Amadeo Gunelli, młody kierowca ratraka, pojazdu przygotowującego trasy narciarskie, zjeżdża do domu skrótem, tak zwaną "czarną trasą". Mężczyzna kierujący potężną maszyną najeżdża na coś, co z daleka przypomina rozjechanego kurczaka. Niestety szybko okazuje się, że to zwłoki lokalnego właściciela pensjonatu.
Wicekwestor Rocco Schiavone, rodowity rzymianin, zadarł z niewłaściwymi ludźmi. W efekcie znalazł się na "zesłaniu" w niewielkiej górskiej mieścinie na północy Włoch. Arogancki policjant rozpoczyna śledztwo w sprawie mężczyzny zmiażdżonego przez ratrak.
Niewątpliwą zaletą "Czarnej trasy" jest jej antypatyczny główny bohater. Rocco to arogancki, zadufany w sobie niesympatyczny typek, który za nic ma swoich przełożonych i podwładnych, a pobyt w Aoście traktuje jak męki piekielne. Do tego Rocco zamieszany jest w jakieś podejrzane sprawy, a ewentualnych świadków traktuje obcesowo, a nawet ucieka się do przemocy. Z drugiej strony w jego historii jest jakieś drugie dno, którego autor jeszcze nie ujawnił, co czyni jego postać interesującą.
Niestety nie można powiedzieć o samej zagadce kryminalnej, która jest dość banalna. Wyraźną wskazówkę, kto może stać za śmiercią ofiary, autor daje już na samym początku powieści. Czujny i doświadczony czytelnik szybko nabierze podejrzeń, co do tej postaci.
Słaba zagadka i antypatyczny bohater mogłyby sprawić, że do autora nie wrócę, ale z Manzanim będzie inaczej. Rocco mnie zaciekawił i czuję, że jeszcze niejedno może mieć za uszami. Oby tylko, następnym razem zagadka kryminalna była bardziej wyrafinowana.
Za książkę dziękuję wydawnictwu Muza.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Muza. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Muza. Pokaż wszystkie posty
środa, 1 marca 2017
wtorek, 27 grudnia 2016
"Polki, które zadziwiły świat" Joanna Puchalska
Trzynaście niezwykłych portretów kobiet. Od bohaterskiej pani komendantowej, Anny Doroty Chrzanowskiej, która wsławiła się podczas obrony zamku w Trembowli, po słynną malarkę Marię Anto. Autorka, Joanna Puchalska, zabiera swoich czytelników w podróż śladem odważnych kobiet, które na przestrzeni wieków wsławiły się, nie tylko w Polsce, ale także na świecie.
Książka Puchalskiej zaczyna się od XVII wieku i komendantowej Chrzanowskiej, która pomogła wybronić Trembowlę przed najazdem Turków. Poznajemy też inne fascynujące historie: pierwszej polskiej lekarki Salomei Reginy z Rusieckich Pilsztynowej, walczącej w powstaniu styczniowym Anny Henryki Pustowójtówny, tragiczne losy Janiny Lewandowskiej i łapiącą za serce historię Wandy Ossowskiej. Do tego dostajemy też krótkie biografie ośmiu innych niezwykłych kobiet, które walczyły z przeciwnościami losu i wojennymi zawieruchami.
Janina Puchalska ciekawie opowiada losy swoich bohaterek. Nie przytłacza czytelnika zbyt dużą ilością cytatów i historycznych informacji. Pisze językiem łatwo przyswajalnym dla przeciętnego człowieka i z łatwością potrafi go zaciekawić, a czasami nawet wzruszyć. Mnie najbardziej poruszyły losy Wandy Ossowskiej torturowanej najpierw przez NKDWD, a później zesłanej do obozu koncentracyjnego.
Na uwagę zasługuje staranne wydanie książki, zdjęcia i ryciny są znakomitym do niej dodatkiem, a twarda okładka sprawia, że książka będzie ozdobą półek.
Za książkę dziękuję wydawnictwu Muza.
Książka Puchalskiej zaczyna się od XVII wieku i komendantowej Chrzanowskiej, która pomogła wybronić Trembowlę przed najazdem Turków. Poznajemy też inne fascynujące historie: pierwszej polskiej lekarki Salomei Reginy z Rusieckich Pilsztynowej, walczącej w powstaniu styczniowym Anny Henryki Pustowójtówny, tragiczne losy Janiny Lewandowskiej i łapiącą za serce historię Wandy Ossowskiej. Do tego dostajemy też krótkie biografie ośmiu innych niezwykłych kobiet, które walczyły z przeciwnościami losu i wojennymi zawieruchami.
Janina Puchalska ciekawie opowiada losy swoich bohaterek. Nie przytłacza czytelnika zbyt dużą ilością cytatów i historycznych informacji. Pisze językiem łatwo przyswajalnym dla przeciętnego człowieka i z łatwością potrafi go zaciekawić, a czasami nawet wzruszyć. Mnie najbardziej poruszyły losy Wandy Ossowskiej torturowanej najpierw przez NKDWD, a później zesłanej do obozu koncentracyjnego.
Na uwagę zasługuje staranne wydanie książki, zdjęcia i ryciny są znakomitym do niej dodatkiem, a twarda okładka sprawia, że książka będzie ozdobą półek.
Za książkę dziękuję wydawnictwu Muza.
wtorek, 4 października 2016
"Lampiony" Katarzyna Bonda
Poprzednia książka z serii o profilerce Saszy Załuskiej kończyła się potężnym clifhangerem. Fano serii przyszło czekać ponad rok, by dowiedzieć się co stało się z "Duchem", ale ja na szczęście, tyle czekać nie musiałam, bo tego samego dnia, gdy skończyłam czytać "Okularnika", w moje ręce trafiła najnowsza książka Katarzyny Bondy.
Po dramatycznych wydarzeniach z końcówki "Okularnika" Sasza Załuska jest niepewna swojego losu. Profilerka podejrzewa, że konsekwencje jej czynów będą poważne. Niespodziewanie dla niej samej, Sasza dostaje drugą szansę. Zostaje wysłana do Łodzi, w której szaleje nieprzewidywalny podpalacz. Kobieta będzie musiała nie tylko znaleźć szaleńca, który terroryzuje miasto, ale też stawić czoła swojemu największemu lękowi - ogniowi. Tym razem życie prywatne Saszy i jej sercowe dylematy schodzą na drugi plan. Rozpoczyna się szaleńcza pogoń za piromanem. Mieszkańcy miasta nie znają dnia, ani godziny, nie wiadomo, która kamienica stanie się celem szaleńca. Sasza, wraz z ekipą łódzkich policjantów stara się się odkryć, kim jest podpalacz i zapobiec kolejnym tragediom.
W "Lampionach" najważniejsza jest Łódź - niezwykłe miasto pełne sprzeczności - piękne i brzydkie jednocześnie. Zabytkowe kamienice zamieszkane przez lokalnych meneli i podejrzane typki kryjące się niemal za każdym rogiem to tylko ułamek, tego co w "Lampionach" prezentuje autorka. Bonda wykonała kawał pracy opisując mroczne zaułki miasta i jej mieszkańców. W książce wiele się dzieje - brutalne napady, oszustwa, a na dodatek po mieście rozeszła się plotka, że w Łodzi może działać komórka terrorystyczna ISIS.
Wiele, pozornie niepowiązanych ze sobą wątków, wielu bohaterów - to znów serwuje nam Katarzyna Bonda. Łatwo zgubić się w tym wszystkim, momentami jest dość chaotycznie. Choć wszystkie wątki łączą się w całość, ja się niestety w tym do końca nie odnajduję. Książki Bondy czytam i tetralogię planuję dokończyć, ale lektura nie daje mi takiej satysfakcji, jakiej oczekuję. Może bardziej uważny czytelnik odniesie z tej lektury większą korzyść. O dziwo na "Czerwonego Pająka" czekam z ciekawością.
Za książkę dziękuję wydawnictwu Muza.

Po dramatycznych wydarzeniach z końcówki "Okularnika" Sasza Załuska jest niepewna swojego losu. Profilerka podejrzewa, że konsekwencje jej czynów będą poważne. Niespodziewanie dla niej samej, Sasza dostaje drugą szansę. Zostaje wysłana do Łodzi, w której szaleje nieprzewidywalny podpalacz. Kobieta będzie musiała nie tylko znaleźć szaleńca, który terroryzuje miasto, ale też stawić czoła swojemu największemu lękowi - ogniowi. Tym razem życie prywatne Saszy i jej sercowe dylematy schodzą na drugi plan. Rozpoczyna się szaleńcza pogoń za piromanem. Mieszkańcy miasta nie znają dnia, ani godziny, nie wiadomo, która kamienica stanie się celem szaleńca. Sasza, wraz z ekipą łódzkich policjantów stara się się odkryć, kim jest podpalacz i zapobiec kolejnym tragediom.
W "Lampionach" najważniejsza jest Łódź - niezwykłe miasto pełne sprzeczności - piękne i brzydkie jednocześnie. Zabytkowe kamienice zamieszkane przez lokalnych meneli i podejrzane typki kryjące się niemal za każdym rogiem to tylko ułamek, tego co w "Lampionach" prezentuje autorka. Bonda wykonała kawał pracy opisując mroczne zaułki miasta i jej mieszkańców. W książce wiele się dzieje - brutalne napady, oszustwa, a na dodatek po mieście rozeszła się plotka, że w Łodzi może działać komórka terrorystyczna ISIS.
Wiele, pozornie niepowiązanych ze sobą wątków, wielu bohaterów - to znów serwuje nam Katarzyna Bonda. Łatwo zgubić się w tym wszystkim, momentami jest dość chaotycznie. Choć wszystkie wątki łączą się w całość, ja się niestety w tym do końca nie odnajduję. Książki Bondy czytam i tetralogię planuję dokończyć, ale lektura nie daje mi takiej satysfakcji, jakiej oczekuję. Może bardziej uważny czytelnik odniesie z tej lektury większą korzyść. O dziwo na "Czerwonego Pająka" czekam z ciekawością.
Za książkę dziękuję wydawnictwu Muza.
niedziela, 18 września 2016
"Okularnik" Katarzyna Bonda
"Okularnik" przeleżał na mojej półce dobrze ponad rok. Do "Pochłaniacza" miałam kilka "ale", więc wcale nie spieszyło mi się z lekturą. Premiera najnowszej książki Katarzyny Bondy zmobilizowała mnie jednak do przeczytania zaległego tomu serii o profilerce Saszy Załuskiej.
Sasza, dzięki protekcji Roberta Duchnowskiego, może ponownie wstąpić w szeregi policji. Zanim jednak przejdzie ostatni test na strzelnicy wyrusza śladem swojego byłego kochanka Łukasza Polaka, który wiedzie ją do Hajnówki, miasta na skraju Puszczy Białowieskiej. Sasza trafia do szpitala psychiatrycznego, w którym powinien przebywać Łukasz. Po mężczyźnie nie ma jednak śladu. Podczas poszukiwań Polaka Sasza ładuje się w kolejne kłopoty - jest świadkiem napadu i porwania młodej kobiety - Iwony, która właśnie wyszła za mąż za jednego z najbogatszych mężczyzn w okolicy - Piotra Bondaruka. Mężczyzna jest znany w okolicy jako "Sinobrody", gdyż zaginęła już jego trzecia partnerka. Sasza próbuje pomóc lokalnej policji w odnalezieniu dziewczyny i jednocześnie jest jedną z podejrzanych o dokonanie zbrodni.
Wątek współczesny Saszy Załuskiej przeplata się z rozdziałami retrospektywnymi, w których poznajemy mroczną historię Hajnówki. A jest co poznawać, bo Hajnówka to prawdziwy tygiel kulturowy, gdzie wciąż ścierają się Białorusini i polscy nacjonaliści. Autorka w "Okularnika" wplotła w fabułę historię swojej rodziny. Jej babcia była jedną z ofiar oddziału Romualda Rajsa, pseudonim "Bury", pacyfikującego wioski przy granicy z obecną Białorusią. Bonda podjęła niełatwy temat, wciąż budzący kontrowersje, bowiem dla jednych "Bury" to bohater, dla innych zbrodniarz wojenny.
Z "Okularnikiem" mam podobny problem co z "Pochłaniaczem". Autorka ma lekkie pióro, tworzy ciekawe i wyraziste postacie, a temat który sobie wybrała jest arcyciekawy, jednak namnożenie wątków i bohaterów sprawia, że czytelnik może poczuć się mocno zagubiony. Choć zawsze uważałam się, za dość uważną czytelniczkę, przy książce Bondy wymiękłam. Przy "Latarniku" będę chyba robić notatki.

Sasza, dzięki protekcji Roberta Duchnowskiego, może ponownie wstąpić w szeregi policji. Zanim jednak przejdzie ostatni test na strzelnicy wyrusza śladem swojego byłego kochanka Łukasza Polaka, który wiedzie ją do Hajnówki, miasta na skraju Puszczy Białowieskiej. Sasza trafia do szpitala psychiatrycznego, w którym powinien przebywać Łukasz. Po mężczyźnie nie ma jednak śladu. Podczas poszukiwań Polaka Sasza ładuje się w kolejne kłopoty - jest świadkiem napadu i porwania młodej kobiety - Iwony, która właśnie wyszła za mąż za jednego z najbogatszych mężczyzn w okolicy - Piotra Bondaruka. Mężczyzna jest znany w okolicy jako "Sinobrody", gdyż zaginęła już jego trzecia partnerka. Sasza próbuje pomóc lokalnej policji w odnalezieniu dziewczyny i jednocześnie jest jedną z podejrzanych o dokonanie zbrodni.
Wątek współczesny Saszy Załuskiej przeplata się z rozdziałami retrospektywnymi, w których poznajemy mroczną historię Hajnówki. A jest co poznawać, bo Hajnówka to prawdziwy tygiel kulturowy, gdzie wciąż ścierają się Białorusini i polscy nacjonaliści. Autorka w "Okularnika" wplotła w fabułę historię swojej rodziny. Jej babcia była jedną z ofiar oddziału Romualda Rajsa, pseudonim "Bury", pacyfikującego wioski przy granicy z obecną Białorusią. Bonda podjęła niełatwy temat, wciąż budzący kontrowersje, bowiem dla jednych "Bury" to bohater, dla innych zbrodniarz wojenny.
Z "Okularnikiem" mam podobny problem co z "Pochłaniaczem". Autorka ma lekkie pióro, tworzy ciekawe i wyraziste postacie, a temat który sobie wybrała jest arcyciekawy, jednak namnożenie wątków i bohaterów sprawia, że czytelnik może poczuć się mocno zagubiony. Choć zawsze uważałam się, za dość uważną czytelniczkę, przy książce Bondy wymiękłam. Przy "Latarniku" będę chyba robić notatki.
wtorek, 9 sierpnia 2016
"Nie każdy Brazlijczyk tańczy sambę" Tony Kososki
Tony Kososki, a właściwie Przemysław Śleziak, to 23-letni absolwent Politechniki Gdańskiej, zwyczajny chłopak z gdańskiej Oruni, autor bloga podróżniczego Vai la cara. No właśnie, ale czy taki zwykły? Chyba jednak nie, bo zapewne nie każdy byłby gotów wyruszyć w taką wyprawę.
Można powiedzieć, że wszystko zaczęło się od Erasmusa w Portugalii, bo to tam Tony zapragnął wyruszyć do Brazylii. I to marzenie spełniło się - młody Polak został wybrany by jako jeden z tysięcy wolontariuszy pomagać na mundialu w Rio de Janeiro. Tam też zaczęła się jego wielka przygoda - podróż przez Amerykę Południową - Brazylię, Boliwię i Peru. Nie była to jednak podróż, jaką wyobraża sobie wielu z nas - samolot i klimatyzowane pokoje hotelowe. Posługując się niewielkimi środkami Tony Kososki auto i busostopem przejechał tysiące kilometrów, odwiedzając po drodze takie miejsca jak Rio de Janeiro, Machu Picchu, największe solnisko świata Salar de Uyuni, czy położone w środku Amazonii miasto Iquitos. Spełnił swoje marzenie - odwiedził favele, obejrzał finałowy mecz mistrzostw świata, poznał Amerykę Południową "od środka" spędzając czas z miejscowymi.
"Nie każdy Brazylijczyk tańczy sambę" to debiutancka książka młodego autora, zapis jego podróży przez trzy kraje Ameryki Łacińskiej. Tony Kososki posługuje się dość prostym i nowoczesnym językiem, ale potrafi zainteresować swoich czytelników. Jego podróż obfitowała w ciekawe znajomości i różne przygody, czasami nawet groźne. Nie można nie docenić odwagi młodego autora, choć muszę przyznać, że chyba miał jednak dużo szczęścia. W czasie swojej podróży zazwyczaj trafiał na naprawdę pomocnych i uczynnych ludzi, dzięki którym mógł kontynuować swoją szaloną przygodę.
Mimo niewątpliwych zalet nie jest to taka literatura podróżnicza jaką lubię czytać. Czasami zbyt szczegółowa i dokłada relacja mi przeszkadzała. Najlepszym przykładem byłyby chociażby dość dokładnie opisane problemy żołądkowe autora (z punktu widzenia Kososkiego na pewno było to istotne, ale mi wystarczyłoby jedno zdanie na ten temat). "Nie każdy Brazylijczyk tańczy sambę" jest pierwszą częścią wielkiej wyprawy autora, której kontynuację zapowiada w epilogu swojej książki. Ale szczerze mówiąc jeszcze nie wiem, czy po nią sięgnę.
Za książkę dziękuję wydawnictwu Muza.
Można powiedzieć, że wszystko zaczęło się od Erasmusa w Portugalii, bo to tam Tony zapragnął wyruszyć do Brazylii. I to marzenie spełniło się - młody Polak został wybrany by jako jeden z tysięcy wolontariuszy pomagać na mundialu w Rio de Janeiro. Tam też zaczęła się jego wielka przygoda - podróż przez Amerykę Południową - Brazylię, Boliwię i Peru. Nie była to jednak podróż, jaką wyobraża sobie wielu z nas - samolot i klimatyzowane pokoje hotelowe. Posługując się niewielkimi środkami Tony Kososki auto i busostopem przejechał tysiące kilometrów, odwiedzając po drodze takie miejsca jak Rio de Janeiro, Machu Picchu, największe solnisko świata Salar de Uyuni, czy położone w środku Amazonii miasto Iquitos. Spełnił swoje marzenie - odwiedził favele, obejrzał finałowy mecz mistrzostw świata, poznał Amerykę Południową "od środka" spędzając czas z miejscowymi.
"Nie każdy Brazylijczyk tańczy sambę" to debiutancka książka młodego autora, zapis jego podróży przez trzy kraje Ameryki Łacińskiej. Tony Kososki posługuje się dość prostym i nowoczesnym językiem, ale potrafi zainteresować swoich czytelników. Jego podróż obfitowała w ciekawe znajomości i różne przygody, czasami nawet groźne. Nie można nie docenić odwagi młodego autora, choć muszę przyznać, że chyba miał jednak dużo szczęścia. W czasie swojej podróży zazwyczaj trafiał na naprawdę pomocnych i uczynnych ludzi, dzięki którym mógł kontynuować swoją szaloną przygodę.
Mimo niewątpliwych zalet nie jest to taka literatura podróżnicza jaką lubię czytać. Czasami zbyt szczegółowa i dokłada relacja mi przeszkadzała. Najlepszym przykładem byłyby chociażby dość dokładnie opisane problemy żołądkowe autora (z punktu widzenia Kososkiego na pewno było to istotne, ale mi wystarczyłoby jedno zdanie na ten temat). "Nie każdy Brazylijczyk tańczy sambę" jest pierwszą częścią wielkiej wyprawy autora, której kontynuację zapowiada w epilogu swojej książki. Ale szczerze mówiąc jeszcze nie wiem, czy po nią sięgnę.
Za książkę dziękuję wydawnictwu Muza.
środa, 6 lipca 2016
"Japoński kochanek" Isabel Allende
Z przykrością muszę stwierdzić, że pisarsko Isabel Allende najlepsze czasy ma już za sobą. Autorka znakomitego "Domu duchów" popełniła książkę, która była dla mnie sporym rozczarowaniem.
Irina Bazilli, mołdawska imigrantka podejmuje pracę z luksusowym domu opieki Lark House. Pracowita dziewczyna zdobywa serca ekscentrycznych mieszkańców tego miejsca. Jedną z nich jest Alma Belasco, osiemdziesięcioletnia bogata artystka, głowa wpływowej rodziny Belasców. Dziewczyna zostaje jej asystentką, a później przyjaciółką. Wraz z wnukiem kobiety Sethem, Irina odkrywa, że Alma dostaje listy od kochanka - tajemniczego Japończyka.
Akcja powieści toczy się w San Francisco, w czasach obecnych. Poznajemy losy ciężko doświadczonej przez młodej dziewczyny - Iriny i jej pracodawczyni Almy. Mimo dużej różnicy wieku i skrajnie różnej pozycji społecznej dwie kobiety zaprzyjaźniają się i odkrywają przed sobą swoje tajemnice. Wraz z Almą autorka cofa się do Polski późnych lat 30, gdzie wychowała się kobieta i skąd musiała uciekać, jako mała dziewczynka. Alma opowiada swoją historię - lata spędzone w domu Belasców w San Francisco i zakazaną miłość do Ichimei'ego Fukudy, syna ogrodnika.
Najbardziej interesującym wątkiem "Japońskiego kochanka" były japońskie obozy dla internowanych. Nie jest to temat chyba zbyt popularny w literaturze, bo spotkałam się z nim po raz pierwszy. Niestety autorka nie pochyla się nad nim głębiej, jest to jedynie niewielki epizod w życiu bohaterów. A szkoda, bo to temat z dużym potencjałem.
"Japoński kochanek" jako romans sprawdza się całkiem nieźle. Niestety znając inne książki autorki, szczególnie wspomniany wcześniej "Dom duchów" można poczuć głębokie rozczarowanie. Brak magii, brak jakiejkolwiek głębi sprawia, że książka jest przeciętna. Bohaterowie są płascy i jednowymiarowi i mimo ich tragicznych dziejów nie budzą większych emocji czy sympatii. Tym, którzy zakochali się w poprzednich książkach autorki odradzam lekturę jej najnowszego dzieła. Ci, którzy szukają ciekawego romansu i mogą spokojnie przeczytać "Japońskiego kochanka.
Za książkę dziękuję wydawnictwu Muza.
Irina Bazilli, mołdawska imigrantka podejmuje pracę z luksusowym domu opieki Lark House. Pracowita dziewczyna zdobywa serca ekscentrycznych mieszkańców tego miejsca. Jedną z nich jest Alma Belasco, osiemdziesięcioletnia bogata artystka, głowa wpływowej rodziny Belasców. Dziewczyna zostaje jej asystentką, a później przyjaciółką. Wraz z wnukiem kobiety Sethem, Irina odkrywa, że Alma dostaje listy od kochanka - tajemniczego Japończyka.
Akcja powieści toczy się w San Francisco, w czasach obecnych. Poznajemy losy ciężko doświadczonej przez młodej dziewczyny - Iriny i jej pracodawczyni Almy. Mimo dużej różnicy wieku i skrajnie różnej pozycji społecznej dwie kobiety zaprzyjaźniają się i odkrywają przed sobą swoje tajemnice. Wraz z Almą autorka cofa się do Polski późnych lat 30, gdzie wychowała się kobieta i skąd musiała uciekać, jako mała dziewczynka. Alma opowiada swoją historię - lata spędzone w domu Belasców w San Francisco i zakazaną miłość do Ichimei'ego Fukudy, syna ogrodnika.
Najbardziej interesującym wątkiem "Japońskiego kochanka" były japońskie obozy dla internowanych. Nie jest to temat chyba zbyt popularny w literaturze, bo spotkałam się z nim po raz pierwszy. Niestety autorka nie pochyla się nad nim głębiej, jest to jedynie niewielki epizod w życiu bohaterów. A szkoda, bo to temat z dużym potencjałem.
"Japoński kochanek" jako romans sprawdza się całkiem nieźle. Niestety znając inne książki autorki, szczególnie wspomniany wcześniej "Dom duchów" można poczuć głębokie rozczarowanie. Brak magii, brak jakiejkolwiek głębi sprawia, że książka jest przeciętna. Bohaterowie są płascy i jednowymiarowi i mimo ich tragicznych dziejów nie budzą większych emocji czy sympatii. Tym, którzy zakochali się w poprzednich książkach autorki odradzam lekturę jej najnowszego dzieła. Ci, którzy szukają ciekawego romansu i mogą spokojnie przeczytać "Japońskiego kochanka.
Za książkę dziękuję wydawnictwu Muza.
niedziela, 26 czerwca 2016
"Weź mnie za rękę" Tove Alsterdal
W 1976 roku grupa argentyńskich generałów przejęła władzę w państwie i sprawowała ją do 1983 roku. Rządy junty przyczyniły się do zamordowania i "zniknięcia" nieokreślonej do dziś liczby osób, a także wielu innych zbrodni, które przez długi czas były objęte zmową milczenia, a odpowiedzialni za nie ludzie w większości ustrzegli się kar. Dlaczego piszę o tym w recenzji kryminału szwedzkiej autorki? Z dwóch powodów: po pierwsze jednym z wątków "Weź mnie za rękę" przenosi nas w czasy "brudnej wojny", po drugie - moje osobiste zainteresowania - o juncie argentyńskiej pisałam pracę magisterską i jest to dla mnie temat dość ważny i całkiem dobrze znany.
Gdy z okna wypada młoda kobieta, Charlie Eriksson, wszystko wskazuje na samobójstwo. Wątpliwości ma jedynie siostra zmarłej - Helene, oraz jej ojciec - bezdomny pijak, który widział kobietę w noc jej rzekomego samobójstwa. Helene zaczyna grzebać w życiu siostry, z którą nie miała kontaktu. Czy jej śmierć ma związek z poznanym przez internet mężczyzną, z którym miała wybrać się do Argentyny, by tańczyć tango? A może z tajemniczym zniknięciem matki, która najprawdopodobniej jest jedną ze "znikniętych" - ofiarą argentyńskiej "brudnej wojny"? Im dłużej Helene grzebie w sprawach siostry, tym bardziej przekonana jest, że nie popełniła ona samobójstwa.
Tove Alsterdal zdecydowała się poprowadzić akcję dwutorowo. Mamy historię współczesną - z Helene i jej poszukiwaniami prawdy o siostrze i matce, oraz wątek Ing-Marie, która w latach 70 XX wieku wyjechała do rządzonej przez wojskową juntę Argentyny. Dwa wątki, w końcu łączą się i dają odpowiedź na to, co stało się z dwoma kobietami.
Początek powieści nie zapowiada się nadzwyczajnie, ot kolejny szwedzki kryminał. Akcja toczy się dość leniwie i spokojnie, ale w końcu ta opowieść zaczyna wciągać. Nie jest to typowy kryminał, czy thriller, "Weź mnie za rękę" to raczej powieść obyczajowa z wątkiem kryminalnym. Mnie ta historia podobała się przede wszystkim ze względu na wątek argentyński, bardzo mi bliski. Autorka przybliżyła temat, chyba w Polsce dość mało znany, a zrobiła to w sposób naprawdę przystępny i ciekawy. Ale "Weź mnie za rękę" to nie tylko wątki historyczno-polityczne, ale przede wszystkim przejmująca historia dwóch dziewczynek, a później kobiet, dla których opuszczenie przez matkę to rana, która nie zabliźniła się mimo upływu lat.
Książkę Tove Alsterdal serdecznie polecam osobom, które szukają kryminału społecznie zaangażowanego, z dobrze nakreślonymi postaciami, zamiast pędzącej bezmyślnie akcji. A tym, którzy czytali i są tematem zainteresowani polecam filmy: La Historia official, Garage Olimpo, Kamczatka, Mroczna Argentyna, Historia pewnej ucieczki i Nagroda.
Za książkę dziękuję wydawnictwu Muza.
Gdy z okna wypada młoda kobieta, Charlie Eriksson, wszystko wskazuje na samobójstwo. Wątpliwości ma jedynie siostra zmarłej - Helene, oraz jej ojciec - bezdomny pijak, który widział kobietę w noc jej rzekomego samobójstwa. Helene zaczyna grzebać w życiu siostry, z którą nie miała kontaktu. Czy jej śmierć ma związek z poznanym przez internet mężczyzną, z którym miała wybrać się do Argentyny, by tańczyć tango? A może z tajemniczym zniknięciem matki, która najprawdopodobniej jest jedną ze "znikniętych" - ofiarą argentyńskiej "brudnej wojny"? Im dłużej Helene grzebie w sprawach siostry, tym bardziej przekonana jest, że nie popełniła ona samobójstwa.
Tove Alsterdal zdecydowała się poprowadzić akcję dwutorowo. Mamy historię współczesną - z Helene i jej poszukiwaniami prawdy o siostrze i matce, oraz wątek Ing-Marie, która w latach 70 XX wieku wyjechała do rządzonej przez wojskową juntę Argentyny. Dwa wątki, w końcu łączą się i dają odpowiedź na to, co stało się z dwoma kobietami.
Początek powieści nie zapowiada się nadzwyczajnie, ot kolejny szwedzki kryminał. Akcja toczy się dość leniwie i spokojnie, ale w końcu ta opowieść zaczyna wciągać. Nie jest to typowy kryminał, czy thriller, "Weź mnie za rękę" to raczej powieść obyczajowa z wątkiem kryminalnym. Mnie ta historia podobała się przede wszystkim ze względu na wątek argentyński, bardzo mi bliski. Autorka przybliżyła temat, chyba w Polsce dość mało znany, a zrobiła to w sposób naprawdę przystępny i ciekawy. Ale "Weź mnie za rękę" to nie tylko wątki historyczno-polityczne, ale przede wszystkim przejmująca historia dwóch dziewczynek, a później kobiet, dla których opuszczenie przez matkę to rana, która nie zabliźniła się mimo upływu lat.
Książkę Tove Alsterdal serdecznie polecam osobom, które szukają kryminału społecznie zaangażowanego, z dobrze nakreślonymi postaciami, zamiast pędzącej bezmyślnie akcji. A tym, którzy czytali i są tematem zainteresowani polecam filmy: La Historia official, Garage Olimpo, Kamczatka, Mroczna Argentyna, Historia pewnej ucieczki i Nagroda.
Za książkę dziękuję wydawnictwu Muza.
poniedziałek, 16 maja 2016
"Wikingowie. Wilcze dziedzictwo" Radosław Lewandowski
Nic nie nastawia mnie gorzej do książki niż porównanie do lubianego przeze mnie popularnego autora. Tym razem jednak postanowiłam mieć otwarty umysł, a Radosław Lewandowski miał być nowym Georgem R.R Martinem. Skusiła mnie też popularna ostatnio tematyka, czyli wikingowie.
Asgot z Czerwoną Tarczą, poddany konunga szwedzkiego, przybywa z misją do stormana norweskiego Hakona Benelosa. Jednak jego młodszy syn Oddi swym nierozważnym zachowaniem wplątuje ojca w wojnę, której nie chciał. Jej apogeum ma miejsce w Birce, zamożnej faktorii handlowej.
Do szwedzkiego władcy z poselstwem od króla Leonu przybywa Ramiro Mendes. Przyszłość niewielkiego królestwa zależy od młodego Hiszpana. Ramiro liczy na to, że dla swej sprawy uda mu się zwerbować wojów słynących z okrucieństwa i skuteczności. Młody mężczyzna i jego załoga trafia jednak w sam środek wojny domowej.
Książka "Wikingowie. Wilcze dzieciństwo" składa się z prologu i czterech ksiąg. W pierwszej połowie książki akcja toczy się w X-wiecznej Skandynawii, a w drugiej przenosi się na tereny Hiszpanii - do Królestwa Leonu. Początkowo bohaterami książki są Oddi i Ramiro, a w drugiej części zostaje nim nastoletni Erik Eriksson, syn Eryka Zwycięskiego, truhtina szwedzkiego. Mimo tego, że wątek młodego Erika był ciekawy i wciągający byłam zawiedziona tym, że autor nie powrócił do historii Oddiego i Ramira.
Książka Radosława Lewandowskiego to sprawnie napisana powieść historyczna z elementami powieści akcji. Barwne opisy mniejszych potyczek i większych bitew są niewątpliwą zaletą powieści. Nie da się również zaprzeczyć, że przeniesienie miejsce akcji do Leonu i rola Wikingów w zwycięstwie nad Maurami, była ciekawym pomysłem. "Wikingowie. Wilcze dziedzictwo" to całkiem niezła powieść, która jednak nie zauroczyła mnie. Może kolejny tom spodoba mi się bardziej?
Za książkę dziękuję Business& Culture oraz Wydawnictwu Muza.

Asgot z Czerwoną Tarczą, poddany konunga szwedzkiego, przybywa z misją do stormana norweskiego Hakona Benelosa. Jednak jego młodszy syn Oddi swym nierozważnym zachowaniem wplątuje ojca w wojnę, której nie chciał. Jej apogeum ma miejsce w Birce, zamożnej faktorii handlowej.
Do szwedzkiego władcy z poselstwem od króla Leonu przybywa Ramiro Mendes. Przyszłość niewielkiego królestwa zależy od młodego Hiszpana. Ramiro liczy na to, że dla swej sprawy uda mu się zwerbować wojów słynących z okrucieństwa i skuteczności. Młody mężczyzna i jego załoga trafia jednak w sam środek wojny domowej.
Książka "Wikingowie. Wilcze dzieciństwo" składa się z prologu i czterech ksiąg. W pierwszej połowie książki akcja toczy się w X-wiecznej Skandynawii, a w drugiej przenosi się na tereny Hiszpanii - do Królestwa Leonu. Początkowo bohaterami książki są Oddi i Ramiro, a w drugiej części zostaje nim nastoletni Erik Eriksson, syn Eryka Zwycięskiego, truhtina szwedzkiego. Mimo tego, że wątek młodego Erika był ciekawy i wciągający byłam zawiedziona tym, że autor nie powrócił do historii Oddiego i Ramira.
Książka Radosława Lewandowskiego to sprawnie napisana powieść historyczna z elementami powieści akcji. Barwne opisy mniejszych potyczek i większych bitew są niewątpliwą zaletą powieści. Nie da się również zaprzeczyć, że przeniesienie miejsce akcji do Leonu i rola Wikingów w zwycięstwie nad Maurami, była ciekawym pomysłem. "Wikingowie. Wilcze dziedzictwo" to całkiem niezła powieść, która jednak nie zauroczyła mnie. Może kolejny tom spodoba mi się bardziej?
Za książkę dziękuję Business& Culture oraz Wydawnictwu Muza.
poniedziałek, 21 marca 2016
"Zimowe Panny" Cristina Sanchez-Andrade
Galicja, lata 50 XX wieku. Dolores i Saladina, dwie siostry, które jako dzieci opuściły rodzinne Tierra de Cha, wracają by zamieszkać w dawnym domu ich dziadka don Reinalda. Mała wioska i jej mieszkańcy skrywają w sobie wiele tajemnic sięgających czasów wojny domowej, a powrót sióstr budzi zamieszanie, a nawet przerażenie wśród lokalnych mieszkańców. Zimowe Panny, jak nazywają kobiety okoliczni ludzie, budzą szczególne zainteresowanie pewnej wiekowej staruszki, która ujawnia, że don Reinaldo zapłacił jej, by oddała po śmierci swój mózg dla celów naukowych. Ona i inni mieszkańcy Tierra de Cha pragną odzyskać spisane przed laty umowy. Zimowe Panny ukrywają swój własny, nie mniej mroczny sekret.
"Zimowe Panny" to powieść, w której pojawia się cała plejada interesujących postaci zaczynając od niezwykłych sióstr: brzydkiej, bezzębnej Saladiny i pięknej Dolores, marzącej o karierze aktorskiej. Jest też lokalny ksiądz o niepohamowanym apetycie, samozwańczy nauczyciel - wujek Rosendo i jego żona - wdowa po Meisu, czy Tiernoamor, protetyk, który wstawia zęby wyrywane zmarłym. Wszystkich łączy postać nieżyjącego don Reinalda, dziadka Zimowych Panien, torturowanego i zamordowanego w czasie wojny.
Cristina Sanchez-Andrade pisze stylem, który na myśl przywiódł mi trochę mojego ulubionego Gabriela Garcię Marqueza i jego "Sto lat samotności". Autorka snuje opowieść niezwykłą, trochę magiczną i nieprawdopodobną, pisze z humorem i swadą, a jej postaci są dobrze zarysowane i niejednoznaczne.
Sanchez-Andrade posługuje się ładnym i plastycznym językiem, pełnym soczystych opisów.
"Zimowe Panny" to powieść bardzo specyficzna. Jednych może absolutnie zauroczyć, innych zawiedzie i znuży. Ja jestem gdzieś pomiędzy, ale myślę, że warto zapoznać się z tą powieścią i wyrobić sobie własne zdanie.
Za książkę dziękuję Business & Culture.
"Zimowe Panny" to powieść, w której pojawia się cała plejada interesujących postaci zaczynając od niezwykłych sióstr: brzydkiej, bezzębnej Saladiny i pięknej Dolores, marzącej o karierze aktorskiej. Jest też lokalny ksiądz o niepohamowanym apetycie, samozwańczy nauczyciel - wujek Rosendo i jego żona - wdowa po Meisu, czy Tiernoamor, protetyk, który wstawia zęby wyrywane zmarłym. Wszystkich łączy postać nieżyjącego don Reinalda, dziadka Zimowych Panien, torturowanego i zamordowanego w czasie wojny.
Cristina Sanchez-Andrade pisze stylem, który na myśl przywiódł mi trochę mojego ulubionego Gabriela Garcię Marqueza i jego "Sto lat samotności". Autorka snuje opowieść niezwykłą, trochę magiczną i nieprawdopodobną, pisze z humorem i swadą, a jej postaci są dobrze zarysowane i niejednoznaczne.
Sanchez-Andrade posługuje się ładnym i plastycznym językiem, pełnym soczystych opisów.
"Zimowe Panny" to powieść bardzo specyficzna. Jednych może absolutnie zauroczyć, innych zawiedzie i znuży. Ja jestem gdzieś pomiędzy, ale myślę, że warto zapoznać się z tą powieścią i wyrobić sobie własne zdanie.
Za książkę dziękuję Business & Culture.
poniedziałek, 22 lutego 2016
"Czarownice z Pirenejów" Luz Gabas
Półtora roku temu przeczytałam debiutancką książkę hiszpańskiej autorki Luz Gabas "Palmy na śniegu", było to owocne spotkanie i dlatego nie wahałam się sięgnąć po jej kolejną książkę "Czarownice z Pirenejów" mimo, że opis przywodzi na myśl raczej tani romans.
Wiek XXI. Brianda to trzydziestokilkuletnia mieszkanka Madrytu, wykształcona, spełniona zawodowo kobieta od kilku lat jest związana z Estebanem, z którym tworzy szczęśliwy związek. Wszystko układa się do momentu, gdy Brianda męczona dziwnymi koszmarami zawala ważny projekt w pracy. Gdy szef daje jej wolne, kobieta rusza do rodzinnego miasteczka Tiles w Pirenejach. Gościny udziela jej ciotka Isolina i jej mąż, tajemniczy historyk Colau, którzy mieszkają w rodzinnej posiadłości Anels. Brianda poznaje Neli, wiccankę, która pomoże jej odkryć tajemnice przeszłości i tajemniczego Włocha na czarnym rumaku.
Wiek XVI. Brianda z Lubicha jest córką Johana, pana na Lubichu, jednego z najbardziej znacznych mężczyzn w Aragonii. Jej szczęśliwe dzieciństwo zostaje zakończone, gdy podstępem jej ojciec zostaje zamordowany przez politycznych przeciwników nasłanych przez chciwego kuzyna. Brianda musi poradzić sobie z zakusami zachłannego Johana z Cuyls, a nawet miłość oddanego jej najemnika Corso może nie uchronić jej przed śmiertelnym niebezpieczeństwem.
Dość długo nie mogłam wciągnąć się w fabułę "Czarownic z Pirenejów", zrobiłam sobie nawet przerwę na przeczytanie innych książek. Jednak, mniej więcej w połowie, wciągnęłam się w losy współczesnej Briandy i jej imienniczki z XVI wieku. Mimo moich obaw co do "harlequinowości"powieści i nadmiernie rozdmuchanego wątku miłosnego, to książkę czytało się całkiem dobrze. Rozbudowany w drugiej połowie książki wątek historyczny oparty został o prawdziwe wydarzenia. Autorkę zainspirowały, znalezione w Laspalues w 1980 roku dokumenty m.in. lista kobiet skazanych za rzekome uprawianie czarów.
Luz Gabas nie dość, że podjęła się szalenie ciekawego tematu, to stworzyła również interesujące postacie. Szczególnie podobała mi się Brianda z XVI wieku - wychowywana na dziedziczkę, odważna i świadoma swojej roli spadkobierczyni. A życie kobiety w tamtych czasach nie było łatwe - choroby, polityczne zawirowania i wisząca nad wszystkimi groźba Inkwizycji. Nieco mniej interesujący był niestety wątek współczesny.
"Czarownice z Pirenejów" to powieść o zwycięstwie ducha nad materią, o miłości poza czasem, która spodoba się wielbicielkom romansów historycznych.
Wiek XXI. Brianda to trzydziestokilkuletnia mieszkanka Madrytu, wykształcona, spełniona zawodowo kobieta od kilku lat jest związana z Estebanem, z którym tworzy szczęśliwy związek. Wszystko układa się do momentu, gdy Brianda męczona dziwnymi koszmarami zawala ważny projekt w pracy. Gdy szef daje jej wolne, kobieta rusza do rodzinnego miasteczka Tiles w Pirenejach. Gościny udziela jej ciotka Isolina i jej mąż, tajemniczy historyk Colau, którzy mieszkają w rodzinnej posiadłości Anels. Brianda poznaje Neli, wiccankę, która pomoże jej odkryć tajemnice przeszłości i tajemniczego Włocha na czarnym rumaku.
Wiek XVI. Brianda z Lubicha jest córką Johana, pana na Lubichu, jednego z najbardziej znacznych mężczyzn w Aragonii. Jej szczęśliwe dzieciństwo zostaje zakończone, gdy podstępem jej ojciec zostaje zamordowany przez politycznych przeciwników nasłanych przez chciwego kuzyna. Brianda musi poradzić sobie z zakusami zachłannego Johana z Cuyls, a nawet miłość oddanego jej najemnika Corso może nie uchronić jej przed śmiertelnym niebezpieczeństwem.
Dość długo nie mogłam wciągnąć się w fabułę "Czarownic z Pirenejów", zrobiłam sobie nawet przerwę na przeczytanie innych książek. Jednak, mniej więcej w połowie, wciągnęłam się w losy współczesnej Briandy i jej imienniczki z XVI wieku. Mimo moich obaw co do "harlequinowości"powieści i nadmiernie rozdmuchanego wątku miłosnego, to książkę czytało się całkiem dobrze. Rozbudowany w drugiej połowie książki wątek historyczny oparty został o prawdziwe wydarzenia. Autorkę zainspirowały, znalezione w Laspalues w 1980 roku dokumenty m.in. lista kobiet skazanych za rzekome uprawianie czarów.
Luz Gabas nie dość, że podjęła się szalenie ciekawego tematu, to stworzyła również interesujące postacie. Szczególnie podobała mi się Brianda z XVI wieku - wychowywana na dziedziczkę, odważna i świadoma swojej roli spadkobierczyni. A życie kobiety w tamtych czasach nie było łatwe - choroby, polityczne zawirowania i wisząca nad wszystkimi groźba Inkwizycji. Nieco mniej interesujący był niestety wątek współczesny.
"Czarownice z Pirenejów" to powieść o zwycięstwie ducha nad materią, o miłości poza czasem, która spodoba się wielbicielkom romansów historycznych.
środa, 2 grudnia 2015
"Autostopem przez Atlantyk i Amerykę Południową" Przemysław Skokowski
Podróż do Ameryki Południowej to moje wciąż niespełnione marzenie. Dlatego nie wahałam się długo i sięgnęłam po książkę Przemysława Skokowskiego, podróżnika, autora bloga Autostopem przez życie (i książki o tym samym tytule), młodego człowieka, który zainicjował akcję zbierania pieniędzy dla Fundacji Dzieci Osieroconych - Autostopem dla Hospicjum.
Autor wydaje się być osobą nieprzeciętnie odważną. Po raz drugi zdecydował się na wielomiesięczną podróż autostopem. Swoją podróż rozpoczął w rodzinnym Gdańsku, dotarł do Lourdes skąd, słynnym szlakiem pielgrzymów, pieszo udał się do Santiago de Compostela. Jego kolejnym celem były Wyspy Kanaryjskie i Karaiby, gdzie zaplanował dostać się jachtostopem (tak istnieje coś takiego i tak udało mu się). Dotarłszy do niewielkiej karaibskiej wyspy Sint Maarten autor wyruszył w podróż przez Amerykę Środkową i Południową, po drodze odwiedzając: Kostarykę, Nikaraguę, Panamę, Kolumbię, Ekwador, Peru, Boliwię, Argentynę i Brazylię.
Mój nastrój podczas lektury falował. Był podziw dla autora za podjęcie przedsięwzięcia, ale też czasami zniechęcenie i irytacja stylem, którym się posługiwał. To co świetnie sprawdza się na blogu nie zawsze pasuje do książki. Autor wydaje się być osobą, z którą fajnie rozmawiałoby się przy piwie, poza tym sprawia wrażenie przemiłego faceta, który ma jakiś cel w życiu. Pisarzem jednak nie jest i to wyraźnie widać. Drażniące bywają opisy czynności dość prozaicznych, choć im dalej w książkę, tym tego mniej. Było też czuć, że sam autor wyprawą i wiążącymi się z nią obowiązkami był zmęczony. Jak sam zresztą w posłowiu wspominał, czytelnicy po lekturze raczej nie będą marzyli o spakowaniu walizek i wyruszeniu w świat.
Choć "Autostopem przez Atlantyk i Amerykę Południową" nie zachwyciło mnie literacko to na pewno warto docenić wysiłek autora. "Autostopem..." to nie tylko książka. Pod tytułami kilku rozdziałów zamieszczone są kodu QR, dzięki którym można obejrzeć filmiki z wyprawy i dzięki temu, choć na chwilę poczuć się jak autor.
Nie polecam, nie odradzam.
Autor wydaje się być osobą nieprzeciętnie odważną. Po raz drugi zdecydował się na wielomiesięczną podróż autostopem. Swoją podróż rozpoczął w rodzinnym Gdańsku, dotarł do Lourdes skąd, słynnym szlakiem pielgrzymów, pieszo udał się do Santiago de Compostela. Jego kolejnym celem były Wyspy Kanaryjskie i Karaiby, gdzie zaplanował dostać się jachtostopem (tak istnieje coś takiego i tak udało mu się). Dotarłszy do niewielkiej karaibskiej wyspy Sint Maarten autor wyruszył w podróż przez Amerykę Środkową i Południową, po drodze odwiedzając: Kostarykę, Nikaraguę, Panamę, Kolumbię, Ekwador, Peru, Boliwię, Argentynę i Brazylię.
Mój nastrój podczas lektury falował. Był podziw dla autora za podjęcie przedsięwzięcia, ale też czasami zniechęcenie i irytacja stylem, którym się posługiwał. To co świetnie sprawdza się na blogu nie zawsze pasuje do książki. Autor wydaje się być osobą, z którą fajnie rozmawiałoby się przy piwie, poza tym sprawia wrażenie przemiłego faceta, który ma jakiś cel w życiu. Pisarzem jednak nie jest i to wyraźnie widać. Drażniące bywają opisy czynności dość prozaicznych, choć im dalej w książkę, tym tego mniej. Było też czuć, że sam autor wyprawą i wiążącymi się z nią obowiązkami był zmęczony. Jak sam zresztą w posłowiu wspominał, czytelnicy po lekturze raczej nie będą marzyli o spakowaniu walizek i wyruszeniu w świat.
Choć "Autostopem przez Atlantyk i Amerykę Południową" nie zachwyciło mnie literacko to na pewno warto docenić wysiłek autora. "Autostopem..." to nie tylko książka. Pod tytułami kilku rozdziałów zamieszczone są kodu QR, dzięki którym można obejrzeć filmiki z wyprawy i dzięki temu, choć na chwilę poczuć się jak autor.
Nie polecam, nie odradzam.
poniedziałek, 26 października 2015
"Mężczyźni bez kobiet" Haruki Murakami
Nie lubię opowiadań, tak już po prostu mam. Wyjątek robię zaledwie dla kilku autorów, a jednym z nich jest właśnie Japończyk, Haruki Murakami, którego książkami zaczytuję się już dobrych kilka lat. Japoński autor co roku jest "murowanym" kandydatem do Nagrody Nobla i co roku musi obejść się smakiem. Jego charakterystyczny styl jest ceniony na całym świecie, a Murakami ma wielu fanów także w Polsce.
"Mężczyźni bez kobiet" to zbiór opowiadań. Tematyką siedmiu mini opowieści jest samotność mężczyzn, izolacja, wykluczenie, miłość i tęsknota. Bohaterami Murakamiego są mężczyźni w różnym wieku, a łączy ich jedno - w ich życiu brakuje kobiet - umarły, odeszły, a niektóre jeszcze się nie pojawiły. Wśród bohaterów są m.in aktor, któremu umarła żona, chirurg, który umarł z miłości, mężczyzna, którego kobiety popełniają samobójstwa, czy Gregor Samsa - bohater "Procesu" Kafki. Murakami bawi się konwencjami, stylami i językiem. Odnosi się do znanych dzieł literackich - "Procesu" Kafki, "Dobrego wujaszka Wani" Czechowa i Baśni z 1001 nocy. Nie brakuje też elementów fantastycznych, typowych dla prozy Japończyka.
Opowiadaniami, które najbardziej mi się podobały i najbardziej zapadły mi w pamięć były "Szeherezada", "Niezależny organ" i"Kino". Wszystkie trzy mnie zaintrygowały i zainteresowały. Niestety spowodowały także wielki niedosyt - aż prosiły się o kontynuacje. Pozostałe cztery opowiadania nie wyróżniły się niczym szczególnym i pewnie wkrótce o nich zapomnę.
Zagorzali czytelnicy Murakamiego znajdą w "Mężczyznach bez kobiet" coś dla siebie (chociażby trzy wspomniane wcześniej opowiadania), reszta pewnie przejdzie koło tego tomiku obojętnie, bo nie jest to najlepsze dzieło japońskiego pisarza.
Jedna rzecz jest pewna. Business & Culture wie jak ciekawie wypromować książkę. W 28 października, w Warszawie otwiera się Klub Murakamiego, gdzie "Przez siedem dni wstępując na plac Zbawiciela, będzie można poczuć się jak w Tokio wprost z kart powieści Harukiego Murakamiego".
"Mężczyźni bez kobiet" to zbiór opowiadań. Tematyką siedmiu mini opowieści jest samotność mężczyzn, izolacja, wykluczenie, miłość i tęsknota. Bohaterami Murakamiego są mężczyźni w różnym wieku, a łączy ich jedno - w ich życiu brakuje kobiet - umarły, odeszły, a niektóre jeszcze się nie pojawiły. Wśród bohaterów są m.in aktor, któremu umarła żona, chirurg, który umarł z miłości, mężczyzna, którego kobiety popełniają samobójstwa, czy Gregor Samsa - bohater "Procesu" Kafki. Murakami bawi się konwencjami, stylami i językiem. Odnosi się do znanych dzieł literackich - "Procesu" Kafki, "Dobrego wujaszka Wani" Czechowa i Baśni z 1001 nocy. Nie brakuje też elementów fantastycznych, typowych dla prozy Japończyka.
Opowiadaniami, które najbardziej mi się podobały i najbardziej zapadły mi w pamięć były "Szeherezada", "Niezależny organ" i"Kino". Wszystkie trzy mnie zaintrygowały i zainteresowały. Niestety spowodowały także wielki niedosyt - aż prosiły się o kontynuacje. Pozostałe cztery opowiadania nie wyróżniły się niczym szczególnym i pewnie wkrótce o nich zapomnę.
Zagorzali czytelnicy Murakamiego znajdą w "Mężczyznach bez kobiet" coś dla siebie (chociażby trzy wspomniane wcześniej opowiadania), reszta pewnie przejdzie koło tego tomiku obojętnie, bo nie jest to najlepsze dzieło japońskiego pisarza.
Jedna rzecz jest pewna. Business & Culture wie jak ciekawie wypromować książkę. W 28 października, w Warszawie otwiera się Klub Murakamiego, gdzie "Przez siedem dni wstępując na plac Zbawiciela, będzie można poczuć się jak w Tokio wprost z kart powieści Harukiego Murakamiego".
poniedziałek, 25 maja 2015
"Koronkowa robota" Pierre Lemaitre
Tegoroczne Targi Książki w Warszawie, które zakończyły się tydzień temu, gościły jednego z najbardziej znanych i cenionych francuskich pisarzy - Pierre'a Lemaitre'a. W Polsce autor znany jest przede wszystkim ze znakomitych kryminałów m.in. "Alex" i "Ślubna suknia", a także rewelacyjnej powieści powojennej - "Do zobaczenia w zaświatach", za którą otrzymał jedną z najbardziej prestiżowych europejskich nagród literackich - Grand Prix Nagrody Goncourtów 2013. Do księgarni właśnie trafiła jego pierwsza książka z inspektorem Camille'm Verhoeven'em pt. "Koronkowa robota".
Kiedy, po anonimowym telefonie, policja znajduje ciała dwóch brutalnie zamordowanych dziewczyn, nawet najtwardszym gliniarzom robi się słabo. Na szczęście sprawę bestialskiego mordu prowadzi doświadczony inspektor Camille Verhoeven. Tego nietypowego, bo mierzącego zaledwie metr czterdzieści pięć, komisarza paryskiej policji polscy czytelnicy znają z powieści "Alex" i "Ofiara". Jego przeciwnikiem w "Koronkowej robocie" jest przebiegły morderca, przez prasę zwany "Literatem", którego zbrodnie zainspirowały klasyczne powieści kryminalne m.in. "Roseanna", "Czarna dalia" i "American Psycho". Verhoeven odkrywa, że morderstwo dwóch dziewczyn nie jest pierwszą zbrodnią "Literata". Rozpoczyna się dramatyczny wyścig z czasem, którego stawką jest życie najbliższych inspektora.
Głównym bohaterem "Koronkowej roboty" jest inspektor Camille Verhoeven, syn słynnej malarki i emerytowanego aptekarza. Mężczyzna jest mężem pięknej Irene, która jest w dziewiątym miesiącu ciąży. Sprawa "Literata" wciąga go do tego stopnia, że zaniedbuje żonę. Lemaitre ciekawie portretuje również pozostałych członków ekipy Verhoevena - jego najbliższego współpracownika zamożnego i oczytanego Luisa, skąpego i dokładnego Armanda oraz młodego Malevala.
Lemaitre, po raz kolejny, daje nam powieść od której trudno się oderwać. Sprawa "Literata" dosłownie mrozi krew w żyłach, a opisy zbrodni szaleńca przyprawiają o dreszcze. Choć dla tych, którzy czytali inne książki z inspektorem Verhoevenem w roli głównej, zakończenie nie powinno stanowić zaskoczenia, to jednak to robi. Kiedy już wydaje się, że wszystko wiadomo, nagle następuje zwrot o 180 stopni. Lemaitre zaskakuje i szokuje. Serdecznie polecam!
Za książkę dziękuję wydawnictwu MUZA.
Kiedy, po anonimowym telefonie, policja znajduje ciała dwóch brutalnie zamordowanych dziewczyn, nawet najtwardszym gliniarzom robi się słabo. Na szczęście sprawę bestialskiego mordu prowadzi doświadczony inspektor Camille Verhoeven. Tego nietypowego, bo mierzącego zaledwie metr czterdzieści pięć, komisarza paryskiej policji polscy czytelnicy znają z powieści "Alex" i "Ofiara". Jego przeciwnikiem w "Koronkowej robocie" jest przebiegły morderca, przez prasę zwany "Literatem", którego zbrodnie zainspirowały klasyczne powieści kryminalne m.in. "Roseanna", "Czarna dalia" i "American Psycho". Verhoeven odkrywa, że morderstwo dwóch dziewczyn nie jest pierwszą zbrodnią "Literata". Rozpoczyna się dramatyczny wyścig z czasem, którego stawką jest życie najbliższych inspektora.
Głównym bohaterem "Koronkowej roboty" jest inspektor Camille Verhoeven, syn słynnej malarki i emerytowanego aptekarza. Mężczyzna jest mężem pięknej Irene, która jest w dziewiątym miesiącu ciąży. Sprawa "Literata" wciąga go do tego stopnia, że zaniedbuje żonę. Lemaitre ciekawie portretuje również pozostałych członków ekipy Verhoevena - jego najbliższego współpracownika zamożnego i oczytanego Luisa, skąpego i dokładnego Armanda oraz młodego Malevala.
Lemaitre, po raz kolejny, daje nam powieść od której trudno się oderwać. Sprawa "Literata" dosłownie mrozi krew w żyłach, a opisy zbrodni szaleńca przyprawiają o dreszcze. Choć dla tych, którzy czytali inne książki z inspektorem Verhoevenem w roli głównej, zakończenie nie powinno stanowić zaskoczenia, to jednak to robi. Kiedy już wydaje się, że wszystko wiadomo, nagle następuje zwrot o 180 stopni. Lemaitre zaskakuje i szokuje. Serdecznie polecam!
Za książkę dziękuję wydawnictwu MUZA.
niedziela, 6 lipca 2014
"Kobiety, które zawładnęły Europą" Jean des Cars
W historii pisanej przez mężczyzn i dla mężczyzn nie ma zbyt wiele miejsc dla kobiet. Na szczęście, co raz częściej, dostajemy takie książki jak "Kobiety, które zawładnęły Europą" Jeana des Carsa. Autor wziął na warsztat dwanaście niezwykłych władczyń Starego Kontynentu, które naznaczyły swoje czasy. Wśród nich są tak popularne postaci jak np. Elżbieta I, Katarzyna Wielka, Maria Antonina, Sissi i Elżbieta II, ale również królowe trochę mniej "znane" - Eugenia, Zyta i Astrid.
Jean des Cars swą książkę rozpoczął od Katarzyny Medycejskiej, przebiegłej francuskiej królowej, która poprzez swoje dzieci ( 3 królów Francji i królową Nawarry) rządziła Francją. Kolenja była Elżbieta I Tudor, córka osławionego Henryka VIII, mylnie nazywana królową-dziewicą, która wyniosła Anglię do rangi światowej potęgi. Krystyna, królowa Szwecji, wyprzedzająca swoje czasy była ostatnią przedstawicielką rodu Wazów. Maria Teresa, niekoronowana cesarzowa Austrii, królowa Czech i Węgier, matka szesnaściorga (w tym Marii Antoniny) była reformatorką czasów Oświecenia. Katarzyna II była cesarzową dzięki, której Rosja stała się jedną z największych potęg w Europie. Maria Antonina, żona Ludwika XVI, ostatnia królowa Francji, jedna z najtragiczniejszych postaci książki des Carsa, znana z ekstrawagancji, została ścięta na gilotynie w trakcie Rewolucji Francuskiej. Królowa Wiktoria umocniła pozycję Anglii jako światowego mocarstwa i stała się symbolem epoki, w której żyła. Eugenia, ostatnia cesarzowa Francji, była pionierką modernizmu. Elżbieta, cesarzowa Austrii i królowa Węgier, nazywana Sissi, została legendą za życia. Zyta, ostatnia cesarzowa Austrii, po 63 latach na uchodźstwie mogła wrócić do ojczyzny. Astrid, piękna królowa Belgów, tragicznie zmarła, jest wciąż żywa w pamięci swych poddanych. I w końcu Elżbieta II - ukochana królowa Brytyjczyków, symbol Wielkiej Brytanii.
Jean des Cars zabrał mnie w podróż przez wieki, w czasie której mogłam obserwować niezwykłe kobiety - królowe, które do dziś władają naszymi umysłami. Historia każdej z nich jest materiałem na osobną książkę, ale autor wybrał najciekawsze i najważniejsze wydarzenia z ich życia. Życiorysy tych władczyń przeczą słowom Wiktora Hugo, który powiedział: "Jakże słaba jest królowa i jak niewiele znaczy". Nie wszystkie z nich miały znaczący wpływ na politykę swoich państw, ale absolutnie każda odcisnęła się w świadomości zbiorowej.
"Kobiety, które zawładnęły Europą" to książka pięknie wydana. Każdy rozdział poprzedzony jest obrazem lub zdjęciem władczyni, a okładkę zdobi wyjątkowej urody zdjęcie. Kilka literówek, które znalazłam, nie przeszkodziło mi w odbiorze książki. Zabrakło mi w niej tylko bibliografii, która znacznie ułatwiłaby dalszą eksplorację tematu.
Przystępny język i gawędziarski styl tworzy z "Kobiet, które zawładnęły Europą" idealną książkę na prezent. Założę się, że każdy miłośnik historii ucieszyłby się z tak pięknie wydanej książki. Polecam!
Za książkę "Kobiety, które zawładnęły Europą" dziękuję księgarni Libroteka.
Jean des Cars swą książkę rozpoczął od Katarzyny Medycejskiej, przebiegłej francuskiej królowej, która poprzez swoje dzieci ( 3 królów Francji i królową Nawarry) rządziła Francją. Kolenja była Elżbieta I Tudor, córka osławionego Henryka VIII, mylnie nazywana królową-dziewicą, która wyniosła Anglię do rangi światowej potęgi. Krystyna, królowa Szwecji, wyprzedzająca swoje czasy była ostatnią przedstawicielką rodu Wazów. Maria Teresa, niekoronowana cesarzowa Austrii, królowa Czech i Węgier, matka szesnaściorga (w tym Marii Antoniny) była reformatorką czasów Oświecenia. Katarzyna II była cesarzową dzięki, której Rosja stała się jedną z największych potęg w Europie. Maria Antonina, żona Ludwika XVI, ostatnia królowa Francji, jedna z najtragiczniejszych postaci książki des Carsa, znana z ekstrawagancji, została ścięta na gilotynie w trakcie Rewolucji Francuskiej. Królowa Wiktoria umocniła pozycję Anglii jako światowego mocarstwa i stała się symbolem epoki, w której żyła. Eugenia, ostatnia cesarzowa Francji, była pionierką modernizmu. Elżbieta, cesarzowa Austrii i królowa Węgier, nazywana Sissi, została legendą za życia. Zyta, ostatnia cesarzowa Austrii, po 63 latach na uchodźstwie mogła wrócić do ojczyzny. Astrid, piękna królowa Belgów, tragicznie zmarła, jest wciąż żywa w pamięci swych poddanych. I w końcu Elżbieta II - ukochana królowa Brytyjczyków, symbol Wielkiej Brytanii.
Jean des Cars zabrał mnie w podróż przez wieki, w czasie której mogłam obserwować niezwykłe kobiety - królowe, które do dziś władają naszymi umysłami. Historia każdej z nich jest materiałem na osobną książkę, ale autor wybrał najciekawsze i najważniejsze wydarzenia z ich życia. Życiorysy tych władczyń przeczą słowom Wiktora Hugo, który powiedział: "Jakże słaba jest królowa i jak niewiele znaczy". Nie wszystkie z nich miały znaczący wpływ na politykę swoich państw, ale absolutnie każda odcisnęła się w świadomości zbiorowej.
"Kobiety, które zawładnęły Europą" to książka pięknie wydana. Każdy rozdział poprzedzony jest obrazem lub zdjęciem władczyni, a okładkę zdobi wyjątkowej urody zdjęcie. Kilka literówek, które znalazłam, nie przeszkodziło mi w odbiorze książki. Zabrakło mi w niej tylko bibliografii, która znacznie ułatwiłaby dalszą eksplorację tematu.
Przystępny język i gawędziarski styl tworzy z "Kobiet, które zawładnęły Europą" idealną książkę na prezent. Założę się, że każdy miłośnik historii ucieszyłby się z tak pięknie wydanej książki. Polecam!
Za książkę "Kobiety, które zawładnęły Europą" dziękuję księgarni Libroteka.
niedziela, 16 marca 2014
"Kolor jej serca" Barbara Mutch
Premiera 19.03.2014
"Kolor jej serca", debiutancka książka Barbary Mutch, świetnie wpisuje się w modny ostatnio trend pisania o rasizmie. Inspiracją do napisania książki stała się historia babki Barbary Mutch, Irlandki, która po pięciu latach dołączyła do narzeczonego osiadłego w Afryce Południowej i tam zaprzyjaźniła się ze swoją ciemnoskórą służącą.
Rok 1919. Cathleen opuszcza rodzinną Irlandię i udaje się do Karru w Afryce Południowej, by dołączyć do narzeczonego po pięciu latach rozłąki.W dalekiej Afryce Cath wychodzi za mąż za Edwarda i rodzi mu dwójkę dzieci - pogodnego Philippa i zbuntowaną Rosemary. Samotność i poczucie wyobcowania, w nowym miejscu, osładza jej przyjaźń z ciemnoskórą służącą Miriam i jej śliczną, uzdolnioną muzycznie córką Adą. Catherine nie tylko uczy dziewczynkę czytać, pisać i grać na pianinie, ale obdarza głębokim, matczynym uczuciem. Młodziutka Ada odwdzięcza się bezgraniczną miłością i wiernością do swojej Pani i jej rodziny.Ta wierność będzie też jej przekleństwem. Kiedy Ada odkrywa, że nosi pod sercem dziecko rasy mieszanej, przytłoczona poczuciem winy, wyprowadza się z bezpiecznego Cradock House i udaje się do leżącej nieopodal kolonii dla czarnych. Cathleen pomimo sprzeciwu męża i ograniczeniom apartheidu szuka Ady.
Narratorką książki i jej główną bohaterką jest Ada, córka Miriam, która pracuje w domu białych państwa w Cradock House. Adę i jej Panią - Cathleen łączy szczególna więź. Cath odkrywa w Adzie córkę, którą chciałaby mieć - oddaną, kochającą i czułą. Uczy ją czytać i pisać, a także budzi w niej miłość do muzyki i uczy grać na pianinie. Drugą bohaterką jest Cathleen Harrington, Irlandka zamieszkała w Afryce Południowej. Jej historię poznajemy dzięki, krótkim wpisom w pamiętniku, który Ada odczytuje jako swoiste wiadomości do niej. W powieści występują też inne ciekawe postaci - takie jak mąż Cathleen, Edward, jej córka Rose i przyjaciółka Lindiwe, ale to relacja między ciemnoskórą służącą a jej białą panią jest główną osią "Koloru jej serca".
Drugim wątkiem, niemniej ważnym jest problem apartheidu. To słowo prześladuje obie kobiety od pierwszej do ostatniej strony książki. Po urodzeniu Dawn Ada na własnej skórze przekonuje się, co to znaczy być odrzuconą przez "swoich". Jej córka nie należy ani do społeczności białych ani czarnych. Realne jest też zagrożenie ze strony rządu - Ada i Cathleen wciąż drżą i boją się konsekwencji urodzenia dziecka mieszanego pochodzenia. Walka z segregacją rasową jest ukazana w tle, bowiem Ada w obawie o życie swojego dziecka niechętnie angażuje się w działalność przeciw apartheidowi.
"Kolor jej serca" jest ciekawą, sprawnie napisaną powieścią obyczajową z wątkiem historycznym. Niestety zabrakło jej odrobiny tego "czegoś" co sprawia, że nie można się od niej oderwać. Postacie Ady i Cathleen są papierowe i w swojej dobroci czasem wręcz niewiarygodne. Gdyby nie "hańba" tej pierwszej, główne bohaterki "Koloru jej serca" można by uznać za idealne. Szkoda, że autorka nie poświęciła więcej miejsca Dawn i Rose, które miały potencjał na naprawdę ciekawe postaci. Książka Barbary Mutch nie jest powieścią na miarę np. "Służących", ale to pozycja interesująca i warta uwagi, szczególnie dla czytelników, których interesuje historia Afryki.
7/10
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Muza.
"Kolor jej serca", debiutancka książka Barbary Mutch, świetnie wpisuje się w modny ostatnio trend pisania o rasizmie. Inspiracją do napisania książki stała się historia babki Barbary Mutch, Irlandki, która po pięciu latach dołączyła do narzeczonego osiadłego w Afryce Południowej i tam zaprzyjaźniła się ze swoją ciemnoskórą służącą.
Rok 1919. Cathleen opuszcza rodzinną Irlandię i udaje się do Karru w Afryce Południowej, by dołączyć do narzeczonego po pięciu latach rozłąki.W dalekiej Afryce Cath wychodzi za mąż za Edwarda i rodzi mu dwójkę dzieci - pogodnego Philippa i zbuntowaną Rosemary. Samotność i poczucie wyobcowania, w nowym miejscu, osładza jej przyjaźń z ciemnoskórą służącą Miriam i jej śliczną, uzdolnioną muzycznie córką Adą. Catherine nie tylko uczy dziewczynkę czytać, pisać i grać na pianinie, ale obdarza głębokim, matczynym uczuciem. Młodziutka Ada odwdzięcza się bezgraniczną miłością i wiernością do swojej Pani i jej rodziny.Ta wierność będzie też jej przekleństwem. Kiedy Ada odkrywa, że nosi pod sercem dziecko rasy mieszanej, przytłoczona poczuciem winy, wyprowadza się z bezpiecznego Cradock House i udaje się do leżącej nieopodal kolonii dla czarnych. Cathleen pomimo sprzeciwu męża i ograniczeniom apartheidu szuka Ady.
Narratorką książki i jej główną bohaterką jest Ada, córka Miriam, która pracuje w domu białych państwa w Cradock House. Adę i jej Panią - Cathleen łączy szczególna więź. Cath odkrywa w Adzie córkę, którą chciałaby mieć - oddaną, kochającą i czułą. Uczy ją czytać i pisać, a także budzi w niej miłość do muzyki i uczy grać na pianinie. Drugą bohaterką jest Cathleen Harrington, Irlandka zamieszkała w Afryce Południowej. Jej historię poznajemy dzięki, krótkim wpisom w pamiętniku, który Ada odczytuje jako swoiste wiadomości do niej. W powieści występują też inne ciekawe postaci - takie jak mąż Cathleen, Edward, jej córka Rose i przyjaciółka Lindiwe, ale to relacja między ciemnoskórą służącą a jej białą panią jest główną osią "Koloru jej serca".
Drugim wątkiem, niemniej ważnym jest problem apartheidu. To słowo prześladuje obie kobiety od pierwszej do ostatniej strony książki. Po urodzeniu Dawn Ada na własnej skórze przekonuje się, co to znaczy być odrzuconą przez "swoich". Jej córka nie należy ani do społeczności białych ani czarnych. Realne jest też zagrożenie ze strony rządu - Ada i Cathleen wciąż drżą i boją się konsekwencji urodzenia dziecka mieszanego pochodzenia. Walka z segregacją rasową jest ukazana w tle, bowiem Ada w obawie o życie swojego dziecka niechętnie angażuje się w działalność przeciw apartheidowi.
"Kolor jej serca" jest ciekawą, sprawnie napisaną powieścią obyczajową z wątkiem historycznym. Niestety zabrakło jej odrobiny tego "czegoś" co sprawia, że nie można się od niej oderwać. Postacie Ady i Cathleen są papierowe i w swojej dobroci czasem wręcz niewiarygodne. Gdyby nie "hańba" tej pierwszej, główne bohaterki "Koloru jej serca" można by uznać za idealne. Szkoda, że autorka nie poświęciła więcej miejsca Dawn i Rose, które miały potencjał na naprawdę ciekawe postaci. Książka Barbary Mutch nie jest powieścią na miarę np. "Służących", ale to pozycja interesująca i warta uwagi, szczególnie dla czytelników, których interesuje historia Afryki.
7/10
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Muza.
czwartek, 6 lutego 2014
Miła niespodzianka i stosik
Uwielbiam takie dni, gdy jedna rzecz może poprawić humor na cały dzień. Kiedy dostałam tajemniczego maila od Pani Oli Pawełczyk z Business and Culture nawet nie spodziewałam się, co może mnie spotkać. Zobaczcie jaka przemiła niespodzianka dziś do mnie trafiła.
Rewelacyjny sposób na promocję, prawda? Książki wcześniej zbyt dobrze nie kojarzyłam, ale teraz mam wielką ochotę się za nią zabrać.
Miłość bez końca to kultowa opowieść o młodzieńczej miłości, o uczuciu, które staje się wyniszczającą obsesją
Tymczasem idę pokroić marchewkowy torcik od Przystanku Piekarnia :) Pani Olu i Muzo dziękuję serdecznie!!
Pod koniec pochwalę się jeszcze nowymi nabytkami. Znak ma chyba najlepsze promocje z wszystkich znanych mi wydawnictw. Ten stosik kosztował mnie niecałe 70 złotych.
I jeszcze kilka bibliotecznych perełek:
Rewelacyjny sposób na promocję, prawda? Książki wcześniej zbyt dobrze nie kojarzyłam, ale teraz mam wielką ochotę się za nią zabrać.
Miłość bez końca to kultowa opowieść o młodzieńczej miłości, o uczuciu, które staje się wyniszczającą obsesją
Szaleńcza miłość Davida i Jade, pożądanie, budząca się seksualność i
wzajemna fascynacja, wybucha z siłą, której sami nie potrafią zrozumieć.
Kiedy ojciec Jade przerażony intensywnością uczuć Davida zabrania
młodym kontaktów, chłopak wymyśla sposób, jak wrócić do łask jej
rodziców: wywoła pożar, z którego wszystkich uratuje. Jednak sytuacja
szybko wymyka się spod kontroli i przeradza w koszmar. Davida czeka
nieunikniona kara za to, co było dla niego najważniejsze - miłość bez
końca do jedynej Jade.
Miłość bez końca została przetłumaczona na ponad 20 języków i sprzedana w nakładzie 2 milionów egzemplarzy.
Miłość bez końca została przetłumaczona na ponad 20 języków i sprzedana w nakładzie 2 milionów egzemplarzy.
Tymczasem idę pokroić marchewkowy torcik od Przystanku Piekarnia :) Pani Olu i Muzo dziękuję serdecznie!!
Pod koniec pochwalę się jeszcze nowymi nabytkami. Znak ma chyba najlepsze promocje z wszystkich znanych mi wydawnictw. Ten stosik kosztował mnie niecałe 70 złotych.
I jeszcze kilka bibliotecznych perełek:
piątek, 21 września 2012
Pierre Lemaitre "Zakładnik"

"Zakładnik" to sprawnie napisana powieść sensacyjna, choć tej sensacji nie jest tu aż tak wiele. Książka dzieli się na trzy części: Przed, Podczas i Po. Pierwsza część opsiuje głównie życie Alaina i jego rodziny i jaki wpływ ma bezrobocie Alaina na nich wszystkich. Alain desperacko pragnie wrócić do pracy, znowu być "kimś" w oczach żony i córek. Niepowtarzalna okazja, jaka mu się trafia budzi w nim nadzieję i sprawia, że staje się bardzo zdeterminowany i gotowy na wszystko. Poświęci nawet dobro swojej rodziny, by wrócić do świata ludzi pracujących. Bezwzględnie wykorzystuje dorosłe córki i rani żonę, by dopiąć celu. W jego mniemaniu robi to dla nich, lecz jego kolejne czyny zaczynają temu przeczyć.
Zamykam oczy, w pełni świadom, jak nisko upadłem. Zawracam. Nigdy nie wybaczę systemowi społecznemu tego, co ze mną robi. Zgoda, nurzam się w błocie, jestem nikczemny, ale w zamian niech mi bóg systemu da to, na co zasłużyłem. Niech mi pozwoli wrócić do gry, wrócić do świata, stać się na nowo człowiekiem. Żywym. I niech mi da pracę.*
Początkowo Alain budził moją sympatię. Potrafię wczuć się w jego sytuację, gdyż od niedawna również bezskutecznie szukam pracy. Z czasem jego postępowanie jednak zaczęło mnie drażnić - Alain zaczyna być jak taran, niszczy wszystko i wszystkich na swojej drodze. Krzywdzi rodzinę i przyjaciół, motywując to ich dobrem. Jego zachowanie jest nielogiczne, wręcz desperackie. Mimo, że miałam bardzo dużo współczucia i sympatii dla Alaina, to jego postępowanie ostatecznie mnie zniechęciło.
Dramatem dla Alaina, wykształconego i w pełni sił mężczyzny, który chce pracować, jest bezrobocie.
Dla bezrobotnego chwila, kiedy inni wychodzą z biur, jest zawsze ciężkim przeżyciem. Nie z powodu zazdrości. Nie, dla bezrobotnego najtrudniejsze jest dalsze życie w społeczeństwie opartym na gospodarce rynkowej. Gdziekolwiek spojrzy, zawsze widzi to, czego sam nie ma.**
Akcja toczy się raczej wolno, wyjątkiem jest środek i końcówka książki. Nie jest to typowa powieść sensacyjna, w akcja toczy się błyskawicznie. Lemaitre skupia się bardziej na psychice bezrobotnego i tym co może się stać, gdy doprowadzi się kogoś do ostateczności. Początek powieści podobał mi się bardzo, później pojawiły się drobne wątpliwości. Alainowi za łatwo przychodziły niektóre rzeczy (np. kolega haker, zdobycie broni, rozprawa sądowa). Mimo kilku niedociągnięć uważam "Zakładnika" za interesującą pozycję i chętnie przeczytam "Ślubną suknię"
*str. 42
**str. 98
Subskrybuj:
Posty (Atom)