Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ważne. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ważne. Pokaż wszystkie posty

sobota, 24 listopada 2018

Wielorazowe płatki kosmetyczne

Krysia to uszyła - wielorazowe płatki kosmetyczne
Zdjęcia te robiłam późnym wieczorem po mega świetnej imprezie i tuż przed zmyciem makijażu, więc są tak cudnie nieidealne jak ja wtedy ;-)
 
Dla jednych to o czym dziś napiszę będzie sprawą oczywistą, dla drugich zupełną nowością i olśnieniem.

Każdy kto już choć trochę zastanawiał się nad tym jak ograniczyć marnotrawstwo tego co mamy z jednej strony i produkowanie mniejszej ilości śmieci z drugiej strony (czyli dobrze jest mu znanana filozofia zero waste), na pewna zna już różne sposoby jak tego dokonać.

Krysia to uszyła - Krysia i wacik wielorazowy bawełniany kosmetyczny

  Zmęczenie sobotniej nocy - to jest to co tu widzicie :D

Na przykład coraz bardziej popularne (ku mojej wielkiej radości!) stają się woreczki wielorazowe szyte z firanek i zastępujące jednorazowe foliówki na warzywa, owoce czy orzechy. Co prawda w rzeczywistości widzę je w sieci, czytam o nich, ale... jeszcze nie widziałam w sklepie by ktoś z takiego rozwiązania korzystał. Fakt - rzadko w ogóle bywam w sklepach (potrafię przez tydzień do żadnego nie zajść), ale jak już w jakimś jestem, to i tak tego nie widzę. Sama sobie takie w końcu uszyłam wczoraj (sic!) dzięki czemu z moich wczorajszych zakupów (no, akurat wypadł dzień uzupełniania lodówki i spiżarki, co się u nas odbywa średnio raz na tydzień czy dwa) przywiozłam zero reklamówek, a warzywa spakowane w siateczkowe woreczki wylądowały od razu w lodówce ze świadomością, że mogą w nich swobodnie oddychać. Owoców też z woreczków nie wyciągałam, bo w sumie nie ma takiej potrzeby - spokojnie mogą być w nich przechowywane, a nawet opłukiwane.

Dużo częściej natomiast spotykam się z używaniem wielorazowych toreb na zakupy. Głównie spowodowane jest to podniesieniem cen za reklamówki foliowe, dzięki czemu ludzie coraz częściej starają się przy sobie zawsze jakąś torbę mieć i nie musieć wydawać pieniędzy na nietrwałą reklamówkę. Daje to bardzo fajny efekt ograniczenia bezsensownego generowania nowych śmieci.

Krysia to uszyła - bawełniane wacki wielorazowe

W higienie dla kobiet jest wiele ekologicznych rozwiązań. Podczas okresu możemy używać podpasek czy tamponów biodegradowalnych (bez plastiku) czy wielorazowych albo kubeczków menstruacyjnych (muszę sobie sprawić i już czuję, że je pokocham!).

A do codziennej pielęgnacji twarzy czy do demakijażu (u jednych to to samo, u innych dwie różne rzeczy - ja jestem w tej drugiej grupie) to są dostępne wielorazowe płatki kosmetyczne. I choć płatki nie są może wielkim problemem w porównaniu z całą resztą śmieci, na ogół są i tak bawełniane, więc dosyć szybko się rozłożą, pozostaje jednak sprawa plastikowych opakowań po nich, które się mnożą, a te już się tak szybko nie rozłożą, a w zasadzie, to się po prostu nie rozłożą. Z resztą jeśli można użyć jednego wacika sto razy (przykładowo) zamiast stu oddzielnych wacików, które zaraz po użyciu lądują w koszu na śmieci, to może warto się nad tym zastanowić?

Krysia to uszyła - bawełniane wielorazowe płatki kosmetyczne BEAUTY - no śliczne no!


Ja się ostatnio dużo zastanawiam i poza zastanawianiem zaczęłam też robić. Na temat wielorazowych płatków kosmetycznych wpadłam już baaaaardzo dawno temu, kręciły się gdzieś w koło mnie aż przyszedł taki dzień, że w końcu usiadłam i je zrobiłam dla siebie. I oczywiście nie takie zwykłe, a ładne, co by było od razu przyjemnie i pożytecznie. I od razu te płatki uznałam za coś genialnego! Bo choć maluję się rzadko (może nawet bardzo rzadko) to płatków i tak używam. A teraz używam tych wielorazowych i jestem z nich bardzo zadowolona.

Krysia to uszyła - płatki kosmetyczne zero waste


Makijaż zmywają bez problemu, cerę oczyszczają dobrze, maseczkę też zdejmą z twarzy :-) Swoje prałam dopiero raz (zrobiłam ich sobie tak dużo, że nie miałam potrzeby prać je wcześniej) i po praniu wszystko z nimi w porządku i normalnie można korzystać z nich dalej :-)

Korzystam z nich do czyszczenia twarzy własnej i jak do przemycia twarzy dzieciaków, które czasem ciężko jest zagnać do łazienki, a jak tylko coś zjedzą, to zaraz buzie mają całe umorusane. Ogólnie w temat tych płatków wkręciłam się bardzo i sobie myślę, że może jeszcze kogoś innego tym pomysłem zarażę?

Krysia to uszyła - płatki kosmetyczne do demakijażu

A jeśli się zastanawiacie dlaczego pani od aniołów zajęła się wacikami, to Wam powiem, że ogólnie to ja jestem wielkim wrażliwcem. Łatwo się wzruszam, mocno współodczuwam i jeśli jest coś co mogę zrobić i w ten sposób jakoś pomóc, to to robię. Szycie aniołów to pomoc w wyrażeniu przez innych wdzięczności czy nadziei, a waciki wielorazowe to pomoc naszej planecie w większej, globalnej świadomości i w ograniczeniu śmieci. Jeśli choć jedna osoba się przekona do tego pomysłu, to już będzie odrobinkę lepiej nam wszystkim :-) Bo jeden mały krok ku większej świadomości na ogół pociąga zaraz za sobą następny, więc to może być fantastyczny początek podróży ku ograniczaniu odpadów.

Krysia to uszyła - ekologiczne bawełniane waciki wielorazowe do demakijażu - różowe


A ile z Was zna ten temat i używa takich płatków? Albo zna temat, zastanawia się i nie używa (jak ja długo miałam)? Napiszcie, bo ciekawa jestem kto tu zagląda :-)

A przy okazji myślę właśnie nad wymyśleniem nazwy na woreczek do prania wacików. Nazwy krótkiej i zwięzłej, która bez problemu zmieści się an etykiecie i szybko będzie się kojarzyć z woreczkami do prania właśnie :-) Jeśli chcecie mi pomóc, to wpadnijcie do mnie na Facebooka (https://www.facebook.com/krysiatouszyla/), bo tam wspólnie szukamy najtrafniejszego rozwiązania.

Krysia to uszyła - płatki kosmetyczne i woreczek do przechowywania


No to tyle na dziś, choć tematu wcale nie wyczerpałam, ale więcej może innym razem. Jak macie jakieś pytania - pytajcie! Co będę wiedziała, to powiem, czego nie będę wiedziała, to sprawdzę lub napiszę, że nie wiem ;-)

Udanego weekendu,

Krysia

środa, 27 września 2017

Siedem lat...

Krysia to uszyła na zamówienie - anielica lekarka tilda ze wspaniałym stetoskopem

Patrząc na to co się dzieje ostatnio na blogu, można byłoby sobie pomyśleć, że nie dzieje się u mnie nic. A w rzeczywistości jest dokładnie na odwrót - dzieje się tak dużo, że hej, na wiele rzeczy czasu brak i dlatego na blogu nic się nie dzieje...

anielica lekarka tilda uszyta na zamówienie - Krysia to uszyła

Nie będę Was od razu we wszystko wtajemniczać, tylko może tak pomalutku, powolutku, po troszeczku, by się w ogóle to dało ogarnąć.

Anielica lekarka tilda ze stetoskopem i w okularach na zamówienie

I zacznę od mojej małej - wielkiej refleksji.

Nie wiem jak to u Was z tym jest, ale u mnie, w moim prywatnym życiu, zauważyłam pewną tendencję cykli siedmioletnich. Polega to na tym, że jeżeli coś lub ktoś w moim życiu jest przez siedem lat, to:
1) za pewne jest to ważne coś lub ktoś, skoro tyle czasu nam wspólnie upłynęło 
2) po właśnie okołu siedmiu latach w relacjach z tym czymś/kimś następuje jakieś przewartościowanie, przełom, trach bum bang.

Anielica lekarka tilda w okularach - Krysia to uszyła

Najprościej jest mi to pokazać na przykładzie mojego związku.

 Zakochałam się kiedyś tam - dawno dawno temu w pięknym młodym chłopaku, a do tego jeszcze inteligentnym, dowcipnym, wrażliwym i mądrym. Któregoś dnia staliśmy się parą. Życie w parze upływało nam na ogół cudnie, a po siedmiu latach - po głębokich przemyśleniach i dojściu do wniosku, że nikogo innego jak siebie nie chcemy - nastąpił nasz ślub.

Po kolejnych wspólnych siedmiu latach nastąpiły między nami pierwsze poważne zgrzyty i kłótnie (tak - czekaliśmy z tym czternaście lat!). Był to gorący okres pełen przemyśleń i przewartościowań, który... upewnił nas w naszych decyzjach, pozwolił spojrzeć na nasz związek z innej perspektywy, wnieść nowe wartości do niego. 

Obecnie jesteśmy dziesięć lat po ślubie i z ciekawością myślę o tym co nasz związek czeka za kolejnych cztery lata - jak wtedy siebie zaskoczymy, co się zmieni, co wtedy będzie ważne i jakimi ścieżkami będziemy chcieli podążać?

Anielska lekarka uszyta na zamówienie - Krysia to uszyła - tilda

Ale to była w sumie taka dygresja...

Bo chodzi o to, że siedem lat temu w moim życiu pojawiły się anioły, tildy i pomysł ich szycia. Siedem lat temu!

I tu cykl siedmioletni też dał mocno o sobie znać - ostatnie miesiące upłynęły mi nad bardzo silnym biciem się z myślami, zastanawianiem się czy ja dalej chcę to robić, czy to ma jakikolwiek sens, czy po macierzyńskim w ogóle chcę wracać do tego tematu.

Krysia to uszyła - anielica lekarka uszyta na zamówienie z pięknym stetoskopem

Z tego co widać, to trochę tak, bo szyję. 

Ale jest też to czego nie widać, czyli mnóstwo wątpliwości, frustracji i argumentów za tym, by to jednak rzucić w cholerę i zająć się czymś innym.

Właśnie teraz ważą się losy mojego dalszego szycia.

Ale resztę opowiem może innym razem...

Krysia to uszyła - anielica tilda lekarka - widok z tyłu na skrzydła

A post ten został zilustrowany zdjęciami jednej z najnowszych moich realizacji - anielskiej lekarki. Zwróćcie uwagę jak cudnie wyszły okulary i ten stetoskop! I jakie ma słodkie skarpetki :-) 
Do takiej pani doktor to można chodzić, co?

Pozdrawiam!

Krysia
 

sobota, 16 lipca 2016

Przerwa na życie

Krysia to uszyła - szkic Grzesia

Kochani!

Jeśli ktoś się czasem zastanawia gdzie zniknęłam i dlaczego, to donoszę, że pochłonęła mnie moja codzienność, w której na chwilę obecną nie ma czasu na internet ani szycie. Od dwóch miesięcy jest z nami nowy, mały, wspaniały człowiek, który (wraz ze swymi starszymi siostrami) zapełniają mi czas aż po brzegi i pewnie szybko się to nie zmieni. Na szczęście czas spędzony z nimi, to piękny czas, więc się bardzo cieszę, że jest.

Do szycia pewnie wrócę za rok jakiś, a póki co sprawdzam czy ja i moja ręka jeszcze pamiętamy jak się rysuje, bo bardzo dawno już tego nie robiłam.

A więc ja odpływam do swego życia, a Was wszystkich pozdrawiam ciepło!

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Porządki

personalizowane maskotki czarne kotki

Zamilkło mi się na dość długo, co?

personalizowane maskotki kotki czarne

I jak tu teraz odmilknąć lekko, płynnie i bez bólu???
Natłok informacji zaistniałych i niewypowiedzianych blokuje gadaninę o tyle, że zupełnie nie wiem od czego by tu zacząć - co uznać za najważniejsze i istotne, a co zgrabnie przemilczeć...

maskotki personalizowane kotki

No ale... To może ja po prostu zacznę nawijać :-)
Zamilkło mi się, bo moc innych, ważniejszych spraw domagała się realizacji i gdy tak je realizowałam, to na koniec dnia nie starczało już mi sił na nic poza snem spokojnym (który to - nota bene - wciąż jest mi przydzielany skąpo bardzo, bo przespanie przez Hanię całej nocy było tylko jednorazowym wybrykiem i mała niestety szybciuteńko wróciła do trybu "przynajmniej co dwie godziny chcę mamę mocno przytulić" więc się wysypiam nie bardzo...), a w ciągu dnia, pomiędzy codziennymi sprawunkami nie było czasu ni siły na blogowanie. Choć chciało mi się nie raz szybko coś skrobnąć, ale i tak do komputera, jak przyszło co do czego, to nie dochodziłam...

maskotki na zamówienie koty

Ech no, wodę leję jakbym kandydowała na prezydenta! Dobrze, że przynajmniej nic Wam nie obiecuję - ni gruszek na wierzbie ni emerytury, bo mogłaby mnie fala wyborcza (no już powyborcza...) tak ponieść głupio ;-)

Niemniej do rzeczy!

Dzieje się u mnie, oj dzieje! Dzieje się tyle, że hej! 
Wraz z tą wiosną postanowiłam zrobić porządek w moim życiu i wciąż jestem na etapie sprzątania, ale już się nie mogę doczekać namacalnych efektów mej pracy! Z resztą nie tylko mojej, bo i mąż aktywnie się dołączył do sprzątania, więc wspólnie wywracamy nasz świat do góry nogami, stwierdzając przy tym ze zdumieniem, że dopiero teraz stawiamy go na nogi, a do tej pory funkcjonowaliśmy jak te błazny w cyrku chodząc na rękach... Więc nic dziwnego, że mieliśmy już dość i zmiany które wprowadzamy dążą ku normalności, co czujemy wyraźnie.

 A co takiego robimy?

Na początek organizujemy sobie miejsce do pracy - wynajęłam pokoik w centrum naszej mieściny (zwany dalej pracownią), który adaptujemy do naszych potrzeb. Jak chyba wo tej pory szyłam w między czasie rozdarta między dziećmi, naczyniami do pozmywania, ubraniami do wyprania, obiadami do ugotowania a zamówieniami. Teraz - będąc w pracowni wiem że tam jestem by szyć, będąc w domu wiem, że tam jestem by być z dziećmi i zająć się domem, będąc u znajomych wiem że tam jestem by z nimi być i odpocząć od całej reszty. 
Taka prosta zmiana, a jakże porządkująca mój świat!

w pacowni - kot maskotka na zamówienie
W pracowni - odsłona pierwsza
Przy okazji bardzo ułatwiam życie moim miejscowym klientom, którzy często do mnie po prostu nie przychodzili, bo nie chcieli mi przeszkadzać w mym domowym zaciszu lub bali się przychodzić, bo odstraszały je dwa ujadające psy witające wszystkich przy bramie. Teraz wiadomo, że można zajść do mnie do pracowni i już. I żaden pies nie stoi na drodze i ingerencji w me życie prywatne nie ma, a spodnie szybko są podłożone :-)

w pracowni - kot maskotka personalizowana
W pracowni - odsłona druga: w tle - łóżeczko Hani i praca męża


No i do tego w miasteczku, w którym perspektyw na pracę raczej nie ma (no nie ma po prostu), w którym ambicji zawodowych trudno szukać, stworzyłam sobie miejsce pracy, dzięki któremu myślę, że zarobię na spokojne życie (bo na luksusowe to pewnie nie), bez przymusu długich dojazdów do pracy czy wyjazdów zagranicznych (obie formy są standardem w naszych rejonach) i bez szukania opieki do dziecka (bo Hania dzień spędza wraz ze mną w lokalu gdzie ma swoje miejsce, łóżeczko i zabawki).

w pracowni - maskotka na zamówienie kot
W pracowni - odsłona trzecia: drzwi  jeszcze muszę przemalować, bo takie zostać nie mogą!

No i lokalizacja jest boska! Pracuję sobie w samym centrum pomiędzy lumpeksem (czyli jedynym sklepem odzieżowym w naszym miasteczku) a przychodnią (czyli najtłumniej odwiedzanym miejscem), lub - ujmując to inaczej - między obowiązkowym szlakiem większości mieszkańców, czyli między przychodnią a apteką ;-)
Lepszego miejsca być nie mogło!

Wiec ten prosty krok, jakim było otwarcie pracowni, jest  genialny i szalenie się cieszę, że go w końcu zrobiłam!  I jednocześnie nie dowierzam, że nie zrobiłam go jakieś dwa-trzy lata wcześniej. Ale dobrze, ze w ogóle :-)

To nieobecność na blogu mam chyba usprawiedliwioną, co?

tort na Dzień Dziecka i babeczki
Wspomnienie sprzed roku - pyszny tort i wspaniałe babeczki upieczone dla mych dzieci :-)

Pozdrawiam wszystkich tęskniących gorrąco!
I cudownego Dnia Dziecka wszystkim życzę!!!
Dbajmy, szanujmy i dopieszczajmy te małe dzieci które w nas są - one tego potrzebują!!!

A kociaki z dzisiejszego postu powstały specjalnie na Dzień Dziecka i dziś upiększą dzień dwóm dzieciaczkom :-)

środa, 22 kwietnia 2015

Radość

miś tilda Krysia
Karola kładzie misia na kanapie w klockowym domku ;-)

Jeszcze nie dowierzam, ale to się stało na prawdę! 
Otóż dziś Hania wstała po raz pierwszy o 5:20 (i nic to, że od razu na równe nogi)!
Do tego Karola ani razu nie spacerowała od siebie do sypialni!  
Czyli że ja dzisiejszą noc miałam całą aż po brzegi wypełnioną spaniem! 
Po raz pierwszy od 15 miesięcy spałam snem niczym nie zmąconym!

I szczerze mówiąc, to po takiej nocy można wstać o tej 5:20 całkowicie wyspanym i radosnym :-)
Jupi!!!

Ot i takie to sprawy wywołują wielką radość we mnie trwającą cały dzień :D 
Ale czego chcieć więcej jak resztę spraw ważnych już mam?

piątek, 17 kwietnia 2015

Za drzwiami pracowni

w pracowni u Krysi Wieczne planowanie

Pracownia jest chyba marzeniem wszystkich osób pracujących - czy to zawodowo czy też hobbistycznie, niezależnie od zawodu i formy pracy. Móc pracować w miejscu do tego właśnie stworzonym, a nie robić coś między kotletem a rozbieganymi dziećmi - to jest dopiero coś!
I ja odkąd coś tworzę nie tylko dla siebie, a również dla innych, to marzę o swej własnej pracowni z drzwiami. Bo drzwi i możliwość zamknięcia się i bycia tylko do zrealizowania konkretnego zadania są sprawą niezwykle dla mnie ważną. Pewnie dlatego, że drzwiami takowymi nie dysponuję. 
Odkąd mieszkam tu gdzie mieszkam moje miejsce pracy przenosiło się już tyle razy, że pewnie zliczyć bym nie umiała ile. Przez chwilkę nawet miała swój pokoiczek (z drzwiami) gdzie mogłam spokojnie popracować podczas gdy mąż opiekował się córką. Ale gdy pojawiła się Hania te pomieszczenie okazało się nie praktyczne, bo tam z małą zamknąć się nie mogłam (za mało miejsca na mnie na dziecko). Już nie mówiąc, że pomieszczenie to jest bardzo sezonowe i na zimę stamtąd i tak trzeba się wynosić (czytaj - brak ogrzewania), więc długo tam maszyna nie postała i czekały ją kolejne przenosiny.
Obecnie moja pracownia, to kawałek stołu pod oknem w pomieszczeniu, które pełni rolę kuchni, jadalni, salonu (to tak z wielkim przymrużeniem oka), placu zabaw dla dzieci i pokoju gościnnego. Jednym słowem całe życie się w nim toczy, a gdzieś pomiędzy tym i moja praca.
A jako, że nie potrafię pracować w bałaganie (czuję ogromną potrzebę posprzątania nim usiądę do roboty), to stan ze zdjęcia powyżej wymaga jeszcze posprzątania by w ogóle zacząć pracować. Na ogół nim wszystko ogarnę, to się okazuje, że nie mam czasu na szycie, bo to już czas obiad szykować, a jak już są wszyscy i obiad jest zjedzony, to ten mój porządek który wypracowałam jest skutecznie wypierany na rzecz bałaganu i chaosu, którego wieczorem nie mam sił ogarnąć, więc zaczynam ogarniać rano - tak mniej więcej do obiadu i kółeczko się zamyka tzn doba się kończy i zaczyna następna. I czasem na prawdę nie wiem kiedy mi się w ogóle szyć udaje - tak na prawdę to nieźle się gimnastykuję by cokolwiek powstało.
Ale mam wrażenie, że gdybym mogła zamknąć za drzwiami te wszystkie niewstawione prania, niepozmywane kubki i talerze, niezamiecione podłogi, niepościerane kurze i rzeczy na miejsca niepoukładane - mieć to wszystko głęboko w nosie i zamiast przejmować się tym całym bałaganem wejść do pracowni gdzie byłabym tylko ja i praca (no dobra - i Hania jeszcze), to pewnie fajnie by mi się pracowało. Ciekawe bardzo jak to jest w rzeczywiśtości....

To się dzisiaj rozgadałam! Chaotycznie i nieskładnie, ale kto by się mógł skupić w takim bałaganie?(no nie sprzątnęłam jeszcze...)

Skupienie mi wychodzi tylko w nocy gdy już moi ukochani śpią, a ja siedząc przy przytłumionym świetle nie widzę tego całego bałaganu i mogę sobie spokojnie robić na szydełku.
W.I.P. kocyk szydełkowy kolorowy Krysia

No, chyba, że sił już nie mam i na szydełko, to wtedy idę spać z pozostałymi.
Powiedzcie mi - czy ja marudzę? Czy tylko marzę sobie na głos?

Pozdrawiam i do następnego!

*******

Po waszych komentarzach i po przemyśleniu sprawy, dochodzę do wniosku (nie wiem na ile słusznego), że to wcale nie te drzwi są najważniejsze - one są tylko symbolicznym oddzieleniem czasu pracy od czasu bycia dla wszystkich. Więc to nie tych drzwi mi brakuje najbardziej, a CZASU na pracę - tego momentu, gdy o innych rzeczach mogę nie myśleć, niczym/nikim innym się nie zajmować i po prostu pracować. Bo póki co - nie ma co ukrywać - takiego czasu po prostu nie mam, no chyba że wszyscy zasną, a ja jeszcze mam na coś siłę. 

Fajnie jest wiedzieć i umieć nazwać czego mi brak, bo wtedy łatwiej jest to od życia wynegocjować :-)



poniedziałek, 23 marca 2015

Wiosna przyleciała!

pierwszy bocian przyleciał

Dziś - gdzieś tak około godziny siedemnastej - moja starsza córcia, która właśnie bawiła się u siebie w pokoju, zawołała:
 Mamo! Mamo!!! A wiesz co ja widzę???
Nie wiedziałam, więc poszłam zobaczyć. I wiecie co zobaczyłam? 
BOCIANA!!!!
A więc wiosna na prawdę przyleciała!!!
Mała przeżywa to bardzo wciąż się każdego pytając - a cieszysz się, że przyleciał? A cieszysz się?? A widziałeś? A cieszysz się?
I ja się cieszę, bo to widok cudny i oznaka, że życie znów zaczyna się od nowa :-)

pierwszy bocian idzie spać

Zdjęcia pokazują dzisiejszego bociana, którego widać z okna pokoju córci :-)

piątek, 6 marca 2015

Scenka rodzajowa

szydełkowe króliki amigurumi

Pani Ania została wezwana na dywanik do dyrektora. Serce od razu zabiło jej mocniej, nogi się pod nią ugięły, usta spierzchły, a przez głowę przeleciał szybciutki rachunek sumienia - co zrobiłam nie tak?, o czym zapomniałam?, czego nie dopilnowałam? Dobrze wiedziała, że ze zmęczenia i przepracowania mogła coś pominąć, czegoś nie dopatrzeć... tylko co/czego???

 szydełkowe króliki amigurumi

Na miękkich nogach, wciąż intensywnie myśląc o wszystkich swych możliwych przewinieniach, udaje się do gabinetu swego pracodawcy. Pokornie siada na krzesło vis-à-vis szeroko uśmiechniętej, pulchnej buzi szefa (hmm uśmiechniętej - to może nie będzie tak źle... - nieśmiało myśli pani Ania).
 
crochet bunny amigurumi rabbit

Szef od razu przechodzi do rzeczy:

crochet amigurumi bunny

- Pani Aniu - muszę pani powiedzieć, że jestem bardzo zadowolony z pani pracy! (uff!!! kamień z serca! jednak o niczym nie zapomniałam!!). Zauważyłem, że bardzo się pani rozwinęła (ojej! Zauważył!!!) i ma pani niesamowity talent (jejejejejejjjj, chyba umrę!). Nie da się ukryć, że jest pani również bardzo rzetelna i skrupulatna (ojjj - chyba dostanę premię!!!!) i jak pani coś zrobi, to na prawdę nie ma się do czego przyczepić - wszystko jest zrobione na tip top!  (a może nawet podwyżkę????). Wiem, że zostaje pani po godzinach by dopiąć wszystko na ostatni guzik w terminie i muszę przyznać, że bardzo mnie cieszy pani zaangażowanie (I chyba płatny urlop się szykuje - yuppi!!!!). Od razu widać, że wkłada pani w tę pracę całe swe serce (a może dostanę firmową komórkę?). Widzę również, że ta praca sprawia pani wiele satysfakcji  (lub nawet samochód???) - a satysfakcja z pracy to rzecz bezcenna (lub karnet na basen???). I właśnie w związku z tym mam dla pani propozycję (oj! Kocham pana panie szefie!):


szydełkowy królik amigurumi

  Co by pani powiedziała gdyby odtąd pracowała pani dla mnie za pół pensji? (????) Przecież widzę jaką radość pani ta praca sprawia! (?!?!?!?!?!??!?!?!) Albo może zróbmy lepiej - może niech pani popracuje dla mnie za darmo (??!!?!!?!!!***), a ja w imię uznania polecę panią moim znajomym i nawet nie będzie musiała pani mi za to polecenie zapłacić (??????                            ). A moi znajomi również panią na pewno docenią i dla nich też będzie pani mogła popracować radośnie za darmo (??                                ), bo taki talent przecież nie może się zmarnować!  (......                                ) A ci znajomi - i jestem tego pewien! -polecą panią swoim znajomym i w sumie to będzie pani miała zapewnioną pracę aż po grób - po szesnaście godzin dziennie - codziennie! (                                ) I to jakże satysfakcjonującą pracę!  (   )
 I co pani Aniu? Co pani na to??

króliczek szydełkowy amigurumi ogonek

No właśnie... I jak pani Ania powinna zareagować na tak kuszącą propozycję???

środa, 18 lutego 2015

Dobry dzień :-)

Krysia dom i girlanda szydełkowych serc

Dziś jest jakoś fajnie :-) Od rana pachnie ciastem marchwiowym, które mąż wczoraj upiekł, a ja dziś konsekwentnie podjadam (tak że nie wiem czy mu coś zostanie jak wróci z pracy... bo pysznie wyszło...). Starsza córa wstała dziś bezproblemowo i ubieranie jej oraz szykowanie do przedszkola poszło bardzo sprawnie. A ja postanowiłam wziąć dziś sobie wolne od domowych obowiązków. Tzn tak prawie, bo jednak coś tam pewnie zrobię, ale tylko minimalnie. I choć pewnie szybko odbije mi się to czkawką (bo jak ktoś tu nie lubi bałaganu, to ja właśnie) to dziś się tym nie przejmuję... Zamiast tego mam czas dla siebie :-)

Krysi dom i koty w sypialni

No... Takie w każdym razie były plany... A rzeczywistość? Dziewczyny dziś wstały o 5:40 absolutnie bez chęci ponownego położenia się spać. Mi - która położyłam się pięć godzin wcześniej, a w między czasie byłam trzy razy budzona przez młodszą na karmienie i przytulanie - to było jakoś za wcześnie...

Krysi dom i dziewczyny w sypialni

Na moje szczęście mąż wstał chwilę później, więc mu dzieci oddałam, a sama się zdrzemnęłam jeszcze do siódmej i jest już troszkę lepiej :-) Za to zapach ciasta został niestety zaduszony pichceniem teściowej (dziś mi jakoś nie w smak te zapachy....). Z pozytywów - ciasto w nocy nie zniknęło i rzeczywiście mam co podjadać do kawki ;-)

Krysi dom i Hania buszuje w szufladach

Ale! Teraz (a jest dopiero dziewiąta) starsza córa jest już w przedszkolu, młodsza ze zmęczenia w końcu zasnęła (rzecz od dawna nie spotykana o tej porze!), a ja z ciepłą kawką siedzę sobie przy komputerze i piszę post - rewelacja! Ta błoga cisza i spokój szybko się może nie powtórzyć, więc korzystam póki mogę :-)

Krysi dom i Hania śpi

 A fakt, że w tej ciszy siedzę i piszę zamiast brać się za sprzątanie świadczy o tym, że moje dzisiejsze leniuchowanie jest oficjalnie rozpoczęte!

A teraz stąd szybko umykam, bo marzy mi się by dziś coś uszyć, tak mi się za szyciem zatęskniło!

szydełkowe serdeczności Krysi

Tylko jeszcze pięknie podziękuję MISTRZOM REKLAMY - cudnie odśpiewaliście swą pieśń, tak że teraz dzięki Wam wciąż siedzę z wielkim rogalem na buzi, aż zaraz pewnie od tego zakwasów mięśni twarzy dostanę ;-)
 DZIĘKI OGROMNE!!!

A więc miłego, leniwego dnia wszystkim życzę!!! A sama spróbuję pogodzić córę z maszyną i maszynę z córą - oby się udało!

*p.s. - a jednak wspomnę jeszcze o zdjęciach - są to małe migawki z mego domowego zacisza. 
I tak od góry po kolei widać:
1) walentynkowy akcent w pokoju
2) senne kociska w sypialni
3) fiki i wybryki dziewczyn na łóżku rodziców
4) poranna kawka i niczym nieposkromiony mały szperacz szufladowy
5) śpiąca Haneczka
6) szydełkowe serdeczności :-)

środa, 4 lutego 2015

Refleksyjnie


Piałam (s mi zjadło i teraz nie wiem czy je uzupełnić, bo może i faktycznie piałam a nie pisałam?) o tym na facebooku, ale z chęcią i tu napiszę bo naszła mnie dzisiaj myśl cudna. A mianowicie taka, że uwielbiam ten mały światek wykreowany w całości przeze mnie! I te momenty gdy spoglądam na stół i może nie ma tam wielkiego porządku, ale oczy i tak się cieszą, bo widzą piękne rzeczy. A zwłaszcza miło się na duszy robi gdy przychodzi olśnienie, że to wszystko jest przecież hand made by myself! I choć z większością rzeczy, które robię przebywam bardzo krótko, to cieszą nawet te drobne chwile z nimi spędzone :-)

Bo widzicie - czasem sens tego co robię gdzieś mi się zatraca, a takie olśnienia dodają skrzydeł i uświadamiają, że to co robię naprawdę MA sens. I to jest piękne :-D

A refleksja mnie naszła dzięki dzisiejszej zawartości mego stołu, który widać na powyższym zdjęciu.

piątek, 30 stycznia 2015

Angry

Angry Birds amigurumi crochet

I wychodzi na to, że strasznie się wciągnęłam w tworzenie na szydełku! Już dawno nie miałam takiej manii szydełkowania, ale jak widać wraca ono do mnie jak bumerang. Tym razem praca na szydełku miała być jednorazową odskocznią od codziennej pracy - takim czasem świątecznym, a wychodzi na to, że się po miesiącu od szydełka oderwać nie mogę. Ba! ten świat fascynuje mnie coraz bardziej!

Andry Bird amigurumi crochet

Wszystko się zaczęło od małpy, którą już poznaliście i która mi się wcina na zdjęcia chyba do każdego postu odkąd powstała. Zaraz po niej powstały Angry Birds'y, a dopiero potem zaczęłam przeszukiwać sieć wypatrując jakiegoś wzoru na misia (bo przecież Karola chciała misia) i trafiając na całe morze cudnych szydełkowych wytworów od których szczęka opada, no i zaczęły powstawać kotki i misie i inne cudeńka, które Wam pewnie jeszcze kiedyś pokarzę (jak się z czasem zaprzyjaźnię i będę go miała więcej).

Angry Birds amigurumi crochet

I mam teraz straszną ochotę wszystkiego wypróbować (no dobra, nie wszystkiego, a tylko rzeczy wybrane, których i tak jest cała moc i pewnie życia nie starczy by wszystko zrobić), bo przecież na razie ledwie liznęłam ten szydełkowy temat.

Angry Birds Red amigurumi girl

A jest to o tyle kuszące, że do robienia na szydełku na prawdę nie trzeba wiele - wystarczy kawałek włóczki i szydełko, więc jest przy tym dużo mniej zamieszania niż przy szyciu. I można pracować w każdych wolnych pięciu minutach, gdy mała ma drzemkę czy jak już wszyscy w domu śpią - bo robotą na szydełku na pewno nikogo nie zbudzę ;-)

Angry Birds Red Girl amigurumi

No więc póki co siedzę sobie i dłubię na szydełku różne różności, a córa zamówień ma coraz więcej ;-)

A tu mała odsłona tego jak faktycznie zdjęcia powstawały - namówienie Hani by pozwoliła mi porobić zdjęcia graniczyło z cudem - bardzo jej zależało na pobyciu z mymi szydełkowymi stworami, które albo przytulała, albo przewracała, albo na nie siadała lub ewentualnie gryzła ;-)

Angry Birds amigurumi crochet

A na koniec muszę jeszcze donieść z ogromną radością o nowym blogu - PANI POCZYTALNIA - który polecam wszystkim spragnionym dobrej literatury serdecznie! Ale niech Was tytuł nie zmyli - nie tylko o książki tu się rozchodzi, o nie! I tu muszę zacytować autorkę (bo mi to słów brakuje...): 
Jest to blog o życiu z rozmysłem, powolnym i uważnym smakowaniu życia, świadomej rezygnacji z tego co mniej istotne. Przeczytacie tu o rodzącej się fascynacji minimalizmem i prostotą. O wychowaniu i rodzicielstwie, nie z pozycji autorytetu, a z pozycji osoby, która codziennie podejmuje trud rozpoznania świata małego dziecka.  O feminizmie stosowanym, bo nawykowa nierówność mi przeszkadza. O podróżach nieoczywistych, głównie palcem na mapie  lub z nosem w książce. I o książkach, a jakże!
No i tak właśnie jest :-). Czyta się go świetnie - połyka wręcz w całości! Więc zaglądajcie i się sami przekonujcie o tym cóż mnie tam tak urzekło :-)

A więc miłej lektury i do przeczytania!

niedziela, 15 grudnia 2013

Wyczółek



Ostatnio bardzo ważnym projektem w jakim miałam przyjemność wziąć udział było uszycie Wyczółka, czyli lalki Leona Wyczółkowskiego dla Muzeum im. L.W. w Bydgoszczy. Było to dla mnie nie lada wyzwanie, któremu jednak się oddałam z radością :-). 

I póki co jestem zadowolona z efektów końcowych :-)
Wyczółek ma około 60cm wzrostu i zginające się ręce oraz nogi. Nogi są dodatkowo obciążone by mógł ładnie zarzucać nogami, bo Leon w Bydgoszczy ma swoją animatorkę, która go wprawia w ruch i daje mu głos :-). 

Ma też komplet ubrań wyjściowych oraz roboczych oraz różne akcesoria. 

Tak na luzie jest w koszuli:


Wyjściowo zakłada marynarkę oraz kaszkiet, a w dłoń bierze laskę:


Do malowania zakłada fartuch roboczy i łapie się za paletę i pędzel:


A gdy wchodzi do pracowni graficznej, to nakłada fartuch graficzny, którego to nawet nie sfotografowałam ;-)
W ogóle jeśli chodzi o zdjęcia, to trochę dałam ciała, bo jakoś całkiem zapomniałam zrobić mu sesję zdjęciową w dobrym świetle, więc jest co jest, ale dobrze, ze w ogóle się opamiętałam i mu kilka zdjęć przed wysyłką zrobiłam ;-)

Ale sobie na pamiątkę zdjęcie z Wyczółkiem zrobiłam - jakość żenująca, ale choć mam dowód na to, że był u mnie :-)


No a teraz Wyczółek mieszka już sobie w Bydgoszczy i najpewniej pobędzie tam przez długie lata. Czasem wychodzi z muzeum na spacery do okolicznych przedszkoli, by opowiedzieć o sobie i swoim malarstwu dzieciom. I ogólnie mam nadzieję, że dobrze mu się wiedzie :-)