Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Inglot. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Inglot. Pokaż wszystkie posty
piątek, 31 stycznia 2014
Inglot Thinner - lakierowy must have?
Chyba każda z nas spotkała się z sytuacją, że ulubiony, wiekowy lakier oszczędzany na specjalne okazje pewnego dnia odmawia współpracy i zamienia się w gumiastą masę, którą nijak idzie nałożyć na paznokcie.
Internet wypluwa mnóstwo rad na temat tego, jak poradzić sobie w takiej sytuacji zaczynając od dolania zmywacza, przez ugotowanie lakieru aż po trzymanie buteleczek w lodówce.
Zmywacz odpada. Już sama nazwa wskazuje, że służy on do zmywania lakieru a nie jego podrasowania, a skutki takich zabiegów zdecydowanie nie spodobają się naszym paznokciom nie mówiąc o zmianie właściwości lakieru, trwałości jak i samego koloru.
Choć kąpiel we wrzątku brzmi może dla niektórych zachęcająco, ja nigdy nie zdecydowałam się na tą metodę i nadal mnie nie przekonuje. Za dużo zachodu, a efekt zbyt krótkotrwały.
Lodówka? Minę rodziny otwierającą lodówkę i zastającą w niej moją kolekcje lakierów zamiast jedzenia - zapewne bezcenna. Ale myślę, że w takim wypadku po powrocie mogłabym zacząć szukać moich lakierów w pobliskim śmietniku.
Na szczęście firmy kosmetyczne nie próżnują i na rynku dostępny jest cały szereg specjalnych rozcieńczalników do lakierów w przeróżnych cenach i wariantach pojemnościowych. Dziś o chyba najbardziej sławnym reprezentancie tej rodzinki, czyli Inglot Pro Thinner.
Producent obiecuje nam, że produkt ten "rozcieńcza zbyt gęsty lakier przywracając jego właściwą konsystencję. Pozwala przedłużyć przydatność wszystkich lakierów do paznokci nie zmieniając ich właściwości.".
Produkt ważny jest 12 miesięcy, co przy pojemności 9 ml wydaje się zadaniem wykonalnym. Cena waha się w granicach do 20zł. Dużo? Mało? Kwestia indywidualna.
Sposób użycia jest banalnie prosty. Wystarczy dodać do lakieru kilka kropli Thinnera intensywnie mieszając. No tak, schody zaczynają się przy tych paru kroplach. Buteleczka nie posiada żadnej pipety, a otwór jest naprawdę spory. Bez pomocy się nie obejdzie. U mnie w tym celu dobrze sprawdza się strzykawka. Kiedy już poradzimy sobie z dodaniem Thinnera należy zakręcić lakier i całość wymieszać poprzez potrząsanie buteleczką i/lub rolowanie między dłońmi. Warto zaczekać kilka minut i powtórzyć czynność - wtedy całość lepiej się połączy (szczególnie, jeśli nasz lakier zdążył zaschnąć na bocznych ściankach buteleczki).
Kwestia najważniejsza - czy to w ogóle działa? I tak i nie. Na pewno lakier rozcieńcza i znów nadaje się on do użytku. Nie zmienia także jego koloru ani właściwości. Jednak nie zapewnia mu długiego, nowego życia. Inglot Pro Thinner nie współpracuje idealnie ze wszystkimi markami i formułami. Dodany do piaskowego OPI lakier nie zauważyłam ponownego zgęstnienia już od 2 tygodni, jednak dodany do mocno zbuntowanego brokatu Essence nie było już trak różowo.
Brokaty nie są najłatwiejszymi lakierami we współpracy. Konystencja musi być idealna, bo inaczej nakładanie może być katorgą. Mój Essence Nail Art Special Effect Topper 03 Hello Hollo to już naprawdę wiekowy staruszek (ta wersja graficzna nie jest dostępna w sprzedaży już od daaaaawna). Nie zostało go dużo, jednak z Thinnerem postanowiłam podarować mu drugie życie. Rozcieńczalnika dodałam naprawdę sporo, wymieszałam, odczekałam kilka minut, wymieszałam ponownie i uzyskałam idealnie płynną konsystencję, która bajecznie nakładała się na paznokcie. I wszystko byłoby idealnie, gdyby nie fakt, że dwa dni później lakier znów się zgęstniał. Nie wrócił do stanu wyjściowego (czyt. gumiastej masy, której nabranie na pędzelek do nie lada wyczyn), ale do ponownego użytku nadaje się baaardzo średnio. Niby nic, bo wciąż mogę znów go odratować, jednak pozostaje pewne rozczarowanie.
Podsumowując, Inglot Pro Thinner to naprawdę przywoity produkt, który nie lubi współpracować z brokatami. Jednak potrafi choć na kilka dni odratować każdy lakier i w doskonale nadaje się do denkowania starych odcieni, których żal nam wyrzucić, "bo tam jeszcze jest lakier, tyle, że się zgęstniał".
A na koniec kilka zdjeć Hello Hollo w akcji. 3 warstwy nałożone na płytkę bez żadnego odcienia bazowego. Całość tradycyjnie pokryta warstwą Seche Vite.
Kurczę, ja naprawdę lubię ten lakier!
PS. Dziś zauważyłam, żę Herself&I ma już ponad 1000 czytelników! Dziękuje i szykujcie się na jakiś mini rozdanie z tej okazji!
PS 2. Wyniki zaległego rozdania postaram się ogłosić jak najszybciej, ale obecnie trwająca sesja zajmuje cały mój czas.
sobota, 11 stycznia 2014
Kosmetyczne podsumowanie roku + przedłuzenie rozdania
Już 11 dni 2014 roku za nami, więc najwyższa pora na małe podsumowanie.
Kosmetycznym hasłem przewodnim dla mnie w 2013 roku zdecydowanie była blogerska kolekcja lakierów i mój udział w postaci Blue Lake. W tym miejscu chciałabym Wam jeszcze raz gorąco podziękować za wszystkie miłe słowa zarówno te w komentarzach, mailach jak i kierowane bezpośrednio do mnie. A sam lakier, na paznokciach wielu wspaniałych blogerek możecie zobaczyć w zakładce "Blogerki piszą o Blue Lake").
A na koniec zaznaczę jeszcze, że to właśnie o Wibo Gel Like Blue Lake czytałyście najchętniej.
Mimo mojego uwielbienia co do własnego lakieru, to jednak ciemna czekolada od Color Club gościła najczęściej na moich paznokciach w ubiegłym roku. Ale nie ma się czemu dziwić, bo kolor jak i formuła tego lakieru są bezbłędne!
Rok 2013 był dla mnie momentem przełamania się i coraz częstszego sięgania po czerwone lakiery. W związku z tym moja kolekcja powiększyła się o kilka(naście) nowych buteleczek wypełnionych wszelkimi odcieniami czerwieni.
Pozostając w lakierowej tematyce nie mogę nie wspomnieć o Seche Vite. Towarzyszy mi już drugi rok i przez ten czas zużyłam już około 7 buteleczek, a ostatnio trafiła do mnie 118 ml butla tego topu. Cóż mogę powiedzieć, odkąd go mam nie wyobrażam sobie pomalowania paznokci bez użycia SV.
Jeszcze rok temu byłam do paletek Sleek nastawiona mocno sceptycznie, a za najlepsze cienie uważałam wkłady Inglot. Teraz nie wyobrażam sobie makijażu wykonanego niczym innym, a Inglotowa paletka zeszła na drugi plan. W stosunku cena-jakość nie mają sobie równych.
Szminkowe wkłady Inglot to chyba moje największe odkrycie 2013 roku. Cena, wydajność, łatwość aplikacji, mnogość kolorów, można tak wymieniać bez końca. Nie wiem jak mogłam tak długo mijać je obojętnie.
W kategorii ulubieńców kosmetycznych zmieniło się u mnie niewiele. Nadal nie znalazłam podkładu,który spełniałby wszystkie moje oczekiwania, tuszu, który pogrubiałby rzęsy bez ich sklejania. Mimo szczerych chęci nie polubiłam się z meteorytami Guerlain, a z bronzerem W7 mam lepsze i gorsze dni. Beauty Blender nadal towarzyszy mi przy pracy z 'trudniejszymi' podkładami.
Ale znalazłam też trzech ulubieńców, którzy na stałe zagościli w mojej kosmetyczce.
Róż Smashbox w odcienu Passion towarzyszy mi niemal codziennie od dnia zakupu.
Korektor Miss Sporty to mój ideał jeśli chodzi o lekkie krycie i brak przesuszenia.
Odkąd mam żelowy eyeliner Maybelline na dobre porzuciłam eyelinery w płynie.
Woski Yankee Candle także należą do odkryć roku 2013. W tym czasie uzbierałam i przetestowałam ich całkiem sporą ilość. Wiem, że świece nie zdają u mnie egzaminu, a woski do kominka muszę wrzucać w bardzo niewielkiej ilości, aby ich zapach nie był przytłaczający. I choć nadal uwielbiam testować nowe zapachy, na blogu o nich od dawna nie piszę z jednej, prostej przyczyny - dla mnie blogosfera jest już całkowicie przesiąknięta YC i pojawiają się dosłownie wszędzie. Czuję blogowy przesyt, ale możliwe, że jeszcze kiedyś napiszę o unikatowych zapachach w mojej kolekcji.
Na koniec, ze względów technicznych ogłaszam przedłużenie rozdania, które zakończy się dnia 25 stycznia 2014. Wyniki postaram się ogłosić do trzech dni od zakończenia rozdania.
Kosmetycznym hasłem przewodnim dla mnie w 2013 roku zdecydowanie była blogerska kolekcja lakierów i mój udział w postaci Blue Lake. W tym miejscu chciałabym Wam jeszcze raz gorąco podziękować za wszystkie miłe słowa zarówno te w komentarzach, mailach jak i kierowane bezpośrednio do mnie. A sam lakier, na paznokciach wielu wspaniałych blogerek możecie zobaczyć w zakładce "Blogerki piszą o Blue Lake").
A na koniec zaznaczę jeszcze, że to właśnie o Wibo Gel Like Blue Lake czytałyście najchętniej.
Mimo mojego uwielbienia co do własnego lakieru, to jednak ciemna czekolada od Color Club gościła najczęściej na moich paznokciach w ubiegłym roku. Ale nie ma się czemu dziwić, bo kolor jak i formuła tego lakieru są bezbłędne!
Rok 2013 był dla mnie momentem przełamania się i coraz częstszego sięgania po czerwone lakiery. W związku z tym moja kolekcja powiększyła się o kilka(naście) nowych buteleczek wypełnionych wszelkimi odcieniami czerwieni.
Pozostając w lakierowej tematyce nie mogę nie wspomnieć o Seche Vite. Towarzyszy mi już drugi rok i przez ten czas zużyłam już około 7 buteleczek, a ostatnio trafiła do mnie 118 ml butla tego topu. Cóż mogę powiedzieć, odkąd go mam nie wyobrażam sobie pomalowania paznokci bez użycia SV.
Jeszcze rok temu byłam do paletek Sleek nastawiona mocno sceptycznie, a za najlepsze cienie uważałam wkłady Inglot. Teraz nie wyobrażam sobie makijażu wykonanego niczym innym, a Inglotowa paletka zeszła na drugi plan. W stosunku cena-jakość nie mają sobie równych.
Szminkowe wkłady Inglot to chyba moje największe odkrycie 2013 roku. Cena, wydajność, łatwość aplikacji, mnogość kolorów, można tak wymieniać bez końca. Nie wiem jak mogłam tak długo mijać je obojętnie.
W kategorii ulubieńców kosmetycznych zmieniło się u mnie niewiele. Nadal nie znalazłam podkładu,który spełniałby wszystkie moje oczekiwania, tuszu, który pogrubiałby rzęsy bez ich sklejania. Mimo szczerych chęci nie polubiłam się z meteorytami Guerlain, a z bronzerem W7 mam lepsze i gorsze dni. Beauty Blender nadal towarzyszy mi przy pracy z 'trudniejszymi' podkładami.
Ale znalazłam też trzech ulubieńców, którzy na stałe zagościli w mojej kosmetyczce.
Róż Smashbox w odcienu Passion towarzyszy mi niemal codziennie od dnia zakupu.
Korektor Miss Sporty to mój ideał jeśli chodzi o lekkie krycie i brak przesuszenia.
Odkąd mam żelowy eyeliner Maybelline na dobre porzuciłam eyelinery w płynie.
Woski Yankee Candle także należą do odkryć roku 2013. W tym czasie uzbierałam i przetestowałam ich całkiem sporą ilość. Wiem, że świece nie zdają u mnie egzaminu, a woski do kominka muszę wrzucać w bardzo niewielkiej ilości, aby ich zapach nie był przytłaczający. I choć nadal uwielbiam testować nowe zapachy, na blogu o nich od dawna nie piszę z jednej, prostej przyczyny - dla mnie blogosfera jest już całkowicie przesiąknięta YC i pojawiają się dosłownie wszędzie. Czuję blogowy przesyt, ale możliwe, że jeszcze kiedyś napiszę o unikatowych zapachach w mojej kolekcji.
________________________________________________________________________________________
Na koniec, ze względów technicznych ogłaszam przedłużenie rozdania, które zakończy się dnia 25 stycznia 2014. Wyniki postaram się ogłosić do trzech dni od zakończenia rozdania.
sobota, 2 listopada 2013
Szminkowe odkrycie roku: Inglot Freedom System Lipsticks
Szminka idealna. Temat rzeka, każdy szuka, niektórzy znajdują. Każdy kto mnie zna wie, że mam ogromnego hopla na punkcie pomadek i moja kolekcja systematycznie się powiększa. Tej idealnej formuły szukam już od wielu lat, a warunki nie są zbyt wygórowane: mój ideał ma być kremowy, dobrze się nakładać i nie zjadać po 2 godzinach. Nic szczególnego prawda? Przez moje ręce (a raczej usta) przewinęło się mnóstwo pomadek, jedne lepsze, drugie gorsze, ale żadna nie spełniła tych oczekiwań. Zawiodły szafowe marki popularnych drogerii, zawiódł MAC (formuła cremesheen). Wszystkie wymagane elementy znalazłam w pomadce Bobbi Brown (do recenzji której zbieram się już rok!), jednak cena nie zachęca do kolorystycznych eksperymentów.
Któregoś dnia podczas wizyty w Inglocie natrafiłam na ich pomadkowe wkłady z ówcześnie najnowszej kolekcji Color Play. Z gamy 10 dość fantazyjnych kolorów wybrałam najbardziej dzienny róż o numerze 69, który został mi także nałożony na usta. Po jakiś 2-3 godzinach zakupów wracam do domu, patrzę w lustro i... Nadal mam kolor na ustach! I to nie byle jaki, w pół zjedzony róz, tylko intensywną, matową fuksję!
Tym sposobem natrafiłam na genialne szminki w jeszcze genialniejszej cenie (10-12zł sztuka). W ciągu ostatniego miesiąca moja kolekcja poszerzyła się o 4 nowe odcienie (tak kończy się codzienne mijanie trzech salonów Inglot).
Wkłady możemy dostać w dwóch formał - kółko(10zł) i kwadrat (12zł), choć okrągłe wkłady są obecnie w fazie wycofywania. Wkłady pomadek tak jak i zresztą cieni dostępne są w systemie freedom, czyli kupujemy pan'y i komponujemy z nich własne palety. Ceny palet wachają się od 10-20zł w zależności na ich wielkość (czy będzie to paleta na wkład pojedynczy czy popularna 'dziesiątka'). Moje szminki obecnie zajmują 'piątkę' starego typu - czarna, matowa paleta z odchylanym wieczkiem i lusterkiem w środku, obecnie już nie do kupienia, ponieważ zastąpiono je dość topornymi (moim zdaniem) paletami z magnetycznym wieczkiem.
Forma wkładu nie jest najbardziej higieniczną opcją i zdecydowanie wymaga nakładania przy pomocy pędzelka. U mnie sprawdza się ten otrzymany w jednym z Wibo BOX'ów - ma skuwkę, więc bezproblemowo mogę wrzucić go do torebki razem z paletką.
W swojej kolekcji posiadam jedynie wkłady kremowe, więc całą swoją wiedzę i odczucia opieram o tą formułę. Każdy kolor nakłada się bardzo łatwo, są niezwykle kremowe. Niewielka ilość daje pełne krycie, a kolor podczas noszenia z w pełni kremowego 'zjada się' do pół-matu. Na ustach bezproblemowo wytrzymuje około 5 godzin bez jedzenia i picia, ale nawet po posiłku dzielnie się trzyma i wymaga jedynie niewielkich poprawek.
Numerek 06 to dosyć typowy odcień nude ze sporą domieszką różu. Choć zdecydowanie najlepiej czuję się w intensywnych kolorach jest on miłą odmianą, a w dodatku bardzo pozytywnie zaskoczył mnie swoją trwałością. Na moich ustach utrzymał się przez 4 godziny nie tracąc wiele ze swojej intensywności. Jak na taki delikatny, jasny odcień to bardzo, ale to bardzo dobry wynik!
Kolor ten pochodzi z dość szalonej kolekcji Color Play (żółtka/zielona pomadka? Czemu nie!) i ma inną formułę, Jest odrobinę bardziej tępy niż pozostałe i czasem potrafi przesuszyć moje usta. Jednak jego intensywność jest imponująca. Trzyma się od rana do wieczora (nawet 10 godzin, przy czym traci odrobinę ze swojej intensywności i delikatnie 'zjada się' ze środka ust), a na koniec trzeba się jeszcze przyłożyć, aby się go pozbyć. Kolor to dość cukierkowa fuksja wobec której nie da się przejść obojętnie!
Mój najnowszy nabytek. Pod numerem 83 kryje się dość nietypowy kolor, który określiłabym jako ciepłą czerwień z niewielkim dodatkiem fuksji. Trwałości nie miałam jeszcze okazji do końca sprawdzić, ale z pierwszych testów wyszedł obronną ręką.
Na ten kolor zostałam namówiona z Inglocie po moim sprecyzowaniu czego szukam ("ciemny, ale nie za ciemny, może coś z fioletem? Ale, żeby nie był zbyt fioletowy") i w żadnym wypadku decyzji nie żałuję, ponieważ to strzał w dziesiątkę! Ciemna wiśnia o całkowicie bezozdobnikowy formule to mój hit jesieni.
Całkowicie spontaniczna decyzja motywowana tym, że nie mam nic fioletowego. Kolor - niewypał i chyba nigdy nie zdecyduję się nałożyć go solo. Całkiem nieźle sprawdza się jednak wymieszany z lekkimi różami dając dość niecodzienną ale całkowicie "moją" kompozycję.
Podsumowując, szminkowe wkłady Inglota są zdecydowanie warte uwagi i szczerze polecam się z nimi zapoznać. Kupując wkład nie ryzykujecie wiele, a możecie znaleźć naprawdę genialne mazidło.
czwartek, 17 stycznia 2013
Kosmetyczne Nagrody 2012
Jestem chyba jedną z ostatnich z tym podsumowaniem, ale bardzo spodobały mi się Wasze, wiec wstawiam.
Witam na pierwszej dorocznej gali wręczenia Kosmetycznych Nagród na blogu Herself&I. Poznamy dziś zwycięzców w piętnastu kategoriach, a że to nie stacja ze słoneczkiem w roku ekranu, wszystko pójdzie szybko i bez reklam.
A więc, nie przedłużając, galę uważam za otwartą!
Kategoria pierwsza
Ujednolicanie cery
Pierwsze miejsce: Korektor Janssen (nr 2) za genialne krycie, zółty kolor, wodoodporność i meeeega wydajność. Mimo, że nasz początek był trudny został moim korektorowym KWC
Drugie miejsce: Podkład Max Factor 3w1 o bardzo długiej nazwie Facefinity All Day Flawless 3in1 Foundation.
Wyróżnienie: Pharmaceris Delikatny Fluid Intensywnie Kryjący. Mimo dobrego krycia jego formuła niezupełnie mi pasowała. Ze względu, że mimo wad towarzyszył mi w roku 2012 dość często dostaje wyróżnienie.
Kategoria druga
Rzęsy jak z reklamy
Pierwsze miejsce: Maybelline Collosal. Zdecydowanie ulubiony tusz. Czy w wersji 100%Black czy w zwykłej.
Wyróżnienie: Essence Multi Action oraz Wibo Growing Lashes. Oba nie są złe, a ich główną zaletą jest mega niska cena. Wadę także mają wspólną - niesamowicie się osypują!
Kategoria trzecia
Stylizacja brwi
Pierwsze miejsce: Cień Wibo Fashion Colors nr 03 Spanish Love. Ciemniejsza połowka + miękki skośny pędzelek to dla mnie duet idealny.
Wyróżnienie: Żel do brwi Essence.
Kategoria czwarta
Na oko: W formia płynnej
Pierwsze miejsce: Eyeliner Basic. KWC. Za kolor, trwałość i łatwość aplikacji.
Wyróżnienie: Metaliczny Eyeliner Golden Rose oraz Matowe Eyelinery Lovely
Kategoria piąta
Kredki do oczu
Pierwsze miejsce: Cielista kredka Max Factor.
Kategoria szósta:
Do utrwalania
Pierwsze miejsce: Baza pod cienie e.l.f.
Wyróżnienie: Baza Hean oraz Artdeco. Ta druga jest ze mną za krótko, aby wyrobić sobie o niej zdanie. Hean nie sprawdziła się na moich powiekach.
Kategoria siódma
Na oko: Cienie
Pierwsze miejsce: Wkłady Inglot. Za niesamowity wybór kolorów, cenę, trwałość i możliwość komponowania własnych palet.
Drugie miejsce: Maty z paletki Au Naturel Sleek.
Trzecie miejsce: Wkłądy do paletek Kobo
Wyróżnienie: Cień w kremie własnego wyrobu (z paletki Wibo)
Kategoria ósma
Namaluj sobie nową twarz: Bronzery
Pierwsze miejsce: Honolulu W7
Drugie miejsce: Róż Inglot
Kategoria dziewiąta
Namaluj sobie nową twarz: Róże
Pierwsze miejsce: Mineralny róż Anabelle Minerals w kolorze Romantic
Wyróżnienie: Róż z duo e.l.f oraz Sleek Rose Gold
Kategoria dziesiąta
Namaluj sobie nową twarz: Rozświetlacze
Pierwsze miejsce: Meteoryty Guerlain (Pucci)
Drugie miejsce: Wampirzy rozświetlacz Essence (Breakin Down cz.II)
Trzecie miejsce: W7 Africa
Kategoria jedensta
Usto nawilżacze
Pierwsze miejsce: Tisane w słoiczku
Drugie miejsce: Carmex w słoiczku
Trzecie miejsce: Nivea Lip Butter
Kategoria dwunasta
Na usta: Błyszczyki
Pierwsze miejsce: Astor Shine Deluxe Jeweles
Drugie miejsce: Isadora Fruity Amazing Glaze nr 30
Trzecie miejsce: Błyszczyki Inglot
Wyróżnienie: tint Maybelline nr 160
Kategoria trzynasta
Na usta: Pomadki
Pierwsze miejsce: Jedyny i niekwestionowany szminkowy faworyt, czyli Bobbi Brown w kolorze Cosmic Raspberry.
Poszukiwania szminkowego ideału uważam za zakończone!
Kategoria czternasta
Lakiery: Topy i bazy + inne dziwne preparaty
Pierwsze miejsce: Seche Vite.
Drugie miejsce: Base&Top Coat Sally Hansen
Trzecie miejsce: Diamentowa odżywka Evelline
Wyróżnienie: Zmywacz zielony Isany oraz Preparat do usuwania skórek Sally Hansen
Kategoria piętnasta
Lakiery kolorowe
Pierwsze miejsce: Lakiery Color Club. Zdecydowane odkrycie roku!
Wyróżnienie: Dla moich ulubionych lakierów, które dzielnie towarzyszyły mi przez cały rok - Wibo Express Growth
Oto moej ulubione produkty roku 2012. A teraz czas na małe podsumowanie tych rzeczy, które odkryłam dopiero w zeszłym roku i stały się moimi KWC
Witam na pierwszej dorocznej gali wręczenia Kosmetycznych Nagród na blogu Herself&I. Poznamy dziś zwycięzców w piętnastu kategoriach, a że to nie stacja ze słoneczkiem w roku ekranu, wszystko pójdzie szybko i bez reklam.
A więc, nie przedłużając, galę uważam za otwartą!
Kategoria pierwsza
Ujednolicanie cery
Pierwsze miejsce: Korektor Janssen (nr 2) za genialne krycie, zółty kolor, wodoodporność i meeeega wydajność. Mimo, że nasz początek był trudny został moim korektorowym KWC
Drugie miejsce: Podkład Max Factor 3w1 o bardzo długiej nazwie Facefinity All Day Flawless 3in1 Foundation.
Wyróżnienie: Pharmaceris Delikatny Fluid Intensywnie Kryjący. Mimo dobrego krycia jego formuła niezupełnie mi pasowała. Ze względu, że mimo wad towarzyszył mi w roku 2012 dość często dostaje wyróżnienie.
Kategoria druga
Rzęsy jak z reklamy
Pierwsze miejsce: Maybelline Collosal. Zdecydowanie ulubiony tusz. Czy w wersji 100%Black czy w zwykłej.
Wyróżnienie: Essence Multi Action oraz Wibo Growing Lashes. Oba nie są złe, a ich główną zaletą jest mega niska cena. Wadę także mają wspólną - niesamowicie się osypują!
Kategoria trzecia
Stylizacja brwi
Pierwsze miejsce: Cień Wibo Fashion Colors nr 03 Spanish Love. Ciemniejsza połowka + miękki skośny pędzelek to dla mnie duet idealny.
Wyróżnienie: Żel do brwi Essence.
Kategoria czwarta
Na oko: W formia płynnej
Pierwsze miejsce: Eyeliner Basic. KWC. Za kolor, trwałość i łatwość aplikacji.
Wyróżnienie: Metaliczny Eyeliner Golden Rose oraz Matowe Eyelinery Lovely
Kategoria piąta
Kredki do oczu
Pierwsze miejsce: Cielista kredka Max Factor.
Kategoria szósta:
Do utrwalania
Pierwsze miejsce: Baza pod cienie e.l.f.
Wyróżnienie: Baza Hean oraz Artdeco. Ta druga jest ze mną za krótko, aby wyrobić sobie o niej zdanie. Hean nie sprawdziła się na moich powiekach.
Kategoria siódma
Na oko: Cienie
Pierwsze miejsce: Wkłady Inglot. Za niesamowity wybór kolorów, cenę, trwałość i możliwość komponowania własnych palet.
Drugie miejsce: Maty z paletki Au Naturel Sleek.
Trzecie miejsce: Wkłądy do paletek Kobo
Wyróżnienie: Cień w kremie własnego wyrobu (z paletki Wibo)
Kategoria ósma
Namaluj sobie nową twarz: Bronzery
Pierwsze miejsce: Honolulu W7
Drugie miejsce: Róż Inglot
Kategoria dziewiąta
Namaluj sobie nową twarz: Róże
Pierwsze miejsce: Mineralny róż Anabelle Minerals w kolorze Romantic
Wyróżnienie: Róż z duo e.l.f oraz Sleek Rose Gold
Kategoria dziesiąta
Namaluj sobie nową twarz: Rozświetlacze
Pierwsze miejsce: Meteoryty Guerlain (Pucci)
Drugie miejsce: Wampirzy rozświetlacz Essence (Breakin Down cz.II)
Trzecie miejsce: W7 Africa
Kategoria jedensta
Usto nawilżacze
Pierwsze miejsce: Tisane w słoiczku
Drugie miejsce: Carmex w słoiczku
Trzecie miejsce: Nivea Lip Butter
Kategoria dwunasta
Na usta: Błyszczyki
Pierwsze miejsce: Astor Shine Deluxe Jeweles
Drugie miejsce: Isadora Fruity Amazing Glaze nr 30
Trzecie miejsce: Błyszczyki Inglot
Wyróżnienie: tint Maybelline nr 160
Kategoria trzynasta
Na usta: Pomadki
Pierwsze miejsce: Jedyny i niekwestionowany szminkowy faworyt, czyli Bobbi Brown w kolorze Cosmic Raspberry.
Poszukiwania szminkowego ideału uważam za zakończone!
Kategoria czternasta
Lakiery: Topy i bazy + inne dziwne preparaty
Pierwsze miejsce: Seche Vite.
Drugie miejsce: Base&Top Coat Sally Hansen
Trzecie miejsce: Diamentowa odżywka Evelline
Wyróżnienie: Zmywacz zielony Isany oraz Preparat do usuwania skórek Sally Hansen
Kategoria piętnasta
Lakiery kolorowe
Pierwsze miejsce: Lakiery Color Club. Zdecydowane odkrycie roku!
Wyróżnienie: Dla moich ulubionych lakierów, które dzielnie towarzyszyły mi przez cały rok - Wibo Express Growth
Oto moej ulubione produkty roku 2012. A teraz czas na małe podsumowanie tych rzeczy, które odkryłam dopiero w zeszłym roku i stały się moimi KWC
- Pomadka Bobbi Brown. Długo szukałam pomadki w idealnym, mocnym kolorze różu, która będzie maga trwała i przy okazji nie podkreśli suchych skórek. Bobbi to mój ideał nawet z tą ceną.
- Seche Vite. Produkt, który niesamowicie ułatwił mi malowanie paznokc.
- Lakiery Color Club. Polubiłam się z tymi kremowymi. Mają genialny połysk i trwałość. Gdyby jeszcze były łatwiej dostępne...
- Tisane. Zdecydowanie lepszy produkt od Carmexu. Dobrze nawilża, pielęgnuję i ma przyjemniejszy zapach.
- Meteory. Moja wersja to odsypka od Pepper&Coco. Genialne! Teraz zostaje tylko zbierać fundusz i zainwestować w całą puchę :)
- Cienie Sleek. Choć blogosfera huczy o nich już od dawna to moja pierwsza paletka przybyła r oku 2012. Nie lubię Sleekowych pereł ale maty z AN - genialne.
- Pędzle Hakuro. Nie znalazły się w powyższym rankingu, ale to one dominowały mój makijaż.
- Oleje do włosów - to także odkrycie roku 2012. Szczególnie polubiłam się z Vatiką.
- Limitkowe zdobycze Essence i Catrice. Odkąd mam stały dostęp do Natury coraz uważniej przyglądam się ofertą limitowanym. Zgroza dla mojego portfela, ale kto by nie chciał kolejnego rozświetlacza :)
Etykiety:
Anabelle Minerals
,
Astor
,
Basic
,
Bobbi Brown
,
Color Club
,
essence
,
Golden Rose
,
Guerlain
,
Inglot
,
IsaDora
,
janssen
,
Lovely
,
Max Factor
,
Maybelline
,
Pharmaceris
,
Seche Vite
,
Sleek
,
Tisane
,
W7
,
Wibo
czwartek, 1 listopada 2012
Ulubieńcy października
Jako, że od dziś mamy już listopad czas na przedstawienie ulubieńców. Nie ma ich dużo, ale są to produkty, które kocham całym sercem.
Nie pokazuję żadnego podkładu, ponieważ w październiku starałam się polubić z Pharmaceris i Ingrid, ale żaden nie zasłużył, aby się tu znaleźć.
Niekwestionowany numer jeden - korektor Janssen (nr 2) pokazywany dawno, dawno temu. Na początku się nie lubiliśmy, może ze względu na porę roku. Od września używam praktycznie codziennie. Ubytek jest minimalny. Myślę, że starczy następne pół roku, a moja wersja to połowa opakowania! Kocham go za ten cudowny żółty kolor, mega wydajność i stosunkowo niską cenę jak na taki wieczny produkt (ok 40 zł/ 5 ml)
W kategorii cienie - zdecydowanie Inglot! Cała paletka jest przeze mnie maltretowana praktycznie codziennie.
Cień Wibo z najnowszej kolekcji nazywający się Spanish Love to mój faworyt w dziedzinie podkreślania brwi (ta ciemniejsza połówka oczywiście)
Na rzęsach już drugi miesiąc gości Essence Multi Action False Lashes. Był zachwyt, było rozczarowanie i powrót zachwytu.
Carmex, czyli moje codzienne must have.
Pomadkowy ulubieniec to zdecydowanie czerwień Inglot nr 860. Nie solo, ale jako dodatek do praktycznie wszystkiego, co nakładałam na usta (o ile coś nakładałam)
Lakierowi ulubieńcy to top Essence (który jest fenomenalny i zużyłam już ponad połowę buteleczki) i stosunkowo nowy nabytek czyli lakier Sephora nr 01. Może pomalowałam nim paznokcie tylko raz, ale całkowicie mnie zachwycił i wybaczam mu wszystkie wady. Recenzja już wkrótce.
Subskrybuj:
Posty
(
Atom
)