Wydawnictwo: Carl Hanser Verlag
Data premiery: 28.01.2013
Tytuł oryginału: Wonder
Liczba stron: 384
Cena: 16,90 euro
Polecany wiek: 10 - 12 lat
To był spontaniczny zakup. Ot, przechadzałam się po dziale młodzieżowym monachijskiego Hugendubla, a tamtejsi pracownicy mają w zwyczaju opatrywać wybrane książki karteczkami z osobistymi polecankami. Ta książka mrugnęła do mnie okiem, zaśmiała się i wreszcie zatupała nóżkami, żeby zwrócić na siebie uwagę.
To co pani z Hugendubla napisała na karteczce, było frapujące i obiecywało wielkie emocje. Miała rację? I tak, i nie. Muszę przyznać, że książka nie tylko potrafiła zwrócić na siebie uwagę, ale i bez reszty pochłonęła mnie z zębami i kopytami. Początek zmiótł mnie z nóg do tego stopnia, że zaniedbałam rodzinę, pracę i w ogóle wszystko wokół siebie, by poświęcić się bez reszty Augustowi. Auggie ma dziesięć lat i nie jest normalnym dziesięciolatkiem. Urodził się z niezwykle rzadkim genetycznym defektem, a właściwie rzucający kośćmi los zabawił się jego kosztem i obdarzył niemal nieprawdopodobną mieszanką kilku anomalii w chromosomach. W efekcie przez pierwsze lata lekarze nieustannie walczyli o życie chłopca, a potem o to, by nadać mu w miarę ludzki wygląd. W zasadzie nie powinien był przeżyć. Cud.
"Cud" w całym tym nieszczęściu miał niezwykłe szczęście - rodziców, którzy przyjęli go takim, jakim jest i bezgranicznie pokochali. Takim, jakim jest - czyli jakim? Auggie nie opisuje swego wyglądu, twierdząc, że jakkolwiek byście sobie wyobrażali jego twarz, rzeczywistość jest gorsza. Znacznie gorsza. I tak przez pierwszą część powieści to wyobraźnia czytelnika, połączona z opisem reakcji ludzi na Augusta, gra centralną rolę. Dopiero gdzieś później, z opowieści innych osób, dowiadujemy się o braku uszu, o oczach, osadzonych niesymetrycznie i nie tam, gdzie znajdują się u innych ludzi, o nieproporcjonalnie wielkim i mięsistym nosie, o cofniętym, szczątkowym podbródku, który lekarze wyczarowali mu z kości biodrowej i wszczepili w miejsce, gdzie ziała dziura.
August dopiero w wielu dziesięciu lat po raz pierwszy idzie do szkoły - przedtem uczyła go w domu matka, ze względu na częste operacje i stan zdrowia syna. I tak pierwszy dzień szkoły rozpoczyna najbardziej traumatyczny, posępny i najbardziej obfity w wydarzenia okres w jego życiu, który zmieni go w sposób nieodwracalny. Muszę przyznać, że opowieść Auggiego niemal do samego końca jest zgodna z tym, co obiecywała pani z księgarni: frapująca, chwytająca za serce, dotykająca do głębi, wyciskająca łzy z oczu. To wspaniały hymn na temat obcości i wyalienowania, potępiający dwulicowość i hipokryzję. To również refleksja na temat sedna człowieczeństwa, siły odwagi oraz znaczenia przyjaźni. Opowieść o wielkich pytaniach i wielkich problemach małego człowieczka.
A jednak, mimo wszystko, niech mi ktoś odpowie na pytanie, dlaczego w finalnych scenach, kiedy dobro zwycięża, a zło przegrywa, kiedy dyrektor szkoły wygłasza płomienną, chwytającą za serce mowę, miałam wrażenie, że znalazłam się w ckliwym, tanim, amerykańskim wyciskaczu łez, w którym chodzi o polityczną poprawność i przesłodzony happy end? Dlaczego nie mogę odpędzić myśli, że w prawdziwym życiu wszystko potoczyłoby się nieco odmiennym torem?... Naprawdę jestem taką cyniczną babą, która wszędzie doszukuje się fałszu i nie potrafi otworzyć na "cud"?...
Zastanawiam się, czy naprawdę tę książkę ratuje fakt, iż przeznaczona jest dla młodziaków, dziesięcio-dwunastolatków. I czego taki młody czytelnik potrzebuje bardziej: jednoznacznego wskazania drogi i prymitywnego dydaktyzmu, czy bodźców, które zmuszą go samodzielnego myślenia i otwarcia serca na innych...