Ads 468x60px

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lemaitre Pierre. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lemaitre Pierre. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 30 sierpnia 2012

Pierre Lemaitre "Ślubna suknia" - czyli poszedł i kupił łom


Wydawca: Wydawnictwo MUZA S.A.
Język oryginału: francuski
Tytuł oryginalny: Robe de Marie
Tłumaczenie: Polachowska Joanna
Data premiery: 14.03.2012
Ilość stron: 280 
Cena: 29,99 zł

Nieczęsto się zdarza, że autorowi kryminału udaje się mnie zaskoczyć. Po przeczytaniu pewnej ilości książek pewne schematy zaczynają się powtarzać, ilość oryginalnych pomysłów zdaje się ograniczona, a ciekawe wątki stają się tylko kolejnymi wariantami tego samego zgranego motywu. Tym milsze było moje zaskoczenie, gdy zaczęłam lekturę powieści tego francuskiego pisarza. 

Przyznaję, początek tej książki jest dość oryginalny. Sophie Duguet, kobieta tajemnicza, o mrocznej, nie do końca nazwanej przeszłości, budzi się pewnego ranka w domu swych pryncypałów (Sophie pracuje jako opiekunka do dziecka, a jej podopiecznym jest kilkuletni chłopiec Léo) i znajduje uduszone zwłoki dziecka. Wpada w rozpacz, panikę i stupor. Jest przekonana, że dokonała zbrodni. Jak to możliwe? Skąd ta pewność? Co miałoby byc motywem? Pokonawszy stupor i desperację, kobieta ucieka z miejsca zbrodni. Zostawia za sobą dotychczasowe życie i staje się kobietą zaszczutą i wiecznie uciekającą. Zmiana tożsamości, częste przenosiny w nowe miejsca, imanie się dorywczych prac dominują odtąd jej żałosną egzystecję. 

Autor kamufluje i zapętla fabułę, rozpyla zasłonę dymną, zaciemniając i tuszując okoliczności w ten sposób, że czytelnik dopiero po dobrych kilkudziesięciu stronach ma szansę zorientować się, o co w tym wszystkim chodzi. Lemaitre odsłania po kawałeczku fragmenty życia Sophie, podsuwając je niczym fragmenty układanki, które powoli zaczynają składać się w jedną, nieprawdopodobną, przerażającą całość. Nieco zbyt nieprawdopodobną i zbyt przerażającą. 

W zasadzie nie miałam większych zastrzeżeń do momentu zmiany narratora, kiedy to na scenie pojawia się Franz, rozpoczynając swoją opowieść. Już po paru stronach byłam pewna, że wiem, o co w tym wszystkim chodzi. Nie pomylilam się. I od tego momentu moje rozczarowanie tylko się pogłębiało. Bo choć nie miałam nic przeciwko samej intrydze, nienowej wprawdzie i dość chętnie wykorzystywanej przez pisarzy najróżniejszego autoramentu, to jej wykonanie niestety pozostawia wiele do życzenia. Postać Franza jest tak nieprawdopodobna, a jego poczynania tak naiwne, że miejscami miałam wrażenie, iż niejeden licealista poradziłby sobie lepiej z uwiarygodnieniem swego bohatera. 

Stalking nie jest niczym nowym w literaturze, a dzisiejsza technika otwiera przez literatami niemal nieograniczone możliwości nękania swych bohaterów przez rozmaitych psychopatycznych osobników, ale nawet w przypadku obfitego czerpania z tychże możliwości należałoby zachować pewne minimum wiarygodności. Scena, w której Franz, który, by prędko zamarkować włamanie do mieszkania Sophie, "schodzi krótko na dół do sklepu, gdzie kupuje mały łom", po czym wraca i dokonuje owym zdobytym w trymiga łomem odpowiednich czynności, rozbroiła mnie zupełnie. Autor nie tylko tutaj idzie na łatwiznę. Wyposaża Franza w magiczne niemal hakerskie komputerowe umiejętności, wiedzę farmaceutyczną godną Paracelsusa i fart idioty, więc nie dziwota, że wszystkie jego niecne poczynania idą mu jak z płatka i nikt nigdy niczego nie zauważa... Więcej na ten temat nie napiszę, żeby nie spojlerować pośród tych, którzy lekturę jeszcze mają przed sobą. Uprzedzam jednak, że na wiele spraw trzeba będzie przymknąć oko.

Irytował mnie również język, ale to też żadna nowość, bowiem wyjątkowo nie cierpię narracji prowadzonej w czasie teraźniejszym, która jest wyjątkowo niewdzięczna i najeżona licznymi pułapkami, w które może łatwo wpaść niewprawny pisarz, a tłumacz, chcąc nie chcąc, powiela niezgrabności, by zachować zgodność z oryginałem (chociaż przyznam, że zdarzyło mi się, na życzenie redakcji, dokonać głębokiej ingerencji w tekst, w całej powieści zamieniając nieporadny czas teraźniejszy na przeszły - z korzyścią dla dzieła). Te wszystkie zdania, w których osoba najpierw "pchnęła drzwi i wchodzi do środka" i inne stylistyczne koszmarki nie przyczyniają się bynajmniej do potoczystości tekstu i lekkości czytania. 

Chciałabym dać tej książce więcej, ale wszystko się we mnie jeży na wspomnienie lektury. Zdaję sobie sprawę, że niektórym, zwłaszcza tym, ktorzy nie maja jeszcze na koncie innych powieści o podobnej tematyce, które spawniej wykorzystały ten motyw, może się jednak spodobać, bowiem jest w tej książce pewien mroczny klimat, który może porwać w posępny i psychodeliczny wir, wprowadzić w stan osaczenia. Psychologicznie wszystko odbywa się tu bez zarzutu.

Dokonawszy skomplikowanych arytmetycznych obliczeń stwierdzam, że książka zasługuje na trójeczkę (3/5).

Książkę przeczytałam w ramach wyzwania Book-Trotter Kasi z bloga "Kącik z książką".

Baza recenzji syndykatu Zbrodnia w Bibliotece