Galeria Pod Chmurką / Open Air Gallery

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dekoracja pokoju dziecięcego. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dekoracja pokoju dziecięcego. Pokaż wszystkie posty

sobota, 20 września 2014

Opowieść o tym, że ty dobrze wiesz...

Wyciągnęła rękę
i patrzyła na
jaskółkę.

Widziała, jak
spomiędzy palców
wyrastają jej
pióra

Zamknęła oczy,
odeszła
na palcach
jak wróżka.

Ty dobrze wiesz,
że ona nigdy TAM
nie była.

Ilustracja inspirowana niezwykłymi zdjęciami Magdaleny Berny

Resztę dopowiedziały słowa znalezione w starych gazetach i książkach.

niedziela, 22 czerwca 2014

Opowieść o głupich myślach...

Mała dziewczynka ogląda zdjęcia swojej mamy. Z odległej młodości. Z czasów Troi. Najbardziej lubi te, na których siedzi obok nieznanego mężczyzny. Opalony. Oficjalna biała koszula złamana nieoficjalnie modnymi okularami. Na słońce.
Nie może spojrzeć mu w oczy i poprosić, żeby to on był jej tatą.
I nie wie gdzie mieszka. Może bardzo daleko. Tym lepiej. Byle dalej. I w myślach wysiada na maleńkiej stacji. Nad morzem. Tam muszą mieć takie okulary na słońce!



piątek, 28 lutego 2014

Opowieść o tym, że czasem ktoś dorosły musi nam powiedzieć, że to co robimy nie jest dobre!

W WidzeJowiszach jest tak, że kiedy jest lato to znaczy, że to są wakacje. W wakacje nasi rodzice pracują, a my dostajemy klucze od domów, które chowamy w różne miejsca. Miejsce musi być umówione i nie można zapomnieć odwiesić tam klucza. My mamy specjalny gwóźdź w szopie z drewnem. Koło szopy biega pies, więc nikt do gwoździa oprócz nas nie podejdzie. Czasem ktoś z nas wyjedzie z WideJowiszy na wakacje do miasta. Zawsze do cioci. I tam podobno dzieci muszą biegać z kluczem przywiązanym do szyi. Ja się cieszę, że klucz wisi spokojnie na gwoździu a nie na szyi.
W wakacje mamy różne pomysły. Nie zawsze dobre. Nie wiemy o tym, dopóki ktoś dorosły nam o tym nie powie. W zeszłym roku najgorszym naszym pomysłem było bieganie w doły i wybieranie z norek w piaskowych ścianach hałdy, młodych jaskółek. Człowiek z koparki powiedział nam, że teraz nie może kopać, bo właśnie się urodziły młode i dopóki się nie wychowają ma zakaz kopania. Pojechał nad morze, a to daleko od WidzeJowiszy, więc uznaliśmy, że nie będzie go dość długo.
Najpierw interesowała nas tylko koparka. Wchodziliśmy na nią i mocno tupaliśmy. Nasz hałas wydostawał się za las i dalej niósł, po całych Widzejowiszach. Akurat ktoś dorosły przejeżdżał obok rowerem i krzyczał, żebyśmy złazili z koparki, ale my i tak już nie chcieliśmy w nią tupać. Tego lata w WidzeJowiszach było wyjątkowo upalnie. Nawet w nocy. Blacha nagrzewała się od słońca, w nocy nie stygła. Nie mogliśmy na niej wysiedzieć.
Bardzo chcieliśmy za to bawić się w środku. Przekopaliśmy cały teren wokół niej, żeby znaleźć klucz, ale widać człowiek od koparki przywiązał sobie klucz do szyi, chociaż jak mówił, miał wielką ochotę wejść do morza.

Tak to już w WidzeJowiszach jest, że jak się przestaje kopać w koparkę, to można usłyszeć inne dźwięki. I my usłyszeliśmy! Zgrzytanie wydobywające się z małych norek w piaskowej ścianie.
Zajrzeć do otworków można było na dwa sposoby. Od dołu. Dwoje z nas robiło wtedy z rąk koszyczek na stopę i ktoś trzeci wspinał się do najniżej położonych otworków. Zawsze się wtedy kłóciliśmy, bo ten, kto zaglądał chciał zaglądać najdłużej, a przecież należało się każdemu po kolei. W końcu pomdlały nam ręce. Wpadliśmy na pomysł, żeby zajrzeć do norek od góry. Trzeba było się wspiąć na hałdę, położyć i zsunąć do połowy. Aż trzy osoby musiały usiąść na nogach. Wtedy zaglądało się do góry nogami.
Norki okazały się tunelami, a wiadomo, w tunelach bywa niemiłosiernie ciemno.
Wróciliśmy z latarkami. Żeby raz w jaskółcze gniazdo spojrzeć. I przekonać się jak tam mają.
I wtedy chłopcy z WidzeJowiszy wpadli na bardzo zły pomysł.
Zaczęli grzebać patykami, a my dziewczynki krzyczałyśmy, żeby nie grzebali. Bo my wiedziałyśmy, że z takiego grzebania nic dobrego nie ma i dziwiłyśmy się, że oni tego nie wiedzą. Żałowałyśmy, że nie ma człowieka na rowerze. Może by krzyczał. Krzyczałyśmy, więc same. Tak głośno, że chłopcom odechciało się grzebać patykami.
Jeden. Najstarszy, odważył się ręką wyjmować jaskółki. I spojrzeliśmy wszyscy w małe zaspane oczy, błoną jeszcze zaciągnięte i zajrzeliśmy w wygłodniale dzioby, bo przez nas wystraszone jaskółki nie mogły nakarmić młodych. Pokłóciliśmy się raz jeszcze. Pokłóciliśmy się na dobre, bo nam się wydawało, że chłopcy mylą gniazda, że odkładają pisklęta do innych norek! Że teraz młode mają pomylony świat!
I nie mogłam spać długo.
Bo jakby to było, gdyby w noc ktoś przyszedł, zabrał nas i powkładał do innych łóżek, a te łóżka do innych domów wstawił, a domy wstawił w inne niż nasze WidzeJowisze.
Tego lata przestaliśmy się z sobą bawić. My, dziewczynki z Widzejowiszy z nimi, chłopcami z WidzeJowiszy

wtorek, 4 lutego 2014

Opowieść o tym co by było, gdybym inny dom miała

Gdybym inny dom miała, jadałabym z innych talerzy. Nie tych beżowych z pomarańczową obwódką.
Może lubiłabym beż.
Gdybym inny dom miała, nie uderzyłabym kolegi metalowymi grabiami w głowę, nie pamiętałabym tamtego sobotniego poranka, kiedy niebo było wyjątkowo czyste, a samlociki lśniące. Mamy bluzka w serek wycięta, w kolorze nieba przed burzą przytulała mnie, choć tak straszliwie narozrabiałam.

Może gdybym tylu łez nie wylała. Z podkurczonymi pod brodę kolanami. Gdybym tak pięścią nie wygrażała na swój dziecięcy los. Słowem nie zarzekała, że tak nie może być przecież wiecznie, to czy dziś wracając myślą, usiłowałabym wyprasować pióra gołębia, co zamieszkuje moje serce?
Wrosłam w to wspominanie wyprasowane, co zdaje się tylko snem z podkurczonymi nogami. Bo jak o sobie myślę sprzed lat, to jakbym sama siebie nie poznawała w tym byciu. Bo gdybym się pogodziła z tamtym byciem, to dziś mogłabym być byle kim.


Nic przecież nie stoi na przeszkodzie w byciu byle kim.

Ilustracja 12x12
Oprawa: 20x20
Cena: 100

piątek, 31 stycznia 2014

Opowieść o tym, że w tym świecie mają szansę tylko piłkarze!

Najpierw zbierałam kartki imieninowe. Z kwiatkami. Mogłam bawić się w koncert życzeń. Byłam Krystyną Loską, czytałam na głos ręcznie pisane życzenia, a potem z magnetofonu odtwarzałam nagraną z radia Krystynę Prońko. Zbierałam też długopisy. Najcenniejszy był taki na cztery wkłady i ten, co mi go babcia z Częstochowy przywiozła. Duży, z paieżem. Wałęsowski.

Zbierałam papierki po czekoladach. Sreberka zwane złotkami. Nalepki z bananów, którymi wykleiłam całą szafkę. Plakaty ze świata młodych. Kim Wilde była zawsze najładniejsza. Podbierałam bratu znaczki z reprodukcjami dzieł sztuki. Można więc uznać, że znaczki też zbierałam.

Mój chłopak miał jednak najdziwniejsze zbieracze hobby o jakim kiedykolwiek słyszałam.
Mój chłopak zbierał nalepki z chlebów.
Z różnych chlebów. Z różnych piekarni. Z całego Kieleckiego.
Odrywał je starannie, a te co się oderwać nie chciały wykrawał nożem.

Takich chłopaków dziś już nie ma.

Imieninowe kartki mają drukowane życzenia. Nic w nich od serca.
Imienin to się nie obchodzi.
Tak jak Prońko śpiewa, to już nikt. A z resztą... po co nam druga Prońko!
Długopisy tylko reklamowe po domach. Jak ołówek, to z Ikea.
Dzieci nalepkami z bananów gardzą i wizerunki piłkarzy zbierają.

Moim mężem jest ten chłopak od nalepek z chlebów. No nie mogło być inaczej!

Uściski!

piątek, 10 stycznia 2014

Nie jestem zamożnym człowiekiem, dysponuję niewielką ilością czasu, który usiłuję nagiąć do granic możliwości.
Zaczynam dzień od kawy i sama nie jadając śniadań, tłukę sześciolatkowi do łba, jaki to ważny posiłek.
Żyję z dnia na dzień i staram się otaczać ludźmi, co nie narzekają z byle powodu, bo prawo narzekania mają Ci tylko, co chore dzieci mają!!!
Nie wspieram pijaków! Czasem daję dwa złote cygance, tej z Kazimierza. Przyjdzie, pogrzeje przy piecyku kolana, poględzi i idzie dalej.
Nie wspieram schronisk dla zwierząt, bo takie to czasy mamy, że nasi emeryci nie mają na plasterek salcesonu, a dzieci kanapek na drugie śniadanie.

Zdrowe dziecko mając (bo nie liczę katarów, zapaleń ucha, alergii, emocjonalnych wzlotów i upadków)cieszę się jak głupia.

Drżałam kiedy mój synek trafił do inkubatora na jedną noc. Urodzić się nie chciał sam z siebie za nic na świecie. Kiedy w końcu wywołano go na świat okazało się, że ciężko mu oddychać. Urodził się z węzłem prawdziwym na pępowinie. Inkubator opatrzony czerwonym serduszkiem trochę mnie uspokoił. Wiedziałam, że to dobry i nowoczesny sprzęt.
Kiedy miła pani przyszła zapytać, czy życzę sobie, żeby bezboleśnie zbadać słuch mojemu noworodkowi zrobiło mi się raźniej. Certyfikat badania słuchu na zawsze wklejono do książeczki zdrowia. Na certyfikacie znajome serduszko.
ja tylko tyle do czynienia ze sprzętem w serduszko miałam. Są jednak rodzice, co na nie patrzą każdego dnia, przez wiele miesięcy.

Oddałam jedną ze swoich prac na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Zaczęłam od złotówki, bo każda się liczy...

Link do aukcji tu:

http://aukcje.wosp.org.pl/biale-pole-i919415

Pada dziś... zimy nie ma... i tyle drzew się budzi...

czwartek, 26 grudnia 2013

Opowieść o dokarmianiu!

Szczerbata sześciolatka czeka pierwszej gwiazdki. Spakowała do reklamówki ulubioną kolorowankę i kilka kredek. Śnieg skrzypi pod  czerwonymi "Relaksami". Wandachowicze, Ropęgi, Borysy, Denuszki, Sobieryny, Madeje, Przybysze, jedne Kłodasie, drugie Kłodasie... małe paluszki zmarzły mijając dziewięć domostw.
W oknach domu dziadków iskrzą się staromodne światełka.
Szczerbata sześciolatka nigdy nie zapomni tej wigilii. Po powrocie do domu  przekona się, że plastikowy telefon ze słuchawką na sznurku, nie jest w stanie połączyć się ze świętym Mikołajem.


Szesnastolatka nie lubi świąt. Przeżywa je szybko i niechętnie. W domu są ludzie, z którymi nie chce dzielić się opłatkiem.

Dwudziestosześcioletnia dziewczyna spędza kolejne święta poza domem, bez choinki, reniferow i innych badziewnych sekwencji. Cieszy się, że idzie we wigilię do pracy. Zarobi trochę więcej kasy. Może kupi sobie buty.

Trzydziestoletnia kobieta patrzy na swego trzymiesięcznego synka i myśli o nadchodzących świętach. Pierwszych razem. Jest choinka.

Trzydziestosześcioletnia mama wie, że od niej zależy to, jakie wspomnienia będzie miał jej syn. Skromnie, bez migających natarczywie światełek. Na choince kilka pierników. Barszcz co wyjątkowo dobry wyszedł. Świąteczny długi spacer. Łyżwy. I gdyby miała telewizję, byłaby gotowa  obejrzeć Kevina, co sam w domu został. 

Wszyscy karmimy się wspomnieniami.




poniedziałek, 21 października 2013

Opowieść o tym, że sąsiad to ważna sprawa.

Na wsi sąsiad jest jak rodzina. Na wesela się zaprasza, potem na chrzty kolejne. Nie pójść na pogrzeb sąsiada to grzech i na sponiewieranie ludzkie narazić się można.

Ten z prawej, to mnie kiedyś w amoku pijackim pomylił z własną córką. Wrzasnął do ucha: Agniecha do domu!!! Ptaki spłoszone krzykiem brata usiadły zaraz na drzewach, bo ja krzyczeć nie mogłam!
Koc, co płaszcz rycerski udawał, opadł na mech. 
Nadgarstek uwolniony przez mamę jednym policzkiem celnie wymierzonym. 
Wrócona pamięć wygnała na chwilę obłęd z oczu. 
Głos w gardle uwięziony wydostał się teraz i raz jeszcze ptaki spłoszył.

Ten z lewej pomagał dziadkom przy sianokosach. Tak po sąsiedzku, za wódki kieliszek.
Wtoczył raz jeden wóz z sianem do stodoły dziadkowej tak, że głową o gwóźdź wystający z belki zawadził. W sianie skoszonym maki wyrosły, a już więcej na nie nie wlazłam. Bliznę na głowie oglądać musiałam za każdym razem, kiedy nas odwiedzał. 

Ten trzeci, z przeciwka, miał dziwne perfumy i psa, który ujadał zajadle do nocy późnej. Kiedy drewniany płot z desek zastąpiła fikuśna brama  okazało się, że pies jest mniejszy niż szpary w nowym ogrodzeniu. Pies zyskał wolność, a ja bałam się wracać bez kija do domu.

Wymiary: 15x15
Oprawa: 20x20
Cena 100 PLN






wtorek, 10 września 2013

Opowieść o tym, jak zatrzymać lato i jeszcze o tym, że JESTEM!


Wiadomo! Wbić parawan na plaży nie jest łatwo. Porywisty wiatr i zbity piasek niweczą próby dwóch zakonnic, co przyjechały z dorastającą młodzieżą pooddychać jodem. Młodzież, być może pierwszy raz nad morzem, pobiegła dotykać fal. Zakonnice za nic nie mogą poradzić sobie z parawanem. 

A ja siedzę na desce, którą wyrzuciło morze. Służy mi za młotek i nie rozstaję się z nią przez cały turnus.
Postanawiam pomóc. Tłumaczę zakonnicom ideę parawanu. Na nic. Wbijam paliki jak chcą. Teraz w parawan łapią wiatr.

Od tej pory deseczkę nazywamy: "deseczką INRI".
Od tej pory wiem, że nie oddałabym zakonnicom swego potomka, bo te kobitki nic a nic o życiu nie wiedzą!

Deseczkę zabieramy do Krakowa. Od czasu do czasu służy mi jako tło do robienia zdjęć, bo słońce i woda morska, to najlepszy malarz dla drzewa.
Po roku zanoszę deseczkę INRI do stolarza. Stolarz po narysowanych śladach wycina domki.
Teraz mam takie dwa. Wiszą w kanciapie w kąciku roboczym. Wspominam tamto lato...

Tego roku Bałtyk był spokojny.

Trudno o deseczkę. Znalazłam za to drąg. Popękany, z zardzewiałym gwoździem. Ideał!
Stolarz po narysowanych śladach wyciął domki. Mam takie. Pachną morzem... przynajmniej dla mnie! Zatrzymałam lato...







Nazbierałam roślin i starym zwyczajem włożyłam między strony książki... 

"Traktat o łuskaniu fasoli" suszy rośliny jak należy!

nostalgicznie... ze starą gazetą...

Tasznik. 

Uwielbiam wizualnie! 

Dziadek nienawidził.
















Tego lata postanowiłam, że tasznik  trzeba utrwalić na filiżankach...
















Tego lata cieszyłam się jak głupia swoją kanciapą. Jak głupia... bo ja nie wiem, czy uda mi się przetrwać zimę....


















Zasiałam trawę, by zasłonić donicami odrapany parapet. Trawa urosła szybko. Macałam ją paluchami co rano i upalnymi popołudniami, kiedy jej  chłód był najprzyjemniejszy.

Przycinałam cztery razy. Potem nadeszły jeszcze większe upały i nie podlana przez dwa dni uschła...








W związku z tym, że doczekałam się printów, zrobiłam w kanciapie pierwszy remont;) Tak to latem bywa...



















Ostatnie promienie letniego słońca łapię w cudny łapacz snów od MOIMILI...















"Jak zatrzymać lato..." to tytuł tej ilustracji. 

Niech każdy zatrzymuje po swojemu...











































piątek, 26 lipca 2013

Opowieść o progu lata.

Dwoje dzieci u progu lata staje.

Wielka cynowa balia wyciągnięta na środek podwórka. Wąż ogrodowy napełnia ją lodowatą wodą. W wodzie pławią się butelki. Etykiety kończą żywot, a oczyszczone butelki schną w trawie. Słońce odbija się w ich równo ułożonych, posegregowanych, brązowych brzuchach.

Zaraz napełnię balię czystą wodą i po południu będę się w niej pławić. 

W połowie dnia jestem znudzona. Etykiety na niektórych butelkach trzymają się zbyt długo. Zbyt długo butelki leżą w wodzie. Jestem zła. Rzucam tę robotę! 

WODA NIE ZDĄŻY SIĘ NAGRZAĆ!!!

Po południu S cierpliwie pakuje osuszone butelki do torby i robi trzecią rundę do skupu. Ja przyglądam się temu z daleka. Odbijam  gumową piłkę o ścianę.
Już wiem, że to on będzie miał pieniądze na lody i kapiszony.

Wymiary: 15x15
Oprawa: 20x20
Cena: 100 PLN


czwartek, 20 czerwca 2013

Opowieść o tym, że mam takiego kogoś...

Mam takiego kogoś, co mi zielonych kredek dostarczał. Z sympatii, przy okazji widzenia się, raz po raz, pastele i nie pastele. Ot taka niespodzianka. 

Znamy się lat kilka. Widujemy z rzadka. Ostatnio coś narzekał, że przytył, że się w dres już nie mieści;)

Ilekroć się widzimy czuję radość. Że zdrowy człowiek i ma się dobrze. Taka szczerość mi wystarcza.

Żyję bez wielkich przyjaźni. Dryfuję i cieszę się ze spotkań ze znajomymi. Tylko rośnie mi broda, kiedy zbyt długo pada...

Wymiary: 15x15
Oprawa: 20x20


poniedziałek, 3 czerwca 2013

Opowieść o przyjaźni!

Białe płatki na powiekach coraz częściej. Spódniczki trzeba ręką obciążyć, by wiatr zdradziecki białych majtek nie odsłonił. Plastikową dziecięcą zastawę szybko trzeba pozbierać do zielonego pudełka po butach. Zaraz będzie burza.
Dwie małe dziewczynki, na jednym kocyku. Całe popołudnie na zabawie w dom spędziły.
Dom to niezwykły. 
Dużo zaufania, dużo rozmów podczas gotowania, wspólne wyprawy po rośliny, z których zupa powstanie. Patrzenie w niebo, opieka nad lalkami, zmywanie naczyń. 
Nie ma wódki i kłótni. Dom to niezwykły...

Wymiary: 15x15
Oprawa: 20x20

wtorek, 28 maja 2013

Opowieść o planach!

Kiedyś chcieli zamienić duże miasto na małe miasteczko. Miasteczko senne, z ładną drewnianą zabudową i wodą zdrojową do wypicia raz na jakiś czas. Obejrzeli dom, co lekko pochylał się w stronę małej rzeczki przepływającej przez działkę. Dach nowy trzeba i wszystko trzeba, ale już siebie w nim widzieli. Nawet psa.
Jedna z sióstr chciała dom sprzedać, brat też, druga z sióstr nagle się rozmyśliła sentymentalnie. 
Bo mama w tym domu się rodziła, bo wszystko co najlepsze w jej życiu, z tego domu wyszło, bo najładniej szumią tu drzewa, a i sąsiad dobry, choć wysokim płotem  od brukowanej ulicy odgrodzony.

W mieście dużym zostali i tylko czasem wspomnieniem wrócą i pomyślą o sennym miasteczku i o tym, jaki by teraz ich życie wyglądać mogło...

Wymiary: 15x15
Oprawa: 20x20

środa, 27 marca 2013

Opowieść o ustępstwach!

W związku atakiem przedszkolnej zarazy praca wre przy kuchennym stole. Głównie nocami. Idę na te ustępstwa, bo noc twórcza bywa bardzo i lubię to! W dzień muszę mieć wsparcie... kawa z mlekiem i dobre słowo z ust pięciolatka.







Pięciolatek będący na fali rycerskich przygód pragnie namalować kolejny zamek. Udostępniam mu płótno metr na metr. Niech ma. Kontur nasmarowany. Kolorystyka wybrana. Palec w ruch. dzieło epokowe ma ozdobić salon;) Taka plama koloru przyda się na te białe święta.









W wolnej chwili dnia marzę o tym, żeby leżeć pod drzewem akacji w letniej sukience i żeby we włosach akacji wiatr wyszumiał mi... że kocha i nigdy nie opuści...









środa, 20 marca 2013

Opowieść o tym, że to co mam wystarczy żeby...

Kuchenny stół opustoszał. Sterty kartoników, karteczek, pędzli, farb przeniosłam na dwa blaty pracowni.
Wieczorem kiedy cisza i wszyscy śpią... bardzo chce się rysować. Zagryzam wargi... i szperam... zaraz... zaraz... 
Będąc na podłódzkiej wsi zajrzałam do swoich starych półek. Wygrzebałam blok rysunkowy. Na okładce drzewo. Data produkcji: 1988 rok. 


Mam 11 lat i nie lubię tych zbyt żółtych kartek. dziś... dziś za ten kolor dałabym się posiekać!. Cienkopis skacze po zanieczyszczonych naturalnie fragmentach. Odkrywam blok na nowo... Aż się prosi o delikatne traktowanie. 

Niemal nabożnie rysuję kruchą postać małej dziewczynki. 

Ma 11 lat i brodzi po łące. Wokół tasznik. Lubi tasznik, bo pojawia się szybko po zimie i można przynieść pierwszy wiosenny bukiet...

Wiosny w sercach!!!


wtorek, 19 marca 2013

Opowieść o tym, że święty Józef postu nie przyjmuje!

W tradycji katolickiej dzień imienin Józefa jest dniem, w którym rygor Wielkiego Postu nie musi być przestrzegany. W domu mojego dziadka z przywileju tego skwapliwie korzystano. Józef lubił wypić kielicha i zagrać na skrzypkach zasłyszane melodie. Grał ze słuchu nut nie znając, wódkę imieninową pił zawsze w towarzystwie... i  uratował mi oko...
Wspominam dziś... z nieskrywaną łzą... w oku!

Przedświąteczny czas na wsi... zamiatanie całego podwórka z kup kur, pijanych od wiosennego szczęścia. Miotła. Nowa. Kupiona od lokalnego  domokrążcy od mioteł. 
Miotły sznurkami sizalowymi przywiązane do ramy.
Zamiatam i ja. Mam sześć lat. Nowa miotła wzbija tumany kurzu i kurzych piór. Zapach słońca. Kogut nie jest zadowolony. Skacze na kark i dziobem do oka zagląda. Dziadek wyrywa z rąk miotłę. Przegania koguta, który lata nie doczekał.

Kogucie napady przydarzyły mi się trzy razy w życiu. Pozostały mi po nich dwie blizny, które z wiekiem znikają, gubią w przybywających zmarszczkach i bruzdach. Ta ilustracja to szkic, do tematu. Opcję finalną już mam. Pokażę ją wiecie kiedy... no właśnie... nie wiadomo;)


sobota, 2 marca 2013

Opowieść o puszce po KAKAO

Za każdym razem, kiedy pojawiam się w rodzinnym domu, pada skaramentalne: "a może byś coś sobie wybrała z tej szafki..."
"Ta" szafka kiedyś wydawała mi się bardzo przepastna. Mieszkały tam talerze, salaterki, sztućce wyciągane na okoliczność wyższej rangi. Mieszkała tam też złoto - bordowa puszka po niemieckim KAKAO. Puszka nie pachniał już nawet KAKAO. W puszce tej, moja mama chowała najciekawszą zabawkę mego dzieciństwa - guziki! Pojedyncze, w kompletach, z dwoma, trzema, czterema dziurkami. Owalne, okrągłe, trójkątne.   
Odpruwane od sweterków, bluzeczek, kurteczek, z których powyrastaliśmy. 
Bywały walutą, często obcą, bywały materiałem konstrukcyjnym i konsumpcyjnym. 

W moim domu guzików dosłownie kilka. Mieszkają w puszce po ciastkach. Na wieczku pudełka obraz Moneta. W środku bałagan. Puszka bywa ulubioną zabawką synka. Oto ulubione guziki pięciolatka.




Wymiary pracy:
Wielkość: 15x15
Oprawa: 20x20

poniedziałek, 11 lutego 2013

Opowieść o pierwszym spojrzeniu!

Mała cukiernia. Pachnie lukrem i drożdżami. Nie mogę oderwać oczu od pracującej tam dziewczyny. Oliwkowa cera, malinowe usta, zdrowy blask włosa.
Kątem oka widzę jak chłopak, który właśnie wszedł wlepia  w nią wzrok. Ledwie dokonuje zakupu. Ledwie odbiera zakupionego pączka. Słyszę świst strzały. Wiatr targa mi włosy. Teraz to ja nie mogę oderwać od nich oczu.
Mam nadzieję, że się udało!







poniedziałek, 4 lutego 2013

Opowieść o dziczyźnie.

Dzik obcy nam nie jest od czasów wakacji. Kemping w Piaskach. Pierwsza noc pod płóciennym dachem. Walka o cukier z młodymi warchlakami. Druga noc. Próba obwąchania namiotu. Klaskanie. Potem już spokój.

Wtopione w miejscowy krajobraz budziły ciekawość, a zapach wykręcał nos.
Zwierze to jednak malownicze i godne uwiecznienia.


Wymiary: 13x13
Oprawa: 20x20


Dziczyzna wprost ze szkicownika.














Dziczyzna uwolniona na Szerokiej.
Dziczyzna kempingowa.