który mimo niechęci do ludzi, skrywa w sobie niewytłumaczalną tęsknotę, miłość i radość do dni, które minęły. Wyróżnia się spośród innych przedstawicieli jego gatunku swoją ukrytą wrażliwością i wytrwałym dążeniem do obranych przez siebie celów. Natomiast Mia jest dziewczyną, która dopiero poznaje swoją prawdziwą osobowość, a przy tym wydaje się niezwykle zabawna i odważna. Z czasem będzie musiała otworzyć się na świat i nowe uczucia, które nią zawładną. Poznamy tutaj również wiele innych różnorodnych postaci, które bez wątpienia utkwią nam w pamięci. Dlatego też, uważam że kreacja bohaterów jest jedną z największych zalet tej pozycji.

Gesa Schwartz ujęła mnie swoim słowem pisanym i zabrała w inny wymiar. Wymiar, gdzie mitologia germańska ożyła na nowo, dzięki czemu opowieść stała się bogatsza i bardziej fascynująca. Warto również wspomnieć o wątku miłosnym, który nie odgrywał głównej roli i nie wpływał na działania bohaterów, ale był urozmaiceniem całości utworu. Muszę przyznać, że powieść czytało się bardzo przyjemnie nie tylko ze względu na wartką akcję i wyżej wymienione zalety, ale również dużą dawkę humoru, którą zafundowała nam autorka tej książki. Mam nadzieję, że choć trochę zainteresowałam cię do sięgnięcia po Pieczęć Ognia, która jest piękną, magiczną i wspaniałą historią. Polecam gorąco!
Moja ocena 6/6, 10/10
Za książkę dziękuję wydawnictwu Jaguar.

„- Nie mam pojęcia, o czym mówisz. Niebezpieczne jest powietrze, którym muszę oddychać.''

poniedziałek, 4 lipca 2011

Najdalsza podróż - Constanze Köpp

 ''To nie jest temat dla młodego, zdrowego człowieka takiego jak ty!''
''Najdalsza podróż'' autorstwa Constanze Köpp, powstała, dzięki rozmowom autorki z małą córeczką i wizytom w hospicjum dla dzieci. Będąc dzieckiem zadajemy wiele pytań, a gdy dorośli nie chcą odpowiedzieć nam, lub odpowiadają wymijająco, jesteśmy bardziej ciekawi. Tematem trudnym dla wszystkich, niezrozumiałym dla dzieci jest śmierć. To o niej rodzice nie chcą nam nic powiedzieć, uważają, że jesteśmy za młodzi na taką rozmowę. Ale czy aby na pewno?

Główną bohaterką jest dziewczynka o imieniu Franny, która choruje na nieuleczalną chorobę. Opowieść opowiedziana jest, kiedy Franny przebywa w niebie, jak przypomina sobie swoje życie na ziemi. Dziewczynka wspomina jak walczyła z chorobą, jak dojrzewała, jak poznawała co to jest śmierć, jaką miała wspaniałą przyjaciółkę i rodzinę. Będąc w niebie widzi Klarę, swoją ukochaną koleżankę, rodziców oraz siostrę. Bohaterka zadaje dużo pytań, jednak nie na wszystkie uzyskuje odpowiedź...

Książka wzrusza czytelnika i zachęca do refleksji nad trudnymi pytaniami dotyczącymi wiary, duszy, nadziei. Przeszłość przeplata się z teraźniejszością. Główna bohaterka będąc nastolatką wiedziała dużo więcej niż jej rówieśnicy, była bardziej dojrzalsza, bo wiedziała, że pewnego dnia umrze i korzystała z życia jak tylko mogła. Dzięki temu wszystko przeżywała głębiej, cieszyła się z każdej chwili każdego dnia. Opowieść ta daje nam nadzieję, ponieważ niebo opisane przez Franny to dom, gdzie nie ma zła. 
''Najdalsza podróż'' sprawi, że przestaniemy milczeć o sprawach trudnych, a rodzicom doda odwagi w rozmowie z dziećmi. Polecam tę książkę wszystkim, bo mimo że jest smutna, nie wywoła u nas łez spływających po policzkach. Książka ta da nam do myślenia, na pewno. Polecam!

Moja ocena 5/6
Za egzemplarz recenzyjny dziękuję wydawnictwu esprit!