Pokazywanie postów oznaczonych etykietą lifestyle. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą lifestyle. Pokaż wszystkie posty
Hej!
Nie było mnie tutaj przez jakiś czas, bo przygotowywałam się do bardzo ważnego egzaminu związanego z moją pracą w urzędzie. Pomyślałam, że napiszę Wam trochę o tym, jak naprawdę wygląda praca urzędnika. Wokół urzędników krąży mnóstwo mitów - nie wszystkie są jednak zgodne z prawdą, o czym sama się nie raz przekonuję.



Typowa urzędniczka to starsza pani tuż przed emeryturą
MIT! W referacie, w którym pracuję, zdecydowaną większość stanowią osoby młode, które jeszcze studiują lub dopiero co skończyły studia. Jest oczywiście parę starszych urzędników, ale średnia wieku w całym moim wydziale nie przekracza 35, a mój referat zdecydowanie tę średnią zaniża. Większość osób przyjęto w ramach programów unijnych wspierających zatrudnienie osób do 30 roku życia.

Urzędnicy są bezduszni, nie obchodzi ich ludzka krzywda
MIT! W mojej pracy mam stały kontakt z ludźmi i niejednokrotnie spotykam się z trudnymi życiowymi sytuacjami. Gwarantuję Wam, że ani ja, ani żaden z moim urzędowych znajomych nigdy celowo nie utrudniał petentowi załatwienia sprawy. Trzeba jednak mieć na uwadze, że trzymają nas jasno określone przepisy prawa, które nie pozwalają nam na dowolność i uznaniowość. Kiedy jednak mam możliwość komuś pomóc, doradzić, podpowiedzieć, co powinien zrobić - zawsze to robię, nawet jeśli wykracza to poza zakres moich służbowych obowiązków.



Urzędnicy to tylko kawę piją i plotkują, bo co innego można w takiej pracy robić.
MIT! Wydział, w którym pracuję, to totalne zaprzeczenie tego poglądu. Zdarzają się miesiące, w których ciągniemy nadgodziny, a przerwy obiadowe spędzamy przed komputerem, żeby tylko zrobić najwięcej jak się da. Zdajemy sobie sprawę z tego, że nasza praca jest służbą publiczną, opłacaną z publicznych pieniędzy, więc nikt z nas nie marnuje czasu spędzanego w pracy. Rok temu w tym najbardziej pracowitym okresie nabawiłam się zapalenia pęcherza, bo w natłoku roboty po prostu zapominałam, że należałoby od czasu do czasu skorzystać z toalety...



Żeby zostać urzędnikiem, trzeba mieć znajomości.
MIT! - przynajmniej w tym urzędzie, w którym ja pracuję. Aby dostać się na stanowisko urzędnicze, trzeba po prostu śledzić ogłoszenia o naborach na wolne miejsca, a potem... no właśnie, tutaj żadne znajomości nie pomogą. Kiedy zgłosicie się do naboru i spełnicie wymogi formalne, ruszy cała maszyna urzędniczej biurokracji - przebrnięcie przez nią i uzyskanie umowy na stałe to wcale niełatwa sprawa, o czym ja się ostatnio przekonałam. I nie pomogą tu żadne znajomości, bo procedura wyboru urzędnika jest tak formalna i ujednolicona, że dla nikogo nie ma wyjątków. Wygląda to tak - ze wszystkich zgłoszeń wybiera się osoby spełniające wymogi formalne. Te osoby podchodzą do naprawdę trudnego egzaminu pisemnego. Najlepsi zostają zaproszeni na egzamin ustny. Spośród tych szczęśliwców wybierana jest odpowiednia ilość osób, zależnie od ilości wolnych stanowisk. Podpisują oni umowę na pół roku, podczas którego muszą przejść tzw. służbę przygotowawczą. Po paru miesiącach jest szkolenie, które kończy kolejny bardzo, bardzo trudny egzamin pisemny. Po około 5 miesiącach jest decydujący egzamin ustny - i jeśli zda się go wzorowo, można liczyć na umowę na czas nieokreślony. Pracownicy, którzy mają już służbę przygotowawczą za sobą, jeśli chcą zmienić miejsce pracy, muszą przejść przez dokładnie taki sam schemat naboru - egzamin pisemny i egzamin ustny. Wszystko formalnie i zgodnie z przepisami ;)
Oczywiście można rozpisać nabór pod konkretną osobę, wskazując na takie wymogi formalne, które spełnia tylko wąskie grono osób. W praktyce jednak w moim urzędzie raczej się to nie zdarza.



Praca w urzędzie to lekka i pewna praca.
Na pewno praca w urzędzie jest o wiele lżejsza niż praca fizyczna na budowie. Nie jest to jednak taka sielanka, jakby się komuś mogło wydawać. Często zdarzają mi się sprawy tak skomplikowane, że siedzę nad nimi i nie mogę nic wymyślić. I wracam potem do domu tak wypompowana, że zapominam, jak się nazywam. Grzechem jednak byłoby narzekanie na taką pracę.
Co do pewności - jeśli ma się w urzędzie umowę na czas nieokreślony, to trzeba by się naprawdę bardzo postarać, żeby zostać zwolnionym. To zdecydowany plus pracy w urzędzie, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy o stałą pracę jest tak ciężko. Ma to znaczenie, jeśli myślimy o jakimś większym kredycie, ale też przede wszystkim dla kobiet, które planują macierzyństwo i chciałyby mieć świadomość, że pracodawca nie będzie się wściekał, gdy wezmą L4, pójdą na urlop macierzyński czy wychowawczy. W urzędzie nie ma z tym absolutnie żadnego problemu - na czas nieobecności kobiety w ciąży i po porodzie zatrudnia się osobę na zastępstwo, a po zakończeniu urlopu bez żadnych problemów można wrócić na swoje stanowisko.


Dajcie znać, co sądzicie o pracy urzędników.
Ja osobiście bardzo lubię moją pracę - czuję, że mogę się w niej spełniać. Mam kontakt z ludźmi, ale też jest to papierkowa robota, poza tym niejednokrotnie widzę, że moja praca realnie może komuś pomóc.
Mam nadzieję, że mimo wszystko nie oceniacie nas - urzędników wyłącznie krytycznym okiem ;)

Jeszcze parę lat temu wydawało mi się, że odżywiam się całkiem nieźle - do McDonalda zaglądałam od święta, stołowałam się w domu. Przecież domowe jedzenie jest zdrowe. Potem odkryłam program "Wiem co jem" i blog Gosi - Qchenne Inspiracje i nastąpiło oświecenie. Zaczęłam coraz bardziej zagłębiać się w tematykę zdrowego, świadomego odżywiania - przeczytałam kilka książek na ten temat. Choć oczywiście poszerzenie wiedzy nie oznacza od razu, że słodycze omijam z daleka, to jednak dzięki zmianie nawyków udało mi się schudnąć 8 kg (co w przy moim niewielkim wzroście i niedoczynności tarczycy stanowi sporą różnicę) i teraz już wiem, co mi szkodzi, a na co mogę sobie pozwolić bez wyrzutów sumienia.
Pomyślałam, że podzielę się z Wami moją opinią o książkach, które pojawiły się w mojej domowej biblioteczce, bo niestety nie wszystkie pozycje z dobrymi recenzjami i ładnymi okładkami są warte uwagi...



Zamień chemię na jedzenie - Julita Bator
To książka, która najpierw Wami wstrząśnie (bo okaże się, że to, co do tej pory wydawało nam się zdrowe, może działać na nas niekorzystnie, a wręcz toksycznie - np. warzywa!), a później da nadzieję, że można jeść smacznie, ale i zdrowo i nie zwariować przy tym. Julita Bator pisze z perspektywy mamy o tym, jak wybierać produkty żywnościowe, by wzmacniać odporność i poprawić samopoczucie nasze i naszych bliskich. Podaje też przepisy, które ułatwią przygotowywanie zdrowych i smacznych potraw. Uzupełnieniem książki jest jej druga część - Zamień chemię na jedzenie. Nowe przepisy - jest to już typowa książka kucharska, wydana na papierze kredowym, w twardej oprawce, uzupełniona ładnymi, kolorowymi zdjęciami. Również bardzo przydatna dla osób chcących zmienić swoje przyzwyczajenia żywieniowe na zdrowsze.



Jedz inaczej. Dlaczego jemy to, co jemy? - Leanne Cooper
Nie jest to poradnik żywieniowy - raczej książka popularnonaukowa skupiająca się na tematyce psychologii jedzenia. Tłumaczy, jakie mechanizmy psychologiczne sprawiają, że się przejadamy, że sięgamy po słodycze, że zamiast wytrwać w diecie wracamy do dawnych przyzwyczajeń i dopada nas efekt jojo. W gruncie rzeczy tematyka jest niesamowicie ciekawa, jednak przekazana w bardzo nieprzystępnej formie. Zabierałam się za nią już 3 razy, ale po prostu nie mogę dobrnąć do końca. Wystarczy mi kilka stron przed snem, żeby zapomnieć, co to bezsenność.



Historia wewnętrzna. Jelita - najbardziej fascynujący organ naszego ciała - Giulia Enders
Nie jest to książka o jedzeniu - w bardzo przystępny dla laika sposób wyjaśnia, jak funkcjonuje nasz układ pokarmowy, a dzięki temu możemy zrozumieć, jak ważne dla całego naszego organizmu jest to, co jemy. Giulia Enders ma talent do pisania o sprawach skomplikowanych i kłopotliwych (chociażby o kupie) w sposób lekki i zrozumiały. Moim zdaniem każdy powinien choć raz w życiu przeczytać tę książkę.



Food Pharmacy - Lina Nertby Aurell i Mia Clase
Kolejna pozycja, którą pochłania się jednym tchem - mimo że nie jest to książka akcji. Czytając ją miałam wrażenie, że rozmawiam swobodnie z dobrymi koleżankami. Food Pharmacy została napisana przystępnym, żartobliwym językiem, ale jest pełna wiedzy okraszonej anegdotkami i śmiesznymi porównaniami, które znacznie ułatwiają zrozumienie zasad rządzących naszym układem pokarmowym i hormonalnym. Całości dopełnia kilka przepisów na zdrowe i pyszne potrawy. Do tego książka jest po prostu przepięknie wydana. Tak jak i w przypadku Zamień chemię na jedzenie, tak również i do Food Pharmacy wydano drugą część zawierającą przepisy polecane przez autorki. Polska premiera Food Pharmacy. Przepisy już za kilkanaście dni (08.11.2017r). Ja jestem zachwycona Food Pharmacy, więc na pewno kupię drugą część.



Eat Pretty. Jedz i bądź piękna - Jolene Hart
Ta książka tak często przewijała się w instagramowych fotkach, że musiałam po nią sięgnąć, by zaspokoić ciekawość. Niestety okazało się, że ładna okładka to jedyny element, którym mogłabym się zachwycić. Przebrnięcie przez zaledwie 200 stron zajęło mi parę tygodni, bo nudziła mnie treść i trochę żenował język, jakim książka została napisana (jakby autorka zakładała, że wszystkie czytelniczki będą głupiutkimi laskami, dla których liczy się tylko wygląd). Poza bardzo oględnemu wyjaśnieniu, że jedzenie na wpływ na urodę, a uroda na nasze samopoczucie, w Eat Pretty zamieszczono spis kilkudziesięciu warzyw i owoców z wyjaśnieniem, jakie witaminy i mikroelementy się w nich kryją. Generalnie wszystkie są zdrowe i powinniśmy je jeść jak najczęściej - czyli same ogólniki, o których wie każdy. Kusiło mnie, by do kompletu z książką od razu kupić Eat Pretty. Twój osobisty kalendarz piękna - dobrze, że tego nie zrobiłam.



Znacie te książki? Jakie macie o nich zdanie?

A może polecicie mi inne pozycje o jedzeniu i zdrowym odżywianiu, które powinnam przeczytać?

Polska złota jesień sprzyja weekendowym wyjazdom i wycieczkom. Pomyślałam, że zaproponuję Wam pomysł na krótki weekendowy wypad, jaki ja zorganizowałam sobie jeszcze w ostatnich dniach lata - weekend w Sandomierzu.




Sandomierz jest pięknym, klimatycznym, niedużym miastem w Województwie Świętokrzyskim, położonym nad Wisłą na siedmiu wzgórzach (w związku z czym nazywany jest "małym Rzymem"). Aby dotrzeć do Sandomierza, z Krakowa mamy do przejechania około 160 km, a z Warszawy - 210 km.


Co ciekawego znajdziecie w Sandomierzu?
Przede wszystkim cudowny Rynek, otoczony kolorowymi kamieniczkami. Centralny punkt Rynku stanowi zabytkowy Ratusz, na ścianie którego znaleźć można zegar słoneczny. Codziennie w samo południe z Wieży Ratuszowej grany jest hejnał sandomierski. Tuż obok Ratusza w 2004 roku ustawiono nietypową rzeźbę Zakotwiczone Niebo, która robi ogromną furorę wśród turystów. Atrakcję Rynku stanowi też zabytkowa studnia, którą na pewno kojarzą fani serialu Ojciec Mateusz.


Cała sandomierska Starówka zrobiła na mnie niesamowite wrażenie. Ma taki trochę krakowski klimat, ale w zdecydowanie bardziej kameralnym wydaniu. Sandomierzanie mają swój Mały Rynek, na którym można kupić regionalne pamiątki i spróbować takich pyszności jak Cydr Sandomierski - tłoczony z jabłek z okolicznych sadów, z dodatkiem chmielu, ale... bezalkoholowy, niegazowany i bez żadnych sztucznych konserwantów!


Tak jak w Krakowie mamy Bramę Floriańską, tak Sandomierz ma swoją Bramę Opatowską. Na jej szczycie znajduje się punkt widokowy, z którego podziwiać można panoramę miasta.

Widok na ulicę Opatowską z Bramy Opatowskiej

Zachowało się również inne, bardziej nietypowe wejście do miasta - Furta Dominikańska zwana Uchem Igielnym. Legenda mówi, że mogą przez niego przejść jedynie dobrzy ludzie. Jeśli grzesznik będzie chciał przejść przez Ucho Igielne, mury zamkną się.


Warto również wybrać się do Zamku leżącego nad Wisłą, gdzie obecnie znajduje się siedziba Muzeum Okręgowego. Ważnym punktem do zwiedzania jest też gotycka Bazylika katedralna Narodzenia Najświętszej Marii Panny. Co istotne - wszystkie te zabytki leżą na tyle blisko siebie, że spacerkiem dotrzemy z jednego miejsca do drugiego, nie męcząc się za bardzo.

Widok na Wisłę z Zamku

Jedną z większych atrakcji Sandomierza jest też Podziemna Trasa Turystyczna "Sandomierskie Lochy". Prowadzi przez 470 m korytarzy leżących nawet 12m poniżej poziomu Starówki i Rynku przez połączenie dawnych piwnic i składów kupieckich. Zwiedzanie trwa 45 minut, a wstęp kosztuje 10zł (bilet normalny) lub 6zł (bilet ulgowy).

A dla tych z Was, którzy chcieliby odpocząć od miasta i poobcować trochę z przyrodą, proponuję spacer po Wąwozie Świętej Kingi. To półkilometrowy lessowy wąwóz, którego zbocza porośnięte są drzewami. Ich korzenie wystają na zewnątrz, tworząc bardzo ciekawy krajobraz.
Jeśli będziecie mieć czas, warto również wybrać się na rejs po Wiśle statkiem spacerowym.

Sandomierz bardzo dobrze promuje to co regionalne. Poza cydrem z tamtejszych jabłek, produktem turystycznym został też krzemień pasiasty nazywany kamieniem optymizmu. Jest on charakterystyczny dla regionu świętokrzyskiego, a Sandomierz kreuje się na stolicę krzemienia pasiastego, tak jak Gdańsk jest stolicą bursztynu.

Pierścień z oczkiem z krzemienia pasiastego

Miasto Sandomierz korzysta również ze sławy, jaką przyniósł mu serial Ojciec Mateusz. Na pocztówkach i magnesach - poza głównymi zabytkami - zobaczyć można sympatycznego księdza-detektywa jeżdżącego po ulicach miasta na rowerze. W jednej z kamienic przy Rynku zorganizowano "Świat Ojca Mateusza" - wystawę figur woskowych aktorów znanych z serialu we wnętrzach zainscenizowanych na plebanię, kościół, pokój biskupa, posterunek policji, a nawet celę. Ja nie zdecydowałam się na zwiedzanie - nie jestem fanką serialu, a cena biletu też mnie nie zachęciła (13zł za bilet normalny, 10zł za ulgowy).

Jeśli chodzi o bazę noclegową, na Booking.com znaleźć można nocleg dostosowany do potrzeb i możliwości finansowych właściwie każdego. Ja nocowałam w Piwiarni Warka w ścisłym centrum. Pokój był ładny i czysty, a okna wychodziły na Mały Rynek. Po fakcie dowiedziałam się, że podobno budynek jest nawiedzony, na szczęście duchy pozwoliły mi się wyspać. Nocleg w centrum miał sporo plusów - wszędzie było blisko, nie traciłam czasu na dojazdy, mogłam poczuć też nocną atmosferę Sandomierza, ale na minus można zaliczyć fakt, że - jak to w centrum - pojawił się problem z zaparkowaniem samochodu w okolicy hotelu.

Widok na Mały Rynek z okna pokoju hotelowego

W Sandomierzu znajdziecie kuchnię polską, włoską, a nawet kubańską. Ja z czystym sumieniem polecam Wam Bistro Podwale, w którym zjecie nowoczesne, pyszne, zdrowe dania, smakowite desery, a także wypijecie dobrą kawę. W ciągu dwóch dni pobytu w Sandomierzu odwiedziłam Bistro Podwale dwa razy ;)



Bardzo polecam Wam wycieczkę do Sandomierza. Ja zakochałam się w tym mieście i mam zamiar jeszcze nieraz tam wrócić. W ogóle zachęcam Was do praktykowania takich weekendowych wyjazdów - często okazuje się, że całkiem niedaleko odkryjemy architektoniczne perełki, klimatyczne miejscowości lub cuda natury.
A Wy jakie miejsca moglibyście mi polecić?


Długo wahałam się nad zakupem mojego osobistego aparatu do fotografii natychmiastowej. Bo choć Instaxy w uroczych, pastelowych barwach ładnie wyglądają na Instagramie, przez wiele osób uważane są po prostu za zbędny gadżet. Ja przemyślałam wszystkie "za" i "przeciw" i... kupiłam.



Zacznę od tego, że fotografia natychmiastowa to nie tylko różowe i niebieskie Instaxy Mini. Fujifilm ma bogatszą, stale powiększającą się ofertę. Tego typu aparaty sprzedaje też klasyk fotografii natychmiastowej - Polaroid, którego znają zapewne jeszcze nasi rodzice. Ja od razu brałam pod uwagę tylko Insta Mini. Wygrały względy estetyczne, finansowe (chciałam niedrogi aparat) i kwestia dostępności wkładów.

Tym sposobem doszliśmy do pierwszego, dość dużego minusa fotografii natychmiastowej - ceny. Choć aparaty same w sobie do drogich nie należą (Instax Mini 8 kupicie już od około 250 zł), to po kieszeni uderzą nas wkłady. Za 10 zdjęć do Instax Mini zapłacimy około 35zł, więc jak łatwo obliczyć, jedno zdjęcie w formacie karty kredytowej to koszt 3,50 zł. Zdecydowanie taniej wyjdzie nas wywoływanie zdjęć w pocztówkowym formacie z aparatów cyfrowych czy nawet analogowych na kliszę.



Instax Mini to ładny gadżet - pastelowe kolory obudowy przyciągają wzrok, a producent dba o to, byśmy się nie znudzili, wypuszczając na rynek limitowane wersje - np. aparat inspirowany Minionkami.  Faktem jest jednak to, że taka urocza obudowa nie jest zbyt wytrzymała. Już pod ręką czuć, że plastik, z którego wykonano Instaxa, jest delikatny i wystarczy upadek nawet z małej wysokości, by aparat stał się zupełnie bezużyteczny. Łatwo się też obija, rysuje i brudzi. Ale jest na to rada - na Ebayu i Alliexpress znajdziemy mnóstwo niedrogich futerałów we wszystkich kolorach tęczy i wzorach, które tylko mogłyby nam przyjść do głowy.

Dlaczego więc zdecydowałam się na zakup Instaxa?
Przede wszystkim dlatego, że należę do pokolenia, które bardzo dobrze pamięta fotografię analogową. Z łezką w oku wspominam, jak jadąc na wakacje zabierało się ze sobą kliszę, potem z namaszczeniem pstrykało tyle zdjęć, na ile pozwoliła ilość klatek, a potem czekało do powrotu z wakacji, by u fotografa wywołać zdjęcia i zobaczyć wreszcie, jak wyszły. Nieraz okazywało się, że to prześwietlone, tamto trochę za ciemne, na jednym głupia mina, na drugim oczy zamknięte. I w tym był właśnie cały urok! Takie zdjęcia miały w sobie magię. I choć nie chciałabym wrócić do czasów, kiedy nie mogłam podglądnąć efektu dosłownie w sekundę po naciśnięciu przycisku spustu migawki, współczesna fotografia natychmiastowa daje mi namiastkę takiej niepewności i oczekiwania na zdjęcie. Instaxem nie robię kilku takich samych, niewiele znaczących ujęć - wybieram najlepsze momenty, najładniejsze tło, żeby zrobić naprawdę wyjątkowe zdjęcie. Skoro kosztuje mnie aż 3,50 zł, to chcę, by było na nim uchwycone coś szczególnego, by oglądanie albumu przywoływało setki wspomnień. A jeśli wyjdzie niedoświetlone lub zamknę na nim oczy? To nic, właśnie o to chodzi! Nie mogę tego zdjęcia poprawić w Photoshopie, nie mogę go skopiować ani nawet wrzucić na Facebooka - takie zdjęcie jest autentyczne, jedne w swoim rodzaju.



Nie jestem aż taką fanką fotografii, by zapuszczać się w profesjonalną fotografię analogową, w domowej ciemni wywoływać odbitki. Wystarczy mi efekt, jaki daje Instax Mini. Przygotowanie do każdej fotki, następnie czekanie, aż się naświetli, a potem podziwianie efektów - to cały ceremoniał, który przynosi mnóstwo zabawy.

Co sądzicie o aparatach do fotografii natychmiastowej? :)

Witajcie, Kochani!
Długo mnie tu nie było, bo najpierw pochłonęły mnie przygotowania do Świąt, potem świąteczno-sylwestrowe atrakcje i wyjazdy, a od nowego roku - przygotowania do ślubu, który czeka mnie już w 2017. Może się wydawać, że to jeszcze kupa czasu, ale zdziwilibyście się, ilu usługodawców ślubno-weselnych ma zarezerwowane terminy już na 2018 rok!
W każdym razie wracam do Was z nową energią i mnóstwem tematów :)

źródło
 

Rok 2015 zleciał, więc czas na podsumowanie. Był to dla mnie rok naprawdę przełomowy pod wieloma względami - nie brakowało szczęśliwych dni, choć były też i trudne, smutne chwile. Ze złych wspomnień wyciągam wnioski, uczę się na błędach, ale o rozpamiętywaniu nie ma mowy. Postaram się zapamiętać z tego roku tylko to, co było dobre. Przygotowałam zestawienie 15 najfajniejszych rzeczy, które spotkały mnie w 2015:


1. Przeżyłam ten rok cała i zdrowa. Wszyscy moi najbliżsi również.
Gdy słyszy się o tych wszystkich chorobach, wypadkach, nieszczęściach, które codziennie spotykają ludzi na całym świecie, człowiek zaczyna doceniać to, że sam żyje, jest zdrowy i ma wokół siebie bliskich. Każda chwila jest darem, który trzeba wykorzystać i cieszyć się nim.



2. Zaręczyny
Było to dla mnie ogromne zaskoczenie, wciąż jeszcze czuję się trochę niegotowa, trochę przestraszona taką zmianą, ale i tak było to dla mnie chyba najważniejsze i najszczęśliwsze wydarzenie mijającego roku.



3. Wakacje we Włoszech
Kocham Rzym do tego stopnia, że mogłabym tam jeździć co roku do końca mych dni. Cieszę się, że ponownie odwiedziłam Wieczne Miasto - choć był to już trzeci raz, absolutnie się nie nudziłam.



4. Koncert Florence and the Machine
To było niesamowite, niezapomniane przeżycie, spełnienie mojego ogromnego marzenia. Zawsze śmiałam się z rozhisteryzowanych nastolatek, które płakały na widok swoich idoli. A co ja zrobiłam na koncercie Flo? Jak zaczęła od "What the water gave me", po prostu ścisnęło mnie w dołku i nie mogłam opanować łez wzruszenia ;)



5. Powrót za kółko
To, że wróciłam do jazdy samochodem po 6 latach przerwy, to dla mnie naprawdę gigantyczne osiągnięcie - potwierdzi to każdy, kto mnie zna. Bałam się jeździć, szukałam sobie wymówek - a to że wzrok kiepski, że samochód nie ma wspomagania kierownicy, że autobusem wygodniej do centrum, itd. Pewnego dnia powiedziałam sobie: "koniec z tym. Nie mogę dłużej pozwalać, by ograniczały mnie jakieś absurdalne, bezpodstawne lęki. Muszę zacząć korzystać z umiejętności i uprawnień, które zdobyłam." Wsiadłam za kierownicę, zrobiłam parę kółek po pustym parkingu i... poszło. Teraz jeżdżę prawie codziennie, a każda chwila za kierownicą sprawia, że jestem z siebie coraz bardziej dumna i czuję, że nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych.



6. Podróż sentymentalna nad Bałtyk
Lubię ciepłe morze w Italii i magicznie błękitne fale w Grecji, ale tak naprawdę zawsze najchętniej wracam nad Bałtyk. W te wakacje miałam taką możliwość - nacieszyłam się białym piaskiem, szerokimi plażami, lodowatą wodą, goframi, smażoną rybą i zapachem morskiej bryzy.



7. Jak małe dziecko...
Dokładnie tak się czułam, zwiedzając Centrum Nauki Kopernik w Warszawie - wszystko mnie fascynowało, każdy eksperyment powodował, że robiłam wielkie oczy. Planowałam wizytę w Koperniku od kilku lat, ale dopiero w tym roku, za sprawą mojej cioci, udało mi się zrealizować plany. Dzieckiem mogłam się poczuć również w Parku Rozrywki Inwałd, gdzie wybraliśmy się w pewien lipcowy weekend.



8. Mój przepis na życie
Do połowy tego roku wydawało mi się, że wiem, o co w życiu chodzi, że poznałam przepis na szczęśliwe życie. Okazało się, że się przeliczyłam. Teraz jestem bogatsza o nową wiedzę, nowe doświadczenia i mam nowy przepis na życie. Nie da się w nim ustalić sztywnych proporcji i zasad - wszystko trzeba robić "na oko" i dostosowywać się do warunków, jakie narzuca nam dana sytuacja.



9. Spotkania w realu
To świetne przeżycie, kiedy spotyka się na żywo kogoś, z kim rozmawiało się online lub czytało jego notki od paru lat. W tym roku spotkałam się wreszcie z Kasią Sweet & Punchy (choć tylko na momencik), Siouxie, Subiektywną, Basią i Kornelią <3 Pozdrawiam, Dziewczyny! A poniżej zdjęcie z cudownego spotkania w Chrzanowie, które dodało mi tyle pozytywnej energii, że wracając do domu chyba świeciłam w ciemności ;)



10. Lot balonem widokowym
Od kilku lat podziwiałam balon widokowy nad Wisłą i zastanawiałam się, jaki widok musi się z niego roztaczać, gdy jest tak wysoko w górze. Teraz już wiem - jest niesamowicie! Choć przez mój lęk wysokości nogi miałam jak z waty, warto było!



11. Gadżety, gadżety...
Posiadanie telefonu na abonament ma tę zaletę, że co dwa lata można go wymienić na nowy. 2015 był właśnie tym fajnym rokiem, kiedy starego Samsunga zamieniłam na nowiutkiego Sony. Ucieszyło mnie to tym bardziej, że Samsung miał już tak porysowany aparat, że właściwie nie dało się nim robić zdjęć. Sony jest nowy, ale ma też o wiele lepsze parametry, co dało się zauważyć chociażby po zdjęciach na Instagramie. Do mojej gadżetowej kolekcji dołączył też wymarzony Fuji Instax w uroczym niebieskim kolorze.



12. Szałowy Sylwester
W zestawieniu nie mogłam nie wspomnieć o sylwestrowo-noworocznym wyjeździe do Węgierskiej Górki. Cieszy mnie już ten fakt, że sama tam dojechałam, bo była to moja pierwsza dłuższa trasa w roli kierowcy. Wraz z narzeczonym wyszalałam się na parkiecie prawie do białego rana, a potem było mnóstwo innych atrakcji - smakowanie lokalnych przysmaków w drewnianych karczmach, kulig, biesiada z kapelą góralską, sauna i jacuzzi, zwiedzanie Muzeum Browaru w Żywcu. Bo najważniejsze to dobrze zacząć nowy rok :)



13. Ślubne przygotowania
Zawsze wiedziałam, że organizacja własnego ślubu i wesela nie jest łatwym zadaniem, zwłaszcza jeśli nie ma się o tym zielonego pojęcia. Ale nie przypuszczałam nawet, że może być tak wciągające i satysfakcjonujące. Nie raz zdarzało mi się nie spać w nocy z ekscytacji, kiedy wpadałam na jakiś genialny pomysł lub znajdowałam jakiś weselny gadżet w super cenie. A poza tym poznałam fantastyczne dziewczyny - również przyszłe panny młode, które doradzają mi i inspirują.



14. Każda książka do wiedza
W tym roku miałam szczęście przeczytać kilka naprawdę dobrych książek: "Kto zabrał mój ser?", "Najgorszy człowiek na świecie", "Dziewczyna z pociągu", "Milion małych kawałków" czy "Millennium. Co nas nie zabije". Każda z nich przyniosła mi pewną wiedzę (większą lub mniejszą), ale też sprawiła, że w miły sposób zagospodarowałam sobie czas.



15. Filmowo-serialowy relaks
Nie jestem fanką rozwlekłych seriali, które ciągną się przez kilka sezonów, jednak w tym roku udało mi się dokończyć 8-sezonowego Dextera, co uważam za swój wielki sukces ;P Kilka wieczorów spędziłam też na oglądaniu naprawdę dobrych filmów, jak chociażby Whiplash, Co robimy w ukryciu, Mc Farland czy uroczy rysunkowy film W głowie się nie mieści.



Mam nadzieję, że 2016 będzie już znacznie spokojniejszy, ale również wypełniony w większości tymi pozytywnymi zdarzeniami. Tego życzę Wam i sobie samej też :)
Dajcie znać, jak tam u Was początek nowego roku i jak przebiegły podsumowania tego ubiegłego?




Prezentowych inspiracji znajdziecie mnóstwo - takie ogólne, z podziałem według płci czy wieku, w różnych przedziałach cenowych, a nawet dobrane według klucza kolorystycznego. Ja pomyślałam, że skoro mają to być prezenty na Gwiazdkę, to niech będą z gwiazdkowym motywem :) Oto kilka moich propozycji - sama nie obraziłabym się, gdyby pod moją choinką znalazły się takie prezenty ;)



1. Bomb Cosmetics - Zestaw Wesołych Świąt!
Przepięknie zapakowany prezent - idealne rozwiązanie dla Mikołaja, który ma dwie lewe ręce do klejenia papieru i wiązania kokardek, a także dla tych Gwiazdorów, którzy nie mają pomysłu na skompletowanie ciekawego zestawu. Warunek jest jeden: obdarowywany musi mieć wannę, inaczej na nic nie przydadzą mu się te boskie umilacze kąpieli.
KiA Candles, 69,00zł - do kupienia TUTAJ
2. Sephora - Błyszczyk do ust Magic Gloss
Myślę, że z takiego prezentu będzie zadowolona każda nastoletnia gadżeciara. Choć ja też bym się z niego ucieszyła, mimo że "nastką" już dawno nie jestem ;)
Sephora, 25,00zł - do kupienia stacjonarnie lub TUTAJ
3. Glamglow - Thirstycleanse Nawilżająca pianka do mycia twarzy
To propozycja dla bardziej wymagających pań, które cenią sobie ekskluzywne kosmetyki z wyższych półek. Podobno pianki Glamglow są równie udane co kultowe maski tej marki.
Sephora, 149,00zł - do kupienia stacjonarnie lub TUTAJ
4. BeWooden - Lusterko Deco
Karl Klaus powiedział: "Kobieta potrzebuje w radości i rozpaczy, wewnątrz i zewnątrz, w każdej sytuacji - lustra". Dlaczego więc nie miałoby to być ekskluzywne, drewniane lusterko od BeWooden? Stworzone ręcznie z drewna wenge i dymionego szkła, ze skórzanym pokrowcem, wyprodukowane w zgodzie z ekologiczną odpowiedzialnością jest idealnym prezentem dla pań ceniących sobie oryginalność i elegancję.
BeWooden, 159,00zł - do kupienia TUTAJ
5. Guerlain - Winter Fairy Tale Meteorites
Aktualnie te pudrowe cuda są już niestety wyprzedane, ale nie mogłam sobie darować umieszczenia ich w tym zestawieniu. To chyba najpiękniejsze gwiazdki, oczywiście poza tymi na niebie, jakie kiedykolwiek widziałam *.*
6. Tangle Teezer - Compact Limited Edition Twinkle
Kultowej szczotki TT chyba nikomu przedstawiać nie trzeba - myślę, że każdy zna jej walory. A ta urocza edycja limitowana na pewno ucieszyłaby każdą włosomaniaczkę.
Vanity Sklep, 50,00zł - do kupienia TUTAJ


7. Home & You - Saszetka zapachowa Snowflake
Mały, niedrogi i niezobowiązujący prezent, który możemy wręczyć na przykład szefowi czy koleżance z pracy - na pewno będzie im miło.
Home & You, 7,50zł - do kupienia stacjonarnie lub TUTAJ
8. Kringle Candle - świece Coconut Snowflake lub Holiday Cookies
Dla wielbicieli słodkości.
Goodies, 109,00zł - do kupienia TUTAJ i TUTAJ
9. J Fenzi - Świeca sojowa o zapachu perfum
Na pierwszy rzut oka nie widać tu gwiazdki, ale zaręczam, że jest - opakowanie jest tak skonstruowane, że na górze tworzy się elegancko wyglądająca, czteroramienna gwiazda. W ogóle po świecy J Fenzi nie spodziewałam się wiele, a okazała się być naprawdę przepiękna (elegancki kartonik, grube szkło) i jakościowa (dobrze się pali, cudownie pachnie). Do wyboru trzy wersje zapachowe, które spodobają się zarówno "świeczkowym laikom" jak i maniakom mojego pokroju.
SuperPerfumy, 35,00zł - do kupienia TUTAJ
10. Bridgewater Candle - Dyfuzor zapachowy Christmas Bliss
Idealny prezent dla kogoś, kto za świecami nie przepada, a chciałby wypełnić swój dom pięknym zapachem. Elegancko prezentujący się dyfuzor w typowo świątecznym zapachu wanilii i korzennych przypraw będzie miłym upominkiem.
Bridgewater Candle Company, 89,00zł - do kupienia TUTAJ



11. Lilou - Srebrny pierścionek
Lilou, 99,00zł - do kupienia TUTAJ
12.  Happiness Boutique - Lucky Star Rose Gold Necklace
Na hasło "xkeylimex" dostaniecie 10% rabatu na zamówienia powyżej 19Euro (kod ważny do 16 stycznia).
Happiness Boutique, 23,90 Euro - do kupienia TUTAJ
13. Mood Jewellery - Pozłacane kolczyki z gwiazdkami
Showroom, 155,00zł - do kupienia TUTAJ
14. Kolonia 12 - Kolczyk #gwiazdka
Kolczyki zaprojektowane przez Kasię Szymków (autorkę bloga Jestem Kasia), sprzedawane oddzielnie, dzięki czemu każdy może skomponować swoją unikalną parę - do wyboru wzór gwiazdki, księżyca, serca, a także litery.
Kolonia 12, 99,00zł/sztuka - do kupienia TUTAJ
15. Lili in the Garden - Srebrny naszyjnik Star
Urocza srebrna gwiazdka na łańcuszku to tylko jedna z wielu cudownych propozycji, jakie znajdziecie w ofercie Lili.
Lili in the Garden, 79,00zł - do kupienia TUTAJ
16. Sotho - Srebrny naszyjnik z czarną kryształową gwiazdką Swarovski Crystal
Do kompletu można dokupić również pasującą bransoletkę.
Sotho, 99,00zł - do kupienia TUTAJ



17. Home & You - Kubek Snowfall
Czy można w ogóle mieć za dużo kubków? ;)
Home & You, 25,00zł - do kupienia stacjonarnie lub TUTAJ
18. BelleMaison - Łazienkowy kubek ceramiczny Star szary
Dowód na to, że w łazience też można mieć eleganckie, modne dodatki, które nadadzą wnętrzu uroku.
BelleMaison, 18,00zł - do kupienia TUTAJ
19. Home & You - Patera Fagnes
Przepiękna!
Home & You, 69,00zł - do kupienia stacjonarnie lub TUTAJ
20. Mojo Graffi - Plakat Gwiazda
Dla osób lubiących minimalistyczne, ale efektowne dodatki do wnętrz.
Decobazaar, 69,00zł - do kupienia TUTAJ
21. Ikea - Kubek Vinter
Ponawiam pytanie - czy ktoś kiedyś uznał, że ma już za dużo kubków? Mi się to chyba nie zdarzy ;)
Ikea, 7,99zł - do kupienia stacjonarnie
22. JVD - Zegar ścienny HT097
Z doświadczenia wiem, że okazały, oryginalny zegar może nadać wnętrzu charakteru.
Demus, 199,00zł - do kupienia TUTAJ
23. Home & You - Kosz Plissado
Piękny akcent, nie tylko na Święta. Dodatkowo ekologiczny, bo pleciony z hiacyntu wodnego.
Home & You, 39,00zł - do kupienia stacjonarnie lub TUTAJ



24. Oysho - Piżama ze świątecznym motywem
Oysho, 69,90zł bluzka, 99,90zł spodnie - do kupienia stacjonarnie lub TUTAJ i TUTAJ
25. Oysho - Koszulka ze świąteczną gwiazdą
Oysho, 69,90zł - do kupienia stacjonarnie lub TUTAJ
26. Oysho - Komples klasycznych fig z gwiazdką
Oysho, 35,90zł - do kupienia stacjonarnie lub TUTAJ
27. Oysho - Piżama z gwiazdką Mr. Wonderful
Zakochałam się <3
Oysho, 89,90zł bluzka, 89,90zł spodnie - do kupienia stacjonarnie lub TUTAJ i TUTAJ
28. Rebel - Gra planszowa Mały Książę: Droga do gwiazd
Empik, 99,95zł - do kupienia stacjonarnie lub TUTAJ
29. Bershka - Sweter w błyszczące gwiazdki
Bershka, 89,90zł - do kupienia stacjonarnie lub TUTAJ
30. Buchmann / Amber - Kolorowanki dla dorosłych - Fantazyjne esy-floresy i Kolorowe Boże Narodzenie
Decomade, 19,90zł i 23,80zł - do kupienia TUTAJ i TUTAJ


Czy któraś propozycja przypadła Wam do gustu? :)
Kiedyś dla kobiety najważniejszym celem życiowym było znalezienie sobie męża, urodzenie mu gromadki dzieci i pranie jego śmierdzących skarpet aż po kres życia. Dlatego właśnie andrzejkowe wróżby, urządzane w wigilię św. Andrzeja, czyli właśnie 29 listopada, kręciły się wyłącznie wokół tematu zamążpójścia (która z panien pierwsza weźmie ślub? jak będzie wyglądał jej mąż? jakie będzie jego imię?). Na szczęście czasy się zmieniają, cele życiowe kobiet ewoluują i dzisiaj klasyczne andrzejkowe wróżby to przeżytek - trzeba dostosować ich formę do potrzeb zmieniającego się świata, dlatego mam dla Was zestawienie nowych andrzejkowych wróżb: specjalnie dla blogerek! Wszystkie to oczywiście sprawdzone info!!!



Lanie wosku
Z tym akurat nie będzie problemu, bo każda szanująca się blogerka ma przynajmniej tuzin świec i niemal setkę wosków zapachowych. Takie właśnie są do wróżb najlepsze. Wystarczy stopić odpowiedni kawałek tarty na kominku i wlać roztopiony wosk na chłodną wodę w misce. Nie zapomnij o nakręceniu video na Snapa, bo wróżba będzie nieważna! Gdy wosk przestygnie, weź woskową rzeźbę i umieść przy lampce w ten sposób, by rzucał cień na ścianie i... odczytaj wróżbę:

Prostokąt, kwadrat lub kształt kojarzący się z logo firmy kurierskiej
To może oznaczać tylko jedno... W niedalekiej przyszłości czeka Cię nowa dostawa "darów losu"!

Kółko
Niestety na nosie wyrośnie Ci wielki pryszcz, który na tydzień pozbawi Cię możliwości pokazywania swoich selfików na Insta i Snapiku! Lepiej już teraz zapisz się do psychoterapeuty.

Coś, co kształtem przypomina kosmetyk (choć to może być podchwytliwe, bo blogerce wszystko kojarzy się z kosmetykiem)
W Rossmannie pojawi się kolejna promocja -49% i to właśnie Tobie uda się zdobyć ostatnią niemacaną szminkę. W porównaniu z taką zdobyczą Święty Graal to mała pestka.

Bluzka, sukienka, spodnie... cokolwiek, co przypomina ubranie
Ponownie odezwie się do Ciebie ten azjatycki sklep z ciuchami, oferując współpracę barterową. Cokolwiek zamówisz, w rzeczywistości będzie o wiele brzydsze niż na zdjęciach katalogowych. Musisz jednak napisać pozytywną recenzję, bo inaczej nikt już nigdy nie będzie chciał z Tobą współpracować!

Człowiek
Przybędzie Ci followersów i unikalnych użytkowników. Już niebawem Twoje statsy zwariują. Fejm wreszcie będzie się zgadzał.

Jeśli po wyschnięciu wosk pęknie lub się ukruszy, możesz spodziewać się złamanego paznokcia. Na 100% tak będzie. Nawet odżywka 8w1 nie pomoże, to przeznaczenie.




Andrzejkowe serce
Wytnij z kartki kształt serca. Im dokładniej i ładniej tym lepiej - będzie więcej lajków, jak wrzucisz foto na Insta. W sercu zapisz nazwy firm kosmetycznych, z którymi chciałabyś współpracować (protip: zapamiętaj, w którym miejscu zapisujesz M.A.C). Następnie odwróć serce zapisaną stroną do dołu i w dowolne miejsce wbij szpilkę. Firma, której nazwę przebijesz, już niebawem napisze do Ciebie z propozycją współpracy!



Wyścig szminek
To zabawa na andrzejkową imprezę blogerek. Bazuje na zabawie w ustawianiu butów. Zasady są bardzo proste: wszystkie obecne na imprezie blogerki wyciągają z torebek swoje szminki i układają od ściany do drzwi, jedna za drugą. Następnie ostatnia szminka jest przekładana na początek rzędu i tak w kółko aż do drzwi. Ta blogerka, której szminka jako pierwsza dotknie progu, ma najlepszy make-up. Wojna rozpocznie się za 3... 2... 1...



Blog pod kubkami
Weź trzy sweterkowe kubki z Biedry (każda blogerka je ma, nawet się nie przyznawaj, jeśli nie upolowałaś swojego). Pod jeden włóż monetę, pod drugi pierścionek, pod trzeci krzyżyk. Pomieszaj kolejność kubków i wylosuj jeden z nich. Jego zawartość wskaże Ci, co wydarzy się w przyszłości z Twoim blogiem:
moneta - propozycje od reklamodawców posypią się jak z rękawa, za hajs z bloga balować będziesz.
pierścionek - Twój TŻ też założy bloga i prześcignie Cię w wyścigu o lajki.
krzyżyk - postanowisz skasować bloga, bo nikt nie będzie już chciał czytać Twoich wypocin. 



To co, wróżymy, koleżanki blogerki?  Kto jeszcze nie ma bloga, nic straconego - zawsze można założyć. A nuż odkryjecie w sobie blogerską pasję ;)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...