Pokazywanie postów oznaczonych etykietą the best of. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą the best of. Pokaż wszystkie posty




Czas na ostatnią, najdłuższą część serii The best of 2013: makijaż.

Naprawdę trudno mi było zdecydować się, które kosmetyki do makijażu zasługują na miano najlepszych, a które nie. Czy wybrać te produkty, których używałam prawie codziennie, czy może te, które wyciągałam z kosmetyczki od święta?
Postawiłam na misz-masz i oto jest - lista moich ulubionych kosmetyków do makijażu w 2013 roku.










THE BEST OF THE BEST
czyli najlepsza firma kosmetyczna
BENEFIT


W tym roku Benefit królował w mojej kosmetyczce. Uwielbiam właściwie każdy posiadany kosmetyk tej marki. Są to kosmetyki, które idealnie nadają się zarówno do codziennego jak i wieczorowego makijażu. Sprawiają, że makijaż wygląda bardzo delikatnie i naturalnie, ledwo widocznie poprawiają urodę (wyjątek stanowi jedynie maskara, która daje naprawdę mega wyrazisty efekt, ale - jak przystało na Benefit - jest to efekt naturalny, rzęsy nie wydają się oblepione tuszem, nie ma grudek, "owadzich nóżek" czy posklejania).






Under 20

Fluid matujący 02 Natural Matt


Stosuję go już od dawna, kupiłam chyba 3 lub 4 opakowania. Nie jest idealny, ale najlepszy jaki znam i chyba najlepszy w tej kategorii cenowej. Wygląda dobrze na mojej cerze nawet po kilku godzinach (choć oczywiście wymaga dodatkowego matowienia co jakiś czas, zależnie od temperatury otoczenia :P).





GUERLAIN - TERRACOTTA
Nawilżający puder brązujący 07


Powiecie pewnie: "jeju, jaki ciemny, jaki pomarańczowy!". Dla mnie kolor jest odpowiedni - stosuję go pod kości policzkowe, ale nie stricte do modelowania twarzy. Uzyskuję efekt podkreślonych kości policzkowych (których i tak na mojej pucołowatej buzi nie widać :P) i ocieplenia cery. Kiedy sięgam po Terracottę, nie używam już różu, by nie przedobrzyć. 


Odkąd dostałam go od Ani (we wrześniu 2012 roku) używam go prawie codziennie. Jak widzicie- zużycie jest niewielkie, jeszcze widać tłoczenie. Tak więc Terracotta jest mega wydajna - może do najtańszych nie należy, ale taka puderniczka to inwestycja na lata.


Na swatchu Terracotta w dwóch wersjach: nałożony obficie i roztarty. Jak widać - jeśli nałożymy go lekkim pędzlem i rozetrzemy, efekt wcale nie będzie taki tragiczny, jakby mógł na to wskazywać kolor pudru w opakowaniu, choć oczywiście dla posiadaczek chłodnej tonacji skóry nie będzie odpowiedni.






MIYO - GLAM eyes
Kreskówka no 07 Greenish Blue



Jest to mój ukochany eyeliner, zwłaszcza na sezon wiosenno-letni. Może nie jest w 100% dobrze napigmentowany, ale ma idealny dla mnie, długi pędzelek jako aplikator i przede wszystkim obłędny kolor, który (wydaje mi się) pasuje do mojej tęczówki. Kosztuje niewiele, jednak niestety nie mogę go znaleźć w żadnej drogerii :( Gdyby ktoś z Was kiedyś go znalazł, proszę o informację, gdzie mogę go szukać (w drogeriach Jaśmin mają eyelinery Miyo, ale tylko czarne i brokatowe) :(






M.A.C
Lipstick - A72 Half 'n Half

Eveline
Super long lasting lip liquid tint 118


Dwie zupełnie różne pomadki - inne kolory, inne formuły, inne półki cenowe. Dwie naprawdę fajne pomadki!

M.A.C sprawił, że przekonałam się jakimś cudem do kolorowych kryjących szminek (do tej pory byłam wierna wyłącznie błyszczykom). Oczarował mnie kremową formułą, łatwością aplikacji, cudownym waniliowym zapachem. Kolor Half 'n Half bardzo dobrze komponował się z moją karnacją i innymi ulubionymi kosmetykami, które stosowałam do codziennego makijażu.


Eveline to tint, który zaraz po aplikacji wygląda jak cukierkowy róż. Na ustach sprawia wrażenie nawet bardziej kryjącego niż na swatchu. Długo utrzymuje się na ustach, jeśli nic nie jemy i nie pijemy, ale nawet, jeśli ją sobie zetrzemy, różowy pigment wgryza się w usta (jakkolwiek to brzmi :P) i pozostawia na nich głębszy, ciemniejszy, bardziej fuksjowy odcień, który utrzymuje się nawet przez parę godzin. Dzięki temu tint z Eveline był moim wakacyjnym hitem.






KIKO 
Long lasting wet & dry use eyeshadow 227


Jest to chyba jeden z najpiękniejszych cieni w mojej kolekcji, a kupiłam go totalnie spontanicznie. Na zdjęciach wygląda na całkiem srebrny, na żywo sprawia wrażenie bardziej beżowego z różowym blaskiem. Niejednoznaczny, oryginalny, dający przepiękny efekt na powiece. Pasuje do większości makijaży, bo ładnie łączy się zarówno z ciepłymi jak i chłodnymi odcieniami. Ma świetne wykończenie - niby metaliczne, tworzy na powiece intensywnie lśniącą taflę. Nakładany na mokro zamienia się w "farbkę" o silnej pigmentacji i bardzo dobrej trwałości. Jedyna jego wada przy aplikacji na mokro to trudności w blendowaniu. Zawsze po rozblendowaniu ciemniejszych kolorów nakładam go raz jeszcze.






LUMENE
Eyeshadow primer


Nie wyobrażam sobie nawet najprostszego makijażu oka bez tej bazy. Wydobywa kolor cienia nie zmieniając go, znacznie przedłuża trwałość makijażu nawet przy tłustej powiece. Dzięki temu, że pakowana jest w tubkę, można zużyć ją do samego końca (poprzednia moja baza była w słoiczku i niestety wyschła, zanim zdążyłam zużyć połowę). Jest bardzo wydajna.





INGLOT
Bibułki matujące


Dla mnie są po prostu najlepsze. Żadne z bibułek, które miałam do tej pory, nie radziły sobie z sebum tak skutecznie, pozostawiając przy tym makijaż bez szwanku. Bibułki Inglot naprawdę pochłaniają sebum, są wydajne - podczas upalnego dnia wystarczy mi jedna bibułka Inglot, by zmatowić całą twarz, podczas gdy w takich samych warunkach musiałabym zużyć ze 3 bibułki Wibo. Do inglotowych bibułek mam zaufanie, wiem, że nie zawiodą mnie nawet podczas tropikalnych upałów. Uważam, że zawsze warto mieć je w torebce.






SIGMA

Travel Kit - Make Me Cool
F10 - Powder/Blush - Copper
F40 - Large Angled Contour
F70 - Concealer




W kategorii pędzli ilościowo wygrywa Sigma - dostałam od nich trzy pędzle pojedyncze i jeden zestaw podróżny. W większości pędzle sprawdzają się dobrze, niektóre nawet świetnie. Na plus zasługuje też wygodny futerał do transportu pędzli w wersji Travel. Wypróbowałam go w podróży, spisał się bez zarzutu.
Pędzle Sigma trafiają do odkryć 2013 głównie ze względu na to, że są to moje pierwsze pędzle z wyżej półki - do tej pory bazowałam na Essence i mini-zestawie EcoTools, dlatego możecie się domyślić, że wymiana starego zestawu na Sigmę była jak wymiana Malucha na Mercedesa ;)









MAESTRO
Pędzel do cieniowania i rozcierania cieni 497



Jest to mój ulubiony pędzel do blendowania cieni. Wykonano go z bardzo delikatnego, miękkiego włosa naturalnego, dzięki czemu pędzel idealnie sprawdza się, gdy chcemy rozetrzeć granice dwóch kolorów na powiece, jednocześnie nie ścierając za dużo cienia, nie wytracając intensywności koloru. Choć mam dwa inne pędzle do blendowania, najczęściej używam właśnie Maestro. Ubolewam tylko nad faktem, że jest taki długi i nie mieści się do tuby z Travel Kit Sigmy, przez co nie mogę zabierać go na wyjazdy.





Uffff, serię ulubieńców AD 2013 uważam za zakończoną :) Nie sądziłam, że aż tyle tego będzie! To chyba był dobry rok, skoro polubiłam aż tyle kosmetyków ;)
Napiszcie, czy znacie któryś z opisanych dzisiaj przeze mnie produktów, a może któryś jest na Waszej wishliście?
Podzielcie się też własnymi makijażowymi odkryciami 2013 roku :)

Pozdrawiam!


P.S. Załączam linki do pozostałych części THE BEST OF 2013:


Dziś będzie nudno.

Niestety moja pielęgnacja włosów w 2013 roku zeszła na drugi plan (albo i na trzeci... w każdym razie była gdzieś w tle).
Nie odkryłam nic, co mogłoby Was zaskoczyć - żadnej innowacyjnej maski, oryginalnego sposobu pielęgnacji, zachwycającej handmadowej wcierki czy zwalającego z nóg suplementu diety. No dosłownie nic.
Stawiałam raczej na produkty sprawdzone, działające szybko i skutecznie.
Oto, co w 2013 roku najczęściej służyło mi do pielęgnacji włosów:








BABYDREAM
Uniwersalny żel do mycia 



Co tu dużo mówić - szampon czy żel Babydream zawsze musi być w mojej łazience. Moje włosy świetnie go tolerują. Oczywiście po myciu wymagają nałożenia odżywki, bo Babydream silnie oczyszcza, nie pozostawiając równocześnie żadnej silikonowej czy olejowej warstewki. Idealnie zmywa oleje. Jest śmiesznie tani, a to ważne dla kogoś, kto myje włosy codziennie i nie szczędzi sobie szamponu. Co ciekawe - zarówno szampon jak i żel Babydream zawierają wyciąg z rumianku, który może rozjaśniać włosy. Ja stosuję te produkty już dwa lata dzień w dzień i na szczęście moje włosy nie są rozjaśnione - pojawiły się na nich jedynie złotawe refleksy (co mi osobiście bardzo odpowiada).





BALEA
Spülung Mango Aloe Vera


Poza Baleą stosowałam w tym roku naprawdę sporo różnych innych odżywek bez silikonów, żadna jednak nie dawała efektu takiego wygładzenia włosów jak właśnie Balea z mango i aloesem. Ta odżywka sprawia, że moje włosy są lśniące i gładkie jak po użyciu prostownicy. Stają się też "śliskie" w dotyku, dzięki czemu mniej się plączą i znacznie łatwiej rozczesują, a tym samym są mniej narażone na uszkodzenia mechaniczne podczas szczotkowania. Za każdym razem po aplikacji zastanawiam się, jak to możliwe, że odżywka bez silikonu daje efekt lepszy niż niejedna odżywka silikonowa. Co ważne, nie obciąża włosów i nie przyspiesza przetłuszczania, nawet nałożona na skórę głowy. Do tego pięknie pachnie i kosztuje grosze (w DM nieco ponad 1 Euro, ja kupuję ją za 7 czy 8 zł). Szkoda tylko, że w Polsce jest tak słabo dostępna...





GREEN PHARMACY
Jedwab w płynie - Serum na łamliwe końcówki


Nie ma się co rozpisywać - to serum po prostu daje najlepsze efekty na moich włosach. Świetnie je nabłyszcza, wygładza i sprawia, że końce są bardziej proste, nie puszą się. Nie skleja włosów, jego efekt nie zanika po 10 minutach. Ma niezły skład (oczywiście bazujący na silikonach, ale takich, które da się łatwo zmyć, bez alkoholu, z naturalnymi ekstraktami). Jest niedrogi.





TANGLE TEEZER

Compact Styler Black



Ok, nie jest to szczotka mega wysokiej jakości - jak widać na zdjęciu strasznie się porysowała, choć nie robiłam z nią nic niezwykłego - kilka razy upadła mi na podłogę, noszę ją w torebce. Nie jest też idealnie dopasowana do mojej dłoni - jako osoba leworęczna byłabym za tym, by TT wreszcie wyprodukowało szczotkę dopasowaną do lewej dłoni. Kolejna kwestia - nie wiem, jak to wygląda w klasycznej wersji, ale wersja kompaktowa ma niestety za krótkie ząbki jak dla mnie.
Co w takim razie robi ta szczotka w odkryciach roku 2013? Mimo wszystko fenomenalnie radzi sobie z rozczesywaniem włosów, znacznie minimalizuje uszkodzenia mechaniczne włosów podczas czesania. Nie jest ideałem, ale na chwilę obecną jest najlepszą dla mnie opcją.





Poradźcie mi, jakie są Wasze ulubione kosmetyki do pielęgnacji włosów?
W tym roku mam zamiar bardziej przyłożyć się do pielęgnacji ;)


Po kilkudniowej przerwie wracamy do kosmetyków, które zostały moimi hitami w 2013 roku. Dziś bierzemy na tapetę pielęgnację twarzy.

Teoretycznie powinno się tutaj roić od kremów na dzień. Teoretycznie, bo w tym roku znalazłam kilka naprawdę świetnych produktów - chociażby My Morning Detox z Bio Logical, Krem nawilżający N1 z Handmade Cosmetics czy Krem nawilżający do każdego rodzaju cery marki Epona. Każdy z nich był fajny i szczerze wart polecenia, jednak żaden nie zachwycił mnie na tyle, bym stwierdziła: "wow, to właśnie to!".
Mamy tu za to inne fenomenalne kosmetyki (kolejność przypadkowa).






DERMEDIC - HYDRAIN3 HIALURO 
Serum nawadniające twarz, szyję i dekolt


Jest to kosmetyk idealny dla każdego rodzaju cery, na każdą porę roku. Łączy w sobie lekką, półpłynną formułę i mega intensywne właściwości nawilżające. Nie zapycha, nie przetłuszcza. Bezpieczny, bo to kosmetyk apteczny. Nie kosztuje fortuny. Jest jak orzeźwiający zastrzyk dla cery. Ja go uwielbiam - zwłaszcza teraz, kiedy moja cera przesusza się na potęgę. Wystarczy nałożyć go na noc pod krem, by rano obudzić się z cerą gładką, nawilżoną, aksamitną, ze spłyconymi zmarszczkami mimicznymi.






DERMEDIC - HYDRAIN3 HIALURO
Maska nawadniająca


Maska z serii HydraIn3 Hyaluro również zasługuje na pochwałę. Może być stosowana zamiast serum lub jako uzupełnienie hiper-nawilżającej kuracji. Pozostawia skórę naprawdę intensywnie nawilżoną. Tu należy zwrócić uwagę na jedną ważną kwestię - seria HydraIn3 Hyaluro nawilża, a nie natłuszcza. Jest to ważne szczególnie dla cery tłustej, takiej jak moja. W sezonie zimowym maska z tej serii jest moją ulubioną.





BIO-LOGICAL - MY BEAUTY SLEEP
Precious night cream


Ten krem na noc jest zdecydowanie najlepszym, jaki kiedykolwiek miałam. Ostatni raz tak mocno zachwycałam się Marilou BIO, ale to było w połowie 2012 roku. 2013 należał do Bio-Logical. Ten krem sprawia, że moja cera przez noc perfekcyjnie się regeneruje, tak że rano jest odpowiednio nawilżona pod makijaż. Krem koi podrażnienia, niweluje zaczerwienienia. Już samo nakładanie go na cerę jest przyjemnością - otula skórę, wnika w nią od razu, tak że można poczuć się, jakby przykrywało się cerę otulającą kołderką. I nie pozostawia tłustej warstwy. Same plusy ;)





URIAGE
Woda termalna


Zanim odkryłam Uriage, stosowałam inne wody termalne, jednak nigdy nie czułam, by był to jakiś wybitnie skuteczny kosmetyk. Uriage zmieniło mój sposób myślenia o wodzie termalnej. Nie wiem, czy sekret tej wody tkwi w jej zawartości (czy woda z Uriage ma w sobie coś więcej niż woda z Avene czy z Vichy?) czy też w opakowaniu (Uriage ma idealny atomizer - rozpyla wodę w postaci delikatnej mgiełki), w każdym razie uwielbiam Uriage i teraz już wiem, jak woda termalna może nawilżać cerę, jaką ulgę może przynosić (nawet na oparzone słońcem ciało, bo nawet do takich celów ją stosowałam).





BIELENDA - ESENCJA MŁODOŚCI
Nawilżający płyn micelarny do mycia i demakijażu 3w1


Wypróbowałam już całą masę droższych i tańszych płynów do demakijażu, jednak żaden nie działał na moją cerę tak skutecznie jak Bielenda. Nie tylko perfekcyjnie radził sobie z każdym rodzajem makijażu (nawet z mocnym makijażem oczu, choć z reguły nie stosuję płynów micelarnych do demakijażu oczu), ale również pielęgnował skórę. Nie pozostawiał lepkiego filmu, nie przesuszał cery - wręcz delikatnie ją nawilżał. Fajnie, że na drogeryjnej półce w cenie kilkunastu złotych można znaleźć tak skuteczny kosmetyk o naprawdę przyzwoitym składzie.





IWOSTIN - LIPIDIA
Dwufazowy lipidowy płyn do demakijażu twarzy i oczu


Nigdy nie sądziłam, że spodoba mi się zmywanie makijażu czymś na bazie olejów. Kiedy dostałam ten płyn od Taniki, nie tylko mi się spodobało - wręcz uwielbiałam ten kosmetyk. Dzięki tłustej fazie perfekcyjnie rozprawiał się nawet z wodoodpornymi kosmetykami do makijażu. Świetnie zmywał nawet makijaż oczu. Nie to jednak było najważniejsze, bo przecież makijaż można zmywać zwykłym micelem. Iwostin wygrywa z micelami dzięki temu, że działał nie tylko jako produkt do demakijażu, ale również jako produkt stricte pielęgnacyjny - czasem zastępował mi krem na noc. Silnie nawilżał, natłuszczał cerę, dzięki czemu stawała się gładka, elastyczna i zregenerowana. Nie będzie w tym ani grama przesady, jeśli powiem, że Iwostin Lipidia to jeden z najlepszych kosmetyków do demakijażu na polskim rynku.





LEOREX - BOOSTER HWNB
Maska liftingująca do twarzy


Nie wszystkie drogie produkty są warte swojej ceny. W przypadku tej profesjonalnej maski liftingującej cena 351zł wydaje się być uzasadniona. Kosmetyk ten stosowała moja mama i dla niej był to efekt "WOW" przez duże W. Poniższe zdjęcie nie oddaje w pełni tego, jak zmieniła się cera mamy po 30-dniowej kuracji tą maską. Niebawem mama ponownie przejdzie taką kurację i wtedy pokażemy Wam więcej zdjęć, byście sami mogli ocenić, jak niesamowite efekty daje ten produkt. Dla posiadaczy cery dojrzałej, pozbawionej elastyczności jest to idealne rozwiązanie. Myślę, że z powodzeniem zastąpi dużo droższe zabiegi chirurgii estetycznej.






To już wszystko z moich "twarzowych" odkryć ubiegłego roku.
Oczywiście czekam na Wasze komentarze - może znacie któryś z opisanych przeze mnie kosmetyków? Może sami odkryliście jakiś produkt do twarzy, który w ubiegłym roku zrobił na Was ogromne wrażenie?

Pozdrawiam :)


Witajcie Kochani!

Dzisiejszy dzień, choć spędzony w dużej mierze w poczekalniach szpitala i przychodni, okazał się dla mnie bardzo szczęśliwy - pierwszy raz od kilku miesięcy usłyszałam pozytywne słowa z ust lekarza :)
Jest dobrze!

W 2013 roku dobrze było również w kwestii kosmetyków. Odkryłam genialne eko-kosmetyki polskiej marki, bardzo fajne produkty z drogeryjnej półki, zaprzyjaźniłam się z cudnie pachnącymi ekskluzywnymi kosmetykami z Grasse, czułam się jak gwiazda otulona mega kobiecym zapachem... Oto moi ulubieńcy w kategorii... cielesnej ;)







THE BEST OF the best...
mój największy pielęgnacyjny hit tego roku:
PAT&RUB


Długo wzbraniałam się przed wypróbowaniem kosmetyków tej marki - intuicja podpowiadała mi, że jeśli raz spróbuję, przepadnę na zawsze. Nie myliłam się.
Pierwszy raz użyłam ich w marcu, kiedy to dostałam pat&rub'owe trio na spotkaniu blogerek.
Uwielbiam te kosmetyki, co jednak nie zmienia faktu, że na moją kieszeń są stanowczo za drogie. Korzystam z uprzejmości Moniki, która zawsze wypatrzy świetne promocje (-50% na niektóre kosmetyki co jakiś czas!) i zgadza się pośredniczyć w moich pat&rub'owych zakupach (przed chwilą właśnie Moniczka zrobiła dla mnie kolejne zamówienie xD). To mnie ratuje przed zbankrutowaniem ;)

Wiele kosmetyków P&R wciąż jest dla mnie tajemnicą, wypróbowałam zaledwie małą część ich sporej oferty. Spośród poznanych w 2013 roku najbardziej przypadły mi do gustu dwa kosmetyczne skarby: peeling i balsam do dłoni.

PAT&RUB Home SPA - Stymulujący piling do ciała
Idealnie ostry, idealnie natłuszczający. Nawet pozostałe scruby z oferty P&R mu nie dorównują. Też są ok, ale jednak moim zdaniem Home SPA rządzi.

PAT&RUB Hipoalergiczny balsam do rąk
Balsamy do rąk P&R w ogóle są warte uwagi, ale ten z serii hipoalergicznej szczególnie. Uratował moje podrażnione dłonie, kiedy nawet przepisane przez dermatologa środki nie chciały skutkować.




THE BEST OF expensive cosmetics
L'Occitane Fleur D'Or & Acacia - shower gel & body milk

Wychodzę z założenia, że za krem do twarzy mogę zapłacić ponad 100zł, ale za żel pod prysznic 50zł i 80zł za balsam... już niekoniecznie. Kosmetyki L'Occitane z serii Fleur D'Or & Acacia urzekły mnie na tyle, że jestem w stanie usprawiedliwić ich wysoką cenę. Oczarowują nie tylko świetnymi właściwościami, wydajnością (175ml żelu zużywałam chyba ponad miesiąc! balsam dalej mam, a używam go prawie codziennie), ale przede wszystkim cudnym zapachem. Kąpiel z użyciem takich kosmetyków to nie tylko przyjemność dla ciała, ale i rozkosz dla zmysłów.






THE BEST OF drugstore cosmetics
Dove

Ten rok był dla mnie rokiem Dove. Nie tylko ze względu na to, że wzięłam udział w ich cudownej kampanii: "Dove. Odkryjmy w sobie piękno". Poznałam również kilka naprawdę świetnych kosmetyków, które mogę znaleźć na drogeryjnej półce i kupić nawet wtedy, kiedy z funduszami krucho.
Do moich ulubieńców z Dove zaliczają się na pewno wszystkie musy pod prysznic, seria Purely Pampering, antyperspiranty w sprayu, a także odżywka do włosów Intense Repair.







THE BEST OF perfume
Oriflame - More by Demi

More by Demi to zapach, który w 2013 roku towarzyszył mi najczęściej. Kobiecy, elegancki, wyrazisty, ale nie przytłaczający - bardzo go polubiłam. Naprawdę zaskoczyło mnie to, że perfumy Oriflame, stosunkowo nie tak drogie, mogą być tak eleganckie, trwałe i intensywne. Dodatkowy plus za piękną złotą buteleczkę.





Kategoria "BODY" zawsze jest dość obszerna. Bo ciężko nawet policzyć, ile butelek żelu pod prysznic i balsamu zużywamy w ciągu roku.
Może mimo to macie w pamięci jakiś kosmetyk do ciała, który w ubiegłym roku zrobił na Was największe wrażenie?

Pozdrawiam :)






W najbliższych dniach będę pokazywać Wam moją subiektywną listę kosmetyków, które w 2013 roku okazały się moimi hitami. Podzieliłam je na kilka kategorii.
Zaczynamy od produktów do paznokci, ponieważ pierwszy z nich jest moim numerem 1 tak ogólnie, ponad wszystkimi kategoriami.












THE BEST OF the best...
czyli coś, co było absolutnym hitem tego roku:
Parico - Micro Cell 2000 - Nail Repair


Moje paznokcie od zawsze były moją zmorą - cienkie jak papier, kruche, wiecznie połamane - niemożliwością było zapuszczenie ich choćby na 2mm. W wakacje ze względu na moją pracę przeszły same siebie - lakier odchodził z nich razem z płatami paznokci. Nawet ścięte na "zero" były połamane i rozdwojone.

Zdjęcie jest słabej jakości, bo robione telefonem, poza tym skórki okropne, wiem, ale to w czasie pracy, a tam dłonie totalnie mi się wysuszały. Nieważne. Zwróćcie uwagę na paznokcie - ścięte na zero, a mimo to połamane, porozdwajane...

Z pomocą przyszła mi Kasia, która przesłała mi właśnie Micro Cell 2000. To była moja ostatnia nadzieja.
Odżywkę stosowałam przez 3 tygodnie zgodnie z zaleceniem producenta (1 dzień - pierwsza warstwa, 2 dzień - druga warstwa, 3 dzień - zmywamy, pierwsza warstwa, itd.). Ze zdziwieniem odkryłam, że efekty były widoczne już po kilku dniach! Od 4 miesięcy stosuję Micro Cell 2000 jako bazę pod zwykły lakier.

Początek kuracji Micro Cell 2000 (5 miesięcy temu)

Miesiąc po rozpoczęciu kuracji Micro Cell 2000. Zmiany są widoczne gołym okiem.
Moje paznokcie nigdy nie były tak mocne. Mogę je troszkę zapuścić - jeszcze nie aż tak, jak mają zapuszczone niektóre z Was, ale biorąc pod uwagę ich stan wyjściowy, jest to ogromny sukces.
Dodam, że nic złego się z moimi paznokciami nie dzieje, (odpukać!!!) żadnych skutków ubocznych.
Planuję nadal stosować Micro Cell 2000 jako bazę pod lakier, a w wakacje być może ponowię taką intensywną kurację, tyle że tym razem skrócę czas z 3 do 2 tygodni.
Micro Cell 2000 do najtańszych odżywek nie należy (ok. 70zł w perfumeriach Douglas), ale biorąc pod uwagę ogromną skuteczność i wydajność, myślę, że warta jest każdej złotówki!

Aktualny stan moich paznokci






THE BEST OF nail polish
Essie - A Crewed Interest

W ogóle lakiery Essie zdobywają palmę pierwszeństwa wśród moich ulubionych lakierów w tym roku. Najlepiej trzymają się na płytce paznokcia, mają świetny pędzelek, dobrze kryją. Posiadam kilka lakierów tej firmy i do żadnego z nich nie mogę się przyczepić.
W tym roku na moich paznokciach najczęściej lądował A Crewed Interest. Moja siostra określa go jako najpiękniejszy lakier na świecie. Dla mnie jest ideałem, ponieważ - pomijając już te właściwości, które mają wszystkie lakiery Essie - jest to najbardziej uniwersalny kolor, jaki znam. Niby nude, bo delikatny i prawie cielisty, ale jednak brzoskwiniowe tony nadają mu świeżości i sprawiają, że to nude nie jest nudne. Niby się nie odznacza, a jednak przyciąga spojrzenia. Niby jest elegancki i stonowany, a mimo to ma w sobie coś dziewczęcego.
Nie udało mi się uchwycić na zdjęciu stopnia zużycia lakieru, ale pod światło widziałam, że pozostało go tylko ok. 1/3 buteleczki.



Jakie były Wasze hity 2013 w kategorii lakierów i odżywek do paznokci? A może odkryłyście jakiś fajny gadżet - pilnik, frezarkę, itp?
Piszcie w komentarzach, a może któreś z Waszych odkryć zostanie moim "The best of 2014"? ;)

Pozdrowienia :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...