Pokazywanie postów oznaczonych etykietą serum. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą serum. Pokaż wszystkie posty
Kiedy dni stają się coraz chłodniejsze, kaloryfery zaczynają grzać, wysuszając powietrze w domach, moja cera staje się coraz bardziej kapryśna - przesusza się na potęgę, staje się szorstka, łuszcząca i traci elastyczność. Odkryłam jednak sposób, jak temu zapobiegać i skutecznie wspomóc regenerację skóry na twarzy i szyi po słonecznych dniach lata. Przedstawiam Wam mój ulubiony duet do wieczornej pielęgnacji - żel z żywokostem GorVita i krem Dermedic HydraIn2.



Żel z żywokostem GorVita odkryłam, kiedy pewnego lata poparzyłam skórę od słońca. Poleciła mi go farmaceutka, bo ekstrakt z żywokostu zawiera naturalną alantoinę (pochodną mocznika), proteiny i prowitaminę B6, dzięki czemu skutecznie przyspiesza regenerację, łagodzi i koi skórę. Wskazaniem do jego stosowania są poparzenia, odmrożenia, stany zapalne skóry i wszelkie podrażnienia. 
Ja stosuję go jako serum pod krem na noc. W tej roli sprawdza się znakomicie. Na rano skóra jest widocznie zregenerowana, zrelaksowana, gładka i rozjaśniona. Znikają zaczerwieniania, które pojawiają się po całym dniu noszenia makijażu. Mimo iż żel bazuje na parafinie, jest nietłusty, bardzo szybko się wchłania i (o dziwo) nie wywołuje u mnie zapychania porów.
Żel z żywokostem znajdziecie w aptekach w cenie około 15-20 zł za 200ml. Taka duża tubka z powodzeniem będzie służyć przez kilka miesięcy.



Sam żel nie wystarcza jednak, by odpowiednio nawilżyć i natłuścić moją skórę. Do tego celu niezbędny jest krem o bogatej konsystencji. W tej roli fantastycznie sprawdza się Dermedic HydraIn2. Jest bardzo treściwy, gęsty, przez co trudno się rozprowadza - jednak jeśli stosuje się go na serum (np. żel z żywokostem), problem ten znika. Jest to produkt, który dobrze spisuje się na noc, bo skóra ma czas, by go wchłonąć. Na dzień pod makijaż jest dla mnie za ciężki.
Jak działa Dermedic? Potęguje efekt relaksu i regeneracji, a ponadto rewelacyjnie nawilża skórę dzięki zawartości mocznika i masła shea. Krem również bazuje na parafinie, jednak mimo codziennego stosowania moja skóra wygląda idealnie, pory nie są zapchane. 
Dermedic HydraIn2 kupiłam w drogerio-aptece. W regularnej sprzedaży krem kosztuje około 40zł, ale warto poczekać na promocję, bo wtedy kupicie go nawet za 10-12 zł. Jest w miarę wydajny, chociaż im bliżej zimy, tym więcej go nakładam na skórę.



Kiedy budzę się rano, moja skóra jest jędrna, promienna, wygładzona i wyraźnie nawilżona. Takiego efektu oczekuję po kosmetykach na noc! Dlatego duet żel + krem będzie służył mi jeszcze przez długi czas i Wam również te produkty polecam. 


Nawet jeśli naszej cerze sporo do ideału brakuje, latem rezygnujemy z ukrywania jej pod grubą warstwą kryjącego podkładu - przy ponad 30 stopniach taki kamuflaż i tak by z nas spłynął. Dlatego ważne jest, by przed wakacjami znaleźć kosmetyk, który pomoże nam szybko rozprawić się z wyskakującymi znienacka pryszczami, a w trakcie wakacji także odpowiedni dla tłustej cery krem z filtrem. Każda posiadaczka tłustej i mieszanej cery przynajmniej raz w życiu narzekała na kremy z filtrem - że za ciężkie, że bielą, że zapychają. Dziś mam dla Was recenzję dwóch kosmetyków, które po prostu trzeba znać - Synchroline Aknicare Skin Roller (który błyskawicznie zwalcza pryszcze) oraz Synchroline Aknicare Sun Emulsion with sun filters for acneic and seborrhoeic skin SPF30 (krem, który leczy trądzik, a jednocześnie zapewnia ochronę przed promieniowaniem).



Markę Synchroline znam nie od dziś - pierwszy raz zetknęłam się z nią już kilka lat temu, gdy dermatolog zalecił mi lotion z seri Aknicare. Synchroline to marka kosmetyków aptecznych, często polecanych właśnie przez lekarzy dermatologów. Nazwa marki wskazuje na synchronizację - chodzi oczywiście o zsynchronizowanie składników aktywnych w takich sposób, by działały na różne przyczyny tego samego problemu, zapewniając możliwe najlepsze rezultaty. Wśród dziesięciu serii każdy znajdzie produkty odpowiednie dla siebie, u mnie króluje seria Aknicare dla cery z problemem trądziku.



Pierwszy produkt, o którym chcę Wam dziś opowiedzieć, to Skin Roller. Jest to przezroczysty roztwór na bazie alkoholu, o specyficznej woni, zamknięty w szklanej buteleczce z metalową kulką, która umożliwia precyzyjną, punktową aplikację w miejscu zmian trądzikowych. Skin Roller odkaża skórę, zapobiegając pojawianiu się pryszczy i przyspieszając gojenie tych, które już powstały. Bardzo skutecznie działa zarówno na ropne podskórne wykwity jak i te bardziej powierzchowne zmiany trądzikowe. Jest to jednak silny preparat, działający wysuszająco, więc należy aplikować go wyłącznie punktowo. Pamiętajcie też, że jest to produkt zawierający kwas salicylowy, więc nie stosujcie go, jeśli macie zamiar się opalać, a podczas używania aplikujcie stabilne filtry słoneczne, takie jak na przykład poniżej opisany krem.





 

Jeśli tak jak mieliście problem z dobraniem kremu z filtrem, który sprawdzałby się pod makijaż, to szczerze polecam Wam ten z serii Aknicare Sun. Jest to rzadka emulsja o biało-żółtawym kolorze i delikatnym, kremowym zapachu, która świetnie się rozprowadza i szybko wchłania, nie bieląc, nie zapychając i nie pozostawiając tłustego filmu na skórze. Jednocześnie skutecznie chroni cerę przed promieniowaniem ultrafioletowym typu A i typu B (SPF30). Krem ma również działanie przeciwtrądzikowe, mimo że nie zawiera antybiotyków ani retinoidów. Jedyną wadą kremu jest jego wysuszające działanie. Jeśli macie cerę mieszaną (np. na nosie tłustą, na policzkach suchą), radzę aplikować go tylko na te tłuste obszary, a pozostałe rejony twarzy smarować innym kremem z filtrem.






Oba pokazane dziś kosmetyki kupicie wyłącznie w dobrych aptekach w cenie około 50-60zł za krem SPF30 i 30-40zł za roll-on.



Bardzo polubiłam oba kosmetyki - zarówno roll-on, który pomógł mi pozbyć się większych zmian przed wakacjami, jak również emulsję SPF30, która świetnie sprawdza się przy mojej tłustej, trądzikowej cerze. Mogę aplikować ją nawet pod makijaż bez obawy, że skóra zacznie się tłuścić.


Od paru lat olej arganowy robi furorę wśród włosomaniaczek. Producenci prześcigają się w tworzeniu kosmetyków z dodatkiem tego magicznego składnika. Dziś chcę Wam opowiedzieć o dwóch produktach, które stosuję na końce włosów - jeden z nich to czysty olej arganowy, a drugi to serum silikonowe z dodatkiem złota Maroka. Który lepiej zabezpiecza końcówki?



Czysty olej arganowy dostałam od Elamo. Jest to produkt niefiltrowany, ręcznie tłoczony, a jego jakość potwierdza aż 5 certyfikatów, między innymi Ecocert. Nie pachnie niestety tak pięknie jak świeca Yankee Candle o nazwie Moroccan Argan Oil - jego woń określiłabym jako gorzkawą, lekko orzechową, specyficzną i niezbyt przyjemną. Na szczęście szybko się ulatnia. Jest dość rzadki i szybko się absorbuje w skórę czy włosy. 



W czym tkwi jego siła? Czysty olej arganowy zawiera sporą dawkę witaminy E i innych przeciwutleniaczy, a także nienasyczonych kwasów tłuszczowych. Najlepiej aplikować go bezpośrednio na skórę. Fantastycznie sprawdza się do pielęgnacji skóry twarzy (o czym niebawem napiszę), do nawilżania całego ciała (o czym też wspomnę w innej notce), a także do olejowania włosów. Szkoda mi go jednak aplikować w takiej ilości, bo mam go zaledwie 50ml, a moje włosy piją sporo oleju. Dlatego ostatnio stosowałam zaledwie kropelkę na końcówki. W tej roli sprawdza się rewelacyjnie - nabłyszcza i wygładza włosy lepiej niż silikonowe serum. Nie skleja włosów, a odpowiednio dozowany (u mnie wystarczy kropla roztarta w dłoniach) nie powoduje przetłuszczania.
Kosztuje 39zł za 100ml i dostępny jest online.





Drugi produkt, który ostatnio stale służy mi do pielęgnacji końcówek, to Olivolio 100% Moroccan Organic Argan Oil Hair Oil Treatment. Jest to serum bazujące przede wszystkim na silikonach z dodatkiem oleju arganowego i oliwy z oliwek. Co ważne, nie zawiera alkoholu, który mógłby dodatkowo przesuszać włosy. W jego składzie znajdziemy dwa silikony, z czego jeden jest lotny (po pewnym czasie samoistnie wyparowuje z miejsca aplikacji), a drugi nierozpuszczalny w wodzie, ale łatwo usuwalny szamponem z delikatnym detergentem, więc nie należy się go obawiać. Serum Olivolio zawiera też filtr UV, więc zabezpiecza nasze włosy nie tylko przed uszkodzeniami mechanicznymi, ale też przed działaniem promieniowania słonecznego. Dodatek naturalnych olei sprawia, że produkt odżywia włosy.


To serum nie robi z moimi włosami nic nadzwyczajnego, ale przyzwoicie je wygładza, nabłyszcza i znacznie ułatwia ich rozczesanie bez konieczności szarpania. Bardzo lubię w nim to, że ma filtr UV i zwłaszcza w lecie nie muszę się tak bardzo martwić o moje włosy, mimo że serum aplikuję tylko na końcówki. Jest bardzo wydajne i ma przyjemny, delikatny zapach, dzięki opakowaniu z pompką wygodnie się aplikuje i łatwo dozuje odpowiednią ilość.
Serum dostępne jest online i w drogeriach Natura w cenie 39zł za 90ml.





Zarówno czysty olej arganowy jak i silikonowe serum z jego dodatkiem bardzo dobrze sprawdziło się na moich włosach, jednak ostatecznie wybieram serum  Olivolio - jest tańsze (biorąc pod uwagę cenę za mililitr), ma filtr UV i silikony, które odpowiednio stosowane świetnie zabezpieczają moje włosy przed urazami mechanicznymi i zapobiegają plątaniu. Czysty olej arganowy zostawiam sobie do stosowania na skórę.

Macie już jakieś przygody z olejem arganowym? A może polubiliście kosmetyki z tym składnikiem?
Czekam na Wasze opinie :)

P.S. Jeśli lubicie organiczną pielęgnację, koniecznie sprawdźcie też BeOrganic.
Mûrier to z francuskiego morwa. To także nazwa francuskiej firmy kosmetycznej, która jako jedna z pierwszych wprowadziła na rynek kosmetyki z roślinnymi komórkami macierzystymi. Na pewno słyszeliście już o Mûrier Laboratoires Paris, bo ostatnio marka często przewija się na blogach. Jeśli wszystkie ich kosmetyki są tak fantastyczne jak wypróbowane przeze mnie serum, to w pełni wyjaśnia to tę popularność.



Mûrier Ha3+ lifetime serum to produkt skierowany do osób, które chcą silnie zregenerować cerę, opóźnić proces starzenia lub cofnąć pierwsze jego efekty, ujędrnić i napiąć skórę, a także nadać cerze zdrowego blasku. Czyli - najkrócej rzecz ujmując - serum ma za zadanie sprawić, by nasza skóra wypiękniała po szarej, ponurej zimie albo po mocnej kuracji złuszczającej, jak to było w moim przypadku. Należy aplikować je codziennie wieczorem pod krem, którego używamy na noc.



Lifetime serum ma postać bezbarwnego płyno-żelu, to znaczy jest rzadkie, płynne, ale nie tak płynne jak czysta woda, a roztarte na skórze daje taki żelowy poślizg. Dzięki temu na całą twarz, szyję i dekolt wystarczają zaledwie dwie - trzy krople. Wydajność serum jest niesamowita. Co ważne, produkt szybko wchłania się w skórę, nie pozostawiając lepkiej czy tłustej warstwy.
Na plus zasługuje również fakt, że Ha3+ lifetime serum to kosmetyk bezzapachowy, więc mogą sięgnąć po niego nawet osoby z bardzo wrażliwą skórą. U mnie nie wywołał podrażnień. Specjalnie pożyczyłam go też mojej siostrze, która ma znacznie bardziej wrażliwą cerę i Asia również nie zaobserwowała żadnych negatywnych efektów. 



Moja skóra kocha wszystko, co ma w sobie kwas hialuronowy, jednak niektóre treściwe, mocno nawilżające kosmetyki powodowały zapychanie. Serum Mûrier na szczęście nie wywołało u mnie wysypu "niespodzianek", mimo że aplikowałam je codziennie.
Zaczęłam stosować serum zaraz po zakończeniu kuracji złuszczającej. Liczyłam na regenerację i nawilżenie - i nie zawiodłam się. Dosłownie po tygodniu moja skóra wyglądała jak nowa - serum poradziło sobie z przesuszeniem i podrażnieniami. Nawet moi bliscy zauważyli, że moja skóra stała się promienna i gładka. Myślę, że Ha3+ lifetime serum będzie idealnym uzupełnieniem kuracji kwasowej - peeling czy tonik z kwasem złuszczy, a serum złagodzi podrażnienia i zapobiegnie nadmiernemu przesuszeniu skóry.



Jak już pisałam, pożyczyłam serum mojej siostrze. Po tygodniu wystawiła mu taką oto opinię (uwaga, będzie cytat): "Jest zajebiste, świetnie nawilża i skóra jest po nim ultra miękka."



Bardzo polubiłam Lifetime serum od Mûrier. Na razie nie zapowiada się, by kosmetyk miał prędko dobić dna - jak wspominałam, jest zabójczo wydajny. Kiedy jednak zużyję tę buteleczkę, nie wykluczam, że kupię kolejną. Cena 149zł za 30ml to sporo, jednak fantastyczne efekty stosowania naprawdę są tego warte.



Jeśli zainteresowałam Was tym produktem, możecie kupić go TUTAJ.



Po kilkudniowej przerwie wracamy do kosmetyków, które zostały moimi hitami w 2013 roku. Dziś bierzemy na tapetę pielęgnację twarzy.

Teoretycznie powinno się tutaj roić od kremów na dzień. Teoretycznie, bo w tym roku znalazłam kilka naprawdę świetnych produktów - chociażby My Morning Detox z Bio Logical, Krem nawilżający N1 z Handmade Cosmetics czy Krem nawilżający do każdego rodzaju cery marki Epona. Każdy z nich był fajny i szczerze wart polecenia, jednak żaden nie zachwycił mnie na tyle, bym stwierdziła: "wow, to właśnie to!".
Mamy tu za to inne fenomenalne kosmetyki (kolejność przypadkowa).






DERMEDIC - HYDRAIN3 HIALURO 
Serum nawadniające twarz, szyję i dekolt


Jest to kosmetyk idealny dla każdego rodzaju cery, na każdą porę roku. Łączy w sobie lekką, półpłynną formułę i mega intensywne właściwości nawilżające. Nie zapycha, nie przetłuszcza. Bezpieczny, bo to kosmetyk apteczny. Nie kosztuje fortuny. Jest jak orzeźwiający zastrzyk dla cery. Ja go uwielbiam - zwłaszcza teraz, kiedy moja cera przesusza się na potęgę. Wystarczy nałożyć go na noc pod krem, by rano obudzić się z cerą gładką, nawilżoną, aksamitną, ze spłyconymi zmarszczkami mimicznymi.






DERMEDIC - HYDRAIN3 HIALURO
Maska nawadniająca


Maska z serii HydraIn3 Hyaluro również zasługuje na pochwałę. Może być stosowana zamiast serum lub jako uzupełnienie hiper-nawilżającej kuracji. Pozostawia skórę naprawdę intensywnie nawilżoną. Tu należy zwrócić uwagę na jedną ważną kwestię - seria HydraIn3 Hyaluro nawilża, a nie natłuszcza. Jest to ważne szczególnie dla cery tłustej, takiej jak moja. W sezonie zimowym maska z tej serii jest moją ulubioną.





BIO-LOGICAL - MY BEAUTY SLEEP
Precious night cream


Ten krem na noc jest zdecydowanie najlepszym, jaki kiedykolwiek miałam. Ostatni raz tak mocno zachwycałam się Marilou BIO, ale to było w połowie 2012 roku. 2013 należał do Bio-Logical. Ten krem sprawia, że moja cera przez noc perfekcyjnie się regeneruje, tak że rano jest odpowiednio nawilżona pod makijaż. Krem koi podrażnienia, niweluje zaczerwienienia. Już samo nakładanie go na cerę jest przyjemnością - otula skórę, wnika w nią od razu, tak że można poczuć się, jakby przykrywało się cerę otulającą kołderką. I nie pozostawia tłustej warstwy. Same plusy ;)





URIAGE
Woda termalna


Zanim odkryłam Uriage, stosowałam inne wody termalne, jednak nigdy nie czułam, by był to jakiś wybitnie skuteczny kosmetyk. Uriage zmieniło mój sposób myślenia o wodzie termalnej. Nie wiem, czy sekret tej wody tkwi w jej zawartości (czy woda z Uriage ma w sobie coś więcej niż woda z Avene czy z Vichy?) czy też w opakowaniu (Uriage ma idealny atomizer - rozpyla wodę w postaci delikatnej mgiełki), w każdym razie uwielbiam Uriage i teraz już wiem, jak woda termalna może nawilżać cerę, jaką ulgę może przynosić (nawet na oparzone słońcem ciało, bo nawet do takich celów ją stosowałam).





BIELENDA - ESENCJA MŁODOŚCI
Nawilżający płyn micelarny do mycia i demakijażu 3w1


Wypróbowałam już całą masę droższych i tańszych płynów do demakijażu, jednak żaden nie działał na moją cerę tak skutecznie jak Bielenda. Nie tylko perfekcyjnie radził sobie z każdym rodzajem makijażu (nawet z mocnym makijażem oczu, choć z reguły nie stosuję płynów micelarnych do demakijażu oczu), ale również pielęgnował skórę. Nie pozostawiał lepkiego filmu, nie przesuszał cery - wręcz delikatnie ją nawilżał. Fajnie, że na drogeryjnej półce w cenie kilkunastu złotych można znaleźć tak skuteczny kosmetyk o naprawdę przyzwoitym składzie.





IWOSTIN - LIPIDIA
Dwufazowy lipidowy płyn do demakijażu twarzy i oczu


Nigdy nie sądziłam, że spodoba mi się zmywanie makijażu czymś na bazie olejów. Kiedy dostałam ten płyn od Taniki, nie tylko mi się spodobało - wręcz uwielbiałam ten kosmetyk. Dzięki tłustej fazie perfekcyjnie rozprawiał się nawet z wodoodpornymi kosmetykami do makijażu. Świetnie zmywał nawet makijaż oczu. Nie to jednak było najważniejsze, bo przecież makijaż można zmywać zwykłym micelem. Iwostin wygrywa z micelami dzięki temu, że działał nie tylko jako produkt do demakijażu, ale również jako produkt stricte pielęgnacyjny - czasem zastępował mi krem na noc. Silnie nawilżał, natłuszczał cerę, dzięki czemu stawała się gładka, elastyczna i zregenerowana. Nie będzie w tym ani grama przesady, jeśli powiem, że Iwostin Lipidia to jeden z najlepszych kosmetyków do demakijażu na polskim rynku.





LEOREX - BOOSTER HWNB
Maska liftingująca do twarzy


Nie wszystkie drogie produkty są warte swojej ceny. W przypadku tej profesjonalnej maski liftingującej cena 351zł wydaje się być uzasadniona. Kosmetyk ten stosowała moja mama i dla niej był to efekt "WOW" przez duże W. Poniższe zdjęcie nie oddaje w pełni tego, jak zmieniła się cera mamy po 30-dniowej kuracji tą maską. Niebawem mama ponownie przejdzie taką kurację i wtedy pokażemy Wam więcej zdjęć, byście sami mogli ocenić, jak niesamowite efekty daje ten produkt. Dla posiadaczy cery dojrzałej, pozbawionej elastyczności jest to idealne rozwiązanie. Myślę, że z powodzeniem zastąpi dużo droższe zabiegi chirurgii estetycznej.






To już wszystko z moich "twarzowych" odkryć ubiegłego roku.
Oczywiście czekam na Wasze komentarze - może znacie któryś z opisanych przeze mnie kosmetyków? Może sami odkryliście jakiś produkt do twarzy, który w ubiegłym roku zrobił na Was ogromne wrażenie?

Pozdrawiam :)


Witajcie,
dziś mam dla Was recenzję kosmetyku, który na okres jesienno-zimowy (choć nie tylko) powinien zagościć w każdej kosmetyczce. Jest to serum niezawodnie radzące sobie z suchymi skórkami. Zainteresowani?
W takim razie poczytajcie o Dermedic HydraIn3 Hyaluro Serum nawadniające twarz, szyję i dekolt.
Jakiś czas temu dostałam go od marki Dermedic do wypróbowania, potrzebowałam jednak sporo czasu, by wyrobić sobie o nim opinię.


Opakowanie: serum zamknięte jest w eleganckiej, szklanej buteleczce. Szklany zakraplacz z gumową pompką umożliwia higieniczne i bezproblemowe dozowanie nawet niewielkich ilości serum na skórę.


Właściwości:
+ Konsystencja - serum ma konsystencję rzadkiego mleczka; płynna konsystencja nie wpływa negatywnie na komfort aplikacji, ponieważ serum aplikuje się dosłownie po kropelce, dlatego tak mała ilość nie spływa z twarzy.
+ Wchłanianie - kosmetyk wchłania się błyskawicznie, pozostawiając skórę gładką, ale nie tłustą. Za efekt natychmiastowego wygładzenia odpowiedzialne są chyba zawarte w składzie dwa silikony.
+ Zapach - subtelny, przyjemny, kremowo-ogórkowy, nie utrzymuje się na skórze
+ Wydajność - zdecydowanie na plus. Ja stosuję go 2-3 razy w tygodniu i po kilku miesiącach nadal nam ponad połowę buteleczki.


Efekty stosowania:
To serum to cudotwórca w płynie. Zanim go odkryłam, moja cera nigdy nie była tak nawilżona, nie wiedziałam nawet, że nawilżenie cery może osiągnąć taki poziom. Stosuję go 2-3 razy w tygodniu pod krem na noc, najczęściej po delikatnym peelingu. Na drugi dzień rano budzę się z cerą idealnie miękką, sprężystą, wypoczętą. Serum daje efekt odświeżenia cery, poprawia jej koloryt, wygładza delikatne zmarszczki mimiczne i ujędrnia. Jeśli wieczorem po demakijażu zauważam na swojej twarzy przesuszone miejsca, mogę mieć pewność, że po aplikacji tego serum do rana wszystkie suche skórki znikną.
Dlaczego nie stosuję go codziennie, jak zaleca producent? Bo uważam, że co za dużo, to niezdrowo. Mojej cerze w zupełności wystarczają 2-3 aplikacje w tygodniu, jednak podejrzewam, że posiadaczki cery suchej będą musiały aplikować go częściej.
Jak sprawdza się pod makijaż? Ja aplikuję go tylko na noc - dla mnie na dzień byłby za ciężki, moja cera szybko się przetłuszcza. Jeśli jednak macie cerę normalną lub suchą, z powodzeniem możecie stosować go pod krem na dzień lub nawet zamiast kremu.



Skład: już na drugim miejscu w składzie mamy kwas hialuronowy, stąd tak silne właściwości nawilżające serum. Poza tym również wysoko w składzie trójglicerydy, gliceryna, olej ze słodkich migdałów oraz skwalan. Do tego dwa silikony- lotny cyclopenthasiloxane oraz rozpuszczalny w wodzie dimethicone. Na końcu składu znajdziemy śladowe ilości isoparafiny (na szczęście kosmetyk stosowany 2-3 razy w tygodniu nie wywołał u mnie zapchania cery). Plus za brak parabenów - w końcu to kosmetyk apteczny.

INCI: Aqua, Sodium Hyaluronate, Hydrogenated Polydecene, Caprylic / Capric Triglyceride, Glycerin, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Squalane, Cyclopentasiloxane (and) C30-40 Alkyl Ceteareth Dimethicone / Crosspolymer, PEG-20 Methyl Glucose Sesquistearate, Glyceryl Polymethacrylate (and) Glycoprotein (and) Yeast Extract (Faex Extract) (and) Aleuritic Acid, Tocopheryl Acetate, Polyacrylamide (and) C 13-14 Isoparaffin (and) Laureth-7, DMDM Hydantoin (and) Methylchloroisothiazolinone (and) Methylisothiazolinone, Parfum


Cena: ok. 40zł za 30ml
Dostępność: apteki


Ocena: 6/6 (Nie dziwię się, że Nawadniające serum Dermedic zbiera same pozytywne opinie - ja również go uwielbiam. Jest moim SOS na przesuszoną, zmęczoną skórę. Pomaga, kiedy po ciężkim dniu nie mam siły ani czasu na maseczkę, a chcę, by następnego dnia moja cera prezentowała się dobrze. Polecam go zwłaszcza na zimę, ale nie tylko posiadaczkom cery suchej (jak sugeruje na opakowaniu producent) - cera normalna, mieszana czy tłusta także wymaga nawilżenia, a do tego celu takie serum, z porządnym hialuronowym kopem, będzie idealne.)




Znacie markę Dermedic?
Na polskim rynku pojawili się stosunkowo niedawno, ale szturmem zdobywają uznanie. Dla mnie to już drugi sprawdzony kosmetyk tej marki. Polecam Wam również Kojący krem nawilżający z serii Dermedic Emolient Linum (kliknijcie w nazwę kremu, a przeniesie Was do recenzji).


Dziękuję marce Dermedic za przekazanie kosmetyku do testów.
Jednocześnie zaznaczam, że fakt otrzymania kosmetyku za darmo nie wpłynął na moją ocenę.



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...