Galeria Pod Chmurką / Open Air Gallery

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą technika mieszana. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą technika mieszana. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 19 marca 2015

Opowieść o całym świecie

Jesteś. To dobrze. Tak powiedział.
Szpera w skrzyni z narzędziami. Słońce wpada przez otwór w drzwiach. Teraz go widzę. Przyklęknął na jedno kolano. Tak jak w kościele. On w kościele nigdy na dwa.
Jest. Małe ciemne szkiełko spawalnicze. Przetarł grubym palcem. Za paznokciem brud całego poranka. Zdążył już naprawić rower, którym pojadę.
Najpierw jednak spojrzę w słońce. Na zmianę z nim. I zastanawiam sie czy wodniste oczy po raz ostatni zobaczą zaćmienie słońca...

Jutro! Już jutro zaćmienie. Pokażę je synowi.
U mnie wszytsko dobrze! Postaram się częściej. Tę ilustrację zrobiłam w lutym zeszłego roku. Takie mam zaległości...



sobota, 20 września 2014

Opowieść o tym, że ty dobrze wiesz...

Wyciągnęła rękę
i patrzyła na
jaskółkę.

Widziała, jak
spomiędzy palców
wyrastają jej
pióra

Zamknęła oczy,
odeszła
na palcach
jak wróżka.

Ty dobrze wiesz,
że ona nigdy TAM
nie była.

Ilustracja inspirowana niezwykłymi zdjęciami Magdaleny Berny

Resztę dopowiedziały słowa znalezione w starych gazetach i książkach.

piątek, 28 lutego 2014

Opowieść o tym, że czasem ktoś dorosły musi nam powiedzieć, że to co robimy nie jest dobre!

W WidzeJowiszach jest tak, że kiedy jest lato to znaczy, że to są wakacje. W wakacje nasi rodzice pracują, a my dostajemy klucze od domów, które chowamy w różne miejsca. Miejsce musi być umówione i nie można zapomnieć odwiesić tam klucza. My mamy specjalny gwóźdź w szopie z drewnem. Koło szopy biega pies, więc nikt do gwoździa oprócz nas nie podejdzie. Czasem ktoś z nas wyjedzie z WideJowiszy na wakacje do miasta. Zawsze do cioci. I tam podobno dzieci muszą biegać z kluczem przywiązanym do szyi. Ja się cieszę, że klucz wisi spokojnie na gwoździu a nie na szyi.
W wakacje mamy różne pomysły. Nie zawsze dobre. Nie wiemy o tym, dopóki ktoś dorosły nam o tym nie powie. W zeszłym roku najgorszym naszym pomysłem było bieganie w doły i wybieranie z norek w piaskowych ścianach hałdy, młodych jaskółek. Człowiek z koparki powiedział nam, że teraz nie może kopać, bo właśnie się urodziły młode i dopóki się nie wychowają ma zakaz kopania. Pojechał nad morze, a to daleko od WidzeJowiszy, więc uznaliśmy, że nie będzie go dość długo.
Najpierw interesowała nas tylko koparka. Wchodziliśmy na nią i mocno tupaliśmy. Nasz hałas wydostawał się za las i dalej niósł, po całych Widzejowiszach. Akurat ktoś dorosły przejeżdżał obok rowerem i krzyczał, żebyśmy złazili z koparki, ale my i tak już nie chcieliśmy w nią tupać. Tego lata w WidzeJowiszach było wyjątkowo upalnie. Nawet w nocy. Blacha nagrzewała się od słońca, w nocy nie stygła. Nie mogliśmy na niej wysiedzieć.
Bardzo chcieliśmy za to bawić się w środku. Przekopaliśmy cały teren wokół niej, żeby znaleźć klucz, ale widać człowiek od koparki przywiązał sobie klucz do szyi, chociaż jak mówił, miał wielką ochotę wejść do morza.

Tak to już w WidzeJowiszach jest, że jak się przestaje kopać w koparkę, to można usłyszeć inne dźwięki. I my usłyszeliśmy! Zgrzytanie wydobywające się z małych norek w piaskowej ścianie.
Zajrzeć do otworków można było na dwa sposoby. Od dołu. Dwoje z nas robiło wtedy z rąk koszyczek na stopę i ktoś trzeci wspinał się do najniżej położonych otworków. Zawsze się wtedy kłóciliśmy, bo ten, kto zaglądał chciał zaglądać najdłużej, a przecież należało się każdemu po kolei. W końcu pomdlały nam ręce. Wpadliśmy na pomysł, żeby zajrzeć do norek od góry. Trzeba było się wspiąć na hałdę, położyć i zsunąć do połowy. Aż trzy osoby musiały usiąść na nogach. Wtedy zaglądało się do góry nogami.
Norki okazały się tunelami, a wiadomo, w tunelach bywa niemiłosiernie ciemno.
Wróciliśmy z latarkami. Żeby raz w jaskółcze gniazdo spojrzeć. I przekonać się jak tam mają.
I wtedy chłopcy z WidzeJowiszy wpadli na bardzo zły pomysł.
Zaczęli grzebać patykami, a my dziewczynki krzyczałyśmy, żeby nie grzebali. Bo my wiedziałyśmy, że z takiego grzebania nic dobrego nie ma i dziwiłyśmy się, że oni tego nie wiedzą. Żałowałyśmy, że nie ma człowieka na rowerze. Może by krzyczał. Krzyczałyśmy, więc same. Tak głośno, że chłopcom odechciało się grzebać patykami.
Jeden. Najstarszy, odważył się ręką wyjmować jaskółki. I spojrzeliśmy wszyscy w małe zaspane oczy, błoną jeszcze zaciągnięte i zajrzeliśmy w wygłodniale dzioby, bo przez nas wystraszone jaskółki nie mogły nakarmić młodych. Pokłóciliśmy się raz jeszcze. Pokłóciliśmy się na dobre, bo nam się wydawało, że chłopcy mylą gniazda, że odkładają pisklęta do innych norek! Że teraz młode mają pomylony świat!
I nie mogłam spać długo.
Bo jakby to było, gdyby w noc ktoś przyszedł, zabrał nas i powkładał do innych łóżek, a te łóżka do innych domów wstawił, a domy wstawił w inne niż nasze WidzeJowisze.
Tego lata przestaliśmy się z sobą bawić. My, dziewczynki z Widzejowiszy z nimi, chłopcami z WidzeJowiszy

czwartek, 13 lutego 2014

Opowieść o chwili dla siebie!

Nie chcąc szargać nazwiska w obcej dzielnicy, w miejsce karteczki domofonowej, zakleiłam taśmą w kropki. Panowie od porządków lubią kropki. Domofon budzi mnie z letargu. Letarg to wspaniały... sama w domu, kawa z bałwankiem i porcja zaległości.
W związku z tym, że jestem sama mogę się przyznać... W sumie... to mogłabym się dać zaaresztować za jeden
gram czegoś! Najchętniej na plaży!

I pojechałam. Chciałam żeby:
a) wiało
b) prało żabami
c) przewietrzyło mi mózg.
Było cudnie. Dwa dni.
a) kawa na wynos
b) molo
c)przyjaciółka
d)pełne słońce
I wystarczy tylko coś zaplanować...
i może się uda, kiedy następne lato minie...
Tym czasem błagam sama siebie... nie trać czasu!
No dobrze... czasem trwonię... na głupoty. Ale tylko takie, które lubię!
W porze obiadu chciałabym zjeść obiad. Najczęściej wtedy nie czuję głodu. Na szczęście jest ktoś, kto mnie za to karci!
Kiedy potrzebne mi leżenie najczęściej nie ma na to szans.
Staram się żyć nie krytykując. Ale to takie trudne!
Daję się ponieść fantazji.
Dużej fantazji.
Jeszcze większej fantazji, żeby zrozumieć różnice płci. Jak dobrze, że są!
Moja prababcia mawiała mi: masz zimne nogi? To jesteś trzy dni przed śmiercią!
Babine słowa... bezcenne!
Tak jak życzenia płynące z serca!
Szczególnie bożonarodzeniowe.
To tyle kolażowych zaległości!

Szczęśliwego popołudnia!



wtorek, 14 stycznia 2014

Opowieść o tym, że czasami się komuś coś wydaje i to wystarczy żeby tak się stało, jak się wydawało...

Czasami ktoś z WidzeJowiszy wyjeżdża. Starzy ludzie mówią, że „ucieka”. My jednak tego nie rozumiemy. Zwykle wyjeżdżający musi przejść całe WidzeJowisze, bo przystanek autobusowy jest na samiuśkim końcu, tam, gdzie zaczyna się nowa droga albo może kończy nasza. Bo tamta droga, jest już nie nasza. Tuż przed jej początkiem ktoś postawił znak z Napisem WidzeJowisze i ten napis przekreślił na czerwono. Może nawet to ten sam człowiek, co wykopał naszą hałdę?
Zwykle wiadomo, kiedy ktoś ma zamiar wyjechać. Mówi się o tym przy kuchennych stołach, podczas kolacji, że szkoda ,że raczej już nie wróci, kiedy innego nieba niż to w WidzeJowiszach zasmakuje.
Nigdy nie widzieliśmy, żeby ktoś biegł, ani nawet szedł szybko. Takim normalnym kokiem, tylko z dużą torbą i pięcioma reklamówkami, to może trochę inaczej szedł niż zwykle. Raczej wolniej, szczególnie, kiedy padał deszcz i w dziurach nazbierało się sporo deszczu.
Może skakał, a starym wydawało się, że ucieka...

piątek, 10 stycznia 2014

Nie jestem zamożnym człowiekiem, dysponuję niewielką ilością czasu, który usiłuję nagiąć do granic możliwości.
Zaczynam dzień od kawy i sama nie jadając śniadań, tłukę sześciolatkowi do łba, jaki to ważny posiłek.
Żyję z dnia na dzień i staram się otaczać ludźmi, co nie narzekają z byle powodu, bo prawo narzekania mają Ci tylko, co chore dzieci mają!!!
Nie wspieram pijaków! Czasem daję dwa złote cygance, tej z Kazimierza. Przyjdzie, pogrzeje przy piecyku kolana, poględzi i idzie dalej.
Nie wspieram schronisk dla zwierząt, bo takie to czasy mamy, że nasi emeryci nie mają na plasterek salcesonu, a dzieci kanapek na drugie śniadanie.

Zdrowe dziecko mając (bo nie liczę katarów, zapaleń ucha, alergii, emocjonalnych wzlotów i upadków)cieszę się jak głupia.

Drżałam kiedy mój synek trafił do inkubatora na jedną noc. Urodzić się nie chciał sam z siebie za nic na świecie. Kiedy w końcu wywołano go na świat okazało się, że ciężko mu oddychać. Urodził się z węzłem prawdziwym na pępowinie. Inkubator opatrzony czerwonym serduszkiem trochę mnie uspokoił. Wiedziałam, że to dobry i nowoczesny sprzęt.
Kiedy miła pani przyszła zapytać, czy życzę sobie, żeby bezboleśnie zbadać słuch mojemu noworodkowi zrobiło mi się raźniej. Certyfikat badania słuchu na zawsze wklejono do książeczki zdrowia. Na certyfikacie znajome serduszko.
ja tylko tyle do czynienia ze sprzętem w serduszko miałam. Są jednak rodzice, co na nie patrzą każdego dnia, przez wiele miesięcy.

Oddałam jedną ze swoich prac na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Zaczęłam od złotówki, bo każda się liczy...

Link do aukcji tu:

http://aukcje.wosp.org.pl/biale-pole-i919415

Pada dziś... zimy nie ma... i tyle drzew się budzi...

poniedziałek, 21 października 2013

Opowieść o tym, że sąsiad to ważna sprawa.

Na wsi sąsiad jest jak rodzina. Na wesela się zaprasza, potem na chrzty kolejne. Nie pójść na pogrzeb sąsiada to grzech i na sponiewieranie ludzkie narazić się można.

Ten z prawej, to mnie kiedyś w amoku pijackim pomylił z własną córką. Wrzasnął do ucha: Agniecha do domu!!! Ptaki spłoszone krzykiem brata usiadły zaraz na drzewach, bo ja krzyczeć nie mogłam!
Koc, co płaszcz rycerski udawał, opadł na mech. 
Nadgarstek uwolniony przez mamę jednym policzkiem celnie wymierzonym. 
Wrócona pamięć wygnała na chwilę obłęd z oczu. 
Głos w gardle uwięziony wydostał się teraz i raz jeszcze ptaki spłoszył.

Ten z lewej pomagał dziadkom przy sianokosach. Tak po sąsiedzku, za wódki kieliszek.
Wtoczył raz jeden wóz z sianem do stodoły dziadkowej tak, że głową o gwóźdź wystający z belki zawadził. W sianie skoszonym maki wyrosły, a już więcej na nie nie wlazłam. Bliznę na głowie oglądać musiałam za każdym razem, kiedy nas odwiedzał. 

Ten trzeci, z przeciwka, miał dziwne perfumy i psa, który ujadał zajadle do nocy późnej. Kiedy drewniany płot z desek zastąpiła fikuśna brama  okazało się, że pies jest mniejszy niż szpary w nowym ogrodzeniu. Pies zyskał wolność, a ja bałam się wracać bez kija do domu.

Wymiary: 15x15
Oprawa: 20x20
Cena 100 PLN






środa, 11 września 2013

Opowieść o tym co lepiej, a co gorzej...

Mój pradziadek ogłuchł na starość diametralnie. 
Miał dwie córki. Moją babcię i jej siostrę. Obie głuche jak pień. Moja babcia ma czworo dzieci. Padło na moją mamę. Mama głuchnie na jedno ucho szybciej, na drugie wolniej.
Czas na mnie...

Żeby sprawdzić czy proces już się zaczął, zmusiłam doktora Trąbkę, żeby przetestował moje uszy. 
Patrząc na Kopiec Kościuszki przeżyłam pierwsze badanie słuchu.
Słuch idealny, uszy czyste!
I pomyślałam, że z dwojga złego... wolę niedosłyszeć, niż niedowidzieć;)


Wymiary: 15x15
Oprawa: 20x20
Cena: 100 PLN

piątek, 26 lipca 2013

Opowieść o progu lata.

Dwoje dzieci u progu lata staje.

Wielka cynowa balia wyciągnięta na środek podwórka. Wąż ogrodowy napełnia ją lodowatą wodą. W wodzie pławią się butelki. Etykiety kończą żywot, a oczyszczone butelki schną w trawie. Słońce odbija się w ich równo ułożonych, posegregowanych, brązowych brzuchach.

Zaraz napełnię balię czystą wodą i po południu będę się w niej pławić. 

W połowie dnia jestem znudzona. Etykiety na niektórych butelkach trzymają się zbyt długo. Zbyt długo butelki leżą w wodzie. Jestem zła. Rzucam tę robotę! 

WODA NIE ZDĄŻY SIĘ NAGRZAĆ!!!

Po południu S cierpliwie pakuje osuszone butelki do torby i robi trzecią rundę do skupu. Ja przyglądam się temu z daleka. Odbijam  gumową piłkę o ścianę.
Już wiem, że to on będzie miał pieniądze na lody i kapiszony.

Wymiary: 15x15
Oprawa: 20x20
Cena: 100 PLN


czwartek, 20 czerwca 2013

Opowieść o tym, że mam takiego kogoś...

Mam takiego kogoś, co mi zielonych kredek dostarczał. Z sympatii, przy okazji widzenia się, raz po raz, pastele i nie pastele. Ot taka niespodzianka. 

Znamy się lat kilka. Widujemy z rzadka. Ostatnio coś narzekał, że przytył, że się w dres już nie mieści;)

Ilekroć się widzimy czuję radość. Że zdrowy człowiek i ma się dobrze. Taka szczerość mi wystarcza.

Żyję bez wielkich przyjaźni. Dryfuję i cieszę się ze spotkań ze znajomymi. Tylko rośnie mi broda, kiedy zbyt długo pada...

Wymiary: 15x15
Oprawa: 20x20


wtorek, 18 czerwca 2013

Opowieść o tęsknotach

Tęsknię za robieniem pierścionków ze stokrotek polnych.
Tęsknię za Wyścigiem Pokoju przejeżdżającym przez naszą wieś. Cały dzień siedziałam w przydrożnym rowie i robiłam łańcuch z łodyg mleczy.
Tęsknię za ogniskami sobótkowymi.
Tęsknię za tym, żeby dziadek powiedział : jak złapię tych gówniarzy co mi trawę wydeptali na łące pod lasem, to im nogi powyrywam!
Tęsknię za mokrym śniegiem, przyklejonym do dzierganych rękawic.
Tęsknię za uroczystym zakończeniem roku szkolnego i echem odbijającym słowa...
"już za parę dni, za dni parę"

Zamki tęsknią za smokami...


Wymiary: 15x15
Oprawa: 20x20

wtorek, 28 maja 2013

Opowieść o planach!

Kiedyś chcieli zamienić duże miasto na małe miasteczko. Miasteczko senne, z ładną drewnianą zabudową i wodą zdrojową do wypicia raz na jakiś czas. Obejrzeli dom, co lekko pochylał się w stronę małej rzeczki przepływającej przez działkę. Dach nowy trzeba i wszystko trzeba, ale już siebie w nim widzieli. Nawet psa.
Jedna z sióstr chciała dom sprzedać, brat też, druga z sióstr nagle się rozmyśliła sentymentalnie. 
Bo mama w tym domu się rodziła, bo wszystko co najlepsze w jej życiu, z tego domu wyszło, bo najładniej szumią tu drzewa, a i sąsiad dobry, choć wysokim płotem  od brukowanej ulicy odgrodzony.

W mieście dużym zostali i tylko czasem wspomnieniem wrócą i pomyślą o sennym miasteczku i o tym, jaki by teraz ich życie wyglądać mogło...

Wymiary: 15x15
Oprawa: 20x20

piątek, 3 maja 2013



Opowieść o tym, że diabeł tkwi w szczególe...

Róża ma dziś po osiemdziesiątce. Jej mąż, krawiec pozwalał mi się przeglądać w owalnym lustrze szafy, kiedy mierzył długość moich ramion. Uszył mi dwa płaszczyki. Czarny i zielony. Czarny służył mi lepiej. Zielony był ciężki.
Za płaszczyki zapłaciła babcia i nic mi o tym nie powiedziała. Kiedy poszłam zapłacić za usługę, stary krawiec chytrze się uśmiechnął i powiedział, że będzie mi wdzięczy, jak przyjdę na jego pogrzeb, kiedy umrze. 
Obiecałam. Obietnicy nie spełniłam. Powodu nie pamiętam, ale nie jest mi z tym dobrze do dziś.


Róża opowiedziała mi swą miłosną historię. Taką sprzed krawca. Była młoda i on też. No może trochę starszy, jak to za tamtych czasów bywało. Miłość wisiała w powietrzu. Widywali się całą jesień, zimę i wiosnę. Daty pisano.
Nadeszło lato i jego upalne dni. Oblubieniec pomagał w gospodarstwie przyszłych teściów. Kiedy gorąc zrobił się nie do zniesienia, zamienił długie spodnie na krótkie. 
Róża zobaczyła nogi. Chude i owłosione na rudo. 
Miłość odeszła wraz z wieczorem.
Różę zaklinano. Różę przeklinano. Daty odwołano.

Chłopiec, o owłosionych na rudo nogach, odszedł bez większego żalu. Takie to czasy. 
Byle przed siebie... do następnej wsi, gdzie jakaś panna czeka na zamążpójście. 
Znajomość zacznie od odsłoniętych kolan.

Wymiary: 15x15
Oprawa: 20x20
Cena: 80 PLN




czwartek, 18 kwietnia 2013

Opowieść o tym co lubię... czyli porcyjka kolażowa!

Polubiłam chrrrrropowate ściany w pracowni. Dziś mówię, że są rustykalne;)
A to... to pierwszy kolaż, który tam powstał;)








Lubię kiedy wszystko w czasie i przestrzeni znajduje swoje miejsce.

" O duszy" powstał kiedy na fejsbukowym liczniku wskoczyło 666;)











Lubię pracować nocą.

Radzę sobie mimo tego, że wszystkie niemal szpeje mieszkają w pracowni;)

Lubię sobie radzić;)











Lubię wiosnę. Wiosną mam urodziny, wiosną straciłam głowę i dałam się poprosić o rękę, żeby następnej wiosny zostać żoną.

Lubię czekać na wiosnę... choć nie tak długo jak tej zimy;)









Lubię kiedy jest akcja!















Lubię akcenty. "Judasz" to mój jedyny tegoroczny świąteczny akcent.















Wbrew pozorom lubię krótkie zdania;)









P.s. No i mamy pierwszy taki ciepły wieczór... Wyniosłam leżankę wiklinową. Kiedy już dziecię spać pójdzie, zabieram koc i ląduję, żeby popatrzeć w niebo. Pewnie jakaś nowa myśl przyjdzie mi do głowy;)


poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Opowieść o tym, że łatwo być królem...

Kolejarskie bloki. Wszystkie otynkowane na szaro. Układ mieszkań wszędzie taki sam. Piec kaflowy na węgiel wtopiony w ścianę tak, że ogrzewał dwa pokoje.  Zazdrościłam kuzynce,  że ma swój pokój. Że ma łóżko chowane w meblościance. Że ma lalkę pozytywkę wygrywającą motyw z "Jeziora Łabędziego". To jednak ja, mieszkająca na wsi bidula miałam coś, co nazywano łazienką;)


Praca powstała na pozyskanej szarej tekturce, która ma nieskazitelnie złoty odcień ;) Uwielbiam...

Wymiary: 13x13
Oprawa: 20x20

środa, 3 kwietnia 2013

Opowieść o wietrze

Wiatr szumiał w wielkim dębie, co koło zabudowań gospodarczych rósł. I choć zabudowania gospodarcze pojawiły się  znacznie później niż dąb, to dąb ustąpić musiał. Zbyt mocno szumiał i szumem zagrażał okolicznym dachom.

Wróciłam ze szkoły i oniemiałam. Po dębie został ogromny pień i ciepło w zimowe dni, bo dąb ogień trzyma długo.
Zimowe dni na wsi. Węglowy piec wychłodzony przez noc. Kiedy byłam mała, często spałam z mamą. Rano, nie wysuwając nóg spod pierzyny ubierałam czerwone rajtuzy, których szczerze nie znosiłam. Po omacku usiłowałam nogą w odpowiednią "nogawkę" trafić, nogawka skręcona i pięta zupełnie nie tam, gdzie pięta. Mama mi te rajty odkręcała na nogach. Nie raz uszczypnęła w pośpiechu... bo szkoła, bo praca, bo pies musi jeść dostać. Bo kiedyś, to zmiękczających płynów  do płukania nie było. Bo kiedyś, to się psom jedzenie gotowało.

Wymiary: 15x15
Oprawa: 20x20

piątek, 22 marca 2013

Opowieść o ty, że czas płynie...

Dwa lata prowadziłam blog o podróżowaniu z dzieckiem : (redoffroad) 
Niepostrzeżenie minął rok od ostatniego wpisu. Choć miałabym co opisywać, to kompletnie nie mam na to czasu. Decyzja zapadła. 
Zamykam redoffroadowanie...

Mój mały Kurka ma 5,5 roku. Dziś obudził się z temperaturą. Ucieszył się, że nie musi do przedszkola.

Kiedy zobaczył mój stary, pożółkły blok, zapragnął posiąść choć jedną kartkę. Narysował na niej piękny zamek (zamek Tengila, złego władcy z "Braci Lwie Serce" A. Lindgren).
Pół dnia namawiałam go, żeby wrzucił kolor w kontury. Uznał, że nie ma czasu. Zapytałam, czy mogę przejąć ten rysun i wypełnić go po swojemu drobnym rzucikiem. Uznał, że tak będzie lepiej, a kiedy skończę mam go oprawić, sprzedać a kasiorę przynieść i wrzucić do jego skarbonki.
Bóg mi świadkiem, że to zrobię! Amen! Dobranoc;)


sobota, 2 marca 2013

Opowieść o puszce po KAKAO

Za każdym razem, kiedy pojawiam się w rodzinnym domu, pada skaramentalne: "a może byś coś sobie wybrała z tej szafki..."
"Ta" szafka kiedyś wydawała mi się bardzo przepastna. Mieszkały tam talerze, salaterki, sztućce wyciągane na okoliczność wyższej rangi. Mieszkała tam też złoto - bordowa puszka po niemieckim KAKAO. Puszka nie pachniał już nawet KAKAO. W puszce tej, moja mama chowała najciekawszą zabawkę mego dzieciństwa - guziki! Pojedyncze, w kompletach, z dwoma, trzema, czterema dziurkami. Owalne, okrągłe, trójkątne.   
Odpruwane od sweterków, bluzeczek, kurteczek, z których powyrastaliśmy. 
Bywały walutą, często obcą, bywały materiałem konstrukcyjnym i konsumpcyjnym. 

W moim domu guzików dosłownie kilka. Mieszkają w puszce po ciastkach. Na wieczku pudełka obraz Moneta. W środku bałagan. Puszka bywa ulubioną zabawką synka. Oto ulubione guziki pięciolatka.




Wymiary pracy:
Wielkość: 15x15
Oprawa: 20x20

wtorek, 29 stycznia 2013

Opowieść i zimie!

Ileż to poranków zimowych trzeba było mi znieść. Piec wieczorem do czerwoności rozgrzany, rankiem wystudzony. Ubieranie źle wypłukanych rajtuz, pod ciężką od pierza pierzyną.  Przemarsz do babci. Rękawice ręcznie dziergane, ciężkie od mokrego śniegu suszone, przy prababcinym piecu. Czekanie. Łuskanie pestek dyni.

Nie mieliśmy samochodu. Nawet do kościoła.W mroźne niedzielne poranki czekała nas jazda na rowerze. Trzy kilometry w jedną stronę. Zmarznięte dłonie. 

Zmarznięty, drewniany kościółek z VIII wieku. Zmarznięte palce u stóp. Powrót.

Szkoła. Tuż obok kościoła. Trzy kilometry to zbyt mało, żeby dojeżdżać szkolnym autobusem. Zawiane pola. Powroty po zmroku. Tuż za Urzędem Gminy rozpoczynała się droga bez oświetlenia. Nasza ulica odśnieżana od strony sołtysa.


Szkoła średnia. Wielka teczka. Porywy wiatru. Czekanie na spóźniony pociąg. W poczekalni śpiący bezdomny. 

Smród wyciągał nas na zewnątrz.
Lepienie bałwana! Kulig, na którym posikałam się z zimna. Granie w hokeja na zamarzniętych łąkach. "Świnka" w ferie.
A potem... potem mycie okien wodą z octem i zapach wiosny...


Wymiary: 15x15
Oprawa: 20x20


Moja inspiracja. Zdjęcie rumuńskiego fotografa. Mała wioska, małe niebieskie domki.
Więcej jego prac tu:  sorinonisor