Opowieść o tym, że w tym świecie mają szansę tylko piłkarze!
Najpierw zbierałam kartki imieninowe. Z kwiatkami. Mogłam bawić się w koncert życzeń. Byłam Krystyną Loską, czytałam na głos ręcznie pisane życzenia, a potem z magnetofonu odtwarzałam nagraną z radia Krystynę Prońko. Zbierałam też długopisy. Najcenniejszy był taki na cztery wkłady i ten, co mi go babcia z Częstochowy przywiozła. Duży, z paieżem. Wałęsowski.
Zbierałam papierki po czekoladach. Sreberka zwane złotkami. Nalepki z bananów, którymi wykleiłam całą szafkę. Plakaty ze świata młodych. Kim Wilde była zawsze najładniejsza. Podbierałam bratu znaczki z reprodukcjami dzieł sztuki. Można więc uznać, że znaczki też zbierałam.
Mój chłopak miał jednak najdziwniejsze zbieracze hobby o jakim kiedykolwiek słyszałam.
Mój chłopak zbierał nalepki z chlebów.
Z różnych chlebów. Z różnych piekarni. Z całego Kieleckiego.
Odrywał je starannie, a te co się oderwać nie chciały wykrawał nożem.
Takich chłopaków dziś już nie ma.
Imieninowe kartki mają drukowane życzenia. Nic w nich od serca.
Imienin to się nie obchodzi.
Tak jak Prońko śpiewa, to już nikt. A z resztą... po co nam druga Prońko!
Długopisy tylko reklamowe po domach. Jak ołówek, to z Ikea.
Dzieci nalepkami z bananów gardzą i wizerunki piłkarzy zbierają.
Moim mężem jest ten chłopak od nalepek z chlebów. No nie mogło być inaczej!
Uściski!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą akryl. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą akryl. Pokaż wszystkie posty
piątek, 31 stycznia 2014
poniedziałek, 21 października 2013
Opowieść o tym, że sąsiad to ważna sprawa.
Na wsi sąsiad jest jak rodzina. Na wesela się zaprasza, potem na chrzty kolejne. Nie pójść na pogrzeb sąsiada to grzech i na sponiewieranie ludzkie narazić się można.
Ten z prawej, to mnie kiedyś w amoku pijackim pomylił z własną córką. Wrzasnął do ucha: Agniecha do domu!!! Ptaki spłoszone krzykiem brata usiadły zaraz na drzewach, bo ja krzyczeć nie mogłam!
Koc, co płaszcz rycerski udawał, opadł na mech.
Nadgarstek uwolniony przez mamę jednym policzkiem celnie wymierzonym.
Wrócona pamięć wygnała na chwilę obłęd z oczu.
Głos w gardle uwięziony wydostał się teraz i raz jeszcze ptaki spłoszył.
Ten z lewej pomagał dziadkom przy sianokosach. Tak po sąsiedzku, za wódki kieliszek.
Wtoczył raz jeden wóz z sianem do stodoły dziadkowej tak, że głową o gwóźdź wystający z belki zawadził. W sianie skoszonym maki wyrosły, a już więcej na nie nie wlazłam. Bliznę na głowie oglądać musiałam za każdym razem, kiedy nas odwiedzał.
Ten trzeci, z przeciwka, miał dziwne perfumy i psa, który ujadał zajadle do nocy późnej. Kiedy drewniany płot z desek zastąpiła fikuśna brama okazało się, że pies jest mniejszy niż szpary w nowym ogrodzeniu. Pies zyskał wolność, a ja bałam się wracać bez kija do domu.
Wymiary: 15x15
Oprawa: 20x20
Cena 100 PLN
poniedziałek, 23 września 2013
Opowieść o tym, że malować każdy może, tylko, żeby to malowanie było autentyczne!
Pewnej ciepłej, wrześniowej soboty, 29 osób miało namalować obraz.
Na obraz złożyć się miały elementy typowe dla współczesnego miasta:
kamienica, rower, człowiek z bagietką, komin fabryczny, gołąb, pies, psia kupa, most, znak: nakaz skrętu w lewo, droga na Ostrołękę, pojemnik na szkło, kwaśny deszcz, autobus, fontanna, ławka, drzewo, latarnia...
Środek wyrazu: czarna farba, pędzle różnej grubości
Utrudnienia:
Pozyskanie tematu drogą losowania!
Praca po omacku!
Najpierw strach, potem radość;)
Praca zespołowa i bezinteresowna pomoc kolegi: bezcenne zjawisko;)
Progressssssss;)
No i mamy kompozycję otwartą, ekspresyjną, wymagającą lekkiego retuszu opisowego i odrobiny koloru;)
Typografia na płótnach jest modna!
Dwie starsze panie zza granicy, myślały że to praca dzieci. W chwili mej nieuwagi, postanowiły wzbogacić kompozycję;)
Jest więc silna potrzeba uzewnętrzniania się.
I może tak ustawić w chmurkowych progach płótno o białej przestrzeni
jeden metr na metr czterdzieści;)
Współczesne miasto wygląda tak!
Dzieło opisane należycie, pojechało do właścicieli, żeby wspomnieli czasem ciepłą wrześniową sobotę!
A na koniec kilka słów od siebie....
Artystów, którzy posługują się tymi samymi środkami wyrazu jest wielu. Nie wymyśliłam tuszu, cienkopisów, kredek. Nie wymyśliłam ptaków, ludzi, domków, jeża i słonia! Najważniejsze, żeby efekt końcowy był autentyczny i wypływał z mózgu!
Dla mnie stało się jasnym, że trzeba być zawsze o krok do przodu!
Uściski;)
wtorek, 10 września 2013
Opowieść o tym, jak zatrzymać lato i jeszcze o tym, że JESTEM!
Wiadomo! Wbić parawan na plaży nie jest łatwo. Porywisty wiatr i zbity piasek niweczą próby dwóch zakonnic, co przyjechały z dorastającą młodzieżą pooddychać jodem. Młodzież, być może pierwszy raz nad morzem, pobiegła dotykać fal. Zakonnice za nic nie mogą poradzić sobie z parawanem.
A ja siedzę na desce, którą wyrzuciło morze. Służy mi za młotek i nie rozstaję się z nią przez cały turnus.
Postanawiam pomóc. Tłumaczę zakonnicom ideę parawanu. Na nic. Wbijam paliki jak chcą. Teraz w parawan łapią wiatr.
Od tej pory deseczkę nazywamy: "deseczką INRI".
Od tej pory wiem, że nie oddałabym zakonnicom swego potomka, bo te kobitki nic a nic o życiu nie wiedzą!
Deseczkę zabieramy do Krakowa. Od czasu do czasu służy mi jako tło do robienia zdjęć, bo słońce i woda morska, to najlepszy malarz dla drzewa.
Po roku zanoszę deseczkę INRI do stolarza. Stolarz po narysowanych śladach wycina domki.
Teraz mam takie dwa. Wiszą w kanciapie w kąciku roboczym. Wspominam tamto lato...
Tego roku Bałtyk był spokojny.
Trudno o deseczkę. Znalazłam za to drąg. Popękany, z zardzewiałym gwoździem. Ideał!
Stolarz po narysowanych śladach wyciął domki. Mam takie. Pachną morzem... przynajmniej dla mnie! Zatrzymałam lato...
Nazbierałam roślin i starym zwyczajem włożyłam między strony książki...
"Traktat o łuskaniu fasoli" suszy rośliny jak należy!
nostalgicznie... ze starą gazetą...
nostalgicznie... ze starą gazetą...
Tasznik.
Uwielbiam wizualnie!
Dziadek nienawidził.
Tego lata postanowiłam, że tasznik trzeba utrwalić na filiżankach...
Tego lata cieszyłam się jak głupia swoją kanciapą. Jak głupia... bo ja nie wiem, czy uda mi się przetrwać zimę....
Zasiałam trawę, by zasłonić donicami odrapany parapet. Trawa urosła szybko. Macałam ją paluchami co rano i upalnymi popołudniami, kiedy jej chłód był najprzyjemniejszy.
Przycinałam cztery razy. Potem nadeszły jeszcze większe upały i nie podlana przez dwa dni uschła...
W związku z tym, że doczekałam się printów, zrobiłam w kanciapie pierwszy remont;) Tak to latem bywa...
Ostatnie promienie letniego słońca łapię w cudny łapacz snów od MOIMILI...
"Jak zatrzymać lato..." to tytuł tej ilustracji.
Niech każdy zatrzymuje po swojemu...
Etykiety:
akryl,
Bałtyk,
dekoracja pokoju dziecięcego,
drugie życie,
Galeria Pod Chmurką,
ilustracja dla dzieci,
Lis,
miasteczko,
Wooden Dolls,
zwierzątko
piątek, 26 lipca 2013
Opowieść o progu lata.
Dwoje dzieci u progu lata staje.
Wielka cynowa balia wyciągnięta na środek podwórka. Wąż ogrodowy napełnia ją lodowatą wodą. W wodzie pławią się butelki. Etykiety kończą żywot, a oczyszczone butelki schną w trawie. Słońce odbija się w ich równo ułożonych, posegregowanych, brązowych brzuchach.
Zaraz napełnię balię czystą wodą i po południu będę się w niej pławić.
W połowie dnia jestem znudzona. Etykiety na niektórych butelkach trzymają się zbyt długo. Zbyt długo butelki leżą w wodzie. Jestem zła. Rzucam tę robotę!
WODA NIE ZDĄŻY SIĘ NAGRZAĆ!!!
Po południu S cierpliwie pakuje osuszone butelki do torby i robi trzecią rundę do skupu. Ja przyglądam się temu z daleka. Odbijam gumową piłkę o ścianę.
Już wiem, że to on będzie miał pieniądze na lody i kapiszony.
Wymiary: 15x15
Oprawa: 20x20
Cena: 100 PLN
niedziela, 5 maja 2013
Opowieść o śnie sprawiedliwego!
Każdego popołudnia, tuż po obiedzie wsiadał na rower. Stara noga bez przeszkód frunęła nad wysoką ramą i siodełkiem.
Mijały go domy ceglane, otynkowane i jeden pół na pół, z lewej jeszcze drewniany z prawej ceglany.
Rower stawiał przy bramie, w głębokim wjeździe. Najpierw łyk wody. Kubek blaszany i czerwony, powieszony na haku tuż koło kranu na zewnątrz domu, niósł orzeźwienie z głębinowej studni.
Pies ujada ze szczęścia. Stół z ceratą w owoce, ławka. Tu Józef zasiada nim do domu wejdzie. Zerknie w gazetę, co ją wiatr lekko tarmosi. Oczy cięższe, głowa opada i psa ujadanie cichnie.
Mucha brzęczy ocierając się o gazetę. Czasem ręka Józefa będzie chciała odgonić jej natarczywość.
Wychodzę na próg domu i zerkam. Nie mogę się doczekać kiedy drzemka minie i spojrzę w wodnisto - niebieskie oczy. Oczy przewertują najpierw gazetę, jakby chciały przyzwyczaić się na nowo do świata.
"82 letni król, który jest zwolennikiem prac w ogródkach działkowych, raz po raz patrzy na zegarek. Minuty dłużyły się.
Jednym okiem widzi tam, gdzie nie patrzy.Świtało, kiedy wyszedł na spacer.
Miał czas na zachwycanie się widokiem wschodu słońca.
Coś mówiło mu, że WSZYSTKO KIEDYŚ SIĘ ZMIENI...
Pierwszą myślą która, to pewne, są ogródki działkowe całego państwa.
Wobec zbliżającej się wiosny wysyłał depesze do kogo się tylko dało!
Dobrze... dobrze... a tym czasem człowiek umrze tu z głodu."
Nie pamiętam zabaw z mamą. Józef zawsze ma czas, żeby tuż po drzemce, zagrać ze mną w warcaby.
W ten niedzielny poranek zatęskniłam...
Józef był jedynym mężczyzną, przez którego nigdy nie płakałam... poza dniem, kiedy ostatni raz pocałowałam go w czoło.
Tęsknię!
Wymiary: 15x15
Oprawa: 20x20
Cena: 80 PLN
piątek, 3 maja 2013
Opowieść o tym, że diabeł tkwi w szczególe...
Róża ma dziś po osiemdziesiątce. Jej mąż, krawiec pozwalał mi się przeglądać w owalnym lustrze szafy, kiedy mierzył długość moich ramion. Uszył mi dwa płaszczyki. Czarny i zielony. Czarny służył mi lepiej. Zielony był ciężki.
Za płaszczyki zapłaciła babcia i nic mi o tym nie powiedziała. Kiedy poszłam zapłacić za usługę, stary krawiec chytrze się uśmiechnął i powiedział, że będzie mi wdzięczy, jak przyjdę na jego pogrzeb, kiedy umrze.
Obiecałam. Obietnicy nie spełniłam. Powodu nie pamiętam, ale nie jest mi z tym dobrze do dziś.
Róża opowiedziała mi swą miłosną historię. Taką sprzed krawca. Była młoda i on też. No może trochę starszy, jak to za tamtych czasów bywało. Miłość wisiała w powietrzu. Widywali się całą jesień, zimę i wiosnę. Daty pisano.
Nadeszło lato i jego upalne dni. Oblubieniec pomagał w gospodarstwie przyszłych teściów. Kiedy gorąc zrobił się nie do zniesienia, zamienił długie spodnie na krótkie.
Róża zobaczyła nogi. Chude i owłosione na rudo.
Miłość odeszła wraz z wieczorem.
Różę zaklinano. Różę przeklinano. Daty odwołano.
Chłopiec, o owłosionych na rudo nogach, odszedł bez większego żalu. Takie to czasy.
Byle przed siebie... do następnej wsi, gdzie jakaś panna czeka na zamążpójście.
Znajomość zacznie od odsłoniętych kolan.
Wymiary: 15x15
Oprawa: 20x20
Cena: 80 PLN
piątek, 26 kwietnia 2013
Opowieść o walce z kogutami.
Koguci ślad, o którym wspomniałam dwa posty wcześniej, wyrył się nie tylko na moim czole. Leży mi na sercu.
Mielę więc temat jak mogę i sama siebie inspiruję, bo ten projekt stał się głównym motywem szyldu, który w poniedziałkowy poranek, zawieszony został nad wejściem do pracowni.
Wersja king size!
Pomieszanie walki z kogutem i Chmurnika, który też mi na sercu siadł;)
Wraz z rozkwitem wiosny, brązowe ościeża zyskały ponadczasową biel!
Białe jest piękne. Widać mnie z Szerokiej!
Teraz do rzeczy! Jest pretekst do spotkania;)
W związku ze słońcem i powieszonym szyldem, wszystkich zainteresowanych łykiem taniego wina, zapraszam na oficjalne otwarcie "Galerii pod Chmurką"! WIDZIMY SIĘ!
Start:
SOBOTA
18.00;)
Etykiety:
akryl,
demonologia ludowa. Płanetnik,
Galeria Pod Chmurką,
ilustracja dla dzieci,
Inspiracja,
Kazimierz,
Kraków,
pracownia,
ulica Józefa,
wystawa
poniedziałek, 8 kwietnia 2013
Opowieść o tym, że łatwo być królem...
Kolejarskie bloki. Wszystkie otynkowane na szaro. Układ mieszkań wszędzie taki sam. Piec kaflowy na węgiel wtopiony w ścianę tak, że ogrzewał dwa pokoje. Zazdrościłam kuzynce, że ma swój pokój. Że ma łóżko chowane w meblościance. Że ma lalkę pozytywkę wygrywającą motyw z "Jeziora Łabędziego". To jednak ja, mieszkająca na wsi bidula miałam coś, co nazywano łazienką;)
Praca powstała na pozyskanej szarej tekturce, która ma nieskazitelnie złoty odcień ;) Uwielbiam...
Wymiary: 13x13
Oprawa: 20x20
poniedziałek, 11 marca 2013
Opowieść o nocnym recyclingu.
Chociaż pracownia działa, to ja i tak spędzam najbardziej twórcze godziny przy kuchennym stole. Noc. Cisza. Pozyskana cudem tektura. Teksty ze starych gazet, bardziej inspirujące niż kiedykolwiek...
Słowem recycling art!
Głównymi bohaterami nowych prac są ludzie. Całkiem dziwni. Obiecałam sobie, że te kilka prac pokażę dopiero w dniu oficjalnego otwarcia. Bo ja wiem, czy wytrzymam? Najlepszymi i wiernymi odbiorcami mojej zabawy w rysowanie jesteście WY!
Ściskam nocką czarną!
wtorek, 29 stycznia 2013
Opowieść i zimie!
Ileż to poranków zimowych trzeba było mi znieść. Piec wieczorem do czerwoności rozgrzany, rankiem wystudzony. Ubieranie źle wypłukanych rajtuz, pod ciężką od pierza pierzyną. Przemarsz do babci. Rękawice ręcznie dziergane, ciężkie od mokrego śniegu suszone, przy prababcinym piecu. Czekanie. Łuskanie pestek dyni.
Nie mieliśmy samochodu. Nawet do kościoła.W mroźne niedzielne poranki czekała nas jazda na rowerze. Trzy kilometry w jedną stronę. Zmarznięte dłonie.
Zmarznięty, drewniany kościółek z VIII wieku. Zmarznięte palce u stóp. Powrót.
Szkoła. Tuż obok kościoła. Trzy kilometry to zbyt mało, żeby dojeżdżać szkolnym autobusem. Zawiane pola. Powroty po zmroku. Tuż za Urzędem Gminy rozpoczynała się droga bez oświetlenia. Nasza ulica odśnieżana od strony sołtysa.
Szkoła. Tuż obok kościoła. Trzy kilometry to zbyt mało, żeby dojeżdżać szkolnym autobusem. Zawiane pola. Powroty po zmroku. Tuż za Urzędem Gminy rozpoczynała się droga bez oświetlenia. Nasza ulica odśnieżana od strony sołtysa.
Szkoła średnia. Wielka teczka. Porywy wiatru. Czekanie na spóźniony pociąg. W poczekalni śpiący bezdomny.
Smród wyciągał nas na zewnątrz.
Smród wyciągał nas na zewnątrz.
Lepienie bałwana! Kulig, na którym posikałam się z zimna. Granie w hokeja na zamarzniętych łąkach. "Świnka" w ferie.
A potem... potem mycie okien wodą z octem i zapach wiosny...
Wymiary: 15x15
Oprawa: 20x20
Moja inspiracja. Zdjęcie rumuńskiego fotografa. Mała wioska, małe niebieskie domki.
Więcej jego prac tu: sorinonisor
poniedziałek, 21 stycznia 2013
Opowieść kółkach, kropkach, łuskach i kreskach!
Leniwa wczorajsza niedziela. Grypy, anginy, kaszle i katary uziemiły nas na dłuższą chwilę w domowych ścianach. Marzę o polach, łąkach, wietrze i lesie!
Pomysł na TO pole wziął się z pewnego zdjęcia, na którym ktoś pięknie i równo poukładał drewno, słojami do widza.
Chcę do lasu!
W związku z pytaniami!
Prace wykonuję technikami przeróżnymi. Ołówek, kredka, tusz, akryl. Często mieszam techniki. Stosuję kolaż.
Prace mają ten sam kwadratowy format, co jest moją cechą charakterystyczną. Po oprawieniu zyskują wymiar 20 x 20.
Zawsze oprawione w białe lub czarne passepartout i szkło.
Cena zawsze ta sama: 80 PLN
czwartek, 17 stycznia 2013
wtorek, 15 stycznia 2013
Opowieść o czarnowidztwie!
Zeszły tydzień był biegiem przez płotki prawie. Poniedziałek pakowanie i ogarnianie mamy mojej własnej i osobistej. Po trudnej operacji spędziła pod naszym dachem, bite cztery miesiące. Dla mnie były to miesiące gotowania i wszelkich domowych robót wokół! We wtorek odwieźliśmy mamę na wieś podłódzką. Na wsi rewolucja. Jest "Biedronka"! I tuż za płotem przetwórnię - Bóg wie czego -chcą postawić. Wszystko w rękach ludu okolicznego! Oby na parę groszy się lud nie połasił... Oczyska wznoszę.. ale czarno to widzę!!!
Wymiary: 13x13
Oprawa: 20x20
Opowieść o żółtej głowie!
Kiedy byłam mała, chciałam być bibliotekarką. Marzyłam o posiadaniu kartoników z rubryczkami i małych szufladek opatrzonych alfabetem. To było marzenie o przyszłości.
Dziś cieszę się z tego kim jestem. Martwi mnie tylko, czemu tak wielu ludzi udaje kogoś innego niż jest. Dom wariatów!
Wymiary: 15x15
Oprawa: 20x20
środa, 2 stycznia 2013
Opowieść o dobrze zakończonym roku!
Dziś mam tak!
Dobrze zrobiłam udając się na świąteczny spacer do Doliny Pięciu Stawów. Nakarmiłam oczy widokami, napasłam płuca powietrzem świeżym.
Po drodze do Łysej Polany widziałam góralki, co w tradycyjnych chustach do kościoła pędziły. Ładny to widok. I przywołałam w pamięci swą prababcię z podłódzkiej wsi, ubraną w biały kaftan, cekinową kamizelkę i pasiastą zapaskę, jak pędzi na
śpiewy majowe odprawiane przy przydrożnej kapliczce. Furkoczą wstążki na wietrze, a siwy kok ani drgnie!
I czas może, żeby własne tradycje ustalić. I może niech nią będzie świąteczne łażenie po górach... dla zdrowotności ciała i ducha!
Góralsko płanetnica pociąga za sznury. Kochani! Oby w nowym roku opadów było tyle ile potrzeba! Oby strawy, zarówno tej dla ciała, jak i tej dla ducha, nie zabrakło!!!
czwartek, 13 grudnia 2012
Opowieść i inspiracjach, rozmowach i kwiatkach.
Najpierw podziwiałam fabrykę narysowaną przez mojego pięciolatka. Potem moje oko dostrzegło w kształtach fabrycznych zabudowań - konia. Kiedy na koniu pojawiły się drzwi, opowiedziałam pięciolatkowi o koniu trojańskim. Pięciolatek nie rozumiał czemu koń jest pusty w środku. Zapełniłam konia wojami. Pięciolatek stwierdził, że wolałby króli. Przytwierdziłam korony. Może być. Mamy zatem takie kwiatki, że od konia trojańskiego do trzech króli całkiem już blisko!
Cudnych przedświątecznych odkryć życzę!
Wymiary: 15x15
Oprawa:20x20
wtorek, 11 grudnia 2012
Opowieść o czerwonej głowie!
Mam czerwoną głowę! Od września jestem wielozadaniowa w dzień. Pracuję nocami. Noc jest twórcza, nocą wszyscy śpią, nikt mnie nie woła.
Mam zaległości w czytaniu, wystawach, chodzeniu bez większego celu po Krakowie, kontaktach towarzyskich i zaglądaniu na Wasze cudne blogi!
Wzięłam udział w warszawskim Pchlim Targu. Wzięłam udział w krakowskich Targach Dizajnu.
Długo zastanawiałam się, czy to miejsca dla dziewczyny z Kazimierza. Nie żałuję. Było wspaniale! Utwierdziłam się w przekonaniu, że trzeba robić swoje, żeby nie zgubić się w tłumie takich samych rzeczy: szarych ubranek dla dzieci, kocyków i pluszaków z takich samych tkanin, takich samych kształtów. Jednocześnie chylę czoła przed każdą twórczą myślą, nowym konceptem, człowiekiem, który potrafi zrobić coś swojego!
Moja czerwona głowa podpowiada mi jedno! Rób swoje, bądź twórcza, słuchaj starych gazet;)
Czekam na słońce!
Słońca!
Biegnę do codziennych obowiązków;) Pa!
Wymiary: 15x15
Oprawa: 20x20
niedziela, 2 grudnia 2012
Opowieść o tym, dlaczego to ryby
dziś nie śpiewają!
Mały niedźwiedź udał się nad rzekę. Usiadł na brzegu czekając, jak co wieczór, aż ryby pokażą swe lśniące w blasku księżyca łuski. Ryby wyłoniły swe pyszczki i tęsknym wzrokiem spojrzały w stronę srebrnej tarczy. Kiedy zniknęły bez słowa w ciemnych wodach rzeki, niedźwiadek krzyknął w stronę księżyca:
Wymiary: 15x15
No i znalazłam tekst, który najzwyczajniej między kartkami książki się zawieruszył. Wyjeżdżając do Warszawy na Pchli Targ miałam już nową koncepcję na ilustrację do tych słów. Na Pchlim odwiedziło mnie wielu cudownych ludzi! Z niektórymi miałam okazję widzieć się już w Krakowie i te odwiedziny najbardziej mnie wzruszyły;)
Pozdrawiam z tego miejsca wszystkich, którzy choć na chwilę do mnie
zajrzeli;)
Mały niedźwiedź udał się nad rzekę. Usiadł na brzegu czekając, jak co wieczór, aż ryby pokażą swe lśniące w blasku księżyca łuski. Ryby wyłoniły swe pyszczki i tęsknym wzrokiem spojrzały w stronę srebrnej tarczy. Kiedy zniknęły bez słowa w ciemnych wodach rzeki, niedźwiadek krzyknął w stronę księżyca:
- Czemu to ryby dziś nie
śpiewają?
Księżyc, mocno zdumiony odparł:
- Czy ty niedźwiadku nie czujesz
pod swym niedźwiedzim futerkiem, że jutro rzekę lód skuje? Zobaczymy się
dopiero wiosną!
Wymiary: 15x15
Oprawa: 20x20
No i znalazłam tekst, który najzwyczajniej między kartkami książki się zawieruszył. Wyjeżdżając do Warszawy na Pchli Targ miałam już nową koncepcję na ilustrację do tych słów. Na Pchlim odwiedziło mnie wielu cudownych ludzi! Z niektórymi miałam okazję widzieć się już w Krakowie i te odwiedziny najbardziej mnie wzruszyły;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)