Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Golden Rose. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Golden Rose. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 15 września 2014

Golden Rose Velvet Matte 10, 11, 12, 13, 19, 24


   O matowej serii pomadek od Golden Rose powiedziano już chyba wszystko. Dlatego też nie będę wielce odkrywcza, a cały post skupi się głównie na ukazaniu kolorów jakie posiadam. Ze strony technicznej dodam tylko, że ja szminki te uwielbiam - za trwałość (u mnie potrafią trzymać się bez zarzutu dobrych kilka godzin), równomierne zjadanie oraz cenę. 


   W swojej kolekcji na chwilę obecną posiadam 6 odcieni ale od razu przyznaję, że w planach mam kilka następnych egzemplarzy (są obecnie produktem miesiąca Golden Rose i kosztują 8,90zł). Chociaż możemy znaleźć mnóstwo opisów i zdjęć z VM w roli głównej, ja przy próbie skompletowania zamówienia opierając się na swatchach czuję lekki niedosyt niektórych kolorów z gamy. Dlatego też postanowiłam dołożyć swoje pięć groszy na ich temat.


   Numer 10 może wydawać się najzwyklejszym kolorem nude. Jego wyjątkowość polega na tym, że jest to jedyny nude, który mi pasuje. Chociaż przeważnie stawiam na kolor na ustach, wypada mieć w kolekcji coś neutralnego. Baardzo długo szukałam koloru, który nie stworzy u mnie dziwnie wyglądającego trupiego efektu i wszystko to znalazłam w tej pomadce. Jest to nude z wyraźnie różowymi tonami, który na moich ustach wygląda bardzo naturalnie, ale nie blado.

.
   Kolor opatrzony numerem 11 to żywy, malinowy róż,który możemy już zaliczyć do gamy czerwieni. Pierwsza pomadka z tej serii jaką kupiłam i mocno eksploatowany przeze mnie kolor. Z czarną kreską na oku potrafi stworzyć nam cały makijaż. Przetrwała całonocną imprezę na koniec pozostawiając po sobie delikatny cień koloru.


   Numer 12 jest dość interesującym kolorem. Zgaszony lekko fioletowy róż, tak właśnie widzę ten kolor. Przypomina mi pomadkę Rimmel Lasting Fisnish by Kate nr 19 w nieco mocniejszej, matowej wersji.


   Żywa, soczysta fuksja. I choć zwykle nie wybieram takich odcieni, ten ma w sobie coś, co sprawiam że wygląda dobrze na moich ustach. Przyznam, że nie jest to mój ulubiony kolor i nie sięgam po niego zbyt często, ale zdecydowanie wart miejsca w mojej kolekcji.


   I chyba już samo zdjęcie mówi, który kolor lubię najbardziej. Kocham czerwienie na ustach i gdybym tylko mogła to nosiłabym je codziennie. Dość ciemna czerwień w nieco chłodnym odcieniu to właśnie propozycja Golden Rose opatrzona numerem 19 (muszę przyznać, że seria velvet matte ma w swojej gamie jeszcze kilka ciekawych czerwieni, które zaciekawiły mnie na tyle, aby je kupić przy najbliższej okazji).


   Po sukcesie podstawowej dwudziestki Golden Rose zdecydowało się wypuścić kolejne siedem odcieni (w tym dwie cudne czerwienie). I tym oto sposobem moją kolekcję zasilił numer 24, czyli oto moje kolejne podejście do pomarańczu. Kolor w opakowaniu wydaje się być lekko neonowy, ale na ustach zyskuje nieco szlachetności. Na zdjęciach możecie zauważyć złotą poświatę, która jest niewidoczna na żywo (ani na ustach ani w opakowaniu, to chyba sprawa odbijania światła).


   Kiedy mam ochotę na kolor, o który nie chcę się martwić w ciągu dnia i który ten dzień przetrwa na moich ustach, sięgam po pomadki velvet matte. Choć nie są one do końca matowe (dla mnie to bardziej satynowe wykończenie) to wybaczam im wszystko ze względu na to, jak fenomenalnie utrzymują się na moich ustach.

zdjęcie można powiększyć
A żeby dać im równe szanse pokaże Wam je w towarzystwie jedynie kreski na oku (to czego brakuje mi najbardziej w ich recenzjach to właśnie ich pokazania efektu na całej twarzy).

zdjęcie można powiększyć

sobota, 5 kwietnia 2014

something on red


   Tym razem mocno archiwalnie, czyli pierwsze próby namalowania czegoś przy pomocy farbek akrylowych. No właśnie, 'czegoś' to zdecydowanie najlepsze słowo. Ale to nie mój brak umiejętności ma grać dziś główną rolę, a cudowna, żeolowa czerwień Golden Rose nr 317 z serii proteinowej. Lakier ma typowo żelowe wykończenie, a pokryty dodatkową warstwą Seche Vite prezentuje się genialnie!

   Nakładanie jest bezproblemowe, a konsystencja ułatwia równomierne rozprowadzanie lakieru na płytce. Dwie warstwy dają pełne krycie bez prześwitów końcówek. Genialna czerwień, co potwierdza fakt, że zużyłam już prawie całą buteleczkę o dość sporej pojemności 12,5 ml.

niedziela, 29 grudnia 2013

Mr. Penguin step by step


   Był już Pan Panda, więc teraz czas na pingwina. Pomysł, który na początku wydawał mi się banalnie prosty niestety odrobinę przerósł moje możliwości swoimi mikroskopijnymi detalami. Ale zacznijmy od początku

  1. Tradycyjnie zaczynamy od nałożenia top coat'u. (Sally Hansen Top&Base Coat)
  2. Nakładamy lakier bazowy. (Wibo Art liner nr 13)
  3. Czekamy około 10 minut, aby lakier bazowy zdążył wyschnąć
  4. Białym lakierem tworzymy 'brzuszek' naszego pingwina (Golden Rose nr 242)
Teraz czas na farbki akrylowe (możemy zastąpić je tradycyjnymi lakierami, jednak wtedy nie będziemy mieć możliwości poprawy ewentualnych niedociągnięć).

     5. Białą i czarną farbką tworzymy oczy pingwina
     6. Dodajemy zółty dzióbek
     7. Oraz łapki.


    
     8. Całość pokrywamy top coat'em.
     9. Podziwiamy efekt końcowy.


poniedziałek, 2 września 2013

Neon french


   Proste zdobienie z kolorową kreską na końcówce paznokcia chodziło za mną już od dawna. Prób było kilka, eksperymentowałam z wieloma kolorami, aby uzyskać jak najlepszy efekt. Ostatnia próba, choć idealna nie jest, najlepiej oddaje mój zamysł.

   Jako tło posłużyły mi dwie warstwy Wibo Express Growth w dość transparentnym kolorze (nr3). Żółta końcówka to neon od Golden Rose (seria proteinowa, nr 323). Całość przykryta warstwą Seche Vite, który obecnie jest na wyczerpaniu dlatego też lakier jest odrobinę (na palcu wskazującym nawet bardzo) ściągnięty.


   Choć neony najlepiej nakładać na biały lakier (podbija on ich intensywność, która przy żelowej formule lakieru Golden Rose fenomenalna nie jest) tym razem postawiłam na wersje solo ze względu na to, że kreskę rysowałam odręcznie przy użyciu pędzelka do zdobień, a dwie identyczne kreski to już dla mnie level hard ;)

   Tak jak pisałam wyżej, idealnie nie jest. Na pewno będę próbowała ten mani udoskonalić i zdecydowanie pracuję nad równiejszą kreską. Całość mimo średniego wykonania przyniosła mi wiele pochwał i komplementów, więc zdecydowałam się Wam go pokazać.





sztuczne światło
   Kiedy doleci do mnie nowy top spodziewajcie się większej ilości notek dotyczących paznokci, bo przy obecnym stanie mojego Seche Vite malowanie paznokci to istna udręka. A już niedługo post na temat osławionego lakieru. Po skończonych trzech butelkach mam już o nim wyrobione zdanie.

środa, 24 kwietnia 2013

Orange & Vintage

Czyli kolejny post pazurkowy. W najbliższym czasie spodziewajcie się zaległych recenzji tuszu i podkładu Hean oraz dłuższego postu (lub kilku krótszych) poświęconego woskom YC, który miał pojawić się już dawno, ale ostatnia woskowa przesyłka chyba zaginęła w akcji, bo czekam na nią już tydzień. Oj chyba mam pecha do Poczty Polskiej, najpierw przesyłka dla Cat, teraz to ;/

Wracając do tematu, wczoraj dotarła do mnie przesyłka z naklejkami z ebay'a, więc dziś postanowiłam się z nimi pobawić. Jak na razie tylko w formie akcentu, ale na pewno skuszę się na całe paznokcie w tym motywie.


Lakier, którego użyłam to Golden Rose Mini nr 190. Na żywo jest odrobinę bardziej żarówiasty.


Same naklejki prezentują się tak:



Motyw jaki wybrałam to czerwone kwiaty (na moje oko maki) z zielonymi listkami na czarnym tle. Kojarzy mi się wielkimi chustami noszonymi przez moją babcię :)
Same naklejki są odrobinę bardziej problematyczne w nakładaniu niż te np. z Lovely, ale wystarczy odrobina cierpliwości i możemy osiągnąć zamierzony efekt. Naklejki są dość długie (na moją długość paznokci przecięłam jedną naklejkę na pół) oraz szerokie, więc nawet osoby w większą płytką paznokci powinny znaleźć rozmiar dla siebie.


Całość według mnie prezentuję się całkiem fajnie. Przepraszam za skórki, nie dość, że suche to jeszcze zalane lakierem... Chyba wyszłam z wprawy w malowaniu paznokci :)






A co Wy sądzicie o takich motywach? Lubicie w wersji akcentu, czy solo na paznokciach, a może wcale się Wam nie podoba?

sobota, 23 lutego 2013

Gloden Rose Jolly Jewels nr 110

Miałam dla Was 2 makijaże, ale jeden wyszedł ładnie tylko w przybliżeniu a drugi tylko na zdjęciach całej twarzy. No cóż, zapraszam na kolejną lakierową odsłonę.
Tym razem lakier z kolekcji o której pisała chyba cała blogosfera, czyli Jolly Jewels od Golden Rose. Pisano o nich wiele, a w większości nie były to zachwyty.
Ja za ich największą zaletę uważam drobinki zatopione w kolorowej bazie. Pomysł naprawdę fajny, ale na tym plusów koniec.
Ja swój egzemplarz zdobyłam drogą wymiany. nr 110 (określiłabym go jako makowy) chodził za mną od dawna, ale nigdy będąc koło stoiska GR nie mogłam go kupić.


Za kwotę około 12 zł dostajemy 10.8 ml lakieru w całkiem sympatycznej buteleczce. Cena jak dla mnie zawyżona i zdecydowanie wolę serię proteinową (12,5 ml za 4zł), ale skoro firma wyszła na rynek z czymś nowym, to musi na tym zarobić.


Schody zaczynają się już po odkręcenia buteleczki. Lakier przez zawarte w nim drobinki jest niesamowicie gęsty. Chyba jeszcze nigdy tak się nie namęczyłam z równym rozmieszczeniem czegokolwiek na płytce (choć i tak efekty są marne). Pierwsza warstwa daje pół-transparentny efekt. Druga to pełne krycie. Wizualnie mi się nie podoba i nie sądzę, że skuszę się na kolejny egzemplarz (no chyba, że ten czarny ze złotymi drobinkami).
Wiele blogerek pisało także o jego okropnej trwałości (a raczej jej barku). Na ten temat się nie wypowiem, ponieważ mam go na paznokciach dobę (pokrytą warstwą SV) i zaraz skończy swój żywot na moich paznokciach. Po prostu wizualnie mi się nie podoba!
Co do zmywania - przypuszczam, że to katorga jak w wypadku wszystkich drobinkowych lakierów. Ja zapobiegawczo pokryłam paznokcie bazą peel off od Essence przed nałożeniem JJ.


Dane techniczne:
Pędzelek: Długi, cienki.
Konsystencja: Gęsta przez zawarte w nim drobinki
Krycie: dwie standardowe warstwy dla pełnego krycia  














A wy co sądzicie o kolekcji Jelly Jewels?

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...