Ads 468x60px

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Vermes Timur. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Vermes Timur. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 12 listopada 2012

Timur Vermes "Er ist wieder da" (On wrócił) - czy to w ogóle jest legalne!?...

Wydawca: Eichborn
Język: niemiecki
Data premiery: 21.09.2012
Ilość stron 396
Cena: 19,33 euro

Lato 2011, centrum Berlina. Na zapuszczonej parceli budzi się on. Po 66 latach, bez partyjnego aparatu, bez armii, bez Evy, bez Goebbelsa, Himmlera, Bormanna, ba - bez dachu nad głową i środków do życia ląduje w sercu współczesnych Niemiec, gdzie na ulicach co czwarty przechodzień to cudzoziemiec, a na czele państwa stoi kobieta o "uroku płaczącej wierzby". Adolf Hitler. Na sąsiedniej parceli zauważa paru chłopaków kopiących piłkę. Jeden z nich, w kolorowym piłkarskim trykocie, zwraca jego szczególną uwagę. Przywołuje go niecierpiącym sprzeciwu okrzykiem "Hiterjunge Ronaldo, podejdź no tu"...

To, co Timur Vermes robi w swojej debiutanckiej powieści, to balansowanie na chwiejnej linie... AUtor porusza niebezpieczne tematy, bo przecież jeśli pisać o Hitlerze, to wyłącznie z odpowiednim zadęciem i powagą, a najlepiej obficie sypiąc na czerep popiół. Bo jakże to tak? Satyra o Hitlerze?... Czy to wypada?... Czy to legalne?...

A jednak "On znowu jest" to nie obrazoburcza tania prowokacja, a błyskotliwy, ocierający się o geniusz pastisz współczesnych Niemiec. Autor przede wszystkim dokonał skromnego zabiegu, który dał mu do ręki powalający oręż: zastosował narrację pierwszoosobową. I tak oto na każdej stronie powieści następuje konfrontacja megalomańskiej i śmiertelnie inteligentnej osobowości Führera z jego wizerunkiem, odbieranym przez innych - dla siebie jest on oczywiście Adolfem Hitlerem, dla postronnych - kimś, kto go w genialny sposób udaje. Bowiem Hitler, trochę przez przypadek, a trochę na skutek szatańskiego planu, rozpoczyna oszałamiającą karierę w szołbiznesie.

I błyskawicznie adaptuje się do nowych czasów, wnikliwie obserwuje otoczenie i z obserwacji tych wysnuwa zaskakujące wnioski.

"Mój umysł, znów pracujący metodycznie, zrekapitulował na zimno sytuację. Byłem w Niemczech, byłem w Berlinie, mimo że miasto wydawało mi się całkiem obce. Te Niemcy były inne, ale pod niektórymi względami przypominały moją znajomą Rzeszę: byli jeszcze rowerzyści, były automobile, zapewne istniały zatem i gazety. Rozejrzałem się wokół. Istotnie pod moją ławką leżało coś, co przypominało gazetę, jakkolwiek zadrukowane na zbyt wystawny sposób. Płachta była kolorowa, tytuł mi nieznany, i brzmiał "Media Markt". Nawet przy najlepszych chęciach nie mogłem przypomnieć sobie, bym zezwolił na coś takiego i niechybnie nie wydałbym takiego zezwolenia. Treść informacji była całkowicie niezrozumiała, zalała mnie furia, że w czasach braków z papierem marnuje się cenne narodowe zasoby na tak niedorzeczne barachło."  

Teraźniejszość skrywa w zanadrzu niejedną niespodziankę... jak choćby całkowicie niezrozumiałe zachowanie kobiet w parku, sprzątających odchody po swych czworonożnych pupilach. Wariatki?... Wszechobecność niearyjskiego elementu jest zastanawiająca, choć Hitler z zadowoleniem dostrzega, że młodociany Turek wypowiada się łamaną niemczyzną, a dla odcięcia go od impulsów środowiska i ogłupienia najwyraźniej nakazane ma stosowanie "zatyczek" do uszu. Gagów, wynikających z niezrozumienia sedna pewnych zjawisk, jest sporo, i początkowo czyta się to jak ciąg znakomitów kabaretowych skeczy. Wraz z postępem akcji jednak uśmiech zaczyna zamierać czytelnikowi na ustach, a w miejsce niepowstrzymanego chichotu wkrada się gorzka refleksja, przetykana zdumieniem nad trafnością rzucanych tu i ówdzie uwag. Szalony despota nie szczędzi niczego i nikogo, nie waha się przed najbardziej radykalną i jadowitą krytyką, a jego spuścizna idelologiczna, głoszona w sposób jawny i bez ogródek, jest tak niewiarygodna, że może być tylko kabaretową karykaturą, artystyczną pozą, "Messed Ekting" - jak mniemają przygodni interlokotorzy, a narrator powtarza bez zrozumienia, wietrząc w tym jakieś nieznane mu nazwisko.

Hitler rozprawia się ze wszystkimi politycznymi frakcjami, tu i ówdzie znajdując coś dla siebie (na przykład wyjątkowo przypada mu do gustu partia Zielonych, wstrzeliwując się w jego umiłowanie do przyrody), ku zaskoczeniu wszystkich roznosząc jednak na strzępy ugrupowanie neonazistów, nazywając ich "bandą nieudaczników i patałachów". Zdumiewająco szybko i sprawnie przyswaja sobie jednocześnie zdobycze medialnego świata, bezbłędnie rozpoznając w nich skuteczny instrument propagandy i bez skrupułów czerpiąc z dobrodziejstw techniki, krok po kroku i konsekwetnie przybliżając się do obranego celu. A cel ten jest jeden i niezmienny od prawie stu lat...

Vermes kompletnie zaskoczył mnie nie tylko obraną formułą, ale i wykonaniem. Sposób, w jaki prowadzi czytelnika przez manowce opętanego nienawiścią i megalomanią umysłu, jest brawurowy, ocierający się o geniusz. To najczarniejsza z czarnych satyra, (choć chciałoby się powiedzieć: brunatna), niebezpieczna, cięta i odzierająca z drobnomieszczańskiego płaszczyka Niemców, ululanych telewizyjnym kadzidełkiem, żyjących pod dogmatem mediów i polityków. Byłam pełna podziwu dla kunsztu autora, który niesłychanie precyzyjnie oddał jedyną w swoim rodzaju mieszaninę wnikliwości i szaleństwa, charyzmy i magnetyzmu z jednej strony i obrzydliwych, przepełnionych jadem poglądów z drugiej, zawartą w wypowiedziach Hitlera, ciągnących się niekiedy przez długie stronice, aż do kompletnego wyczerpania, otępienia i ogłupienia. Te drobiazgowe analizy militarystycznego stratega znajdującego się w stanie permanentej wojny wymagały nie tylko głębokiej historycznej wiedzy, ale i wyjątkowego talentu lingwistycznego autora, nie mówiąc o samozaparciu i pewnej dozie poświęcenia, by dobrowolnie nurzać się w tym szaleństwie.

Ta książka to prawdziwa bomba, bowiem nie tylko burzy grzeczny i ustalony niemiecki porządek rzeczy, ale i nie pozostawia najmniejszych wątpliwości, że we współczesnym świecie nadal jest mniejse dla niego. Spodziewałam się mocniejszego zakończenia, czegoś ucinającego lub dławiącego w zarodku rozwój wydarzeń. Rozwiązania nie zdradzę, powiem tylko, że jest ono paraliżujące. On znowu jest.

Moja ocena: czwórka z podwójnym plusem (4++/5).

(Cytat pochodzi z książki i został przetłumaczony przeze mnie.)

Książkę przeczytałam w ramach wyzwania Sardegny trójka pik, w kategorii sąsiad zza miedzy.